poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 87 - "Amnezjo, przepadnij!"

Kochani!

Przepraszam za długą przerwę. Czas przedświąteczny, kupowanie prezentów, porządki i pomaganie w kuchni oraz gorący okres na studiach pochłonęły mnie do tego stopnia, że zupełnie zapomniałam o wstawieniu rozdziału. 
Ale już jest i jeśli ktoś to jeszcze czyta, to zaraz po świętach pojawi się rozdział specjalny - świąteczny. U bohaterów bowiem zbliżają się święta (tylko zeszłoroczne, bo czas fikcyjny i rzeczywisty się nie pokrywają).

Dziękuję Wam bardzo za komentarze i cierpliwość! 

Życzę wspaniałych, przepełnionych radością, ciepłem i spokojem Świąt Bożego Narodzenia! Poczujcie tę magię, rozkoszujcie się nawet tak przyziemnymi szczegółami jak blask lampek na choince i bądźcie blisko rodziny i przyjaciół. 

Wasza, Jaycee.





          Danny dowiózł towarzyszki do Londynu. Był czas na refleksję, ale też czas na rozmowę i żarty. Dziewczyny dowiedziały się, że McFly wyruszają w trasę z zespołem Busted i tymczasowo zmieniają nazwę na McBusted. Dlatego ich wybawca nalegał na "skręcenie jakiejś bibki", bo zdawał sobie sprawę, że nie wiadomo, kiedy będzie ku temu kolejna okazja. Obiecały, że jeśli tylko Madzia odzyska pamięć, uczczą to należycie, zapraszając wszystkich przyjaciół. Wydawał się zadowolony, gdy podrzucał dziewczyny do kamienicy, która kiedyś należała do Nicka, a nie tak dawno temu została sprzedana przez świeżo upieczonego małżonka Audrey.
- Ech, dziwnie się czuję, mając świadomość, że możemy tu mieszkać tylko do końca grudnia, a potem zbudują tu jakiś hotel - westchnęła Karolina.
- Nie no, żartujesz! Nikt mi nic nie mówi! - Danny tupnął nogą. - Niby to ja jestem sławny, a mam więcej czasu dla was niż wy dla mnie.
- Tak, wiemy. I dziękujemy, że uratowałeś nam dziś tyłki. - Monika rzuciła przyjacielowi uśmiech.
         Mile połechtany członek McFly wyciągnął z kieszeni biskupiej szaty telefon i zrobił sobie zdjęcie z dwoma zakonnicami.
- Chłopacy mi nie uwierzą - mówił przez śmiech, spoglądając na fotkę.
- W razie czego mamy wielu świadków - pocieszyła Danny'ego Karolina, a ten rozpromienił się i spojrzał na Monikę.
- Zawieźć cię do mieszkania czy zostajesz tutaj?
- Zostaję. Muszę z kimś poważnie porozmawiać.
         Danny pożegnał dziewczyny i odjechał swoim samochodem. Dwie zakonnice zostały same.
- Na miłość boską, wstąpiłyście na zakonu?! - przeciągły krzyk Audrey, która właśnie szła z workami na śmieci wywołał u dziewczyn dreszcze.
         Szalona blond sąsiadka, żona Nicka i właścicielka kawiarni, w której pracowały Karolina i Luiza rzuciła worki z odpadkami i z rozdziawionymi ustami zbliżyła się do koleżanek.
- Ale… dlaczego? Ładne i miłe z was dziewczyny… Wiem, że z waszymi sławnymi chłopakami mogą być kłopoty, ale żeby zaraz śluby czystości? W morzu pływa tyle rybek…
- Audrey, spokojnie. To tylko przebrania - zapewniła Karolina.
- Och. W takim razie kamień z serca! Zawsze uważałam, że tylko brzydule Bóg powinien obdarzać powołaniem.
         Monika rzuciła Audrey gorzki uśmiech. Całe szczęście, że kobieta nie widziała Danny'ego w stroju biskupa, który robił sobie z nimi przed chwilą zdjęcie, bo jeszcze gotowa była zejść na zawał.
- Nick umawia się właśnie na mieście z pośrednikiem nieruchomości na oglądanie wolnych mieszkań w okolicy i mi się nudzi… Wpadniecie na kawę i ciasto? Mam pyszne orzechowe… - namawiała Audrey, ale Karolina pokręciła głową.
- Przepraszam, ale jestem strasznie zmęczona. Miałyśmy szaloną noc i prawie nie zmrużyłam oka. A Monika musi porozmawiać z Joelem. Nie wiesz, czy jest u siebie?
- Wyszedł przed chwilą na spacer z Piorunem.
- To nawet lepiej - szepnęła Monika Karolinie. - Zdążę się przebrać w coś twojego. Poważna rozmowa w stroju zakonnicy byłaby przegięciem.
- Z chęcią wysłałabym cię do niego w tym habicie, ale rozumiem, że to nie powód do śmiechu.
         Karolina uśmiechnęła się do przyjaciółki ze zrozumieniem, a Audrey zmieniła oczy w małe szparki i przyjrzała się rudowłosej podejrzliwie.
- Zerwanie?
- Dlaczego wszyscy zakładają, że "poważna rozmowa" musi oznaczać zerwanie? Nie zamierzam zerwać z Joelem! - zaparła się Monika, a Audrey udała, że zamyka usta na wyimaginowany kluczyk i wyrzuca go gdzieś w bok. W końcu nie była to jej sprawa.
         Przyjaciółki uprzejmie pożegnały Audrey, która zebrała śmieci z ziemi i ruszyła w stronę kontenerów, by je wyrzucić. Dziewczyny weszły powoli po schodach i zamknęły za sobą drzwi mieszkania.
- Wydaje mi się, że minęły wieki od kiedy ze sobą nie mieszkamy - odezwała się po chwili ciszy Monika.
- Jak już wykopią stąd mnie i Luizę, może zwalimy się do ciebie i Madzi - odpowiedziała ze śmiechem Karolina. - Cóż, a przynajmniej ja, bo po kłótni z Maxem nie zamierzam na razie na niego patrzeć. Nie dopóki nie przejrzy na oczy.
- Wyjaśnicie sobie wszystko. Oprócz chorobliwej zazdrości Max nigdy ci nie podpadł.
         Szatynka spojrzała na rudowłosą spode łba.
- No, niech ci będzie. Ale taka chyba już jest rola facetów. Prędzej czy później okazuje się, że nie są idealni. Choć zawsze myślałam, że Joel taki jest.
- Nie był idealny, ale wydawało mi się, że był idealny dla mnie.
- A teraz jak ci się wydaje?
         Zanim Monika odpowiedziała, długo wpatrywała się pustym wzrokiem w podłogę.
- Nie wiem. Czuję się niepewnie.
- Może rozmowa z nim rozjaśni ci w głowie. A jeśli nie, to wpadaj z powrotem do mnie. Luiza jeszcze trochę zabawi u rodziny Ryana. Pięćdziesiąta rocznica ślubu jego dziadków musiała być taka szalona, że zostali w Sheffield na noc.
- Jakkolwiek była szalona, naszej nie dorówna - zachichotała Monika. - Nie mówmy Lou całej prawdy, bo przez tydzień będzie ubolewać, że nie poleciała z nami.
- Masz rację, małe kłamstwa czasami ratują życie.
         Drzwi obok cicho trzasnęły i dało się słyszeć szczekanie Pioruna.
- Chyba Joel wrócił - zauważyła Karolina. - Chodź, dam ci coś z mojej szafy, bo nie możesz tam iść w stroju siostry Anastacii, jakkolwiek jest to zacna kobieta.
         Monika uśmiechnęła się. Była zdenerwowana, ale Karolina zawsze wiedziała, jak podnieść ją na duchu. Pożyczyła jej spodnie od dresu i T-shirt, bo Monika stanowczo zaznaczała, że w inne spodnie się nie zmieści. Ubrana na sportowo spojrzała na siebie w lustrze i przygryzła wargę.
- Wyglądam odpowiednio? - spytała niepewnie.
- Zależy do czego. Na romantyczną randkę niezbyt elegancko, ale na poważną rozmowę… ok. Nie będziesz go rozpraszać.
         Nie było innej rady. Monika nie zamierzała się stroić. Poprawiła włosy i dała się uściskać Karolinie na szczęście, choć sama nie wiedziała, do czego tak naprawdę go potrzebowała. To Joel chciał z nią porozmawiać, może miał już w głowie ułożony plan zerwania?
         Wyszła na klatkę schodową i niepewnie zapukała do drzwi. Nie otwierał przez dziesięć sekund, więc odwróciła się na pięcie i chciała uciekać, ale wtedy drzwi się uchyliły i ukazał się w nich Joel z Piorunem plączącym mu się pod nogami.
- Wiesz, z reguły zanim się ucieknie daje się osobie, którą się odwiedza trochę więcej czasu na dojście do drzwi - zauważył i otworzył drzwi na oścież. - Ale cieszę się, że zdążyłem.
- Przepraszam, trochę mnie to wszystko przerosło - wyznała szczerze Monika, wchodząc do mieszkania chłopaka.
         Było wysprzątane i wyglądało dziwnie normalnie. Sama nie wiedziała, co spodziewała się w nim znaleźć. Tak zamyśliła się nad wystrojem wnętrza, że nie zauważyła, że jej chłopak pochyla się, by ją pocałować w policzek. Dziwnie uskoczyła, więc Joel uniósł ręce w geście poddania.
- W porządku, zasłużyłem sobie. Występ w Ameryce i kariera nie powinny być ważniejsze od chorej dziewczyny.
         Chorej? Gdyby miała grypę, to by mu nawet kanapki na drogę zrobiła, ale ona zapadła w śpiączkę po zatruciu gazem, do jasnej cholery! Przeszła przez piekło, wytwór jej wyobraźni, wróżka Enigma, przeprowadzała ją przez wizje przeszłości, alternatywnej teraźniejszości i przyszłości… To było jak koszmar, z którego nie mogła się obudzić, a gdy w końcu się obudziła… to Adam trzymał ją za rękę. Dobrze o tym wiedziała, ale dopiero w tej chwili zdała sobie z tego naprawdę sprawę.
         Kiedy Joel wskazał jej miejsce na kanapie i zaproponował coś do picia, wiedziała już, co powiedzieć.
- Nie, nie zostanę długo.
- Nie brzmi to zbyt optymistycznie - sposępniał chłopak.
- Czy ja wiem? Chyba nie jest aż tak źle. Pozwolisz, że coś powiem, zanim zapytam, o czym chciałeś rozmawiać?
- Chyba wiesz, o czym chciałem rozmawiać. - Joel wsadził sobie ręce głęboko w kieszenie spodni. Wyglądał, jakby chciał stąd uciec. Czuł się niekomfortowo prowadząc tę rozmowę na stojąco, ale pozwolił Monice mówić.
- Zaufanie. To podstawa związku, prawda? - spytała dziewczyna, jeszcze bardziej zbijając go z tropu.
- Cóż, to prawda.
- Właśnie. A do mnie właśnie dociera, że w tym jesteśmy kiepscy. Ty nie ufasz mi, a ja nie jestem pewna, czy mogę zaufać tobie…
- Ufam ci.
- Nie, to nieprawda. Gdyby Jay nie zaszantażował Kathryn, by przyznała się do sabotażu naszego związku, nie uwierzyłbyś, że byłam ci wierna. Nie ufałeś mi. A ja… cóż… wmawiałam sobie, że twoje marzenia są ważne i że to normalne, że dotrzymałeś zobowiązania i poleciałeś z Lawson do Ameryki, podczas gdy ja leżałam w szpitalu. Ale ja nie byłam chora. Byłam w śpiączce i mogłam umrzeć. Nie chcę, żeby zabrzmiało to jak oskarżenie, ale nie mogę ci zaufać, że w przyszłości będziesz potrafił poświęcić to, co ważne dla ciebie i dla twojego zespołu dla tego, co powinno się dla ciebie liczyć. Czy ja wyrażam się jasno? - Monika spojrzała na Joela przytomnym wzrokiem. Dawno nie czuła się tak dobrze. Zupełnie jakby pobyt w klasztorze rozjaśnił jej wiele kwestii. Doznała katharsis albo epifanii i widząc Joela po tej rozłące, wreszcie wiedziała, co jest właściwe.
- Rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć, ale to nie sprawia, że jestem z tego zadowolony.
- Och, ja też nie. Zapewniam cię. Jest mi przykro, że nam się nie udało, ale nie rozumiesz, że to jest znak?
         Joel wyglądał na rozbitego, kiedy Monika złapała go za ręce i z uśmiechem spojrzała mu w oczy.
- Raczej złowieszczy omen - zauważył ze swojej perspektywy.
- Nie, to znak. Nie powinieneś wahać się, czy bez mrugnięcia okiem uwierzyć drugiej połówce, że niebo jest różowe, a trawa czerwona. Zaufanie polega właśnie na tym, by wierzyć mimo braku dowodów. Mimo tego, że coś wydaje się szalone, nieprawdziwe… Bez zastanowienia powinno się rzucić wszystko, gdy ukochana ma katar. Być przy niej, poświęcać się, iść na kompromis, kolejny, i kolejny…
- Owijasz w bawełnę, mimo iż doskonale wiem, co próbujesz zrobić. Możesz zerwać ze mną bez ogródek, szybki strzał mniej zaboli.
- Nadal nie rozumiesz, Joel! Ja z tobą wcale nie zrywam! - Monika wydawała się podekscytowana w jakiś chory sposób, którego gitarzysta Lawson nie potrafił zrozumieć.
- Jesteś bardziej szalona niż mi się wydawało… Nic nie rozumiem, to prawda.
- Dokładnie. Jestem szalona i pewnego dnia ktoś dostrzeże we mnie to szaleństwo i je pokocha. I będzie rozumiał wszystko, co chcę powiedzieć, zanim to powiem. Będzie poświęcał swoje dobro dla mojego dobra.
- Nadal nie rozumiem, w jaki sposób ta rozmowa może prowadzić do czegoś innego niż zerwanie?
         Monika podrapała się po głowie i zaczęła się zastanawiać.
- Hmm… A pokojowe rozejście? Nie brzmi lepiej? - spytała.
- Nie chcę z nas rezygnować. Pisałem do ciebie, bo chciałem się pogodzić, zaproponować wspólny wyjazd, zanim wyjadę w trasę…
- W trasę. Sam widzisz. W nowym roku macie trasę koncertową, kolejne miesiące wycięte z życiorysu. Zasługujesz na kogoś, kto rzuci wszystko, spakuje walizkę i ruszy za waszym autokarem, choćby i na pieszo. I na kogoś, dla którego ty będziesz chciał rzucić to wszystko, kiedy tylko będzie cię potrzebował. - Monika nadal się uśmiechała, ale w jej oczach zalśniły łzy.
         Zależało jej na Joelu i bardzo chciała, żeby zrozumiał, co takiego próbuje mu przekazać i się na nią nie gniewał. Dlatego ucieszyła się, gdy rzucił jej nieśmiały uśmiech.
- Nie zrywamy ze sobą, ok. Pokojowe rozejście? Już rozumiem, co masz na myśli. Nasze uczucie było za słabe, by sprowokować mnie do wierzenia w każde twoje słowo i porzucenia zespołu, by czuwać przy twoim szpitalnym łóżku. Oraz by skłonić cię do wyjazdu ze mną w trasę i rzucenia wszystkiego.
- Nasze uczucie było za słabe… A wiesz dlaczego? - Monika złapała Joela za ręce. Dopiero  teraz rozumiała prawdziwą naturę problemu. Chłopak pokręcił głową. - Bo my jesteśmy tak naprawdę przyjaciółmi. Zawsze tak było i tak też się zaczęło. Po Jayu chciałam Księcia z Bajki i go dostałam, tyle że nie był on z mojej bajki. Ty dostałeś bardziej szurniętą księżniczkę niż tą, o którą prosiłeś. Widziałeś tylko jej łagodniejszą stronę i było to coś nowego, ekscytującego… Ale nadszedł czas, w którym książę musi wrócić do swojej bajki, a księżniczka do szaleństwa, które tłumiła, żeby robić dobre wrażenie.
- Cóż, wolę być przyjacielem szalonej księżniczki niż pozwolić jej odejść z mojego życia - stwierdził Joel po wysłuchaniu metaforycznego monologu Moniki.
- Ona też by chciała odwiedzać czasem księcia w jego bajce. Jego i jego wiernego rumaka, Pioruna…
         Rudowłosa spojrzała na psa Joela, który szczeknął jak na zawołanie. Przez chwilę panowała cisza. Monika wiedziała, że czyniąc ten odważny krok, robi zarówno sobie, jak i Joelowi przysługę. Chłopak chyba też zaczynał zdawać sobie z tego sprawę, bo przytulił ją mocno do siebie.
- Mam nadzieję, że bardzo szybko przekonam się, że była to dobra decyzja. Wiesz, poddać się tak łatwo - wyszeptał jej we włosy.
- Poddanie się jest czasami aktem odwagi większym niż bezsensowna walka o straconą sprawę - odpowiedziała Monika i oboje pozostali w uścisku przez dłuższą chwilę.
         Zarówno dla niej, jak i dla niego zaczynał się nowy etap w życiu. Oboje mieli nadzieję, że przyniesie im on tylko szczęśliwe zakończenia.

*

         Grupa, która zdecydowała się nie zabrać samochodem z Dannym, pozwiedzała trochę okolicę, a w czasie, w którym Monika, Karolina i Danny dojechali do Londynu, siedzieli już na swoich miejscach w samolocie.
- Nie wiem, czy obsadzenie ciebie było dobrym pomysłem - zagadnął Tom Kubę.
- Dlaczego? Jest za wysoki? - prychnął Jay z siedzenia po drugiej stronie.
- Milcz i zajmij się oglądaniem "Avatara"! - polecił Parker, a do Polaka zwrócił się zamyślony. - Twoja odporność jest podejrzana. Wszyscy się rozchorowali, a ty masz końskie zdrowie.
- Cóż, rozchorowali się, bo u progu zimy kazałeś im się kąpać w jeziorze. Moja odporność wcale nie jest taka super - stanął w swojej obronie Kuba. - Jeśli jednak chcesz, to mnie zwolnij.
- A co, masz lepsze "aktorskie" propozycje?
         Kuba wydawał się niezrażony cudzysłowem, który Tom zakreślił w powietrzu.
- Pilot, który nakręciłem, został wykupiony przez stację ABC, jeśli cię to interesuje.
- Ten o trenerze starych babć?!
         Polak wywrócił oczami.
- Tak, ten.
- Ale… jak… jakim cudem… Co? Amerykanie nie mają prawa mi zabierać głównej postaci, która może pociągnąć tę szmirę!
         Wszyscy podnieśli się z miejsc i spojrzeli na Toma, który się uniósł. Kuba roześmiał się gardłowo.
- Spokojnie, szefie. Jeśli nie chcesz, żebym odchodził, to nigdzie się nie ruszam. Jakoś wolę Anglię od Stanów Zjednoczonych. Nawet jeśli to oznacza zagranie w twojej szmirze.
- No i to rozumiem! - Tom zaklaskał, a po chwili zdał sobie sprawę z przytyku i odkaszlnął z powagą. - Znaczy… to będzie hit, a nie żadna szmira. Więc rozumiem wyższość Anglii nad USA.
- Daj spokój, pewnie chodzi mu o to, by być blisko mojej dziewczyny - prychnął nadal nadąsany Max.
         Kuba spojrzał na niego z dezaprobatą.
- Wiesz, co? Masz rację. Chcę być blisko niej. I blisko Moniki. I was wszystkich. Ale tylko po przyjacielsku. To prawda, że czułem coś do twojej dziewczyny, ale ona kochała ciebie nawet zanim staliście się parą. Z tym nie da się walczyć i nie raz się o tym przekonałem. Dlatego pogodziłem się z tym i ruszyłem dalej. Możesz wierzyć lub nie w moje dobre intencje, mam to gdzieś. Ale uwierz swojej dziewczynie. Ona chce tylko ciebie.
- I chce, żebyś przestał być takim pacanem - wtrącił Nath.
- O, ojciec Nataniel dobrze prawi! - podchwycił Tom.
- Chyba ojciec Reginaldo - zachichotał Niall.
         Nath rzucił mu mordercze spojrzenie. Blondyn z One Direction bowiem nadal trzymał się tuż obok jego młodszej siostry. Teraz siedzieli koło siebie w samolocie, co burzyło Nathowi krew w żyłach niemal tak bardzo jak świadomość amnezji Maggie.
- Co się zdarzyło w Szkocji… - zaczął Jay, żeby rozładować atmosferę.
- … zostaje w Szkocji - dodał Liam i niemal całe towarzystwo beztrosko się roześmiało.
         Mieli krótki lot na przemyślenie wielu kwestii i niektórzy zaczęli żałować, że nie zabrali się z członkiem McFly. Kiedy na lotnisku w Londynie odbierali swoje bagaże, Max ze spuszczoną głową podszedł do Kuby. Polak, sporo wyższy od towarzysza, zarzucił sobie torbę na ramię i uniósł brwi, wyczekując słów, które miały nadejść.
- Geniuszem nie jestem, ale w powietrzu wyczuwam skruchę.
- Cóż, ja też nie jestem geniuszem. Zazdrość robi z ludzi idiotów.
         Tom, który przechodził obok poklepał przyjaciela po ramieniu.
- Sam robisz z siebie idiotę, nie zwalaj na zazdrość.
- Gumowe ucho! - krzyknął za Parkerem Max, ale ten już pomknął do reszty towarzystwa.
- Więc stanęło na przeprosinach… - podsunął członkowi The Wanted Kuba.
- Tak, myślę, że do tego zmierzałem. Tak naprawdę wiem, że nie chcesz mi jej odebrać, ale część mnie nieustannie przejmuje się, że nie jestem dla niej dość dobry.
- I myślę, że nigdy nie będziesz.
- Słucham?
         Max zszokowany spojrzał na Polaka, z którego ust wyfrunęły te słowa.
- No… może źle to zabrzmiało. Chodziło mi to, że nigdy nie będziesz dla niej dość dobry, więc musisz nieustannie się starać. To wspaniała dziewczyna.
- Tak, najwspanialsza. - Max odetchnął z ulgą. Przez chwilę obawiał się, że Kuba zamierza jednak odebrać mu dziewczynę. Nie byłoby to trudne. Zachował się jak idiota i musiał szybko wszystko naprostować, jeśli nie chciał stracić ukochanej.
         Pogodzony z rywalem, którego koniec końców nazwał "w porządku gościem" i stwierdził nawet, że "w sumie zawsze go lubił", dołączył do przyjaciół.
         Tom próbował właśnie przekonać wszystkich, że najlepszym sposobem, by Maggie odzyskała pamięć będzie inscenizacja momentu, w którym się poznali.
- Wjedziemy w nią wózkiem bagażowym, grzmotniemy ją w łeb, a potem udzielimy pomocy - wyliczał punkty swojego planu.
- W łeb? - wtrąciła Madzia, ale została zignorowana.
- Czy ci do reszty odbiło? Chcesz ją zabić? Wtedy to był przypadek, teraz coś może się stać! - wrzeszczał Nath. - A jak straci pamięć na stałe? Albo jeszcze gorzej?
         Tom podrapał się nerwowo po głowie.
- O tym nie pomyślałem.
- Najwyraźniej. Poniosła cię reżyserska wyobraźnia.
- Może niech Maggie poczyta stare wiadomości i listy? - spytał nagle Liam.
         Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni.
- Zdjęcia i filmy nie pomogły, a pomogą smsy?
- Cóż, jeśli przeczyta coś, co sama napisała, może jej mózgowi będzie łatwiej w to uwierzyć?
- Warto spróbować. Czuję się jak królik doświadczalny, kiedy snujecie te plany, ale to brzmi nawet sensownie. Zabrali mi telefon, żebym nie doznała szoku, no ale teraz jest chyba odpowiedni moment, by przestać udawać, że się zgubił - stwierdziła Madzia. - Pojadę do mieszkania i spróbuję sobie coś przypomnieć.
- A może dla pewności tak lekko ją trykniemy tym wózkiem bagażowym? - szepnął Tom do Jaya, ale ten pokręcił głową.
         Zrezygnowany brakiem popleczników Parker, zaoferował się, że wróci razem ze swoją przyjaciółką i sąsiadką.
         W mieszkaniu nie zastali jeszcze Moniki. Pożegnali się i nastolatka została sama. Mimo zmęczenia zdecydowała się poczytać stare wiadomości ze swojego telefonu. Tylko gdzie Monika mogła go schować?
         Nagle nawiedziło ją przeczucie. Nie przeczucie. Wspomnienie. Początkowo myślała, że to instynkt pokierował ją do jednej z kuchennych szuflad, ale kiedy w rękach trzymała komórkowy telefon, który rozpoznała jako swój, poczuła się dziwnie. Serce zaczęło jej walić jak oszalałe. Pamiętała ten telefon. Pamiętała, jak wpatrywała się w niego, czekając na smsy. Ale od kogo? Tutaj jej pamięć natrafiała na mur zbudowany przez amnezję. Poczyniła jednak jeden krok, a to i tak było więcej niż mogła się spodziewać. Poruszona tym odkryciem, dopadła do kanapy i zaczęła przeglądać wiadomości. Skrzynkę opróżniła najwyraźniej przed wyjazdem do Anglii, więc wszystkie smsy dostała już tutaj. Odetchnęła głęboko i zaczęła czytać.
         Pierwsze były zwyczajne, przepełnione ekscytacją związaną z nową pracą dla One Direction. Przebrnęła przez nie w pośpiechu, by dokopać się do pozostałych. Telefon się rozładował, więc zaklęła i popędziła po ładowarkę. W mgnieniu oka podłączyła telefon do prądu i pogrążyła się w lekturze. Najbardziej skupiała się oczywiście na wiadomościach, które wysyłała do Natha i które on wysyłał do niej. Ross i Rachel mogli się schować, ona i członek znanego zespołu schodzili się i rozchodzili chyba jeszcze więcej razy niż bohaterowie "Przyjaciół". Czytała pochłonięta do głębi, z walącym sercem witając rozmyte obrazy, które ją nawiedzały, niczym wizje. Chwyciła drugi telefon, by zadzwonić do siostry i pochwalić się, że wspomnienia wracają. Co prawda dopiero w formie fragmentarycznej układanki bez sensu, ale i tak dawno nie czuła się tak pewnie.
         Monika nie odbierała. Madzia nie miała sensu zastanawiać się nad tym, dlaczego. Wróciła do czytania wiadomości. Wyznań miłosnych, żartów, docinków, zwierzeń… Nath był nie tylko jej chłopakiem, ale i przyjacielem. Byli jak dwie strony tej samej monety - mimo iż się różnili, to jednak posiadali wiele wspólnego.
         Z transu, w który popadła nastolatka, wybiło ją pukanie do drzwi. Zamierzała je zignorować, pewna, że to Tom sprawdza, jak sobie radzi. Pukanie jednak przerodziło się w walenie kogoś zniecierpliwionego i zirytowanego, co z kolei zirytowało ją, bo nie mogła się skupić i zebrać myśli. Poszła otworzyć drzwi.
- Jaja sobie robicie?! Ukradliście habity? Jezu, Twoja siostra jest walnięta! Wiedziałem to od dawna, ale teraz… Gdzie ona jest? Chowa się przede mną? Przecież była tam z mojego polecenia! Mogłem stracić pracę! - Adam zaczął chodzić po pokoju w obie strony, wylewając żale. - Na planie reklamy zorientowali się, że stroje zniknęły razem z nią i jej asystentem. Całe szczęście, że nikt nie zauważył, że podszywali się pod inne osoby. Musiałem skłamać, że zasłabła i asystent odwiózł ją do Londynu! Jak połączą fakty, to będę skończony. A Monika? Jeśli nie trafi za kratki, będę zdziwiony. Ona i kto? Kto w ogóle jej pomagał? Pewnie McGuiness, tylko on by się na taką głupią krucjatę zgodził.
- Tom też by się zgodził, ale to był akurat Nath - odpowiedziała Madzia, wzruszając ramionami.
- Siksa, znaczy… Madzia… jak możesz być tak spokojna?! Tu się ważą moje losy!
- Mówiłam ci, że przestało mi przeszkadzać nazywanie mnie "siksą". - Nastolatka wywróciła oczami, kiedy menedżer jej zespołu złapał ją za obie ręce i potrząsnął. - I jestem pewna, że nikt nie trafi za kratki. Jeśli już ktoś może się pochwalić policyjną kartoteką w tym kraju to tylko ja. Ale jeśli traficie do więzienia, to z czasem miło będziecie to wspominać.
         Nagle Adam się uspokoił, puścił ją i spojrzał na nią zdziwiony.
- Eeee… Madzia? - spytał. - Nie zauważyłaś nic dziwnego?
- Czego? Że wszyscy tu wpadają jak do supermarketu? Nie jesteś wyjątkiem, to nie jest w stanie mnie zdziwić.
         Kiedy Madzia wypowiedziała te słowa, dopiero zdała sobie sprawę, o co Adamowi chodziło. Przypomniała sobie. Wszystko. Nadal czuła się skołowana, ale w rozmowie z nim odwołała się do wspomnienia pobytu w areszcie z byłą dziewczyną Liama po bójce na sesji zdjęciowej. No i pamiętała, że zawsze zwracała mu uwagę, że nazywał ją "siksą", ale podczas jednej z rozmów uznała, że nie jest to aż takie złe. Przyszło to tak naturalnie, że przegapiła moment oświecenia.
         Zszokowana odkryciem, usiadła na kanapie. Poznała świat na nowo i nadal go przetwarzała.
- I jak się czujesz? - zapytał z troską Adam.
- Spodziewałam się jakiejś epifanii, tymczasem przeszłam z tym do porządku dziennego. Gdybyś nie zwrócił mi uwagi, nie wiem, kiedy zorientowałabym się, że pamięć wróciła.
- Przynieść ci coś? Wody? Wódki? - zaoferował chłopak, ale nastolatka pokręciła głową.
- Chyba muszę tę wiadomość przetrawić na czczo - westchnęła ciężko Madzia i ukryła twarz w dłoniach.
         Myślała, że odzyskanie pamięci rozjaśni jej w głowie, tymczasem czuła w niej jeszcze większy mętlik.

Blog List