poniedziałek, 24 listopada 2014

Rozdział 86 - "Eminencjo, ratuj!"

Witajcie po długiej przerwie!

Na początek ogłoszenia parafialne:
1. Mam wrażenie, że anonimowe komentarze są od jednej osoby. Byłoby mi bardzo miło, gdyby osoby, które posiadają konto google dodawały komentarz właśnie z niego.
2. Zastój nie był spowodowany brakiem weny, teraz rozdziały powinny pojawiać się w miarę regularnie, ale nie umiem odpowiedzieć, w jaki dzień tygodnia (to zależy od czasu).
3. Amnezja Madzi nie będzie trwać wiecznie i bodajże w kolejnym lub następnym rozdziale wszystko wróci do normy. Nie oznacza to jednak, że wszyscy od razu wpadną sobie w ramiona. Osobiście uważam te romantyczne rozdziały za strasznie nudne, dlatego zawsze wszystko przeciągam do ostatniej chwili.

A teraz rozdział przed Wami. Miłej lektury!

Pozdrawiam,
Jaycee.



      Wrócili do swoich cel z nietęgimi minami. Przeżyli przygodę, ale przez swoją nieuwagę doprowadzili do wyjścia podstępu na jaw. Brat Alojzy bowiem podczas odprowadzania Jaya w miejsce spoczynku, zorientował się, że oprócz zakonników, nikt nie śpi na przyniesionych materacach. Rano czekała ich trudna rozmowa i chcieli porozmawiać, żeby ustalić wspólną wersję wydarzeń, ale woleli nie ryzykować po raz drugi. Wysyłali do siebie wiadomości, by uzgodnić najważniejsze szczegóły i to musiało im wystarczyć.
         Monika i Karolina leżały na pryczach w swoich celach i przyciszonymi głosami dzieliły się opowieściami.
- No dobra, wiesz już, że to przez nas brat Alojzy zorientował się, że chodziliśmy po korytarzach - przyznała rudowłosa. - Teraz opowiadaj, o co chodzi z tym migdaleniem. Domyślam się, że to ty i Max, bo nie widzę innej opcji. No chyba że Jess z Niallem się bardziej zbliżyli…
- A co, mają się ku sobie? - wtrąciła zaciekawiona Karolina, a przyjaciółka spojrzała na nią spode łba.
- Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie.
- No dobra. Tak, to mnie i Maxa przyłapał ten zakonnik. Ale to nie było tak, że się migdaliliśmy… Może zacznę od początku, żeby to miało sens.
- Dobry pomysł.
         Karolina odchrząknęła i zaczęła opowieść.
- Tom chyba na złość umieścił mnie w drużynie z Maxem i Kubą. Od samego początku było napięcie, choć Kuba zachowywał się uprzejmie, to Max cały czas manifestował fakt, że jestem jego dziewczyną, obejmował mnie, cmokał, podszczypywał i opowiadał sprośne dowcipy. Wtedy Kuba zapytał, czy mój chłopak coś do niego ma, no i się zaczęło. Max wybuchł, wypomniał nam ślub w Las Vegas, a Kuba przypomniał mu, że sam był na tym ślubie świadkiem i że zamiast się pieklić z zazdrości, powinien raczej docenić fakt, że ma wspaniałą dziewczynę, która ani myśli by go zdradzić.
- Wierzę, że Kuba nigdy nie zrobiłby nic, przez co Max musiałby mu przyłożyć. To dobry przyjaciel, nawet jeśli coś do ciebie czuje, zachowa to dla siebie - zauważyła Monika.
- Też tak myślę. I w tych sporach w ciemnych korytarzach, mimo iż starałam się być bezstronna, chyba bardziej opowiadałam się za zdaniem Kuby. Ale nie było to trudne. Mówił racjonalnie i spokojnie. Max pluł na wszystkie strony i poczerwieniał z wściekłości, sama się zdenerwowałam, no mówię ci! - Karolina usiadła na pryczy i zacisnęła pięści. Zdała sobie sprawę, że podniosła głos, więc odchrząknęła i kontynuowała spokojniej. - W końcu Max rzucił jakąś uwagę o tym, że podrzędny aktor, i to z Polski, nie może się z nim równać. Byłam tak zła, że dokładnie nie zapamiętałam, co powiedział. Powiedziałam, że ma się do mnie nie odzywać, wzięłam Kubę pod rękę i ruszyłam przed siebie. My oświetlaliśmy drogę latarką, więc zanim Max się otrząsnął i za nami ruszył, skręciliśmy i go zgubiliśmy.
- Więc to z Kubą się całowałaś?!
- Oszalałaś? Poszłam z nim tylko dlatego, żeby utrzeć nosa Maxowi. Dawno mnie tak nie rozzłościł, przesadził i to ostro. Musiałam od niego odpocząć. Spacerowałam z Kubą, trafiliśmy na dziedziniec w środku klasztoru. Było strasznie zimno, ale potrzebowałam świeżego powietrza, bo myślałam, że ze stresu zwymiotuję.
- Och, kochanie… - zatroskała się Monika. - Jestem pewna, że wyjaśnisz sobie wszystko z Maxem.
- Nie stresowałam się tym, tylko faktem, że mój chłopak to idiota. Jak mogę planować życie z kimś takim? Przynajmniej takie wątpliwości targały mną na dziedzińcu. Co jeszcze gorsze, Kuba mnie przepraszał, jakby miał o co. Przepraszał, że zawsze ulokuje uczucia w nieodpowiedniej dziewczynie i ta potem ma przez to kłopoty. Zapewne chodziło mu też o ciebie, pamiętasz, że zawczasu czuł do ciebie miętę… - Karolina urwała i spojrzała na przyjaciółkę, która przytaknęła.
         Kuba wielokrotnie im pomógł, był dobrym przyjacielem. Niestety miał pecha w miłości, mimo iż tak bardzo zasługiwał na szczęście.
- W każdym razie powiedziałam Kubie, że to nie jego wina. I przeprosiłam za słowa Maxa. Wtedy powiedział mi, że to on musi go przeprosić i zapewnić, że nie jest żadnym zagrożeniem i że podoba mu się jakaś inna dziewczyna.
- Kto taki? - zaintrygowała się Monika.
- Ta aktorka, która gra Veronicę w szmirze Toma. Chyba dobrze się dogadują.
- Trochę przeraża mnie, że to mój sobowtór, ale cieszę się ze względu na Kubę - westchnęła rudowłosa.
- Tak, ja też. Jest dobrym człowiekiem i nie zasługuje na takie traktowanie przez Maxa. Dąsanie się mogłam zrozumieć, zazdrość i te sprawy. Ale to, co dzisiaj powiedział… zupełnie jakbym go nie znała.
- No dobra, ale nadal nie rozumiem, kiedy nastąpiło to migdalenie, skoro się pokłóciliście. To wtedy nie wy? Może Ree i Siva?
- Nie wiem, co oni robili, ale zostali w jej celi, gdy tylko się odnaleźli, a tam chyba zakonnik nie wchodził.
- No to kto kogo całował? - zirytowała się Monika, a Karolina wywróciła oczami.
- Max mnie. Znalazł nas i przyszedł przeprosić. Kuba zostawił nas samych i miał wrócić do jadalni. Ja nie chciałam gadać z Maxem, więc ruszyłam za Kubą, ale miał przewagę i znikł mi z oczu. Musiałam się błąkać po korytarzach z przepraszającym mnie Maxem. Nie odzywam się do niego, więc nie powiedziałam mu, że to Kubę powinien przeprosić. Zniecierpliwił się i mnie objął. Próbowałam się wyrwać, to mnie pocałował. I to cała historia. Odepchnęłam go, ale zakonnik to widział. Wziął mojego chłopaka za napalonego duchownego, mnie odprowadził tu, do celi, a jego wziął gdzieś ze sobą. Mam nadzieję, że do sali tortur, ale pewnie chciał go wyspowiadać, albo co tam robi się ze zboczonymi księżmi….
         Karolina wzruszyła ramionami. Monika miała rozdziawione ze zdziwienia usta. Nie spodziewała się, że jej przyjaciółka powie to wszystko z takim spokojem.
- Porozmawiam sobie z tym łysym uparciuchem, jeśli wyjdziemy z tego cało - oznajmiła w końcu. - Ty nie powinnaś uświadamiać go, co powinien zrobić, bo jeszcze gotów pomyśleć, że stajesz po stronie Kuby.
- Bo staję.
- Ale Max nie powinien o tym wiedzieć.
- Ech, mężczyźni… - westchnęła Karolina.
         Zapanowała chwila ciszy. Monika głośno przełknęła ślinę, bo od początku rozmowy paliła się, by wyznać przyjaciółce, że dostała wiadomość od Joela. W końcu zebrała się na odwagę.
- Joel do mnie napisał - powiedziała bez owijania w bawełnę.
         Karolina się ożywiła.
- Kiedy? Czego chciał?
- Jakiś czas temu, gdy błąkałam się z chłopakami po korytarzach. Chce się spotkać.
- I co mu odpisałaś?
- Jeszcze nic. Ale chyba nie ma co tego odkładać. Kiedy tylko wrócimy pójdę się z nim rozmówić, bo mimo iż próbuję żyć normalnie, to z tą niedokończoną sprawą nie mogę.
- Rozmówić czyli zerwać? - spytała szatynka, żeby się upewnić.
- Nie wiem. O wiele łatwiej byłoby, gdyby podczas mojej śpiączki ślęczał przy łóżku i czekał, a nie brzdękał na gitarze gdzieś daleko od miejsca, w którym być powinien. Wtedy na wszystko inne mogłabym przymknąć oko. W takiej sytuacji nie wiem, czy mogę na niego liczyć. Wiele o tym myślałam. O mnie, o nim, o przyszłości. Gdyby wszystko szło dobrze i w przyszłości wzięlibyśmy ślub, a ja zaszłabym w ciążę… co jeśli w dzień porodu musiałby udzielać wywiadu? Ze chrzcin i roczku zrezygnowałby, bo byłby w trasie, a na osiemnastkę… - Monika zapowietrzyła się od potoku słów, który wypływał z jej ust.
- Jezu, skoro masz o nim takie zdanie, to nie wybiegaj tak w przyszłość. Wychodzi, że na ślub też by nie przyszedł.
         Karolina roześmiała się, a Monika posłała jej uśmiech, choć nie było jej do śmiechu. Ich szalony plan legł w gruzach, jej siostra miała amnezję, a ona nie wiedziała, na czym stoi.
- Chodźmy już spać - odezwała się w końcu, by uciąć tą dyskusję. - Porozmawiamy jutro, jeśli wyjdziemy ze starcia z ojcem Alojzym cało.
- Wyjdziemy. Mamy świetną przykrywkę - zapewniła Karolina. - Spotkanie z młodzieżą i nauczanie? Kto by się na to nie złapał?
- Nie wiem. Gorzej będzie, jak zakonnicy będą chcieli wziąć udział w naukach. Wtedy nawet brat Reginaldo nas nie ocali - westchnęła Monika.
         Obie wiedziały, że sytuacja jest trudna, ale wolały jej stawić czoła wyspane. Problemem był jednak fakt, że żadna z nich długo nie mogła zmrużyć oka. Kiedy już im się to w końcu udało, obudziło je subtelne chrząkanie nad głowami. Podniosły zmęczone powieki, by zlokalizować w swojej celi brata Alojzego.
- Siostry wybaczą, że naruszam prywatność, ale jest już piąta. Zapraszam do mojego gabinetu na rozmowę - powiedział poważnie, a one spojrzały po sobie.
         Żadna nie zamierzała wspominać, że chciałaby najpierw poddać się porannym zabiegom w toalecie. Były zdenerwowane i niepewne. Fakt, że zostały nazwane "siostrami" zwiastować mógł, że przykrywka niezupełnie wzięła w łeb, ale i tak nie wiedziały, czego się spodziewać. W pośpiechu założyły habity, które zdjęły do spania, zasłały szarobure posłania i dołączyły do zakonnika, który czekał na nie na korytarzu razem z Magdą i Jess.
         Ruszyli korytarzami w milczeniu. Było jeszcze ciemno, co tylko potęgowało nastrój grozy.
- Jak myślicie, co nam zrobią? - spytała Jess, przełykając głośno ślinę. - Nie ukrywam, że chciałabym jeszcze trochę pożyć, by zemścić się na Tomie na zrujnowanie mi życia…
- Na pewno będziesz miała okazję. Nie sądzę, żeby zabierali nas na tortury - westchnęła Madzia. - Chcą nas przesłuchać osobno, żeby zorientować się, czy nie kłamiemy. Nie wiedzą, że mamy ustaloną wersję.
         Dziewczyny zamilkły, gdy ojciec Alojzy zerknął przez ramię, by zorientować się, czy idą za nim. Nie zamieniły więcej ani słowa. Dały się prowadzić do korytarza, w którym żadna z nich wcześniej nie była. Z daleka dostrzegły światło lamp, a kiedy zbliżyły się bardziej do jego źródła, ujrzały większość swoich przyjaciół w towarzystwie dwóch zakonników. Duchowni najwyraźniej pilnowali, by chłopacy ze sobą nie rozmawiali. Siedzieli więc naburmuszeni, a Tom zasypiał, jakby nie interesowało go, co przyniesie jutro. Była nawet Nareesha, której dziewczyny nie widziały całą noc.
- Cóż, przynajmniej nie wygląda, jakby ktoś ją torturował - szepnęła Monika Karolinie, widząc, że ta cała zesztywniała na widok Maxa, który uniósł się z miejsca, ale szybko usiadł, kiedy zdał sobie sprawę, że nawet gdyby byli pogodzeni, nie mógłby teraz pocałować swojej dziewczyny na powitanie.
         Brat Alojzy stwierdzając, że porządek nie został naruszony, odchrząknął.
- Skoro jesteśmy już wszyscy, chciałbym was poprosić o krótkie rozmowy z każdym. Może siostra będzie łaskawa być pierwsza?
         Zapanowała cisza, bo nie wiedzieli do kogo się zwraca. W końcu Monika trąciła Karolinę, która oglądała swoje paznokcie.
- To chyba do ciebie - szepnęła przyjaciółce.
- Och, owszem, będę… łaskawa - powiedziała szatynka i niemal uderzyła się otwartą dłonią w czoło.
         Pójście na pierwszy ogień było ciężkie, ale powiedziała to, co ustalili i wyszła. Nie mogli pytać, jak było, bo zakonnik już wołał kolejną osobę - tym razem Maxa, który rzucił swojej dziewczynie smutne spojrzenie, ale został zignorowany. Po kolei wchodzili do gabinetu brata Alojzego, jedni bardziej wyluzowani niż inni. Toma trzeba było obudzić, bo dosłownie zasnął na korytarzu. Jak mu się to udało na stojąco pozostawało zagadką, ale wiele osób zazdrościło mu tego talentu. Do czasu kiedy po przesłuchaniu go jako ostatniego zakonnik wyszedł z gabinetu i podrapał się po głowie.
- Siostry i bracia… ja nie wiem, co tu jest grane, ale czegoś mi nie mówicie. To mnie niepokoi. Tajny raport dla papieża? Co to niby ma znaczyć? - spytał, a wszyscy jak jeden mąż spojrzeli na Sivę, który chlapnął coś podczas swojego przesłuchana. Kaneswaran skulił się w sobie, a brat Alojzy kontynuował. - Wszyscy kręciliście się w nocy po korytarzach, ojciec Massimo całuje zakonnicę, ojciec Giacomo jest byłym alkoholikiem, ojciec Reginaldo jest bardzo miły, ale wygląda zbyt młodo, by przewodzić waszej wyprawie, a ojciec Tomasso kilka razy przeklął podczas rozmowy ze mną, a przepraszając, przeklinał jeszcze bardziej. I mógłbym przysiąc, że siostra Anastacia i ojciec Hieronim przypominają mi młode małżeństwo, które kiedyś podczas sztormu nocowało u nas w klasztorze…
         Monika zakrztusiła się, słysząc te słowa. Kuba rzucił jej wymowne spojrzenie, by się nie zdradziła. Nie byli jedynymi osobami z towarzystwa, które już były u zakonników, ale tylko oni zostali skojarzeni. Nath wyglądał na naburmuszonego, że wypomniano mu młody wygląd, Jay z dezaprobatą patrzył na Toma, który nie potrafił pohamować przekleństw. Nikt nie odważył się odezwać, zgodnie z zasadą, że tłumaczą się tylko winni postanowili milczeć i czekać na dalszy rozwój wypadków.
- Wydaje mi się, że nie jesteście tymi, za których się podajecie - westchnął w końcu ciężko brat Alojzy.
         Tom udał urażonego.
- Jak ojciec Alfons może! I to, kurna, po tym jak pół nocy odmawiałem różaniec na twoją cześć!
- Właśnie o tym mówię… - kontynuował spokojnie zakonnik. - Podczas rozmowy trzy razy zwracałem ojcu uwagę, że nie mam na imię Alfons.
- Jeden pies, w obliczu Boga i tak jesteśmy równi. Jak dla mnie to ojciec może być nawet Adolf.
         Monika uderzyła się otwartą dłonią w czoło, Jessica rzuciła Tomowi mordercze spojrzenie, a Madzia starała się pohamować chichot. Parker ich pogrążał, ale taki już był i nic nie mogli na to poradzić.
- Proszę wybaczyć porywczość ojca Tommaso - stanął w obronie przyjaciela Nath. - Osobiście go wyspowiadam, gdy tylko spotkamy się z młodzieżą. Właściwie powinniśmy już się zbierać…
         Wysiłki Natha się nie udały.
- Skoro mowa o młodzieży, chciałbym wam towarzyszyć na spotkaniu z nimi. Ale po mszy, jeśli to nie jest zbyt duży kłopot.
- Właściwie to jest - odezwał się nieśmiało Niall.
- Och, zapomniałem wspomnieć o "ojcu Niallo". Przez minutę zastanawiał się, jak ma na imię. Nie chcę nikogo fałszywie oskarżać, ale moja inteligencja podpowiada mi, że coś tu jest nie tak - oświadczył śmiertelnie poważnie ojciec Alojzy.
         W tym momencie tuż za jego plecami zagrzmiał donośny głos z dziwacznym, łamanym akcentem.
- Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni! Kto jest bez winy… i tak dalej, i tak dalej!
         Towarzystwo spojrzało zszokowane na przybysza. Mieli przed sobą swojego dobrego znajomego w czarnej szacie przepasanej purpurowym pasem i z purpurową piuską na głowie. Chwilę czasu zajęło im dopasowanie wyglądu do osoby. Nie zdążyli wymienić ze sobą żadnych słów, bo brat Alojzy zmarszczył brwi.
- Proszę wybaczyć, nie sądziłem, że spodziewamy się gości…
- Biskup Danielo Ramazzotti z Watykanu, do usług - odezwał się Danny Jones. Przybył, bo wieczorem Monika napisała mu w skrócie o przygodzie i stwierdził, że nie może jej przegapić. - Ten oto brat wpuścił mnie i przyprowadził mnie tutaj. - Danny wskazał na zakonnika, który milczał ze względu na śluby, które złożył.
- Och… Jest mi niezmiernie miło poznać ekscelencję! Mogę zapytać, co eminencję sprowadza w nasze skromne progi?
         Danny z McFly przez chwilę wyglądał, jakby chciał powiedzieć "ci idioci", ale odchrząknął i zachował powagę, mimo iż nie wszyscy zebrani byli w stanie.
- Proszę wybaczyć moje najście, ale gości ojciec grupę moich podopiecznych.
- Eee… oni są… od waszej magnificencji? - spytał zakonnik, przełykając głośno ślinę.
- Yhm… To znaczy… Owszem. Jeśli ojciec nie ma nic przeciwko, chciałbym podziękować za gościnę i zabrać ich na spotkanie z młodzieżą.
- Oczywiście, że nie mam nic przeciwko, ale… może eminencja zostanie na porannej mszy? Do szóstej zostało ledwie pięć minut.
- Jakkolwiek propozycja jest kusząca, muszę zrezygnować. Mamy ustalony plan wycieczki, a młodzież już czeka w przystani. Przypłynąłem z nimi pierwszym promem. Wieczorem mamy zaplanowaną mszę w Edynburgu, wtedy odpokutujemy poranną stratę. - Danny roześmiał się gardłowo, a brat Alojzy mu zawtórował.
         Nastąpiły krótkie pożegnania, zwroty uprzejmościowe, przeprosiny i całowanie w pierścień.
- Proszę wybaczyć za wszelkie kłopoty, których dostarczyliśmy - rzucił Danny na pożegnanie.
- Och, nie ma problemu. Po prostu wszystko pomieszało mi się w tej starej głowie. Każde zgromadzenie ma swoje tradycje - chichotał zakonnik, ale po chwili spoważniał i zniżył głos. - Proszę jednak uważać na ojca Massimo, chyba ma problemy z utrzymaniem celibatu.
- Oczywiście, będę wszystkiego pilnował.
         Wśród życzeń udanej podróży i zaproszeń na przyszłość, przyjaciołom udało się bez szwanku opuścić mury klasztoru, podczas gdy zakonnicy udali się na mszę.
         Dzwony rozdzwoniły się o szóstej, gdy towarzystwo kierowało się w stronę przystani.
- Dobra robota, Danny! - odetchnął z ulgą Tom, klepiąc kumpla po ramieniu.
- Trochę szacunku, nie zapominaj, że jestem biskupem. Mów mi eminencjo! - odciął się członek McFly.
- Ok, Ramazzotti - prychnęła Monika. - Skąd pomysł na to nazwisko? Innych włoskich nie znasz?
- Chciałem być wiarygodny.
- Ciesz się, że nie nazwał się Eros - zachichotała Madzia.
- O, Meggs! Już nie masz amnezji? - spytał rozradowany Danny, ale nastolatka wyprowadziła go z błędu. Tak więc przedstawił się, jak gdyby się nie znali, ale uściskał ją, jakby znali się od zawsze.
         Kiedy przybyli do portu, okazało się, że za pół godziny mają prom powrotny.
- Co myślicie? Wracamy czy zwiedzamy tę piękną wyspę? - spytał Jay, rozglądając się wokoło.
- Nie wiem jak wy, ale ja stąd uciekam - oświadczyła twardo Monika.
- Ja też. Nie chcę trafić do więzienia - dodał Nath i oboje się roześmiali.
- A od kiedy ojciec Reginaldo i siostra Anastacia są tak przyjaźnie do siebie nastawieni, hę? - spytał Tom, obejmując dwoje przyjaciół.
- Och, zamknij się! - poleciła rudowłosa. - Wcale nie jesteśmy.
         Postanowili skorzystać z czasu, który im pozostał i porobić sobie grupowe fotki. Nie omieszkali też pokazać sobie zdjęć zrobionych nocą, co wywoływało niekoniecznie dobre wspomnienia.
         Jessica poczerwieniała, gdy Tom opowiadał, jak to usłyszeli ją i Nialla na korytarzu, a blondyn drapał się po głowie, bo nadal nie rozumiał chyba, o co w tym wszystkim chodzi.
- Stary, wyglądasz, jakbyś nie ogarniał - zwrócił się do przyjaciela Liam, kiedy był pewien, że pozostali go nie słyszą, bo zaśmiewają się ze zdjęć Madzi i Natha w konfesjonale.
- Bo nie rozumiem, o co chodzi. Najpierw Nath zachowuje się dziwnie, bardziej wrogo niż zazwyczaj, potem jego siostra zachowuje się dziwnie, bardziej przyjaźnie niż zazwyczaj… A potem… - Niall nabrał powietrza w płuca, by kontynuować, ale Liam mu przerwał.
- To się chyba miłość nazywa, chłopie. Cóż, a przynajmniej zauroczenie. Wybacz, że wykładam ci to tak bezpośrednio, ale inaczej byś nie zrozumiał. I przysięgam, że nie wiem, dlaczego, bo fanki mdleją na twój widok i dostajesz co najmniej pięć propozycji małżeńskich dziennie.
         Niall nic nie odpowiedział tylko z półotwartymi ustami wpatrywał się w Jess, która nieudolnie próbowała schować się za Sivą, który był najwyższy z towarzystwa. Również poczerwieniał, układając w głowie elementy układanki. Żeby nie poczuć się jednak bardziej niezręcznie, odchrząknął i wytężył słuch, by poznać historię tego, w jaki sposób Danny uratował im skórę.
- … pisałem, że mam wolne i że może się spotkamy, a ona wyjaśniła gdzie jesteście i co robicie. Śmiałem się z dziesięć minut, ale potem mina mi zrzedła i zacząłem wam zazdrościć. W Internecie znalazłem adres całodobowego sklepu z przebraniami i poszedłem na całość. Odechciało mi się spać, wsiadłem w samochód i całą drogę do Szkocji jechałem jak na jakimś haju. Dopiero jak czekałem na prom, odczytałem wiadomość, że macie kłopoty, bo chyba podstęp się wydał. Wiedziałem, że zostanę bohaterem. No a znalezienie klasztoru trudne nie było, ta wyspa ma dwa metry na krzyż. Ot i cała historia. - Danny bezceremonialnie wzruszył ramionami. - A teraz wasza kolej. Skąd te stroje? Dlaczego "ojciec Massimo" - tu w powietrzu zakreślony został cudzysłów - nie dotrzymuje celibatu i… CO WYŚCIE SOBIE MYŚLELI, WYBIERAJĄC SIĘ NA TĘ MISJĘ BEZE MNE?!
         Wszyscy roześmiali się beztrosko. Poczuli, że napięcie z nich zeszło i w miłej atmosferze poczekali na prom. Co prawda Jessica złorzeczyła na Toma, Karolina dąsała się na Maxa, Max na Kubę, Niall był skołowany wiadomością, że "siostra wroga" się w nim podkochuje, a Madzia faktem, że przeżyła najbardziej szaloną przygodę w życiu, ale ogólnie wycieczkę uznać mogli za udaną i z uśmiechami udali się na zasłużone śniadanie, gdy już przybyli do portu.
- Kto będzie ze mną wracał samochodem? - spytał Danny z ustami pełnymi jajecznicy, którą sobie zamówił. - Samemu było mi nudno mimo iż puściłem sobie One Direction…
- Jezu, jak to badziewie puścisz, to nikt z tobą nie pojedzie. - Tom ukrył twarz w dłoniach.
- Wypraszam sobie! - uniósł się Liam. - To dobra płyta.
- Dla pedałów - szepnął Tomowi Nath i zanieśli się śmiechem, pewni, że nikt nie słyszał tych słów.
         Niall uderzył pięścią w stół. Wszyscy spojrzeli w jego stronę i czekali na to, co powie, ale on zamiast wybuchnąć, podrapał się nerwowo po karku i wpadł na pewien pomysł.
- Jess, nie chciałabyś się wybrać ze mną kiedyś na kolację?
- CO?! - pisnął skrzekliwie Nath.
- Hę? - Jessica była niemniej zdziwiona niż jej brat.
- Eee… co ty robisz, brachu? - Liam ukrył twarz w dłoniach. Przyjaciel odpowiedział mu półgębkiem, by nikt tego nie słyszał.
- Ja mu dam pedałów. Pokażę, że nie ma bardziej męskiego hetero ode mnie…
- Pogrążasz się.
         Nathan nadal starał się przetworzyć wiadomość. Zakrztusił się maliną, którą miał na talerzu jako dodatek do naleśników.
- Nie zezwalam na takie… takie… schadzki - wydusił w końcu.
- A co ty na to, Jess? W końcu brat nie rządzi twoim życiem, prawda? - prowokował dalej Niall.
- Eee… no… wiesz… zdanie tego barana mnie nie obchodzi, ale… czy ty… naprawdę chcesz… znaczy ze mną… no wiesz… coś jeść? - spytała Jess.
         Nigdy chyba nie widzieli jej tak słodko niezdarnej. Zawsze była zadziorna, a teraz chłopak, który jej się podobał spowodował, że się zawstydziła.
- Jasne, lubię cię. Chętnie zabiorę cię na randkę, jeśli masz ochotę.
- W takim razie… ok.
         Siostra Natha niemal dygnęła, zgadzając się na randkę z Niallem, do którego od dawna wzdychała. Jej brat jeszcze coś marudził, ale nikt nie liczył się z jego zdaniem, a Jay uspokajał go, że żyłka mu pęknie i że ma "lepiej nie pokazywać Maggie swojej ciemnej strony". Tak więc mimo niezadowolenia najmłodszy członek The Wanted przymknął oko na zaproszenie na randkę przy wszystkich, a Danny powrócił do tematu powrotu.
- Więc jacyś chętni na przejażdżkę ze mną?
- A o której mamy lot? - spytała Karolina. Pytanie rzuciła do wszystkich, ale to Max jej odpowiedział.
- Dopiero o piętnastej.
- Więc ja się z tobą zabiorę, o ile wyruszymy zaraz po śniadaniu - obwieściła Karolina.
- Pije mnie ta kiecka, więc chętnie będę już wracał - przyznał Danny.
- Ja też nie chcę czekać - wtrącił Max.
- Nie ma mowy! - zaparła się Karolina. - Ty lecisz samolotem. Musisz sporo rzeczy przemyśleć.
         Max posmutniał, ale nie protestował.
- Ja też zabiorę się z tobą, eminencjo - westchnęła Monika. - Też muszę sporo rzeczy przemyśleć. No i przynajmniej trochę porozmawiamy w drodze.
- Jeszcze dwa miejsca, kto da więcej!
         Więcej chętnych jednak nie było. Wszyscy woleli zostać, pozwiedzać i wrócić wygodnie i szybko samolotem. Tak więc Danny, ku zdziwieniu właścicieli restauracji, w której jedli śniadanie, pokazał przyjaciołom środkowy palec na pożegnanie (mimo iż nadal miał na sobie przebranie biskupa) i wyszedł w towarzystwie Moniki i Karoliny.
- Trzy samotne wilki w trasie… - oświadczył, prowadząc koleżanki do samochodu. - To będzie wycieczka!
- Nie wiem, czy coś przebije przygody z klasztoru - przyznała szczerze Monika.
         Danny był niepocieszony.
- Nigdy nie zapraszacie mnie, gdy robicie coś fajnego! - udał focha i złożył ręce na klatce piersiowej, ale szybko się rozpromienił, kiedy wpadł na pomysł. - Trzeba w najbliższym czasie skręcić jakąś bibkę i przebić te wasze "przygody w klasztorze".
- Ja mam dość "bibek" - westchnęła Karolina i wsiadła do samochodu.
- Ja też - dodała Monika i uczyniła to samo.
         Kierowca w stroju biskupa musiał więc przełknąć gorycz odrzucenia. Dla poprawy nastroju puścił sobie w odtwarzaczu piosenki One Direction. Jego towarzyszki siedziały w ciszy z tyłu. Obie bowiem miały sporo do przemyślenia.

sobota, 8 listopada 2014

Rozdział 85 - "Idziemy do piekła"

Dziękuję za komentarze! Kolejny rozdział przed nami :)



Madzia nie rozumiała, dlaczego dała się wmanewrować w taki szalony pomysł. Sam fakt, że mieli na sobie kradzione z planu zdjęciowego habity i sutanny powodował u niej zimne dreszcze. Była raczej osobą nudną i zrównoważoną, a jedyną spontaniczną rzeczą w jej życiu była zgoda na staż u Joe McDovana i wyjazd do Wielkiej Brytanii, by pracować z One Direction. Amnezja cofnęła ją do punktu wyjścia i nie pamiętała szalonych przygód, których według opowieści jej siostry i piosenkarzy było więcej niż sporo. Czuła się jak osoba, która nie potrafi pływać, a została rzucona na głęboką wodę.
Wokoło panowały niemal egipskie ciemności. Nathan i Niall szli przodem, kłócąc się, czyja latarka w telefonie jest lepsza. Nastolatka w towarzystwie Jess trzymała się trzy metry za nimi - na tyle by pozostać w blasku latarek ze smartfonów i jednocześnie na tyle, by nie słyszeli, o czym rozmawiają.
- O czym myślisz? - spytała siostra Natha, widząc na twarzy koleżanki skupienie.
- Nie gapię się na ich tyłki! - zaparła się Madzia, nazbyt żywiołowo, o czym przekonała się, kiedy chłopcy zatrzymali się na chwilę.
         Na szczęście nic o tyłkach nie słyszeli. Uciszyli dziewczyny i wrócili do swojej kłótni. Magda natomiast wbiła wzrok w ziemię. Miała nadzieję, że nie wejdzie wprost na ścianę ani na żadnego mnicha. Przez chwilę szła obok Jessici w ciszy, ale blondynka nie wytrzymała.
- Wiem, że słabo mnie pamiętasz… to znaczy… nie pamiętasz… no ale byłyśmy prawie szwagierkami i się zaprzyjaźniłyśmy. Choć na początku za tobą nie przepadałam, jak za każdą dziewczyną, która kręciła się wokół mojego brata.
- Cóż, to chyba normalne - stwierdziła osiemnastolatka. Czuła nić porozumienia z Jess, ale nadal było jej trochę nieswojo.
- Ale znalazłyśmy wspólny język! A nawet więcej. Naprawdę dobrze się dogadywałyśmy.
- Rozumiem, dlaczego. - Madzia rzuciła rozmówczyni uśmiech, a ta ośmielona, zdecydowała się na wyznanie.
- Zapewne zauważyłaś, że podoba mi się Niall…
- Nie jestem zbyt spostrzegawcza, jeśli chodzi o takie sygnały. Cóż, przynajmniej szesnastoletnia ja. Osiemnastoletnia ja wie więcej na te tematy, ale póki co, nie ma jej z nami.
         Jessica roześmiała się.
- Cieszę się, że potrafisz żartować z amnezji. I muszę powiedzieć, że lubię szesnastoletnią ciebie tak samo jak tę pełnoletnią. I naprawdę wszystko jedno, która mi udzieli rady, bo ja zaraz naprawdę zwariuję!
- No to strzelaj. Twój brat i wybranek są zbyt zajęci przepychanką, by usłyszeć naszą rozmowę.
         Spojrzały na chłopaków. Kłócili się właśnie, w którą stronę skręcić. Nathan stwierdził, że musi to być lewo, bo poprzednim razem skręcili w lewo i tym sposobem się nie zgubią. Według Nialla droga na prawo była lepiej oświetlona i bezpieczniejsza. Korzystając z tej debaty toczonej na uboczu, Madzia odetchnęła i przeniosła wzrok na koleżankę.
- Zawsze lubiłam One Direction, choć doprowadzało to mojego brata do szału - wyznała Jess. - Byłam nawet na ich koncercie i było świetnie! Do teraz pamiętam promienny uśmiech Nialla i ten jego głos… i…
- Ok, bez szczegółów. Nie mamy całej nocy.
- Więc spodobał mi się już dawno. Potem na imprezie, na której Wredne Zalotki zostały oficjalnie wprowadzone na salony przebrałam się za Ellen DeGeneres, ale wszyscy myśleli, że jestem Niallem, więc nie wyprowadziłam ich z błędu. Prawdę powiedziałam tylko tobie. I wtedy Niall poprosił mnie do tańca, ale to by było dziwne, bo wyglądaliśmy bardzo podobnie, więc nic z tego nie wyszło. Ale ja nie mogłam przestać o nim myśleć… I wtedy wyszedł ten wyjazd do Szkocji! Skakałam z radości, a wnętrzności przemieszczają mi się jeszcze do teraz i nie ma to nic wspólnego z panującym tu nastrojem grozy. On mi się strasznie podoba, ale nie zamierzam jak dama w opałach czekać na pierwszy krok, bo on może nigdy nie nadejść. Szczególnie, że mój brat nie jest zbyt przychylnie nastawiony do mojego wybranka… - Jessica przerwała opowieść i obie dziewczyny spojrzały na kłócących się chłopaków.
- Jesteś do niczego. Jak chcesz robić swoje "Midnight Memories", to skręcaj w prawo i droga wolna. A jak cię przyuważą, to może zrzucą winę na karb twojej niepełnosprawności umysłowej i nie zadzwonią po policję - mówił ze złością Nath.
- Po policję? Mam ci przypomnieć, kto ukradł te łaszki? - spytał zszokowany Niall.
- Nic nie rozumiem przez twój akcent. Mów jak człowiek!
- Mówiłem, że to ciebie będzie ścigać policja!
- Nie jestem głuchy, po co się drzesz?!
- Tłumaczę ci jak Abel krowie, bo twierdzisz, że mój akcent ci przeszkadza. W sumie, wszystko we mnie ci przeszkadza. Nasze zespoły rywalizują, ale czy to oznacza, że w czasie wolnym my też powinniśmy? - spytał Niall.
- Jeszcze się pytasz? Niemożliwy jesteś… Mam w nosie, że jesteś w One Direction. Jak dla mnie mógłbyś być w The Saturdays. Nie lubię cię, bo jesteś irytujący i tyle.
         Jessica zaniepokojona spojrzała na Madzię.
- Widzisz, o czym ja mówię?
- Rzeczywiście za sobą nie przepadają. A Nathan już na pewno nie lubi twojego wybranka.
- Nie lubi One Direction, bo od zawsze musiał z nimi rywalizować o ciebie. Ten wasz trójkąt z Liamem wałkowany w prasie przysporzył mu wielu przykrości. Zawsze był zazdrosny o chłopaków. A teraz jeszcze moje zainteresowanie Niallem… Mój braciszek zejdzie na zawał, kiedy się dowie. A potem zmartwychwstanie, by ukatrupić Nialla. - Jessica ukryła twarz w dłoniach. - Co mam zrobić?
- Powiedziałaś, że nie zamierzasz czekać jak damulka w opałach i sama wykonasz pierwszy krok. To zrób to. Nieważne, co uważa twój brat. Jeśli cię kocha, zaakceptuje Nialla. To dobry chłopak i kiedy kurtyna uprzedzeń opadnie, Nathan to zauważy.
- Hmm… dobra rada, ale zapominasz, że nie jestem seksbombą z girsbandu. Za bardzo się wstydzę, żeby uczynić pierwszy krok. Bo zdanie Natha mam w nosie. Chcę tylko, żeby ten baran nie zabił mojego przyszłego męża.
- Jesteś niemożliwa! - zachichotała Madzia. - Chcesz wykonać pierwszy krok nie wykonując go?
- Chcę zasugerować Niallowi, że po wyspie to ja z nim mogę chodzić, ale za rączkę.
- Rozumiem. Ale nie wiem, co ci poradzić. Skoro nie chcesz tego wyznać wprost, to daj mu do zrozumienia.
- Ale jak?
- Bo ja wiem? - Magda wzruszyła ramionami. - Nigdy nie miałam chłopaka. Cóż, a przynajmniej nie pamiętam, jak to jest go mieć.
         Dziewczyna spojrzała na Natha. Nadal czuła się nieswojo wiedząc, że dla niej jest tylko nowym znajomym, podczas gdy on w pamięci ma zapewne ich gorące pocałunki i strach pomyśleć, co jeszcze.
- W takim razie musisz mi umożliwić pokazanie Niallowi, że mi się podoba. Wiesz, chichotanie, zalotne mruganie, przypadkowe dotykanie…
- Ktoś tu się za dużo pism dla nastolatek naczytał. Ale dobrze, zrobię to dla ciebie. Tylko w jaki sposób?
         Na twarzy Jess pojawił się uśmiech zwycięstwa.
- Proste. Musisz tylko zająć czymś mojego brata.
- O, nie! Odpada. Przepraszam, ale mam amnezję i to jest ponad moje siły.
- To przyniesie korzyści nam obu. Może kiedy spędzisz z Nathem trochę czasu, przypomnisz sobie wszystko - nalegała blondynka.
         Madzia przewróciła teatralnie oczami.
- Och, no dobra. Życie w tej nieświadomości doprowadza mnie do szału, więc mogę zaryzykować - oświadczyła.
- Świetnie! - przyklasnęła Jess.
         Nath i Niall właśnie kłócili się o to, czy kobiety wolą blondynów czy szatynów. Młodsza siostra członka The Wanted weszła między nich, przerywając dyskusję.
- Wolą brunetów - odpowiedziała zadziornie. - Więc tacy jak wy muszą się podwójnie starać. A teraz, Niall, chodź ze mną. Sprawdzimy, czy droga w prawo jest rzeczywiście lepsza.
         Nathan poczerwieniał na twarzy, co było doskonale widoczne w białawym świetle latarek ze smartfonów.
- Ty chyba oszalałaś!
- O co ci chodzi, baranie? - prychnęła Jess.
- Nie możemy się rozdzielać! I nie nazywaj mnie baranem!
- Kochany braciszku, rozdzielimy się tylko na chwilę. Wybadamy grunt i cofniemy się tutaj, by się odnaleźć za jakieś… pół godziny?
- Nie!
         Subtelne znaki młodszej siostry nie pomagały Nathowi zrozumieć, że i on na tym planie skorzysta, spędzając dodatkowy czas z Maggie. Perspektywa puszczenia Jess z Niallem gdzieś w ciemne czeluści wywoływała u niego palpitacje. Do czasu, kiedy nie poczuł dłoni byłej dziewczyny na ramieniu.
- Daj spokój, to dobry pomysł. Sprawdzimy, która droga prowadzi w bardziej sensowne miejsce. To tylko pół godziny - odezwała się cicho.
         Przez chwilę nikt nic nie mówił, a w klasztornych korytarzach słychać było tylko ciężki oddech członka The Wanted, który czynił w głowie bilans zysków i strat. Ostatecznie uznał, że towarzystwo Maggie zrekompensuje mu fakt, że siostra spędzi czas z jego tymczasowym wrogiem numer jeden.
- No dobra. Ale za pół godziny wracamy tutaj - powiedział poważnym tonem. - I nie dajcie się przyłapać, bo nasza drużyna przegra.
- Och, i tak nie ma sensownej nagrody w tej grze w podchody - zachichotał Niall.
- Tak, a to że nas wywalą na bruk w środku nocy albo wezwą policję cię nie przekonuje? - prychnął Nath, więc Niall zamilkł.
         Dwie blond głowy skierowały się w korytarz prowadzący na prawo. Magda i Nath pozostali na rozwidleniu. Zapanowała niezręczna cisza.
- To co, idziemy? - spytała w końcu nastolatka.
- Tak, tak. Panie przodem. - Nath zmieszał się i wskazał towarzyszce wolną drogę, ale zmierzyła go wzrokiem.
- Przecież to ty masz latarkę w telefonie. Nie lepiej będzie, jeśli będziesz prowadził?
- Hmm… masz rację. Ale może pójdziemy po prostu ramię w ramię?
- Niech będzie.
         Jak uzgodnili, tak zrobili. Magda nie wierzyła, że nawet tak zwyczajna rozmowa może stać się niezręczna. Skupiła się do maksimum, żeby jej głupi mózg wreszcie zaczął działać normalnie i wszystko sobie przypomniał. Kiedy Nath wytężał wzrok przed siebie, by nie wejść na jakąś rzeźbę albo ścianę, ona przypatrywała się jemu, ale żadne wspomnienie nie wracało. Postanowiła więc zagaić.
- Jesteś dość nadopiekuńczy.
- Co?
- No wiesz… w stosunku do siostry. Jest od ciebie młodsza, ale zdolna do samodzielnych decyzji. Nie powinieneś tak nazbyt oczywiście protestować przeciwko temu, by spędzała czas z Niallem.
- Doceniam twoje zdanie.
- I tyle?
- Tak. A co mam powiedzieć? Że mam to w nosie? - prychnął Nath.
         Madzia się oburzyła. Stanęła na środku korytarza i podparła ręce na biodrach.
- No wiesz!
- Wolałabyś, żebym jak potulny baranek przyjmował twoje sugestie? Wybacz, ale ty i Monica nie jesteście wzorami siostrzanej miłości. Same nie raz ingerowałyście w swoje życie. Pozwól mi ingerować w życie mojej siostry i zachowaj swoje uwagi dla siebie - poprosił Nath.
- Jess miała rację. Ale z ciebie baran. Albo lepiej! Uparty osioł. Jesteś uprzedzony do Nialla i nie chcesz nawet przyjąć do wiadomości, że to dobry chłopak, którego lubi twoja siostra. Co w tym złego?
- Właśnie to, że moja siostra go lubi. Mam ci przypomnieć, jak skończyli Romeo i Julia?
- Acha, więc miłość twojej siostry i Nialla jest zakazana?
         Nath zrobił duże oczy.
- Jaka miłość?!
- Tak mi się powiedziało. To przez twoje głupie nawiązania do Szekspira.
- Musiałem posłużyć się metaforą, bo inaczej byś nie zrozumiała!
- A co to niby miało znaczyć?! - wrzasnęła Magda i wtedy na końcu korytarza ujrzeli małe, żółte światełko.
         Kroki stawały się coraz głośniejsze, a oni zamilkli i zacisnęli pięści w nadziei, że to któreś z ich przyjaciół idzie w ich stronę. Może Siva? Latarka w telefonie Natha zgasła i pozostawało tylko czekać na wyjaśnienie tożsamości przybysza.
         Niestety, kiedy postać zbliżyła się na tyle, by ujrzeli jej twarz, rozpoznali ojca Alojzego, który ich wpuścił do klasztoru.
- Chryste, ale mnie ojciec i siostra wystraszyli! - odetchnął głęboko zakonnik. - Myślałem, że ktoś się włamał, albo jakieś licho czyha w ciemnościach. Co wy tu robicie, ojcze Reginaldo?
         Madzia spojrzała przestraszona na Natha, oczekując, że wybawi ich z opresji. Ten przez chwilę drapał się nerwowo po karku i luzował koloratkę, ale w końcu wpadł na sensowną wymówkę.
- Właśnie spowiadałem siostrę Magdalenę!
- Och… spowiedź. Ale tak w nocy? - zdziwił się zakonnik.
- Cóż, ojciec się po nocach na spacerki wybiera, więc co dziwnego w tym, że tę biedną duszyczkę nękało sumienie? Akurat nie mogłem spać. - Nath machnął ręką, a na twarzy ojca Alojzego pojawił się uśmiech.
- Rzeczywiście lepiej uspokoić sumienie od razu - przyznał. - Wtedy siostra Magdalena będzie mogła spokojnie spać. Ja niestety dzisiaj dyżuruję na korytarzach. Mieliśmy przypadki, kiedy pijani turyści wkradali się do nas i rozrabiali. Dlatego co noc pełnimy warty.
- Lepiej dmuchać na zimne.
- Tak… Przestraszyłem się, że znowu mamy incydent, bo na korytarzach niosą się głosy. Ale to zapewne wiatr. Czasami gdzieś otworzy się okno lub uchylą drzwi i podmuch świszczy w tych starych murach, że aż włos na karku jeży.
- Rzeczywiście w starych świątyniach bywa przerażająco - przyznał Nath. - Ale jeśli mogę ojca przeprosić, siostra Magdalena była właśnie w trakcie oczyszczania duszy…
         Nastolatka prawie zachichotała, słysząc słowa swojego towarzysza. Na szczęście w porę się opamiętała.
- Nie może ojciec spowiadać siostry tak na środku korytarza. Zapraszam za mną! - rzucił zakonnik i ruszył przed siebie.
         Ku swojemu niezadowoleniu, młodzi przebierańcy musieli podążyć za nim, by nie zdradzić swojej przykrywki. Jak się okazało duchowny, zaprowadził ich do kaplicy klasztornej.
- To tutaj jutro rano odbędzie się msza - oznajmił brat Alojzy. - Tam są konfesjonały.
         Wskazane przez zakonnika drewniane budki nie wyglądały zachęcająco, ale Nath podziękował, a Magda dygnęła z udawaną wdzięcznością. Doszli do konfesjonału i przez kilka sekund próbowali zorientować się, kto ma wejść w które drzwiczki. Kiedy w końcu rozgryźli sytuację i wpakowali się do środka, od razu zajrzeli przez kratkę, by sprawdzić, czy mają drogę wolną do ucieczki. Niestety, mieli pecha. Zakonnik ukląkł w jednej z ławek i zaczął się żarliwie modlić.
- Cholera! - zaklął na głos Nath.
- Zamknij się, bo nas usłyszy.
- Może to i lepiej? Podczas gdy my siedzimy w tej celi, ten blondas deprawuje moją małą siostrzyczkę!
- Zapewniam cię, że nie działa tak szybko, by ją zdeprawować w pięć minut - westchnęła Madzia i opadła na klęcznik, ukrywając twarz w dłoniach. - Te podchody były głupim pomysłem.
- Nie mógłbym się zgodzić bardziej.
- Myślałam, że chociaż sobie coś przypomnę, ale kiedy próbuję, nadal natrafiam na pustkę. Zupełnie, jakbym próbowała wymyślić sobie dwa lata.
- Może powinnaś przestać próbować? - zaproponował Nath. - To tak jak wstawanie w środku nocy. Im bardziej starasz się być cicho i nie pobudzić ludzi wokoło, tym bardziej hałasujesz.
- To całkiem dobra rada - przyznała Madzia i się zadumała.
         Może rezultat rzeczywiście przyjdzie, gdy przestanie się starać?

*

         W czasie, w którym Jess próbowała subtelnie okazać Niallowi, że jej się podoba, a Nath udawał, że spowiada Maggie, kolejna drużyna przemierzała korytarze klasztoru, zdając sobie sprawę z bezsensowności ich wersji gry w podchody.
- Czy jeden zespół nie powinien zostawiać wskazówek dla pozostałych? Czy nie o to chodzi w podchodach? - spytał Liam Monikę, która wzruszyła ramionami.
- Mądrala się znalazł - prychnął Tom. - A co mieliśmy kredą po ścianach strzałki zaznaczać, a potem się schować pod ołtarzem? Dzięki inteligencji wujcia Toma Maggie sobie wszystko przypomni i jeszcze będziecie mi dziękować.
- O ile nas nie przyłapią - zauważył Jay.
- Kogo ty chcesz oszukać? Obiektywnie jesteśmy najlepszą drużyną, to nigdy się nie wydarzy. - Tom zaczął rozglądać się w poszukiwaniu osoby, która przyklasnęłaby na jego słowa, ale nikt nie wydawał się zbyt entuzjastycznie nastawiony. Co gorsza, Monika wydawała się zajęta czymś zupełnie innym. - Na litość boską, przestań grzebać w tym telefonie, Brukselka, bo mnie tu zaraz krew zaleje! - uniósł się Tom.
- Uspokój się, gdyby to nie było ważne, to bym tego nie robiła - usprawiedliwiła się rudowłosa.
- A co jest niby ważniejsze niż nasze zwycięstwo w podchodach?
- Właściwie to prawie wszystko. A najbardziej to, że nie chcę trafić do więzienia! Adam dzwonił do mnie kilkanaście razy, a teraz wysyła wiadomości. Wszystko przez to, co zrobiłam z Nathem.
- Jezu, ten koleś rzeczywiście nie wie, kiedy odpuścić.
- Na jego obronę dodam, że może przez nas stracić pracę. W końcu pojechałam na plan tej reklamy z jego polecenia i znikłam razem z "moim asystentem", kiedy ktoś ukradł wszystkie stroje. To dość oczywiste, że my maczaliśmy w tym palce.
- Nie usprawiedliwiaj go. Zapewne wie o twoich problemach z Joelem i chce wykorzystać okazję.
- Niby w jaki sposób? Dzwoniąc do mnie i pisząc wiadomości, że mnie ukatrupi?
- Nieważne. Wymyślcie lepiej, gdzie możemy iść, żeby nie dać się złapać i porobić sobie świetne fotki, które zagwarantują nam zwycięstwo.
- Biorąc pod uwagę fakt, że nie ma żadnej nagrody, proponuję wrócić do naszych "cel" - odezwał się Liam.
- Z tobą, młody, nikt się nie liczy. Jakieś inne propozycje? Jay?
         Tom spojrzał na Loczka, który podrapał się po głowie.
- Jakoś nie mamy ze sobą planu klasztoru, a błąkanie się tu w ciemnościach jest trochę lekkomyślne. Jeśli zabłądzimy i będziemy szukać drogi do rana, na pewno ktoś nas znajdzie.
- I ty się dziwisz, że rola Raya jest taka ciapowata… Istny ty!
- Wcale nie!
- Wcale tak!
- Chłopacy! Uciszcie się, bo nas tu znajdą. I co wtedy powiemy? Że uczymy siostrę Anastacię tańca? - spytał retorycznie Liam.
         Monika zachichotała. Schowała telefon do kieszeni. Na korytarzu zapanowała zupełna ciemność i cisza. Nikt nie miał aplikacji latarki na smartfonie, ale Tom, z wielkim bólem serca, mimo braku sieci wifi poświęcił pakiet danych, by ową aplikację ściągnąć. Już po chwili poświata rozjaśniła korytarz.
- Mam nadzieję, że ten cały brat Alfons nie jest opętany, bo inaczej narobię w gacie - stwierdził Tom jak gdyby nigdy nic i ruszył przed siebie.
         Jego towarzysze popatrzyli po sobie zdziwieni. Przewodnik zirytował się, że nikt nie ruszył w ślad za nim.
- Na co wy czekacie? Przygoda czeka tuż za rogiem.
- Gdzie ty chcesz iść, Tom? - spytała podejrzliwie Monika.
- Nie wiem i właśnie w tym cały urok tej eskapady! Zrobimy sobie czadowe zdjęcia w ich sali tortur albo podkradniemy trochę wina mszalnego… Będzie fajnie, zobaczycie!
- W twojej głowie wizja zakonników wygląda zupełnie inaczej niż w mojej - stwierdził zniesmaczony Liam.
- Bo jesteś jeszcze młody i mało w życiu widziałeś - odciął się Parker. - A teraz idziecie, czy zostajecie i jęczycie, że policja albo duchy nas dopadną?
- O duchach nikt nie jęczał - zauważył Jay.
         W tym momencie Monika dostała wiadomość, a wibrujący telefon wydał z siebie dźwięk, który odbijając się echem od ścian wydał się przerażający. Loczek podskoczył.
- W imię ojca i syna… - zaczął czynić znak krzyża, a zimny pot wystąpił mu na czoło.
         Członek One Direction zatkał sobie usta, by nie wybuchnąć śmiechem, ale Tom bez ogródek roześmiał się gardłowo, mimo iż sam do najodważniejszych nie należał.
- Spokojnie, to tylko telefon Brukselki - zapewnił. - Czego tym razem chciał Adam?
         Monika przez chwilę wpatrywała się w ekran komórki, a w końcu wyłączyła ją i schowała do kieszeni w habicie.
- To nie był Adam - wyznała. - Idziemy?
- No teraz to mnie zaciekawiłaś. Joel? - Tom spojrzał na przyjaciółkę spode łba.
- Tak, nieważne.
         Dziewczyna próbowała zbyć nadgorliwego piosenkarza, ale był nieugięty.
- Czego chciał? Rozmówić się z tobą? Zerwać? Wyznać miłość? Zdradę? Jest gejem? - pytania rzucane na ślepo były dziwne, ale kiedy doszło do ostatniego, nawet Jay spojrzał na kumpla zszokowany.
- No co? Wszystko jest możliwe. Żaden hetero o zdrowych zmysłach nie wybrałby promowania zespołu przed czuwaniem przy łóżku swojej dziewczyny. Szczególnie takiej dziewczyny jak Brukselka.
         Zapanowała cisza. Na twarzy Moniki pojawił się słodko-gorzki uśmiech.
- Dziękuję, Tom - szepnęła, kładąc rękę na ramieniu przyjaciela. - To chyba najmilsza rzecz, jaką o mnie kiedykolwiek powiedziałeś.
- Nie mam serca z kamienia, wiesz? - spytał mile połechtany Parker i objął przyjaciółkę jednym ramieniem. - Ale i tak chcę wiedzieć, czego chciał twój chłoptaś. Rozumiem, że przy Liamie i Jaybirdzie się krępujesz uzewnętrzniać uczucia, ale mam nadzieję, że jak ich zgubimy, to powiesz mi, o co chodzi.
- Zgubimy? - spytał zdziwiony Jay, ale Tom nie zdążył udzielić mu odpowiedzi na pytanie, bo na korytarzu usłyszeli jakieś głosy.
         Zamilkli jak na zawołanie, a Tom wyłączył na chwilę latarkę. Zaczął się głośno zastanawiać.
- Zakonnicy?
- Mają ten cały pakt milczenia. To ktoś z naszych - stwierdziła Monika.
- Albo nas oszukali i w tej właśnie chwili mordują naszych przyjaciół. - Jay głośno przełknął ślinę po rzuceniu tej hipotezy. Tom popukał się palcem w czoło, ale w ciemności przyjaciel nie zauważył tego wypominającego głupotę gestu.
- Jak ktoś może twierdzić, że jesteś najmądrzejszy z The Wanted?
- Ciii! - uciszył zgromadzenie Liam i zaczął wsłuchiwać się w głosy. - Poznaję Nialla.
- Faktycznie. A ta szczebiocząca niewiasta to chyba siostra Beniaminka.
- Niall i Jess? A gdzie moja siostra i Nath? - Monika rzuciła pytanie w eter i sama sobie odpowiedziała w duchu, że na pewno wszystko zostało ukartowane, a przy pechu, który Magda miała w relacjach ze sławnym piosenkarzem, zapewne gdzieś się zatrzasnęła.
- Nie bądź drętwa, Nath zapewne otwiera teraz Maggie serce i umysł - oświadczył Jay. - I zróbmy mu przysługę, podsłuchując rozmowę tej dwójki.
- To nie w porządku - zauważył Liam, ale został zignorowany.
         Wszyscy wytężyli bowiem słuch, by w ciemnościach usłyszeć rozmowę dwójki młodych.
- Eee… Jess, czy ty się dobrze czujesz? - pytał właśnie Niall swoją towarzyszkę.
- Tak, dlaczego? - zachichotała dziewczyna, najwyraźniej nieco zażenowana pytaniem.
- Nie chcę, żeby to zabrzmiało niegrzecznie, ale zachowujesz się dziwacznie. Śmiejesz się z wszystkiego, co powiem i co chwilę uderzasz mnie pięścią i powtarzasz, że "zabawny ze mnie gość"…
- Bo tak jest, co w tym dziwnego?
- Szczenięca miłość - westchnął w ciemnościach Jay.
- To jest żenujące. Proponuję wkroczyć, zanim dziewczyna naprawdę się pogrąży. Ta desperacja mnie załamuje - zachichotał Tom. Jak się okazało, zbyt głośno. Niall porzucił dyskusję z siostrą Natha, żeby rozeznać się w sytuacji.
- Kto tu jest? - rzucił w stronę, z której dobiegł chichot.
- Nikogo tu nie ma! - pisnął Jay.
         Liam ukrył twarz w dłoniach, a po chwili wyszedł naprzeciw swojemu przyjacielowi z zespołu, który w dłoni dzierżył telefon, którym oświetlał drogę.
- Och, to wy. Obawiałem się, że zakonnicy - odetchnął z ulgą Niall.
- Zaraz pewnie przyjdą, jeśli będziecie kontynuować te głośne zaloty - stwierdził bez ogródek Tom, a Niallowi niemal oczy wyszły z orbit.
- Zaloty? - spytał, a Jessica najpierw poczerwieniała na twarzy, potem przeraźliwie zbladła, a potem puściła się biegiem w ciemne czeluści.
- No i coś ty zrobił, kretynie? - westchnęła Monika.
- Ja? - obruszył się Tom. - To ona jest nadwrażliwa. Chciałem uciąć te żenujące podchody. A ty koleś, serio, mógłbyś być bardziej domyślny. Zbyt subtelna w dawaniu ci do zrozumienia, że jej się podobasz to ona nie była. To chyba u Sykesów rodzinne.
         Niall zmieszany podrapał się po głowie. Szybko stwierdzili, że Jessici nie można zostawiać samej sobie, więc blondyn w towarzystwie Liama zaoferowali się, że jej poszukają.
- Cały Payne - prychnął Tom. - Przy pierwszej okazji opuszcza towarzyszy.
         Liam zignorował zaczepkę i razem z Niallem podążyli szukać Jess. Tom, Jay i Monika zostali sami.
- Co teraz? Kontynuujemy tę eskapadę czy wracamy? - spytała rudowłosa, a Tom rzucił jej zszokowane spojrzenie.
- Jak możesz? Teraz, kiedy jesteśmy tak blisko?
- Tak blisko czego?
- Nie wiem. Epifanii? Chodźcie, skręcimy tutaj. - Tom poświecił telefonem w stronę schodów, które prowadziły w dół.
         Jay ponownie głośno przełknął ślinę.
- Tom, te schody prowadzą pod ziemię - zauważył.
- No i…?
- Od kiedy jesteś taki odważny? Jeśli coś niedobrego się dzieje w tym zakonie, na pewno odbywa się właśnie tam.
         Monika wywróciła teatralnie oczami.
- Banda tchórzy! Skoro chcecie przygody, to dalej! Będziecie ją mieli. - Dziewczyna wyrwała Tomowi telefon i zaczęła oświetlać nim drogę po schodach w dół. Schodziła ostrożnie, choć sama obawiała się, co znajdą w piwnicy starego klasztoru. Nie spodziewała się ujrzeć sal tortur albo szkieletów, ale przerażała ją perspektywa pajęczyn lub nietoperzy, które mogłyby zaplątać się jej we włosy.
         Ucieszyła się, kiedy dwaj tchórze podążyli za nią. Lepsze takie towarzystwo niż żadne. Zeszli o piętro w dół i przekonali się, że o żadnych komorach do palenia ciał ani ołtarzach do składania ofiar nie było mowy. Znajdowali się w zwyczajnej, choć wiekowej, piwnicy. Kilka drewnianych wrót wzdłuż małego korytarza prezentowało się nawet dość normalnie.
- I czego było się bać? - prychnęła Monika. - Nic tu niezwykłego. Wracamy?
- Teraz? Zwariowałaś? - obruszył się Tom. - Musimy sprawdzić, co jest za drzwiami!
- A jeśli to cele zakonników? - wtrącił Jay.
- Tak, bo śpią w zatęchłej piwnicy.
- U góry wcale nie było lepiej.
- Ale wątpię, żeby tutaj spali. W razie czego jednak będziemy udawać, że lunatykujemy. - Tom zatarł ręce ze zniecierpliwienia i przejął telefon od przyjaciółki. Pierwsze dwie pary drzwi były zamknięte, za trzecimi znajdował się schowek z miotłami (w którym Tom pisnął, kiedy szmata z półki spadła mu na głowę), ale za drzwiami czwartymi chował się prawdziwy skarb.
- Wino? - spytała zdziwiona Monika, przekraczając próg małego pomieszczenia, wyposażonego w drewniane stojaki.
- Mszalne winko… Wiedziałem, że doprowadzę nas do zwycięstwa! Woo hoo! - Tom uniósł ręce do góry i omal nie stłukł jednej z butelek. - Fotki, szybko! - zreflektował się i kazał Monice i Jayowi pozować w mnisiej winnicy.
         Najpierw stali przy stojakach, potem chwytali butelki, potem Loczek wypił co nieco z jednej, ale Monika w obawie, że jej dusza zostanie potępiona zrezygnowała z tego. Potem Tom przekazał telefon Jayowi, który zabawił się w fotografa, a na koniec Monika zrobiła kilka zdjęć przyjaciołom.
- Możemy iść - podsumował zadowolony Tom. - Wygraną mamy w kieszeni.
         Zadowoleni powoli weszli pod schodach, chichocząc i zapominając, że nie wszyscy uznali pomysł z podchodami za słuszny. Siva napisał Jayowi, że znalazł Nareeshę i wszystko jest w porządku, a Jessica wysłała sms do Toma, twierdząc, że "zniszczył jej życie i nienawidzi go z siłą tysiąca Słońc". Parker jednak nie bardzo się tym przejął.
- Przejdzie jej - skwitował.
         Zegarek wskazywał północ, kiedy stwierdzili, że misję mają wykonaną i mogą wracać do swoich cel. Kiedy próbowali zorientować się, z której strony przyszli, usłyszeli kroki.
- Przysięgam, że jeśli jeszcze raz coś usłyszę, to naprawdę narobię w gacie - westchnął Tom. - Zgaście latarkę!
- To twój telefon - zauważyła Monika.
- Słuszna uwaga… - Tom zaczął szamotać się z telefonem i w końcu udało mu się wyłączyć aplikację, ale zbliżający się zakonnik niósł w ręku lampę, nie było więc jak się schować. Przez chwilę trójka przyjaciół biegała śmiesznie w kółko, szukając wnęk, w których mogliby się schować, ale nic takiego nie znaleźli.
- A co ojcowie i siostra tutaj robią? - spytał brat Alojzy.
- My… uczymy siostrę Anastacię tańczyć - wypalił nagle Tom. Ironiczne słowa Liama jako pierwsze przyszły mu do głowy i mimo niedorzeczności, wypowiedział je na głos w panice.
- Tańczyć? Myślałem, że ktoś się spowiada. Spotkałem ojca Reginaldo, który spowiadał siostrę Magdalenę. Pójście spać z nieczystym sumieniem jest dosyć trudne. Ale nauka tańca? O północy? - zdziwił się zakonnik.        
         Monika postanowiła uratować sytuację.
- Proszę wybaczyć ojcu… Tommaso… On ma specyficzne poczucie humoru. Oczywiście mnie spowiadał. Szukaliśmy jakiegoś spokojnego miejsca, a potem zamiast stać w miejscu, szliśmy i rozmawialiśmy o żalu za grzechy, pokucie i… i w ogóle…
- Rozumiem. A skąd się wziął tutaj ojciec… proszę wybaczyć, nie wyłapałem imienia…
         Zakonnik spojrzał na Jaya, którego twarz oświetlił lampą. Loczek przełknął głośno ślinę. Monika wybawiła go z opresji.
- Ojciec Giacomo nie zna angielskiego.
         Jay wzruszył ramionami i na twarz przywołał niewinny uśmiech.
- Mi scusi - odezwał się głębokim głosem.
         Tom parsknął ze śmiechu, ale zamaskował to udawanym atakiem kaszlu.
- Wybaczcie moją ciekawość, to podobno pierwszy stopień do piekła, ale nie rozumiem, co na korytarzu robi ojciec Giacomo. Też chciał się wyspowiadać?
- Ojciec Giacomo lunatykuje! - oświadczył nagle Tom, klaszcząc w dłonie. - Wiesz, Alojzy, gdyby nie my, biedaczek mógłby sobie coś zrobić. Dobrze, że go znaleźliśmy, zanim wyżłopał wam całe wino z winnicy. Ma problem z alkoholem…
         Już przy zwróceniu się do zakonnika po imieniu Monika dźgnęła kumpla łokciem między żebra, ale kiedy ten zaczął opowiadać, że "ojciec Giacomo" jest byłym alkoholikiem i lunatykiem, nie wytrzymała.
- Jeśli można, ojcze Alojzy, chciałabym dokończyć spowiedź i wrócić do celi, by odmówić pokutę.
- Oczywiście, przepraszam, że przeszkadzam. Odprowadzę ojca Giacomo do sali jadalnej, żeby wam nie przeszkadzał.
         Próbowali protestować, ale żaden sensowny powód nie przyszedł im do głowy, więc dali sobie spokój. Jay, blady jak ściana, podążył za zakonnikiem, a Monika i Tom skierowali się do wskazanej kaplicy, by dokończyć spowiedź.
- Nareszcie sami! - podekscytował się Tom. - I nie ma szans, że spotkamy tego Alfonsa po raz drugi. To wynika z rachunku prawdopodobieństwa. A teraz mów, czego chciał Joel?
- Porozmawiać - wyznała lakonicznie Monika.
- Tylko tyle?
- A co byś chciał? Deklaracji tego, że jest gejem z załączoną fotką na dowód?
- No… to by mi więcej mówiło o tym, na czym stoimy.
- My? Ty nigdzie nie stoisz. To sprawa moja i Joela.
- No… ale ja też muszę wiedzieć.
- No… ale się nie dowiesz, bo sama nie wiem, o czym on chce rozmawiać. Zerwać, przeprosić, oświadczyć się? Nie wiem. Będziemy rozmawiać po raz pierwszy od mojego pobytu w szpitalu i dopiero wtedy rozjaśni mi się w głowie.
- On chce ci się oświadczyć?!
- Przysięgam, że wy, faceci, zawsze skupiacie się nie na tym, co trzeba. - Monika ukryła twarz w dłoniach. - Możemy już o tym nie mówić? W tym wyjeździe miało chodzić o moją siostrę.
- Niech ci będzie. O, patrz! To ta kapliczka! - Tom wskazał palcem otwarte drzwi i wnętrze oświetlone blaskiem świec.
         Weszli nieco ostrożnie. Wielki krzyż z wyrzeźbionym Jezusem górował nad skromnym ołtarzem. Oprócz tego wyposażenie kaplicy stanowiły stare ławki, kilka obrazów i posążek Matki Boskiej oraz konfesjonał.
- Porobimy sobie tu fotki? - spytał podekscytowany Parker, wskazując na drewnianą budkę.
- Nie. To by już było przegięcie. - Monika wywróciła oczami.
- Eeee… Monia? - Z wnętrza konfesjonału dało się słyszeć głos Madzi. Starsza siostra zmarszczyła brwi i dołączyła do Toma, który badał konstrukcję. Okazało się, że drzwiczki się zacięły. - Jestem tu uwięziona z Nathanem!
- Ha, no ładnie. Wiedziałam, że gdzieś utknęłaś. - Monika pokręciła głową, bo wywróżyła ten fakt.
- Siedzieliśmy tutaj i udawaliśmy, że ją spowiadam, bo zakonnik długo się modlił. A kiedy w końcu poszedł, okazało się, że nie możemy wyjść - wyjaśnił sytuację Nath.
- Długo tak siedzicie? - spytał rozbawiony Tom.
- Prawie dwie godziny.
- No ładnie. A jakaś spowiedź była?
- Nic sobie nie przypomniałam, jeśli o to ci chodzi - odpowiedziała nastolatka i westchnęła ciężko. - Wyciągnięcie nas stąd?
- A niby jak? Mam wyważyć te drzwiczki? A może pogmerać wsuwką w zamku?
         Podczas gdy Tom chichotał, Monika przyjrzała się drzwiczkom, by po chwili bez problemu je otworzyć.
- Idioci, cały czas było otwarte - oświadczyła bezceremonialnie.
         Nath w sutannie i Madzia w habicie wyszli na zewnątrz z nieukrywaną ulgą.
- Udawali, że się zatrzasnęli. Widzisz te rumieńce? - spytał Tom.
- Ty też nie umiałeś otworzyć drzwiczek. Trzeba je trochę docisnąć, wtedy puściły.
- Specjalistka od konfesjonałów. Kiedy ostatni raz byłaś u spowiedzi?
         Monika nie miała okazji odciąć się Tomowi, bo jego telefon rozdzwonił się w kaplicy.
- Sorki, nie wyłączyłem dźwięku - oznajmił chłopak i odebrał. Słuchał w skupieniu, a kiedy skończył rozmawiać, pobladł i przełknął głośno ślinę. - Mamy problem. Kiedy Alojzy odprowadził Jaya, zorientował się, że wszyscy się rozpierzchli po klasztorze. Co gorsza… znalazł jedną parkę na gorącym uczynku i z samego rana przed mszą chce z nami poważnie porozmawiać.
- O, Boże. - Madzia zatkała sobie usta dłonią. Nathowi po plecach spłynął zimny pot. Monika nie wiedziała, co powiedzieć. Mogli się spodziewać, że ta eskapada nie przyniesie nic dobrego. Była zbyt szalona.
- Wiem, to straszne. Nie dość, że msza na szóstą, to jeszcze każą nam wstać wcześniej? - prychnął Tom.
         Żartem próbował jednak ukryć fakt, że naprawdę się przestraszył. Tym razem fala zabawy zaniosła ich zbyt daleko na nieznane i niebezpieczne wody.

Blog List