sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział 19 - "Monika"

Witajcie, moje kochane czytelniczki!

C
ały czas piszę "Wanted Direction 2". Tom już planuje "Drogę Rozpaczy 4" o ciekawym podtytule, zbliża się osiemnastka Madzi i aż dwa wieczory panieńskie. Także The Wanted będzie jeszcze o wiele, wiele więcej. Mam nadzieję, że doczekacie :)
Tymczasem proszę Was o opinie i głosy w ankiecie.

Pozdrawiam i miłej końcówki wakacji życzę :*




            "Życie jest jak pudełko czekoladek - nigdy nie wiesz, co ci się trafi."
            Winston Groom ("Forrest Gump")


            Spotkanie z Jayne po takim długim czasie było dla Moniki miłym przeżyciem. Szczególnie, że okazało się, że kobieta już oficjalnie spotyka się z Bobem, kierowcą autobusu The Wanted, z którym kiedyś dobrze się dziewczynie rozmawiało, kiedy wszyscy sprzysięgli się przeciwko niej. Dziewczyna cieszyła się, że jej była szefowa jest szczęśliwa z porządnym facetem, który rzeczywiście miał coś z Simona Cowella, który zawsze się kobiecie podobał. Na szczęście żadne ze szczęśliwie zakochanych nie wspomniało o Jayu, dzięki czemu dzień Moniki zleciał w miłej atmosferze. Na pożegnanie jednak kierowca Bob wytoczył ciężkie działo.

- Wspominałem kiedyś twojej siostrze o moim siostrzeńcu, nie wiem, czy coś z tego pamięta… - zagadnął, kiedy wychodzili z kawiarni i otulali się szalikami, by przygotować się na mróz.

- Maggie ma chłopaka, z którym jest szczęśliwa, więc jeśli liczyłeś na swatanie, to nici z tego.

- O, nie, nie! Chodziło mi raczej o ciebie, bo mój siostrzeniec jest w twoim wieku. Ale nie o swatanie, nie jestem taki podstępny i złośliwy. Po prostu jeśli będziesz potrzebowała towarzystwa… No wiesz, nowa znajomość nie zaszkodzi. - Bob zaczął się nieco gmatwać w zeznaniach, przez co dziewczyna była przekonana, że mimo wszystko chodzi mu jednak o jej wyswatanie.

- Dam ci znać, dobrze? Ta cała sprawa z zerwaniem jest jeszcze dość świeża. I nieoficjalnie potwierdzona - wyznała.

         Zdawała sobie sprawę, że prędzej czy później będzie musiała porozmawiać z Jayem, ale wolała, żeby nastąpiło to jak najpóźniej, żeby mogła się psychicznie przygotować.

         Całą noc rozmyślała o propozycji Boba i uznała, że w gruncie rzeczy poznanie kogoś nowego to nic złego. Kolejnego dnia nie miała nic do roboty, co powoli wchodziło w zwyczaj, więc była skłonna zaryzykować.

         Kiedy dziewczyny wyszły do pracy, a ona została sama i wzięła się za przygotowywanie tostów, do mieszkania weszła jej młodsza siostra.

- Siema! - przywitała się z nietęgą miną.

- Po pierwsze: zawsze narzekałaś, że Danny z McFly zjawiał się u nas znienacka, a sama robisz to samo, a po drugie: skąd taki wisielczy nastrój? - spytała gospodyni.

         Gestem ręki wskazała na tosty, a Madzia pokiwała głową twierdząco, bo wyszła z domu bez śniadania.

- Trzeba zamykać drzwi - odpowiedziała lakonicznie na pierwszy zarzut. - A mój nastrój wynika z faktu, że macie dziwnego ciecia.

- To właściciel kamienicy.

- Cóż, jeden pies. - Madzia wgryzła się w tost i zaczęła snuć opowieść. - Mam dzisiaj zajęcia na późniejszą godzinę, więc postanowiłam cię odwiedzić i wyżalić się przed walentynkami. Na dole dobiegły mnie odgłosy rodem z porno i krzyki "nie kiedy Bestia patrzy!". Właściciel kamienicy poczynał sobie z jakąś kobietą, a co gorsza, kazał jej nazywać swój sprzęt mianem Bestii.

- Źle to zrozumiałaś. Zapewne była z nim Audrey, nasza sąsiadka. Ma mnóstwo kotów i nazywa je jak postacie z bajek. Zapewne jeden z nich miał byś świadkiem tego samego miłosnego uniesienia, co ty - zachichotała Monika. - Ale nadal nie wiem, skąd ten humor.

- Bo nie wisi żadne ostrzeżenie, że macie remont! Grzebałam w torbie i otworzyłam drzwi wejściowe biodrem i sama popatrz!

         Nastolatka wstała z krzesła i pokazała siostrze ubrudzone zieloną farbą dżinsy.

- Cóż, możemy sprawdzić w Internecie, czym to wywabić - zaproponowała Monia.

- O, nie. Nie powierzę tobie ulubionych dżinsów.

- Wolisz mieć brudne?

- Jak będę wracać, to oprę się drugą stroną dla równowagi.

- Nick będzie wściekły, że na świeżo malowanym będą ślady - zauważyła Monika.

- Jest wściekły. Wyszedł z kantorka, gdy go mijałam i złorzeczył, że po co płaci za remont, skoro nikt nie szanuje jego pracy. Miał rozpięty rozporek.

- Fajnie, że spiknął się z Audrey. Zbliżają się walentynki, wszyscy powinni być szczęśliwi - wtrąciła Monika.

         Dość smętnie zaczęła smarować masłem orzechowym po swoim toście, co nie uszło uwadze jej młodszej siostry.

- A jak ty się trzymasz?

- Lepiej. Naprawdę. Wczoraj spotkałam się z Jayne i Bobem. Wspominał, że kiedyś chciał mnie zapoznać ze swoim siostrzeńcem i zamierzam z tego skorzystać.

- Swatanie? Nigdy nie wychodziło nam najlepiej.

- Cóż, muszę zająć się czymkolwiek, bo zwariuję.

- I ja właśnie przychodzę w tej sprawie. Chodź jak teraz o tym myślę, to dość głupia prośba. A nawet bardzo głupia. Ale nie mogłam sprzeciwić się Ali. - Madzia wywróciła oczami, a Monika spojrzała na nią zaintrygowana.

- O co chodzi?

- Po wczorajszym obiedzie, kiedy się z Karoliną zmyłyście, trochę popiliśmy i Ala zaczęła smęcić, że strasznie przytyła, bo ze stresu się objada. A dziś ma przymiarkę sukni ślubnej…

         Monika zrobiła duże oczy.

- Co? O, nie! Nie ma mowy! I nie chodzi wcale o fakt, że jestem świeżo po zerwaniu. Jaką wymówkę ci wcisnęła?

- Że się wstydzi rozmiaru, bo kobieta, u której zamówiła suknię może pomyśleć, że jest w ciąży i wychodzi za mąż z rozsądku.

- To najgłupsza rzecz, jaką ostatnio słyszałam. A czemu ja mam być tą szczęściarą, która dokona przymiarki?

- Bo jesteście podobne wzrostem i figurą. Cóż, zanim Alicja przytyła…

         Starsza z sióstr uderzyła się otwartą dłonią w czoło.

- I nie mogę odmówić, bo inaczej wywali cię na bruk, czyż nie?

- Coś takiego - roześmiała się Madzia. - Pójdziesz? Bo jeśli nie, to coś wymyślę. Powiem, że leżysz w rozpaczy i depresji, a takie zadanie może spowodować twoją śmierć z żalu za utraconą miłością.

- Co ty pleciesz? Pójdę! - Monika prychnęła i poszła zalać sobie i siostrze herbatę, bo czajnik podskakiwał od jakiegoś czasu na palniku.

         Madzia doskonale zdawała sobie sprawę, że zrobienie ze starszej siostry ofiary to doskonały sposób, by nakłonić ją do wykonania tej przysługi dla ich wspólnej koleżanki. Uśmiech zwycięstwa zszedł jej z twarzy, gdy Monika spytała o Natha.

- To skomplikowane - odpowiedziała lakonicznie.

- Liczę na dłuższą relację. Wczoraj nie było jak porozmawiać.

- Co chcesz wiedzieć? Niedługo The Wanted jadą do Ameryki na ponad miesiąc, a on ciągle musi odwoływać nasze spotkania. Wszystko przez jego menedżera. Gdyby dziennikarze zobaczyli mnie z Nathem, pomyśleliby, że chłopak gra na dwa fronty, ze mną i Dionne. A to by było "katastrofalne dla jego wizerunku romantyka poszukującego miłości". - Madzia zaczęła przedrzeźniać mężczyznę, którego nie znosiła.

- Kawał dupka z tego faceta.

- A żebyś wiedziała! No ale co ja mogę zrobić? Dziewczyny z zespołu mnie przyciskają, żeby poznać moich "licznych przyjaciół", a ja nie widuję żadnych z nich - westchnęła nastolatka.

- Ciężki kawałek chleba. A jak ci idzie w szkole?

- Co? To moje najmniejsze zmartwienie. - Madzia machnęła ręką. - Zaadoptowałam się już i gdyby nie ta dziwna psychofanka Zayna, przez którą czuję się obserwowana, byłoby dobrze. Dostałam nawet piątkę z testu.

- Gratuluję. - Monika uśmiechnęła się do siostry. - Ale czy ty czasem nie musisz już wychodzić, żeby zdążyć?

- Muszę. Ale chcę najpierw wiedzieć, czy na pewno dasz sobie radę.

- Tak, na pewno. Napisz mi tylko adres tego salonu sukni ślubnych. Kiedy mam tam być?

         Madzia wzięła kartkę z notesiku leżącego na stole i coś na niej nabazgrała.

- O dwunastej. Ale wiesz, że nie o to mi chodziło - odezwała się, podając siostrze karteczkę.

- Wiem.

         I tyle musiało nastolatce wystarczyć. Wyszła, by zdążyć na autobus na zajęcia, a jej siostra została sama. Postanowiła upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i wziąć się w garść. Zadzwoniła do Jayne, by ta podała jej numer Boba. Chwilę później już rozmawiała z sympatycznym kierowcą, z którym umówiła się na lunch. Tak się składało, że jego siostrzeniec właśnie wrócił do miasta i mieli się spotkać.

- Możemy we czwórkę! - ekscytował się mężczyzna.

         Tak, podwójna randka to to, czego jej było trzeba. Uśmiechnęła się gorzko i dziękowała w duchu, że Bob nie widzi jej miny. Pożegnała się i zobowiązała, że przyjdzie, a on zapowiedział, że wyśle jej smsem adres restauracji. Dziewczyna tymczasem wzięła szybki prysznic. Tym razem nic nie zakłóciło jej rytuału higieny. Odkąd poprzedniego dnia sąsiadem zza ściany okazał się wybawca Luizy, panował spokój. Tylko szczekanie psa pod wieczór go zburzyło, ale trwało względnie krótko, więc dała sobie spokój z tą wojną. Blondyn, z którym Luiza najwyraźniej poszła w tango lub chociażby w ślinę (o czym świadczył jej uśmiech nieschodzący z twarzy i podśpiewywanie pod nosem blondynki) wydawał się Monice znajomy, ale nie mogła się teraz zastanawiać ani nad tym, ani nad faktem, że Karolina uznała, że Max był zazdrosny o Kubę, więc ciągnięcie dalej tej szarady wydawało jej się jak najbardziej w porządku.

         Monika ułożyła włosy, ubrała marynarkę, by wypaść dość poważnie i pomalowała się, by zakryć bladą cerę i worki pod oczami. Wyglądała dość dobrze, by pokazać się ludziom, więc spakowała torebkę i wyszła z mieszkania, ostrożnie, by nie dotknąć do niczego, co mogło być świeżo malowane i nieoznaczone.

         Na dole zastała Nicka, który na nowo malował drzwi wejściowe.

- Dzień dobry! - przywitała się. - Sam robisz remont?

- Będzie ekipa, ale od jutra. Zaczynają od waszego piętra. Trzeba trochę odświeżyć tę ruderę.

- W takim razie… miłego dnia!

         Nie była pewna, czy coś jej odpowiedział, ale sam fakt, że wyszła z inicjatywą konwersacji, była miła i uzyskała pożyteczne informacje był na plus. Mogło to świadczyć, że wychodzi ze świata zombie i wkracza do normalności. Wydawało jej się też, że Nick był trzeźwy, więc może posiadanie Audrey u boku dobrze mu robiło? Byli dziwaczną, ale sympatyczną parą i zdała sobie sprawę, że życzy im jak najlepiej.

         Dobry humor nieco minął jej, kiedy trafiła punktualnie do salonu sukni ślubnych. Sprzedawczyni najwyraźniej była w zastępstwie za koleżankę i nie dawała sobie wytłumaczyć, że to nie Monika bierze ślub, a jedynie robi komuś przysługę. Była to jakaś Hinduska, która słabo mówiła po angielsku, co utrudniało komunikację.

- Szampan! - zawołała nagle kobieta i zaklaskała, by zniknąć i zostawić Monikę samą w przymierzalni.

         Dziewczyna nie miała pojęcia, w którą dziurę wsadzić głowę, więc postanowiła poczekać na sprzedawczynię. Skorzystała z chwili spokoju i sprawdziła telefon, ale adres podany jej w wiadomości przez Boba nic jej nie mówił, więc zadzwoniła do niego, by poprosić o pomoc.

- Mówisz dość chaotycznie - westchnęła w słuchawkę. - To jest to blisko od… butiku, w którym jestem, czy nie? - Nie chciała przyznać się, że przymierza suknię za swoją koleżankę. Również przed samą sobą, bo podobno przynosiło to pecha. Nie była tylko pewna, czy chodziło o pecha dla panny młodej czy dziewczyny, która wbiła się w jej suknię. Bob rzucał jej jeszcze nazwami ulic, które nic jej nie mówiły. - To wyjdź po mnie, skoro to jest tak blisko - prychnęła, ale po chwili wróciła do grzecznego tonu. - Dobra znajdę, a w razie czego będę dzwonić.

         Rozłączyła się szybko, bo do pomieszczenia wróciła Hinduska z kieliszkiem szampana, którego Monika wychyliła duszkiem, żeby zapomnieć o stresie. Pomogło. Już po chwili się wyluzowała i wbijała się w suknię, bez obaw o jakiegokolwiek pecha. Bawiło ją nawet to, że sprzedawczyni była bardzo podniecona i wychwalała, jak to cudownie w tej sukni wygląda.

- Serio? - spytała Monika po polsku. - Przestała się wysilać na angielski, bo Hinduska i tak ni joty nie rozumiała. - Może masz rację. O ile nie jesteś przekonana, że "pięknie" znaczy "obleśnie". W końcu obie zgodzimy się, że twoje zdolności językowe są na dość niskim poziomie, oględnie mówiąc.

         Hinduska przytakiwała i uśmiechała się cały czas.

- Zostawię samą! - powiedziała w końcu, kiedy w głębi sklepu usłyszała dźwięk telefonu.

         Dopiero teraz Monika mogła przyjrzeć się swojemu odbiciu w lustrze. Znajdowała się w półokrągłej sali z wysokim, zdobionym arabeskami sufitem, które nadawały klasycznego uroku. Nowoczesnym akcentem były wielkie okna, który zajmowały obszerny kawał ściany od podłogi aż do sufitu, wpuszczając mnóstwo światła do wnętrza. Wyposażenie meblowe pomieszczenia stanowiło kilka foteli obitych aksamitem i stoliczek z broszurkami.

        Mniej więcej na środku natomiast znajdował się podest otoczony rozsuwaną zasłoną na kolistym karniszu, usytuowany na wprost wielkiego lustra również w kształcie półkola, które umożliwiało zobaczenie się z każdej strony. Monika skorzystała z tej możliwości. Wygładziła dłońmi sukienkę i westchnęła ciężko. Czy kiedykolwiek jej przyjdzie przywdziać biel? Dziwacznie wyglądał tak jasny kolor sukienki z jej odcieniem skóry, ale krój leżał niemal idealnie. Gorset z wyciętymi miseczkami doskonale eksponował biust i modelował sylwetkę. Wplecione w koronki subtelne kryształki Svarovsky'ego dodawały sukni uroku, a rozkloszowany dół czynił z każdej dziewczyny, która włoży tę suknię niemal księżniczkę. Dla zgrywy Monika zebrała długie, lekko falowane włosy nad karkiem i uniosła je, by zobaczyć, jak wyglądałaby w upiętych.

         Przeceniła swoje umiejętności równowagi. Szampan dał się we znaki i zatoczyła się, machając w powietrzu rękoma, ale na próżno. Nie udało jej się pozostać na podeście. Z cichym westchnieniem oczekiwała bólu w kości ogonowej, który jednak nie nadszedł. Po krótkiej sekundzie spadania, poczuła, że spadła dość miękko, a po otworzeniu zaciśniętych w panice oczu zorientowała się, że prosto w męskie ramiona. Minęło dobrych kilka sekund, a nieznajomy nadal trzymał ją na rękach do akompaniamentu oklasków ze strony Hinduski, która skończyła rozmawiać przez telefon.

- Piękna para, piękna! - powtarzała.

- Nie jesteśmy parą - odezwał się chłopak, stawiając skołowaną Monikę na ziemi. - Ja tylko złapałem ją, kiedy straciła równowagę i spadała z podestu. Tylko kogoś szukam.

- To nic nie da. Nie za dobrze zna angielski - westchnęła Monika. - I wydaje mi się, że szukasz właśnie mnie.

- Panny młodej? No nie wiem…

- Jeśli jesteś siostrzeńcem Boba, to dobrze trafiłeś - roześmiała się Monika, a chłopak jej zawtórował.

- A jednak. Nie mogłaś trafić do restauracji, więc wuj mnie przysłał do tego… "butiku" jako przewodnika.

- Dzięki. Zaraz ściągam z siebie ten abażur i możemy iść.

         Wyglądał na sympatycznego. Kiedy uśmiechnął się i wyszedł z półokrągłego pomieszczenia, by mogła się przebrać, zaczęła się zastanawiać, czy pomysł z tym swataniem wcale nie jest taki zły. W pośpiechu ściągnęła z siebie sukienkę Ali, podczas gdy Hinduska notowała na kartce jakieś cyferki, najprawdopodobniej rozmiar.

- Piękna para! - obwieściła na pożegnanie.

- Tak, tak, do widzenia! - odpowiedziała jej Monika, kiedy ramię w ramię z nowym znajomym wychodziła z salonu sukni ślubnych.

- Dziwny początek znajomości - zagadnął chłopak.

- To prawda. Muszę ci podziękować za uchronienie mojego tyłka od upadku.

- Cała przyjemność po mojej stronie - roześmiał się, ale na chwilę spoważniał, kiedy szli w stronę restauracji, w której Monika umówiła się z Bobem i Jayne. - Zanim jednak tam wejdziemy, chciałbym coś sprostować. Mam dziewczynę, ale mój wuj nie jest jej fanem, stąd pomysł tej podwójnej randki.

         Monika pokiwała głową ze zrozumieniem. No tak, to było zbyt piękne, by było prawdziwe. Pierwszy sympatyczny chłopak, który wpada jej w oko po Jayu i już zawód. Nie poczuła się jednak, jakby dostała kosza. Przecież sama nie nastawiała się zbyt entuzjastycznie na to swatanie, bo wiedziała, jakie mogą z tego wyniknąć konsekwencje.

- W porządku, rozumiem - odpowiedziała w końcu, by nie wyjść na jakąś desperatkę. - Sama też nie jestem pewna, jak to jest z moim statusem na facebooku, ale poznanie nowych ludzi to nic złego.

- Masz rację. - Chłopak zatrzymał się przed wejściem do restauracji, która rzeczywiście była o rzut beretem od salonu sukni ślubnych. - Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy się zaprzyjaźnili. Jestem Joel.

         Wyciągnięta w stronę Moniki dłoń była początkiem udanego lunchu i popołudnia. Choć na kilka godzin zapomniała o złamanym sercu i o fakcie, że przymierzanie cudzych sukni ślubnych przynosi pecha.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział 18 - "Luiza"

Kochane!

Dziękuję Wam za słowa ciepła i wsparcie. Takie czytelniczki jak Wy to skarb, dlatego jeszcze trochę się ze mną pomęczycie, bo kontynuacja na pewno będzie miała minimum 50 rozdziałów (choć wczoraj doszłam do wniosku, że w sumie można ją ciągnąć w nieskończoność).
Pozdrawiam serdecznie :*




         "Przez wszystkie te tysiąclecia ludziom nie udało się rozgryźć zagadki, jaką jest miłość. Na ile jest sprawą ciała, a na ile umysłu? Ile w niej przypadku, a ile przeznaczenia? Dlaczego związki doskonałe się rozpadają, a te pozornie niemożliwe trwają w najlepsze? Ludzie nie znaleźli odpowiedzi na te pytania i ja też ich nie znam. Miłość po prostu jest, albo jej nie ma."
         Stephenie Meyer ("Intruz")

         Czas mijał, a wszystko komplikowało się coraz bardziej. Jay nadal głowił się, w jaki sposób odzyskać swoją dziewczynę, której znalezienie przypominało szukanie igły w stogu siana. Monika w przeciwieństwie do niego starała się zapomnieć, ale było to trudne, gdy nie robiło się nic produktywnego.

         Max odnalazł w sobie rodzące się uczucie do Karoliny, wywołane impulsem zazdrości. Po ujrzeniu dziewczyny w towarzystwie Kuby zaczęło się w nim bowiem budzić uczucie, o którym wcześniej nawet przez chwilę by nie pomyślał. Karolina nadal zmagała się z faktem, że zostanie matką. Nie chciała jednak, żeby stało się to centrum jej życia, więc angażowała się w pracę w kawiarni i ignorowała planowane wizyty u lekarza, jakby to miało sprawić, że problem przestanie istnieć.

         Nath i Maggie, mimo że w przeciwieństwie do swoich przyjaciół szczęśliwi jako para, również mieli swoje problemy. Menedżer zespołu wychodził bowiem z założenia, że odkrywanie przed światem związku idola nastolatek było błędem. W tym celu posunął się do intrygi, która nie była w stanie rozdzielić zakochanej pary, ale stanowczo nadwątliła ich zaufanie do świata show biznesu. Nie byli pewni, w jaki sposób być razem, skoro świat był przeciwko nim.

         W zaistniałym galimatiasie tylko Luiza wydawała się być w normalnej sytuacji. Co prawda nadal nie rozmawiała z rodzicami, ale była przekonana, że jej wybranek wcale jej się nie przyśnił i miała nadzieję, że odwiedzi ją jeszcze kiedyś w pracy, a wtedy będzie miała więcej odwagi i nie schowa się pod ladą, tylko go zagada. Skoro mieszkanie i praca stosunkowo łatwo jej przyszły, warto było pokusić się o optymistyczne prognozy miłosne. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że już przed walentynkami los się do niej uśmiechnie.

         Monika i Karolina wyszły na uroczysty obiad zaręczynowy Alicji, u której tymczasowo mieszkała Madzia. Luiza jej nie znała, ale cieszyła się, że jej współlokatorki przestaną choć na trochę myśleć o problemach. Sama zobowiązała się, że zostanie w pracy dłużej, by posprzątać i pozamykać wszystko, bo Audrey musiała coś załatwić poza miastem.

         Niestety kiedy Luiza stanęła przed drzwiami swojego mieszkania spostrzegła, że nie wzięła klucza.

- O nie, nie, nie! - mówiła sama do siebie, przetrząsając zawartość obszernej torebki. - Tylko nie to!

         Już oczyma wyobraźni widziała jedyne wyjście, spędzenie kilku godzin z Nickiem, kiedy za drzwiami mieszkania sąsiada zza ściany usłyszała niskie tony gitary basowej, przerywane pieskim szczekaniem, co ją zaintrygowało i zachęciło do zapukania do nieznajomego. Przynajmniej dowie się, kim jest jej sąsiad.

         Nie miała pojęcia, że właściciel mieszkania poleciał do Stanów w celu odwiedzenia swojej dziewczyny przed walentynkami. Drzwi otworzył jej więc nie kto inny jak rezydujący w mieszkaniu kumpla jej wybawiciel.

- To ty… - wydusiła z siebie, kiedy otrząsnęła się z szoku.

         Miała przed sobą blondyna, który uchronił ją przed niechybną śmiercią pod kołami autobusu. Stał w progu, uśmiechnięty od ucha do ucha i nagi do pasa, przez co nie mogła oderwać wzroku od jego umięśnionej sylwetki.

- To ja. A to ty - odpowiedział rozbawiony.

         Pies szczekał za jego plecami i mimo iż Luiza kojarzyła zwierzę, które dawało się jej i jej współlokatorkom we znaki, zupełnie zapomniała o wszystkich niesnaskach.

- Miałem iść z Piorunem na spacer, ale chyba szczeka jak oszalały, bo wyczuł, że ktoś jest za drzwiami - odezwał się Ryan.

- Taaaak… Jeśli chodzi o to, to nie podsłuchiwałam, ale zapomniałam klucza, a moich koleżanek nie ma w mieszkaniu.

- Niestety zestaw małego włamywacza gdzieś mi się zapodział - zażartował chłopak. - Ale zapraszam, możesz posiedzieć tutaj dopóki twoje koleżanki nie wrócą.

         Piorun zaszczekał jak na zawołanie, a Luiza spojrzała na niego zszokowana.

- Może jednak trzeba iść z nim na spacer? - spytała, a chłopak przyznał jej rację i poszedł włożyć na siebie bluzkę i kurtkę.

         W czasie, w którym się szykował, blondynka zdążyła zauważyć, że oparta o sofę stoi gitara basowa, a mieszkanie wygląda jak typowa męska miejscówka.

- Tak w ogóle to gdzie moje maniery… - Blondyn wyskoczył nagle tuż przed jej nosem. Tak się zamyśliła, że nie zauważyła, kiedy się zbliżył. - Jestem Ryan.

- Och. Luiza. Lou.

         Była nieco zbita z tropu, bo była przekonana, że ma na imię Fletcher, ale najwyraźniej byłą to ksywa lub też nazwisko. Rzuciła chłopakowi swój słodki uśmiech numer pięć w nadziei, że nie widzi rumieńców, które wystąpiły na jej twarz i nie miały nic wspólnego z mrozem. Po prostu nadal nie była pewna, czy to sen czy jawa.         

         Kiedy schodzili schodami z wielkim mastifem, podszczypywała się, aby się upewnić, czy przypadkiem nie przysnęła w pracy. Na szczęście wszystko wskazywało na to, że rzeczywiście znalazła swojego księcia, który cały czas był na wyciągnięcie ręki.

         Szli tak wzdłuż ulicy, kierując się do pobliskiego parku. Tego dnia panował niebywały ziąb, więc Luiza otoczyła się szczelnie rękami. Ryan zreflektował, że sam ma na głowie wielką futrzaną czapę, podczas gdy jego towarzyszka marznie. Ściągnął ją z głowy i włożył ją na blond czuprynę Lou.

- Tobie w niej znacznie ładniej. Ja wyglądałem jak idiota - oświadczył bezceremonialnie. Ta bezpośredniość urzekła dziewczynę i była przekonana, że to naprawdę fajny chłopak, a nie jakaś iluzja wywołana szokiem pierwszego wrażenia.

         Szli dalej do parku i rozmawiali o pierdołach, głównie o fakcie, że mieszkali przez ścianę, a nie zdawali sobie z tego sprawy.

- Dziękowałam ci już za uratowanie mi życia? - spytała dziewczyna, kiedy wspólnie przypominali sobie, jak odciągnął ją od rozpędzonego autobusu.

- Tak, wydaje mi się, że tak. Ale sam status bohatera mi wystarczy. No, ewentualnie w geście podzięki możesz dać się zaprosić na kawę.

         Blondyn spojrzał w kierunku małego stoiska z automatem, przy którym zebrała się niewielka kolejka. Ta naturalna rozmowa ucieszyła dziewczynę i skinęła głową.

- Kubek białej kawy dobrze mi zrobi.

- W takim razie potrzymaj Pioruna, a ja pójdę w kolejkę - polecił Ryan i podał dziewczynie smycz.

         Tak się na niego zapatrzyła, że złapała rzemyk zbyt słabym uchwytem dłoni i pies pognał w siną dal, a ona zdążyła tylko zrobić duże oczy.

- Ryan! - zawołała przerażona, a on puścił się biegiem w stronę pupila przyjaciela.

         Luiza, nie namyślając się długo, ruszyła za nim, choć w kozakach na obcasie było to dość trudne. Na szczęście jego wąskie spodnie też nie ułatwiały mu biegu, więc była w stanie dotrzymać mu kroku. Przebiegli tak kilka przecznic, kiedy dotarli do parku, do którego się kierowali. Piorun osaczył właśnie jakąś dziewczynę, na którą szczekał i którą trącał pyskiem, mimo iż wydawała się niezbyt zachwycona z tego powodu.

- Przepraszam za tego wariata. To pies na baby - wysapał Ryan, hamując koło zaatakowanej przez psa dziewczyny, w której Luiza rozpoznała Monikę.

- Spoko, jakoś tak zwierzęta do mnie ciągną, nie wiem, dlaczego. Ale byłabym wdzięczna, gdybyś go odciągnął, bo to się staje niezręczne.

         Rudowłosa skrzywiła się, kiedy Piorun zaczął obwąchiwać jej intymne miejsca. Dopiero wtedy zauważyła Luizę, zmarszczyła brwi i zaczęła powoli kojarzyć fakty.

- Co ty tutaj robisz? - spytała zasapana po tym przymusowym biegu blondynka. - Nie jesteś na obiedzie u Ali?

- Skończył się. Co prawda zapraszali nas jeszcze na "after party", ale Karolina nie może pić alkoholu, a nie chciałam, żeby czuła się wyobcowana i wyszłyśmy. Poszła do kawiarni, zobaczyć, czy przyda ci się jeszcze pomoc - wyjaśniła Monika.

- Pocałuje klamkę, bo wszystko zamknęłam. - Luiza wzruszyła ramionami i uznała, że to dobry moment, by przedstawić sobie tę dwójkę. - To jest moja współlokatorka, Monika, też Polka. A to nasz sąsiad zza ściany, Ryan.

         Chciała powiedzieć też, że to on uratował ją przed wpadnięciem pod autobus, ale zdradziłaby się przed chłopakiem, że był centrum jej wszechświata przez miniony miesiąc, a wolała nie wyjść na napaloną i zdesperowaną. Zresztą, wydawało jej się, że jej koleżanka i tak się wszystkiego domyśliła.

- Miło mi cię oficjalnie poznać. - Ryan wyciągnął w stronę Moniki rękę. - Widziałem cię na spotkaniu lokatorów z tym zwariowanym Amerykaninem.

- Och, serio? Pamiętasz to? - Monika zawstydziła się na wspomnienie, że niemal zdemolowała to, co kiedyś było siłownią.

- Też mam wrodzoną zdolność do pakowania się w kłopoty i rozwalania wszystkiego wokoło, więc zauważam podobne symptomy u innych.

- Żeby tylko kamienica nie poszła z dymem, skoro już wiemy, z kim żyjemy przez ścianę. Teraz przynajmniej wiem, z kim walczymy - roześmiała się Monika.

- Właściwie za skórę załazi wam mój współlokator, prawowity właściciel mieszkania i tego oto wariata. Ale mam nadzieję, że teraz, skoro się znamy, zaniechamy tej bezsensownej wojny.

- Każdy ma czasem gorsze dni.

         Luiza poczuła się wykluczona z konwersacji i zmarszczyła brwi. Monika cały czas wygrażała się na sąsiadów, a teraz zwalała wszystko na "gorsze dni"? Przez chwilę była zazdrosna o koleżankę, ale zdała sobie sprawę, że nie ma ona żadnych złych intencji, kiedy spojrzała w jej stronę.

- Zapomniałam, że nie masz klucza, dlatego pędzę do domu, by ci go przekazać - wyjaśniła. - Sama umówiłam się na kawę z Jayne. Dawno jej nie widziałam, a najwyraźniej ma do mnie jakiś interes. Oby nie chodziło o zabawę w swatkę.

         Rudowłosa wywróciła oczami i zaczęła grzebać w torebce. Blondynka z gorliwością próbowała jej przekazać, że spełnieniem jej marzeń będzie spędzenie trochę czasu z Ryanem, co umożliwi jej brak klucza. Całe szczęście Monika była dość domyślna, więc odegrała krótką scenkę pod tytułem "o, cholera, klucz ma Karolina".

         Tak więc ku swojej uciesze, Luiza wróciła do kamienicy w towarzystwie Ryana po krótkim spacerze w parku, który uświadczył ich w przekonaniu, że Piorun wcale spaceru nie potrzebował.

- I tak się dobrałyście, trzy Polki, tak? - roześmiał się Ryan, kiedy znaleźli się w mieszkaniu Joela, zmarznięci i zmęczeni tym przymusowym biegiem.

- Podobno przeznaczenie. Wróżka zapowiedziała im, że na mnie trafią.

- Ciekawe, czy przewidziała też, że i my się spotkamy po raz kolejny. Szalona sprawa z tym mieszkaniem przez ścianę. Dobry materiał na film.

- Chyba było takich wiele - zachichotała Luiza, a Ryan przyznał jej rację i zapytał, czy ma ochotę na coś do jedzenia.

         Dziewczyna dziękowała w duchu losowi, że nie zapukali do jej mieszkania. Karolina mogła już bowiem wrócić i ten cały cyrk z brakiem klucza mógł nie mieć uzasadnienia. Była jednak zadowolona, że może spędzić czas ze swoim księciem i lepiej go poznać. Do czasu, kiedy orientując się, co jadalnego znajduje się w szafkach, nie zadał jej druzgocącego pytania.

- Byłabyś zainteresowana moim kolegą? Ma dziewczynę w Stanach, a wiesz, jakie są związki na odległość. Pewnie go zdradza. Nie to że on ją zdradza, to najporządniejszy gość, jakiego znam. Serio. I kawał ciacha z niego. Nie tak jak ja, ale… sama rozumiesz.

         Luiza straciła cały rezon i nadzieję.

- Szukasz dziewczyny dla zajętego kumpla? Trochę to dziwne - oświadczyła zrezygnowana. - I chyba spasuję. Pójdę sprawdzić, czy moja współlokatorka już wróciła.

- Daj spokój, zostań na kolacji! - Chłopak wyglądał, jakby chwytał się brzytwy. Chwilami Luiza miała wrażenie, że mu się podoba, a zaraz potem wyjeżdżał z dziwaczną propozycją swatania. Teraz stał przy kuchennym blacie, taki uśmiechnięty i uroczy, ściskając paczkę popcornu przygotowanego do mikrofali.

- Kolacja, tak? - spytała dziewczyna podejrzliwie.

- Nie mogę wypuścić cię głodnej, skoro kawa nie wypaliła. - Ryan wzruszył ramionami.

         Co jej szkodziło zostać? W ostateczności zyska sympatycznego kumpla, a jeśli będzie chciał ją swatać wbrew woli, to pokaże mu, czego się wyrzeka na rzecz przyjaciela. Potrafiła być zalotna, jeśli miała na to ochotę. Przytaknęła głową i poczekała trzy minuty niemal w zupełnej ciszy, przerywanej pękającymi ziarnami kukurydzy. Zapach masła wypełnił pomieszczenie, gdy Ryan otworzył mikrofalę.

- Posiłek podano - oświadczył, zamaszystym gestem otwierając opakowanie, ale para, która się z niego wydostawała poparzyła mu palce, przez co upuścił popcorn, który rozsypał się po podłodze.

         Luiza pospieszyła z pomocą.

- Zasada pięciu sekund! - zawołała z rozbawieniem i oboje schylili się i zaczęli wrzucać popcorn z ziemi do miski. Nadal był ciepły i parzył palce i dziwacznie kontrastował z chłodną posadzką, na której klęczeli.

         W pewnym momencie zderzyli się głowami i spojrzeli na siebie. W ułamku sekundy Ryan podjął inicjatywę i delikatnie pocałował nową znajomą, którą niedawno uratował od niechybnej śmierci.

- Wiesz, co? Zapomnij co mówiłem o tym swataniu, ok?

         Luiza przygryzła wargę, podekscytowana i oszołomiona faktem, że jej wybranek tak szybko zmienił zdanie co do swatania jej ze swoim przyjacielem. Uśmiechnęła się zalotnie, a on po raz kolejny przycisnął swoje usta do jej ust. Dopiero Piorun przerwał tę pieszczotę, kiedy wszedł między nich i zaczął zajadać popcorn z podłogi. Roześmiali się szczerze i oboje pogłaskali pupila. Kto by pomyślał, że cały czas mieli siebie pod nosem?

środa, 21 sierpnia 2013

Rocznicowy zwiastun "Wanted Direction"

Moje drogie!


Dziękuję bardzo Charlizell za ciepłe słowa i za pamięć. Nawet ja zapomniałam, kiedy dokładnie zaczęłam pisać "Wanted Direction". Wiem, że opowiadanie zrodziło się mniej więcej na przełomie listopada i grudnia 2012 i musiałam dojrzeć, by je upublicznić. Kto by pomyślał, że minie rok,  a ja nadal będę opisywać losy sióstr i ich przyjaciół? Na pewno nie ja.
Zmontowałam ten filmik z klipami aktorek, które uosabiają moje wyobrażenie postaci dziewcząt i fragmentami teledysków The Wanted i Lawson. Mam nadzieję, że trzyma się kupy i w jakiś sposób wyraża fabułę opowiadania.
 
Niespodzianka rocznicowa to podzięka za to, że nadal macie ochotę zaglądać na mojego bloga i czytać o losach Magdy i Wrednych Zalotek, Moniki, Karoliny i Luizy oraz chłopaków. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną do końca. Mam głowę pełną pomysłów, które na razie się nie wyczerpują.  Jestem Wam niewyobrażalnie wdzięczna za komentarze i wsparcie. Dajecie mi kopa do pracy i wiarę w to, że być może mam talent.
Zapraszam do oglądania.
 
Dziękuję,
Jaycee.
 
 

Rozdział 17 - "Madzia"

Jest rozdział o Madzi. Niestety Nath jest w nim tylko wspomniany, ale mam nadzieję, że mimo wszystko Wam się spodoba. Zdaję sobie sprawę, że w kontynuacji pojawia się o wiele mniej chłopaków, ale jeszcze będzie ich więcej, obiecuję. Również Tom zyska swoje pięć minut w nietypowej roli. I tak, będzie SEXYTIME... Póki co, perypetie "Wrednych Zalotek".
Kolejna nowa postać zagości dziś na łamach opowiadania. Sporo ich, ale mam nadzieję, że dajecie radę się połapać. W razie problemów odsyłam do zakładki "Bohaterowie". 
Dziękuję Wam za komentarze :*
PS. Zbliża się rocznica założenia przeze mnie pierwszego bloga i 10 tys. wyświetleń. Szykuję dla Was małą niespodziankę :)

           
            "Pamiętaj tylko, że to zwykle nieśmiali zaskakują nas najbardziej."
                 Audrey Niffenegger  ("Lustrzane odbicie")


            W szkolnej stołówce znalazła się pod ostrzałem pytań. Nowe koleżanki patrzyły na nią znacząco i oczekiwały odpowiedzi, której tak naprawdę nie znała. Bardzo polubiła te dziewczyny, ale czasami chciała być po prostu niewidzialna. Wiedziała, że wyjawienie zwariowanej historii swojego nastoletniego życia skieruje na nią wszystkie reflektory i nie czuła się z tym zbyt komfortowo.

- Dobra, dajmy jej spokój. Pewnie jej w gardle zaschło od tego waszego przesłuchania - westchnęła w końcu Irene, przez co Madzia spojrzała na nią z wdzięcznością.

- Spokój?! A kto mówił "chodźcie, zapędzimy ją pod mur i wydusimy z niej wszystko jak sok z cytryny"?! - krzyknęła Maja.

- Na pewno nie ja.

- To ja powiedziałam, deklu - westchnęła Alex. - Ale Irene ma rację, skoro Maggie nie chce się zwierzyć, w porządku. Dalej będziemy beznadziejnie wzdychać nad naszą beznadziejnością i odmawiać modły, by przeżyć choć jedną setną tego, co ona.

- Może to ty zmawiasz modły - wzdrygnęła się Maja.

- Przecież, że tak. W końcu wpadła w ramiona Liama Payne'a, w sumie jej się nie dziwię - dodała Irene i umilkła, widząc, że jej ostatnie słowa dobiegły do uszu wariatki Jess, która przechodziła obok ich stolika z tacką.

- Tak, te moje sny są zakręcone - wybrnęła Alex, a Jessica straciła zainteresowanie i udała się w najciemniejszy kąt stołówki, gdzie usiadła sama.

- Mało brakowało. - Maja otarła pot z czoła.

- Może powinnyśmy zaproponować jej, żeby usiadła z nami? - spytała Madzia, a koleżanki spojrzały na nią, jakby miała zamiar kogoś zamordować.

- Oszalałaś?! - uniosła się Maja. - Jak chcesz się bawić w Matkę Teresę, to powiedz, co Nath planuje na walentynki.

         Madzia zamilkła. Zdawała sobie sprawę, że nieco się izoluje, ale nie robiła tego z braku sympatii do dziewczyn. Nawet siostrze nie opowiadała o wszystkim, bo często się krępowała. Tym razem jednak jej tajemniczość wynikała z niewiedzy.

- Nie wiem, czy coś planujemy - przyznała zgodnie z prawdą, a dziewczyny odetchnęły z ulgą, jakby do tego czasu obawiały się, że straciła głos.

- Ale z tą Dionne to plotki? - upewniała się Irene. - Nadal wszystko z wami w porządku?

- Tak, a przynajmniej taką mam nadzieję. Menedżer zespołu ma swoje plany co do ich związków.

- Dobrze, że Młody tego nie podziela. - Maja wgryzła się w hamburgera, którego kupiła w bufecie, a Irene spojrzała na nią spode łba.

- Jest starszy od ciebie.

- Od ciebie też.

         Kwestia wieku Natha przez chwilę zagościła na tapecie, dając Madzi czas do namysłu. Chwilowo nie mogła widywać się ze swoim chłopakiem, bo prasa gotowa była pomyśleć, że gra on na dwa fronty. Zaczęliby wieszać na nim psy i wyszedłby na tym gorzej niż gdyby wydał oficjalne oświadczenie, że jest w związku z jakąś nieznaną Polką. Wszystko było takie skomplikowane, że Magdzie chciało się wymiotować od samego rozmyślania nad tymi zawiłościami.

- Więc nie spędzicie razem walentynek? - zapytała Alex, by zmienić temat.

- Chyba nie. Przysłał mi wczoraj kilka koszy kwiatów, a to chyba mówi samo za siebie.

- Ale to romantyczne…

         Dziewczyny zaczęły roztkliwiać się nad pięknym gestem, a Madzia uśmiechnęła się do własnych myśli. Nathan celowo chciał przebić gest Liama, który wysłał jej dziewięćdziesiąt dziewięć róż na Barbados.

- Nie myśl, że jesteśmy wścibskie - wtrąciła Irene. - Po prostu jesteśmy spragnione opowieści jako wieczne singielki. No a chyba się przyjaźnimy, więc to normalne, że bierzemy ciebie w krzyżowy ogień pytań. Ja co najwyżej mogę wam się pochwalić, że w szkolnym przedstawieniu zagram Julię i będzie mi dane pocałować Romea, kiedy już wybiorą go z castingu.

- Oby to nie był Wąsaty Dave - skrzywiła się Maja.

- Fuj - zawtórowały jej wszystkie, nabijając się z młodzieńczego zarostu kolegi ze szkoły.

         Atmosfera zelżała i zmieniły temat na lżejszy. Zaśmiewały się do rozpuku, kiedy do ich stolika podeszła pani Bennett z grobową miną.

- Dziewczyny, mam dla was złą wiadomość.

- Przyszedł jakiś dresiarz i żąda od Mayi zwrotu ciuchów? - zachichotała Alex, ale Irene rzuciła jej mordercze spojrzenie, więc przestała nabijać się z przyjaciółki, bo sytuacja wyglądała na poważną.

- Okazało się, że nasze kółko musi mieć pięcioro członkiń, żeby nadal udostępniano nam salę ćwiczeniową - wyjaśniła kobieta.

- Ale to niemożliwe! Maggie jest jedyną kandydatką do "Wrednych Zalotek" od dawna - westchnęła zrezygnowana Alex.

- Jeśli o to chodzi, to dziś rano rozmawiała ze mną Jessica i była zainteresowana dołączeniem do grupy.

- Świruska Jessica? - spytała przerażona Maja. - Odpada!

         Głowa nastolatki obróciła się gwałtownie i skierowała się w stronę stolika, przy którym jeszcze przed chwilą siedziała samotnie dziwna dziewczyna.

- Ona w ogóle umie śpiewać? - dodała Alex.

- Jeśli nie, to da się jej chórki. Jeśli chcecie, żeby grupa nadal istniała to jedyna szansa.

- Nie! Znajdziemy kogoś! - Irene podniosła się do pozycji stojącej i wystawiła rękę w górę, przez co Madzia zachichotała i dodała.

- Proszę nam dać czas do końca tygodnia. Zachęcimy kogoś, żeby do nas dołączył. Jessica jest dość nieobliczalna i z dziewczynami twierdzimy, że nie powinniśmy z nią współpracować dla własnego dobra.

- Nawet jeśli jej wuj jest znanym reżyserem wideoklipów? - zdziwiła się nauczycielka.

- Zwłaszcza dlatego - dokończyła Madzia, a dziewczyny spojrzały na nią z wdzięcznością, kiedy pani Bennett oddaliła się od ich stolika.

         Teraz musiały tylko znaleźć szybko osobę chętną do dołączenia do ich zespołu, zanim padną ofiarami tej wariatki.

- No i co teraz zrobimy? - westchnęła Alex. - Te badziewne ulotki nie są w stanie nikogo zachęcić.

- Mnie zachęciły - przyznała ze śmiechem Madzia.

- Bo ty jesteś… wyjątkowa. Ale teraz musimy raczej odkurzyć swoje radary i zastanowić się, kto nadawałby się do zespołu.

- Nadawałby się? Wszyscy, którzy potrafią śpiewać należą do chóru w Domu Kultury - oświadczyła zrezygnowana Irene.

- To zaciągniemy ich za kudły do nas! - odpowiedziała nader entuzjastycznie Maja.

- Z takim podejściem to nie wiem, czy ktoś poza szurniętą Jess do nas dołączy.

         Madzia podparła ręką brodę i spojrzała w dal.

- A ktoś z The Wanted? Albo z One Direction? - Alex wpadła na pomysł, a oczy jej zaświeciły.

         Irene popukała się otwartą dłonią w czoło.

- To że wpadłaś w ramiona Liama nie znaczy, że bez problemu może się on zapisać do nas. W końcu nie chodzi tu do szkoły.

- Że już nie wspomnę, że nie może się zapisać do naszej ŻEŃSKIEJ GRUPY WOKALNEJ. - Maja stanowczo zaznaczyła ostatnie słowa. - A może Jay?

- Czyś ty zgłupiała? Przed chwilą poprawiałaś dziewczyny, a teraz sama proponujesz chłopaka? I to starszego niż Liam, jeśli już o to chodzi - westchnęła Magda.

- Ale ma długie włosy. Z przymrużeniem oka…

- … to ja mogę przyjąć fakt, że wam odbiło - dokończyła Irene. - "Wredne Zalotki" to rzeczywiście grupa dziewczęca i potrzebujemy uczennicy szkoły. Ale skoro wszystkie śpiewające dziewoje wybrały Dom Kultury…

- … co i my powinnyśmy zrobić. - Alex wywróciła oczami i posłużyła się wzorem stosowanym przez koleżankę.

- Nieważne. W takim wypadku znajdziemy kogoś, kto niekoniecznie umie śpiewać, ale ma czas po lekcjach i będzie robił chórki.

         Irene zaczęła bębnić palcami o stolik i rozglądać się za dodatkową członkinią zespołu.

- No to wygraną X-Factora mogę skreślić z listy moich celów - prychnęła Alex.

- Odłączy się nowej mikrofon jak będzie piała i jeszcze masz szansę - zachichotała Maja.

         Madzia zmarszczyła brwi. Czy i ją obgadywały za plecami?

- O mnie też tak rozmawiacie, gdy mnie nie ma? - spytała, a Alex położyła jej pokrzepiająco rękę na ramieniu.

- Swoim tyłków nie obrabiamy.

- O, to pocieszenie.

         Najwyraźniej Irene uznała, że pora zmienić temat, bo znacząco odchrząknęła.

- Ty się teraz tutaj nie fochaj, tylko szukaj żylety do naszego zespołu. Może moim celem nie jest X-Factor, ale marzy mi się wygrana w międzyszkolnym konkursie, więc "Wredne Zalotki" nie mogą zostać rozwiązane.

- No to może ta dziewczyna? - zaproponowała Magda, wskazując na odzianą w kraciastą koszulę dziewoję odwróconą tyłem, która bębniła pałeczkami do perkusji o swój chlebak.

- To Wesley - sprostowała Maja. - Te długie kłaki nie czynią z niego dziewczyny.

- A Wesley to nie tamten, który gwiżdże dwa stoliki od nas?

- To akurat jest dziewczyna. Czy ty czasem nie powinnaś nosić okularów? - Irene poprawiła swoje szkła i spojrzała na Magdę spode łba.

- No co? Ta wasza moda jest dość myląca.

- Rzeczywiście Becca dziś jak nigdy przypomina chłopaka - poparła koleżankę Maja. - Maggie mogła się pomylić.

- Dziękuję!

- No dobra, skoro już kurs rozróżniania płci mamy za sobą… - odchrząknęła Alex. - Proponuję Helen. Tylko będziemy musiały jej zapłacić.

- Płacić? - Madzia zakrztusiła się wodą sodową, którą popijała. - Co to, jakaś gwiazda?

- W szkole na pewno. Jeśli przyjmiemy, że my jesteśmy na dole hierarchii popularności i sympatii, to ona jest na jej szczycie. Przewodnicząca samorządu, wolontariuszka w schronisku, śpiewa w chórze Domu Kultury… - wyliczała dziewczyna.

- Zaraz, zaraz - przerwała jej Irene. - Skoro my jesteśmy na dole "piramidy", to gdzie jest wariatka Jess?

- Pod piramidą - odpowiedziała najzwyczajniej w świecie Alex i ugryzła kawałek swojej kanapki. Maja podparła głowę dłońmi i odezwała się.

- Nieważne, gdzie się sytuujemy w tej hierarchii. Helen do nas nie dołączy. Jesteśmy tak jakby… pośmiewiskiem. Od kiedy zwymiotowałam na występie podczas zakończenia roku w czerwcu.

- Nie sądzę, żeby ktoś to jeszcze pamiętał.

- Maggie ma rację, nie rób z siebie ofiary, tylko wytęż mózgownicę. Potrzebujemy piątej członkini, bo rozwiążą nam kontrakt.

- Tobie to akurat nie za bardzo przeszkadza. Masz jeszcze swoją karierę aktorską - prychnęła Alex.

- Zaraz, zaraz…

         Brwi Irene zbiegły się nagle tuż za ciemnymi oprawkami jej okularów, kiedy uparcie się nad czymś zastanawiała.

- Dekoracje do "Romea i Julii" pomagała przygotować taka jedna dziewczyna…

- Super. "Taka jedna dziewczyna"? Serio? Chcesz mieć byle kogo w zespole?! - uniosła się Maja.

- Jezu, czasami mam wrażenie, że jesteś szatanem - wzdrygnęła się Irene. - Taki z ciebie psychol jak…

- Nawet nie kończ!

- Z świruski Jess!

         Koło stolika przechodziła akurat siostrzenica Joe McDovana, która zamierzała opuścić stołówkę.

- Tak mnie nazywacie? - spytała nie tyle zszokowana, ile wściekła. - Macie się za Bóg wie kogo, bo przyjaźnicie się z Maggie? Otóż jest nic nie warta, tyle wam powiem. Właściwie powiem to całej szkole!!! - wrzasnęła dziewczyna.

- Jessica, co ty robisz? - spytała przerażona Madzia, kiedy zdała sobie sprawę, co zamierza zrobić jej stara znajoma.

         Blondynka wdrapała się na plastikowe krzesło i zaklaskała kilka razy, żeby zwrócić na siebie uwagę uczniów zgromadzonych w stołówce.

- Ta oto dziewczyna to dziewczyna Nathana Sykesa!

         Przez pomieszczenie przebiegły szmery. Wszyscy szeptali i zwracali uwagę na nową uczennicę, która skuliła się w sobie, żeby uniknąć ich spojrzeń.

- Wariatka gada bzdury! - zawołała Alex w obronie koleżanki.

- Sprawdźcie sobie numery gazet sprzed roku! Wtedy romansowała z Nathem i Liamem z One Direction jednocześnie i wszystko zostało uwiecznione na zdjęciach! - kontynuowała Jessica, a Madzia ukryła twarz w dłoniach. Tak bardzo chciała pozostać anonimowa, tymczasem ta szalona dziewczyna ją zdemaskowała.

         W stołówce teraz wymieniano podniesione głosy. Niektóre dziewczyny twierdziły, że rzeczywiście kojarzą jej twarz, mimo iż obcięła włosy do ramion.

- Uciekamy? - spytała Irene, spoglądając na koleżankę, która pokręciła głową.

- To będzie jak przyznanie się do wszystkiego.

- To może ja ją za kudły wytarmoszę? - zaproponowała Maja, strzelając kostkami, przez co Alex puknęła się w czoło.

- To prawda! Macie przed sobą dziewczynę, przez którą dwa zespoły omal się nie rozpadły!!! - kontynuowała Jessica.

        Na stołówce zapadła cisza. Wszyscy zastanawiali się nad sensem wypowiedzianych przez blondynkę słów.

         Madzia myślała, że zapadnie się pod ziemię, ale wtedy z drugiego końca stołówki odezwał się znajomy dziewczęcy głos, który należał do siostry Natha, również Jessici, której dawno nie było w szkole ze względu na odbywaną grypę i Madzia zupełnie zapomniała, że byłaby to dobra kandydatka do "Wrednych Zalotek", gdyby zgodziła się zrezygnować z najwyraźniej lepszego chórku w Domu Kultury.

- Mój brat z nikim się nie spotyka - oświadczyła dziewczyna nie tylko swojej świrniętej imienniczce, ale i wszystkim uczniom szkoły. - Chyba bym coś o tym wiedziała.

         Rozległy się głośne szmery, kilka osób przytakiwało, inne chichotały i wytykały Jessicę palcami. Siostrzenica Joe McDovana poczerwieniała po koniuszki uszu i siliła się na ripostę.

         Siostra Natha niepostrzeżenie puściła Madzi oczko. Wtedy do stojącej na plastikowym krześle Jess podeszła ciemnowłosa, nieco zgarbiona dziewczyna.

- Pani pielęgniarka cię wzywa przed końcem przerwy w celu zbadania stanu psychicznego - wydusiła z siebie cichym głosem, ale wszyscy doskonale ją usłyszeli i parsknęli gromkim śmiechem.

- Prawie ci uwierzyłam, szajbusko - chichotała Helen z drugiej strony pomieszczenia.

         Madzia odetchnęła z ulgą, zdając sobie sprawę, że dzięki temu subtelnemu wezwaniu cała szkoła przypomniała sobie o problemach psychicznych Jessici i po słowach siostry Natha przestali wierzyć w głoszone przez nią brednie. Nastolatka obserwowała jak siostrzenica Joe z wściekłością zeskakuje z krzesła i wybiega ze stołówki, zaciskając pięści. Zapewne w myślach się odgrażała za tą zniewagę, ale w tej chwili liczył się tylko względny spokój, który zapanował w pomieszczeniu.

- To właśnie ta dziewczyna, o której wam mówiłam - oświadczyła Irene, łapiąc posłańca pod łokieć i podprowadzając go do stolika. - Nasza wybawicielka, która przyniosła radosną nowinę o wezwaniu do piguły.

         Dziewczyna wyglądała na zbitą z tropu i nieco przestraszoną, ale kiedy zauważyła uśmiechnięte twarze, nieco się ośmieliła.

- A o co chodzi? - spytała zaintrygowana.

- Oto, moja droga, że właśnie dostałaś miejsce w najlepszym zespole świata - wyjaśniła Maja. - We "Wrednych Zalotkach".

Blog List