niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 71 - "Brukselkowy zawrót głowy" cz. I

Moje drogie! Dziękuję Wam za wspaniałe komentarze i ciepłe słowa!
Kolejny rozdział dla Was. Nieco inny niż wszystkie, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba. Dajcie znać, co sądzicie :)




        Po pełnym wrażeń pobycie w Nottingham Monika chciała tylko pójść spać, ale zjawił się samozwańczy największy brytyjski reżyser młodego pokolenia, któremu strasznie się nudziło i chciał wylać żale.
- Ten film mnie wykończy! - oświadczył od progu, trzaskając drzwiami. - Wiesz, ile z tym formalności? Obawiam się, że dopiero po nowym roku ruszą zdjęcia.
- Tak to jest, jak się za coś bierze bez zastanowienia - odpowiedziała mu rudowłosa, przeciągle ziewając.
- Kiedy ja wszystko przemyślałem!
- Kiedy mi się chce spać… Błagam, nie dziś.
- No właśnie, a gdzie ty w ogóle byłaś?
- W Nottingham.
- U Joela?
- No.
- I się pogodziliście?
- Tak, a co? Coś ci nie pasuje?
- Nie, cieszę się. Myślałem, że McGuiness nie da rady, ale jak widać mu się udało.
         Monika spojrzała zdziwiona na Toma.
- Myślisz, że to Jay przekonał Joela?
- A co, ty myślisz, że tak po prostu uwierzył, że go nie zdradziłaś mimo tego dość oczywistego smsa? - prychnął Parker, a dziewczyna rzuciła mu mordercze spojrzenie.
- Nie był oczywisty, bo go nie napisałam.
- Tak, teraz to wiemy, bo McGuiness poruszył niebo i ziemię, by prawda ujrzała światło dzienne.
- Tom, co ty mówisz?
- Cóż, miałem ci nie mówić, ale że już palnąłem… Raczej oczywiste było, kto był jedyną osobą, która mogła chcieć sabotować twój związek z Joelem. Właściwie mogły to być dwie osoby, ale zważywszy na fakt, że Jay zamierzał sprawę wyjaśnić, można było go wykluczyć. Więc została tylko Kathryn. - Tom wzruszył ramionami, ale Monika domagała się dalszych wyjaśnień.
- No i co McGuiness zrobił?!
- Proszę, jaka niecierpliwa. Skoro już musisz wiedzieć, pojechał do niej do Stanów. Nie mógł jej szantażować, że nie da jej rozwodu, bo sprawa była już prawie załatwiona. Ale kiedy nie chciała się przyznać, oświadczył, że w jakimś wywiadzie przyzna się, że w Las Vegas wziął z nią ślub, a że kiedyś była dziewczyną Joela, nie jest już osobą anonimową. Tak się przeraziła, że ktoś mógłby się dowiedzieć, że zgodziła się zadzwonić do byłego i się przyznać - zakończył opowieść Tom.
         Monika się zasmuciła. Była pewna, że Joel uwierzył w nią, bo ją kochał. Co prawda potwierdziły się jej przypuszczenia, że to Kathryn stała za całą intrygą, ale nie mogła się z tego cieszyć.
- Eee… Brukselka? - spytał Tom, kiedy przez dłuższą chwilę panowała cisza. - Zawiesiłaś się?
- Wiesz, Tom, jakoś nie mam teraz ochoty na rozmowę. Jestem strasznie zmęczona. Spałam tylko w samochodzie, ale co chwilę się budziłam, bo jak mi niewygodnie…
- A nie chodzi czasem o to, co powiedziałem? - spytał Tom. - Bo wiesz, ja też mam poważne problemy i muszę powiedzieć, że alkohol przeważnie wszystkie łagodzi.
- Jak wypiję z tobą wino to sobie pójdziesz? - spytała Monika, wywracając oczami.
- Wolę piwo, ale… może być. - Parker wyszczerzył zęby.
- Ale pójdziesz?
- Ale musisz tak marudzić?
         Monika pokręciła głową i poszła do kuchni po ostatnią butelkę z serii "zapasów na czarną godzinę". Kiedy zmęczona i zamyślona nad słowami przyjaciela zmagała się z korkociągiem, Tom zawołał do niej z kanapy w salonie.
- Dziwnie u was pachnie.
- Moja siostra chyba od wczoraj się nie wykąpała. Jak wyjeżdżałam z Joelem miała na sobie to samo, co przed chwilą, jak wróciłam. Teraz poszła się przewietrzyć - wyjaśniła rudowłosa.
- Mogła się po prostu umyć.
- Chyba ta sprawa z Nathem i Arianą nie daje jej spokoju.
- Cóż, nie każdy ma tyle szczęścia, co ty. Ledwo Joel wrócił, a już się spiknęliście i teściów poznałaś.
         Monika wróciła z winem w dwóch szklankach, jedną z nich podała Tomowi.
- Tak, miałam szczęście - westchnęła, choć teraz nie do końca wiedziała, ile w tym rzeczywiście szczęścia, a ile ułudy. - Teraz możesz już się wyżalić, skoro musisz.
- A więc… - Tom zaczął snuć monolog, którego dziewczyna nie słyszała, bo przysypiała na siedząco. - Brukselka!!! - zirytował się w końcu piosenkarz. - Czy tak cię zanudzam, że zasypiasz?!
- Mówiłam, że jestem śpiąca. Aż mnie głowa ze zmęczenia rozbolała.
- Mnie rozbolała od twojego biadolenia - westchnął Parker. - Bo zaraz sobie pójdę! - zagroził, ale Monika nie zamierzała go zatrzymywać.
         Kiedy obrażony wyszedł z mieszkania, ostatkiem sił doszła do swojej sypialni i położyła się na łóżku. Zasnęła od razu.
            Nie spała zbyt wygodnie, przygnieciona przez czyjąś rękę. Chudą, bo chudą, ale dość natarczywą. Konkretniej męską rękę, która spoczęła spokojnie na jej piersi.
- Co do… - zaczęła zdziwiona, orientując się w sytuacji.
         Nie zamierzała panikować od razu, nieraz bowiem zdarzało jej się budzić w dziwacznych okolicznościach, które bywały tylko nieporozumieniem. Okręciła się na bok i spojrzała na towarzysza, który leżał ku jej boku. Przeraziło ją to, co ujrzała.
- Parker, u licha! Co ty wyprawiasz?! - krzyknęła, ale Tom tylko przycisnął się bardziej do jej boku i zachrapał pod nosem. - Czy ciebie nie da się obudzić?! - kontynuowała zirytowana Monika. - Wstawaj, zboczeńcu!
         Była pewna, że poprzedniego dnia wyszedł, ale najwyraźniej poszedł tylko do łazienki, podczas gdy ona zasnęła. Mocnym pchnięciem udało się dziewczynie zepchnąć szczupłego chłopaka z łóżka.
- Jezu, co się dzieje? Pali się? - spytał zasapany Parker, podnosząc się z podłogi i rozmasowując bolący łokieć.
- Ty jesteś… dlaczego ty jesteś… Zakryj się natychmiast!!! - wrzasnęła Monika, zdając sobie sprawę, że piosenkarz stoi przed nią zupełnie goły.
         Po chwili zmarszczyła brwi i zajrzała pod cienką kołdrę, którą była przykryta. Sama spała w bieliźnie, ale i ten fakt był dość niepokojący. Kiedy zbity z tropu Tom wkładał bokserki, dziewczyna postanowiła wyjaśnić sytuację.
- Parker, czy my ze sobą… no wiesz spaliśmy? - spytała, wiercąc wzrokiem zaspane spojrzenie Toma.
- Znaczy, że wczoraj?
- Tak.
- Nie. Za dużo wypiliśmy, więc od razu poszliśmy w kimono.
         Monika odetchnęła z ulgą i opadła na poduszki. Tom szybko jednak wskoczył pod kołdrę tuż obok niej i sprawił, że zakręciło jej się w głowie.
- Możemy zaraz to nadrobić - zaproponował i wpił się w jej usta, zanim zdążyła odskoczyć.
         Poczuła falę mdłości, która bynajmniej nie miała nic wspólnego z jego nieświeżym porannym oddechem. Leżała prawie naga w łóżku w towarzystwie Toma Parkera, nie pamiętała, w jaki sposób się tu znalazła i dlaczego czuł się na tyle zachęcony, by ją całować.
- Co ty wyprawiasz?! - spytała ostro.
- Skoro już mnie obudziłaś, to pomyślałem, że zaczniemy ten dzień dość pomyślnie.
- A niby dlaczego miałeś tak pomyśleć?
- Skarbie, wiem, że wieczór uważasz za bardziej intymny, ale…
- Jakie, kurna, skarbie?!
- Czy ty masz okres? Jakoś dziwnie się zachowujesz. Już sam fakt, że kazałaś mi włożyć majtki…
- Parker!
- No co?!
- Dlaczego mówisz do mnie "skarbie"?
- A jak mam mówić?
- To już wolę Brukselka!
- Co?!
- Brukselka!
- Dlaczego krzyczymy?!
- Bo nie wiem, co tu się dzieje!
         Dziwaczną kłótnię przerwali, by zaczerpnąć oddechu. Monika zacisnęła oczy, pewna, że to jeden z jej zakręconych snów, z którego zaraz się obudzi. Nadal jednak leżała w łóżku i to nie w swojej sypialni.
- Dobra, po kolei - obwieściła, widząc, że jej próby wyrwania się z koszmaru spełzły na niczym. - Gdzie jesteśmy?
- Eeee… w sypialni.
- Tyle to ja widzę geniuszu. Ale gdzie? W hotelu?
- Nie, w mieszkaniu…
- Czyim?
- Naszym. I nie wiem, do czego zmierzasz.
- Masz na myśli mieszkanie twoje i Kelsey?
         Tom wybuchnął śmiechem tak szczerym, że Monika zaczęła się zastanawiać, co takiego palnęła. On natomiast sięgnął ręką po swój telefon komórkowy leżący na stoliku nocnym i zaczął w nim szperać.
- Czego szukasz?
- Sprawdzam, czy czasem nie ma dziś Prima Apriliis, bo ewidentnie robisz sobie ze mnie jaja.
- Z tego, co ja zauważyłam, chyba ty wkręcasz mnie. Wyjaśnisz mi, na jakiej imprezie wczoraj byliśmy i ile wychlaliśmy, że obudziliśmy się razem nadzy w łóżku?
- Przyjęcia zaręczynowe Sivy i Nareeshy wymknęło się spod kontroli.
- Seev i Ree się zaręczyli?! - zszokowała się Monika.
- Ano. Trzeba będzie zadzwonić z przeprosinami, bo nas poniosło.
- A kiedy oni niby się zaręczyli?
- Na chrzcinach Rose.
- Na chrzcinach kogo?!
- Ty naprawdę jesteś dziś nie w sosie. - Tom cmoknął Monikę w czoło i wstał z łóżka. W progu obejrzał się i spojrzał w jej stronę. - Zrobię ci śniadanie, może amnezja ci minie. Jakieś specjalne życzenia?
- Tak, chcę wiedzieć, co się dzieje.
- Czyli chilli con carne.
- Tylko nie chilli!
- W porządku, zrobię jajka.
         Monika wstała i rozejrzała się w poszukiwaniu łazienki. Znalazła ją bez problemu, mieszkanie miało podobny układ jak to, do którego wprowadziła się niedawno z siostrą. Opłukała twarz zimną wodą z umywalki, ale sen nie przemijał. Nadal była nie w swoim domu i czuła się co najmniej dziwacznie. Tym bardziej, że w łazience Toma zaczęła dostrzegać swoje ulubione marki kosmetyków, które używała od przeprowadzki do Londynu.
- Co jest, u licha? - spytała sama siebie, biorąc jedną z buteleczek i podnosząc ją na wysokość oczu. Była na niej etykietka po polsku.
         Dziewczyna wzięła ją ze sobą i weszła do kuchni, gdzie Tom w samych bokserkach rozbijał jajka i merdał je niedbale na patelni.
- Co to jest? - spytała, podsuwając mu pod nos polski żel do twarzy. - Od kiedy Kelsey używa polskich kosmetyków?
- Dlaczego tak się do niej przyczepiłaś od rana?
- Chcę wiedzieć!
- Doceniam, że jesteś zazdrosna, ale dobrze wiesz, że od kiedy jesteśmy razem, Kelsey mnie nie interesuje.
- CO TAKIEGO?! - przeciągły krzyk przetoczył się po kuchni.
         Monika poczuła, że podłoga odjeżdża jej spod stóp, więc musiała przysiąść na stołku.
- To się nie dzieje naprawdę…
- Kochanie, myślę, że powinnaś pospać jeszcze ze dwie godzinki. Podejrzewam, że jeszcze nie wytrzeźwiałaś. - Tom porzucił czynność smażenia i stanął nad Moniką, którą próbował pocałować, ale ta się wyrwała.
- To wszystko to jeden pokręcony i długi sen!
- Masz na myśli, że nasze życie jest jak spełnienie marzeń?
- Raczej to, że nie mam pojęcia, co się dzieje! Dlaczego twierdzisz, że jesteśmy razem, dlaczego spaliśmy ze sobą u ciebie w mieszkaniu, nie pamiętam zaręczyn Nareeshy i Sivy i chrzcin jakiejś tam Rose…
- Z tym ostatnim trochę przesadzasz. Córkę najlepszej przyjaciółki, którą trzymałaś do chrztu powinnaś pamiętać.
- Że co?!
         Monika zakrztusiła się wodą, którą wzięła do ust. Jeśli w tym momencie się nie obudziła, to nie miała pojęcia, co spowoduje, że to zrobi.
- Tom, ja nie mam pojęcia, co się dzieje. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam jest rozmowa z tobą, czysto platoniczna, i picie wina, i fakt, że a po przebudzeniu widzę twoją rękę na moim cycku i cały świat staje na głowie. To chyba jakiś długi dziwaczny sen… Albo śpiączka! Tak, to na pewno jest śpiączka! Tylko jak się z niej obudzić?
         Dziewczyna zeskoczyła ze stołka i zaczęła kręcić się po kuchni i zagryzać paznokieć kciuka. Zaniepokojony Tom podszedł do niej, złapał jej twarz w dłonie i spojrzał jej głęboko w oczy.
- To nie jest sen ani żadna śpiączka. No chyba że śnimy razem.
- Wybacz, ale na jawie za żadne skarby nie zostałabym twoją dziewczyną! - zirytowała się Monika. - Jadę do Karoliny, muszę z nią porozmawiać.
         Tom nie przejął się słowami, które mogłyby kogoś innego zranić i popędził ratować jajka przed spaleniem.
- Wstałaś lewą nogą, albo miałaś jakiś zły sen. Zjedz jajka i wtedy zadzwonisz do Caroline - polecił, zeskrobując z patelni mocno ściętą jajecznicę i wkładając ją dziewczynie na talerz.
- Pojadę. Muszę z nią porozmawiać w cztery oczy.
- W takim razie musisz poczekać na mnie. Do domku nad jeziorem autobusem nie dojedziesz, a prawa jazdy nadal nie masz.
- Mieszkają w domku nad jeziorem?
- Z dzieckiem było im ciasno w domu mamy Maxa, więc… zresztą, przecież wiesz. - Tom machnął ręką i nałożył sobie porcję jajek.
         W mgnieniu oka wziął się za zamiatanie talerza, ale Monika nie miała apetytu.
- W takim razie pojadę do Luizy. Nie powiesz chyba, że i ona mieszka poza Londynem.
- Kto taki?
- Lou. Luiza.
- Nie kojarzę. Czy to ta dziewczyna, która przyjechała na chrzciny Rose razem z rodzicami Caroline?
- Parker, przestań udawać! Znasz Luizę. To dziewczyna Ryana z Lawson! A raczej była żona, bo po wizycie w Vegas wzięli ślub i dopiero niedawno załatwili formalności unieważnienia… - Monika wciągnęła powietrze ze świstem, a Tom spojrzał na nią zaniepokojony i porzucił czynność jedzenia, która zazwyczaj absorbowała go najbardziej.
- Och, po prostu zadzwonię! - uniosła się dziewczyna i popędziła po swój telefon, ale wśród kontaktów nie znalazła numeru Luizy. - Dziwne… - westchnęła, wracając do kuchni. - Ktoś wykasował numer Lou. Zresztą, nie tylko jej numer.
- Skarbie, miałaś chyba jeden z tych snów, po których nie rozpoznajesz, co jest rzeczywistością.
- Nie wciskaj mi tu kitu, Parker! Dzwonię do mojej siostry!
- Będzie ci ciężko się do niej dodzwonić. W Stanach jest noc.
- A co ona niby robi w Stanach?!
- Dobra, oficjalnie przyznaję, że zaczynam się niepokoić. Czy ty w ogóle pamiętasz cokolwiek ze swojego życia? Może powinienem zawieźć cię do lekarza? Mam przed wywiadem w Sugar Scape trochę czasu, możemy podskoczyć do szpitala.
- Sugar Scape! Wreszcie jakaś znajoma nazwa! - Monika klasnęła z radością, słysząc nazwę portalu plotkarskiego. - Tak w roli sprostowania, jedziesz tam, bo jesteś w The Wanted, tak?
- Eeee… tak…
- Tak! Czyli nie zwariowałam w stu procentach. - Monika złapała swój telefon i wbiła numer siostry. Po mnogiej ilości sygnałów, usłyszała jej głos po drugiej stronie słuchawki.
- Pali się? Wiesz, którą mamy tu godzinę?! - zaspany głos zwiastował, że nastolatka została obudzona.
- Pewnie, że wiem! Ale to sprawa życia i śmierci!
- No to mów, o co chodzi - westchnęła ciężko Madzia, ale jakiś męski głos przerwał odpowiedź Moniki.
- Kto dzwoni?
- Moja głupia siostra, śpij, Liam.
- Jaki, kurwa, Liam?! Czy ty śpisz z Paynem?! - przeciągły krzyk Moniki spowodował, że Parker upuścił patelnię, którą zamierzał przetransportować do zlewu.
- Co znowu? - zapytał, spoglądając na rudowłosą.
- Moja siostra i Liam Payne… oni…
- Tak, wiem. Lubią tango w poziomie. Wiesz, zakazana miłość smakuje lepiej. Zobaczymy, ile pociągną, jak ich wspólna trasa koncertowa się skończy. Pozdrów siostrę.
- Słabo mi…
         Monika poczuła, że ogarnia ją fala mdłości. Wyszła z kuchni i przysiadła na łóżku w sypialni, by zebrać myśli. Dlaczego nie budziła się z tego snu? Jedynym sensownym rozwiązaniem wydawało się zapadnięcie w śpiączkę. Jak inaczej można wyjaśnić fakt,  że wszystko jest… nie tak jak powinno?
- Proszę cię, powiedz, że to wszystko sen, Prima Apriliis albo śpiączka?
- Śpiączka? Jaka śpiączka?
- Ty mi powiedz! Budzę się półnaga w łóżku z Tomem, on twierdzi, że jestem jego dziewczyną, Luiza nie istnieje, Karolina i Max mają dziecko, a ty jesteś w Stanach. I to z Paynem.
- Zlituj się z tymi kawałami, dopiero wróciliśmy z koncertu i chcę się wyspać - ziewnęła Madzia.
- Ty się zlituj z tymi kawałami. Dlaczego mnie wkręcacie?
- Nikt cię nie wkręca, Monia. I to na pewno nie jest sen, bo we śnie nie odczuwałabym takiego zmęczenia. Zadzwoń za kilka godzin, jak dojdzie do ciebie, że Tom to twój chłopak. Dobranoc. 
- Halo? Halo! Madzia! Nie no, ta małpa się rozłączyła! Tom to nie mój chłopak!
- Kochanie! - Jak na złość zabrzmiało z kuchni. - Teledysk twojej siostry jest już emitowany. Chcesz zobaczyć?
- Że co jest emitowane?
         Monika popędziła do salonu łączonego z kuchnią barkiem, gdzie na wielkiej plazmie Tom włączył właśnie program muzyczny. Jej siostra ubrana w czarne i błyszczące body z głębokim wycięciem na plecach tańczyła właśnie w rytm jakiejś klubowej piosenki. Dopiero po chwili dotarło do niej, że Madzia owy utwór śpiewa. Jeśli była to mistyfikacja, wszyscy, którzy sprzysięgli się przeciwko niej naprawdę przeszli samych siebie, skoro za niemałe pieniądze nakręcili klip i nagrali piosenkę.
- Tom, możesz już mi powiedzieć prawdę. Rozgryzłam cię - westchnęła zrezygnowana Monika. - To już nawet nie jest śmieszne. Wiem, co ukartowaliście.
- Wiesz? - zasępił się chłopak, a po chwili się zirytował. - Cholerny Max nie umie trzymać języka za zębami! Powiedział Caroline, a ona tobie, tak? Dlatego tak dziwnie się zachowywałaś? Bo wiedziałaś, że chcę się oświadczyć dzisiaj na oficjalnej premierze twojej książki?
- Oooświadczyć… na premierze mooojej książki? - wydusiła z siebie Monika.
         Zaczęła raz za razem uderzać się w twarz. Zaniepokojony Tom sięgnął po telefon i wykonał szybki telefon. Podczas gdy rudowłosa w katatonii swoich myśli próbowała dojść do tego, co tak naprawdę się dzieje, minęła godzina, podczas której do mieszkania zdążyła dojechać Karolina.
- Oby to było ważne - oznajmiła od progu, wchodząc do pokoju z nosidełkiem, w którym smacznie spała jakaś mała istota, która ożywiła Monikę.
         Wstała i zaczęła bić brawo.
- Należy wam się Oscar. Nawet dziecko skołowaliście, bardzo wiarygodnie. Ale dlaczego ty też występujesz przeciwko mnie?
- Tom powiedział, że źle się czujesz i zaczynam podejrzewać, że nie koloryzował jak zawsze - westchnęła Karolina.
- Błagam was. Już znam prawdę!
- Ale skąd?! Max ci powiedział, że Tom chce się oświadczyć?
- Więc to nie ty mnie zdradziłaś? - zdziwił się Parker.
- Nikt nikomu nie będzie się oświadczał! Niedawno rozstałam się z Joelem, twoje dziecko okazało się ciążą urojoną, a ty jesteś z Kelsey i tworzysz kolejną część "Drogi Rozpaczy"! - krzyknęła Monika, a Tom i Karolina spojrzeli po sobie i wybuchli śmiechem. - No co? Co was tak śmieszy?
- To jest treść twojej książki, skarbie. No, może nie ma w nim Joela, tylko Noel. I nie ma Kelsey, tylko Chelsea. Ale poza tym… - Tom urwał, podszedł do biblioteczki, z której wybrał jedną dość grubą książkę i podał ją Monice. - Sama sprawdź.
         Drżącymi rękoma dziewczyna przeczytała opis fabuły z tyłu grubego tomiszcza, według którego wszystko, co uważała dotychczas za prawdę okazało się tylko wymysłem jej wybujałej fantazji. Tom podał jej również drugą książkę opatrzoną jej nazwiskiem. W obu zawierała się Zaczęła kartkować książki i czytać wybrane fragmenty. Wywalenie instalacji w hotelu, praca na Barbadosie, pożar, wojna swatów, zerwanie z Jayem, poznanie Joela, Las Vegas…
- O Boże… - zakryła sobie usta ręką, gdy skończyła, a w jej oczach zalśniły łzy.
- W porządku, dobrze się czujesz? - zatroskał się Tom, który w mgnieniu oka znalazł się obok niej.
- Ja… ja… myślałam, że to jest prawda - wydusiła dziewczyna. Nie miała pojęcia, co się dzieje, była skołowana i smutna.
         Nie mogła to być mistyfikacja, żarty miały swoje granice.
- Pewnie miałaś zły sen i jeszcze dochodzisz do siebie. Do końca się nie obudziłaś po wczorajszej imprezie. Może zadzwonię do twojego agenta, żeby przełożył premierę książki?
- Nie. - Monika pociągnęła nosem. - Ale będę wdzięczna, jeśli mi opowiecie to, czego nie pamiętam.
         I jak chciała, tak się stało. Malutka Rose spała cichutko, a Tom i Karolina na zmianę snuli opowieść, przez którą Monika miała ochotę złapać się za głowę. Było to bowiem jak alternatywna wersja jej życia. Według opowieści Toma, Madzia nigdy nie była zainteresowana Nathem, ani on ją. Chłopak spotykał się wtedy z Dionne, a prasa rozdmuchała plotki o romansie jego i Polki, które jednak szybko przebrzmiały, gdy po długich podchodach zdecydowała się zostać dziewczyną Liama.
- A… kiedy my… ty i ja… - wtrąciła nieśmiało Monika, a Tom się roześmiał.
- Nasze początki były burzliwe. Nie przebadałem za tobą i często czyniłem w twoją stronę bolesne komentarze, bo przypominałaś mi dziewczynę, z którą zdradziłem Kelsey.
- Ale chyba nie zdradziłeś jej też ze mną?
- Nie. Na Barbadosie, kiedy odzyskałem twoje pieniądze i cię przeprosiłem, zrozumiałem, że nie jesteś mi obojętna. Kelsey była jak męski odpowiednik mnie, jak siostra bliźniaczka i już od jakiegoś czasu czuliśmy, że jesteśmy razem bardziej z przyzwyczajenia. Oboje zdecydowaliśmy się, że pora się rozstać. Krótko potem zeszła się z Jayem i są razem do teraz. Tak więc wszystko skończyło się szczęśliwie.
         Monika pokiwała głową ze zrozumieniem, choć nic z tego wszystkiego nie rozumiała. Najwyraźniej to Madzia była zwrotnicą wszystkich wydarzeń. Nie była zainteresowana Nathem, więc nigdy nie doszło do wojny swatów, dzięki której Monika i Jay się zakochali. Co za tym szło, dziewczyna nigdy nie musiała szukać nowego mieszkania, kiedy się między nimi nie układało i nigdy nie poznała Luizy. Nie wprowadziła się do kamienicy, więc nie poznała też Joela. Wszystko stanowiło logiczną i zamkniętą całość, a jednak czuła, że to nie jej życie. Lubiła Toma, ale nie czuła do niego żadnych cieplejszych uczuć, a już na pewno nie takich, by zostać jego żoną. A przecież sam przyznał się, że chciał się oświadczyć.
- Muszę się przejść - obwieściła nagle rudowłosa. - Oczyścić myśli.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. - Karolina wyraziła swoje obawy.
- Potrzebuję tego.
- Idź, ale dzwoń w razie potrzeby i od razu po ciebie przyjadę, choćbym miał wyjść z wywiadu. O 18 jest bankiet z okazji wydania twojej książki, nie zapominaj o nim. - Tom cmoknął swoją dziewczynę w czoło, a ta udała się do sypialni, by wybrać ubrania.
         Nie miała pojęcia, gdzie jest szafa, gdzie jej rzeczy. Czuła się tu obco i nieswojo, a jednak wszystkie znaki na niebie i ziemi zwiastowały, że to była rzeczywistość, a to, co za rzeczywistość uważała to urojenia z jej książki.
         Pociągnęła nosem raz i drugi, gdy w oczach zalśniły jej łzy. Chłodny prysznic nie był w stanie przywołać jej pamięci, ale umyta i ubrana poczuła się nieco lepiej.
- Może chcesz potrzymać małą? - zaproponowała Karolina. - Może to pomoże.
- Nie dzięki. Boję się, że ją upuszczę, nadal nie doszłam jeszcze do siebie.
- Mogę coś zrobić, żeby pomóc?
         Monika westchnęła ciężko. Siedziały w salonie same, Tom golił się w łazience i podśpiewywał przy tym jedną ze starszych piosenek The Wanted.
- Jest jedna rzecz…
- Tak?
- Powiedz, czy ja… kocham Toma?
- Nie żartuj. Pytasz serio?
- Jak najbardziej. Owładnęła mną jakaś dziwaczna amnezja i nic sobie nie przypominam, a co gorsza w Tomie widzę irytującego kumpla, który jest kucharzem z zamiłowania i uwielbia horrory.
- To akurat się zgadza - roześmiała się Karolina.
- A czy zgadzają się moje uczucia do niego?
- Monia, mieszkacie razem, a przecież nie zamieszkałabyś z nikim, do kogo nie czujesz nic głębszego.
- To dość oględna odpowiedź… Czy ty… Myślisz, że go nie kocham, tak? - Monika zmarszczyła brwi i spojrzała na swoją przyjaciółkę, która zarumieniła się i zaczęła przypatrywać się córce, którą trzymała na rękach. Dla rudowłosej był to jasny sygnał, że ma rację. - Uważasz, że nie kocham Toma!
- Wołasz mnie, skarbie?! - krzyk chłopaka dobiegł z łazienki, ale Monika zbyła go lakonicznym "nie", którym musiał się zadowolić.
- No więc? Mów! Jesteśmy w końcu przyjaciółkami! - ponagliła dziewczyna.
- Niech ci będzie. Jesteś z Tomem półtora roku i myślę, że bardzo go lubisz. Świetnie się ze sobą dogadujecie, bo pod wieloma względami jesteście podobni. Ale… Nie widzę w twoich oczach iskierki, gdy on wchodzi do pokoju. Gdy wyjeżdża z zespołem zajmujesz się pracą i nie tęsknisz. Nie jesteś zazdrosna o tabuny fanek, które składają mu sprośne propozycje. Po prostu jesteście razem, ale tak jakby…
- … obok siebie - dokończyła Monika. - Myślisz, że to dlatego, że kocham innego?
- Innego? Nie sądzę. Od przyjazdu do Londynu przebywałaś tylko z chłopakami z The Wanted i One Direction.
- A Jay?
- Jay? Zawsze traktowałaś go jak niedorozwiniętego braciszka, z którego można się ponabijać.
         Monika skrzywiła minę, przypominając sobie, że w swojej alternatywnej rzeczywistości była przecież jego dziewczyną. Nie zamierzała nic wspominać Karolinie. Podrapała się po głowie i zadumała.
- A co z Kubą?
- To tylko przyjaciel.
- A więc Kuba istnieje!
- Pewnie, że istnieje. Wystąpiliście razem w reklamie centrum handlowego, nie pamiętasz?
- Pamiętam…
         Dziewczyna zamierzała wspomnieć coś o fakcie, że według jej wersji wydarzeń, do której fikcyjności dopiero co zaczynała się przyzwyczajać, był on kuzynem jej byłego chłopaka. Zresztą, może Adam też nie istniał? Może wszystko, co było, działo się tylko w jej głowie?
         Rose zaczęła płakać, więc Karolina mocniej kołysała ją w swoich ramionach. Do drzwi rozległo się pukanie.
- Kto to może być? - zaintrygowała się Monika. Chciała ujrzeć konkretną osobę na progu, ale wiedziała, że jest to niemożliwe.
- Zapomniałam powiedzieć, że Max mnie podwiózł i pojechał po pieluchy dla małej - obwieściła Karolina.
         Monika powlokła się otworzyć drzwi. Do mieszkania wpakował się Max, który już od progu wymiętosił jej ucho na przywitanie.
- Siemasz, Brukselka!
- A więc… tak na mnie mówicie? - spytała wzruszona Monika, a Max zmarszczył brwi.
- Pewnie, że tak. Znaczy… czasami. Bo to cię denerwuje. - Chłopak spojrzał pytająco na Karolinę, która pokręciła głową, dając mu do zrozumienia, by nie pytał o nic, więc zmienił temat. - Tutaj są moje księżniczki. A co się malutkiej stało?
         Monika uśmiechnęła się, widząc jak Max bierze na ręce córeczkę, która natychmiast przestaje kwilić. Kto by pomyślał, że w jej alternatywnej rzeczywistości ciąża okazała się pomyłką.
- Skoro Rose dała się uspokoić tatusiowi, możemy już wracać - westchnęła Karolina, zakładając włosy za ucho. - Ale jeśli chcesz, mogę zostać z tobą dłużej, aż sobie wszystko poukładasz.
- Nie, dzięki. Możecie wracać.
- I tak widzimy się wieczorem na premierze twojej książki. Który rozdział przeczytasz? Ten, w którym sąsiedzi zza ściany w końcu padają sobie w ramiona, kiedy pies Noela okręca nogi właściciela i Weronici swoją smyczą? Jak w "101 dalmatyńczykach".
- Jeszcze nie wiem, co przeczytam - odpowiedziała skołowana Monika ze ściśniętym gardłem.
- No to… w takim razie do zobaczenia wieczorem. Mam nadzieję, że do tego czasu poczujesz się lepiej. - Karolina cmoknęła przyjaciółkę w policzek i udała się do wyjścia, krzycząc pożegnanie w stronę Toma.
         Max wziął natomiast nosidełko ze swoją córeczką i wyszczerzył zęby w stronę rudowłosej.
- Damy wam trochę prywatności. Nie szalejcie za bardzo.
         Chichocząc wyszedł z mieszkania, a do salonu wszedł Tom ze szczoteczką do zębów w ustach.
- Co oni tam pod nosem rzucali, że wychodzą? - spytał z pełnymi ustami. - Nie pożegnali się.
- Bo widzimy się z nimi wieczorem.
- Masz rację, skarbie.
         Tom wyszedł i do uszu Moniki po chwili dobiegł dźwięk płukanego gardła. Dziewczyna złapała odłożoną na stół książkę swojego autorstwa i zaczęła czytać jej koniec, by dowiedzieć się, czy Veronicę i Noela spotka happy end.
- Wiesz już, co przeczytasz wieczorem? - zagadnął Tom, który bezceremonialnie rzucił się na kanapę obok niej, a co gorsza, cmoknął ją w ramię. Spojrzała na niego zszokowana, no ale w końcu czego oczekiwała? Był jej chłopakiem, chociaż nie pamiętała, jak nim został.
- Chyba początek. Wydaje mi się to najbardziej… Znajome - przyznała szczerze.
- Wywalenie instalacji w hotelu, świetne! - zaklaskał Tom. - Wtedy zaczęliśmy nazywać się Brukselką. Dobre czasy. Może powspominamy?
- Powspominamy? - zdziwiła się Monika, widząc, że Parker wstaje i udaje się do komody, by pogrzebać w górnej szufladzie.
- Zdjęcia - wyjaśnił piosenkarz, wyciągając spory album ze zdjęciami i wracając na miejsce.
- Tak, to może być dobry pomysł.
         Monika sama nie była pewna, czy rzeczywiście to dobry pomysł. Od zdjęć bowiem czuła w głowie jeszcze większy mętlik. Zaczęło się w miarę normalnie, wspólna trasa koncertowa, zdjęcia z autokaru, potem Barbados i zdjęcia z chorą dziewczynką, a także kilka w trakcie korzystania z hotelowych atrakcji. Potem jednak historia się zmieniała. Według opowieści Toma, na Barbadosie odkrył, że jest w niej zakochany, a że nie było żadnej "wojny swatów", którą prowadziła z Jayem, szybko zostali parą. Kolejne zdjęcia ukazywały już ich wspólne fotki z różnych miejsc na świecie, co świadczyło, że dziewczyna była z The Wanted w trasie.
- I jak? Przypomniałaś sobie coś? - zapytał z troską Tom, kiedy Monika przeglądała zdjęcia z chrztu malutkiej Rose.
- Jeszcze nie. Ale w końcu dojdę do siebie.
         Zdjęcia były namacalnym dowodem. Trzymała na rękach córeczkę swojej przyjaciółki i nie było chyba na całym świecie ilości narkotyków, które musiałaby zażyć, by to robić i tego nie pamiętać. Odłożyła zdjęcia i przetarła dłońmi oczy.
- Wiesz, co? - spytała. - Jednak pójdę się przejść. Oczyszczę trochę umysł i poczuję się lepiej.
- Chcesz, żebym szedł z tobą?
- Nie, nie. Muszę iść sama.
- W porządku, rozumiem.
         Tom zrobił wyrozumiałą minę i złapał dziewczynę za rękę. Była wdzięczna, że nie próbował jej pocałować. Mimo iż wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że są razem już od dawna, nadal miała przed oczami wizję jego jako nieokrzesanego, głośnego i lubującego się w chilli con carne zgrywusa, który został reżyserem kolejnej części ulubionego horroru. Wszystko jednak wydawało się ulotnym snem, z którego wbrew chęciom nie mogła się obudzić.
         Ubrała kurtkę, na głowę wciągnęła czapkę i wyszła, chowając twarz w szalik i starając się ukryć nie tyle przed zimnem, ile przed rzeczywistością, która uderzyła ją jak obuchem. Nogi zaprowadziły ją na Trafalgar Square. Nie wiązała z tym miejscem wspomnień, ale było znane i uczęszczane przez turystów, więc czuła ulgę, wsłuchując się w grę ulicznego grajka. Nie miała pojęcia, jak długo tak stała, gdy nagle jej uwagę przykuł otoczony wianuszkiem dziewczyn młody mężczyzna, który nad wyraz głośno obwieszczał, że "starczy go dla wszystkich".
- Danny? - spytała zdziwiona Monika, przepychając się między fankami, którym chłopak rozdawał autografy. - Dobrze cię widzieć! Nie wiesz, jaki mam szalony dzień, wszystko sypie mi się na głowę i przyda mi się rozmowa z przyjacielem.
- Eee… ok. Gdzie mam podpisać? - spytał zbity z tropu członek McFly, łypiąc na nią wzrokiem.
- Danny, to ja. Monica. - Dziewczyna odsłoniła twarz, którą przykrywał gruby szalik, ale piosenkarz nadal wydawał się jej nie poznawać.
         Nie udawał, była to szczera reakcja. Nie znał jej, a ona znała jego tylko na kartkach swojej powieści, albo tylko w urojonych wspomnieniach, które nigdy nie miały miejsca. Roztrzęsiona odwróciła się gwałtownie i zaczęła biec przed siebie.
- Nie chcesz autografu? - zawołał za nią Danny.
         Nie odpowiedziała, ale doskonale słyszała epitet, którym ją nazwał. "Wariatka"… Tak, właśnie tak się teraz czuła.
         Nogi poniosły ją instynktownie w jedno z niewielu miejsc w Londynie, z którym wiązało się jej wiele wspomnień. Minęła "Salon Ezoteryczny Wróżki Enigmy" i kierowała się do kamienicy, w której mieszkała razem z Karoliną i Luizą. Schody przeciwpożarowe były zupełnie takie, jak je zapamiętała, ale nie odważyła się wejść ani po nich, ani po klatce schodowej. To nie był jej dom, mogła zostać wyrzucona, albo co gorsza, zatrzymana przez policję za włamanie. Na ścianie bowiem dość złowieszczo wisiała tabliczka "obiekt chroniony", co nie pasowało do wizerunku właściciela Nicka, który bywa względnie trzeźwy tylko w określonych dniach tygodnia.
         Tego dnia panował niezły ziąb. Wiatr dął niemiłosiernie i całkiem prawdopodobne, że temperatura była bliska zera stopni. Wokoło było szaro i buro i nawet witryny małych sklepów ozdobione kolorowymi wystawami z okazji okresu przedświątecznego nie były w stanie dodać tej rzeczywistości nastroju. Świat ten był obcy i przerażający, a Monika czuła, że ani o odrobinę nie zbliżyła się do przypomnienia sobie chociażby cząstki życia, które rzekomo było jej życiem.
         Nie zdawała sobie sprawy, że szła dalej zamyślona prosto do kawiarni, w której w jej powieści pracowały Karolina i Luiza. Uśmiechnęła się, widząc szyld z nazwą. Może wszystko działo się tylko w jej głowie, ale miejsce to wywoływało pozytywne wspomnienia. Postanowiła wejść do środka i kupić sobie kawę, żeby wszystko przemyśleć. Gdy tylko pociągnęła za klamkę i otworzyła drzwi, weszła wprost na kawalera, który właśnie wychodził, obładowany kubkami z kawą. Zderzenie nie było w stanie wytrącić ich z równowagi, ale zdołało go oblać gorącą kawą, która zostawiła plamę na jasnej kurtce.
- Przepraszam, naprawdę. Łamaga ze mnie - tłumaczyła Monika.
- Nic się nie stało. Każdemu mogło się zdarzyć. To znak, że piję za dużo kofeiny - odezwał się chłopak.
         Monika zamarła, słysząc znajomy głos i dopiero teraz wyswobodziła się z szalika, by przyjrzeć się osobie, na którą wpadła. W chłopaku z nakryciem na głowie rozpoznała Joela i powoli zdjęła swoją czapkę, jakby czas stanął w miejscu, a ona upajała się tym jednym momentem.
- Wszystko w porządku, naprawdę - zapewnił jeszcze raz Joel. - Przeżyję jakoś. To gruba kurtka i obeszło się bez poparzeń.
         Chłopak uśmiechnął się i wyszedł niezrażony faktem, że został pozbawiony jednej z kaw. Monika nie mogła dojść do siebie. Ekspedientka, której nie znała, chwyciła mopa i starła resztki kawy, które zostały na posadzce.
- To był gitarzysta Lawson, wiesz? - spytała.
         Rudowłosa skinęła głową. Ugryzła się w język, by nie palnąć, że to jej były chłopak. Przecież nie było to prawdą, a tylko urojeniem, w które nadal wierzyła. Nie zastanawiając się długo, odwróciła się na pięcie i wyszła z kawiarni. Joel zniknął już gdzieś za rogiem, być może mieszkał w kamienicy, a być może był to tylko złośliwy zbieg okoliczności. Pewne było, że przeszłość pozostawała dla Moniki nadal tajemnicą. Czuła się w tej alternatywnej rzeczywistości zagubiona, osamotniona i nieszczęśliwa…
         Nagle przypomniała sobie, że mijała sklep Enigmy i skierowała przyspieszony krok w tamtą stronę, w nadziei, że uzyska odpowiedzi, których sama nie potrafiła sobie udzielić. Weszła do sklepu na rogu ulic, a zapach kadzidełek uderzył w nozdrza niczym wspomnienie złudnej przeszłości.
- Wróżka Enigma prawdę Ci powie… - odezwała się paląca wielką fajkę wodną kobieta, przerywając słowa atakiem kaszlu, który wydawał się ją dławić.
- Eee… - zaczęła Monika. - Nie wierzę w to całe ezoteryczne badziewie, ale jestem tak jakby w kropce.
- Jesteś uwięziona w alternatywnej rzeczywistości, kochana - wyjaśniła jak gdyby nigdy nic Enigma, a rudowłosa zrobiła duże oczy.

- Że co?!

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział 70 - "Noc Ognisk"

Dziękuję za komentarze! :* Przepraszam, że rozdział dopiero teraz, ale święta oznaczają dla mnie również brak czasu. Wybaczcie za rozdziały +18. Obiecuję, że z nich zrezygnuję. Zapominam, że czytają mnie również młodsze czytelniczki, które nie mają ochoty na "50 twarzy Greya" w wykonaniu Jaycee :P 

Rebella † - To był zupełny przypadek :)
nikaxd - Chciałabym pojechać. Taka okazja się nie powtórzy.
Magic. ♥ - Moel może być :) Dzięki za życzonka. I ode mnie - spóźnione, ale szczere :D



      Zaproszona przez Joela na coś, co trudno było nazwać randką (ale i trudno było ją nie nazwać) Monika nie wiedziała, czego się spodziewać. Szczególnie, że mimo iż przyjechał po nią pod wieczór, wcale nie zabierał jej na jakąś ustronną polankę, której się spodziewała. Najwyraźniej jechali do kamienicy, o czym zorientowała się niemal od razu, ale siedziała w milczeniu i czekała na dalszy rozwój wypadków. Musiał go zirytować ten brak wylewności, bo skręcając w uliczkę, w której kiedyś mieszkała, zagaił.
- Jesteś dziś niebywale małomówna.  
- Jakoś nie mam nastroju na gadki-szmatki. Chciałabym tylko zobaczyć, co kombinujesz - westchnęła, wywracając oczami.
         Roześmiał się beztrosko, jak gdyby nigdy nic.
- Przysięgam, że nigdy nie miałem pojęcia, czy ty rzeczywiście chcesz wypowiadać wszystkie te myśli na głos.
- Jeśli nie chcę czegoś mówić, to tego nie mówię. I kropka.
- Coś mi się wydaje, że nadal jesteś obrażona.
- Coś mi się wydaje, że jesteś bardzo domyślny - prychnęła Monika, a Joel zmienił temat, bo jazda samochodem najwyraźniej nie była dobrym momentem na prowadzenie poważnej konwersacji.
- Mamy dziś Noc Guya Fawkesa. Wiesz, co to jest?
- Noc Ognisk. Uroczyste obchody rocznicy wykrycia spisku Guya Fawkesa, który na początku XVII wieku chciał wysadzić Parlament - wyrzuciła z siebie jednym tchem rudowłosa.
- Odrobiłaś lekcje. Zgadza się.
- No a po co jedziemy do kamienicy? Chcesz zabrać kukłę do spalenia?
         Joel uśmiechnął się pod nosem, ale Monika nie miała pojęcia, czy do niej, czy do swojego odbicia w lusterku wstecznym, w które spoglądał, by zaparkować.
- Zaczekaj tutaj - polecił i wysiadł z samochodu, zostawiając ją samą bez słowa wyjaśnienia.
- Cóż. A więc najwyraźniej nie chciał zaprosić mnie "na chatę" - odezwała się sama do siebie Monika i nagle drgnęła, kiedy w przednią szybę zapukała Karolina.
- Co ty tutaj robisz?! - zszokowała się szatynka, kiedy przyjaciółka wysiadła z samochodu, by z nią porozmawiać. - I to… czy to samochód Joela?
- Nie… Mój - skłamała rudowłosa.
- Tak, zrobiłaś prawo jazdy i grzejesz siedzenie pasażera. Jeśli chcesz kogoś robić w konia, to nie najlepszą przyjaciółkę.
         Monika westchnęła ciężko.
- Po waszym telefonie Joel wpadł do mnie i doszło do… incydentu - wyjaśniła zdawkowo.
- Czyli do seksu?! - krzyknęła Karolina, a Luiza, która nagle wyrosła za jej plecami podłapała.
- Seks w samochodzie?! Niegrzeczna dziewczynka… Ale piąteczka!
         Karolina spojrzała na nią krzywo, a Monika wywróciła oczami i w skrócie wprowadziła przyjaciółki w całą dziwaczną sytuację z Joelem.
- Nie mogłaś powiedzieć od razu, kiedy dzwoniłyśmy zapytać, jak żyjesz po imprezie? - zdziwiła się Lou. - Swoją drogą, nieźle wymiatałaś na tej scenie. Choć dobrze, że Joel był w klubie w samą porę, by cię złapać. W swoje ramiona…
- Zaraz, zaraz… - Na twarzy Karoliny pojawiła się zmarszczka, kiedy w skupieniu nad czymś główkowała.
- Już nie pamiętasz, co się działo? - zdziwiła się Luiza.
- Nie, wręcz przeciwnie. Przypomniałam sobie wróżbę Enigmy. Wywróżyła nam, że bar Black Velvet zmieni nasze życie. I wpadłaś tam w ramiona Joela. Odnalazłaś miłość i szczęście.
- Przestańmy dopisywać sens wszystkim słowom, które wychodzą ze sklepów ezoterycznych - poprosiła Monika.
- Mniejsza o większe. Przymknę już nawet oko na fakt, że nie powiedziałaś mi, że zeszłaś się z Joelem, ale musisz powiedziesz…
- Hola, hola! - przerwała Karolinie Monika. - Nikt tu się z nikim nie zszedł. Po prostu… byliśmy pijani i tak wyszło.
- Joel nie był pijany. Jechał z tobą taksówką, ale tylko dlatego, że nie przyjechał do klubu samochodem. Byłaś zbyt nawalona, by to pamiętać - wyjaśniła Luiza.
- A zresztą nawet to nie wyjaśnia, dlaczego po tym "tak wyszło" siedzisz teraz w JEGO samochodzie pod JEGO mieszkaniem.
- Żebym to ja wiedziała… - westchnęła Monika. - Chyba nadal jestem pijana.
- Albo wreszcie zaczynasz się ogarniać - zachichotała Karolina i wszystkie trzy zamilkły, bo do samochodu przyspieszonym krokiem podszedł Joel.
- Cześć, dziewczyny - przywitał się. - Jakieś plany na dziś wieczór?
         Karolina i Luiza obserwowały, jak otwiera bagażnik i pakuje do niego jakiś karton. Spojrzały na Monikę, ale ta wzruszyła ramionami.
- Nie mamy żadnych planów. A ty gdzie zabierasz naszą przyjaciółkę?
- Gdybym powiedział, nie byłaby to niespodzianka, nieprawdaż?
- Jedziemy oglądać meteoryty. Kilka spadnie w nocy i liczymy na spełnione życzenia - wyjaśniła Monika.
- Ooo, to takie romantyczne!
- Tak… musiałem trochę zmienić plany, żebyś nie narzekała, że się nudzisz - oświadczył Joel, rozmasowując kark. - Ale jeśli chcemy zdążyć, musimy ruszyć już teraz.
- Ruszyć? Dokąd?! - uniosła się Monika.
         Joel nic nie odpowiedział, tylko z enigmatycznym uśmiechem na ustach otworzył jej drzwi od strony pasażera.
- Jeśli chcesz się przekonać, zapraszam.
         Dziewczyna zwróciła głowę w stronę swoich przyjaciółek i szepnęła.
- Jeśli do jutra do południa nie wrócę, dzwońcie na policję i powiedzcie, że ten psychol mnie porwał.
- Słyszałem to. I to urocze, że mnie tak nazywasz, szczególnie po tym, jak się na mnie rzuciłaś tamtego dnia…
- Dobra, jedziemy! - zarządziła zawstydzona Monika.
         Cmoknęła przyjaciółki, wsiadła do samochodu byłego chłopaka i obserwowała, jak Karolina i Luiza stają się małymi punkcikami przy ulicy.
- Chyba nie mówiłaś serio z tym dzwonieniem na policję? - zagadnął Joel, gdy wyjechali na autostradę.
- Trochę się obawiam tej eskapady. I nadal nie wiem, dlaczego się na nią zgodziłam. Ciekawość to w końcu pierwszy stopień do piekła.
- Dlatego nie zapytałaś mnie, dlaczego do ciebie przyszedłem? - zmienił temat Joel. - Znaczy… do mieszkania dziewczyn, w którym już nie mieszkasz, o czym mi nie powiedziałaś.
- Cóż, też mogę robić niespodzianki - prychnęła dziewczyna.
- Czyli teraz zamiast porozmawiać będziesz przez całą drogę złośliwa?
- Wydaje mi się, że mam powody, by być nawet więcej niż złośliwą.
- A mi się wydawało, że wszystko sobie wyjaśniliśmy w momencie, w którym…
- … nic sobie nie wyjaśniliśmy - przerwała chłopakowi Monika. Wzrok wbiła w szary asfalt za oknem i przygryzła wargę. - To była chwila. W moich żyłach zamiast krwi buzował alkohol. I stało się. To nie oznacza, że jesteśmy razem.
         Joel się roześmiał, jakby prowadzili błahą konwersację.
- A więc kim jesteśmy?
- Znajomymi - odpowiedziała od razu.
- Nawet nie przyjaciółmi?
- Przyjaciele sobie ufają - ucięła krótko i poczuła, jak on gwałtownie zjeżdża na pobocze i hamuje.
         Odpiął pas i spojrzał na nią ze zbolałą miną.
- Przegapimy meteoryty - oznajmiła drżącym głosem, zdając sobie sprawę, że rozpoczęła się poważna rozmowa. Poważna rozmowa, której tak pragnęła, ale i której jednocześnie tak pragnęła uniknąć.
- Nie obchodzą mnie żadne meteoryty. Żadna skała z kosmosu nie spełni moich życzeń, tylko ty możesz to zrobić - oświadczył Joel i złapał Monikę za rękę. - Tak, powinienem ci uwierzyć od razu. I zapewne bym to zrobił, gdybyś praktycznie nie przyznała się, że to wszystko prawda…
- … ja…
- Wiesz, że tak było. Chciałem dać ci trochę czasu do ochłonięcia, ale sama przekonałaś mnie, że wszystko rozgryzłem. Byłem zdenerwowany i smutny, a świadomość, ile przeszłaś z Jayem świadczyła o tym, że to, o co cię oskarżałem mogło być prawdą.
- Ale nie było! - krzyknęła nagle Monika i szybko zasłoniła sobie usta rękami.
         Joel roześmiał się i założył jej włosy za ucho. Niepewnie odsłoniła dłonie i spojrzała na niego pytająco.
- Porozmawiamy na miejscu, dobrze? - zapytał, a ona skinęła głową w milczeniu.
         Chłopak ruszył z miejsca i w ciszy wiózł ją dalej w sobie tylko znane miejsce przeznaczenia. O zmierzchu przez okno samochodu dostrzegła tabliczkę z napisem "Nottingham" i spojrzała na niego zdziwiona.
- Nadal sobie nie wyjaśniliśmy wielu rzeczy, a ty chcesz, bym poznała teściów?
- Nie jesteśmy tu, by odwiedzić moją rodzinę.
- No to po co?
         Samochód zatrzymał się gdzieś na polanie. W oddali słychać było grającą muzykę i gwar. Joel wysiadł z samochodu i poszedł do bagażnika, a Monika podążyła za nim.
- Idziemy na jakiś festyn? - zapytała.
- Nie - odpowiedział chłopak lakonicznie.
         Z bagażnika wyciągnął karton, który wziął z kamienicy i koszyk. Dziewczyna chciała mu pomóc, ale najwyraźniej nie były one zbyt ciężkie, bo pokręcił głową.
- Chodź za mną - polecił, a ona nie mogła zrobić nic innego, jak go posłuchać.
         Tego dnia była wyjątkowo ładna jak na listopad pogoda. Niebo było usiane gwiazdami, które rozświetlały polną drogę, którą Joel prowadził Monikę. Prawie w ogóle nie było wiatru i gdyby nie oddalające się dźwięki muzyki, wokoło panowałaby zupełna cisza.
         Oczom Moniki ukazała się niewielka polana tuż przy kanale z uroczym widokiem na stary most Clumber Bridge.
- Tutaj Robin Hood zarywał panienki - zażartował chłopak, kiedy dziewczyna spojrzała na niego pytająco.
         Polana była rozświetlona nie tylko przez gwiazdy, ale i światła jarmarku, który rozłożył się w oddali po drugiej stronie kanału. Dość duży diabelski młyn i inne karuzele migotały kolorowym blaskiem, który z tej odległości nie raził w oczy, ale prezentował się bardzo uroczo.
         Podczas gdy Monika rozkoszowała się widokiem, Joel rozpakował rzeczy, które zabrał z kamienicy. Były to dwa składane krzesła i plastikowy stolik podróżny oraz koce.
- Pomyślałem, że na piknik na trawie może być za zimno - wyjaśnił Joel i otworzył koszyk, z którego wyciągnął mały biały obrus, świecznik, dwa talerzyki i kieliszki.
- Wygląda, jakbyś planował to od dawna. Dlaczego więc zapomniałeś tych rzeczy i musieliśmy jechać do kamienicy? - zdziwiła się Monika.
- O, nie zapomniałem ich. Celowo ich nie zabrałem. Mieliśmy oglądać deszcz meteorytów z dachu mieszkania Ryana, ale światła miasta są tak ostre, że moglibyśmy przegapić życzenia. No i zdałem sobie sprawę, że tak łatwo cię nie odzyskam, więc w ostatniej chwili postanowiłem wytoczyć ciężką artylerię - wyjaśnił Joel. - Szampana? - spytał, wyciągając z koszyka butelkę i machając nią w powietrzu. Monika skinęła głową i się uśmiechnęła. - Wow, nadal potrafisz to robić. Jest nadzieja! - zawołał wesoło Joel, a ona roześmiała się i odebrała od niego kieliszek.
         Zauważył, że jest jej chłodno w jesiennym płaszczu. Ponownie podszedł do koszyka i wyciągnął z niego zielony szal, który nałożył jej na ramiona.
- Myślałam, że go zgubiłam… - zdziwiła się Monika, Joel nie odpowiedział jednak na jej słowa, tylko zaczął monolog.
- Od momentu, w którym wróciłem do mieszkania wiedziałem, że popełniłem błąd, ale odtrącałem od siebie wszelkie myśli o naszej kłótni. Musiałem spakować się, bo wyjeżdżaliśmy z chłopakami w trasę koncertową… Daj mi skończyć, proszę. Postanowiłem porozmawiać z tobą, kiedy oboje ochłoniemy. Gdy jednak dzień później w hotelu otworzyłem walizkę, na wierzchu ujrzałem twój zielony szal. Zostawiłaś go u mnie, a Piorun musiał włożyć mi go do walizki. Od razu chwyciłem za telefon i zadzwoniłem, ale nie odbierałaś…
         Nie chciała z nim wtedy rozmawiać. Ba, nie chciała go nawet znać. Nie wierzył w nią, zapewne jej nie kochał. Słuchała w milczeniu dalszego ciągu opowieści i ściskała pusty kieliszek czekając, aż Joel zrobi coś z butelką szampana, którą nadal obejmował.
- Dzwoniłem od Ryana, Andy'ego i Adama. Dzwoniłem z hotelu, z budki telefonicznej, od naszego dźwiękowca… Nie odbierałaś. Ryan próbował dowiedzieć się czegoś od Luizy, ale ona stanęła po twojej stronie w zaistniałej sytuacji i nie zamierzała mu niczego powiedzieć. Nie miałem pojęcia, że się wyprowadziłaś. Chciałem zostawić trasę i choć na chwilę przyjechać do Londynu, by z tobą porozmawiać, ale wciąż powracała do mnie jedna myśl: że jesteś teraz z Jayem. Pewnego dnia wypiłem nieco za dużo i zadzwoniłem do niego, pytając o ciebie. Gdyby mógł, złamałby mi nos przez telefon. W końcu "łaskawie zezwolił nam być razem", pod warunkiem, że cię nie skrzywdzę. A skrzywdziłem, wiem. - Joel zamilkł i spuścił głowę. - Ale fakt, że jesteś tu ze mną napawa mnie nadzieją, że nie jest dla nas za późno.
         Na twarzy Moniki na chwilę pojawił się blady uśmiech, kiedy podeszła do niego bliżej. Jego wyjaśnienie było szczere, wiedziała, że bardzo żałował tego, że w nią zwątpił.
- Nigdy bym cię nie zdradziła - powiedziała cicho.
- A ja nigdy nie zdradziłbym ciebie! - zapewnił chłopak. - Najszczęśliwszy okres w moim życiu zaczął się, gdy wpadłaś mi w ramiona w salonie sukni ślubnych. A najgorszy nastąpił w chwili zatrzaśnięcia wtedy drzwi. Myślisz, że możemy zacząć od początku?
- Po co mamy zaczynać od początku?
- Hę? - zapytał Joel zbity z tropu. Monika się roześmiała.
- Tyle przeszliśmy, szkoda, żeby to wszystko poszło na straty. Uznajmy to po prostu za nieco zbyt długą kłótnię, kłopoty w raju.
- Podoba mi się ten pomysł. Za taką randkę, jaką na dziś zaplanowałem należy mi się nagroda.
         Dziewczyna uderzyła chłopaka pięścią w ramię, ale na jej twarzy pojawił się szeroki i szczery uśmiech. Joel pochylił się nad nią i lekko cmoknął ją w usta.
- A więc to, co się stało u ciebie nie było incydentem? - zapytał, żeby się upewnić.
- Nie.
- To dobrze. Bo chciałbym to kiedyś powtórzyć.
         Teraz oboje roześmiali się głośno, a on skorzystał z okazji i pocałował ją tym razem dłużej.
- Nawet nie wiesz, jak ja za tobą tęskniłem - wyznał, zakładając jej zbłąkany kosmyk włosów za ucho.
- Nawet nie wiesz, jaką mam nadzieję, że wyprałeś mój szalik, zanim mnie nim przykryłeś - zażartowała Monika.
- Czy wszystkie Polki są takie?
- Jakie?
- Niemożliwe?
- Te, które znam, pewnie są.
- To może zadzwonisz do nich i powiesz, żeby nie dzwoniły na policję? Bo chciałbym, żebyśmy zostali tutaj nieco dłużej niż do dwunastej.
- Ja też bym tego chciała - przyznała Monika.
         Joel z uśmiechem odkorkował szampana i rozlał go do dwóch kieliszków. Nie zdążyli wznieść toastu, bo dziewczyna na niebie dostrzegła jeden z Taurydów.
- Meteoryt! - zawołała, wskazując do góry. - Życzenie, szybko!
         Na jej twarzy odmalowało się skupienie, kiedy się zastanawiała. Joel objął ją ramieniem.
- Ja mam już wszystko, czego potrzebuję - oświadczył, całując ją w czoło.
         Wbrew oczekiwaniom, z którymi Monika wyjeżdżała z Londynu, była to jedna z najwspanialszych nocy w jej życiu. Urokliwe miejsce, fajerwerki w oddali, które rozjaśniły niebo około północy i pierwsze oficjalne "kocham cię" usłyszane z ust Joela. W tej chwili czuła, że kawałek skały wchodzący w atmosferę ma magiczną moc. Bo spełnił jej życzenia.

*

         Madzia przeciągnęła się na posłaniu. Głowa bolała ją, jakby ktoś wiercił w niej młotem pneumatycznym albo jakby miała największego kaca w życiu. Sięgnęła ręką na drugą połowę łóżka, by przytulić się do swojego chłopaka, ale natrafiła na puste miejsce.
- Sykes, mam nadzieję, że wstałeś, żeby zrobić mi śniadanie! - zawołała, ale nie odpowiedział jej zawadiacko ani ironicznie. Nie odpowiedział jej wcale.
         Dziewczyna otworzyła oczy i zorientowała się, że nie tylko wstał, ale i zaścielił swoją połowę łóżka. Zdziwiona spojrzała na zegarek. Była prawie druga. Przespała tyle godzin! Zapewne nie chciał jej budzić, ale było tak późno, że musiał już iść.
         Wzrok nastolatki zaczął szukać jakiegoś liściku, ale na nic nie natrafiła. Sięgnęła po swój telefon, ale nie było na nim żadnych wiadomości od Natha. Tylko jedna od Moniki, która obwieszczała, że wróci później i kilka od Jess.
- Dziwne… - powiedziała sama do siebie Madzia.
         Głowa nadal bolała ją tak mocno, że nie mogła się skupić. Wbiła numer siostry byłego chłopaka i czekała na odpowiedź.
- Nareszcie, zaczynałam się martwić! Dlaczego nie odbierałaś?! - krzyczała w słuchawkę Jessica.
- Spałam… - Tętnienie w skroniach zagłuszało słowa po drugiej stronie słuchawki. - Chyba… Czuję się jak na kacu-gigancie.
- To ja wydzwaniam, żeby cię przeprosić, a ty na imprezie byłaś? Myślałam, że ci się zrobiło przykro…
- Nie, nie byłam na imprezie. Choć… można tak powiedzieć.
- Chyba jeszcze nie odespałaś. W każdym razie chciałam cię przeprosić, że dałam się zmanipulować bratu. Tak, teraz dobrze wypowiedziałam to słowo - kontynuowała Jess. - Wiem, że powinien osobiście się pofatygować i z tobą porozmawiać. Ale twierdził, że to zbyt szybko. I nie ma go tu teraz, nie podpowiada mi, co mówić.
- Wiesz, to niekoniecznie było zbyt szybko.
- Było?
- Cóż… - westchnęła Madzia. Uniosła się do pozycji siedzącej i złapała się za głowę. Nie skończyła zdania, gdyż jej wzrok padł na komodę, o której losy obawiała się poprzedniej nocy, kiedy razem z Nathem dali się ponieść emocjom. - To zawsze tu stało? - spytała sama siebie.
         Jessica mówiła coś do słuchawki, ale Magda jej nie słuchała. Komoda była bowiem całą zastawiona różnymi przedmiotami. Kiedy nastolatka próbowała poskładać fragmenty układanki, spostrzegła, że jest ubrana w dżinsy i koszulkę "I'm sexy and I know it". Szybkim krokiem udała się do salonu. Po kolacji, której nie dokończyli nie było ani śladu. Mogłaby pomyśleć, że Nath to wszystko sprzątnął, ale fakt, że obudziła się w ciuchach, które wydawało jej się, że przebrała na sukienkę, świadczył tylko o jednym.
- To był tylko sen… - powiedziała cicho.
         W głowie pulsowało jej, bo wizja nocy z Nathem była tak rzeczywista. W pośpiechu wciągnęła buty, wzięła torbę i kurtkę i wyszła z mieszkania, by nabrać świeżego powietrza. Na schodach wpadła na Monikę.
- Wybierasz się gdzieś? - spytała rudowłosa. - Mam ci tyle do powiedzenia!
- Pogodziłaś się z Joelem?
- Tak! I poznałam jego rodzinę! To była naprawdę wspaniała noc… A gdzie ty się wybierasz? Wyglądasz, jakbyś zaraz po moim wyjściu padła jak kłoda i dopiero wstała. Masz na sobie te same ciuchy.
- Miałam koszmar i strasznie boli głowa - oświadczyła nastolatka. - Przejdę się, a potem mi wszystko opowiesz.
- O, nie wiem, moja droga. Całą noc nie zmrużyłam oka i zamierzam… - słowa Moniki przerwało ziewanie. Kiedy przetarła zmęczone oczy, ujrzała, że na klatce schodowej jest sama.
         Jej młodsza siostra musiała sobie poukładać kilka rzeczy w głowie. 

Blog List