piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 72 - "Intensywna terapia"

Dziękuję Wam za komentarze :* Cieszę się, że mimo coraz rzadziej pojawiających się odcinków jeszcze tu zaglądacie. Ten rozdział wyjaśnia, co takiego się stało w poprzednich. Ciąg dalszy (przy dobrych wiatrach) za tydzień.
Pozdrawiam :*





       Jessica patrzyła na swojego brata spode łba. Właśnie zwierzał się jej ze swoich miłosnych problemów, a za każdym razem, gdy to robił, zdawała sobie sprawę, że w pewnych kwestiach jest dojrzalsza od niego. Wyglądał na zagubionego, łaził po pokoju, jakby miał robaki i gestykulował ponad miarę.
- Za dużo tych energetyków - westchnęła w końcu Jess. - I informacji. Pozwól, że sobie coś wyjaśnię, zatrzasnęła ci drzwi przed nosem, tak?
- Tak. Mimo iż poszedłem do niej z kwiatami i miną szczeniaczka. Cholera, Liam na pewno byłby w tym lepszy. Albo ten cały Tony…
- Co ty pleciesz, braciszku?
- Nie wychodzi mi to całe bycie romantycznym. Rzeczywiście zbyt szybko po sprawie z Arianą wyskoczyłem do kwiaciarni. - Nath przysiadł na łóżku siostry i ukrył twarz w dłoniach. - To wszystko przez ciebie, za bardzo naciskałaś.
- Ja naciskałam?! To ty kazałeś mi do niej zadzwonić i odczytać ten list! - zaparła się młodsza siostra Sykesa, ale widząc, jaki jest bezradny, usiadła koło niego i położyła mu głowę na ramieniu. - Ty i Maggie jesteście dla siebie stworzeni. No i to jedyna z twoich dziewczyn, którą lubi cała nasza rodzina. I chłopcy.
- Aż za dużo tych chłopców. Pewnie zatrzasnęła mi drzwi przed nosem, bo w środku był któryś z jej adoratorów. Nie dziwię się. Jest piękna, inteligentna, zabawna, dobra… - zaczął wymieniać Nath, ale Jessica mu przerwała.
- Jest super, łapię! A mi chodziło o The Wanted, mądralo. Nie o tych jej wszystkich "adoratorów", jak to mówisz.
- Kogo ja oszukuję, nie mam u niej szans. Nie dość że jestem przeciętnie wyglądającym gościem o niskim wzroście, to jeszcze jestem idiotą.
- Masz szczęście, że to typ Maggie - zachichotała Jess i udało jej się wywołać na twarzy brata uśmiech, który szybko znikł, kiedy w progu pokoju stanęła blada jak ściana Beverly ze słuchawką od telefonu w dłoni.
- Coś się stało, mamo? - zatroskał się Nath.
- Rozładował ci się telefon… A Jess nie odbierała… - wydusiła Beverly.
- Bo to Tom wydzwaniał, byłam pewna, że znowu chce mi zaproponować rolę mutanta w filmie - broniła się młodsza siostra Natha. - To było coś ważnego?
- Maggie i jej siostra są w szpitalu. Zatruły się tlenkiem węgla. Sprawa jest chyba poważna, bo Tom prawie płakał w słuchawkę.
         Nath bez słowa poderwał się z miejsca i ruszył do wyjścia. Siostra i matka popędziły za nim w stronę samochodu. Przez całą drogę nie odezwał się słowem. Był tak roztrzęsiony, że Beverly musiała przekonywać go, żeby dał jej poprowadzić. Kilkanaście minut później parkowali przed szpitalem, do którego siostry zostały przewiezione. Mały tłumek fanek z transparentami podskakiwał przed wejściem, kiedy z samochodu matki jak z procy wystrzelił ich idol. Nie zostały jednak zaszczycone nawet jednym spojrzeniem. Nath w mgnieniu oka znalazł się w holu i podszedł do recepcji, by uzyskać informacje. Usłyszał numer sali i popędził do windy. Jessica i Beverly ledwo za nim zdążyły.
- To sala ogólna - powiedziała cicho kobieta, kładąc synowi rękę na ramieniu. - Wszystko będzie dobrze.
         Nath skinął głową, co było ledwie widoczne. Wyglądał, jakby cały wysiłek wkładał, by nie popłakać się przy matce i siostrze. Na piętrze drzwi windy otworzyły się, a on wybiegł, by wpaść wprost na Tony'ego. Zamiast denerwować się, że rywal przybył do szpitala przed nim, zapytał:
- Co z nią?
- Zatruła się tlenkiem węgla z zepsutego piekarnika. Na szczęście w porę wyszła z mieszkania, ale miała zapaść. Teraz podają jej tlen.
- Wszystko będzie z nią dobrze? - zapytał Nath, a głos mu się załamał.
         Tony skinął głową.
- Leży w sali na końcu korytarza. Za kilkanaście minut przyjdzie lekarz i dowiemy się więcej.
         Tym razem to Nath skinął głową i ramię w ramię podążyli we wskazanego przez Tony'ego miejsce. Maja i Irene ze swoimi matkami siedziały na krzesłach, Alicja kręciła się w kółko i obgryzała paznokcie. Winda otworzyła się i wyszedł z niej Tom. Włosy miał potargane, jakby je sobie wyrywał. Zauważył przyjaciela i podbiegł kilka kroków, które ich od siebie dzieliły, mimo iż przechodząca obok pielęgniarka rzuciła mu dezaprobujące spojrzenie.
- Można już zobaczyć Maggie? - spytał Parker, ale Nath pokręcił głową.
- Powiesz mi, co się stało?
- Cóż, sam niewiele wiem. Wpadłem do Brukselki, żeby porozmawiać o problemach związanych z filmem, ale ona była strasznie zmęczona i bolała ją głowa, więc nie była skora do rozmowy. Na dworze zrobiło się chłodno i padał deszcz, więc wszystkie okna były pozamykane. Wkrótce i mnie rozbolała głowa. Twierdziłem, że to od jej biadolenia, ale kiedy zły zostawiłem ją sam… ona się poważnie zatruła, Nath. Leżała tam z godzinę i gdyby nie fakt, że przypomniałem sobie coś jeszcze, co chciałem jej powiedzieć, mogłaby już nie żyć.
- Gdyby nie ty, obie mogły już nie żyć - wtrąciła Beverly, która położyła Tomowi rękę na ramieniu.
- Nie mogłem dobudzić Monici, więc zadzwoniłem po karetkę. Na schodach znaleźli Maggie i obie zabrali do szpitala. Po raz drugi trafiły tu razem. Tyle że teraz przeze mnie Monica leży na oddziale intensywnej terapii.
- Tom, to nie przez ciebie - zapewnił Nath. - Czad jest bezwonny, nie mogłeś go wyczuć.
- Pewnie masz rację. Ale i tak czuję się odpowiedzialny. To ja wymyśliłem, żeby wprowadziły się akurat do tego mieszkania. I ten cholerny piekarnik…
         Jessica dołączyła do brata, Toma i matki.
- Reszta już wie? - spytała.
- Tak, wiedzą. Siva z Nareeshą są jednak w Irlandii, a Jay pojechał do rodziny. Max i Karolina siedzą na OIOMIE, razem z Lou, Ryanem i Joelem.
- To stąd te fanki przed wejściem.
- Ochrona szpitala miała zająć się tym, by nie weszły do środka - wtrącił Adam, który pojawił się niewiadomo skąd. - Jeśli tu wpadną, sytuacja będzie ciężka do opanowania.
         Na końcu korytarza pojawił się lekarz
- Mogą państwo odetchnąć z ulgą. W porę wyszła z mieszkania zatrutego tlenkiem węgla i nie wystąpiły poważniejsze uszkodzenia narządów. Doszło jednak do hipoksji anoksemicznej - niedotlenienia płuc, dlatego będziemy regularnie podawać jej tlen. Nie wskazane jest, by rozmawiała, ale mogą się z nią państwo zobaczyć, najlepiej pojedynczo… - Lekarz skinął głową i chciał się oddalić, ale coś mu się przypomniało. - Proszę nie wspominać o stanie, w którym jest jej siostra. To mogłoby tylko zaszkodzić.
         Kiedy zostali sami, spojrzeli po sobie. Ciężko było ocenić, kto z nich zasługuje, by wejść do sali Madzi pierwszy. Irene miała załzawione oczy i w ogóle się nie odzywała. Tony stał gdzieś z boku, Alicja nadal obgryzała paznokcie…
- Dobra, nikt się nie rusza, to ja pójdę! - oświadczyła nagle Maja.
         Irene rzuciła jej lodowate spojrzenie.
- No co? To moja przyjaciółka! Włazisz ze mną, czy zostajesz?
         Nikt nie protestował, kiedy Wredne Zalotki weszły do pokoju, w którym leżała Madzia. Wyglądała na słabą. Przy ustach miała aparat tlenowy, ale z oczu dziewczyny wyczytała, że na ich widok się uśmiechnęła.
- Hej - przywitała się Irene. - Jak się czujesz? Zresztą, nie. Nie odpowiadaj. Lekarz powiedział, że nie powinnaś mówić. No i ten aparat tlenowy to uniemożliwia…
         Ręka Magdy powędrowała powoli w stronę głowy. Chciała odczepić sobie urządzenie, ale Maja uderzyła ją w rękę.
- Co ty robisz? - zszokowała się Irene.
- Nie może tego ściągać!
- Ale to nie powód, żeby ją bić!
         Do sali weszła pielęgniarka, która wyprosiła dziewczyny, które narobiły tyle hałasu. Wołały jeszcze do przyjaciółki, żeby wracała do zdrowia i o nic się nie martwiła.
- Jezu, wszystko przez ciebie! Choć raz mogłabyś się zachować odpowiedzialnie - westchnęła zrezygnowana Irene, siadając koło swojej mamy.
- Nie bądź taka spięta. Ważne, że z Maggie wszystko w porządku. Porozmawiamy, jak się odpowiednio dotleni.
         Irene pokiwała głową. Chciała uprzedzić przyjaciółkę, że w poczekalni czeka Nath, ale przez Maję zostały wyproszone. Madzię czekała więc niespodzianka w postaci jej byłego chłopaka. Najpierw jednak do pomieszczenia weszła Alicja. Potem wepchnął się Tom, który spieszył się na OIOM, by sprawdzić, co z Moniką. Następnie Beverly i Jessica. Tony nie chciał wchodzić, żeby nie przeszkadzać przyjaciółce w odpoczynku, ale Irene i Maja przekonały go, że Maggie na pewno chciałaby się z nim zobaczyć. Chłopak wszedł więc do środka, ale nie zabawił długo. Na placu boju pozostali tylko Adam i Nath. Ten ostatni ociągał się z wejściem do środka, na czym skorzystał menedżer Wrednych Zalotek. Nath wszedł do sali, w której leżała Madzia jako ostatni.
         Na widok chłopaka, który ze spuszczoną głową zbliżał się do jej łóżka, Magda zamarła. Poprawiła się lekko na szpitalnym posłaniu, ale była to poza jeszcze bardziej niewygodna niż wyjściowa. Nath w milczeniu ominął jej łóżko i przysiadł na jego brzegu, mimo iż obok stało wolne krzesło.
- Jak się czujesz? - zapytał w końcu Nath, ale przypominając sobie, że nie może mówić, złapał ją za rękę. - Nic nie mów, ściśnij moją dłoń dwa razy, jeśli dobrze, a raz, jeśli źle.
         Biorąc pod uwagę fakt, że nadal nie dotarło do niej, co tak naprawdę się stało, czuła się wyśmienicie. Ścisnęła jego dłoń dwa razy. Cudownie było trzymać go za rękę. Cieszyła się, że przyszedł, mimo iż nikt jej o tym nie uprzedził. Poprosiłaby wtedy dziewczyny, żeby poprawiły jej włosy i… no właśnie, co? Aparat tlenowy? Myślenie o wyglądaniu dobrze w zaistniałej sytuacji wydało się takie błahe.
- Powiedzieli ci, co się stało? - pytał dalej Nath.
         Lekarz ogólnikowo wyjaśnił jej, że zatruła się tlenkiem węgla i całe szczęście, że wyszła z mieszkania, bo inaczej byłoby z nią źle. Pamiętała, że straciła przytomność na schodach i to, że widziała sanitariuszy medycznych. Było jednak wiele niewiadomych, więc ścisnęła dłoń chłopaka tylko raz.
         Wyjaśnił jej w skrócie, co się stało. Zaczynała wszystko rozumieć. Nagle powróciły wspomnienia, które mogły ją uchronić od zatrucia gazem.

- Cóż za wspaniały dzień! - Madzia rozciągnęła się rozkosznie w kuchni i spojrzała na swoją siostrę, która kręciła się przy naczyniach.
- Ktoś ma dobry humorek? Szkoda, że nie mogę uraczyć cię sufletem na śniadanie. Chyba mamy zepsuty piekarnik - westchnęła Monika.
- Tak, bo to wina piekarnika, a nie twoich mizernych umiejętności kucharskich.
- Hej! Ostatnio trochę się nauczyłam!

         Że też wcześniej nie zwracała uwagi na te szczegóły! Już od jakiegoś czasu narzekały na zepsuty piekarnik i miały coś z tym zrobić, ale zawsze brakowało czasu. Dopóki było ciepło i okna były otwarte wszystko było w miarę w porządku. Magda przypomniała sobie też moment, kiedy żeby się czymś zająć postanowiła upiec kurczaka w ryżu

- Miałaś rację z tym piekarnikiem - oświadczyła Monice, kiedy ta wyszła z łazienki. - Zepsuty.
- Czasami działa. Mówiłam, że to nie przez moje nikłe zdolności kulinarne.
- Wiem, czasami mówisz prawdę - westchnęła Madzia.

         Nath głaskał delikatnie jej dłoń i dodawał jej otuchy. Żałowała, że ich pogodzenie było tylko jej snem lub też halucynacją wywołaną zatruciem. Byłoby jej o wiele łatwiej, gdyby wiedziała, że między nimi jest w porządku.
- Nie gniewam się, że zatrzasnęłaś mi drzwi przed nosem - oświadczył nagle chłopak, jakby czytał jej w myślach. - Nie dziwię ci się. Pojawiłem się jak grom z jasnego nieba…
         A więc rzeczywiście przyszedł do jej mieszkania! Ta część wspomnienia była prawdziwa, dopiero później dała się ponieść wyobraźni. Uśmiechnęła się blado, ale nie była pewna, czy przez aparat tlenowy było cokolwiek widać.
- Kiedy ty i twoja siostra wyjdziecie ze szpitala, chciałbym zaprosić cię na randkę. Co ty na to? Zgadzasz się? - zapytał Nath ośmielony ledwie widocznym uśmiechem.
         Madzia jednak nie ścisnęła jego ręki tak, jak się spodziewał. Złapała go mocno za nadgarstek i spojrzała na niego szeroko otwartymi oczyma. Żaden z gości nie wspomniał o jej siostrze. On był pierwszy, a co gorsza, palnął, że i ona znalazła się w szpitalu. Nie wiedział, w jaki sposób się wycofać, więc odetchnął ciężko.
- Monica też się zatruła. Dość poważnie, ale wszystko będzie dobrze, tak jak z tobą.
         Jej siostra wróciła do mieszkania, kiedy ona wychodziła się przewietrzyć i przemyśleć kilka spraw. Na pewno była w cięższym stanie! Nastolatka się zaniepokoiła i chciała zdjąć aparat tlenowy, ale pojawiła się pielęgniarka, która odwiodła ją od tego pomysłu.
         Nathan musiał wyjść z sali, zdążył tylko rzucić dziewczynie pokrzepiające spojrzenie. Miał nadzieję, że wiadomość o stanie jej siostry nie wpłynie źle na jej stan zdrowia. 

piątek, 6 czerwca 2014

Rozdział 71 - "Brukselkowy zawrót głowy" cz. II

Nie zabijajcie!

Przepraszam Was za ten poślizg, ale potrzebowałam chwili wytchnienia - od wszystkiego. A zapas rozdziałów mi się skończył (po raz pierwszy), miałam tylko połowę tego i jakoś nie miałam weny, by dopisać resztę. Postanowiłam jednak w końcu przysiąść, zanim pomysły uciekną z głowy i oto i jest - długo wyczekiwany (mam nadzieję, że wyczekiwany) ciąg dalszy "Wanted Direction 2". Sporo zamieszania, sporo niewiadomych, ale niebawem wszystko się wyjaśni.

Dziękuję Wam bardzo za tyle komentarzy i oczekiwania. Mam nadzieję, że ktoś to jeszcze będzie czytał.

Pozdrawiam i udanego weekendu życzę :*




        To nie był koszmar. To był jeden z najwspanialszych snów, jakie miała i żałowała, że przyszło jej się z niego obudzić. Była pewna, że między nią a Nathem będzie jak dawniej, a nawet lepiej, ale telefon od Jessici utwierdził ją w przekonaniu, że to była tylko ułuda. Była szczęśliwa, że chociaż jej siostrze się układało. Cóż, przynajmniej na razie. Znając ich pecha, Kathryn jeszcze namiesza, Monika stwierdzi, że jednak nie chce znowu cierpieć, albo… Magda potrząsnęła głową. Popadała w paranoję. Czasami chciała cofnąć się do czasu, kiedy jej wizyta w Anglii miała być krótką, ale wspaniałą przygodą. Kiedy Joe McDovan ją "odkrył" i zaproponował pracę nad teledyskiem One Direction poczuła, że może wszystko. Teraz czuła się bezsilna.
         Przeszła się przez kilka przecznic, ale głowa bolała ją tak, jakby ktoś używał na niej młota pneumatycznego. Nie chciała wracać do domu, a nie wiedząc, co ze sobą zrobić, przysiadła na schodach do klatki wejściowej i zaczęła rozmyślać. Z chęcią udałaby się do Toma, ale teraz, kiedy mieszkali w tym samym budynku, nie mogła uciec do jego mieszkania. Zresztą, od jego gadania najpewniej głowa rozbolałaby ją jeszcze bardziej. Nagle poczuła, że jest tylko jedna osoba, z którą chciałaby teraz porozmawiać. Nie o tym, że miała erotyczny sen z Nathem, który wbrew oczekiwaniom nie okazał się prawdą. O czymkolwiek, byle tylko nie myśleć o problemach sercowych. "Potrzebuję przyjaciela" - wstukała na telefonie i zawahała się przez chwilę zanim kliknęła przycisk "wyślij". Była pewna, że nie odpowie, ale zawsze mogła na niego liczyć i teraz było tak samo. Liam obiecał jej, że przybędzie tak szybko, jak będzie to możliwe. Był jednak w innym mieście, a samolot do Londynu miał odlecieć dopiero za kilka godzin.
         Nagle dziewczyna poczuła, że zbliża się fala mdłości. W ostatniej chwili dobiegła do krzaków, zgięła się w pół i zwymiotowała.
- Fuuuj - powiedziała sama do siebie.
         Czy możliwe było, żeby we śnie zajść w ciążę? I to natychmiastowo? Nastolatka wyciągnęła z torebki chusteczkę i wytarła nią usta. Przeszedł ją zimny dreszcz, a głowa zaczęła pulsować. Mięśnie zaczęły dziwacznie kurczyć się i rozkurczać, jakby miała jakieś konwulsje. Z trudnością złapała torbę i weszła do klatki schodowej. Tego jej jeszcze brakowało - żeby się rozchorowała, gdy kariera Wrednych Zalotek nabiera tempa, a problemy sercowe są wystarczające, by utrudnić życie.
- Przeklęta grypa… - westchnęła dziewczyna i ruszyła w stronę schodów.
         W oddali usłyszała dźwięk syren karetki pogotowia i sama w myślach zażartowała, że pewnie jadą po nią. Niewiele się pomyliła. Sanitariusze wbiegli na klatkę schodową razem z mężczyznami w nieznanych nastolatce uniformach. Słyszała też więcej kroków i głosów. Sąsiedzi wychodzili z mieszkań, ciekawskie gnidy pewnie chciały zobaczyć, że ona tutaj zgina się w pół i próbuje opanować mdłości. Ona, przyszła sławna piosenkarka, była dziewczyna Nathana z The Wanted, do której wzdychali też Liam Payne, Harry Styles, a ostatnio Tony z MKTO… Coś dziwacznego się z nią działo, wirus był poważniejszy niż jej się zdawało.
- Tutaj mamy kolejną! - zawołał jeden z sanitariuszy i dobiegł do nastolatki akurat w odpowiedniej chwili, by złapać jej wijące się w konwulsjach ciało zanim grzmotnęło o posadzkę na klatce schodowej.

*
        
         Monika nie wierzyła, że ma do czynienia z prawdziwym medium, które rozumie jej problemy.
- Kochaniutka. Kojarzysz "Opowieść Wigilijną"? - spytała wróżka Enigma.
- Tak…
- Ogólnie rzecz ujmując, to masz przerąbane. Jestem Duchem Obecnych Świąt Bożego Narodzenia.
- Do świąt jeszcze daleko. Mamy początek listopada - prychnęła Monika.
- Jesteś pewna, jak długo pozostajesz nieprzytomna? Jestem Duchem Obecnych Świąt Bożego Narodzenia.
- Taaa. A ja jestem elfem świątecznym.
- Ja nie żartuję. Zostaniesz nawiedziona oprócz mnie przez kolejne dwa duchy, które pokażą ci przeszłość i przyszłość.
- Przeszłość znam, przyszłości znać nie chcę, a to, co się tutaj odbywa… - Monika złapała się za głowę i odetchnęła ciężko. - … to na pewno nie jest moja teraźniejszość.
- Alternatywna teraźniejszość. Tak mogłoby się stać, gdyby twoja siostra w przyszłości dokonała innego wyboru.
- Chcesz powiedzieć, że gdyby Madzia nie zakochała się w Nathanie tylko w Liamie, to ja byłabym teraz dziewczyną Toma?
- Konkretniej rzecz biorąc, szczęśliwą dziewczyną. Jakkolwiek dziwnie to brzmi.
         Enigma, poczochrana i ekstrawagancka wróżka, odłożyła fajkę wodną i ominęła ladę, by stanąć twarzą w twarz z Moniką.
- Twoje życie przesycone jest złymi wyborami. Trzeba ci było uświadomić, jak by to było, gdybyś dokonała dobrych.
- Karolina stwierdziła, że nie kocham Toma…
- Bo to się dzieje w twojej głowie. Twoja świadomość nadal ma w pamięci dawne miłości, a w szczególności tą najświeższą, Joela.
         Jeśli Monika miała wątpliwości, czy Enigma wie, o czym mówi, w tym momencie wróżka dała jej do zrozumienia, że jest prawdziwym jasnowidzem, jakkolwiek niepokojąca była ta myśl.
- Czyli to wszystko sen, tak? Te duchy nawiedziły Scrooge'a we śnie, więc ja śnię?
- Nie śnisz, ale jest to coś pomiędzy jawą a snem.
- Halucynacja?
- To nieistotne, choć radzę ci zrezygnować z alkoholu i marihuany.
- Hej! Alkohol piję okazyjnie, a marihuanę podała mi ta świrnięta nauczycielka Madzi!
- Cały czas te złe wybory… Gdybyście nie zaprosili jej na osiemnastkę Madzi, do niczego by nie doszło, a Kathryn nie zdążyłaby cię znienawidzić…
- CO?! - oczy Moniki wyszły z orbit. Nie pamiętała, co się wtedy działo, ale Enigma miała najwyraźniej rozszerzoną wiedzę na ten temat.
- Zadzwoniła na telefon Joela, a ty przez bitą godzinę opowiadałaś jej, jaki świetny z niego chłopak. Nic dziwnego, że później w Vegas sabotowała wasz związek, chciała się zemścić.
- Byłabym zaskoczona, ale Tom z mojej rzeczywistości już mnie oświecił w tej kwestii - westchnęła rudowłosa.
- To jasne, że mówię ci to, co już wiesz. Jestem tylko wytworem twojej podświadomości, a nie jasnowidzem, który objawia ci prawdę. Moim zadaniem było pokazać ci, jak wyglądałby twój świat, gdybyś podejmowała lepsze decyzje.
- Zamieniam się w słuch.
         Monika opadła na zakurzony fotel, który stał za nią, a Enigma roześmiała się teatralnie.
- Nie mamy aż tyle czasu, ale spróbuję. Zacznę od twojego przyjazdu do Anglii. Miało być kilka dni, tak? I tak by się stało, gdybyś nie uciekła taksówkarzowi bez płacenia. Kolejna zła decyzja? Wpychanie wsuwki do angielskiego gniazdka. Kolejna? Decyzja o swataniu siostry. Gdybyś tak zaciekle nie pchała Maggie w ramiona Liama, mogłaby sama zapałać do niego uczuciem i nie skończyłabyś tak marnie.
- Skończyłam marnie? Właśnie pogodziłam się z Joelem, zanim… zanim…
- Bla, bla, bla. Pogodziłaś się, ale kiedy Tom powiedział ci, że twój ukochany nie uwierzył w ciebie, bo cię kocha, tylko dlatego, że dostał na tacy dowód, zwątpiłaś. Byłaś załamana. Znowu. Choć, oczywiście jak to ty, nie chciałaś się do tego przyznać. W gruncie rzeczy zazdrościsz przyjaciółkom. Mają sławnych chłopaków, ale o wiele mniej skomplikowane życie. A to bardzo źle zazdrościć innym, szczególnie przyjaciołom. Mam kontynuować wymienianie, czy masz dosyć?
- Kontynuuj.
- Gdybyś nie bawiła się wojnę swatów, nie zakochałabyś się w Jayu. Nie złamałby ci serca, więc nie wprowadziłabyś się do kamienicy, nie była swatana przez kierowcę Boba, nie poznała Joela i nie sparzyła się po raz kolejny.
- Tak. Byłabym z Tomem i żarła chilli con carne. A Kelsey miałaby złamane serce.
- Kelsey byłaby z Jayem, zawsze do siebie pasowali. Wszystkich spotkałoby szczęśliwe zakończenie.
- Szczęśliwe zakończenie zależy od moich złych decyzji? Wszystko to moja wina, tak?
- Zgadza się.
- Jak na moją podświadomość, strasznie złośliwa jesteś. Kiedy się obudzę?
         Enigma spojrzała na zegarek, ale chyba tylko zwyczajowo, bo ułamek sekundy, który na to poświęciła nie pozwoliłby jej zweryfikować godziny na dziwacznym "odwróconym" czasomierzu.
- Nie wiem. Nieprędko - westchnęła.
- Co to znaczy? Czy ja… umarłam? Zaraz… Nie całkiem pamiętam, co się działo zanim obudziłam się w łóżku z Tomem. Czy to znaczy, że…? - Spanikowana Monika rozejrzała się wokoło rozbieganym wzrokiem.
- Żyjesz, już nie panikuj. - Enigma machnęła ręką. - I przypomnisz sobie, co zaszło, kiedy przyjdzie na to pora.
- A kiedy będzie ta pora? Ta rzeczywistość mi się nie podoba.
- Mimo iż wydajesz kolejną książkę?
- Mimo tego. To nie jest moje życie i nie chcę, żeby tak wyglądało.
         Enigma uśmiechnęła się złowieszczo.
- W takim razie… co powiesz na to? - spytała, pstrykając w palce, a rudowłosa poczuła, jak jakaś siła zasysa ją w dół.
         Była przekonana, że zaraz obudzi się z dziwacznego snu, a uczucie spadania ustanie, ale nic takiego nie miało miejsca. Wylądowała dość boleśnie na betonowym podłożu i uderzyła w coś wargą, która momentalnie zaczęła piec. Ból wydawał się znajomy.
         Dziwny stukot kół urwał się tuż przy niej i poczuła, że ktoś kładzie jej rękę na ramieniu.
- Krzyczałem, że masz trzymać równowagę!
         Monika zamrugała kilka razy oczami. Czuła ból, ale halucynacje, których doświadczała bardziej ją martwiły. Miała przed sobą Adama sprzed lat, kiedy jeszcze byli parą. Na głowie miał śmiesznego irokeza rozjaśnionego na brudny blond, kilka pryszczy zdobiło jego czoło i brodę, a w ręku trzymał deskorolkę.
- Na litość boską, czy ktoś z was gamonie ma plaster albo chociaż chusteczkę?!
         Kilku kolegów w oddali pokręciło głowami. Monika pamiętała tę paczkę. Imiona zlewały się teraz w odmętach jej pamięci, ale twarze były świeże, jakby po raz ostatni widziała je wczoraj.
         Adam zaczął szperać po kieszeniach. W jednej najwyraźniej znalazł paczkę chusteczek, bo westchnął z ulgą, drżącymi rękoma wyciągnął ją z paczki i przycisnął do wargi dziewczyny.
- Na razie wystarczy, ale potrzebna nam woda utleniona. Halo! Mamy ranną! - wołał na całe gardło.
- Nic mi nie jest, to tylko przecięta warga - zapewniła Monika.
         Wspomnienie wydawało się tak rzeczywiste… Adam uczył ją jeździć na deskorolce, ale już w pierwszym dniu chciała się brawurowo popisać i przewróciła się, uderzając twarzą w sprzęt, nad którym miała panować. Rozcięła sobie wargę, Adam zrobił wiele hałasu o nic, bo okazało się, że to tylko zwykłe przecięcie. Do teraz jednak pozostała jej blizna w kąciku ust.
         Rudowłosa popatrzyła na swojego byłego chłopaka z rozbawieniem. Nie było śladu po przystojniaku, który został menedżerem Wrednych Zalotek. Adam sprzed kilku lat był przeciętnym chłopakiem z dziwaczną fryzurą i problemami z cerą. Kilka dni po wydarzeniu z deskorolką wsiądzie do pociągu do Gdańska bez pożegnania i zostawi ją, na wiele miesięcy pogrążoną w apatii, wątpiącą w miłość.
- Przepraszam… - mówił spanikowanym głosem, wycierając krew, która sączyła się z rozciętej wargi Moniki. Metaliczny posmak w ustach przywoływał wspomnienia, jakby na nowo przeżywała ten dzień.
- W porządku. Zostanie tylko mała blizna. - Dziewczyna machnęła ręką. Skoro znajdowała się w jakiejś alternatywnej rzeczywistości, zamierzała bawić się chwilą.
- Nie będzie śladu. Do wesela się zagoi - zapewniał Adam.
- Naszego wesela? - prychnęła Monika.
- A dlaczego nie?
- Przykro mi to mówić, ale blizna zostanie. Prawie niewidoczna, ale jednak.
- Skąd możesz to wiedzieć? Dla pewności pojedziemy do lekarza, trzeba to zdezynfekować i…
- Ostatnio nie pojechaliśmy i jakoś przeżyłam.
- Jak to ostatnio?
         Monika wzruszyła ramionami. Ostatnio znaczyło w przeszłości, kiedy to wydarzenie rzeczywiście miało miejsce. Nie była pewna, w jaki sposób wpływa teraz na ten rozwój wypadków i czy w ogóle na niego wpływa. Nie odpowiedziała nic na pytanie Adama, a on spanikował jeszcze bardziej.
- Przepraszam, Monia. Powinienem był bardziej uważać. Za mocno uderzyłaś się w głowę. Zawiozę cię do lekarza.
- Czym? Deskorolką?
- No to cię zaniosę, chodź.
- To mam iść, czy mnie zaniesiesz?
- Zachowujesz się dziwniej niż zwykle…
- Cóż, po prostu wiem, że inne rzeczy bolą bardziej niż rozcięta warga.
- Złamane żebro boli jak cholera - zachichotał Adam.
- Taaa… żebro Adama.
         Adam zmarszczył brwi i zmierzył swoją dziewczynę.
- Naprawdę nic ci nie jest?
- Naprawdę.
- Powiem chłopakom, że już wracamy - oświadczył Adam i oddalił się w kierunku kumpli.
         Monika wytarła krew i podskoczyła jak oparzona, kiedy na ramieniu poczuła rękę. Podniosła wzrok i ujrzała wróżkę Enigmę.
- Za trzy dni Adam wsiądzie w pociąg - oznajmiła.
- Wiem, pamiętam to dość dobrze.
- A wiesz, dlaczego to zrobi? - Rudowłosa spojrzała na chłopaka i wzruszyła ramionami. - Pamiętasz, jak twój ojciec zareagował, kiedy zobaczył cię na progu całą zalaną krwią?
- Tak… A co to ma do rzeczy?
- Pomyślał, że Adam cię uderzył. Opowiedziałaś prawdziwą wersję historii, że tylko uczył cię jeździć na deskorolce…
- … a taka powiedział, że to nieodpowiedzialny darmozjad, przez którego w końcu zginę. Pamiętam. Ale jaki to ma związek z faktem, że mnie zostawił bez pożegnania? - spytała zszokowana dziewczyna i w momencie wypowiedzenia tych słów coś ją tknęło. - Czy… czy Adam wyjechał, bo mój tata mu kazał?
         Tym razem to Enigma wzruszyła ramionami.
- Nie wiem, ty mi powiedz. Mógł to zrobić? Czy nadopiekuńczy ojciec mógł się przestraszyć, że jego córce stanie się coś złego i kazać jej nieodpowiedzialnemu chłopakowi zostawić ją w spokoju? Czy ten chłopak mógł wtedy wyjechać do innego miasta, by jej nie widywać?
         Monika była skołowana. W oddali Adam i jego koledzy zatrzymali się w miejscu jak stopklatka w filmie.
- Nie… to nie może być prawda… - powiedziała dziewczyna po chwili milczenia. - Nie wyjechałby bez pożegnania. Zerwałby ze mną, powiedział, że mój tata go nie aprobuje… Powiedziałby cokolwiek.
- Jesteś pewna? A może nie chciał, żebyś znienawidziła ojca? - drążyła Enigma.
- Był indywidualistą. Nikt nie przekonałby go do postąpienia wbrew sobie… - tłumaczyła Monika.
- Skoro tak uważasz - westchnęła Enigma.
- O co ci chodzi?! Próbujesz zasiać we mnie jakieś ziarno niepewności? Teraz, kiedy układa mi się z Joelem, usiłujesz pokazać mi, że Adam nie zostawił mnie z własnej woli? Że mnie kochał i chciał tego, co dla mnie najlepsze? Dlatego posłuchał mojego taty i wyjechał? Żeby dać mi szansę? O to ci chodzi?! - wykrzyczała w złości dziewczyna.
- To ty powiedziałaś moja droga. Jeśli jakieś ziarno zostało zasiane to tylko i wyłącznie przez ciebie. Ja istnieje bowiem tylko w twojej głowie. Jestem tobą, jestem w twojej głowie. Tylko w twojej głowie.
- To dlaczego, u licha, nie mogę się obudzić z tego koszmaru?!
- Bo zapadłaś w śpiączkę, moja droga.

- ŻE W CO ZAPADŁAM?!

__________________________________________________________




Blog List