środa, 31 lipca 2013

Rozdział 12 - "Jay"

It's #WantedWednesday! :) A co za tym idzie... kolejny rozdział dla Was. Tym razem dedykuję go  użytkowniczce GabaRushers, bo jej komentarz bardzo mnie rozbawił oraz użytkowniczce Ola Love, która o mnie nie zapomniała, tak jak ja nie zapomniałam o niej :)

Dziękuję jednakże za wszystkie komentarze, naprawdę cieszę się, że to, co robię, nie jest bezcelowe. Niestety dziś nie mogę zrewanżować się w komentowaniu, gdyż strasznie zamula mi komputer, nie wiem, czy to sprawka tego starego sprzętu, czy burzy, ale dodawanie komentarza trwa wieki, a przeważnie wyskakuje mi komunikat, że strona nie odpowiada i tak produkuję się na darmo. Tak więc tradycyjnie do soboty dodam komentarze u Was, obyście się nie gniewały.

Znowu wyszło długo, a chciałam się streszczać. No cóż... Taki los.

Pozdrawiam serdecznie :*

PS. Nazwisko dziewczyn padło raz, ale będzie o tym jeszcze wspomniane za ok. 10 rozdziałów :)
         "Nieobecność powoduje, że serce traci na wadze."
Jonathan Carroll ("Poza ciszą")
            Drapał się po lokowanych włosach i próbował przetworzyć informacje, które właśnie potokiem wypłynęły z ust Natha. Byli w salonie jego od niedawna pustego mieszkania. W progu nadal stała walizka Beniaminka, która nabierała mocy prawnej i czekała aż ktoś się nią zaopiekuje i wypakuje z niej rzeczy. Jay nie miał pojęcia, co odpowiedzieć przyjacielowi, dlatego ucieszyło go, że był z nimi Tom.
- Nic nie rozumiem - oświadczył bezceremonialnie Parker, wrzucając sobie do ust garść popcornu. - Zabierasz Meggs na romantyczny weekend na Barbadosie, a w Internecie pojawiają się twoje zdjęcia z Dionne... oględnie mówiąc "w akcji".
         Parker zakreślił w powietrzu cudzysłów i wypuścił powietrze z płuc. Obaj z Jayem nie potrafili zrozumieć sytuacji, którą próbował im przybliżyć Nathan.
- Powiem jeszcze raz w wielkim skrócie - westchnął Młody. - Zadzwonił do mnie menedżer, który nadal chciał poruszać temat mnie będącego w związku. Paplał, że ma rozwiązanie, ale tylko skomplikował mi życie.
- To nie on całował się z Dionne i dał się przyłapać paparazzim - wtrącił Tom, a Nath rzucił mu mordercze spojrzenie.
- Ta wariatka się na mnie zasadziła!
- Tak, podpłynęła do ciebie jak syrena i wbrew woli pocałowała - prychnął Parker. - Powinienem ci złoić dupę za to, co zrobiłeś Maggie!
- Kiedy ja nic nie zrobiłem! Nie z własnej woli!
- No to jak w końcu było? - Jay nie wytrzymał.
         Wcześniej przeglądał strony plotkarskie z nudów i natrafił na kompromitujące jego przyjaciela zdjęcia, które jasno świadczyły o tym, że mimo iż pojechał na Barbados ze swoją dziewczyną, przyłapano go na migdaleniu się z inną.
- Nie kryłem się z tym, że mam dziewczynę. Nawet wpisy na twitterze jasno świadczyły o fakcie, że jestem zakochany. Zdaniem Scootera groziło to dobremu wizerunkowi zespołu i wskaźnikom sprzedaży. Wpadł więc na chytry plan zainscenizowania mojego rzekomego związku z Dionne, tylko po to, by go szybko i zakończyć i oficjalnie znów być singlem. Miałem się z nią spotkać i upozorować publiczne zerwanie przy paparazzich. Ale zamiast tego ona...
- ... pocałowała cię - dokończył za przyjaciela Loczek. - Przerąbane. A co na to Meggs?
- Zacznę od tego, że powinienem był ją wtajemniczyć w ten jakże głupi plan. Ale myślałem, że rozwiążę wszystkie problemy bez zawracania jej głowy.
- Myślałeś, że upozorowane zerwanie z upozorowaną dziewczyną rozwiąże twoje problemy? - Tom uderzył się otwartą dłonią w czoło. - Idiota!
- I teraz to wiem. Co prawda Meggs mi uwierzyła, ale... Jezu, gdybyście widzieli jej minę, kiedy oświadczyłem jej, że musimy lecieć do Anglii osobno.
- Debil - podsumował wszystko Tom. - Dobrze, że chociaż nie widziała, jak się migdalicie.
         Nath nerwowo potarł kark, a Jay wywrócił teatralnie oczami.
- Widziała, tak? - zapytał, a jego przyjaciel smętnie spuścił głowę i ukrył twarz w dłoniach.
- Nie chciałem jej budzić, była zmęczona. Poszedłem na plażę sam, a tam była Dionne. Tylko że jej plan był zupełnie inny niż plan naszego menedżera. Ona chce się chyba wylansować.
         Tom odsunął od siebie michę z popcornem.
- Straciłem apetyt.
- Znowu to robisz. Prawie wszystko zżarłeś!
- Prawie robi dużą różnicę!
- Przestańcie się kłócić! - krzyknął Jay, widząc sprzeczkę przyjaciół. - Ta sprawa już i tak sama w sobie jest beznadziejna. Cóż, przynajmniej z tobą Meggs nie zerwała.
- Przykro mi, Jay. Zapomniałem, że masz swoje problemy, a zawalam cię swoimi.
- Niepotrzebnie. Przynajmniej ty bądź szczęśliwy za nas obu. Monika zapadła się pod ziemię, nie odbiera moich telefonów, a Nareesha nie chce puścić pary, gdzie się zatrzymała, mimo iż na pewno wie. Powinieneś przycisnąć Maggie i się dowiedzieć. Mógłbyś użyć jej telefonu i...
         Oczy Jaya nagle pojaśniały nowym blaskiem, ale przyjaciel popukał się palcem w czoło, by odwieźć go od tego pomysłu.
- Nie mogę doszczętnie zniszczyć resztek zaufania, które ma do mnie moja dziewczyna.
- Ech, wiem. - Jay westchnął ciężko i przysiadł obok Toma, mimo iż wcześniej krążył po pokoju, jakby chciał wywiercić dziurę w ziemi. - Chyba jedynym sposobem jest wynajęcie prywatnego detektywa.
- I zabójcy - dodał Nath.
         Loczek spojrzał na niego zszokowany.
- A na co mi zabójca?
- Nie tobie, mi. - Nathan machnął ręką. - Do zlikwidowania moich problemów.
         Tom się roześmiał.
- Dionne to tylko wrzód na tyłku. Napisz na twitterze, że z wami koniec i będzie koniec, przynajmniej w oczach fanek.
- To nie takie proste. Czyny bardziej przemawiają niż słowa.
- No to trzeba było pindzie nos rozkwasić, a nie się z nią w wodzie moczyć! - warknął ze złością Tom. - I jeszcze pozwalać, żeby Maggie wszystko widziała.
- Wiem - westchnął Nath. - Ale bądź co bądź przyjaźniłem się z Dionne. Nie chciałem jej ośmieszyć.
- I teraz ty wyszedłeś na debila - podsumował wszystko Parker. - Przynajmniej nie ty jeden, bo Jaybird zgubił metr siedemdziesiąt żywego mięsa ze złośliwym usposobieniem.
         Loczek się uniósł.
- Mówisz o mojej dziewczynie!
- Cóż, jeśli dobrze się orientuję, to o byłej. Fakt, że wygrywa z tobą w zabawie w chowanego jasno świadczy o tym, że...
- Że jestem idiotą, wiem - westchnął Jay. - Nawet mi się nie chce ci przywalić.
- I dobrze, bo nie masz powodu. Jesteś młody, przystojny i sławny. Na twoim miejscu cieszyłbym się, gdybym zrzucił zbędny balast. Teraz możesz się wreszcie wyszaleć.
- Jeśli kiedykolwiek powiesz o Maggie jak o balaście, przysięgam, że... - zaczął Nath, ale Tom spojrzał na niego z politowaniem.
- Nie dałbyś mi rady, ale możesz być spokojny. Tylko o byłych wypowiadam się niepochlebnie. Gdybyście słyszeli, jaką wiązankę puściłem pod adresem Michelle...
- Ale nam tego oszczędź - polecił Jay, ciskając gromy z oczu. - Kiedy zejdę się z Moniką, będzie ci głupio.
         Tom roześmiał się, ale Loczek nie potrafił ocenić, czy chodzi o fakt, że będzie mu głupio, czy o poddanie w wątpliwość ewentualnego zejścia się jego z Brukselką. Parker postanowił wyprowadzić go z błędu.
- Słuchaj - powiedział, przysuwając się do przyjaciela i obejmując go ramieniem. - Głupi jest ten, który goni za Brukselką, podczas gdy na świecie tyle pysznego mięsa. Jutro idziesz na tę imprezę organizowaną przez tych... no... z tej tam... organizacji Dla Ludzi, Którzy Z Własnej Woli Decydują Się Zrezygnować Z Potraw Mięsnych.
         Jay potarł swoją twarzy, bo nie miał pojęcia, co na to odpowiedzieć.
- Masz na myśli… wegetarian? - podpowiedział kumplowi Nath. Parker nie zdążył odpowiedzieć, bo drzwi trzasnęły i do towarzystwa dołączyli Max z Sivą.
- Parker, skończ z tymi metaforami - oznajmił od progu George. - Po pierwsze gadasz od rzeczy, a po drugie słychać cię już z klatki schodowej. No i on jest zakochany, więc nie radź mu rzucać się w wir romansów, tylko walczyć o miłość.
- Dobra, już nic nie mówię. Choć rady, które dawałem Meggs...
- Wszyscy wiemy, że były świetne - westchnął poirytowany Nath.
- A oto i nasz antybohater. - Siva podszedł do Młodego i spojrzał na niego z dezaprobatą. - Chcesz nam coś powiedzieć?
         Nath w skrócie przybliżył przybyłym historię i wszyscy zgodnie stwierdzili, że jest ona nie za ciekawa.
- A ja nie rozumiem, po co aranżować to zerwanie z Dionne? W ogóle bez sensu. - Siva wzruszył ramionami.
- Chodzi o to, że fanki wiedzą, że Nath jest w związku, więc dobrym pomysłem byłoby podsunięcie im na tacy fikcyjnego związku i szybkie jego zakończenie, a kontynuowanie prawdziwego w tajemnicy, która nie narazi zespołu na żadne straty - wyjaśnił na bezdechu Jay, a Max spojrzał na niego zszokowany.
- Czy czasem to nie był twój pomysł?
- Nie. Po prostu rozumiem, że mogłoby to mieć swoje plusy. Gdyby było inaczej zrealizowane.
- No, patrz! Zupełnie jak twój związek z Brukselką - zachichotał Tom, a Jay rzucił w jego stronę tak lodowate spojrzenie, że się zamknął.
- Ale ty i Meggs jesteście razem, tak? - dopytywał Siva, a Nath pokiwał głową żywiołowo.
- Oczywiście!
- Wyrozumiała dziewczyna. Ja bym cię po takim wyskoku pogonił jak Monica Jaya - oświadczył Max.
         Jay zmiażdżył swoją twarz dłońmi, przez co wyglądał jak pomarszczony buldog. Nie miał pojęcia, co zrobić. Nath również wpakował się w kłopoty, ale nadal mógł się pochwalić posiadaniem wyrozumiałej dziewczyny. A co miał on?
- Nie rób takiej miny zbitego szczeniaczka. - Max wyrwał go z rozmyślań. - To twoja wina, że Monica przed tobą uciekła. Najpierw się do niej nie odzywałeś dwa tygodnie, bo "zapomniałeś", a potem pojawiłeś się u niej pijany i chciałeś bardzo po męsku "wziąć to, co ci się należy". Jak jakiś jaskiniowiec. Że już o tekście o amerykańskich fankach nie wspomnę.
         Loczek uniósł wzrok i spojrzał na przyjaciół, którzy kiwali głowami na słuszne słowa Maxa. Był idiotą, był to fakt niemalże potwierdzony naukowo. Swój poprzedni związek zakończył przed wstąpieniem do zespołu, twierdząc, że nie będzie to miało sensu. Wydawało mu się, że kochał tamtą dziewczynę, ale zbyt łatwo przyszło mu pożegnanie się z nią. Za to teraz... Czuł, jakby ktoś z premedytacją wyrwał mu nie tylko serce, ale i wszystkie wnętrzności, pozostawiając go pustym i bezużytecznym. Bez Moniki był nikim i nic nie było w stanie zapełnić tej pustki.
- Czyżbym widział wyrzuty sumienia? - zaintrygował się Siva, pochylając się nad kumplem.
- Tak, to jest skruszony Jay - westchnął McGuiness.
- Dlaczego mówisz o sobie w trzeciej osobie? - zdziwił się Tom.
- Z tobą nie gadam.
- Acha. To oglądamy "Drogę Rozpaczy 3"?
         Tom po raz kolejny chwycił się ostatniej deski ratunku i próbował przekonać kompanów do obejrzenia horroru, którego wcześniej nie chcieli widzieć. Teraz jednak zgodnie stwierdzili, że banicja, na którą Monika zesłała Jaya i związek w ukryciu, który miał prowadzić Nath zasługują na powzięcie nietypowych środków. Zasiedli z piwem przed telewizorem i obserwowali akcję na ekranie.
         W tej chwili Jay wiele dałby, żeby znaleźć się w horrorze, którzy przeżywali bohaterowie filmu, bo jego prywatny horror, który przeżywał we własnym sercu był o wiele gorszy. Zdawał sobie sprawę, że to tylko i wyłącznie jego wina, ale naprostowanie spraw wydawało się o wiele trudniejsze, szczególnie że wybranka serca znikła jak kamfora i najwyraźniej nie chciała być odnaleziona.
         Chłopaki zmyli się dość późno po wspólnej popijawie, która miała zatopić smutki niektórych z nich i zrelaksować pozostałych, którym wiodło się lepiej. W tej chwili Jay zazdrościł Sivie i Tomowi. Ich związki miały zupełnie inną dynamikę, ale wiele by dał, żeby i jemu ułożyło się tak jak któremukolwiek z nich.
         Tego dnia miał wybrać się na dobroczynną akcję organizacji PETA, dla której zaprojektował koszulkę, która miała zostać zlicytowana. Po raz kolejny miał pojawić się na jakiejś oficjalnej mini-gali jako singiel i mimo iż podobno dobrze robiło to dla zespołu, on czuł pustkę. Włożył na siebie niezbyt dopasowaną marynarkę i koszulę, która kolorem znacznie odbiegała od modowych kanonów, które obowiązywały na salonach. Był w tym kiepski, moda nie była jego broszką, ale przecież nie oceniało się książki po okładce. Zrezygnował z golenia. Monika zawsze narzekała, że jego broda ją kłuje i podczas ich krótkiego związku zawsze robił wszystko, żeby jej się podobać, ale teraz nie miał ku temu żadnych powodów.
- Wyglądasz jak żul - podsumował go Nathan.
         Loczek spojrzał na niego smutnym wzrokiem. Zupełnie zapomniał, że Młody u niego nocował, pili jeden do drugiego i roztkliwiali się nad beznadziejnością swojego życia. Cieszył się jednak, że nie jest sam, mimo iż nazwanie go mianem "żula" nie było zbyt pokrzepiające.
- Dziękuję - odpowiedział. - Lepiej nie będzie.
         Zawiązał muchę na szyi i przejrzał się w lustrze. Rzeczywiście nie było najlepiej. Wyglądało jakby ktoś zgarnął żebraka z ulicy i na siłę wcisnął na niego garnitur z lumpeksu. Uśmiechnął się gorzko.
         Nath zapytał, czy może u niego zostać przez jakiś czas, dopóki sprawa z Dionne nie ucichnie i Loczek zgodził się bez wahania. Potrzebował teraz przyjaciela. Zresztą, nawet jemu zazdrościł, bo problemy, które go martwiły, rozmiarem nie dosięgały do pięt kolosowi, który zagradzał drogę do szczęścia jemu.
- Poradzisz sobie sam? - zapytał Jay, aby oddalić od siebie nieprzyjemne myśli.
- Tak. Nie chcę iść z tobą jako osoba towarzysząca. Ostatnie czego potrzebuję to plotki o mojej orientacji seksualnej.
         Loczek uśmiechnął się i wyszedł. Przypomniał sobie bal przebierańców, na którym on i Nath się upili. Mieli wtedy głosować na najlepsze stroje i Młody zagłosował na niego dopisując, że jest najseksowniejszy na sali i wali do niego jak w dym, gdy jego poczynania heteroseksualne spełzną na niczym. Cóż, teraz jak nigdy wcześniej ta pijacka przepowiednia mogła okazać się jedyną deską ratunku.
         Zajechał na galę w totalnym otępieniu wspomnieniami. Wszystko przypominało mu o Monice i fakcie, jakim jest idiotą, więc ostatecznie wyłączył myśli i dał się sfotografować reporterom. Rozmawiał z kilkoma znajomymi twarzami, poznał kilka osób i ruszył w stronę bufetu, by zająć ręce czymś procentowym i dalej oddawać się zajmującej czynności niemyślenia. Niestety na stole mógł uraczyć się tylko wegetariańskimi przekąskami. Jedną z nich stanowiły brukselki nadziane na wykałaczki z niewielkimi dodatkami czegoś, czego nie potrafił nazwać ani przypisać do określonej kategorii. Z pewnością były to jakieś warzywa, które z okrągłą brukselką tworzyły coś na kształt uśmiechniętej buzi, która wgapiała się w niego przenikliwie.
- O, ironio - westchnął pod nosem, podnosząc jedną z wykałaczek na wysokość wzroku. Nie zamierzał jej jeść, w tej chwili wydawało mu się to barbarzyństwem. Odłożył przekąskę.
- Nie lubisz brukselek? - usłyszał tuż obok siebie i spojrzał na dziewczynę, z której ust wydobywał się ten głos.
- Do niedawna uwielbiałem - przyznał zgodnie z prawdą, a ona się do niego uśmiechnęła.
- Przepraszam, że jestem taka natrętna, ale... jestem twoją wielką fanką. Czy mogłabym zrobić sobie z tobą zdjęcie?
         Skinął głową i ponownie dał się sfotografować, a widząc, że szczuplutka dziewczyna ma kłopoty ze zmieszczeniem ich w kadr aparatu w swoim telefonie, sam przejął sprzęt i z wyciągniętej ręki pstryknął fotkę.
         Uśmiechnęła się do niego i odwzajemnił ten uśmiech.
- Wolontariuszka? - spytał, głową wskazując na jej koszulkę, która jasno klasyfikowała ją do kategorii zwykłych, szarych ludzi.
- Tak! - przyznała podekscytowana, że się zainteresował.
         Wyglądała, jakby do ust cisnęło jej się o wiele więcej, ale nie potrafiła wydobyć z siebie jakiegoś składnego zdania, więc westchnęła ciężko. Najwyraźniej nie umknęło też jej uwadze, że ma minę, jakby chciał stąd uciec, więc przygryzła wargę i wbiła wzrok w swoje stopy.
- To ja już nie przeszkadzam. Muszę wracać do... do zajęć.
         Jay nie był pewny, czy rzeczywiście miała coś do roboty, ale jej nie zatrzymywał. Teraz jak nigdy bardzo chciał być sam.

sobota, 27 lipca 2013

Rozdział 11 - "Madzia"

Dziewczyny!
W ramach rekompensaty za przerwę w rozdziałach, dodaję kolejny szybciej. Dedykuję go Pats., która nadrobiła wszystkie rozdziały i zostawiała pod nimi komentarze, które poprawiały mi humor. Nie sądziłam bowiem, że ktoś jeszcze zajrzy na starego bloga. Bardzo mi miło, jeśli uda mi się wywołać u Was uśmiech w stronę monitora. Wszystkie komplementy przyjmuję z pokorą i bardzo za nie dziękuję. Jeśli kiedyś wydam książkę (tutaj następuje parsknięcie, szkoda, że nie słyszycie), to oczywiście dam znać xD
Jeśli ktoś się jeszcze gubi w postaciach, zachęcam do odwiedzenia zakładki "Bohaterowie", którą będę uzupełniać.
Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego weekendu :*
Małgosia Duda - zabawne, że o tym wspominasz, myślałam, że McFly nikogo nie interesuje. Otóż pojawi się na pewno Danny Jones, który pomoże Monice w pewnej sprawie, ale nastąpi to dopiero około rozdziału 25. Co do reszty chłopaków jeszcze nie zdecydowałam.



"Przewodnią myślą mego życia jest on. Gdyby wszystko przepadło, a on jeden pozostał, to i ja istniałabym nadal. Ale gdyby wszystko zostało, a on zniknął, wszechświat byłby dla mnie obcy i straszny, nie miałabym z nim po prostu nic wspólnego."
Emily Jane Brontë ("Wichrowe wzgórza")



         Co mógł jeszcze wymyślić? Dorożka? Była. Wynajęte lotnisko? To samo. Bałwan? Tak, sam się ulepił. Lampiony? Spełnił jej marzenia. Chyba jedyną rzeczą, której jej nie podarował była gwiazdka z nieba. Wtedy chyba uleciałaby w kosmos i już nie wróciła. Z Nathem miała dopalacz jak rakieta, czuła się pewna siebie, atrakcyjna, kochana... Była szczęśliwa.

         Romantyczny weekend... Długo zastanawiała się, czy jest gotowa na wszystko, co dla niej zaplanował jej chłopak, ten szalony nudziarz, jakkolwiek paradoksalnie to brzmiało.

- Wow, wybierasz się na rewię mody? - spytała Alicja, jej tymczasowa gospodyni, która właśnie mijała jej pokój ze stertą prania.

- Właściwie to na romantyczny weekend z chłopakiem.

         Nastolatka uśmiechnęła się. Ala była wyjątkowo sympatyczna i w ogóle nie odczuwała różnicy wieku, jaka była między nimi. Traktowała ją jak koleżankę, nie wchodziła w drogę, ale za to zawsze raczyła domowymi obiadkami. Była czarodziejką. Wślizgnęła się do pokoju przez otwarte drzwi i opadła na łóżko w momencie, w którym Madzia zdążyła zaledwie mrugnąć.

         Alicja zmierzyła Madzię wzrokiem. Zamrugała kilka razy spod modnych oprawek okularów. Od kilku lat spotykała się ze swoim narzeczonym, ale nie mieszkali razem, mimo iż często u niej nocował. Uśmiechnęła się, widząc strój młodszej koleżanki. Magda miała na sobie jasnoniebieską sukienkę, dopasowaną do talii i dalej rozszerzaną. Do tego żółty pasek i jasna torebka, ale nadal nie miała pojęcia, co Nath wymyślił.

- Stylowo i dziewczęco - pokiwała Ala z uznaniem. - Ale skoro ma to być weekend, radzę zabrać jeszcze coś na zmianę.

         Nastolatka się zaczerwieniła. Po pierwsze dlatego, że nie pomyślała o ciuchach na zmianę, a po drugie dlatego, że wyobraziła sobie, co przyszło Ali do głowy, kiedy o tym wspomniała. Wygładziła sukienkę dłońmi i zajrzała do szafy, skąd wyciągnęła kolejny zestaw na następny dzień i koszulę nocną.

- Martwi mnie tylko, że moje buty nie pasują do kreacji - westchnęła Madzia, a Ala uniosła w górę palec, który zwiastował jakiś dobry pomysł i zniknęła za drzwiami, by po chwili wrócić z parą ocieplanych, ale eleganckich botków.

- Ta dam! Dla ciebie - oświadczyła bezceremonialnie, wciskając je Madzi do rąk.

- Nie mogę ich przyjąć.

- Ależ możesz! Na mnie są niedobre - stwierdziła kobieta, a nastolatka uśmiechnęła się i uścisnęła ją w geście podziękowania.

- Gdybyś mi tylko pożyczyła jeszcze tę swoją torbę...

         Alicja wywróciła teatralnie oczami i po raz kolejny wyszła z pokoju, by wrócić z torbą, którą pożyczyła młodszej koleżance.

- Czym chata bogata - oznajmiła ze śmiechem. - Ale w zamian muszę wiedzieć, gdzie się wybieracie. W końcu teraz jestem praktycznie twoim opiekunem.

- Właściwie to nie wiem, gdzie. To ma być niespodzianka.

- Niespodzianka? Romantyk?

- Jest Anglikiem, a przyjechał po mnie do Polski i dał ulepić z siebie bałwana, żeby mnie zaskoczyć. On się do tego nie przyzna, ale... tak, to romantyk w każdym calu.

- Diament nie chłopak - zachichotała Ala. - I szczęściarz.

         Do drzwi na dole rozległ się dzwonek, a nastolatce oczy wyszły z orbit, czym dała Alicji do zrozumienia, że jej chłopak przyszedł za wcześnie. Właścicielka domu zobowiązała się zagadać gościa i zeszła na dół.

         Madzia natomiast w pośpiechu wrzuciła ciuchy i kosmetyki do torby i jeszcze raz zerkając w lustro, zbiegła na dół.

- I prawie rozpuścilibyście się w chłodni? - chichotała Ala. - To ci historia!

- Widzę, że szczegóły naszej znajomości już znasz - westchnęła Madzia, podchodząc do Ali, która w najlepsze dyskutowała z Nathem przy szklance soku.

- Niewiele zdradziłem, obiecuję - roześmiał się chłopak i pocałował swoją dziewczynę na przywitanie.

         Zabawne jak czuła się swobodnie w jego towarzystwie, zważając, że podczas pamiętnego zatrzaśnięcia w chłodni zrobiłaby wszystko, żeby zapaść się pod ziemię.

- Przy następnej okazji liczę na szczegóły - nakazała Ala żartobliwie.

         Zakochana para zaczęła zbierać się do wyjścia.

- Och, zapomniałem. Weź paszport - wyszeptał Nath do ucha swojej dziewczyny, a ona zmarszczyła brwi.

- Po co? Czyżbyśmy wybierali się daleko za granicę?

- Tak - odpowiedział enigmatycznie, a ona pobiegła na górę, by wrócić w momencie, w którym Alicja przestrzegała Nathana, że mogą szaleć, ale bez przesady.

         Po chwili wsiadali już do taksówki, która cierpliwie czekała na nich przed domem.

- Nie poznała cię - oświadczyła nastolatka, a chłopak uśmiechnął się szeroko.

- Bo przy tobie mogę wieść życie jak zwykły człowiek.

- Przecież ty nim jesteś!

- Słuszna uwaga.

         Jak się okazało (mimo iż Nath do ostatniej chwili nie chciał puścić pary z ust), zabierał swoją dziewczynę na romantyczny weekend na Barbadosie. Całe The Wanted miało wolne, a że wszyscy mieli swoje sprawy lub problemy, najmłodszy członek zespołu postanowił dla odmiany zadbać o siebie. Ignorował tym samym nakaz menedżera, który kazał mu się nie wychylać, ale nic sobie z tego nie robił. Musiał spędzić z Madzią czas w tym urokliwym miejscu. Próbował do ostatniej chwili ukrywać, jakie jest miejsce ich przeznaczenia, ale zapomniał zatkać jej uszy, kiedy wsiedli na pokład samolotu.

- Barbados wita - zachichotała.

         Nath się naburmuszył.

- To miała być niespodzianka.

- I nadal jest. Jestem ubrana niezbyt stosownie na tamtejsze upały.

- Jakoś temu zaradzimy - oznajmił zalotnie chłopak, pochylając się do niej i składając na jej ustach delikatny i czuły pocałunek, który wywołał dreszcze, które przebiegły wzdłuż kręgosłupa, jeżąc włoski na ciele. - Nie musimy zbyt wiele na siebie zakładać.

         Wcześniej, gdyby rzucił taki tekst zakrztusiłaby się, mimo iż nie miałaby nic w ustach. Teraz uśmiechnęła się zalotnie i zamachała kilka razy długimi rzęsami.

         Prawie całą drogę trzymał ją za rękę i wpatrywał się prosto w jej oczy. Rozmawiali, nadrabiali stracony czas i śmiali się z błahostek.

- Nieco mi głupio, że lecimy na romantyczny weekend na Barbadosie, a moja siostra i Jay... No wiesz.

- Jay jest idiotą, a twoja siostra jest uparta. Jeśli uda im się to przezwyciężyć, może coś jeszcze z nich będzie. Póki co, Siva przegrał zakład z Maxem i Tomem. Obstawiali jak długo ta parka wytrzyma razem.

         Madzia zmarszczyła brwi.

- Czy obstawiali też, ile my ze sobą wytrzymamy?

- Nie, bo nie miałoby to sensu. Będziemy razem na zawsze, a oni nie dożyją tak długo, żeby się o tym przekonać.

         Dziewczyna już zamierzała pocałować chłopaka jako nagrodę za poprawną odpowiedź, ale podeszła do nich stewardessa, która oznajmiła, że uprasza się o zapięcie pasów, bo samolot podchodzi do lądowania. Zapomnieli o całym świecie i nie słyszeli komunikatu. Roześmiali się z tego niedopatrzenia i wykonali polecenie, by powitać Barbados z otwartymi ramionami.

- Zdajesz sobie sprawę, że to nasz drugi raz tutaj? - spytał Nath, łapiąc ją za rękę i dziarsko ruszając przed siebie, nie martwiąc się reporterami, którzy mogliby ich przyłapać.

- Doskonale pamiętam ten pierwszy. Ja zatrzymałam się w pokoju morskim, a ty piętro wyżej w apartamencie.

         Przy ladzie recepcji Nath podał fałszywe nazwisko i przyjął od wyszczerzonej recepcjonistki klucz, by pięć minut później otworzyć przed swoją dziewczyną drzwi do tego samego pokoju, w którym kiedyś spędzili noc w jednym łóżku.

- Tym razem będziemy współlokatorami - oznajmił zmysłowym głosem chłopak i przytulił swoją dziewczynę od tyłu, opierając podbródek na jej ramieniu. - Co ty na to?

- A ja na to jak na lato - odpowiedziała mu po polsku.

- Chyba muszę zacząć uczyć się twojego języka. Teraz masz nade mną sporą przewagę.

- I tak będę miała nad tobą przewagę. - Dziewczyna zachichotała przekornie i wyrwała mu się, by popędzić na balkon.

         Dopadł do niej i spojrzał jej głęboko w oczy. Jego dłoń powędrowała do jej policzka, który pogładził.

- Boże, jaka ty jesteś piękna.

         Zawstydzona zatrzepotała rzęsami, a on wplótł palce w jej włosy, by przyciągnąć jej usta do swoich i złożyć na nich namiętny pocałunek. Przylgnęła do niego całym ciałem i oddawała każde muśnięcie warg i języka. Pragnęła, by trwało to wiecznie. Ciepły wiatr gonił jej długie włosy, które tańczyły wokół ich złączonych twarzy. Było cudownie.

         Do czasu, w którym Nath nie oderwał się od niej i nie założył jej włosów za ucho.

- Przebierz się. Zabieram cię na kolację.

- Teraz? - spytała głosem tak dziwacznym, że sama siebie nie poznała. Było to jak zabieranie jej niebywale pysznego deseru, który zaledwie skosztowała.

- Zaufaj mi.

         Oddalił się w momencie, w którym pochylała się, by umożliwić mu kolejny pocałunek. Zszokowana zamrugała oczami. Weszła z balkonu do pokoju. Na łóżku ujrzała tiulową, zwiewną sukienkę, białą w niebieskie kwiaty i japonki. Nie miała pojęcia, kiedy zdążył to wszystko przygotować, ale postanowiła po raz kolejny mu zaufać i zdjęła swoją kreację, by wymienić ją na coś letniego. Poczuła się o wiele lepiej.

         Był wieczór i temperatura nie dawała się aż tak we znaki, ale fakt, że on był przy niej sprawiał, że skóra paliła, szczególnie w miejscach, których dotykał. Trzymał ją za rękę i szli wzdłuż wybrzeża. Wokoło panowała zupełna cisza, plaża należała tylko do nich.

- Masz ochotę na kąpiel?

- Chyba żartujesz! - prychnęła, ale widząc jego rozbawioną minę, zdała sobie sprawę, że rzeczywiście się zgrywał.

         Dla zabawy pchnęła go lekko w bok i dała mu się dalej prowadzić do miejsca na skałkach, na których wcześniej ktoś przygotował dla nich koc i tajemniczy koszyk.

- Piknik dla mojej księżniczki - oświadczył i wskazał jej miejsce siedzące.

         Wygładziła sukienkę i ułożyła się na kocu najbardziej wygodnie, jak się dało. On w tym czasie uzupełniał ich kieliszki białym winem.

- Za nas - wzniósł toast i podążyła jego tropem, wznosząc swój kieliszek. - Obym zawsze czuł się tak wspaniale jak dzisiaj.

- Za nas - powtórzyła cicho.

         Upili kilka łyków, kiedy chłopak pochylił się w jej stronę.

- To tutaj prawie pocałowałem cię po raz pierwszy - oznajmił. - Tom nam wtedy przerwał.

         Spojrzała na niego rozbawiona, bo doskonale pamiętała tę niezręczną sytuację.

- A teraz możesz mnie pocałować bez "prawie" - powiedziała zalotnie i przygryzła wargę.

- Nie wyobrażam sobie, żebym mógł cię kochać bardziej.

- W takim razie cieszę się, że czujemy to samo.

         Ponownie złączyli wargi, a ona oczyma wyobraźni pofrunęła w kosmos i wróciła z powrotem. Zarzuciła mu ręce na szyję i przyciągnęła go do siebie, ale on delikatnie złapał ją za ramiona i odsunął od siebie.

- Najpierw chciałbym z tobą poważnie porozmawiać.

         Spojrzała na niego zaniepokojona i zatroskana.

- Coś się stało?

- Nieciekawa sytuacja. Chodzi o nas. Nasz menedżer twierdzi, że publiczny związek pozbawia mnie fanek i poprosił mnie, żebyśmy spotykali się w ukryciu.

- I co mu odpowiedziałeś?

         Nath przeczesał włosy dłonią. Sam nie wiedział, jakie rozwiązanie byłoby w tej chwili najbardziej odpowiednie.

- Ja nie chcę ukrywać naszej miłości. Nie wstydzę się ciebie.

- Wiem, Nath. ale skoro tak by było lepiej dla zespołu... Jestem gotowa się ukrywać. W końcu zakazany owoc smakuje lepiej, no nie? - roześmiała się.

- Och, Meggs. Jak ja cię kocham.

         Dziewczyna roześmiała się, kiedy Nath naparł na nią swoimi ustami i zaczął ją całować bez opamiętania. Kieliszek od wina jej się przewrócił i zaplamił koc, ale nie zwracała na to uwagi. Była szczęśliwa i zakochana. Nie liczyło się nic więcej.

- Jesteś głodna? - zapytał nagle Nath, na kilka centymetrów oddalając się od jej warg, kiedy tak bardzo łaknęła więcej pocałunków.

- Nie bardzo - przyznała i wyciągnęła w jego stronę ręce, ale on wstał i podał jej rękę.

- W takim razie wróćmy do pokoju.

- Zaczynamy operację "Miłość w ukryciu" już teraz? - spytała zaintrygowana, a on potrząsnął głową.

- To bardzo romantyczna sceneria jak na nasz pierwszy raz, ale te skały są strasznie niewygodne.

- Popieram.

         Oboje roześmiali się. Ona wzięła koszyk,  a on kieliszki i koc. Szli w milczeniu, pełni oczekiwania i podnieceni zbliżającymi się wydarzeniami.

         Chichotali i wymieniali pocałunki w windzie. W końcu dotarli do drzwi pokoju i znaleźli się w środku. Koszyk i koc wylądowały na ziemi, kiedy Nath zdecydował się wziąć ją w ramiona. Przyciągnął ją do siebie, długo wpatrywał się w oczy, a w końcu złożył na jej ustach delikatny pocałunek, który zostawił ją w oczekiwaniu na więcej. Postanowiła przejąć inicjatywę. Złapała jego twarz w dłonie i delikatnie zębami przygryzła jego dolną wargę, a kiedy jęknął, dając jej znać, że podoba mu się ta nieoczekiwana pieszczota, naparła na niego całym ciałem i pogłębiła pocałunek. Jego dłonie zawędrowały na jej talię i zaczęły rozwiązywać troczki przy sukience. Miała świadomość tego, co się zaraz stanie, ale nie czuła strachu ani zdenerwowania. Była gotowa na swój pierwszy raz.

         I wtedy zadzwonił jego telefon. Zaklął i oderwał się od niej z nieukrywaną irytacją. Wyciągnął przedmiot z tylnej kieszeni i jęknął, tym razem nie z podniecenia, ale z bezsilności.

- Odbierz - poleciła.

- Jesteś pewna?

- Taka praca - zachichotała i założyła włosy za ucho.

         Również nie podobało jej się, że telefon dzwonił w najmniej odpowiednim momencie, ale doskonale rozumiała, że miała za chłopaka znanego piosenkarza. Przysiadła na łóżku i wlała sobie do kieliszka nieco wina, które zaledwie skosztowali na krótkim pikniku. Wypiła je duszkiem, żeby dodać sobie odwagi i ziewnęła. Zegarek wskazywał, że jest dopiero po dziewiątej, ale zmiana czasu dawała jej się we znaki.

         Ułożyła się wygodniej w pozycji półleżącej i obserwowała mijające wskazówki zegara. Nath unosił się w rozmowie z menedżerem, w końcu żeby jej nie denerwować wyszedł na balkon i do jej uszu dobiegał tylko stłumiony podniesiony głos. Przyłożyła głowę do poduszki. Na jej twarzy wykwitł uśmiech, kiedy przypomniała sobie, jak rok temu w tym samym pokoju zatrzymała się z siostrą. Zachwycały się wtedy, że przed nimi był tu Marvin Humes z JLS, Monika kłóciła się z Jayem o to, kto powinien zostać chłopakiem jej siostry, a Liam przysłał jej dziewięćdziesiąt dziewięć róż... Barbados niósł tyle wspomnień, że nie potrafiła ich sobie uporządkować w głowie. Odstawiła kieliszek na szafce nocnej i ziewnęła po raz kolejny.

         Kiedy dziesięć minut później Nath skończył rozmawiać i wszedł do sypialni, zobaczył jak jego dziewczyna śpi. Nie namyślając się długo, przykrył ją cienką muślinową kołdrą i pocałował w czoło.

- Najpiękniejszy widok na świecie - westchnął pod nosem i poszedł do łazienki.

         Romantyczny weekend nie był aż tak romantyczny, jak to sobie wyobrażał. A już na pewno nie po tym, co musiał zrobić następnego dnia...

czwartek, 25 lipca 2013

Rozdział 10 - "Lokatorzy"

Wróciłam!

Pogoda na początku nie była zbyt ciekawa, ale i tak było fajnie. Niestety nie udało mi się wstawić rozdziału, co już naprawiam. Jutro lub najpóźniej w sobotę nadrabiam zaległości u Was.
Pragnę bardzo mocno podziękować wszystkim, którzy skomentowali poprzedni rozdział. Wiele dla mnie znaczy świadectwo, że czytacie i dzielicie się spostrzeżeniami. Mam sporo pomysłów i zapas dalszych szalonych przygód. Niebawem wrócimy do bardziej spójnej formy opowieści, gdzie losy postaci będą się przeplatać. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Pozdrawiam i dziękuję.

"Przeznaczenie zazwyczaj czeka tuż za rogiem. Jakby było kieszonkowcem, dziwką albo sprzedawcą losów na loterię: to jego najczęstsze wcielenia. Do drzwi naszego domu nigdy nie zapuka. Trzeba za nim ruszyć."
Carlos Ruiz Zafón ("Cień wiatru")
           
            Bycie bezrobotną singielką było dla Moniki ciężkie. Karolina i Luiza chodziły na ósmą do pracy w kawiarni na rogu, a ona wychodziła z siebie, by znaleźć sobie jakieś zajęcie. Nie miała weny do pisania. Wszystko, na co było ją stać to "Poemat do beznadziejności płci brzydkiej", który co prawda miał czternaście stron, ale nie wymyśliła w nim nic godnego uwagi poza banalnymi rymowanymi frazesami, które wyrażały jej wściekłość.
         Początek lutego był wyjątkowo ciepły w tym roku, więc rozdziawiła okno, przy którym usiadła z gorącą herbatą, by przeczytać swoje dzieło.
- Beznadzieja - stwierdziła w końcu, ciskając kulkę papieru przez okno, zamiast pofatygować się do śmietnika.
         Dodatkowo samopoczucia nie ułatwiało jej spotkanie lokatorów, na które miała się stawić za dziewczyny. Pracowały do siedemnastej, kiedy to właśnie zaczynała się sąsiedzka narada zarządzona przez Nicka (który zaproponował, by zabrały swoje piwo). Monika próbowała przekonać przyjaciółki, że kawiarnia jest pięć minut drogi stąd, więc najwyżej nieco się spóźnią, ale nie chciały tego słuchać. W gruncie rzeczy Luizie było wszystko jedno, ale Karolina przekonała ją, że jej przyjaciółce przyda się jakaś sprawa do zajęcia myśli.
         Tak więc był piątek, dzień, który nie należał do dni trzeźwości właściciela kamienicy, ale mężczyzna zdecydował się odstawić piwo na jeden wieczór i przekazać lokatorom dobrą wiadomość. Kamienica miała wreszcie zostać wyremontowana, a Monika czuła, że od środka sama potrzebuje renowacji. Szczególnie kiedy jej telefon po raz kolejny zawibrował, a na wyświetlaczu pojawiło się jej wspólne zdjęcie z Jayem.
         Zrobili je sobie po gali People's Choice Awards. Przełożył ją sobie wtedy przez ramię i uciekł od towarzystwa. Pojechali do pokoju hotelowego, ale nic między nimi nie zaszło, bo ona nie chciała się spieszyć.
- Nie będę na ciebie naciskał - powiedział wtedy.
         Znał jej przeszłość z nieudanym związkiem, przez który długo nie mogła się pozbierać. Był taki wyrozumiały, opiekuńczy i czuły. Leżeli razem na hotelowym łóżku i wtuleni w siebie wymieniali pocałunki i uśmiechy. W pewnej chwili on wziął swój telefon, objął ją jeszcze mocniej i z wyciągniętej ręki zrobił zdjęcie, które teraz pozostawało widmem przeszłości.
- Dlaczego McGuinessie pozwoliłeś, by sodówka uderzyła ci do głowy? - rzuciła Monika na wiatr i zamknęła okna, żeby się nie rozłożyć na dobre.
         Żeby nie myśleć o fakcie, że zamiast rozwiązać problemy uciekła od nich, zajęła się wyciąganiem ciuchów z szafy. Tylko jej garderoba została już w niej ulokowana, rzeczy Karoliny i Luizy nadal spoczywały w najciemniejszych odmętach ich walizek. Dziewczyna rozważała ułożenie ich dla nich, ale zdecydowała się z tego zrezygnować. W końcu jej zapędy pedanckie często bywały obiektem śmiechu, kiedy to na przykład w domku nad jeziorem odkurzała odkurzacz (ale to raczej wtedy wynikało z faktu, że była zamyślona i smutna, że musi wrócić do Polski).
         Wygrzebała z szafy strój odpowiedni na okazję "Poznaj Swojego Upierdliwego Sąsiada Zza Ściany" i ułożyła włosy.
         W przeciwieństwie do swojej siostry, przyjaciółki i nowej koleżanki, nigdy nie przykładała wagi do tego, co na siebie wkłada. Najczęściej nosiła się w wąskich dżinsach i koszulkach z zabawnymi napisami lub nadrukami. Pojedyncze epizody, podczas których zdecydowała się odstrzelić jak woźny na dzień nauczyciela sprawiały, że ludziom wokoło opadały koparki, ale ona nie zamierzała robić na nikim wrażenia. Wolała pozostawać niezauważona. Jej niezdarność, nieporadność i fakt, że była w gorącej wodzie kąpana sprawiały, że i tak zwracała na siebie uwagę aż za bardzo. Miała szczerą nadzieję, że i teraz uda jej się przebrnąć przez zebranie lokatorów bez większych przygód.
*
- Wprowadzam się do ciebie na trochę - oświadczył ni z gruchy, ni z pietruchy Ryan, sam sobie otwierając drzwi do mieszkania kumpla, który właśnie brzdąkał na gitarze.
         Piorun witał gościa, machając zaciekle ogonem i sapiąc, jakby właśnie przebiegł kilka mil. Właściciel mieszkania był jednak mniej pozytywnie nastawiony do nowego lokatora.
- A co z twoim stwierdzeniem, że to rudera?
         Joel zszokowanym wzrokiem zmierzył blondyna, który rzucił swoją torbę na łóżko i położył się na nie, jak gdyby po długiej nieobecności wrócił do domu.
- Powiedzmy, że perspektywa twoich domowych obiadków mnie skusiła. - Fletcher wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Nie wątpię, że o to chodzi. Ale śpisz na kanapie, więc się tak nie zapędzaj.
- Dobra, niech będzie. Lepsze to niż zostanie u mnie. Moja mama wpada cały czas, a ja nie mam już sił udawać, że mnie nie ma, kiedy ona stoi pod drzwiami i puka, aż jej pięść ścierpnie - wyjaśnił blondyn.
- Tu nie będziesz miał lepiej. Sąsiadki zza ściany ostro dokładają do pieca.
- Dają się we znaki? - spytał zaintrygowany Ryan. - Ładne chociaż?
- Nie widziałem. Ale jeśli chcesz, będziesz miał okazję je poznać na dzisiejszym spotkaniu lokatorów. Za piętnaście minut. - Joel spojrzał na zegarek, a potem przeniósł wzrok na przyjaciela.
- Jakkolwiek zaintrygowany jestem tym faktem, wolałbym sobie obejrzeć "Gwiezdne Wojny", albo pograć w jakąś grę.
- Skoro chcesz być lokatorem, musisz mieć jakieś obowiązki.
- Och. A dlaczego ty nie możesz iść? Boisz się krwiożerczych lokatorek?
- Nie, ale sądząc z tego, co dzisiaj widziałem, powinienem. Obczaj to.
         Joel schylił się pod łóżko i złapał kulkę papieru, którą wcześniej Monika wyrzuciła przez okno. Rzucił ją przyjacielowi, który zaintrygowany wygładził papier dłonią i odczytał na głos.
- "Do kibla łeb wsadź, sam sobie radź", "Chcesz tylko jednego, to spieprzaj na drzewo", "Wszyscy faceci to świnie, nie spocznę, póki każdy z nich nie zginie, a kobiet męka minie"... - przeczytał wyrywkowo kilka wersów i spojrzał na Joela.
- Teraz oficjalnie jestem zaniepokojony.
- Wiem, jakaś wariatka.
- Chodziło mi raczej o fakt, że masz to w swoim pokoju. Czy ty się do nich włamałeś? Przeszedłeś po schodach pożarowych, tak? - Ryan spojrzał na przyjaciela spode łba i założył sobie ręce na piersiach.
- Nie! Wiatr to przygnał, a że miałem otwarte okno...
- W lutym? - zszokował się dziki lokator.
- Było mi ciepło, nieważne. Ale zaniepokoiło mnie to i nie zamierzam spędzać mojego wolnego dnia na jakimś tam zebraniu lokatorów.
- No dobra, niech ci będzie. Ja zejdę. Gdzie to?
- W siłowni.
- To wy macie tu siłownię?! I ty nie korzystasz?! Człowieku, te chude wiotkie rączki trzeba wzmocnić, bo niedługo gitary na koncercie nie utrzymasz - zakpił Ryan i wyprężył swoje muskuły, na które Joel spojrzał z politowaniem.
- Wolę inny oręż - oświadczył z przekąsem i popukał się w głowę, by dać do zrozumienia, że chodziło mu o rozum. - A siłowni to tu już od dawna nie ma, ale została większa salka, w której mamy się zebrać, żeby obgadać plany remontu.
- Więc będę apelował o przywrócenie siłowni.
- Apeluj i tak nie zabawisz tu za długo.
- Jeśli będziesz mnie bił swoim kijem bejsbolowym... rzeczywiście możesz mieć rację. - Ryan się roześmiał i poderwał z miejsca. - Dobra, idę na to zebranie. Poznaj moje dobre serce.
- Dzięki! - odkrzyknął Joel. - Jeśli jeszcze wyprowadziłbyś Pioruna...
- Nie ma mowy! Ostatnio mi uciekł i straszył ludzi w parku. Zresztą, to wielki pies, który robi duże gó...
- Nie kończ.
- W porządku. Sam go wyprowadź - poradził Ryan.
         Telefon jego przyjaciela zadzwonił, a ten wystartował do niego jak z procy.
- Kochanie? - odezwał się w słuchawkę i blondyn wiedział, że nie ma już do kogo gadać, bo Joel był w swoim świecie.
         Ostentacyjnie trzasnął drzwiami i pogwizdując skierował się schodami na dół.
- Ciasne dżinsy są wrogami schodów - stwierdził sam do siebie, schodząc z czwartego piętra.
         Dotarł do sali, która kiedyś była siłownią jako pierwszy i ogarnął ją wzrokiem. Było to pomieszczenie piwniczne, z niewielkimi okienkami. Wokoło unosił się zapach stęchlizny, więc zaczął szamotać się z zardzewiałą rączką jednego z nich, by wpuścić do środka nieco świeżego powietrza. Z przerażeniem stwierdził, że pociągnął za mocno i uchwyt został mu w dłoni, więc zagwizdał dla niepoznaki i stanął po przeciwległej stronie sali.
         Po sprzętach z siłowni prawie nie było śladu. Pozostał stojak na hantle w rogu, wioślarz i dwa rowerki. Do tego umeblowanie piwnicy stanowiły składane krzesła (których chłopak naliczył osiemnaście) i jedna długa ławka, jakby skradziona ze stadionu. (Ryan znając właściciela kamienicy byłby gotów uwierzyć, że ten rzeczywiście skądś ją buchnął).
         Powoli zaczynali schodzić się lokatorzy. Jakaś starsza parka, koleś z wąsem i alergią, dwójka homoseksualistów, trzymających się za ręce... Kilkoro zwyczajnych facetów z żonami, jeden nastolatek w zastępstwie za rodziców... Nie było aż tak źle. Jedna kobieta przytargała kota, na którego wołała "Aladyn". W końcu przyszedł też Nick, względnie trzeźwy. Stanął przed wszystkimi, krytycznym okiem zmierzył rozwalone okno i odchrząknął.
- Witam lokatorów, tych którzy przyszli w ich zastępstwie i... Audrey, nowy kot? - zwrócił się do kobiety, która pokiwała ochoczo głową i opowiedziała historię o tym, że pałętał się po dachach, więc nazwała go "Aladyn". Wtedy właściciel kamienicy kontynuował. - Zwołałem dzisiaj to podniosłe zebranie, żeby...
         Do pomieszczenia jak burza wpadła spóźniona dziewczyna z rozwianymi włosami, która nogą zahaczyła o postawiony tuż przy schodach zardzewiały rower treningowy i prawie wywinęła orła, ale gościu z wąsem ją podtrzymał, dzięki czemu zachowała twarz.
Wyglądała na zawstydzoną, ale kiedy zauważyła kobietę z kotem jej oczy zamieniły się w małe szparki, jakby zwietrzyła jakiś podstęp.
- Skoro jesteśmy w komplecie, chciałbym prosić o zajęcie miejsc - nakazał Nick, więc rudowłosa musiała odłożyć jakiekolwiek teorie konspiracyjne na później. Zajęła miejsce z boku i ręką zakryła twarz, tak że Ryan nie mógł się jej przyjrzeć.
         Również przysiadł gdzieś w kącie i po kolei obserwował lokatorów, próbując zgadnąć, kto mieszka przez ścianę z Joelem, ale było tak dużo potencjalnych świrusek, że nie potrafił się zdecydować.
         Nick gadał coś o remoncie w kamienicy, planach odbudowy siłowni i innych pierdołach, ale on nie był w stanie się na niczym skupić. W końcu spotkanie dobiegło końca, a Ryan wystrzelił na górę, by uniknąć ewentualnego posądzenia o zniszczenie mienia.
- I czego się dowiedziałeś na zebraniu lokatorów?
- Nie za bardzo słuchałem. Ale doszedłem do konkluzji, że kamienica to rudera, a twoi sąsiedzi są dziwni.
- Witaj w klubie. Nadal chcesz tu zostać? - spytał z rozbawieniem Joel i uniósł w górę jedną brew.
- Właściwie to tak. Sam nie wiem, dlaczego, ale coś mi podpowiada, że wyjdzie mi to na dobre.
         Joel w milczeniu pokiwał głową i wrócił do brzdąkania na gitarze, a jego przyjaciel opadł na łóżko i zamyślił się głęboko.

Blog List