sobota, 28 września 2013

Rozdział 24 - "Madzia i Monika"

Dziękuję Wam za komentarze i za głosy w ankiecie. Wedle moich przewidywań, zainteresowane jesteście najbardziej przygodami miłosnymi i tego na pewno nie zabraknie. Przy okazji proszę Was o głosy w nowej ankiecie, mam nadzieję, że nie zawiedziecie i tym razem :)

Brak mi czasu na więcej słów, choć tak dużo chciałabym napisać. Wybaczcie, że nie skomentowałam jeszcze zaległości u Was, postaram się to zrobić jutro.

Pozdrawiam :*


"Życie ofiarowuje nam zdumiewające możliwości, ale musimy mieć oczy szeroko otwarte, by je dostrzec".
Beth Hoffman ("Lato w Savannah")


         Do eliminacji do konkursu grup wokalnych został tydzień i co prawda pod czujnym okiem Toma Wredne Zalotki stały się o wiele lepsze niż na początku, ale nie można było zapominać o pani Bennett. Dziewczyny nadal snuły teorię spiskową, że nauczycielka została zwolniona przez szurniętą psychofankę Zayna i miały ku temu powody. Denerwowały się, bo poza przeczuciem nie miały żadnych namacalnych dowodów na to, że to blondynka była w całą tę sprawę zamieszana. Całe szczęście, że znalazły zastępstwo, o którym Jessica nie wiedziała. Pomoc Toma była nieoceniona i póki co, nie były na całkiem straconej pozycji.

- Zamierzam przejść przez eliminacje i pokazać tej zołzie, kto tu rządzi. - Irene uderzyła dłonią w szafkę w garażu Alicji, w której narzędzia zagruchotały złowrogo.

         Tom nie mógł tego dnia przyjść na próbę, a je dopadła niemoc i lenistwo i zdecydowały się obmyślić plan zemsty.

- To się nazywa duch walki! - przyklasnęła Monika, która właśnie weszła do pomieszczenia, rozglądając się zaciekawiona. - A więc tu Ala zrobiła wam gniazdko.

- Tak się urządziłyśmy - zaprezentowała Madzia i przedstawiła siostrze swoje koleżanki.

- To ta dziewczyna Jaya? - szepnęła Maja.

- Była.

- Och. W takim razie miło cię poznać.

         Madzia nie mogła powstrzymać śmiechu. Gdyby Monika nadal była dziewczyną Jaya być może porywcza Maja byłaby gotowa wydrapać jej oczy, gdyż kędzierzawy chłopak był jej ulubieńcem, którym była zauroczona. Na szczęście obyło się bez rękoczynów. Dziewczyny wysłuchiwały historii miłości Madzi słowami Moniki, które zawierały niektóre szczegóły, które Madzia opuszczała lub celowo cenzurowała.

- I tak po prostu wpadłaś w odwiedziny? - spytała Madzia, patrząc na siostrę spode łba, kiedy ta ze szczegółami opisała Wrednym Zalotkom trójkąt miłosny Maggie-Liam-Nath.

- Niezupełnie. Szczerze, to mam do was pewną prośbę. A raczej zadanie.

- Zadanie? - Oczy Alex zaświeciły z ekscytacji.

- Nie, dzięki. - Madzia machnęła ręką. - Tak jakby próbujemy zdemaskować jedną stukniętą dziewczynę, przez którą wywalili z pracy naszą nauczycielkę, która może trafić za kraty.

- Widzę, że się zadomowiłaś w Anglii.

- Tak. Chyba tak.

         Monika pokiwała głową ze zrozumieniem, ale jej młodszej siostrze coś podpowiadało, że dziewczyna nie zrezygnuje tak szybko. Nie myliła się.

- Jeśli mogę tylko powiedzieć na głos, o co mi chodziło… organizuję zbiórkę charytatywną za kilka dni. - Rudowłosa sięgnęła do torebki, z której wyciągnęła zadrukowaną kartkę i podała ją Irene, która wydała jej się najbardziej ogarniętą członkinią zespołu. - Danny Jones z McFly mi pomaga. To… żebym miała się czym zająć.

- Organizujesz akcję charytatywną?! - spytała zszokowana Madzia.

- Tak. No i co się tak dziwisz?

- No nie wiem… Może lepiej byś pracy poszukała?

- Dostanę za to pieniądze. To fundacja Izzy, żony Harry'ego Judda - wyjaśniła Monika, a nie mając pewności, czy dziewczyny wiedzą, kim on jest, dodała. - To perkusista McFly.

- A od kiedy znowu bujasz się z McFly?

- "Bujam się"?

- No, wiesz, o co mi chodzi. - Madzia założyła ręce na piersiach.

- Spotkałam się z nimi po… wydarzeniach z zeszłego tygodnia. - Monika odchrząknęła.

         Już wcześniej opowiedziała Madzi, że Jay dowiedział się, gdzie mieszka. Od tego czasu szukała sobie różnych zajęć, często wychodziła i umówiła się ze starymi znajomymi, by oficjalnie "nadrobić stracony czas", a nieoficjalnie odciągnąć myśli od McGuinessa. Pomogło. Chłopcy z McFly byli cudowni, tak jak ich partnerki. Potrafili szaleć, ale i pocieszyć ją w trudnej chwili.

- Występ One Direction, The Wanted, McFly… No ale co my mamy z tym wspólnego? - spytała zaintrygowana i podekscytowana Irene, a Alex słysząc nazwę ulubionego zespołu, wyrwała przyjaciółce prowizoryczną ulotkę i zaczęła ją czytać.

- Jak ci się udało namówić te zespoły do występu?! - zszokowała się Madzia. - Z jednymi nie jesteś w dobrej komitywie, a z drugimi… też nie jesteś od zerwania.

- Cóż, mogłabym skłamać, że użyłam swojego uroku, ale to akurat sprawka Danny'ego z McFly. Nie tylko zaangażował w występy swój zespół, który da godzinny koncert, ale i przekonał One Direction do zaśpiewania dwóch utworów. A The Wanted sama się zajęłam. Poprosiłam Natha, żeby zagrali, kiedy spotkałam się z nim i Tomem w kawiarni Audrey. Co jakiś czas tam przyłażą, chyba szpiegują.

- Widziałaś Natha? - wydusiła Madzia przez zaciśnięte gardło. Tak bardzo tęskniła za swoim chłopakiem, którego widywała tylko przez monitor laptopa. Poczuła ukłucie zazdrości.

- Och, przepraszam. Zapomniałam, że macie ciche dni.

- Nie mamy cichych dni!!!

- Dobra… W każdym razie, odpowiadając na pytanie Irene, chciałam, żeby i Wredne Zalotki zaśpiewały - wyznała w końcu Monika.

- Pewnie, z wielką chęcią! - podekscytowała się Irene.

- Rozumiem, że dostrzegasz w tym szansę dla zespołu, ale tylko ty masz obycie ze sceną - wtrąciła Kathy. - Reszta może się tremować. Powinniśmy to przegłosować.

         Madzia uśmiechnęła się do koleżanki z wdzięcznością, ale już po chwili okazało się, że sama nieśmiała dziewczyna zagłosowała za występem.

- Hej, a trema? - spytała zbita z tropu Madzia.

- To nieważne. Przyda nam się taka próba przed konkursem. - Kathy wyszczerzyła zęby w uśmiechu.

- Czyli mamy umowę? - wtrąciła Monika, spoglądając na dziewczyny.

- No jasne! - Maja wstała z kanapy, na której się rozsiadła i wyściskała Monikę, zapominając, że niedawno spotykała się ona z jej ulubieńcem z The Wanted. A może właśnie chciała poczuć choć mały ułamek swojego idola?

         Monika obgadała z dziewczynami szczegóły, podziękowała im i wyszła. Madzia nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Do problemów z Nathem i z Jessicą dołączyła jeszcze trema związana z publicznym występem na dużej zbiórce charytatywnej. Nagle zdała sobie z tego sprawę.

- Hej! - zwróciła się do dziewczyn, podpierając się pod boki. - Tak chętnie się zgodziłyście, bo chcecie poznać zespoły!

- Czy możesz nas za to winić? - spytała ze śmiechem Kathy i wszystkie jej zawtórowały.

         Miłą atmosferę przerwała Irene.

- Dobra, z Tomem czy bez niego, musimy ćwiczyć. Chcę wypaść świetnie podczas koncertu i na eliminacjach!

*


         Wszystko było niemal gotowe. Z pomocą Danny'ego Monice udało się zorganizować spore przedsięwzięcie, z którego była dumna.

- Zadziwiające, ile można zdziałać, mając sławną buźkę i znajomości - westchnęła, opadając na kanapę w swoim mieszkaniu, podczas gdy Danny poszedł przetrząsnąć zawartość lodówki, w czym nie zamierzała mu przerywać.

- I urok. Nie zapominaj o uroku! - odkrzyknął, wyściubiając na chwilę głowę ze sprzętu AGD, by zapytać o nurtującą go kwestię. - To jak to w końcu jest? Robisz to, żeby pojednać się z Jayem?

- Nie!

         Dziewczyna zaparła się dość ostro i szybko zdała sobie sprawę, że jej podświadomość mogła działać w niezgodzie z nią samą. Przetarła twarz dłońmi. Danny wyciągnął sobie z lodówki ostatnią laskę polskiej kiełbasy i zgrabnie przeskoczył przez sofę, by się na niej usadowić.

- Tyle zachodu musi być z jakiegoś powodu.

- A pomyślałeś, że powodem jest działalność charytatywna? Nic nie robię dla siebie, to chciałam coś zrobić dla innych. W końcu na coś muszą się przydać te tabuny sławnych przyjaciół. - Roześmiała się dość sztucznie, ale Danny pozostawał poważny. Często działał jej na nerwy, ale pod wieloma względami byli podobni, dlatego tak dobrze się rozumieli.

- Mogłaś poprosić każdego z nich o datek wpłacony na konto fundacji Izzy. Byłoby łatwiej.

- A jaki miałabym w to wkład?

- Inicjatywa się liczy.

- I tym właśnie się zajmuję.

- Jak na moje, czynisz kroki ku integracji. - Danny znacząco poruszał brwiami. - Jeśli wiesz, co mam na myśli.

         Monika zastanowiła się przez chwilę i westchnęła ciężka.

- Nie jestem pewna, o co mi chodzi. Chcę pomóc zebrać te pieniądze, naprawdę. Ale jakaś część mnie…

- ... chce go zobaczyć. W miejscu, w którym nie dojdzie do kłopotliwej konfrontacji.

         Piosenkarz wiedział, że miał rację, a Monika pokiwała głową twierdząco, by go o tym przekonać w stu procentach. Kiedy Jay ją odnalazł i słyszała jego głos w progu mieszkania, przez krótką chwilę miała ochotę wyjść i z nim porozmawiać. Wyjaśnić wszystko. Ale to nie było takie proste. Była przekonana, że doszłoby między nimi do kolejnej kłótni, a tego nie chciała.

- Cóż, mam nadzieję, że ta akcja charytatywna przyniesie wszystkim korzyści. W końcu włożyliśmy w to sporo pracy.

- Ty włożyłeś w to trochę pracy i sporo pieniędzy - poprawiła przyjaciela Monika.

- A ty trochę pieniędzy i sporo pracy, więc jesteśmy kwita. - Danny wyszczerzył zęby.

- No i tu masz rację, panie Jones.

- Cieszę się, pani… zaraz, jak ty się w ogóle nazywasz?

         Monika wywróciła oczami na to nagłe olśnienie.

- Nie potrafiłbyś tego wymówić - odpowiedziała z uśmiechem. - Lepiej przebrnijmy ostatni raz przez plan na jutro.

         Na stole wylądował stos kartek, które Danny w mgnieniu oka wyrzucił za siebie.

- Przestań planować - polecił.

- Ale… mam słabą pamięć. Nie będę wiedziała, co i kiedy zrobić.

- Będziesz wiedziała. Cały tydzień o tym gadasz, więc jeśli nie ty, to któraś z twoich przyjaciółek, albo siostra ci przypomną. Przypominam, że lubię cię za twoją spontaniczność.

- W takim razie wstrzymam się z posprzątaniem tych rozrzuconych kartek.

         Roześmiali się beztrosko.

- Nawet nie wiesz, ile bym dała, żeby wrócić się w czasie o rok, kiedy planowanie było ostatnią rzeczą, na którą miałam ochotę.


***


         Wynajęty park, w którym miał odbyć się charytatywny festyn wyglądał niemal perfekcyjnie. Altanka została pomysłowo zamieniona w "Budkę Buziaków", opatrzoną wielkim transparentem z ceną. Kilkanaście metrów dalej ustawiono scenę, na której miały wystąpić znane zespoły, a całość była ogrodzona i strzeżona. Na obrzeżach parku ustawiły się stoiska z watą cukrową, lodami, fast foodami i grami. Bileterzy przy dwóch wejściach naliczać mieli po dwadzieścia funtów za wstęp, a prawie cała kwota miała być przeznaczona na cele charytatywne, jako że Danny w sporej części pokrywał koszty urządzenia festynu.

         Mimo godziny piątej rano Monika nerwowo latała po trawie w wysokich szpilkach, aby dopilnować, by wszystko było dopięte na ostatni guzik. Zdenerwowanie było tym silniejsze, że mimo wcześniejszych zapowiedzi, by zjawili się w południe, do parku już teraz przyjechali chłopaki z The Wanted.

- Gdzie u licha jest Danny Jones? - krzyknęła Monika w eter, ale nikt ze sprzedawców budek nie zainteresował się odpowiedzią na jej pytanie, bo nie stanowiła dla nich żadnego autorytetu. To zirytowało ją jeszcze bardziej i zacisnęła ręce ze złości.

- Imponujące - stwierdziła Karolina, podchodząc do swojej przyjaciółki.

- Wstałaś tak wcześnie? - zdziwiła się Monika. - Niepotrzebnie, koncerty zaczną się dopiero o 12. Na rano mamy jakiegoś DJ'a na pobudkę i konkursy amatorów. Potem Wredne Zalotki i…

- Chciałam zobaczyć, jak sobie radzisz.

- I jak mi idzie?

- Wreszcie wzięłaś się w garść - stwierdziła Karolina, kładąc rękę na ramieniu swojej przyjaciółki, która popatrzyła na nią spode łba.

- To sarkazm?

- Nie! Czyżby twoja intuicja cię opuściła?

- Nie umiem już czytać w ludziach tak jak kiedyś. McGuiness skutecznie rozwalił mi radary. - Monika wzruszyła ramionami i spojrzała na Loczka, który kręcił się nieopodal, nieumiejętnie próbując zamaskować fakt, że ją obserwuje.

- Jest uroczy na swój sposób - oznajmiła Karolina.

- A żebyś wiedziała, że jest. Ale jest też idiotą, a nie pozwolę, żeby ktoś głupszy ode mnie mną manipulował, a co gorsza, mnie zdradzał.

- Technicznie rzecz biorąc, wcale cię nie zdradził. - Tom podszedł do dziewczyn jak gdyby nigdy nic ze stanowczo za dużym lodem w wafelku, którego nie potrafił opanować.

- Dla was, facetów, wszystko jest schematyczne. Lubicie upraszać do czerni i bieli. Nie zapominaj, że jest jeszcze odcień szarości.

- No i co z tego, że Ptaszek całował jakąś laskę na tej imprezie dla wegetarian, czy co to tam w ogóle było? Nie byliście wtedy razem, bo z nim zerwałaś.

- Nie usprawiedliwiaj go.

- Nie muszę. Jest winny wielu rzeczy, ale nie zdrady.

- Spadaj, Parker. Bycie adwokatem diabła nie wyjdzie ci na dobre.

         Tom roześmiał się gardłowo.

- Niby Jay jest tym diabłem?

- Lepiej pilnuj swojego loda i nie wcinaj się w nie swoje sprawy - poleciła Karolina, a jej mrożące krew w żyłach spojrzenie spowodowało, że chłopak przełknął głośno ślinę i oddalił się, najprawdopodobniej w celu odnalezienia Kelsey.

- Czasami się ciebie boję - odezwała się Monika po chwili grobowej ciszy, a Karolina wzruszyła ramionami.

- To jeden z powodów, dla których się ze mną przyjaźnisz.

         Beztrosko roześmiały się i zadecydowały, że najlepszym rozwiązaniem będzie udanie się do budki z lodami. Natknęły się tam na Maxa.

- Muszę przyznać, że świetnie to urządziłaś - zagaił prosto z mostu do Moniki, zupełnie ignorując Karolinę, która przypomniała o sobie uporczywym chrząknięciem, więc się poprawił. - Świetnie to urządziłyście.

         Rzeczywiście charytatywna zbiórka pieniędzy, na którą jakiś czas wcześniej wpadła Monika razem z żoną Harry'ego z McFly rozrosła się do zaskakujących rozmiarów, kiedy Danny postanowił jej w tym pomóc. Nie omieszkała wspomnieć Maxowi o wkładzie przyjaciela.

- Okrzyknął się Robinem Hoodem - zakończyła.

- Chce odbierać bogatym i dawać biednym?

- Coś w tym stylu. Załatwił nawet "Budkę Buziaków" - wyjaśniła Monika od niechcenia, a Max zakrztusił się szejkiem, którego właśnie siorbał przez słomkę.

- Co załatwił?

- Jezu, w jakim świecie ty żyjesz? - Karolina wywróciła oczami. - Żeby zbierać pieniądze, trzeba mieć kartę przetargową. Wystawimy kilku z was do budki z buziakami, żebyście za funta mogli… uszczęśliwić trochę fanek.

- Za funta? Skoro już mam być obcałowywany, to wolałbym, żeby stawka była większa.

- A ja myślałam, że lubisz to za darmo - odcięła się Karolina, a zanim Max zdobył się na ripostę, Monika podchwyciła pomysł o zwiększonej kwocie.

- Faceci to idioci, ale w tym Max ma rację. Trzeba zmienić cennik.

- Nie jestem pewna, czy ktoś da więcej niż funta za tę wątpliwą przyjemność.

- Przemawia przez ciebie nieuzasadniona złość. Jeszcze niedawno gotowa byłabyś na uiszczenie tej skromnej, jak na taką niebywałą przyjemność i zaszczyt, opłaty latać raz za razem na koniec kolejki i tak aż usta nie zaczną ci krwawić - zachichotał Max.

- Jeśli sugerujesz, że jestem na ciebie napalona, to jesteś w błędzie. Prędzej stanęłabym w kolejce, by ostrzegać te biedne dziewczyny przed syfilisem. Cholera wie, jakim choróbskiem zaraziła cię Lindsay Lohan - prychnęła Karolina.

- Nie chcę być nachalny, ale jak widzisz, przeznaczenie najwyraźniej pcha nas w swoje ramiona.

- Najwyraźniej. Los bywa złośliwy - odgryzła się dziewczyna.

         Od czasu nieprzyjemnego incydentu w kawiarni Karolina nie miała okazji porozmawiać z Maxem, ale i wcale tego nie chciała. Od czasu do czasu do miejsca jej pracy wpadali członkowie The Wanted, jakby ją szpiegowali, ale nic sobie z tego nie robiła. Nie krępowała się nawet, kiedy odwiedzał ją Kuba. W końcu ojciec jej nienarodzonego dziecka hulał sobie z amerykańską aktorką ze skłonnością do uzależnień, więc i ona mogła się z kimś spotykać. Prawdą było, że nie miała pewności, czy romans George'a z Lohan trwa, ale widziane dopiero niedawno temu w Internecie zdjęcie wzburzyło jej krew i nie pozwalało myśleć trzeźwo.

- Daj spokój, ile jeszcze będziesz się dąsać? - Max wyrwał ją z rozmyślań.

- Jeśli myślisz, że się dąsam, to jesteś głupszy niż mi się wydawało.

- Chodzi o Lindsay? Bo jeśli tak, to wiedz, że nic między nami nie zaszło.

- Tak, a w mniemaniu facetów nic oznacza "tylko się migdaliliśmy". Dla dziewczyn to już jest coś, wiesz?

- Ale dla mnie to nic nie znaczyło - zaparł się Max.

- To najgorsza wymówka świata. Skoro coś nic dla ciebie nie znaczy, to po jaką cholerę to robisz?

         Max już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale Monika przerwała mu gestem ręki.

- Chyba nie macie żadnej opryszczki? - spytała zaniepokojona, a Łysemu niemal oczy wyszły z orbit. - Zapytam, czy nie trzeba mieć jakiś zaświadczeń lekarskich, żeby otworzyć takie przedsięwzięcie.

         Odwróciła się na pięcie, by wzrokiem natrafić na kręcącego się kilka metrów dalej i nieudolnie próbującego się zakamuflować pod daszkiem swojej czapki Jaya.

- Powiesz przyjacielowi, żeby odpuścił sobie role prześladowcy, bo tylko doprowadza mnie do szału - zwróciła się do Maxa i pognała w stronę "Budki z Buziakami", żeby rozwiązać nękające ją kwestie, którymi zaprzątała umysł, by nie myśleć o Jayu.

- Chyba właśnie o to mu chodzi - westchnął Max, a Karolina popatrzyła na niego krzywo. - No co?

- Dorośnijcie w końcu - rzuciła na odchodnym szatynka i oddaliła się w kierunku przeciwnym do swojej przyjaciółki.

- A co ja niby takiego zrobiłem?! - spytał zszokowany Max, nie mając pojęcia, że już niebawem zostanie ojcem. Nie otrzymał jednak żadnej odpowiedzi.

         Zapowiadał się kolejny przebojowy dzień.

środa, 25 września 2013

Rozdział 23 - "Monika i Jay"

Dziękuję za komentarze, dziewczyny.
Sprawdziłam i ponowna wizyta w domku nad jeziorem rozpoczyna się w rozdziale 27. Liczę, że wtedy będzie więcej komentarzy, mimo iż rozdziały będą o wiele dłuższe. Rezerwujcie sobie czas, bo wprowadzę limit xD


Madeleine - wydawało mi się, że co chwilę powtarza się raczej "wywracanie oczami", ale to drugie zapewne też :P To wszystko dlatego, że piszę bardzo szybko i dużo, potem nie zauważa się takich błędów. A nie zawsze czytam rozdziały zanim je wstawię, co jest błędem i niedociągnięciem i to na pewno nie ostatnim (tego rozdziału bowiem też nie sprawdziłam). Mam nadzieję, że wybaczycie i nie jest to aż tak rażące.
  

"Człowiek pływa w rzece przypadków i zbiegów okoliczności. Chwytasz się tych najszczęśliwszych - pozostałym pozwalasz przepłynąć obok."
          Dawid Wróblewski ("Historia Edgara")

    
          Użalanie się nad sobą nie przynosiło nic dobrego. Szczególnie kiedy za drzwiami już od rana słychać było szlifowanie, wiercenie i pukanie młotkiem. W kamienicy zaczął się bowiem remont i to od piętra, na którym mieszkały dziewczyny. Karolina i Luiza wychodziły wcześnie do pracy i nie robiło im to żadnej różnicy, ale Monika marzyła tylko o tym, by spać cały dzień, żeby nie myśleć o widoku, który trwale wyrył jej się w psychice - widoku Jaya w objęciach Kobiety Kot. Co prawda poprzysięgła sobie już wcześniej, że nie będzie rządził jej życiem i nawet dobrze bawiła się z Bobem, jego siostrzeńcem i Jayne, ale kiedy dziewczyny skakały koło niej, chuchały na nią i dmuchały, czuła się przygnieciona przez litość. Na pewno była żałosna.

         Postanowiła wypełznąć spod pierzyny, pod którą zebrało jej się sporo okruszków po chrupkach. Zdjęła poszewki z wszystkich trzech łóżek i z wielkim kokonem udała się do piwnicy, gdzie obok prowizorycznej siłowni znajdowało się pomieszczenie z trzema pralkami i suszarnia. Dla pewności, aby nikt nie ukradł tego jakże cennego dobytku, Monika została na dole do końca prania. Przysnęła i miała przedziwny sen o tym, że biega po lesie przy domku nad jeziorem w sukni ślubnej Alicji, a gonią ją człekokształtne mutanty, wrzeszczące, że będzie miała pecha.

         Obudziła się dopiero, kiedy nad uchem usłyszała głośne kichnięcie. Okazało się, że to sąsiad alergik przyszedł zrobić pranie i zastał ją siedzącą na wyłączonej już pralce. Dziewczyna spaliła buraka, wyciągnęła pościel i zaczęła ją rozwieszać na linkach szybko, żeby mężczyzna do niej nie zagadał. W roztargnieniu wrzuciła też białe prześcieradła do kolorowej pościeli, ale odcień różu, który nabrały, wcale nie wyglądał źle, więc machnęła na to ręką.

         Nie chciała czekać, aż pościel wyschnie, bo mogło to trwać dość długo, więc rzuciwszy spojrzenie na alergika, jakby chcąc dać mu znać, że jeśli coś zginie, będzie na niego, dziewczyna postanowiła udać się do kawiarni.

         Chciała wziąć się w garść, a mocna kawa mogła jej w tym pomóc. Zamierzała trzeźwo spojrzeć na stan, w jakim się znalazła, ogarnąć się i co najważniejsze, przestać się nad sobą użalać.

         Wielkie było jej zdziwienie, kiedy w drzwiach kawiarni natknęła się na Joela, który uśmiechnął się szeroko na jej widok.

- A jednak świat jest mały - roześmiał się. - Miła niespodzianka.

- Co tutaj robisz? Byłeś w okolicy?

- Właściwie to mieszkam niedaleko. Kumple polecili mi tę kawiarnię. Podobno są dobre eklerki i miła obsługa.

         Chłopak otworzył drzwi i przepuścił Monikę przed siebie. Weszli do środka.

- Eklerki są rzeczywiście świetne, a tak się składa, że pracownice to moje współlokatorki.

- Powtórzę: świat rzeczywiście jest mały.

- Tak, kto by pomyślał.

         Monika przywitała się ze swoją najlepszą przyjaciółką, która właśnie skończyła obsługiwać klientkę i podeszła do lady.

- Dobrze, że znowu wyszłaś do ludzi - odezwała się Karolina. - I… nie sama - dodała, widząc Joela, który co prawda nie rozumiał konwersacji po polsku, ale uznał, że to dobry moment, by się przedstawić.

         Zrobił dobre wrażenie zarówno na Karolinie, jak i na Luizie, która wyszła z zaplecza, niosąc skrzynkę z ciastkami, którą pomógł jej donieść do lady, za co podziękowała uśmiechem.          Dodatkowo kupił też dwa eklerki i kawę dla siebie i Moniki, przez co Luiza spojrzała znacząco na koleżankę, ale ta przeciągnęła palcem po szyi, jakby chciała powiedzieć: "piśniesz słowo, to cię zabiję".

        W kawiarni zrobił się spory ruch, więc Karolina i Luiza nie miały czasu podsłuchiwać rozmowy przyjaciółki, która zasiadła z nowym znajomym przy jednym ze stolików, które pozostawały jeszcze wolne.

- Przepraszam za mojego wujka - odezwał się Joel, kiedy już się zadomowili. - Bywa dość nachalny. Powtarzałem mu, że jestem w związku, ale on ciągle mi odpowiada, że skoro nie widuje mojej dziewczyny przy mnie, to w jego mniemaniu jestem singlem.

- Nic się nie stało. Lubię Boba. Rzeczywiście bywa dość bezpośredni, ale kiedy przyjechałam do Anglii i wszyscy zdawali się sprzysiąc przeciwko mnie był moją ostoją. Dlatego nie mogłam mu odmówić, skoro od ponad roku palił się, by mnie zapoznać ze swoim siostrzeńcem.

- Długo to planował. No ale tak naprawdę dopiero teraz miałem czas się z nim spotkać. Gram w zespole, a to dość zajmujące zajęcie.

- Coś o tym wiem… - Dziewczyna wywróciła oczami.

- Też grasz w zespole?

- Eee… nie, ale mogę się domyślić.

         Monika zdecydowała się, że lepiej nie informować nowego kolegi o swojej przeszłości z Jayem. Znał go dość dobrze, nie chciała, żeby McGuiness miał swojego szpiega. A może już miał?

         Podczas wspólnego obiadu w dzień przymiarki sukni Bob wyjaśnił Monice, że jego siostrzeniec jest gitarzystą zespołu Lawson, a ona doskonale wiedziała, że zespół trzyma sztamę z The Wanted. Jej stary znajomy i Jayne opowiedzieli Joelowi historię jej krótkiej pracy dla The Wanted, ale nie wspomnieli o Jayu, za co była im wdzięczna. Postanowiła zmienić temat i tak od słowa do słowa zszedł on na walentynki.

- Byłem w Stanach u Kathryn - wyjaśnił. - Ale żałuję, że nie przyjechała tutaj. Może wuj Bob zmieniłby zdanie na jej temat, gdyby ją poznał.

- Martwi się o ciebie, to normalne. Związki na odległość bywają uciążliwe, ale jeśli się kogoś kocha… - urwała, żeby nie wchodzić w tę osobistą rozmowę z Joelem. - Ja spędziłam walentynki z Leonardo DiCaprio przy "Titanicu", także zazdroszczę.

         Chłopak roześmiał się szczerze, a Monika popiła kawą, by ukryć zażenowanie z tego nagłego wyznania. Do stolika podeszła Karolina w firmowym fartuszku.

- Podać coś jeszcze? - spytała, a jej przyjaciółka i Joel zgodnie pokręcili głową piecząco.

         Dziewczyna zabrała więc puste talerze, a kiedy Monika odprowadzała ją wzrokiem, ujrzała, jak ta unosi kciuk w górę i układa usta, bezgłośnie wypowiadając "ciacho". Całe szczęście Joel w tym czasie ziewał i nie zauważył jak jego towarzyszka uderza się otwartą dłonią w czoło.

- Przepraszam, to nie ma nic wspólnego z tobą - obwieścił. - Sąsiedzi dają mi się we znaki i od dawna się porządnie nie wyspałem.

- Mi to mówisz? Swojego sąsiada zza ściany bym wykastrowała.

         Dobrze im się razem rozmawiało, mimo iż żadne nie wpadło na pomysł, że to właśnie oni są sąsiadami zza ściany. Słowem nie wspomnieli o remoncie i nie skojarzyli faktów, a interesowanie się adresem mogłoby być jednoznaczne z określeniem wyższego poziomu sympatii, więc Monika o nic nie pytała.

         Dyskutowali jeszcze o zabawnej perypetii, w której brali udział i chichotali, że całe szczęście, nie przyłapali ich paparazzi, a sprzedawczyni nie znała angielskiego, więc w prasie nie ma nagłówków "Joel Peat się żeni".

- Muszę lecieć - oświadczył chłopak, kiedy dopił kawę do końca. - Wieczorem wychodzimy z chłopakami z The Wanted, więc już teraz muszę się psychicznie przygotować na ostre picie. - Monika zakrztusiła się ostatnim łykiem kawy, który wzięła do ust. Joel spojrzał na nią z troską. - W porządku? Nie sądziłem, że zbulwersuje cię wiadomość, że muzycy imprezują.

         Roześmiał się, a ona puściła mu słodko gorzki uśmiech.

- Po prostu poszło nie w tę dziurkę - skłamała. - I dzięki za eklerka.

         Joel uśmiechnął się na pożegnanie i zapytał, czy jej nie odprowadzić, ale pokręciła głową i już po chwili została sama. Karolina wystrzeliła zza lady jak z procy. Dopadła do przyjaciółki z lubieżnym uśmiechem na twarzy.

- Nie ekscytuj się tak. To tylko kolega i to zajęty - wyjaśniła Monika. - A nawet gdyby był wolny, to jest muzykiem ze znanego zespołu, a ja już się w takie ekscesy nie bawię.

- Ma rację - wtrąciła Luiza. - Jay wycisnął z niej wszystkie siły witalne. Nie polecam tego na przyszłość. Ja mam zwyczajnego chłopaka, ale wydaje mi się, że można na nim polegać jak na kaktusie.

- Lou, co ty mówisz? - zdziwiła się Karolina.

- Solidny. - Blondynka wzruszyła ramionami.

         Prawie wszyscy klienci wyszli, więc mogły porozmawiać od serca. Roześmiały się na słowa Luizy. W radiu rozbrzmiał jakiś pop-rockowy kawałek.

- Złotko, mogłabyś dać na ful? - zagadnęła Karolinę jedna z klientek, wskazując ręką głośnik.

- Oczywiście. Całkiem fajna nuta.

         Dziewczyna zniknęła za ladą, by zgłośnić puszczany w radiu utwór.

- Głos tego chłopaka brzmi podobnie do tego, który przyszedł do kawiarni razem z twoim Ryanem - oświadczyła Karolina.

- Czy ja wiem… - westchnęła Lou. - No, może trochę.

- Nie, nie trochę - wtrąciła Monika. Nagle skojarzyła fakty. Teraz, gdy Karolina zgłośniła radio z łatwością rozpoznała piosenkę "Learn To Love Again" Lawson.

- Co masz na myśli? - zaintrygowały się dziewczyny.

- To zespół, w którym Joel gra na gitarze. Wokalistą może być właśnie ten chłopak, który przyszedł do was z Ryanem i zapłacił piosenką za kawy i ciastko. A to oznacza…

- … że Ryan gra w Lawson? - spytała Luiza głosem tak skrzekliwym, że sama go nie poznała.

         Była zszokowana. Dłuższą chwilę trawiła tę informację i próbowała ją od siebie oddalić, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że teoria Moniki jest prawdopodobna.

- Dlatego wydawał mi się znajomy - wyjaśniła rudowłosa. - Ale dla pewności sprawdzimy jeszcze w internecie.

         Pokiwały głowami ze zrozumieniem. Po powrocie z pracy szybko jednak Luiza przekonała się, że i ona wpakowała się w niezłą kabałę. Zbieg okoliczności był bowiem większy niż to się wszystkim wydawało.

- Ryan jest basistą w Lawson - oświadczyła Luiza, rzucając się na kanapę i dysząc ciężko. - Ale numer.

- Nie powiedział ci, czym się zajmuje? - zdziwiła się Karolina.

- Mówił, że utrzymuje się z gry w zespole, ale nazwa nigdy nie padła. Przez myśl mi nie przeszło, że są znani. Nie tak jak The Wanted, ale… O, Boże. To się porobiło.

- Zaraz, zaraz… - dedukowała Karolina. - Ale skoro Ryan zatrzymał się u kumpla za ścianą, to oznacza, że możemy mieć Lawson za sąsiadów.

         Tym razem to Monika pobladła, jakby zobaczyła ducha. Te zbiegi okoliczności były nieprawdopodobne. Postanowiła poddać tę ewentualność pod wątpliwość.

- Zapewne mieszka u jakiegoś… niesławnego kumpla - oświadczyła.

- Nie, u przyjaciela z zespołu. To akurat mi powiedział. I dlatego nie domyśliłam się, że jest znany. Ta kamienica do luksusowych nie należy… - Luiza trajkotała jak najęta, a Monice zakręciło się w głowie.

         Czy jej życie kiedykolwiek będzie normalne?

         Szybko przekonała się, że jest to niemożliwe. Kiedy Luiza ustaliła, że właścicielem mieszkania jest Joel, poprosiła koleżankę, by nic nie mówiła. Bała się, że kumpel Jaya może zaraz mu donieść, że swoją ex-dziewczynę ma pod nosem. McGuiness bowiem wydzwaniał od czasu do czasu, ale Monika zupełnie to ignorowała. Miała nawet specjalny dzwonek przypisany do jego osoby, co ułatwiało lokalizację zagrożenia i eliminowanie go.

         Na początku następnego tygodnia dziewczyna postanowiła udać się na rozmowę kwalifikacyjną do jednego z wydawnictw, które znajdowało się dość blisko ich miejsca zamieszkania. Niestety wyszła zbyt późno i praktycznie pocałowała klamkę. Zła na cały świat wracała do kamienicy, mijając wnękę między dwoma budynkami, gdzie znajdowało się wejście na ich schody przeciwpożarowe i pojemniki na śmieci. Jej wzrok mimowolnie padł na dwóch rozmawiających tam chłopaków. Co gorsza, obu znała. Niedaleko kontenerów na śmieci stali Jay i Joel. Wszystko się wydało.

         Zaczęła snuć teorie spiskowe. Albo Tom, który od jakiegoś czasu został opiekunem "Wrednych Zalotek" wydusił od Madzi informacje, albo Max, który dowiedział się, gdzie pracuje Karolina śledził ją i poznał sekretne miejsce, w którym ukrywała się była dziewczyna jego przyjaciela. Albo to Joel skojarzył fakty tak jak ona i od razu zadzwonił do swojego kolegi z zaprzyjaźnionego zespołu i wszystko wyszło na jaw. Nie było to istotne.

         Monika przyspieszyła, by zniknąć w drzwiach kamienicy, zanim dogonią ją na schodach. Nie chciała, by Jay dowiedział się, gdzie mieszka, ani by Joel dowiedział się, że to ona jest wredną sąsiadką, na którą narzekał. Teraz i tak mogło być na to za późno. Dziewczyna dobiegła na swoje piętro z szybkością błyskawicy. Po drodze omal nie zwaliła robotnika z drabiny, ale nic sobie z tego nie robiła. Wpadła do mieszkania zasapana.

- Zapomniałaś czegoś? - spytała zdziwiona Karolina, która właśnie podlewała kaktusa Luizy.

- Joel rozmawia przy śmietnikach z Jayem - wydusiła z siebie rudowłosa, a jej przyjaciółka zrobiła duże oczy i podeszła do okna.

         Mimo żelaznych schodów przeciwpożarowych, na dole dostrzec się dało dwóch dyskutujących młodzieńców.

- Myślisz, że się wydało? - spytała zdziwiona Karolina.

- Nie wiem. Ale jeśli nie, to nie mogę dopuścić, żeby Jay tu przyszedł! Nie jestem gotowa na konfrontację. I jeszcze się spóźniłam na rozmowę i… - Monika wyrzucała z siebie słowa z prędkością błyskawicy tak, że przyjaciółka jej przerwała.

- Spokojnie. Coś wymyślimy… Szkoda, że nie ma Lou, ona jest lepsza w knuciu intryg niż ja - westchnęła Karolina.

         Luiza wybyła ze swoim "świeżym" chłopakiem na obiad w mieście, dziewczyny były więc zdane na siebie. Karolina jednak szybko się przekonała, że jej najlepsza przyjaciółka ma swoje pomysły na to, jak rozwiązać problem, które były dość radykalne, a jednak tak do niej podobne.

         Kiedy szatynka zastanawiała się nad miejscem, w którym ewentualnie mogłaby ukryć byłą dziewczynę Jaya, ta podreptała do łazienki, napełniła wiadro wodą i wyszła przez okno na schody przeciwpożarowe. Wzięła spory zamach i już po chwili rozpędzona ciecz leciała łukiem w dół w stronę chłopaka w lokowanych włosach, by w ostatniej chwili pod wpływem podmuchu wiatru skręcić o kilkanaście centymetrów i doszczętnie zmoczyć Joela.

- O, cholera! - zaklęła Monika i schowała się w mieszkaniu, zanim poszkodowany zdążył ją zauważyć.

- Coś ty zrobiła?! - spytała jej przyjaciółka zszokowana.

- Nie trafiłam - westchnęła zrezygnowana Monika.

         Miała nadzieję, że obleje wodą Jaya, a ten, żeby nie dostać zapalenia płuc wróci do siebie i da jej spokój. Niestety wstrętny wiatr pokrzyżował jej plany, przez co zaklęła.

- Jesteś głupia - oświadczyła Karolina, a jej przyjaciółka zatkała sobie usta ręką.

         Nawarzyła piwa, więc teraz musiała je wypić.


*

        Jay patrzył, jak Joel trzęsie się jak osika na wietrze. Szedł właśnie do jego kamienicy, by znaleźć Monikę. Max bowiem rzeczywiście pod pretekstem biegania poszedł śledzić Karolinę i zauważył, do której kamienicy wchodzi. Loczek uznał, że to znak od losu i postanowił wszcząć swoje śledztwo. Uznał, że dziewczyny na pewno mieszkają razem. Po drodze zauważył jednak członka Lawson wyrzucającego śmieci i zboczył z drogi do wejścia, żeby z nim zamienić słowo. Sceneria była dość dziwna, ale cała sytuacja również, więc po krótkich zwrotach uprzejmościowych, zamierzał przejść do rzeczy.

         I wtedy usłyszał dziwny dźwięk, którego nie potrafił nazwać do momentu aż jego towarzysz nie oberwał kilkoma litrami wody, które doszczętnie zmoczyły mu włosy i ubranie. A Jay nie miał wątpliwości, kto mógł zimą wylewać wodę z wiadra przez okno. Wydawało mu się, że ujrzał kilka minut wcześniej cień swojej rudowłosej dziewczyny sunący po chodniku kilka metrów dalej. Dedukował, że zobaczyła go i postanowiła zniechęcić od podejmowania jakiejkolwiek inicjatywy.

- Ale… zimno… - Joel zaszczękał kilka razy zębami.

- Przepraszam, stary. Zapewne to było we mnie - wyjaśnił Loczek.

- Nie, nie. To na pewno było we mnie. Stoimy niemal dokładnie pod moim mieszkaniem. Wczoraj nie mogłem spać i do drugiej grałem na gitarze, korzystając, że Ryan na jedną noc wrócił do siebie ze swoją nową dziewczyną.

- Jestem przekonany, że w tym budynku mieszka moja była. Jest milion powodów, dla których to ja miałem oberwać tą wodą.

- A może ktoś zwyczajnie opróżniał wiadro?

- Zimą? I to nie bacząc na dwóch niewinnych zagadanych mężczyzn? - spytał Jay.

- Nieważne. Muszę się wysuszyć, bo nie chcę się przeziębić - westchnął Joel. - Wejdziesz na chwilę?

- Kiedy indziej. Ale skoro mieszkasz w tej kamienicy od jakiegoś czasu muszę zapytać, czy nie znasz czasami rudej, cycatej i zadziornej dziewczyny? Mieszkającej mniej więcej na czwartym piętrze nad miejscem, przy którym staliśmy.

         Joel pokręcił głową i stwierdził, że nie kojarzy nikogo "rudego, cycatego i zadziornego", choć według tych współrzędnych dziewczyna, której szukał Jay, mieszka obok niego.

- Przynajmniej już wiem, gdzie szukać. W takim razie wejdę na górę.

         Oboje ruszyli do wejścia do kamienicy. Jay podreptał za kumplem po schodach z sercem niemal na dłoni. Kiedy Joel pożegnał go i poszedł się wysuszyć, rezygnując z rozeznania się, czy woda z wiadra była przeznaczona dla niego, Jay stanął przed drzwiami mieszkania dziewczyn.

         Po dłuższej chwili wahania zapukał. Początkowo nikt mu nie odpowiadał, ale kiedy miarowo pukał raz po raz, dość głośno, w końcu drzwi otworzyły się, by ukazać mu Karolinę. Dziewczyna miała rumieńce ze stresu. Cały czas z Moniką zastawiały się, gdzie ją schować, w razie gdyby zdecydował się tu wparować. Ostatecznie była dziewczyna Jaya zamknęła się w łazience.

- Wiedziałem… - westchnął McGuiness. - Mogę porozmawiać z Monicą?

         Odezwał się bez ogródek, bo uznał, że owijanie w bawełnę nie ma sensu. Karolina jednak miała inną strategię. Początkowo z Moniką rozważały poproszenie Audrey o pomoc. Ich sąsiadka miałaby udawać lokatorkę tego mieszkania, ale niestety jej nie zastały. Potrzebny był inny plan - granie na zwłokę.

- Co? Ona tu nie mieszka. Jesteśmy tylko ja i Lou - skłamała Karolina.

- Wiesz, że mogę do niej zadzwonić i zaraz się przekonamy?

- A może zmieniła dzwonek i co wtedy? - spytała Karolina i w tym momencie zdała sobie sprawę, że się zdradziła. Roztarła twarz dłońmi. - Posłuchaj, Monika widziała cię, jak się całujesz z inną. Nie ma ochoty z tobą rozmawiać, przynajmniej przez jakiś czas. Jeśli będziesz ją nachodził, wyprowadzi się stąd i nigdy jej nie znajdziesz.

- Dam jej spokój - oświadczył wbrew temu, co podpowiadało mu serce Jay. - Przekaż Monice, że nie będę jej nachodził, ale będę wdzięczny, jeśli w końcu porozmawiamy twarzą w twarz. - Zamierzał odejść, ale coś sobie przypomniał i obrócił się na pięcie. - Tęsknię za nią.

         Ruszył w stronę schodów i zostawił osłupiałą Karolinę na progu. To Joel oberwał wodą z wiadra, a jednak to Jay czuł, jakby dostał zimny prysznic na głowę. Zrozumiał, że tym razem Monika tak łatwo mu nie wybaczy.

        

Blog List