środa, 29 maja 2013

Rozdział 3 - "Karolina"

Wow! Tyle komentarzy? Dziękuję Wam bardzo! Strasznie mi głupio, że opindalam się z komentowaniem na bieżąco Waszych opowiadań, ale zaraz biorę się za nadrabianie i proszę o cierpliwość :)

Odpowiadając anonimowi, początkowe rozdziały są wprowadzające w akcję, dlatego czasami nie przejawiają się w nich wszystkie postacie. Przez jakiś czas chłopcy z The Wanted będą w Ameryce, a akcja będzie przeskakiwała między przygodami dziewczyn w Anglii, a ich za oceanem. Ale późniejsze rozdziały będą przypominały pierwszą część opowiadania, powrócą znane lokacje i nieco zmienione, choć utarte schematy. Mam nadzieję, że zmiana konwencji i nowe postacie nie będą Wam przeszkadzać. Postanowiłam również, że pojawią się chłopaki z 1D, choć początkowo miał być tylko Liam.

Zachęcam do komentowania kolejnego rozdziału :)



               "Zostać matką łatwo. Być matką - znacznie trudniej"
                    Kazimierz Chyła, satyryk

            Nigdy nie spodziewała się, że patyk, na który nasika zmieni jej życie na zawsze. Jakkolwiek śmiesznie to brzmiało nawet dla niej samej, kupiony w drogerii test ciążowy, a raczej wynik, który wskazywał, wcale do śmiesznych nie należał. Pozytywny. Nie jest już sama we własnym ciele.

         Gdyby ktoś zapytał ją miesiąc temu, gdzie widzi siebie za rok, odpowiedziałaby, że na studiach. W pracy, żeby zarobić na swoje potrzeby. Na imprezie z przyjaciółmi. Ale nie z dzieckiem na rękach, na litość boską! To było ponad jej siły. I wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej, gdyby ojcem pociechy, która za osiem miesięcy miała przyjść na świat był ktoś... zwyczajny. Najlepiej jej chłopak, w którym byłaby zakochana. Miała w końcu 21 lat i mogłaby się wtedy pogodzić z faktem, że nosi pod sercem osobne życie. Ale nie w takich okolicznościach.

         Sylwester spędzony w Wielkiej Brytanii zakończył się nocą w ramionach członka sławnego zespołu i mimo iż słabo pamiętała rozpalone dłonie Maxa na swoim ciele i jego pocałunki, wiedziała, że teraz wszystko się zmieni.

         Na domiar złego nie było żadnych perspektyw, by ona i Max mogli spróbować być razem. Jasno i wyraźnie dał jej przyjaciółce do zrozumienia, że seks to nie oświadczyny. Oczywiście, że gdyby dowiedział się, że na świat ma przyjść jego potomek, Max Junior, mały George, poczciwy Łysolek... Jezu, wyobraźnia płatała jej figle. Nie miała też pojęcia, dlaczego widziała siebie z synkiem na ramionach. Może pod sercem nosiła dziewczynkę? Dziewczynkę, która zamruga wielkimi oczami po tatusiu i rzuci sobie każdego do stóp... Nagle otrząsnęła się z rozmyślań.

- Przestań sobie wyobrażać bycie matką Polką - westchnęła pod nosem Karolina, a mężczyzna, który siedział koło niej w samolocie spojrzał na nią zdziwiony.

         Zignorowała go i zamknęła oczy, a lot zleciał jej jak pstryknięcie palcami. Stanęła pewnie stopami na angielskiej ziemi i poszła odebrać bagaż. Na lotnisku czekała na nią jej siostra z wyboru, najlepsza, choć jeszcze bardziej narwana niż ona, przyjaciółka.

- Niech was uściskam! - powiedziała Monika z szerokim uśmiechem, przygarniając do siebie przyjaciółkę.

         Jej oczy jednak zdradzały troskę i zmartwienie, tak samo jak drżąca nuta w jej głosie.

- Nie wiem, co mam robić - oświadczyła Karolina.

         Cała odwaga uleciała z niej niczym powietrze z przebitego balona. Zawsze była miła, wygadana, pewna siebie, towarzyska... Teraz miała być mamą.

- Przede wszystkim powiedzieć Maxowi - poradziła przyjaciółka i zabrała jej walizkę.

- Odpada.

- Ty chyba żartujesz! Chcesz sama wychowywać dziecko? Zresztą, już nawet nie o to chodzi. On zasługuje na to, żeby wiedzieć. To dobry człowiek, na pewno zrobi to, co do niego należy.

- Kiedy ja nie chcę, żeby zrobił to, co do niego należy. Chcę, żeby zrobił to, bo zależy mu na mnie i na dziecku.

         Monika pokiwała głową ze zrozumieniem. Rozumiała przyjaciółkę, ale w końcu Max też był jej przyjacielem. Osobną kwestią był fakt, że alkohol podziałał jak afrodyzjak i pchnął tę dwójkę w swoje ramiona, przy czym każde z nich miało inne oczekiwania po tym, co zaszło.

- W takim razie ode mnie się nie dowie - oświadczyła rudowłosa, głową wskazując postój taksówek. - Na razie.

         Powlokły się w stronę pojazdu, do którego wpakowały walizkę i torbę Karoliny i pojechały do mieszkania Jaya. Całą drogę były ciche, dla uszu kierowcy nie było przeznaczone takie plotki, które ze sporym zyskiem mógł sprzedać prasie.

         Na miejscu Monika opowiedziała Karolinie o tym, że jej siostra adaptuje się w nowej szkole i musi zmagać się z psychofanką Zayna oraz kwitnącym związkiem na odległość z Nathem, który trwał w najlepsze w fazie zauroczenia.

- Jakkolwiek ciekawią mnie losy twojej siostry, chciałabym posłuchać o tobie i Jayu. Co się stało, słońce? - Karolina przykryła swoją dłonią dłoń przyjaciółki, kiedy ta stawiała przed nią kubek gorącej czekolady, która miała je rozgrzać w ten zimowy dzień.

- Te nasze kłótnie początkowo mnie pociągały, ale w końcu zrozumiałam, że na tym nie można zbudować relacji. On jeździ po świecie i nie raz miał przygody na jedną noc, a ja czasami po prostu chciałabym z nim porozmawiać.

- Ech, Monia, co z nami jest?

         Karolina westchnęła ciężko i ponownie tego dnia ukryła twarz w dłoniach. Nie miała pojęcia, jak rozwiązać swoje problemy, ale jej przyjaciółka już wpadła na pewien pomysł i zamierzała wcielić go w życie.

- Musimy zaaranżować wszystko tak, żeby Max miał okazję cię... bardziej niż polubić - powiedziała w końcu.

- Doceniam twoją inwencję twórczą, ale czy naprawdę uważasz, że zabawa w swatkę wyjdzie wszystkim na dobre?

- Cóż, czasami się sprawdza.

- Max wyswatał ciebie i Jaya, a co z tego wyszło? - Karolina sięgnęła z lady świstek papieru, na którym Loczek nabazgrał krótką notkę pożegnalną. - Coś takiego.

- Ale ja i Jay byliśmy jak... dwie krople wody. Ulepieni z tej samej gliny. To przeciwne bieguny się przyciągają.

- Jak ja i Max? - Karolina spojrzała na przyjaciółkę spode łba, a ta rozłożyła bezradnie ręce. 

- Jak ty i Max.

- Nie wiem, co tak bardzo różni mnie i jego poza faktem, że ja jestem zwykłą dziewczyną, cóż, zwykłą ciężarną dziewczyną, a on sławnym piosenkarzem.

- Znam go trochę lepiej niż ty i uwierz, pasowalibyście do siebie. No a on byłby wspaniałym ojcem. Zawsze stawał za moją siostrą murem, jest opiekuńczym tatuśkiem zespołu... Zaopiekuje się tobą.

- Jeśli poddam się zabiegu swatania, tak? - Karolina wywróciła teatralnie oczami.

- Ja po prostu chcę, żebyś była szczęśliwa.

- A ja chcę, żebyś ty była szczęśliwa. Ale przyszłość jest niezbadana, tak jak nasze losy.

- To chodźmy to wróżki! - Monika uniosła się do pozycji bojowej, a jej włosy zatańczyły kankana wokół zarumienionej z ekscytacji twarzy.

- Przecież ty nie wierzysz w to "ezoteryczne gówno" - westchnęła Karolina, cytując przyjaciółkę.

- Ale ty wierzysz.

- Znasz moje poprzednie przygody z wróżkami. Wiesz, jak to może się skończyć.     

         Nazwanie Karoliny dziewczyną łatwo ulegającą perswazji było jak nazwanie Jana Pawła II grzecznym. Wiele razy była zaczepiana przez wróżki i ulegała ich namowom do przekazania świetlanej przyszłości. Płaciła wtedy swoje zarobione pieniądze by nasłuchać się o swoim przyszłym mężu, gromadce dzieci, przystojnych brunetach, wygranych w totka i karierze. Cóż, tylko przepowiednia o dzieciach miała się spełnić, ale Karolina miała nadzieję, że nie urodzi jej się ich gromadka.

- Myślisz, że wizyta u wróżki mi pomoże? - spytała dziewczyna, prychając. - Prędzej stawiałabym na psychiatrę.
- To będzie następne w kolejności. Pójdziemy do salonu ezoterycznego wróżki... Ech, nie pamiętam nazwy, ale to dwie przecznice stąd. Raz tam weszłam z nudów i prawie zadusiłam się od smrodu kadzidełek, ale ty lubisz takie ostre zapachy, więc...

- Dzięki - syknęła Karolina. - Bardzo zachęcająca reklama.

- No co ja na to poradzę? Jestem bezrobotną singielką i niebawem zostanę bez dachu nad głową. Twoim zadaniem jest zapewnienie mi rozrywki.

- A ja jestem bezrobotną singielką w ciąży. No i tutaj też nie mam się gdzie podziać. Przebij to.

- Bezrobotną?

- Odeszłam z pracy. - Karolina machnęła ręką, jakby była to najzwyklejsza rzecz pod słońcem.

- No to mamy przerąbane.

- W takim razie po co chcesz iść do wróżki?

- Bo jak zapłacimy, to powie nam, że czeka nas miłość, przystojni kawalerowie, wygrana na loterii i wszystko, co sobie wymarzymy! - Monika wyszczerzyła zęby.

         Knucie intryg pozwalało jej nie myśleć o Jayu. Karolina jednak tyle razy dała się zwieść wróżbitom, że nie była tak pozytywnie nastawiona do pomysłu.

- Dmuchać balonik iluzji to mogę nawet stąd.

- To nadmuchasz w drodze. I tak musimy iść do sklepu, a to po drodze.

         Karolina nie zdążyła mrugnąć, a już była ciągnięta przez przyjaciółkę za rękę. W sklepie spożywczym humor jej się jednak poprawił. Złapała bagietkę i zamachała nią Monice przed nosem.

- Pamiętasz, jak odwoziłyśmy Madzię na lotnisko i kupiłyśmy jej wielką bagietkę, na wypadek, gdyby była głodna w samolocie?

- Pewnie, że pamiętam. Wydaje się, jakby to było miesiąc temu.

- A minął już ponad rok. Jezu, ja nie chcę wracać. Nie bez ciebie. Nie zniosę tęsknoty. - Karolina roześmiała się, mimo iż rzeczywiście zrobiło jej się smutno.

- Ciocia twojego bobasa cię nigdzie nie puści! - oświadczyła twardo Monika i wpakowała bagietkę do koszyka. - Znajdziemy mieszkanie, pracę choćby na zmywaku i wyjdziemy na tym lepiej niż w Polsce.

- A może najpierw skoczymy do tej wróżki? - zapytała Karolina, widząc, że Monika wrzuca do koszyka nieco za dużo zakupów.

- Och, to by miało więcej sensu. Nie rozumiem, dlaczego ty zaszłaś w ciążę, skoro to ja jestem taka roztrzepana - zachichotała Monika, ale zdając sobie sprawę, że żart był niestosowny, udała, że zamyka usta na kluczyk, który odrzuca gdzieś daleko.

         Dwadzieścia minut później weszły do zatęchłego sklepu ezoterycznego, którego ściany wygłuszone były karmazynowym atłasem.

- Cholera, z chęcią wjechałabym tu z odkurzaczem, a nie lubię sprzątać - skrzywiła się Karolina.

- W czymś pomóc?

- Aaaa!!!

         Dziewczyny odskoczyły jak na komendę, przestraszone głosem dobiegającym zza pleców. Wzrokiem zmierzyły kobietę, która miała na sobie kwiecistą bluzkę, czarną rozkloszowaną spódnicę za kolano i śmieszne skarpety w paski. Wszystko pasowało do siebie jak pięść do nosa, ale przynajmniej była konsekwentna w niechlujnym wyglądzie, bo jej włosy, splecione w dziwnego koka niezdarnie sterczały na prawo i lewo.

- Chcemy znać przyszłość - oświadczyła Monika niepewnym głosem, a kobieta zmrużyła oczy.

- Czyżby, dziecko?

- No... tak.

- W porządku. Wróżka Enigma, dziesięć funtów od przepowiedni.

         Kobieta wyszczerzyła żółte zęby.

- Do-bra. - Monika sięgnęła do portfela, z którego wyciągnęła banknoty, które jej podała. Kiedy ta zniknęła za kotarą, rzucając ciche "zapraszam", zwróciła się do przyjaciółki. - Dlatego najpierw byliśmy na zakupach. Teraz nie mam już pieniędzy i nas nie okradnie.

- Ale ja mam! I teraz stresuję się bardziej tym niż ciążą!

- Zapraszam!

         Karolina odchrząknęła i razem z Moniką weszły do osobnego pomieszczenia, które było jeszcze bardziej zakurzone, o ile w ogóle było to możliwe. Wróża Enigma poleciła dziewczynom usiąść.

- Która pierwsza?

         Zanim Karolina zdążyła cokolwiek odpowiedzieć zdała sobie sprawę, że palec jej przyjaciółki wskazywał na nią, więc westchnęła ciężko i wyciągnęła rękę, z której kobieta zaczęła czytać w swojej wyobraźni. Odchyliła głowę do tyłu i badała palcami jej dłoń.

- Spodziewasz się dziecka... - wydusiła w końcu niczym w transie.

- Też mi rewelacja, słyszała, jak to mówiłaś przed wejściem - szepnęła przyjaciółce Monika, kiedy zauważyła, jak ta robi duże oczy.

- ... mężczyzny, z którym nie jesteś.

- Też mi rewelacja, przyszłaś w końcu do wróżki - ponownie szepnęła Monika.

- Przecież sama mnie tu zaciągnęłaś, daj posłuchać - warknęła w odpowiedzi Karolina.

         Monika uniosła ręce w geście poddania, widząc, że jej przyjaciółka już ulega manipulacji. Miała nadzieję, że wróżka powie jej przyjaciółce jakieś pokrzepiające słowa.

- To nie on jest ci przeznaczony - kontynuowała Enigma.

- Super. Zostanę samotną matką.

- Nie. Już niebawem w twoim życiu pojawi się nowy przystojny kawaler.

         Oczy Karoliny świeciły, a Monika się uśmiechnęła. Była to jakaś pokrzepiająca przepowiednia, która mogła podtrzymać jej przyjaciółkę na duchu.

- I nie będzie mu przeszkadzało, że to nie jego dziecko?

- Nie.

- A... czy będzie on z Polski?

- Z Polski?! - zszokowała się Enigma, ale szybko odchrząknęła, przez co Monika prawie uderzyła się otwartą dłonią w czoło. - Oczywiście, Polska to twoja ojczyzna. Ale tu będzie twój dom, bo ten kawaler będzie stąd...

         Karolina zupełnie zapomniała, że tak wzbraniała się przed wizytą u wróżki. Teraz była w stanie uwierzyć w każde jej słowa.

- Gdzie go poznam? - zapytała dziewczyna z nadzieją, a wróżka pokręciła głową.

- To już się kwalifikuje na kolejną poradę.

         Dziewczyna sięgała po swój portfel, ale Monika ją powstrzymała.

- Chyba wiesz już dosyć - powiedziała po polsku. - Jak ci powie, że w supermarkecie, to zaczniesz tam koczować dniami i nocami.

- Ale przecież twoim pomysłem była wizyta u wróżki.

- Tak... Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł.

         Dziewczyna spojrzała na przyjaciółkę zmrużonymi oczami. Zdawała sobie sprawę, że ta o wiele bardziej wolałaby ją wyswatać z Maxem, ale może tym razem przepowiednia wróżki miała się spełnić i w jej życiu miał pojawić się inny przystojny kawaler?

- Teraz panienki kolej? - zagadnęła Enigma, zmęczona oczekiwaniem.

- Skąd pani wie, że to panna? - Karolina pchnęła przyjaciółkę na krzesło przy okrągłym stole.

- Nie mam obrączki i przyszłam do wróżki. To się rozumie samo przez się.

- Przestań zrzędzić.

         Monika odchrząknęła i podała wróżce dłoń, którą ta zaczęła obmacywać.

- Jesteś w kropce - wysapała Enigma w ezoterycznym uniesieniu.

- A nawet w wykrzykniku.

- Niedługo poznasz chłopaka o dwóch obliczach, jedno z nich pokochasz, drugie znienawidzisz.

- Już takiego poznałam. To właśnie z nim się rozstałam.

- Nie, nie. Nowe twarze, widzę nowe twarze. Tak jak u twojej przyjaciółki...

- Chociaż przystojny? Jej był przystojny - westchnęła Monika.

- Nie widzę jego twarzy - oznajmiła tajemniczo wróżka.

- Jak wygodnie.

- Widzę za to bar... Bar... "Black Velvet".

- I tam poznamy swoich kawalerów? - wtrąciła Karolina, ale Enigma już otworzyła oczy i się uśmiechnęła.

- Tego się dowiedzie za dwadzieścia funtów.

- A dlaczego za dwadzieścia?

- Cóż, to coraz poważniejsze szczegóły, które mogą zaburzyć kontinuum czasowe i...

- Wychodzimy!!! - Monika przerwała wróżce i pochwyciła torby z zakupami, upewniając się, że wszystko mają.

- Ale mam jeszcze tyle pytań! - unosiła się Karolina.

- W takim razie zapraszam. Sklep jest czynny...

         Enigma wyjaśniała jeszcze godziny otwarcia swojego sanktuarium, ale tego Karolina nie słyszała, bo jej przyjaciółka wyciągnęła ją na zewnątrz.

- Hej, dzięki niej mogłyśmy się dowiedzieć, gdzie spotkamy miłość! - uniosła się dziewczyna, zakładając ręce na piersiach.

- Właśnie dlatego cię kocham! Zapierałaś się, że tam nie pójdziesz, a jednak łykałaś jak pelikan wszystko, co ta Enigma powiedziała.

- Chyba tego chciałaś.

- No... niedosłownie. Chciałam, żeby poprawił ci się humor. I pomogło?

- Niezupełnie. Ale wieczorem będzie lepiej, kiedy odwiedzimy bar "Black Velvet".

         Karolina wyszczerzyła równe białe ząbki. Ten uśmiech zawsze potrafił skruszyć lód nie tylko w sercu Moniki. Teraz było podobnie.

- Ale ty nie pijesz - przestrzegła rudowłosa dziewczyna, a Karolina zasalutowała.

         Wieczorem wybierały się na spotkanie z własnym przeznaczeniem.

środa, 22 maja 2013

Rozdział 2 - "Monika"

Dziękuję za wszystkie komentarze! Nie spodziewałam się aż 18. Mam nadzieję, że się nie zniechęciłyście i będziecie tu zaglądać :)
Kolejny rozdział przed nami. Tym razem przeczytacie, co u naszej starej bohaterki. Akcja dzieje się na początku lutego 2013 roku.

Szablonu nie wykonałam sama. Jest pobrany ze strony, a ja obecnie głowię się nad nagłówkiem.
  

„Kochankowie zawsze się rozstają z tych samych przyczyn, które ich wcześniej połączyły.”
Éric-Emmanuel Schmitt ("Kiki van Beethoven")


           Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Brukselka, tak ją nazywali. Przezwisko wymyślił kierowca taksówki, któremu uciekła bez płacenia, kiedy po raz pierwszy zjawiła się w Anglii ponad rok temu. Wszystko przez upodobanie do koloru zielonego, który często ubierała. I tym razem włożyła zwyczajny (choć zielony niczym brukselka) dres, a włosy zawiązała w kucyk. Rzęsy maznęła tuszem, ale chyba tylko z przyzwyczajenia. Nie zamierzała się stroić. Rozważała przywitanie swojego chłopaka w skąpym komplecie bielizny, ale nie zasłużył. Rozumiała brak czasu, koncerty, wywiady, sesje zdjęciowe... Ale na litość boską, Nath jakoś znajdował czas, by pisać i dzwonić do jej siostry!

         Westchnęła ciężko i przeszła się po pustym mieszkaniu. Tak jak ona była szalona, tak i jej życie stało się szalone przez brytyjską przygodę, którą przeżyła przez ostatni rok. Przyjechała na Wyspy żeby podrzucić siostrze podpisane dokumenty, a narobiła sobie długu i musiała zostać. Tak poznała JEGO.

         Początkowo wzbraniała się przed uczuciem. Nie chciała się wiązać, a już na pewno nie z członkiem znanego zespołu, który robił furorę na świecie. Ale serce nie sługa, jak to mawiają i po licznych wzlotach i upadkach, w końcu uległa i przestała walczyć. Bo z miłością nie szło wygrać.

         Nagle drzwi się otworzyły i w progu stanął uśmiechnięty od ucha do ucha Jay. Oczy mu zaświeciły na widok dziewczyny. Podbiegł do niej w mgnieniu oka, uniósł w powietrze i zachłannie pocałował, głęboko i namiętnie. Brakowało jej tchu, ale nie zamierzała przerywać pieszczoty. Pozwoliła by ją podniósł w taki sposób, że nogami objęła go w pasie. Całował ją bez opamiętania, by w końcu posadzić na blacie w kuchni i kontynuować pieszczoty, przesuwając się na szyję, obojczyk i niżej... Dopiero po chwili dotarło do niej, że czuje smród piwa.

- Nie, Jay, przestań - poleciła, odrywając swoje usta od jego rozpalonych warg, błagających o więcej. - Wpadasz tu jak tornado po dwutygodniowej ciszy w eterze i oczekujesz szybkiego numerku? I to po pijaku?

         Spojrzał na nią zdziwiony.

- Nie musi być szybki. Mam czas na krótką grę wstępną, skoro mój urok nie wystarcza. A wypiłem tylko kilka piw w samolocie dla odwagi w obliczu zmierzenia się z tornadem "Brukselka".

- Przestań żartować.

         Wyrwała się z uścisku i zeskoczyła z lady. Grę wstępną mógł zacząć w momencie, w którym wyjechał do Stanów. On tymczasem nawet nie zadzwonił, a teraz zjawiał się pijany i napalony. Czy naprawdę wymagała tak dużo? Czy była aż taką zołzą?

         Ogarnęła wzrokiem salon i stwierdziła, że nie ma w nim żadnych walizek.

- A bagaż? - spojrzała na Jaya, który wycierał usta, jak to miał w zwyczaju. Oblizywał, wycierał dłonią i tak w kółko. Doprowadzało ją to do szału.

- Nie mam, wpadłem tylko na chwilę.

- Jezu, ty naprawdę liczyłeś na szybki numerek!

         Nie wierzyła, że przyleciał tylko na chwilę ze Stanów, by sobie ulżyć. Była tak zła, że krew zaczęła gotować się w jej żyłach. Zacisnęła pięści, żeby się uspokoić. Bądź co bądź, nie widzieli się długo, a ona bardzo za nim tęskniła. Ale nie tylko za pocałunkami i pieszczotami. Również za rozmową.

         Jay podszedł do niej od tyłu i odgarnął jej włosy z karku, który zaczął delikatnie muskać ustami, podczas gdy jego ręce powędrowały na jej piersi.

- Monica, daj spokój. Nawet w tym dresie doprowadzasz mnie do szału. Nie widzieliśmy się przez dwa tygodnie.

- To może porozmawiamy?

         Westchnął ciężko, więc wiedziała, że jest to dla niego wyższa konieczność.

- W porządku. O czym chcesz rozmawiać?

         Opadł na kanapę i poklepał miejsce obok siebie, na które przysiadła.

- O nas.

         Oczy zaświeciły jej, że ma ochotę nadrobić zaległości duchowe, a nie tylko te fizyczne. On jednak wywrócił oczami i pochylił się, by ponownie ją pocałować.

- Jestem człowiekiem czynu - wyszeptał i chciał dotknąć jej ust swoimi, ale wstała z kanapy i założyła ręce na piersiach.

- McGuiness! Wolałam cię jako uroczego niezgułę, a nie napalonego i pijanego Casanovę!

- Nie tęskniłaś za mną?

- Jak głupia! Ale ty nie dawałeś znaku życia i gdyby nie wiadomości od Maxa i Natha w ogóle nie wiedziałabym, czy wszystko w porządku. A teraz wpadasz tu w nadziei, że będę rozkraczona i gotowa.

- Kiedy to mówisz, brzmi okropnie.

- Bo to jest okropne.

         Byli ze sobą dopiero od sylwestra.  Minął miesiąc, ale przez dwa tygodnie w ogóle się nie widzieli, byli więc bardzo świeżą parą.

- Okropne jest to, że każesz mi żyć w celibacie. Nie zdziw się, kiedy dziewczyny w Ameryce będą bardziej otwarte.

- Nie wierzę, że to powiedziałeś.

         Do oczu Moniki napłynęły łzy. Co się stało z jej Jayem? Sława go zmieniła. A może była to jej wina? Może wyolbrzymiała sprawę? Wcale nie był pijany, nie słaniał się na nogach, a to, że przeleciał taki kawał, by z nią być… Zdała sobie sprawę, że słusznie zrobiło jej się przykro, kiedy Jay zakrył sobie usta dłonią, bo wiedział, że powiedział o kilka słów za dużo.

- Skarbie, przepraszam.

- Żałuj, że nie ma tu Neytiri. Mógłbyś się do niej przytulić zanim padniesz w ramiona kolejnej Amerykance! - oświadczyła dziewczyna ze złością.

         Pociągnęła nosem i otarła pojedynczą, zabłąkaną na policzku łzę. Nie zamierzała okazać mu swojej słabości.

- Przepraszam, Monica. Przegiąłem, wcale tak nie uważam!

         Słyszała jego słowa, jakby dochodziły gdzieś z oddali. Szybkim krokiem udała się do łazienki, w której zamknęła się od środka. Chciała uciec. Schować głowę w piasek jak struś i przeczekać najgorsze. Ale co wtedy? Lepszym rozwiązaniem byłoby wynalezienie machiny czasu.

         Siedziała tam dwie godziny, gdy w ochłonęła i wyszła, gotowa do konfrontacji ze swoim chłopakiem. Zamierzała porozmawiać o perspektywie związku i priorytetach oraz pójściu na kompromis. Jaya jednak już nie było. Pozostawił po sobie niedbale nabazgrany na notatniku liścik.

         "Obyś następnym razem była w lepszym humorze. Kocham. Jay."

         Złość osiągnęła apogeum. Pospiesznie złapała długopis i nie trudząc się w poszukiwaniu nowej kartki, na tej, na której było jeszcze mnóstwo miejsca dopisała.

         "Następnego razu nie będzie. Jaszczurki jedzą myszy, nie brukselki.
         Również kocham, ale... nie szukaj mnie. Monika."

         Miała szczerą nadzieję, że jej metafora zostanie zrozumiana. I że Jay zrozumie motywy, które pchnęły ją do takiego postępowania. Nie potrafiła tak funkcjonować. Związek oparty na ciągłych kłótniach i różnych priorytetach nie miał racji bytu. Co ona sobie myślała pchając się w ramiona członka znanego zespołu?

         Za tydzień Jay miał wrócić na jakiś czas do Wielkiej Brytanii, więc miała siedem dni na poukładanie swoich spraw i znalezienie sobie innego lokum. Nie mogła zostać w jego mieszkaniu. Może pojedzie do siostry swojej koleżanki ze studiów, która mieszkała w Anglii, a u której tymczasowo rezydowała jej siostra? To byłby poniekąd tłok, ale przecież nie mogła wegetować na dworcu.

         Wbiła w telefon numer jedynej osoby, która była jej teraz w stanie doradzić.

- Między mną a Jayem koniec - oświadczyła lakonicznie w słuchawkę.

- Jestem w ciąży - usłyszała w odpowiedzi od Karoliny.

         Obie w milczeniu kontemplowały informacje, które otrzymały od siebie nawzajem. W końcu odezwała się Monika.

- Przyjedź do Anglii.

- Przyjadę.

         Znały się tyle lat, że często porozumiewały się bez słów, więc ta rozmowa nie była niczym dziwnym ani niezręcznym. Po prostu więcej słów nie było potrzebnych, bo potrafiły czytać między wierszami.

         Łatwo przyszło, łatwo poszło. Właśnie tak czuła się Monika, kiedy następnego dnia szła do pracy w wydawnictwie. Pracowała tu od prawie miesiąca i to tylko dla tego, że Max wysłał do nich fragment jej powieści, którą pisała podczas pobytu w Anglii, a która zawierała wszystkie jej przygody ze zmienionymi imionami bohaterów. Zaproponowali jej staż, dość dobrze płatny, więc zgodziła się bez wahania. Przez ostatnie dwa tygodnie jednak, kiedy Jay w ogóle nie zdradzał oznak życia zaczęła zachowywać się jak rozdrażniona neurotyczka i coraz częściej szef zwracał jej uwagę, żeby oddzielała pracę od życia prywatnego.

         Po okropnej kłótni nie wytrzymała jednak presji i kiedy na kolegium ktoś rzucił na tapetę informację o trylogii, którą rozpoczęło "Pięćdziesiąt twarzy Greya", wybuchła, zarzucając autorce brak jakichkolwiek umiejętności pisarskich i fakt, że ta stworzyła "porno dla ubogich", a przecież "nie wszystko obraca się wokół seksu" i "nawet jeśli ktoś jest sławny, to nie może być panem i władcą", bo "w związkach chodzi o partnerstwo i słuchanie siebie nawzajem", a "seks to tylko dodatek" i jeśli ktoś kocha, to "powinien być cierpliwy".

         Godzinę później oddychała ciężko na przystanku autobusowym, ściskając swoją torbę. Po zwolnieniu zrobiła jeszcze awanturę, żeby dali jej karton, by mogła spakować do niego swoje rzeczy tak, jak to robili w filmach. Oświadczyli jej, że nie ma żadnych rzeczy, a wszystko na biurku było własnością wydawnictwa. Obiecali jej dobre referencje i nie zamierzali chować urazy, ale szef subtelnie dał jej do zrozumienia, żeby się przebadała w specjalnej placówce psychiatrycznej. I może nie był to wcale taki głupi pomysł?

         Ten dzień przeleżała na kanapie, oglądając maraton z "Drogą Rozpaczy". Był to ulubiony horror Toma, którym nie raz ich męczył. Przywoływał wspomnienia z momentu, w którym zdała sobie sprawę, że jest w Jayu zakochana. Autokar, którym jechali chłopcy z The Wanted, Jayne, ona i jej siostra, zjechał z drogi i utknął w rowie. Wszyscy kłócili się wtedy, kto pójdzie po pomoc, a ona i Jay wyszli z pojazdu, by czekać na przejeżdżające samochody.

         Padał wtedy deszcz, a ona miała na sobie czerwoną bluzę z kapturem, którą pożyczył jej Max. Jay założył jej kaptur na głowę i wytarł kropelki wody z policzka. Powiedział, że wygląda jak Czerwony Kapturek, a to jego ulubiona bajkowa postać. Serce zabiło jej wtedy szybciej i mimo iż od razu postanowiła sobie, że nie zakocha się w tym chłopaku, jej plan legł w gruzach.

         Udało im się zatrzymać samochód.

- Jakiś znajomy ten kierowca - szepnął jej wtedy na ucho Jay, a ona uśmiechnęła się do niego nerwowo i żeby ukryć rumieńce, doskoczyła do przedniej szyby i zagadnęła mężczyznę w samochodzie.

- Czy mógłby pan zawieść mnie i kolegę do najbliższej stacji benzynowej lub warsztatu mechanicznego? Autokar wpadł nam w poślizg i nie możemy ruszyć dalej.

- W porządku, wsiadajcie, bo zamokniecie do reszty! - zawołał kierowca, a oni wpakowali się do jego wozu, Jay z przodu, ona z tyłu.

         Nie pomyśleli, żeby poinformować przyjaciół o swoim przedsięwzięciu. On mógł myśleć tylko o niej. Ona mogła myśleć tylko o nim.

         Jechali dość długo i wtedy postanowiła sobie, że będzie mu docinać, ignorować jego żarty i robić wszystko, żeby nie zostać z nim sam na sam. Szybko okazało się, że jest to plan niemożliwy. Wojna swatów tylko pogłębiła jej uczucia. Na Barbadosie starała się o nim zapomnieć, szczególnie kiedy chłopacy nie chcieli przyjść do dziewczynki chorej na raka na uroczystym przekazaniu pieniędzy ze zbiórki charytatywnej hospicjum dla dzieci. W końcu jednak się pojawili i Monika nie miała karty przetargowej. Nie miała też wtedy pojęcia, że i on był nią zauroczony po uszy i jak ostatni bohater wbiegł nawet do sali, w której pożar wywołała, żeby sprawdzić, czy przypadkiem tam nie została.

         Potem przyszedł sylwester. Pocałowała go ośmielona alkoholem i gadała bzdury. Wtedy zrobił jej przykrość, stwierdzając, że jest niepoczytalna, więc uraczyła go długim pijackim monologiem, który zawierał opis jej idealnego chłopaka. Nie wiedziała jeszcze wtedy, że tę noc spędzi z nim. Co prawda do niczego nie doszło, a rano dał jej do zrozumienia, że nie tknąłby jej nawet kijem, ale i tak w środku gotowała się i walczyła z kiełkującym uczuciem, które było jak chwast. Nie podlewała go, nie nawoziła, a samoistnie wyrastało, wbrew jej oczekiwaniom.

         Kiedy wyznał jej uczucie na lotnisku chciała mu się rzucić na szyję, ale wiedziała, że związek zwyczajnej dziewczyny i piosenkarza nie wypali. Dlatego wmówiła mu, że najwyraźniej się pomylił, na co stanowczo zbyt łatwo się zgodził. To dało jej siłę do odrzucenia od siebie sprzecznych uczuć na dobre.

         Ale nie mogła walczyć wiecznie. Kiedy Max wziął się za rolę swata, sprawy obrały zupełnie inny obrót i ostatecznie nie mogła się dłużej opierać. Jay zaśpiewał dla niej "Heart Vacancy", dokładnie w rok po ich pierwszym pocałunku w sylwestra i postanowiła dać szansę nie tyle jemu, ile sobie, na szczęście.

         A teraz siedziała miesiąc później przed telewizorem i oglądała niskobudżetowy horror, w którym zabójca przypominał mężczyznę, który zabrał ją i Jaya z drogi, żeby mogli sprowadzić pomoc. To wywoływało wspomnienia, więc płakała jedząc lody i nie słyszała, że ktoś dobija się do drzwi. W końcu poszła otworzyć.

- Jezu, wyglądasz okropnie - oświadczyła jej młodsza siostra, pakując się do mieszkania i zrzucając ciężką torbę na ziemię. - Co się stało?

         Wcześniej Monika wysłała jej wiadomość "Jestem samotna, bezdomna i bezrobotna", co zaniepokoiło Magdę.

- W skrócie, Jay wpadł tu jak burza, pijany i napalony, zarzuciłam mu, że się do mnie nie odzywał, on mi zarzucał, że skoro nie chcę uprawiać z nim seksu, znajdzie sobie jakąś Amerykankę. Potem zwolnili mnie z pracy i poradzili wizytę u psychiatry. No a za tydzień The Wanted wracają z Ameryki, więc mnie nie może być w mieszkaniu Jaya.

- Po kolei. To było zerwanie?

         Madzia czuła się jak u siebie. Poszła do kuchni, żeby zaparzyć herbatę, a Monika podążyła za nią.

- Oficjalnie nie. Ale zobacz, jaki liścik mi zostawił.

         Starsza z sióstr podsunęła młodszej zwitek papieru, a ta pokiwała głową.

- To, co napisałaś, to na pewno zerwanie. Oby Jay zajarzył. Trzeba poinformować chłopaków. Założyli się, ile razem wytrzymacie.

         Monika ukryła twarz w dłoniach, a Madzia położyła jej rękę na ramieniu.

- Hej, siostra! To był żart! Znaczy… założyli się, ale nikomu nie powiem. Zresztą, pogodzicie się, on zrozumie swój błąd.

- Teraz już na pewno nie dam żadnemu idiocie mną manipulować.

- Daj spokój, Jay cię kocha. Po prostu ma słaby umysł i ciało. Z tęsknoty papla się różne rzeczy.

- Nath też do ciebie papla różne rzeczy?

- Nath jest romantyczny i słodki. Śpiewa mi przez Skype'a, kiedy rozmawiamy przez telefon może tylko wsłuchiwać się w mój oddech i stwierdzać, że jest to najpiękniejszy dźwięk na świecie... - Rozmarzyła się Magda, ale widząc smutną minę siostry, odchrząknęła. - Ale takie romantyczne badziewie nie dla ciebie! Właśnie dlatego tak pasowaliście do siebie z Jayem. Całowaliście się i kłóciliście w tej samej minucie. Nigdy byście się nie znudzili.

- Kiedy ja byłam zmęczona walką. A to dopiero miesiąc, z czego przez dwa tygodnie się nie widzieliśmy! Czuję, że Jay to duże dziecko, a ja nie mam ochoty być niańką. Chciałabym, żeby dla odmiany zaopiekował się mną.

         Madzia pokiwała głową ze zrozumieniem i nalała sobie i siostrze wrzątku, który zabarwił się na krwistą czerwień za sprawą herbaty malinowej, którą Jay miał w szafce.

- Co teraz zamierzasz zrobić? - zagadnęła w końcu nastolatka. - Wprowadzasz się do Ali i zamieszkasz ze mną?

         Nastolatka rozumiała, że młoda para chce mieć siebie na własność, zresztą, Jay miał tylko jedną sypialnię, dlatego bez mrugnięcia okiem przystała na wprowadzenie się do siostry koleżanki Moniki, która na stałe mieszkała w Londynie. Nath proponował jej, żeby zamieszkała z nim, ale nie chciała niczego pospieszać. I zrozumiał, nie nalegał. Może właśnie taka była jego przewaga nad Jayem?

- Nie wiem. Gdyby nie to, że mama kazała mi cię mieć na oku, najprawdopodobniej bez mrugnięcia okiem wróciłabym do Polski. Ale teraz prawdopodobnie będę musiała nadużyć gościnności Alicji. Póki co jednak, zostanę tutaj. Przyleci Karolina, posłucham jej rad, bo ty jako szczęśliwie zakochana nie jesteś obiektywna i wszystko widzisz w różowych barwach.

         Magda spojrzała na malinową herbatę i się uśmiechnęła. Mimo iż Nath był daleko, czuła, że kocha go z każdym dniem coraz mocniej.

- Wiesz, może jest dla ciebie i Jaya szansa? W końcu mając kilka godzin wolnego wsiadł w samolot i przeleciał kawał drogi, by cię zobaczyć.

         Monika uśmiechnęła się blado. Rzeczywiście było to miłe, ale nie potrafiła zrozumieć, dlaczego wcześniej się do niej nie odzywał. Postanowiła zmienić temat, żeby nie myśleć o tym, co psuło jej nastrój.

- A jak tam twój pierwszy tydzień w nowej szkole?

- Zależy. Minusem jest fakt, że widziałam tam Jess.

- Domyślam się, że nie chodzi o siostrę Natha. Siostrzenica Joe McDovana?

- Właśnie ją.

         Była to psychofanka Zayna, mieszkająca w Anglii Polka, która nie raz dała się Madzi we znaki. Była w poprawczaku i w klinice psychiatrycznej, wtargnęła na plan teledysku "Live While We're Young", wykradła Madzi piosenki One Direction, a kiedyś próbowała pozbyć się książek The Wanted przeznaczonych na akcję charytatywną.

- No to nieciekawie... A chodzi tam chociaż ktoś normalny?

- Szczerze, nie rozmawiałam z nikim. Jessica się do mnie przyczepiła. Podobno jest z nią lepiej, bo leki dobrze działają. Ale odstrasza ludzi i nikt nie chce ze mną gadać. Do tej samej szkoły chodzi też siostra Natha, ale ona jest ode mnie młodsza, więc rzadko się widujemy.

         Magda wzruszyła ramionami.

- Mam nadzieję, że ta dziewczyna się od ciebie odczepi i poznasz jakieś koleżanki. Teraz musi być ci ciężko.

- W sumie... Skupiam się na nauce w obcym języku i dobrze, że nie mam czynników rozpraszających. Perspektywa rozmowy z Nathem poprawia mi humor.

- W takim razie się cieszę. - Monika się uśmiechnęła. - Zostaniesz na noc? Mam "Drogę rozpaczy" na DVD.

- I lody, widziałam. Ale spasuję. Jutro mam pierwszy test, nikogo nie obchodzi, że jestem w tej szkole od trzech dni.

- W takim razie będę trzymać kciuki.

- Dzięki.

         Dopiły herbatę do końca, poplotkowały jeszcze trochę i się pożegnały. Mieszkanie wydało się nagle Monice puste jak nigdy wcześniej.

Blog List