środa, 29 kwietnia 2015

Rozdział 95 - "Wspomnienia czy uczucia?" cz. I

Dziękuję wszystkim, że po 194 rozdziałach nadal tu zaglądacie i piszecie swoje zdanie. 

Pozdrawiam wszystkich :*


love nathjaytomaxsiv - Zarówno Lawson jak i One Direction jeszcze się pojawią przy okazji kolejnego (już ostatniego, niestety) zwariowanego pomysłu Toma. Ja też bym widziała Alex z Rickym, ale dziewczyna jest nieprzewidywalna, więc kto wie ;)

Blondi Bliss - czas na zaglądanie na blogi będę miała dopiero za kilka rozdziałów, jak WD2 się zakończy

Marta G. - postaram się, by na majówkę był kolejny rozdział :)

Charlizell - oczywiście, że chętnie poczytam. W drugiej części tego rozdziału dowiemy się, co tam u Karoliny i Luizy, ale jestem otwarta na propozycje. Dla przypomnienia i ułatwienia mój mail:
jaycee.hollander@gmail.com



         Było po pierwszej, a Monika nie widziała prawie żadnych postępów w sprzątaniu. Kubki nadal walały się po ziemi, podobnie jak resztki popcornu i chipsów.
- Najgorsze jeszcze przed nami - westchnęła, spoglądając na Adama, który wynosił właśnie dwa wielkie worki ze śmieciami, które wspólnie zebrali na sali. - Tom się zmył i wszystko wskazuje na to, że grono nauczycielskie również. Od piętnastu minut w tej szkole nie widziałam nikogo oprócz ciebie.
         Adam wrzucił śmieci do kontenera przy tylnym wyjściu ze szkoły, a następnie pogonił Monikę do środka, żeby nie zmarzła. Weszła razem z nim, ale nie była zadowolona, że nie odpowiedział na jej pytanie.
- Jakieś przemyślenia?
- Nikogo nie widziałaś, bo nikogo nie ma - wyjaśnił w końcu. - Oprócz nas, oczywiście.
- Żartujesz, tak? To jakaś kpina. Zostawili dwójkę obcych ludzi w szkole, żeby sprzątnęli bałagan po ich podopiecznych?
- Carol musiała wracać do domu, bo jej córeczka dostała gorączki. Ten chudy z wąsem zasypiał ze szmatą w ręku, więc powiedziałem, żeby wracał do domu, bo sobie poradzimy.
- No a dyrektorka i ta szkolna pedagog?
- Carol jest pedagogiem.
- Wybacz, że nie zapoznałam się z osobami, które zostawiły nas z tym bałaganem na głowie. Zresztą, mam w nosie, gdzie jest dyrektorka i reszta. My na pewno nie będziemy tego sprzątać. - Monika zacisnęła pięści ze złości i ruszyła w stronę wyjścia, po drodze łapiąc swój płaszcz i torebkę. Zanim dotarła do drzwi sali gimnastycznej, zauważyła, że Adam za nią nie idzie. Poirytowana zawróciła i spojrzała na niego wyczekująco. - Idziesz, czy nie?
- Nie możemy zostawić tu takiego bałaganu.
- Możemy. Nie pracujemy w tej szkole, pamiętasz? Z dobroci serca zgodziliśmy się poświęcić walentynki, by być opiekunami na balu, ale nie pisałam się na całonocne sprzątanie.
- Przecież nie mieliśmy nic lepszego do roboty…
- Masz rację, w walentynki. Ale tak się składa, że w nocy mam lepsze rzeczy do roboty niż wycieranie kałuż po rozlanym ponczu.
         Adam uniósł brwi i spojrzał zdziwiony na Monikę, która uderzyła się otwartą dłonią w czoło.
- Chodziło mi o spanie, zboczeńcu. Gdyby te lenie zostały z nami, uwinęlibyśmy się w dwie, góra trzy godziny. Sami będziemy tu sprzątać do rana, a to nie nasz obowiązek! Tak więc skoro oni się zawinęli, my też idziemy. Chodź.
         Dziewczyna złapała swojego byłego chłopaka za nadgarstek, ale on nadal nie ruszał się z miejsca.
- No rusz się wreszcie! - poleciła, a on nerwowo potarł kark.
- Wiesz, tak właściwie to oni poszli przeze mnie… Powiedziałem, że sami sobie poradzimy.
- Sami? We dwójkę? Ty chyba jesteś niepoważny? Skąd pomysł, że sami sobie poradzimy? Zresztą, nawet nie tego chcę się dowiedzieć najpierw. Dlaczego na ochotnika skazałeś nas na noc spędzoną przy sprzątaniu tego bajzlu? - Monika zaczęła nerwowo chodzić w kółko. Za każdym razem, gdy spoglądała na Adama wzruszał ramionami lub pocierał kark. Wyglądał na skruszonego, więc przestała krzyczeć i łazić w kółko. Dopiero wtedy jej odpowiedział.
- Jeśli jesteś zmęczona, odwiozę cię do domu i wrócę sam sprzątnąć - zaproponował. Spojrzała na niego jak na idiotę.
- Oszalałeś? Wtedy przez cały weekend stąd nie wyjdziesz! Zresztą, nie jestem zmęczona. No i nie jestem potworem, nie zostawię cię tu samego. - Dziewczyna rozejrzała się w poszukiwaniu rzeczy, którą zająć się najpierw. - Ale musimy się sprężyć, bo do rana tu siedzieć nie będę. Może złożysz te krzesła jedno w drugie, a mi będzie łatwiej zmieść te śmieci?
         Adam w milczeniu skinął głową, a Monika odłożyła swoje rzeczy i zaczęła się uwijać. Spędziła walentynki praktycznie z byłym chłopakiem, a po tym nie chciała spędzić w jego towarzystwie całej nocy. To było zbyt dziwne. Dziwniejsze nawet niż fakt, że byli przyjaciółmi, choć czasem wątpiła, czy rzeczywiście nimi są, czy tylko udają.
         Żeby nie pogrążać się w rozmyślaniach włączyła taki dopalacz, że sama nie wierzyła, że tak szybko uwinęli się ze sprzątaniem.
- A mówiłaś, że będziemy tu siedzieć całą noc - stwierdził ze śmiechem Adam, ogarniając wzrokiem sprzątniętą salę gimnastyczną.
         Krzesła stały ułożone w piramidki z boku, podłoga była sprzątnięta, dekoracje ściągnięte i ułożone w jednym miejscu.
- Nie doceniłam nas - westchnęła Monika, otrzepując sukienkę z niewidzialnego kurzu. Zapewne śmiesznie wyglądała w długiej kiecce i z miotłą, ale w tej chwili jej to nie obchodziło. - Dopiero trzecia, jak my tego dokonaliśmy?
- Co dwie głowy to nie jedna - odpowiedział Adam.
- Więc teraz możemy się wyspać.
- Mówiłaś, że nie jesteś śpiąca.
- Tak, ale to nie oznacza, że mam ochotę sprzątnąć jeszcze korytarze.
- Nie o to mi chodziło. Cały wieczór pilnowałaś lodowiska, a nawet na nie nie weszłaś - zauważył chłopak. - Nie korci cię, by skorzystać teraz, kiedy nikt nie patrzy?
- Ty patrzysz.
- No tak, ale ja to ja. Widziałem cię w bardziej nieporadnych sytuacjach niż usiłowanie jazdy na łyżwach.
         Monika odłożyła miotłę i spojrzała na chłopaka, podpierając się pod boki.
- Niby w jakich?
- Na przykład podczas usiłowania nauki pływania.
         Rudowłosa zarumieniła się na wspomnienie tego, jak Adam uczył ją pływać, a raczej próbował to robić. Miała swoje lata, ale jakoś nigdy nie opanowała tej umiejętności. Kiedy postanowili być przyjaciółmi, zaoferował się, że będzie jej trenerem i wynajął nawet cały basen, żeby nie była skrępowana. Jej przyjaciele jednak dowiedzieli się o tym i zabrali się razem z nimi, przez co plany zostały zniweczone.
- Mimo warunków, jakie panowały na basenie, lepiej mi idzie utrzymywanie się na powierzchni wody teraz niż przed twoją lekcją - oznajmiła.
- Dobrze się składa. Może jako nauczyciel jazdy na łyżwach też się sprawdzę?
         Adam spojrzał na Monikę wyzywającym wzrokiem i wyciągnął w jej stronę rękę.
- Nie - zaparła się, ale on nie znosił sprzeciwu. Zaczął popychać ją w stronę lodowiska.
- Na pewno nie będziesz żałować. Wiem, że tego chcesz…
- Och, no dobra! Ale tylko zrób mi zdjęcie, to oberwiesz.
- Jak ten biedny dzieciak, którego zdzieliłaś z plaskacza? - roześmiał się Adam.
- Obmacywał mnie i czynił sprośne propozycje. Żałuję, że nie dostał łyżwą i nie stracił zębów tak jak ten cały Noel… Co ty się tak uśmiechasz? - spytała zdziwiona Monika, widząc minę chłopaka.
- Nic. Po prostu zadziwia mnie, że teraz jesteś gotowa zdzielić nastolatka w twarz za napastowanie, a kiedyś nie potrafiłaś nawet wydusić z siebie słowa.
- To było tak dawno, że nawet nie pamiętam.
- Ale ja pamiętam.
- Mniejsza z tym, idziemy czy nie? Bo się rozmyślę - zmieniła temat, a on skinął głową.
         Nie próbował wrócić do rozmowy. Założyli łyżwy i weszli na lodowisko. Monika początkowo niepewnie, ale Adam trzymał ją za rękę, więc stopniowo nabrała pewności siebie, że nie stłucze sobie kości ogonowej. Lodowisko było małe, ale po zatoczeniu kilku kółek dziewczyna radziła sobie nieźle, a raczej po prostu nie wylądowała jeszcze na lodzie.
- Dobra, gdzie nauczyłeś się jeździć na łyżwach? - spytała, kiedy Adam popisywał się kawałek przed nią, gdy ona za wszelką cenę próbowała utrzymać równowagę.
- Po prostu mam talent - obwieścił zawadiacko, ale za chwilę poważnie dodał. - Jeździłem kilka razy, ale chyba równowagę mam we krwi. Wiesz, wiele lat jeździłem na desce.
- Jeszcze to pamiętam - westchnęła. - Nadal to robisz?
- Nie. Od kilku lat nie.
         Zamilkła. Od kilku lat czyli całkiem prawdopodobne, że od ich rozstania. Nic nie powiedziała, tylko spróbowała dojechać do chłopaka, żeby mógł ją pochwalić, co zmieniłoby temat na mniej melancholijny. Na swoje nieszczęście straciła jednak równowagę i runęła jak długa. Nie na kość ogonową, jak się spodziewała, tylko twarzą do przodu.
         Zadźwięczało jej w uszach i pociemniało w oczach. To koniec, pomyślała. Czeka mnie sztuczna szczęka.
         Powoli zamrugała oczami, by zorientować się w sytuacji. Nad sobą miała spanikowanego Adama, który podtrzymywał jej głową i dokonywał oględzin. Usiadła na lodzie o własnych siłach i spojrzała na niego przytomniejszym wzrokiem.
         Przypomniała sobie scenę sprzed ich rozstania, kiedy to wyjechał do innego miasta bez słowa. Ta sama wizja nawiedziła ją, kiedy zapadła w śpiączkę. Adam uczył ją jazdy na swojej desce, ale zawsze była łamagą, więc kiedy chciała się popisać, straciła równowagę i się przewróciła. Rozcięła sobie wargę o deskorolkę, a on zrobił wiele hałasu, obawiając się o jej stan, którym okazało się zwykłe przecięcie, po którym jednak do teraz miała niewielki ślad.
- Jesteś cała? Wszystko w porządku? Coś cię boli? Zawieźć cię do szpitala? - pytał spanikowany Adam, zaglądając jej w oczy, choć nie była pewna, czy to pozwoli mu postawić jakąkolwiek diagnozę.
- Nie - odpowiedziała niepewnie.
- Nie jesteś cała czy nic cię nie boli?
- Nie zawoź mnie do żadnego szpitala, wszystko w porządku - zapewniła. - No chyba że tak jak Noel nie mam któregoś z zębów, wtedy musimy coś zrobić i to szybko.
         Dziewczyna wyszczerzyła się w stronę byłego chłopaka, który odetchnął z ulgą i zapewnił ją, że wszystkie zęby ma na miejscu, co i ją uspokoiło.
- Całe szczęście - westchnęła. Adam pomógł jej wstać i zaczął się jej przyglądać. - Coś nie tak z moją twarzą?
- Nie, wszystko w porządku. Po prostu patrzę na tę bliznę w kąciku ust - wyznał.
- Och, to. - Odruchowo dotknęła wargi. Blizna była niemal niewidoczna, ale za każdym razem, gdy malowała usta, przypominała sobie o tym, jak je rozcięła i jak trzy dni później Adam zniknął z jej życia. - Prawie jej nie zauważam - skłamała.
- Prawie jej nie widać - przyznał i jeszcze dokładniej się jej przyjrzał. - Czy to blizna po…
- … tak - dokończyła za niego.
- Och. Przepraszam.
- To nie była twoja wina. To ja byłam łamagą. Najwyraźniej nadal nią jestem.
         Monika wzruszyła ramionami i nerwowo zachichotała. Adam stał w ciszy i wwiercał w nią wzrok, przez co przez krótką chwilę miała wrażenie, że chce ją pocałować. Nie miała pojęcia, czy chce, by to zrobił. Tak ją skołowała ta myśl, że prawie ponownie się przewróciła. Tym razem jednak były chłopak ją przytrzymał. Nie chciała zbyt dług przebywać w jego ramionach, więc odchrząknęła, odsunęła się od niego i zaczęła na łyżwach jechać w stronę zejścia z lodowiska. Zapomniała nawet, że przed chwilą wyrżnęła twarzą do lodu, co mogło ją pozbawić uzębienia. Liczyło się tylko to, że chciała uciec. Od wspomnień i od uczuć, które mogłyby nią zawładnąć po raz kolejny.
         Miała dziesięć lat, gdy poznała Adama. Była nieśmiałą i znerwicowaną, zakompleksioną dziewczyną. Przestraszoną w każdym możliwym znaczeniu tego słowa. Adam był synem sąsiadów jej babci, którą często odwiedzała, więc kojarzyła go z widzenia. Babcia wiele razy namawiała ją, by z nim porozmawiała, ale Monika stanowczo powtarzała, że wcale się nie nudzi i nie potrzebuje towarzystwa. Zresztą, Adam był starszy, trzymał się ze swoim towarzystwem i ją przerażał. Jeździł na deskorolce dość brawurowo, był zawsze roześmiany i głośny. Nie zwracał uwagi na zamyśloną dziesięcioletnią dziewczynkę, która kręciła się po podwórku z pamiętnikiem, notując coś skrzętnie. Ale któregoś dnia coś go zainteresowało. Monika pamiętała ten dzień doskonale, bo było to jedno z jej największych upokorzeń.
- Co piszesz? - zagadnął Adam, zaglądając jej przez ramię. Była tak pochłonięta pisaniem i podróżowaniem w swoim świecie, że nie zauważyła jego obecności. Odzywał się do niej po raz pierwszy, a dodatkowo był chłopakiem i to starszym, więc zestresowała się i zawstydziła. Zatrzasnęła pamiętnik i odsunęła się. Nic nie odpowiedziała, ale chłopak dalej ją zaczepiał. - Dasz przeczytać?
         Była zbyt nieśmiała, by się odezwać, więc pokręciła głową. Wstała z ławki, na której przysiadła i ruszyła w stronę kamienicy, w której mieszkała jej babcia.
- Hej, ja nie gryzę! - zawołał za nią Adam i zanim się spostrzegła, zagrodził jej drogę. - Chciałem tylko zerknąć na twoje zapiski. Często widuję cię z tym zeszytem, wygląda na to, że lubisz pisać. Wolałbym zapoznać się z twoją twórczością na wypadek, gdybyś kiedyś została sławną pisarką.
         Dlatego właśnie nie ulegała babci, która naciskała, by zaprzyjaźniła się z kimś na osiedlu, by w czasie wizyt nie przebywała sama. Wolała siedzieć z nosem w pamiętniku i pisać niż tworzyć wspomnienia, które mogłaby opisać później. Adam był natrętny i czuła się przy nim wyjątkowo niekomfortowo, więc poczyniła nieudaną próbę wyminięcia go i ucieczki.
         Wtedy wyrwał jej pamiętnik z ręki i uniósł tak wysoko, że nie mogła do niego doskoczyć. Gdyby teraz miała miejsce podobna sytuacja, z pewnością użyłaby pięści, ale wtedy było inaczej. Była naprawdę przestraszoną dziewczynką i nie starała się udawać, że jest inaczej.
         Łzy niemal napłynęły jej do oczu, kiedy Adam otworzył jej pamiętnik na najnowszej stronie i zaczął czytać to, co dopiero napisała. Stała jak wryta, nie miała w sobie nawet dość odwagi, by zabrać mu zeszyt teraz.
- "Nie za bardzo za sobą przepadam. Chciałabym być zabawniejsza, odważniejsza i ciekawsza. Ale nie jestem i nie jestem pewna, czy kiedykolwiek będę. I jak się do tego zabrać? Babcia powtarza, że powinnam wyjść do ludzi, ale jak mogę to zrobić, skoro nie mam nic do zaoferowania? Mogę tylko być. Być sobą. Chciałabym, żeby to wystarczało i żeby więcej osób stwierdziło, że nuda ze mną wcale nie jest taka nudna…" - przeczytał na głos tyle, ile zdołała naskrobać na ostatniej kartce. Spojrzał na nią zdziwiony, z domieszką politowania i skrępowania, że w ręce trafił mu pamiętnik. Wbiła wzrok w ziemię, zawstydzona tym, co przeczytał. Nie zdążył tego skomentować, bo na podwórku pojawili się jego dwaj kumple.
- Adam, ile można na ciebie czekać? - spytał jeden z nich. - Zarywasz do małolaty? Co tam czytałeś?
         Kolega chciał wyrwać chłopakowi pamiętnik Moniki, ale ten oddał go dziewczynie.
- Sprawdzałem sąsiadce zadanie z polskiego - skłamał.
- Aaa… nuda - ziewnął drugi z kolegów. - Idziemy na deskę?
         Adam skinął głową i oddalił się ze swoimi kumplami. Monika, cała roztrzęsiona i zawstydzona pobiegła do domu. Babcia na całe szczęście zajmowała się robieniem obiadu i nie widziała, w jakim stanie jest jej wnuczka. Była zła, ale na siebie. Na to, że nie potrafiła się postawić starszemu sąsiadowi. Zresztą, w tamtym okresie swojego życia nie potrafiła się postawić nikomu.
         Do wieczora nie wyszła z domu, wykręcając się, że boli ją głowa. Babcia była zaniepokojona, ale zrzuciła wszystko na karb ciśnienia i dała wnuczce spokój. Przynajmniej do czasu. Krótko po kolacji, kiedy Monika kontynuowała opisywanie ośmieszającego incydentu w pamiętniku, babcia przyszła do niej, obwieszczając, że ma gościa.
- Ja? - spytała zdziwiona. I wtedy zobaczyła, kto przyszedł.
         W progu stał Adam, w krótkich spodenkach i koszulce, z pofarbowanym na blond irokezem na głowie. Kolana miał świeżo pozdzierane, zapewne po jeździe na deskorolce z kumplami.
- Nie wiedziałam, że wreszcie zapoznałaś się z kolegą! - oświadczyła rozochocona babcia i cmoknęła wnuczkę w czoło. W tej chwili Monika nie miała serca obwieścić jej, że wcale nie jest tak rozrywkowa, by się z kimś zapoznać.
         Patrzyła, jak babcia zostawia ją samą z sąsiadem, który dostarczył jej tego dnia tylu stresów. Adam stał w miejscu i się nie odzywał, więc Monika skorzystała z okazji.
- Chcesz przeczytać resztę? - spytała ze złością. - I tak nie dam sobie z tobą rady, więc zrób to od razu i miejmy to z głowy.
         Chłopak roześmiał się, więc Monika zmierzyła go wzrokiem. Wyglądało, jakby wcale się z niej nie nabijał.
- Co za ulga - westchnął w końcu Adam. - Myślałem, że przeze mnie przestaniesz się odzywać, ale widzę, że wyszło ci to na dobre. Już jesteś "zabawniejsza, odważniejsza i ciekawsza".
         Monika się zarumieniła. Nie dość, że czytał jej osobiste przemyślenia, to jeszcze śmiał je zapamiętać!
- Nabijaj się dalej - westchnęła pod nosem, ale usłyszał jej słowa i ponownie się roześmiał.
- Widzisz? Wcale nie jesteś taka nudna, jak ci się wydaje.
         Chłopak widząc, że dziewczyna nadal się nie odzywa, spoważniał.
- Przepraszam, że przeczytałem twój pamiętnik. Nie powinienem był tego robić, ale jestem ciekawski. No i widuję cię od dawna, zawsze samą i zawsze z nosem w tym zeszycie. Chciałem, żebyś się w końcu rozejrzała.
- To dziennik - wydusiła dziewczyna przez zęby.
- Co?
- To poważny dziennik, nie pamiętnik - poprawiła go, a on po raz kolejny się roześmiał.
- Już cię lubię - przyznał. - Jak masz na imię?
- Nieważne.
- Nie chcesz, nie mów. Spytam twoją babcię, chyba mnie lubi. A chciałbym wiedzieć, jak nazywa się przyszła sławna pisarka. Jak na siedem lat dobrze ci idzie pisanie.
- Mam prawie jedenaście! - obruszyła się dziewczyna.
- O, widzisz. Rozmawiałaś ze mną dwa razy, cóż, w sumie raz, bo wtedy się nie odezwałaś, a już jesteś… - Chłopak urwał, widząc zaciętą minę młodszej koleżanki. - Nieważne. Jestem Adam. Nie musisz się mnie bać, nie będę więcej czytał twojego pamiętnika. Przepraszam, "poważnego dziennika".
         Wyszedł z uśmiechem na ustach. Monika miała nadzieję, że to ich ostatnia rozmowa, ale od tamtej pory witał się z nią, mimo iż mu nie odpowiadała, opowiadał historie, mimo iż udawała, że nie słyszy i wypytywał o nią jej babcię, która go polubiła. Wydawał się niezrażony, że młodsza koleżanka go nie toleruje. Bawiła go jej zawziętość, która powoli zamieniła się w butność. Kiedy Monika miała czternaście lat, nie przypominała już nieśmiałej dziesięciolatki, którą zaczepił. Była otwarta, towarzyska, zabawna i odważna. Miała stałe grono znajomych, z którymi spędzała czas, ilekroć odwiedzała babcię. Tak się złożyło, że byli to również znajomi Adama, którego nauczyła się tolerować. Stopniowo, przy każdym spotkaniu była coraz bardziej przychylna koledze. Zaczęła od zaprzestania ignorowania go i odpowiadania na jego zaczepki. Kiedy miała prawie siedemnaście lat, po raz pierwszy sama do niego zagadała.
         Czekali wtedy na swoich kolegów i koleżanki, on popisywał się jazdą na deskorolce, a ona starała się go ignorować, ale nie wytrzymała.
- Zamiast zdzierać kolana, lepiej byś się do matury pouczył - poradziła. - To już niedługo.
         Adam niemal runął na ziemię, gdy usłyszał jej słowa. Spadł z deskorolki, ale podniósł się do pionu i uniósł ręce do góry w geście dziękczynnym.
- Słodki Jezu! Po siedmiu latach nadszedł ten dzień! Radujmy się!
- O co ci chodzi?
- Potrzebowałaś siedmiu lat, żeby do mnie zagadać - oświecił ją. - Miód dla moich uszu.
- No to może weźmiesz sobie te słowa do serca, bo nie wiem, czy taka konwersacja się powtórzy - poradziła Monika.
- O czym? Że mam się uczyć do matury? Po co, skoro nie wybieram się na studia?
- Nieważne, rób co chcesz. - Monika wzruszyła ramionami, a Adam złapał deskorolkę w rękę i podszedł do niej.
- A może chcesz dać mi korki? Podobno jesteś dobrą uczennicą…
- Taaa, jasne. Czytać umiesz, o czym się boleśnie przekonałam, więc możesz sam się pouczyć.
- Nadal rozpamiętujesz to, jak się poznaliśmy?
- Poznaliśmy? Dla mnie to była trauma, nie nowa znajomość - prychnęła Monika.
- Jak widzę, wyszłaś na ludzi. W gruncie rzeczy to moja zasługa.
- Wmawiaj to sobie dalej.
- No dobra. Skoro nie chcesz dać mi korepetycji i skoro jesteśmy na etapie, w którym wreszcie się do mnie odzywasz z własnej woli, to może wyjdziemy gdzieś razem?
         Adam nerwowo potarł kark i spojrzał na Monikę, która zmierzyła go wzrokiem.
- Przecież wychodzimy.
- Chodziło mi raczej, żebyśmy wyszli tylko we dwoje.
         Roześmiała się głośno.
- Nie - odpowiedziała lakonicznie i nie miał okazji bardziej nalegać, bo dołączyli do nich znajomi.
         Monika jednak doskonale pamiętała, że od tej chwili patrzyła na Adama zupełnie inaczej. Nie miała serca z kamienia, a on był zabawny, uroczy i wytrwały. W końcu zgodziła się z nim wyjść, a krótko potem zostali parą, którą byli do czasu, aż ona studiowała na pierwszym roku. Adam, mimo że był od niej starszy, nie poszedł na studia, mimo iż dzięki jej pomocy zdał dobrze maturę. W końcu przeprowadził się do innego miasta, wyjechał bez słowa i zostawił ją ze złamanym sercem. Dopiero później dowiedziała się, że była to wątpliwa zasługa perswazji jej ojca. Uznał on Adama za nieodpowiedzialnego darmozjada, przez którego jego córka w końcu zginie. Adam z kolei nie chciał, by jego dziewczyna znienawidziła ojca, więc wyjechał bez słowa, by mogła ruszyć ze swoim życiem.
         Musiała przyznać sama przed sobą, że mimo iż cierpiała przez Adama, rozstanie wyszło im na dobre. Kiedy chłopak wyjechał, poszedł na studia, w tym samym czasie pracował, a teraz nie tylko miał stanowisko w agencji reklamowej w Londynie, ale i był menedżerek Wrednych Zalotek. Ona natomiast wyjechała do Angii za siostrą, ale napisała piosenkę, która stała się hitem i kolejną dla Wrednych Zalotek. Gdyby nie rozstała się z Adamem, na pewno nie wyjechałaby z Polski i nie tylko nie przeżyła przygody swojego życia, ale i być może nie spełniałaby swoich marzeń o pisaniu.
- O czym myślisz? - spytał nagle tuż nad jej uchem chłopak, kiedy stanowczo zbyt długo zajmowała się ściąganiem łyżew. Spojrzała na niego, starając się wymyślić jakąś sensowną wymówkę, ale nic nie przyszło jej do głowy.
- Wspominałam.
- Też mi się to ostatnio często zdarza - westchnął Adam i zmienił temat. - Wracamy? Siksa się pewnie o ciebie niepokoi.
- Madzia nie nocuje dziś w domu. Ma swoje sprawy na głowie. - Monika machnęła ręką. - Ale masz rację, nic tu po nas.
         Dziewczyna rzuciła ostatnie spojrzenie na lodowisko i całą salę. W ciszy ubrali się i wyszli. Była prawie czwarta, gdy Adam podwiózł ją pod blok.
- Odprowadzić cię na górę? - zapytał, a ona pokręciła głową.
- Nie, trafię. - Ziewnęła przeciągle i uśmiechnęła się. - Dobranoc.
- Dobranoc - odpowiedział chłopak i obserwował, jak jego była dziewczyna wysiada z samochodu i znika w klatce schodowej.
         Tak szybko nie szła dawno, ale chciała uciec przed palącym wzrokiem byłego chłopaka. Przyjechał do Anglii po latach rozłąki, bez zapowiedzi. Najpierw z nią bezskutecznie flirtował, potem zapraszał na randkę, ale spotkał się z odmową, potem pocałował, ale ostatecznie dał jej spokój, żeby mogła być z Joelem. Karolina wypytywała ją, czy obawia się, że stara miłość nie rdzewieje, ale stwierdziła wtedy, że jej miłość do Adama uległa korozji w tak dalekim stadium, że rozsypała się w proch. Kiedy został menedżerem Wrednych Zalotek i pewne było, że na dłuższy czas zabawi w Londynie, postanowiła, że mogą być przyjaciółmi. Ale teraz nie była pewna żadnej z tych rzeczy - ani tego, czy jej miłość do Adama zupełnie przeminęła, ani tego, czy mogą być przyjaciółmi z czystym sumieniem.
         Weszła do mieszkania i zatrzasnęła drzwi. Wzięła szybki prysznic i poszła się położyć, ale mimo później godziny nie mogła zasnąć. Cieszyła się z wiadomości, którą dostała od siostry, ale jej nieobecność oznaczała, że będzie musiała sama walczyć z demonami przeszłości, które ją nawiedzały.
         Nie spała, bo bombardowały ją wspomnienia, pierwszej randki, pierwszego pocałunku, pierwszego razu… wszystkie te rzeczy przeżyła z Adamem, na pewno dlatego nadal czuła się z nim tak związana. To sentyment, nie miłość, przekonywała sama siebie.
         W końcu przypomniała sobie, jak Adam przyszedł się z nią pożegnać, już w Londynie. Pojawił się ponownie w jej życiu niespodziewanie i równie niespodziewanie obwieścił, że wraca do Polski. Krótko potem okazało się, że jednak zostaje w Wielkiej Brytanii na dłużej, ale w tamtej chwili, gdy przyszedł do jej mieszkania, jeszcze w kamienicy, wydawało jej się, że to ich pożegnanie. Zamknęła oczy i wspomnienie wróciło, tak świeże, jakby dopiero co je przeżyła.

         Z tacy na blacie kuchennym Adam podniósł jedno jabłko, podrzucił i wbił w nie wzrok. Nie miała pojęcia, co mu na to odpowiedzieć. "Krzyż na drogę" nie wydawał się zbyt sympatyczny zważywszy na fakt, że w końcu to on sprowadził ją do domu, kiedy była odurzona marihuaną w urodziny siostry i wystawała na ulicy pod salonem ezoterycznym.
- No to… pa - wydusiła z siebie.
- Już mnie wyganiasz? Myślałem, że porozmawiamy.
- Nie mam pojęcia, o czym moglibyśmy jeszcze rozmawiać.
- O nas.
- Przecież nie ma żadnych nas. - Roześmiała się dość sztucznie, na pewno to zauważył, ale nie dał tego po sobie poznać.
- Myślałem, że uznasz za romantyczny mój gest spontanicznego przyjazdu za tobą do Anglii.
- Wiedziałam! - Dziewczyna uderzyła w blat kuchenny. Była wdzięczna, że dzieli on ją od byłego chłopaka, bo inaczej dobrałaby mu się do skóry. - Nikt bez ukrytych zamiarów nie robi czegoś takiego.
- To nie były ukryte zamiary, Monia. Zaprosiłem cię przecież na randkę, z której zrezygnowałaś.
- Teraz czeka mnie ta gadka w stylu "żałuję, że cię zostawiłem"?
- Starasz się brzmieć jak twarda laska, a ja słyszę tylko dźwięk mięknących kolan. - Adam uśmiechnął się zalotnie i odłożył jabłko na tacę.
         Przeszedł kilka kroków i znalazł się koło swojej byłej dziewczyny, która szczelniej otuliła się szlafrokiem i praktycznie zaczęła od niego uciekać. Zaszedł jej drogę, gdy znalazła się przy drzwiach wejściowych.
- Wiesz, czego bym teraz chciał? - zapytał.
- Nie, ale pewnie zaraz mi powiesz, choć mam to w nosie.
- Chciałbym, żebyś wróciła ze mną.
- Niedoczekanie! - parsknęła śmiechem. - Nigdzie się stąd nie ruszam, a już na pewno nie z tobą.
- Kto cię tu trzyma? Ci piosenkarze? Oni cię nie znają, ani nie rozumieją. Codziennie łamią serca tysiącom dziewczyn.
- Ty złamałeś za to jedno, ale znaczące - obwieściła.
         W duchu zaklęła, bo głos jej się załamał, kiedy przypomniała sobie, jak jego przyjaciel oznajmił jej, że jej długoletni chłopak przeprowadził się na drugi koniec kraju i nie pisnął jej o tym nawet słowa.
- Postaw się w mojej sytuacji. Powiedziałem, że cię kocham, a ty nie odpowiedziałaś. Myślałem, że ci nie zależy. Wtedy pojawiła się szansa studiowania w Gdańsku, więc spakowałem się i wsiadłem do pociągu - tłumaczył się.
- Dobrze że nie byle jakiego - prychnęła.

         Wtedy twierdził, że wyjechał, bo nie był pewien jej uczuć, choć doskonale zdawał sobie z nich sprawę. Była kiepska w ich wyrażaniu słowami, ale była pewna, że wszystkie czyny świadczyły o tym, że go kochała. Wyjaśnienie, które jej podał były tylko po to, by nie przyznać, że to rozmowa z jej ojcem zmusiła go do wyjazdu. W tej chwili Monika nie była pewna, czy Adam zrobił dobrze. Przecież mógł jej powiedzieć prawdę, że jej ojciec go nie akceptuje, więc musi się wziąć w garść, iść na studia albo znaleźć pracę. Ale zamiast tego wolał wyjechać bez słowa. Czy warto było w takim razie o nim myśleć? Nawet jeśli ją kochał i wcale nie chciał jej zostawiać, to dlaczego zostawił ją i to w najgorszy możliwy sposób?
         Ponownie wróciła do tego wspomnienia.

- Stęskniłaś się za mną - powiedział beztrosko. Podszedł do niej stanowczo za blisko i spojrzał jej głęboko w oczy. - Widzę to w twoim spojrzeniu. Tak jak to, że od kilku dni desperacko chcesz mnie pocałować i sprawdzić, czy wprawiłem się w fachu.
- Wcale nie! - zaparła się ostro, ale straciła rezon, kiedy położył jej ręce na talii.  
- Puść mnie - poprosiła spokojnie, ale zdecydowanie.
         Nie puścił. Wręcz przeciwnie, przycisnął swoje usta do jej warg aż zakręciło jej się w głowie. Czy pocałunek można było czuć całym ciałem? Gdyby ktoś zapytał ją o to w tej chwili, bez wahania by potwierdziła. Od kiedy byli ze sobą minęły cztery lata, a on zmienił się nie tylko z wyglądu. Łapczywe i niedbałe pocałunki poszły w zapomnienie, bym namiętny i czuły jednocześnie.
- Nie, przestań, nie mogę - powiedziała w końcu, odzyskując zdrowy rozsądek, odrywając się od niego i wycierając usta wierzchem dłoni.
- Dlaczego? - spytał łapiąc dech. - Masz kogoś?
         Przygwoździł ją w rogu pokoju. Jedyną wolną drogę ucieczki zagradzał jej wyciągniętą ręką w taki sposób, że musiałaby się schylić, by uciec. Nie mogła jednak tego uczynić, bo jedną nogą dotykał jej uda i nie tylko blokował przejście, ale i uniemożliwiał jakikolwiek ruch.
- Masz kogoś? - powtórzył pytanie, patrząc jej głęboko w oczy. - Dobrze wiem, że nie.
- To nie ma znaczenia.
- Skoro ja jestem wolny i ty jesteś wolna i najwyraźniej nadal się sobie podobamy, nie widzę przeciwwskazań.
- Ale ja widzę. Raz nie wypaliło, to i drugi raz nie wypali. - Chłopak zachowywał się, jakby w ogóle nie słyszał wypowiadanych przez nią słów. Zaczął całować ją po szyi, natrafiając na jej słaby punkt. Z trudem zebrała w sobie siłę, by odrzucić jego zaloty. - Adam, przestań. - Oderwał wargi od zagłębienia pod jej uchem i spojrzał jej głęboko w oczy. - Puść - poleciła i tym razem usłuchał.
         Wygładziła ręką bluzkę i poprawiła włosy. Wyminęła go, co było dosyć karkołomnym wyczynem, bo mimo iż rzeczywiście przestał ją dotykać, nadal był niepokojąco blisko, a jego zapach ją oszołamiał.
- Mogę przejść? - zapytała z zaciśniętym gardłem.
- Och, przepraszam. Myślałem, że musisz tylko złapać dech i kontynuujemy - zażartował chłopak i zamaszystym gestem ją przepuścił.
         Nie zdawała sobie sprawy, że cała drży, dopóki nie spojrzała na swoje dygoczące kolana. Aby ukryć to przed nim, przysiadła na kanapie i założyła nogę na nogę. Złapała niesforny kosmyk włosów i zaczęła bezwiednie okręcać go sobie wokół palca.
- Denerwujesz się - zauważył z rozbawieniem chłopak.
- Nie! - zaparła się. Zbyt żywiołowo.
- Mnie nie oszukasz, znam cię zbyt dobrze. Zawsze okręcałaś tak włosy wokół palca, gdy się denerwowałaś…

         Z rozmyślań otrząsnęło ją pukanie do drzwi. Zdała sobie sprawę, że i teraz, usiłując zasnąć, bawi się włosami, nerwowo nakręcając je na palec.
- Nie ma powodu do obaw, to tylko wspomnienia - zapewniła sama siebie i ruszyła otworzyć drzwi.
         Zegar na ścianie wskazywał już dziesiątą, a ona nadal nie zmrużyła oka. Otworzyła drzwi i serce jej zamarło, gdy na progu ujrzała Toma, który bezceremonialnie wpakował się do środka.
- Brukselka, zamknij usta, bo ci mucha wleci - polecił Parker, ściskając przyjaciółkę na powitanie.
         Ona natomiast zmagała się z odkryciem, że denerwowała się nie dlatego, że nawiedzały ją wspomnienia. Jej obawy wiązały się raczej z uczuciami do byłego chłopaka, które uświadomiło jej dopiero ujrzenie Toma. Zdała sobie bowiem sprawę, że podświadomie chciała, żeby odwiedził ją Adam, mimo iż kilka godzin temu go widziała.
- Dobrze się czujesz? - zagadnął Tom. - Wyglądasz okropnie.
- To dlatego, że nie spałam - wyjaśniła.
- Och. Adam tu jest, tak? - Tom znacząco poruszał brwiami.
- Nie! Skąd ten pomysł?
- Myślałem, że wy…
- … sprzątaliśmy do późna, a potem nie mogłam zasnąć.
- Acha. - Parker na porządku dziennym przeszedł do tematu, który w tej chwili najbardziej go interesował. - Ja za to spałem znakomicie. Choć krótko, bo wiesz… Kelsey przyleciała z planu zdjęciowego.
- Wreszcie jej biust znalazł się w dobrych rękach - odpowiedziała z przekąsem Monika. - Chcesz kawy?
- Nie, wpadłem tylko powiedzieć o Kelsey, sprawdzić, czy nie ma tu Adama i spytać, czy wiesz coś o Maggie.
- A co mam wiedzieć?
- No wiesz.
- No właśnie nie wiem. - Monika wywróciła teatralnie oczami. Że też Tom czasem był zbyt bezpośredni, a czasem nie mógł powiedzieć czegoś tak prostego. - Chodzi ci o to, co z moją siostrą i Nathem, tak?
- Yhm - przyznał Parker. - Nurtowało mnie to, odkąd się obudziłem.
- Czyli od jakiś piętnastu minut - zachichotała Monika, a Tom zmroził ją wzrokiem. - Wstałem już pół godziny temu! - obwieścił.
- W porządku, ranny ptaszku. Jeśli musisz wiedzieć, to Madzia napisała mi wczoraj wiadomość, że będzie spała u Natha, wrócili do siebie i mam się nie martwić… Co ty robisz?
         Dziewczyna zmroziła wzrokiem przyjaciela, który ze skupieniem na twarzy zajął się swoim telefonem.
- Uff - westchnął, kiedy się oderwał. - Musiałem dać znać chłopakom. Czekali na to od dawna. Siva wisi mi pięćdziesiąt funtów.
- Co?
- Wiesz, były zakłady co do tej dwójki.
- Nie dziwi mnie to, ale może poczekałbyś z tym ogłaszaniem, że są razem? Jestem pewna, że sami to zrobią, jeśli uznają to za stosowne - zauważyła Monika.
- Oj, Brukselka. Już poszło, więc za późno.
- Byle nie na twitterze - westchnęła pod nosem i ziewnęła. - Coś jeszcze? Przyznam, że zaczynam odczuwać zmęczenie po całonocnym sprzątaniu. Po tym jak nas zostawiłeś, siedzieliśmy w szkole do rana.
- Ale z ciebie bidulka. - Tom wykrzywił usta w podkówkę, ale wiedziała, że się z niej nabija.
- Nie powinieneś wracać do Kelsey?
- Już wracam. Poszła wziąć prysznic, a ja skorzystałem z okazji, by oficjalnie zaprosić cię na… - Tom zaczął przez kilkanaście sekund imitować werble, a kiedy zdał sobie sprawę, że Moniki to nie ekscytuje, powiedział, co mu chodzi po głowie. - Laserowy paintball!
- Kolejna z twoich eskapad integracyjnych?
- Nie! Po co się integrować, skoro się dobrze znamy? - prychnął Tom. - Po prostu Wredne Zalotki wydają singiel, The Wanted się rozchodzi, z tobą to nawet nie wiem, co się stanie… Nasze drogi mogą się rozejść Brukselka i musimy przełknąć tę gorzką pigułkę.
- Jaką pigułkę, Tom? Co ty znowu gadasz? - spytała Monika, a kiedy rozcierała zaspane oczy, Tom objął ją tak mocno, że niemal wypluła płuca.
- To będzie pożegnalne spotkanie naszej gromadki. Ale nie płacz. Być może jeszcze się zobaczymy.
- Tak, to raczej będzie dość łatwe, bo mieszkamy w tym samym bloku - zauważyła Monika i odsunęła przyjaciela od siebie. - Ty tak serio?
- Mam nadzieję, że nie i że nasze drogi wcale się nie rozejdą, no ale muszę znaleźć jakiś powód, żeby wywabić tych aspołeczniaków z ich bezpiecznych jaskiń. Myślisz, że to kupią? - Tom wyszczerzył zęby, a Monika przewróciła teatralnie oczami.
- Czyli się znowu zgrywałeś, tak?
- Tak! - podekscytował się Tom. - Wow, moje zdolności aktorskie robią się coraz lepsze, skoro ty się nie zorientowałaś.
- Nie wiem, czy po prostu jestem tak zmęczona, ale mogłabym ci przyznać Oscara za ten występ - przyznała Monika.
- To co, piszesz się? Zresztą, po co ja pytam? Przecież to nie tak, że masz coś do roboty.
         Tom jeszcze raz uścisnął przyjaciółkę i wybiegł do mieszkania, najpewniej nacieszyć się cyckami Kelsey. Monika jeszcze nie zdążyła przetrawić informacji o tym, że czuje coś do Adama, a już miała kolejne kwestie do zamartwiania się. Tom przekazał chłopakom informację o zejściu się jej siostry i Natha, organizował jakiś pożegnalny wypad, który ją niepokoił, a na dokładkę jeszcze wypomniał jej, że nie ma co robić ze swoim życiem. Musiała spotkać się z Karoliną i Luizą i poważnie z nimi porozmawiać, ale najpierw zamierzała porządnie się wyspać.

piątek, 24 kwietnia 2015

Rozdział 94 - "Królowa balu"

Dziękuję wszystkim za komentarze! 

Pod presją próśb i gróźb (z tymi drugimi żartuję, oczywiście) powstał dzisiejszy rozdział. 
Mam nadzieję, że wam się spodoba.


Rebella † - moja wersja niewiele się różni od tej. Jedyną zmianą jest to, że Maggie zdaje sobie sprawę, że kocha Tony'ego. Rozdziały różnią się niuansami. 

Charlizell - masz rację, że mój zapał ostygł. Od roku The Wanted w końcu nie istnieje, wcześniej motywacją były chociażby kolejne piosenki i występy. Rzeczywiście nie było zdrady jako takiej. A Max wydaje ci się taki w rzeczywistości czy w opowiadaniu? Z chęcią poczytam o pomysłach, wcale się nie wcinasz. Choć sama wpadłam na jeden, który nie rozbije paczki przyjaciół (bo w sumie zdrada Maxa rzutowałaby też na jego relacje z Moniką - nie mogłaby się przyjaźnić z kimś, kto zdradził jej najlepszą przyjaciółkę). Także możesz się odezwać na jaycee.hollander@gmail.com

naile (na 100% niezapomniana) - wiele z was chciało sielankowe rozdziały z tą dwójką, więc spełniam życzenie. Ja nie lubię jak jest cukierkowo, bo mnie to nudzi, ale coś wymyślę dla was. Bo rzeczywiście, ile można? Ta dwójka już za długo rozchodziła się i wracała do siebie.

Marta G. - był jeden niezbyt poważny wypadek w części I opowiadania. Madzia i Harry z 1D jechali wtedy do szpitala do Moniki i mieli stłuczkę, ale nic poważniejszego się nie stało. Ja odnoszę wrażenie, że bohaterowie za często tu trafiają do szpitala, więc postaram się już im tego oszczędzić.

Madeleine - myślisz, że Tony jest zbyt grzeczny? Cóż, w końcu wybił komuś ząb, to może być jedna z jego 50 twarzy. Ja tam jestem otwarta na propozycje co do wszelkich miłosnych połączeń. Osobiście nie rozumiem jednak fenomenu niegrzecznych chłopców. 

love nathjaytomaxsiv - życzenie weny zawsze się przydaje. A mi wystarczy, że ktoś czyta, więc dziękuję za poświęcony czas :*

Mr Carrots - a krok pierwszy zrobi... okaże się w tym rozdziale, kto ma większe jaja ;) No Irene coś tam czuje, ale co z tego będzie, to nawet ja jeszcze nie wiem :D



            Monika odetchnęła z ulgą, kiedy jedna z nauczycielek zauważyła, że nie radzi sobie przy pilnowaniu lodowiska i postanowiła ją zastąpić. Rudowłosa upatrywała w tym okazję. Od razu wbiła w telefon numer siostry, ale ta nie odbierała. Nie wiedziała więc, co się wydarzyło na dachu. Ruszyła przez parkiet, by znaleźć kogoś ze swoich znajomych i tym samym minęła się z Tonym. Wpadła za to na Natha, który szedł do pokoju nauczycielskiego, by zapytać, czy Irene jest w stanie odpowiedzieć na kilka pytań dyrekcji.
- Dobrze, że cię widzę! - ucieszyła się rudowłosa, a Nathan spojrzał na nią, jakby w to nie wierzył. - No co? Nie w sensie towarzyskim, chodziło mi raczej o głód informacji.
- Aaaa… ciekawskie jajo.
- Co? Wcale nie! Ja się tylko martwię o Irene!
- No to już nie musisz, wszystko w porządku. Znaleźliśmy ją na dachu, jakiś typek się do niej przystawiał, ale w porę go powstrzymaliśmy. Tony wybił mu nawet zęba.
- Cieszę się, że wszystko skończyło się dobrze, choć ten typek powinien stracić całą szczękę.
- Zgadzam się z tobą. A teraz idę zapytać, czy Irene czuje się na tyle dobrze, by zeznać, co się stało.
- W takim razie ja popilnuję dzieciaków.
         Nath rzucił dziewczynie uśmiech. Od wspólnej przygody z habitami, mimo iż sobie docinali, zrodziła się między nimi nic porozumienia. Zadowolony z tego odkrycia chłopak poszedł do pokoju nauczycielskiego. Irene była skora do udzielenia potrzebnych wyjaśnień, ale Madzia uznała, że lepiej nie umieszczać jej teraz w jednym pomieszczeniu z Noelem. Nath przyznał jej rację i wrócił do pomieszczenia, gdzie przesłuchiwano Noela.
         Rzeczywiście chłopak nie miał przedniego zęba. Siedział w jednej z sal, otoczony dyrektorem, szkolnym pedagogiem, Adamem oraz Tonym i Tomem, którzy przybyli zaciekawieni rozwojem spraw. Noel nieudolnie próbował się tłumaczyć. Z tego, co Nath wywnioskował, zaraz mieli pojawić się jego rodzice.
- Irene nie czuje się zbyt dobrze, by rozmawiać w jego towarzystwie - obwieścił Nath, stając koło Tony'ego. - Ale czy nie wystarczą nasze słowa? Wszyscy tam byliśmy i widzieliśmy, co zaszło. A on ją uratował. - Nath wskazał swojego rywala.
- Właściwie mnie tam nie było, ale wyobrażam sobie, że było tak jak mówią - wtrącił Tom, a Nath powstrzymał się, by nie uderzyć się otwartą dłonią w czoło.
         Próby wyjaśnienia tego, co zaszło, kończyły się zawsze w tym samym miejscu - Noel twierdził, że poszli się przewietrzyć i pomigdalić i co najwyżej może wziąć na siebie winę za "pożyczenie" klucza na dach. Pozostali zgodnie twierdzili, że było to jawne napastowanie.
- Pozwę was, zobaczycie! - odgrażał się chłopak. - A już ciebie w szczególności. Wybiłeś mi ząb!
- Szkoda, że tylko jeden - mruknął Tony, czym jeszcze bardziej rozwścieczył Noela, ale rozbawił swoich kolegów.
         Kiedy po Noela przyjechali rodzice, uradzono, że do sprawy będą jeszcze wracać. Adamowi i Tomowi polecono powrót na parkiet i pilnowanie uczniów, by nie dopuścić do powtórki z tej sytuacji. Nath i Tony zostali sami.
- Cóż, przynajmniej na dziś koniec tej sprawy - westchnął Nath. - Dobrze, że wpadłeś na pomysł, gdzie znaleźć Irene. - I znokautowałeś tego typa. Nie spodziewałem się, że taki z ciebie bokser.
- Istnieje prawdopodobieństwo, że moja ręka ucierpiała na tym bardziej niż jego szczęka, ale z osądem wstrzymam się do prześwietlenia.
         Roześmiali się, jakby byli dobrymi kolegami. Nath poczuł się niebywale swobodnie, mimo iż znajdował się w towarzystwie Tony'ego. Ten chłopak wcale nie był taki zły, jak mu się początkowo wydawało. A może zdanie zmienił dlatego, że Maggie wspomniała, że wcale nie chce z nim być? Wiedząc, że Tony nie jest jego rywalem nagle zaczął dostrzegać jego zalety?
         Kiedy wychodzili z sali, w której przesłuchiwano Noela, zauważyli, że Madzia i Irene siedzą już przy stoliku Wrednych Zalotek.
- Już lepiej? - zagadnął Nath Irene, widząc, że zdecydowała się wyjść z kryjówki.
- Tak, już się otrząsnęłam - przyznała. - Szczególnie kiedy widziałam, jak ojciec ciągnął Noela za ucho przez całą salę.
- Upokorzony szczerbol. Dostał za swoje - dodała Madzia i uśmiechnęła się do przyjaciółki.
         Starała się unikać wzrokiem Natha. Na szczęście nie było to zbyt trudne, bo do towarzystwa podbiegła zasapana Maja.
- Wi… widzieliście? - spytała.
- Upokorzonego Noela? - zainteresował się Tony.
- Nie! Alex pocałowała Ricky'ego! Sama z własnej woli!
- W to nie uwierzę. Jak do tego doszło?
         Madzia spojrzała wyczekująco na Maję, ale ta już uciekała, ścigana przez Alex, która rzucała w powietrzu jakieś wyzwiska i groźby pod adresem przyjaciółki.
- A to ciekawe… - zaintrygowała się Irene. - Alex pocałowała Ricky'ego? Chyba jej się nastrój walentynek udzielił.
         Nath ukradkiem spojrzał na Madzię. Udawała, że tego nie widziała, ale cały czas, nawet kątem oka go obserwowała. Nie była pewna, czy Alex rzeczywiście pocałowała Ricky'ego, którego rzekomo nie znosiła, ale zazdrościła jej tej odwagi. Chciała i w sobie jej trochę wykrzesać, ale nie mogła. Czuła postępujący paraliż, na szczęście miała czym się zająć, bo DJ ze sceny obwieszczał, że za pięć minut okaże się, kto został królem i królową balu.
         Kathy i Sam, a także Alex i Maja, które zaprzestały bezsensownej i dziecinnej gonitwy, dołączyli do zebranych. Partnerzy dwóch ostatnich dziewczyn gdzieś znikli, ale ile w tym było winy rzekomego pocałunku, tego nikt nie wiedział. Madzia zdecydowała się nie wypytywać, co tak naprawdę zaszło, bo widziała, że jeśli Alex zechce o tym porozmawiać, to to zrobi. Całe towarzystwo przeniosło się bliżej sceny, by lepiej widzieć. Jeden z nauczycieli kazał zrobić miejsce na środku parkietu, aby utytułowani zwycięzcy mogli zatańczyć w blasku reflektora. Brooke McBride tuż przy schodkach prowadzących na podest poprawiała włosy, pewna swojej wygranej.
- Przysięgam, że jeśli ta franca wygra, to osobiście przyłożę jej soplem lodu - obwieściła Monika, która właśnie z Tomem dołączyła do swoich przyjaciół.
- Nie bij już więcej tej biednej młodzieży - poprosił Adam.
- Nie bij? - Madzia spojrzała zdziwiona na siostrę, ale ta machnęła ręką.
- Długa historia.
         Musiała zostać odłożona na kiedy indziej, bo jedna z nauczycielek pełniących rolę opiekunów popukała kilka razy w mikrofon. Nie słuchali długiego wstępu o tym, że te wybory to nie żadna dyskryminacja, tylko wyraz uznania i tak dalej, i tak dalej. Uszu nadstawili dopiero, gdy kobieta otworzyła pierwszą kopertę i zmieszana nie wiedziała, co zrobić.
- Ekhm… cóż… tak czasami bywa… kto by się spodziewał… są takie sytuacje… - Nauczycielka doszła do siebie i odchrząknęła. - Jako że Noela… nie ma, koronę przekażemy mu… kiedy indziej.
         Noel był przystojnym i popularnym uczniem, nikogo nie zdziwiło więc, że został wybrany na króla balu. Gdyby można było oddać głos teraz, po nieprzyjemnym incydencie, zapewne wiele osób nie wpisałoby na karcie jego imienia.
         Madzia spytała Irene, czy nie chce czasami wyjść. Dziewczyna pokręciła głową w odpowiedzi. W gruncie rzeczy świadomość, że Noela nie ma już na sali sprawił, że poczuła się niemal zupełnie komfortowo. Do czasu. Zamyślona nie słyszała jak ze sceny wywołują jej imię i nazwisko, jako że została wybrana królową balu. Niemal wszyscy uczniowie zaczęli klaskać. Tylko pojedyncze osoby, jak wściekła Brooke McBride, nie byli zadowoleni z tego wyboru.
- Słyszałaś? - spytał Tony. - Zostałaś królową balu!
- Ja? - Irene głośno przełknęła ślinę. Co prawda wyglądała tego dnia zupełnie inaczej niż zazwyczaj, ale czy to mogło wystarczyć, by została wybrana?
- Za wspaniały pomysł i udaną organizację wieczoru. Za udzielanie się w sprawach uczniowskich, udział w kółku teatralnym i sukcesy wokalne… - wymieniała nauczycielka ze sceny. - Irene jest wyrazem, że tytuł królowej balu to nie tylko taniec z plastikową koroną na głowie. To wskazanie osoby godnej podziwu, aktywnej i bystrej, której wróżę świetlaną przyszłość.
         Wredne Zalotki uściskały swoją przyjaciółkę. Tom zaczął gwizdać, a pozostali uczniowie zaczęli w końcu skandować.
- Dziękujemy! Dziękujemy!
         Osłupiała Irene nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Nie lubiła tego zwyczaju głównie dlatego, że zawsze wygrywały osoby pokroju Brooke czy Noela. Ona była inna, a jednak została doceniona. Spojrzała niepewnie na przyjaciółki, a one zachęciły ją, by poszła na scenę. Gdyby na scenie stał Noel, w życiu nie odważyłaby się stanąć obok niego. Teraz uznała jednak, że powinna chociaż podziękować. Nigdy nie czuła się tak nieprzygotowana jak w tej chwili, kiedy wspinała się po schodach na scenę. Czuła palący zazdrością wzrok Brooke na karku, ale zupełnie go zignorowała. Dała sobie wcisnąć na głowę plastikową koronę i odebrała od nauczycielki bukiet kwiatów.
- Dedykuję ten tytuł każdej dziewczynie, która czuła, że nie ma szans zostać królową balu. Każdej osobie, która jest sobą i nie przejmuje się tym, co inni o niej myślą, ale i tym, którym zdarza się myśleć, że nie są wystarczająco dobrzy, atrakcyjni, mądrzy… To nasze wspólne zwycięstwo. - Irene uśmiechnęła się na koniec i dygnęła, bo nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Chciała uciec ze sceny, ale powstrzymała ją nauczycielka.
- Co prawda Noela nie ma… z oczywistych względów, ale tradycji musi stać się za dość. Królowa balu musi zatańczyć w świetle reflektorów.
- Nie będę tańczyć sama - szepnęła Irene nauczycielce na ucho. - Znam tylko makarenę, a nie chcę wyjść na idiotkę.
- Myślę, że nie musisz się przejmować.
         Twarz nauczycielki się rozpromieniła, kiedy zauważyła, że do sceny podszedł jakiś chłopak, który wyciągał w górę rękę, symbolicznie prosząc królową o taniec. Kobieta wskazała go uczennicy, która się zarumieniła. Tony najpierw ją uratował, a teraz chciał z nią zatańczyć. Ucieszyła ją ta perspektywa. Pochwyciła wystawioną w jej stronę rękę i zeszła po schodach. Tony poprowadził ją prosto w światło reflektorów. Muzyka jednak nie rozbrzmiała. Zapanowała konsternacja. W końcu zorientowali się, że DJ gdzieś zniknął.
         Atmosfera zrobiła się napięta. Irene czuła się niewyobrażalnie głupio. Stała obok Tony'ego na środku parkietu, światło reflektora niemal ją oślepiało, a wszyscy wokoło wwiercali w nią spojrzenia. Panowała niemal zupełna cisza, tylko kilka osób rzucało w tłumie "co jest?" lub "gdzie on poszedł?". Nauczycielka wybiegła na chwilę z sali, ale zaraz wróciła, rozkładając bezradnie ręce.
- Chyba będziemy musieli kończyć bal - oznajmiła, wywołując falę niezadowolenia.
         Wszystko wskazywało jednak na to, że nie ma innego wyjścia. DJ musiał źle się poczuć, nie było bowiem innego wyjaśnienia jego nagłego zniknięcia i to w najważniejszym momencie wieczoru. Kiedy wydawało się, że bal walentynkowy musi się zakończyć, Tom wrzasnął na całe gardło.
- Nie zwijajcie jeszcze imprezy! Na sali jest inny DJ!
         Ku zdumieniu swoich przyjaciół, zaczął się przeciskać przez tłum, by dopaść do konsolety i po chwili rozeznania się w sytuacji, mrugnął oczkiem do Irene i Tony'ego i puścił jakiś wolny kawałek.
         Para zaczęła się kołysać w rytm muzyki, w końcu dołączyła do nich i reszta uczniów. Tom uratował sytuację.
- Teoretycznie każda z nas przyszła na bal z partnerem - zagadnęła Alex Madzię, kiedy zostały same.
- Teoretycznie?
- No… Ty teoretycznie z Nathem, a Irene z Tonym.
- A praktycznie?
- Praktycznie to już zależy od was. Irene wygląda na zadowoloną w objęciach Tony'ego, a ty cały czas wgapiasz się w Natha.
         Madzia zwróciła wzrok ku przyjaciółce. Rzeczywiście nie zdawała sobie sprawy, że obserwuje Natha, który teraz prowadził zażartą dyskusję z Samem i Ricky'm.
- Po prostu się zamyśliłam - usprawiedliwiła się Madzia.
- Tak, na pewno - prychnęła niedowierzająco Alex.
- Zamyśliłam się tak samo jak ty, kiedy wpijałaś się w usta Ricky'ego.
- Och, daj spokój.
- Nie powiesz mi, co tak naprawdę zaszło? Serio go pocałowałaś?
- Zaraz pocałowałam… Cmoknęłam go w usta, w podzięce za pomoc w szukaniu Irene. Przeszukiwał okolicę szkoły i wrócił taki przemarznięty, więc…
- … musiałaś go rozgrzać, rozumiem - dopowiedziała Madzia ze śmiechem, a Alex zmroziła ją wzrokiem.
- Nie oceniaj mnie. Sama masz problemy z rozeznaniem się w swoich uczuciach.
- O, wierz mi, że cię nie oceniam. Jestem ostatnią, która ma prawo rzucić kamieniem. Ale jeśli mogę ci coś poradzić, daj Ricky'emu szansę. Wydaje się tobą zauroczony i to już od dawna.
- A jeśli ja mogę ci coś poradzić, zrób to samo z Nathem.
- To nie takie proste. Chyba zbyt wiele przeszliśmy, żeby…
- … być szczęśliwymi? Maggie, proszę. - Alex wywróciła oczami. - Nath cię kocha, każdy głupi to widzi. Mimo tego, co przeszliście, rozchodząc się i schodząc, nadal się kochacie. Jeśli tylko w jakiś sposób go zachęcisz, będziesz mogła zaliczyć te walentynki do udanych.
         Nie mogły kontynuować rozmowy, bo podszedł do nich Ricky i poprosił Alex do tańca. Trochę się wahała, bo nie chciała zostawić Madzi samej, ale ta przekonała ją, by korzystała z wieczoru. Kathy poszła zatańczyć z Samem, Maja z Sebastianem, Irene nadal tańczyła z Tonym… Madzia stała z boku i obserwowała, jak jej przyjaciółki kołyszą się na parkiecie do piosenek puszczanych przez Toma i walczyła sama ze sobą. Nath stał tak niedaleko… Nie podszedł, by do niej zagadać, przez co nie wiedziała, co ma myśleć. W końcu odetchnęła głęboko i postanowiła, że jak tylko doliczy od dziesięciu do zera, by się uspokoić, postawi sprawę jasno i wyzna Nathowi to, co czuje. Kiedy jednak skończyła liczyć, a wolna piosenka akurat dobiegła końca, chłopak gdzieś zniknął, a ona straciła swoją szansę.
         Bal dobiegł końca. Opiekunowie mieli zostać dłużej, by sprzątnąć po potańcówce, ale niemal wszyscy uczniowie rozjechali się już do domów.
- To był bardzo udany bal - stwierdziła Madzia, żegnając się z siostrą, Tomem i Adamem.
- Tak, mimo jednego przykrego incydentu wszystko skończyło się dobrze - westchnęła Monika. - Dziewczyny już pojechały?
- Tak, Sam zabrał Kathy, Alex i Ricky'ego, Maja wróciła z Sebastianem, a Tony odwozi Irene.
- Biedactwo. Gdyby wujcio Tom wiedział, wprowadziłby ostrzejszy rygor na imprezie - stwierdził Parker.
         Adam spojrzał na niego spode łba.
- Średnio sobie radziłeś. Zresztą, ty też - zwrócił się do Moniki.
- Tak, bo ty byłeś wzorowym opiekunem - prychnęła rudowłosa.
         Widząc, że zbliża się potencjalna kłótnia, Madzia odciągnęła Toma na bok.
- Nath już pojechał?
- Jest w łazience - wytłumaczył przyjaciel. - Niall też, mam nadzieję, że nie okładają się pięściami.
- A dlaczego mieliby to robić?
- Blondasek dziś nocuje w domu beniaminka, jeśli wiesz, co mam na myśli. - Tom znacząco poruszał brwiami, a Madzia pokręciła głową.
         Wbrew pozorom walentynki były udane. Irene się postarała z organizacją balu, DJ Tom dołożył do pieca, a Tony został bohaterem. Gdyby tylko wieczór skończył się inaczej, Madzia byłaby w pełni zadowolona.
- Jak Jess wróci z łazienki, powiedzcie jej, że czekam na zewnątrz - zwróciła się do towarzyszy.
         Siostra Natha i Niall mieli ją odwieźć do mieszkania, bo nie chciała czekać na siostrę i Toma, którzy mogli długo jeszcze zabawić w szkole.
- Pewnie, zmywaj się i zostaw brudną robotę nam! - krzyknął Tom.
         Madzia uśmiechnęła się tylko i wyszła na świeże powietrze, by pobyć chwilę sama. Opiekunowie wrócili do sprzątania, tylko Tom zwlekał ze sprzątaniem, przypomniał sobie bowiem, że walentynki spędził sam.
- A ty co taki sposępniały? - zagadnął Nath, który wyszedł z łazienki.
- Mam jeszcze raz mówić o cyckach Kelsey? Wybacz, to ponad moje siły.
- Daj spokój, o tej godzinie na pewno już skończyła zdjęcia. Powinieneś do niej zadzwonić. Technicznie rzecz biorąc, jeszcze przez kilka minut trwają walentynki. - Nath podsunął Tomowi pod nos swój zegarek, który wskazywał pięć minut do północy.
- Wiesz, że to nie głupi pomysł? - przyznał Tom. - Ale ty jesteś głupi.
- Ja?
- No przecież nie ja! Osioł z ciebie, tchórz, baran i co tam jeszcze. Jessica ma na ciebie lepsze epitety, ale musisz się zadowolić tymi.
- A niby o co ci teraz chodzi?
- Sam powiedziałeś, że do końca walentynek jeszcze kilka minut. Ja zadzwonię do Kelsey, choć to czysta formalność, bo ona wie, jak bardzo ją kocham.
- Nie rozumiem, do czego zmierzasz. - Nath był skonfundowany.
- Maggie nie wie - wyjaśnił Tom i ta enigmatyczna odpowiedź oświeciła Natha.
         Nagle poczuł, że musi wziąć sprawy w swoje ręce. Puścił się biegiem do wyjścia, ale w połowie zawrócił i zapytał jeszcze Toma, gdzie znajdzie byłą dziewczynę. Kiedy usłyszał odpowiednie wskazówki, jeszcze raz pobiegł do drzwi wyjściowych, po drodze potykając się najpierw o plastikowe kubki porzucone na ziemi, a potem o własne nogi.
- Mam nadzieję, że ta łajza wreszcie dogoni miłość - westchnął Tom i zadzwonił do Kelsey.
         Humor od razu mu się poprawił, kiedy usłyszał, że jego dziewczyna wylądowała właśnie w Londynie, by spędzić z nim trochę czasu. Co prawda nie zdążyła na walentynki, ale on nigdy nie przywiązywał wagi do takich świąt. Kochał ją równie mocno jak w każdy inny dzień roku.
- BRUKSELKA!!! - zawołał na głos. Musiał poinformować przyjaciółkę, że niestety sprzątanie zostawi jej i jej byłemu, bo sam jedzie na lotnisko. - Cycki Kelsey na mnie czekają! Nie oddam ich nikomu!
         Jakaś nauczycielka ze szkoły spojrzała na niego jak na potłuczonego, ale zignorował to i pognał do Moniki, by jej przekazać dobrą wiadomość.
         Nath w tym czasie co sił w płucach wybiegł ze szkoły i rozejrzał się rozgorączkowany. Ujrzał Madzię, stojącą przy samochodzie Nialla i obejmującą się rękami. Wieczór był chłodny, ale on tego nie czuł. Krew wzburzyła mu się w żyłach i szukał w sobie odwagi, by wyznać dziewczynie, co nadal do niej czuje. Nie miał czasu na wymyślenie żadnego poruszającego monologu, więc podszedł do Maggie i powiedział pierwsze słowa, które przyszły mu na myśl.
- Jeśli o mnie chodzi, to nic się nie zmieniło - wyznał dość enigmatycznie, a ona spojrzała na niego zdziwiona. Sięgnął dłońmi jej twarzy, pogładził podbródek, a później wargi. Tęskniła za tym dotykiem. Nic nie powiedziała, ale dała mu znać, jak bardzo podobają jej się te pieszczoty, kładąc mu ręce na klatce piersiowej. Poczuła, jakie wywołała u niego spięcie i szybko się wycofała.
- Przepraszam, źle zrozumiałam - wyznała, dość niezręcznie obejmując się obiema rękoma i pocierając ramiona.
- Nie, nie. Zrozumiałaś idealnie - zapewnił ją i podniósł jej podbródek tak, by na niego spojrzała.
         Powoli i niepewnie na jej twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech, a on rozpromienił się ze szczęścia. Oboje zdali sobie sprawę, że tak naprawdę pragną tego samego. Wtedy delikatnie ją pocałował. Dawno nie czuł się tak dobrze. Widząc, że Maggie się nie opiera, pogłębił pocałunek. Dłońmi wędrował po jej twarzy i plecach. Przyciągał ją coraz bardziej do siebie, jakby bał się ją stracić. Była zupełnie bezbronna w jego ramionach i oddawała mu każde muśnięcie warg z większym zaangażowaniem. Przy żadnej dziewczynie nie czuł się w taki sposób. Sprawiała, że był silny i słaby zarazem. W tej chwili czuł, że może wszystko, ale wiedział, że nie może zrobić nic. Maggie owinęła sobie go wokół palca i gdyby powiedziała, że ma skoczyć w przepaść, zapewne by to zrobił.
         Czuł, że pocałunek trwał ułamek sekundy. A może to była wieczność? Nie mógł ocenić czasu, rozpłynął się w miłości, którą czuł do tej dziewczyny niemal od samego początku ich znajomości. Z każdym dniem czuł, że kocha ją coraz bardziej, czy to w dobrych, czy gorszych chwilach.
         Odruchowo złapał się za serce, ale nie przestawał całować dziewczyny. Po prostu nie mógł. Nawet konieczność zaczerpnięcia oddechu nie była w tej chwili tak ważna jak ciepło i miękkość jej warg. Maggie zauważyła jednak, że się rozproszył i odsunęła się lekko, by niepewnie zmierzyć wzrokiem jego dłoń, która badała miejsce z lewej strony klatki piersiowej.
- Coś cię boli? - spytała zaniepokojona.
- Tak, serce - przyznał, a kiedy przez jej twarz przebiegło widmo strachu, cmoknął ją w usta, uspokajająco. - Nie bój się. To wszystko z nadmiaru miłości. Nie wiem, jak to jest możliwe, by kochać kogoś tak bardzo, jak ja kocham ciebie.
- Nagromadziło się przez ten czas rozłąki… Nie możemy dopuścić, byś dostał ataku serca… - Madzia namiętnie wpiła się w usta Natha. Palce wplotła w jego włosy i dłuższą chwilę rozkoszowała się tym nagłym wybuchem pożądania, które ogarnęło ich oboje.
         Kiedy zabrakło im tchu, oderwali od siebie wargi i dłuższą chwilę dochodzili do siebie, zetknięci czołami. Nie wypuszczał jej z objęć. Spojrzał na nią przez dłuższą chwilę.
- Boże, jaka ty jesteś piękna - powiedział w końcu. Nie chodziło mu wcale o to, że tego wieczora wyglądała ślicznie. Nie chodziło mu też o to, że była ładną dziewczyną. Była piękna w każdym tego słowa znaczeniu. Miła, dobra, zabawna, inteligentna… Miał nadzieję, że rozumie, co chce jej przekazać, żadne słowa nie były bowiem oddać jego uczuć do niej. - Sądzę, że nie zniosę kolejnej rozłąki. Wrócisz ze mną i Jess? Chcę powiedzieć mamie, że znowu jesteśmy razem.
         Madzia uśmiechnęła się szeroko. Nic nie odpowiedziała, tylko ponownie pocałowała Natha. Te pocałunki wystarczyły za tysiąc słów. Po nich nie mogło być inaczej. Znowu byli razem, szczęśliwi i zakochani, a ona zupełnie zapomniała o całym świecie. Na ziemię sprowadziła ją dopiero siostra Natha i Niall.
- A już myślałam, że wasza dwójka nie pójdzie po rozum do głowy - oświadczyła Jess. - Ale cieszę się, że będę miała jeszcze szansę zostać druhną na waszym ślubie. Bo jesteście razem, tak?
         Nath i Maggie spojrzeli na siebie i wybuchli śmiechem. Jessica i Niall szybko do nich dołączyli. Wszystko wydawało się wreszcie iść zgodnie z planem. Nath przyjechał swoim samochodem, więc skierował się w stronę, gdzie zaparkował razem z Madzią. Niall miał zawieźć Jessicę i również zostać na noc. Kiedy wsiadali do samochodów, blondynka zawołała jeszcze do brata.
- Tylko nie myśl, że będziesz z Maggie baraszkował! Ściany w domu są cienkie, braciszku!
- Wy też na nic nie liczcie - odciął się Nath. - Nie ma to nic do rzeczy ze ścianami, po prostu jeśli Niall będzie czegoś próbował, będzie miał ze mną do czynienia.
         Członek One Direction wyglądał na nieco zaniepokojonego tą groźbą. Naglące spojrzenie Jess sprawiło jednak, że usiadł za kierownicą i odjechali. Nath jeszcze przez chwilę śmiał się sam do siebie, mimo iż jego dziewczyna wpatrywała się w niego ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma.
- Wiesz, że nie możesz im niczego zabronić? - spytała w końcu.
- Nie chcę im niczego zabraniać. Zaakceptowałem to, że są razem i są szczęśliwi. - Ale wolałbym nie być świadkiem "ich baraszkowania", szczególnie kiedy mama będzie za ścianą.
- Cóż, nie chcę psuć ci humoru, ale to przekreśla również nasz romantyczny wieczór.
         Madzia powiedziała to ze śmiechem, ale Nath spoważniał i sposępniał. Nie zabierał jej do domu, by do czegoś doszło, mimo iż bardzo tego pragnął. Teraz jednak, kiedy zdał sobie sprawę, że na pewno do niczego nie dojdzie, poczuł się fatalnie.
- To może pojedziemy do ciebie? - zagadnął, a Madzia dźgnęła go łokciem, jak za starych, dobrych czasów.
- Mieszkam z siostrą, pamiętasz? - odgryzła się. - Zresztą, dopiero zaczynamy być parą. Nie sądzisz chyba, że tak łatwo zaciągniesz mnie do łóżka.
- Nie zamierzam. - Pochylił się i cmoknął ją w usta. - W tej chwili liczy się tylko to, że cię kocham. Mogę nawet pogapić się na ciebie w milczeniu i będę zadowolony. Choć nie tak bardzo jak gdyby twoja siostra zdecydowała się jednak zanocować u koleżanek…
         Oboje roześmiali się. Madzia wiedziała, że Nath żartuje. Oboje w głębi duszy wiedzieli, że nie powinni się spieszyć. Na razie było dobrze tak, jak jest. Nath ruszył ze szkolnego parkingu, a nastolatka szybko naskrobała do siostry wiadomość. Zdawała sobie sprawę, że Monika będzie niepocieszona z tej zdawkowej informacji, ale miała nadzieję, że jej wybaczy. Tej nocy nadszedł czas, by wreszcie pomyślała o sobie.
         Całą drogę pogodzona para śmiała się, snuła plany i wspominała. Na miejscu oboje zostali wyściskani przez mamę Natha, która jednak oznajmiła, że jeśli na coś liczą, to muszą obejść się smakiem. Dziewczyny zostały ulokowane w jednej sypialni, a chłopacy w drugiej. Nie miało to jednak znaczenia. Kiedy Madzia zasypiała w sypialni Jess, czuła, że rozpiera ją szczęście.
- Myślisz, że się pozabijają? - spytała Jess, czym wywołała jeszcze szerszy uśmiech na twarzy Madzi, którego jednak nie mogła dostrzec przez egipskie ciemności panujące w pokoju.
- Nie. W końcu wszyscy będziemy rodziną, prawda?
          Przepełnione szczęściem i spokojem, zasnęły, zmęczone przeżyciami tego dnia. Tyle się wydarzyło, ale były pewne, że najlepsze jeszcze przed nimi.

Blog List