Moje drogie!
Przepraszam za tę długą przerwę! To nie koniec opowiadania, na pewno dobrnę do końca, jeśli jeszcze ktoś to będzie czytał. Obiecany odcinek - przygoda z laserowym paintballem. Oto co stworzył mój wymęczony upałem umysł.
Miłego czytania,
Jaycee.
Życie
toczyło się dalej, mimo iż sporo się w nim zmieniło. Singiel Wrednych Zalotek
dobrze się sprzedawał, przez co zaczęły bywać w rozgłośniach radiowych i
programach rozrywkowych. Odeszły ze szkoły i zdecydowały się na nauczanie
domowe. Było im to na rękę nie tylko ze względu na brak czasu, ale i na Brooke,
wredną dziewczynę, która po balu walentynkowym częściej dogryzała im na
szkolnych korytarzach. Kiedy mogły skupić się tylko na karierze, ich życie
stało się łatwiejsze. Dodatkowo Madzia miała więcej czasu na spotkania ze swoim
chłopakiem, więc była podwójnie zadowolona. Swoboda w wyrażaniu uczuć była
wyzwalająca. Nie było już menedżera, który kazałby trzymać jej związek w
tajemnicy, więc mogła w pełni się cieszyć towarzystwem Natha. Randki na ziemi były
równie przyjemne jak ta, podczas której skoczyli ze spadochronem. Po prostu
byli szczęśliwi i każdą wolną chwilę spędzali w swoim towarzystwie. The Wanted
oficjalnie ogłosiło koniec swojej działalności, więc mieli dla siebie więcej
czasu, co zbawiennie działało na oboje. Madzi nie przeszkadzało, że cały czas
była w biegu - między zobowiązaniami wobec swojego zespołu, chłopaka i nauką.
Cieszyła się też, że jej przyjaciółki z zespołu również były szczęśliwe, a
przynajmniej zadowolone. Co prawda ani Alex, ani Maja nie były zainteresowane
chłopakami, z którymi spędziły walentynki, ale Kathy i Sam zostali parą, co
niebywale Madzię cieszyło, bo polubiła byłego pianistę Buster Sharp. Irene też
chodziła uśmiechnięta, a to dawało nadzieję, że i jej los się odmieni.
Perspektywa nauczki, którą dostał Noel za swój wyczyn na balu (a było to
wydalenie go ze szkoły) była niewątpliwie budująca dla wszystkich.
Na
mocy tantiem za napisanie piosenki dla Wrednych Zalotek oraz poprzedniego hitu
"Wake Me Up" Monika nie musiała się martwić, że wyląduje pod mostem.
Mimo wszystko miała jednak dość siedzenia w domu. Teraz, kiedy Madzia spełniała
się zawodowo i często wychodziła ze swoim chłopakiem, mieszkanie wydawało się
wyjątkowo puste. Żadne wydawnictwo się nie odezwało, więc dziewczyna w końcu
dała sobie spokój z wysyłaniem powieści. Zaczęła dorabiać w kawiarni Audrey,
przynajmniej na krótki okres. Towarzystwo Luizy było pokrzepiające i
niewątpliwie zabawne, ale nadal nie mogła przestać myśleć o swoim byłym
chłopaku. Fakt, że przez swoje nierozgarnięcie spóźniła się na rozmowę kwalifikacyjną,
którą jej załatwił, był dołujący. Ale jeszcze gorsza była świadomość, że dzięki
temu stanowisko trafiło do dziewczyny, z którą Adam chadzał na randki. A
przynajmniej był na jednej w teatrze. Dalszych losów byłego chłopaka Monika nie
znała, gdyż nie miała z nim kontaktu. Najwyraźniej był zajęty sprawami Wrednych
Zalotek. Albo swoją nową dziewczyną.
Max
przez cały miesiąc starał się odbudować relacje ze swoją dziewczyną, której nie
chciał stracić. Wydawało się, że kiedy zaczął słuchać, a nie mówić, było między
nimi troszkę lepiej, ale nadal czuł, że nie jest tak samo jak dawniej.
Oświadczyny odłożył bezterminowo. Po rozpadzie The Wanted zajął się doglądaniem
renowacji domku nad jeziorem i swoją karierą. Jego nowy menedżer szukał dla
niego odpowiednich projektów w dziedzinie aktorstwa, ale on czuł, że z Karoliną
nie potrafi udawać. Nie mógł przykleić do twarzy uśmiechu i zachowywać się,
jakby wszystko było w porządku. Zdystansowali się od siebie i było to niepodważalne.
Szczególnie kiedy pod koniec marca dowiedział się, że dostał rolę w
amerykańskim serialu "Glee". Teraz, kiedy Karolina realizowała się
jako inspicjentka w teatrze, obwieścił jej, że przenoszą się do Ameryki na
kilka miesięcy, kiedy on będzie kręcił serial. Myślał, że świeży początek
pomoże naprawić ich relacje, ale pogorszył sytuację. Między nim a jego
dziewczyną nastały ciche dni.
31
marca, dzień zorganizowanej przez Toma eskapady był przez wielu wyczekiwany.
Madzia i Nath chcieli wspólnie spędzić czas, podobnie jak inne szczęśliwe pary.
Max liczył, że w towarzystwie przyjaciół Karolina zacznie się do niego odzywać,
czego nie robiła od dwóch dni, odkąd powiedział jej o dostaniu roli. Monika
chciała przestać myśleć o Adamie. Inni, kogokolwiek zdecydował się zaprosić
Tom, na pewno liczyli po prostu na dobrą zabawę.
Tego
popołudnia Tom stał przed domem dziewczyn ze zwycięskim uśmiechem na twarzy.
Kozaczył jak nigdy wcześniej, na nosie miał przeciwsłoneczne okulary, ręce
złożył na klatce piersiowej i opierał się o czarnego busa z logo jakiejś firmy
przewoźniczej.
- Wynająłeś transport? - spytała Madzia,
witając się z kumplem.
- Tak. Nie chciałem, żeby ktoś się spóźnił,
bo to zepsułoby całą zabawę - wyjaśnił Tom.
Monika
kiwnęła mu głową i chciała zająć miejsce w środku, ale zagrodził jej drogę.
- Przykro mi Brukselka, ale ty z nami nie
jedziesz.
- Co? Oszalałeś, Tom? Cały miesiąc trąbisz
o tym paintballu, a kiedy wreszcie zaczęłam się cieszyć wyjazdem cofasz
zaproszenie?
- Po pierwsze, nie oszalałem. Po drugie, to
laserowy paintball. Po trzecie, nic nie cofam. Po prostu to jest transport
mojej drużyny.
- Acha, więc ja nie jestem w twojej
drużynie?
- Oczywiście, że nie. Zbyt podejrzane
byłoby, gdybyśmy w trójkę znaleźli się w jednej. Chyba to rozumiesz? - Tom
spojrzał na przyjaciółkę, która wzruszyła ramionami.
- No dobra, to co mam robić?
- Czekać aż po ciebie przyjadą.
- A jeśli podjedzie jakaś grupa przestępcza
i ją porwą? - wtrąciła Madzia z rozbawieniem, a widząc przerażenie na twarzy
Toma, poklepała go po ramieniu. - Ja tylko żartowałam.
- No, mam nadzieję, że Brukselka przeżyje,
bo w każdej drużynie jest siedem osób i nie chciałbym zepsuć tych proporcji.
- Dzięki za troskę o mnie - prychnęła
Monika. - A kto będzie ze mną w drużynie?
Tom
zmieszał się na to pytanie i podrapał się po głowie.
- Eee… zaraz się dowiesz. My już musimy
jechać, bo się spóźnimy.
- Przecież nie możecie zacząć bez nas… -
zauważyła Monika.
- Przestań marudzić! - skarcił dziewczynę
Tom. - Musimy jeszcze po wszystkich podjechać.
- Poczekasz chwilę? - zagadnęła siostrę
Magda. - Na pewno za chwilę przyjadą.
- A mam inne wyjście?
- Nie - parsknął Tom i wpakował się do
wynajętego busa. - Szybko, Meggs! - ponaglił przyjaciółkę, która wzruszyła
ramionami i rzuciwszy pokrzepiające spojrzenie siostrze, zajęła miejsce w
środku.
- Dlaczego tak ci się spieszyło? - spytała,
kiedy odjechali spod budynku, zostawiając Monikę samą.
- Nieważne. Jak mnie później Brukselka
będzie ochrzaniać, to się dowiesz.
Madzia
machnęła ręką. Wiedziała, że jeśli Tom chciał się czym chwalić, to robił to od
razu. Jeśli miał ochotę, potrafił jednak milczeć jak grób. Tak też było w tej
chwili. Nastolatka w ciszy oparła się więc o siedzenie i wsłuchiwała się w
rozmowę Toma i kierowcy busa. Po drodze odebrali Natha, Irene, Alex, Tony'ego i
Liama. Alex dostała palpitacji, kiedy członek One Direction jako ostatni
wpakował się do busa.
- Nie mówiłaś, że on tu będzie - szepnęła
do Madzi.
- Bo nie wiedziałam. Tom mi nic nie mówił,
ale najwyraźniej jesteśmy jedną drużyną.
- Serio?
- Powinnaś mniej się ekscytować. W końcu
nasz singiel zadebiutował jako numer jeden. Może będziemy tak sławne jak One
Direction - zauważyła Irene.
- A ty dlaczego jesteś taka spokojna? Nie
rusza cię to, że jedzie z nami Tony?
Alex
wskazała głową przyjaciela Madzi, który ucinał sobie pogawędkę z Tomem.
Najwyraźniej próbował od niego wyciągnąć jakieś informacje, ale mu to nie
wychodziło. Irene wzruszyła ramionami. To, że zdarzyło jej się zarejestrować
szybsze bicie serca przy Tonym, nic nie znaczyło. Stresująca sytuacja i fakt,
że ją uratował sprawiły, że zawładnęły nią mieszane uczucia, mimo iż do
niedawna była przekonana, że zakochała się w Nathanie. Zdecydowała się skupić
na zespole i odczuwała ulgę. Fakt, że miała być w jednej drużynie z Tonym i
Nathem, którzy tak naprawdę bardziej związani byli z jej przyjaciółką, był przeszkodą
na drodze do szczęścia, ale cieszyła się, że wybrała się na laserowy paintball.
- Widzę za nami czarną furgonetkę -
zauważył Tony. - Albo ktoś nas śledzi, albo jadą za nami nasi znajomi.
Tom
wykręcił głowę do tyłu i wytężył wzrok,
ale nie był w stanie dostrzec samochodu.
- Tak, to mogą być nasi - stwierdził
zamiast tego.
- A ile nas będzie? - zaciekawił się Liam.
- Następne ciekawskie jajo. - Tom wywrócił
teatralnie oczami. - Dowiesz się na miejscu.
- Podobno trzydziestka - wyjaśnił koledze
Nath ku niezadowoleniu Parkera.
- Zdrajca!
- No co? Nic nam nie mówisz!
- Ty i tak wiedziałeś za dużo! Powiedz
jeszcze, że technika losowania warstwowego do drużyn nie była sprawiedliwa, to
odkopię topór wojenny!
- Jakiego losowania?
- Nieważne, wyjaśnię na miejscu. Patrz na
drogę, Payne.
- Ale przecież nie on prowadzi - zauważył
Tony, a Tom uderzył się otwartą dłonią w czoło.
- Dzieci, zaufajcie wujkowi Tomowi. Czy
przeze mnie kiedyś stało się coś niedobrego?
- Naprawdę chcesz usłyszeć odpowiedź na to
pytanie? - spytał Nath, a jego przyjaciel naburmuszył się i nie odzywał się do
końca drogi.
Wyjechali
z Londynu i kierowali się w kierunku miejsca, w którym Max kupił domek nad
jeziorem. Zajechali jednak kilkanaście kilometrów dalej. Celem ich podróży
okazała się ogromna hala ozdobiona neonową nazwą "Star Command". Jak
poinformował Tom swoich towarzyszy, kiedy wysiedli z busa, laserowy paintball
odbywał się właśnie w tej hali, która miała ogromną powierzchnię i dwie
kondygnacje. Wewnątrz znajdowało się kilka aren do wyboru, które miały
konstrukcję labiryntu z wieloma pomieszczeniami - była sala luster, sala
zombie, wysypisko z wrakami samochodów, poligon, stare cmentarzysko, szpital psychiatryczny
i statek kosmiczny.
Liam
podekscytowany podniósł rękę.
- O! To ja głosuję za tymi samochodami!
- A my z Maggie jesteśmy za salą luster -
oświadczył Nath.
- Tak, to może być ciekawe - przyznała
Irene.
- Czy ja wiem? Samochody są chyba lepsze… -
Alex ewidentnie zgadzała się ze słowami Liama, by mu się przypodobać. Madzia
nie mogła oprzeć się wrażeniu, że jej przyjaciółka nadal pamięta, jak na
początku ich znajomości wpadła członkowi One Direction w ramiona, przekonana,
że to przeznaczenie. Zapewne dlatego pozostawała niechętna na zaloty Ricky'ego
Marksa.
- Żartujecie, tak? Pozostałe opcje wydają
się lepsze - zauważył Tony.
- Doceniam wasz entuzjazm, ale wasze głosy
nie mają znaczenia, bo ja zapisałem nas na statek kosmiczny - wyjaśnił Tom.
Rozległy
się głosy niezadowolenia. Wszyscy członkowie drużyny twierdzili, że Tom wybrał
najgorszą z możliwych aren i nie dawali mu dojść do słowa. Wrzawę przerwało
dopiero pojawienie się drugiego busa, z którego wystrzeliła jak z procy Monika.
- Cześć wszystkim! - przywitała się, przez zaciśnięte
zęby maskując złość. - Tom, można na słówko?
Rudowłosa
zignorowała odmowną odpowiedź przyjaciela i pociągnęła go za łokieć na bok.
Kiedy znaleźli się poza zasięgiem słuchu reszty, uderzyła Parkera pięścią w ramię.
- Czyś ty do reszty zgłupiał?!
- O co ci tym razem chodzi?
- Zostawiliście mnie pod mieszkaniem i
szybko się zmyliście, bo bałeś się, że cię ukatrupię za to, co zrobiłeś! Ale
nic straconego, zrobię to teraz. Tu przynajmniej łatwiej będzie ukryć zwłoki!
Monika
krzyczała na Toma, który cofnął się o kilka kroków przestraszony.
- Los tak chciał… to nie moja sprawka… tak
wyszło… Wyjaśnię ci tajniki losowania warstwowego, jeśli mi pozwolisz.
Najlepiej przy wszystkich, bo to dość skomplikowane… - tłumaczył się Tom.
- Na jakim świecie możliwe jest to, byś
wylosował taki skład drużyn, w którym ja trafiam do zespołu z trzema moimi
byłymi chłopakami?!
- Maggie trafiła do drużyny z Nathem,
Tonym i Liamem, jeśli cię to pocieszy.
- Tak, a Karolina zapewne z Maxem i Kubą,
żeby było zabawniej! - prychnęła Monika, a widząc minę Toma, ukryła twarz w
dłoniach. - Bo tak było, prawda? Trafiła z nimi do drużyny?
- Yhm. Ale, jak już mówiłem, TO NIE MOJA
WINA!
- Tak, wiem. To wina losowania warstwowego.
I mojego cholernego pecha!
- Nie wiem, czemu tak się wściekasz.
Podobno z każdym z nich się przyjaźnisz.
Monika
machnęła ręką i wróciła do przyjaciół. Kolejne dwa busy już parkowały przed
halą i można się było rozeznać w ilości gości, których zaprosił Tom. Zapanowało
małe zamieszanie, każdy witał się z każdym. Niektórzy długo się nie widzieli,
inni się nie znali, jeszcze inni byli niezadowoleni z przydziału drużyn.
- Więc ja mam być z Maxem w jednej grupie?
- spytała poirytowana Karolina. - A co ja ci takiego zrobiłam, Tom?
- Myślałem, że się ucieszycie…
- I cieszymy się - zapewnił Max. - Prawda,
kochanie?
- Nie kochaniuj mi tu. I lepiej na arenie
pilnuj pleców! Nie tylko ja potrafię w nie wbijać nóż.
- O co poszło? - spytał Adam Moniki tuż nad
uchem, a ta odskoczyła jak oparzona, wpadając na Joela, który co prawda posłał
jej uśmiech, ale w tej chwili zdecydowała się uciec w bezpieczne miejsce.
Stanęła koło Danny'ego Jonesa, który objął ją ramieniem.
- To będzie niezapomniane wydarzenie, no
nie? - zagadnął. - Ze mną zawsze bawicie się lepiej.
- Nie wiem, czy lepiej, ale na pewno będzie
niezapomniane - westchnęła ciężko dziewczyna.
Tom
właśnie stał pośrodku grupy liczącej niemal trzydzieści osób i wyjaśniał
technikę losowania.
- Losowałem oddzielnie z każdej części,
czyli z każdego zespołu, żeby uniknąć sytuacji, w której w jednej drużynie
znalazłoby się całe Lawson, na przykład.
- A co się stało ze stwierdzeniem, że
lepiej nie rozdzielać zespołów, żeby w razie śmierci jednej drużyny nie rozbić
kilku naraz? - spytał Joel.
- Och, skoro już koniecznie chcesz zmienić
zespół, to się z tobą zamienię.
- Ale ja nie chcę zmieniać zespołu.
- To po co głupio kwestionujesz moje metody?!
- warknął Tom, więc Joel uniósł ręce w geście poddania i pozwolił
organizatorowi wycieczki kontynuować. - Tak więc z każdej części, czyli warstwy, losowałem po kolei osoby do czterech drużyn.
- Ale my nie należymy do żadnego zespołu -
słusznie zauważył Kuba.
- Wy jesteście z warstwy
"polaczki" - wyjaśnił Tom, a po chwili dodał. - Bez obrazy.
- Przeżyję.
- No a ja? - wtrąciła Jessica.
- Ty, Kelsey, Nareesha, Tony i Danny
jesteście z grupy "inni". Ciesz się, że trafiłaś do grupy z Niallem i
nie marudź.
- Ale ja się cieszę. Tylko że coś mi tu
śmierdzi.
Niall
poparł swoją dziewczynę w tym sceptycyzmie.
- Zgadzam się. Rozumiem już twoją metodę,
ale jakim cudem wszystkie pary są razem?
- Nie wszystkie. Ja i Tom zostaliśmy
brutalnie rozdzieleni przez los - westchnęła Kelsey.
Wyglądało, jakby recytowała kwestię, którą kazał jej powiedzieć Tom, ale nikt już nie
protestował. Większość z nich cieszyła się, że trafiła do grupy razem ze swoją
drugą połówką. Bez względu na to, na ile sprawiedliwa była metoda losowania
Toma.
- Tak więc Wredne Zalotki, Lawson, One
Direction, byłe The Wanted, "polaczki" i "inni" zostali
rozdzieleni między cztery drużyny po siedem osób - kontynuował Tom. - Za chwilę
przekroczymy próg areny i staniemy do boju o główną nagrodę… tytuł Mistrzów
Intergalaktycznych Zawodów w Laserowym Paintballu…
- Czego? - zszokował się Harry.
- Nie przerywaj mu, bo chyba jest
znerwicowany przez rozpad The Wanted - szepnął przyjacielowi Louis.
- Słyszałem to, Tomlinson! Ta zniewaga krwi
wymaga i zapłacisz za nią, kiedy tylko znajdziemy się na statku kosmicznym.
- Na czym? Jesteś coraz dziwniejszy, Tom. -
Zayn pokręcił głową, bo nie ogarniał sytuacji. Zresztą, nie tylko on.
Tom
wyjaśnił, że wybrał arenę stylizowaną na statek kosmiczny. Rozległa się fala
niezadowolenia. Liam wymienił, jakie jeszcze gry były do wyboru i każdy chciał
się wypowiedzieć na ten temat, ale Parker uciął dyskusję.
- Zombie i lasery? Ludzie. Albo stary
cmentarz? Bądźmy realistami - bronił swojego pomysłu. - Zresztą, wybrałem
największą arenę. Jak tam wejdziemy, to jeszcze mi podziękujecie, bo wygląda
czadowo.
- Na pewno nie tak czadowo jak szpital
psychiatryczny - podsumował Danny.
- Tak, tam odnaleźlibyśmy się najlepiej -
westchnęła pod nosem Monika.
Byli
już podzieleni na drużyny. Weszli do środka i po krótkiej rozmowie z
właścicielem zostali zaprowadzeni do pomieszczenia, gdzie na wieszakach czekał
na nich ekwipunek. Na drużynę niebieskich składali się Madzia, Nath, Tony, Tom,
Irene, Alex i Liam. Zielony kolor (Tom poinformował, że to hołd dla Brukselki) otrzymała
drużyna Moniki, Jaya, Joela, Adama, Danny'ego, Harry'ego i Mai. Na żółtych
składali się Jessica, Niall, Nareesha, Siva, Kelsey, Zayn i Kathy. Pod
czerwonym sztandarem mieli natomiast wystąpić Karolina, Max, Kuba, Luiza, Ryan,
Andy i Louis. Kiedy wszyscy założyli specjalne kamizelki z czujnikami
reagującymi na wiązki laserowe wysyłane z karabinów, Tom po raz ostatni
przemówił.
- Jak widzicie, każda drużyna ma inny kolor
kamizelek, żeby w trakcie gry się nie pomylić. Strzelacie do przeciwnych
drużyn, nie do swoich. Czy jest wśród nas daltonista? - Tom rozejrzał się po
zebranych, ale nikt się nie zgłaszał, więc ciągnął dalej. - Dobrze. Tak więc
punkty dostajecie za trafianie w kamizelki przeciwników. Każda z drużyn
wystartuje z innego miejsca na arenie. Dokładnie pośrodku znajduje się
artefakt. Bonusowe punkty dostanie drużyna, która go znajdzie i uchroni przed
konkurencją do końca zabawy czyli przez trzy godziny…
- Jaki znowu artefakt? - spytał Siva. - Czy
ty się upaliłeś?
- To świecąca kulka, sztywniaku. Mniejsza z
tym. Nie musicie się na niej skupiać, ale warto ją mieć, bo podwoi zdobyte
przez was punkty i może przesądzić o zwycięstwie.
- A zwycięstwem jest tytuł jakiegoś
Intergalaktycznego Mistrza? Dobra motywacja - prychnął Andy z Lawson, a Tom
zmroził go spojrzeniem.
- Skoro już musisz wiedzieć, tytuł to tylko
satysfakcjonujący dodatek do nagrody głównej.
- Którą jest… - ponaglił kolegę Andy.
- Nocleg i wyżywienie w pensjonacie! - Tom
klasnął zadowolony w ręce, ale reszta jego towarzyszy wydawała się
niewzruszona. Parker szybko zreflektował, że nie powiedział im wszystkiego. -
Och, prawda. Zapomniałem wspomnieć, że jesteśmy wiele kilometrów od Londynu, a
busy, którymi przyjechaliśmy już odjechały.
- CO?! - uniosła się Monika.
- Ty chyba żartujesz! Wygrani śpią w
pensjonacie, a gdzie reszta? - irytowała się Nareesha. - Nic ze sobą nie
wzięliśmy!
- Jak Siva i Zayn ułożą włosy? - pytał ze
śmiechem Niall, który jako jeden z nielicznych bawił się zaistniałą sytuacją.
Jessica chichotała przytulona do niego, a wokoło trwała wrzawa.
- CISZA! - zarządził Tom. - Chcecie, żeby
nas stąd wyrzucili? I tak nie mamy jak wrócić, więc lepiej skorzystać, skoro
już zapłaciłem za wszystko. Dacie mi skończyć zanim mnie zlinczujecie?
- W porządku, mów dalej - polecił Siva, a
Tom odchrząknął i kontynuował.
- Więc nie znacie okolicy, nie jeżdżą tu
autobusy złapanie stopa w tyle osób będzie co najmniej trudne, że już nie
wspomnę o fakcie, że grupa celebrytów jest łatwym łupem…
- Jakim łupem? Zaczynam się bać… - zadrżał
Harry.
- I słusznie, twoje włosy na czarnym rynku
pójdą za fortunę. Mogą cię złapać, oskalpować i…
- Louis! Chcesz go wpędzić w zawał?! -
skarciła przyjaciela Madzia.
- Przecież ja tylko żartowałem. On o tym
wie.
- Zbladł tak, że nie jestem pewna, czy wie.
- Może to będzie dla niego odpowiednia
motywacja do gry - stwierdził niezrażony Tom.
- No to powiedz lepiej, o co chodzi z tym
noclegiem. Tylko zwycięzcy trafią do pensjonatu? - zainteresował się Nath, po
czym przytulił swoją dziewczynę. - Bo nagle poczułem silną motywację.
- Zboczeńcy - skrzywiła się Alex. - Mam
nadzieję, że nie wygramy, bo jak trafimy do pensjonatu, a wy za ścianą
będziecie się zabawiać, to przysięgam, że przebiję sobie bębenki, by tego nie
słyszeć.
- To dajmy wygrać zielonym - poleciła
Karolina. - Tylko tam nie ma żadnej pary.
- Żadne dajmy wygrać! - zagrzmiał Tom. - Ma
być uczciwie! Zresztą, o żadnych igraszkach nie ma mowy, bo w pokojach, które
wynająłem są same pojedyncze łóżka.
- No a gdzie będzie spała reszta? -
zainteresowała się Luiza. - Nie ukrywam, że spacer w tych szpilkach do miasta
nie jest szczytem moich marzeń.
Tom
zmierzył buty na wysokim obcasie blondynki i przeniósł wzrok na Ryana.
- Będziesz musiał ją nieść.
- CO?!
- Och, żartuję. Za kogo wy mnie macie?
Przecież nie zostawię was na pastwę losu, no nie? Zapominacie, że ja też mogę
przegrać? O ile was mam w nosie, to ja nie zamierzam spędzić nocy na spacerze z
powrotem do Londynu.
- Logiczne jest, że wygrasz. Ty wiesz,
gdzie jest ten cały "artefakt". - Nath w powietrzu zakreślił
cudzysłów.
- Zignoruję pogardę w twoim głosie i cię
zadziwię. Nie wiem. To właściciel gdzieś schowa tę błyszczącą kulkę. Ja tu
nigdy nie byłem, widziałem tylko zdjęcia.
- I mamy ci wierzyć? Lubisz nas wkręcać -
zauważył Max.
- Jeśli on wygra, to co ze mną? - wtrąciła
Kelsey. - Nie zapominaj o mnie, skarbie!
Blondynka
pogroziła swojemu chłopakowi palcem, a ten przełknął głośno ślinę.
- Dobra, za dużo was. Ten wypad był nie do
końca przemyślany. Możecie na chwilę się zamknąć i dać mi skończyć? -
Zapanowała cisza, więc Tom odetchnął. - Dziękuję. Na czym to ja skończyłem?
Nikt
nie odpowiedział, więc organizator wypadu się zirytował.
- Dlaczego milczycie?!
- Bo nam kazałeś - zauważył Joel.
- Och, no tak. Ale o czym mówiłem?
- Miałeś wyjaśnić, jak to będzie z
noclegiem przegranych - podsunął przyjacielowi Jay.
- Dzięki, ptaszyno. Otóż dla waszej
wiadomości, nie zostaniecie skazani na pastwę losu. Wszystkie drużyny zostaną
ulokowane w namiotach wojskowych, które wypożyczyłem i które już czekają.
- To te, które było widać za ogrodzeniem? -
zainteresował się Adam.
- Dokładnie, pięknisiu.
- Ale były tylko dwa… - stwierdził Kuba. -
Zmieścimy się? W końcu przegranych będzie 21 osób.
- Umiesz liczyć, moja krew. - Tom udał, że
w oku zakręciła mu się łza, kiedy poklepał aktora, który miał grać go w filmie
po ramieniu. - Są tylko dwa i może i zmieszczą się w nich wszyscy, ale łóżek
polowych jest tylko czternaście.
- Bo… - ponaglała Madzia.
- Bo drużyna, która otrzyma najmniejszą
liczbę punktów będzie musiała się przespacerować na miejsce swojego kampingu.
- Taka kara? - spytała Maja.
- Dokładnie. Taka młoda, a taka bystra.
Bierzcie z niej przykład, wszyscy!
- A gdzie mamy się przespacerować? - Irene
zaczynała żałować, że zgodziła się na tę eskapadę i przerażenie, które widziała
w oczach Kathy zwiastowała, że ona również.
- Do domku nad jeziorem.
- Ale to z dziesięć kilometrów! - uniósł
się Max.
- Dokładnie osiem. Czyli dwie godzinki,
więc niedużo. Mamy godzinę prawie piętnastą, do osiemnastej skończymy bitwę,
więc do dwudziestej przegrani dotrą do domku Maxa - wyjaśnił uradowany swoim
planem Tom.
Wszyscy
wydawali się nieco zaniepokojeni, nawet Kelsey. Tom sporo czasu poświęcił na
planowanie wszystkiego, włożył w to też niewątpliwie sporo pieniędzy, ale jego
pomysł był tak szalony, że mogło się coś stać.
- Jak niby mamy stąd trafić do domku nad
jeziorem? Moja orientacja w terenie jest zerowa - stwierdziła Monika.
- Trochę wiary w siebie. Może to nie twoja
drużyna przegra.
- Ale ktoś przegra. Jak tam trafimy?
- Mam dokładną mapę, spokojne wasze główki
- zapewnił Tom. - Po skończeniu zabawy dostaniecie też plecaki z zaopatrzeniem,
kosmetykami i innymi utensyliami.
- Mojej ulubionej piżamy pewnie nie wziął -
westchnęła Luiza.
- A jeśli ktoś w drodze skręci nogę? Droga
w części prowadzić będzie przez las. Zapomnieliście, jak Karolina wpadła do
rowu? - wypytywała Madzia.
- Dostaniecie też apteczki. - Tom wywrócił
teatralnie oczami. - Musicie psuć zabawę? Cieszyliście się na ten wypad, a
teraz marudzicie…
- Bo za dużo jest niewiadomych - stwierdził
Liam. - Na pewno wszystko przemyślałeś?
- Tak, na pewno. Nikomu nic się nie stanie.
Wygrani śpią w pensjonacie kawałek drogi stąd, przegrani w namiotach tutaj, a
wielcy przegrani robią sobie spacer.
- Skoro pensjonat jest niedaleko, to nie
możemy wszyscy wynająć tam pokoi? - zaproponował Kuba.
- Doceniam twoją błyskotliwość, ale nie.
Jest zbyt mało pokoi. Początkowo chciałem ulokować tam nas wszystkich, ale mają
wakaty dla dziesięciu osób, a kilka już się tam zatrzymało, więc nic z tego. -
Tom wzruszył ramionami. - Ale te namioty nie są takie złe, nie bójcie się.
Jeszcze jakieś pytania?
Ryan
podniósł rękę do góry, więc Tom wspaniałomyślnie udzielił mu głosu.
- Dlaczego Adam nie został zaproszony?
- No przecież tu jest. - Parker palnął się
dłonią w czoło.
- Nie, nie ten Adam. Nasz Adam. Z Lawson.
- Och. Na laserowy paintball wpuszczają od
metra pięćdziesięciu wzrostu. Max załapał się rzutem na taśmę, ale z waszego
Adama musiałem zrezygnować.
- Ty myślisz, że ile on ma wzrostu? -
spytał z rozbawieniem Joel.
- Mniejsza z tym. Dwóch Adamów to za dużo,
nawet jak na nas. Zresztą, potrzebna była mi określona liczba ludzi.
- Mogłeś zaprosić Adama oraz moich
chłopaków z McFly. Wtedy byłyby cztery dodatkowe osoby i drużyny miałyby…
- Myślisz, że nie umiem liczyć, Danny?! -
warknął Tom. - Po prostu co za dużo, to nie zdrowo. A łóżek w namiotach jest
siedem i kropka. Po prostu zaufajcie mi.
- Właśnie tego się obawiamy - zachichotał
Jay, po czym właściciel hali przyszedł poinformować ich, że już czas.
Tom
miał kryptonimy dla każdej drużyny. Niebiescy zostali Gwiezdnymi Gromami,
Zieloni - Zorzą Polarną, Żółci - Mleczną Drogą, a Czerwoni - Płonącą Gwiazdą
(choć początkowo Parker postulował nazwę Czerwony Karzeł, ale na to Max
stanowczo się nie zgodził z sobie tylko znanych powodów). Tom był najbardziej
podekscytowany ze wszystkich, kiedy rozdzielali się i ruszali za swoją drużyną.
Efekty świetlne i ostra muzyka czyniły wyjątkowy klimat. Teraz byli wrogami i
musieli się trzymać tylko ze swoimi. Jeśli nie chcieli spacerować kilku
kilometrów do domku nad jeziorem, musieli dać z siebie wszystko. Czujniki z
kamizelek miały przesłać wyniki do komputera, przez po co po skończonej walce
mieli dowiedzieć się, która drużyna miała najwięcej punktów i trafiła najwięcej
przeciwników. W skupieniu wyczekiwali dźwięku, który obwieszczał początek
trzygodzinnej zabawy. Każda z drużyn obgadywała swoją strategię, kiedy nadeszła
piętnasta. Rozpoczął się wyścig, a szanse były wyrównane. Tyle że zwycięzca
mógł być tylko jeden, a nikt nie chciał iść dziesięciu kilometrów do miejsca
noclegowego, więc motywacja była naprawdę duża.
Niebiescy:
Gwiezdne Gromy |
Zieloni:
Zorza Polarna |
Żółci:
Mleczna Droga
|
Czerwoni:
Płonąca Gwiazda
|
Madzia
|
Monika
|
Kelsey
|
Karolina
|
Nath
|
Adam
|
Siva
|
Kuba
|
Tony
|
Jay
|
Nareesha
|
Max
|
Tom
|
Joel
|
Jess
|
Luiza
|
Liam
|
Maja
|
Niall
|
Ryan
|
Alex
|
Harry
|
Zayn
|
Andy
|
Irene
|
Danny
|
Kathy
|
Louis
|
Godzina 15:15 - Drużyna Zielonych
Monika
stanęła przed dylematem. Na pewno nie chciała spędzić dwóch dodatkowych godzin
podczas leśnego spaceru z trzema swoimi byłymi chłopakami. Prawdą było, że się
z nimi przyjaźniła, ale ostatnio miała coraz większy mętlik w głowie jeśli
chodzi o Adama. W głowie na szybko ułożyła strategię, że nie chce zostać
największym przegranym, ale nie była pewna, jak będzie wyglądać nocleg
zwycięzców w pensjonacie. Całkiem prawdopodobne, że Adama będzie jej łatwiej
unikać, kiedy Zorza Polarna zajmie drugie lub trzecie miejsce - wtedy miejsca
noclegowe przypadną na dwa namioty polowe, więc będzie mogła ulokować się w
innym niż jej były. Wtedy nie będzie mógł jej opowiadać o swojej nowej
dziewczynie, zakładając, że rzeczywiście spotykał się z osobą, z którą był na
randce w teatrze.
Rudowłosa
tak pogrążyła się w rozmyślaniach, że zupełnie zapomniała o trwającej
rozgrywce. Zaczęła wyłączać się, kiedy dźwięk obwieścił początek zabawy, a Adam
zaczął wszystkimi dyrygować, by ustalić priorytety i doprowadzić do wygranej.
Wyłapała tylko, że lepiej będzie, jeśli się rozdzielą i że jedni zajmą się
ostrzeliwaniem przeciwnych drużyn, drudzy poszukiwaniem artefaktu, a trzeci odwracaniem
uwagi i osłanianiem pozostałych. Nie była pewna, jaka rola jej przypadła, ale
kilka minut później, kiedy skryła się za czymś, co przypominało panel
sterowania statku kosmicznego, zorientowała się, że została sama. Była na
mostku, w centralnym punkcie kierowania statkiem kosmicznym. Właśnie stąd jej
drużynie przyszło startować. To, że była sama, uznała za pomyślny omen i
postanowiła przeczekać rozwój wypadków. Chwilę później usłyszała kroki, a
następne dziwne dźwięki, którymi zapewne były strzały z broni, którą nadal
miała przy sobie nieużywaną.
- A masz, frajerze! - chichotał głos, który
rozpoznała jako Danny'ego. Nie miała pojęcia, do kogo strzelał, bo osoba ta
uciekła i ponownie nastała cisza. Nie na długo.
- Dlaczego się chowasz? - spytał Danny,
zaglądając pod blat.
- Nie chowam się. Po prostu nie chcę, by
mnie ktoś zauważył.
- Czy nie o to chodzi w chowaniu się? Nie
musisz się chować przed swoimi chłopakami, już poszli.
- Wcale się przed nimi nie chowam!
- Na pewno nie chowasz się przed wrogiem,
bo nikogo tu nie ma… Ale mniejsza. Jesteśmy drużyną, więc nie będę ci dogryzał.
Masz coś?
- Słucham? - spytała nieprzytomnie Monika.
- Proszę cię… Powiedziałem, że masz
zobaczyć, czy możemy korzystać z tego panelu sterowania, bo może to być
przewaga strategiczna, a sam poszedłem zlikwidować wroga. Niall oberwał, myślę,
że nastrzelałem nam trochę punktów.
- Wybacz, nie słyszałam, kiedy wydawałeś mi
polecania, kapitanie - prychnęła Monika i wstała, by otrzepać się z kurzu.
Danny
natychmiast pociągnął ją za rękę z powrotem w dół.
- Oszalałaś? Ten irlandzki krasnal może szukać
wendetty!
- No a jak inaczej mam sprawdzić, czy te
komputery działają?
- W porządku. Ale szybko. Musimy ruszyć za
pozostałymi.
- A po co? Nie możemy zostać tu?
- A po co?
- Nie wiem.
- No właśnie. Idziemy za resztą. Bez nas
nie dadzą rady. Maja i Harry odwracają uwagę innych drużyn, Jay i Joel są w
ofensywie, a Adam szuka artefaktu.
- A my to co? Służby wywiadowcze? -
prychnęła Monika, próbując coś zdziałać na komputerze, ale wszystko, co udało
jej się zrobić, to włączyć monitory. - Nie działa. Cały czas tylko wyświetla
się ta świecąca kulka w maszynowni.
- To artefakt! - ucieszył się Danny. -
Wydaje mi się, że to wskazówka dla nas. Artefakt jest w maszynowni. Trzeba
powiedzieć Adamowi.
- To idź, ja zostanę tutaj, bronić centrum
dowodzenia.
- A po co?
Monika
się zmieszała. Nie chciała, żeby Danny wiedział, że unika Adama jak ognia. I
tak zbyt oczywiste było, że coś jest na rzeczy. Szybko musiała wymyślić jakąś
wymówkę.
- A jak ktoś zobaczy, gdzie jest artefakt?
- Jestem pewien, że inni też dostali
wskazówki…
- Ale może ich poprawnie nie odczytali?
Może mamy przewagę? Szkoda jej zmarnować. Ty idź, a ja będę bronić mostka.
- Niech będzie - westchnął Danny, po czym z
całych sił przytulił Monikę do siebie. - To na wypadek, gdybyśmy się nie
zobaczyli. Niech moc będzie z tobą.
- Eee… z tobą też, Danny. Ale pamiętaj, że
to tylko zabawa - przestrzegła przyjaciela rudowłosa, ale coś jej mówiło, że
bierze to zbyt poważnie. Szczególnie kiedy z bronią w gotowości wykonał
jakiegoś karkołomnego fikołka, przez którego strzeliło mu w plecach.
Kiedy
Monika została sama, ponownie usadowiła się na posadzce i oparła plecami o
panel sterowania. Spojrzała na zegarek.
- Jeszcze prawie trzy godziny i koniec -
oznajmiła sama do siebie.
Miała
zamiar w spokoju przeczekać zabawę, która nagle wydała jej się wcale nie być
zabawna, ale nagle włączył się ogłuszający alarm. Monitory zgasły, światło
zaczęło migać, a ona nie wiedziała, co się dzieje. Wstała i zmarszczyła brwi.
Broń miała w gotowości, jakby była na prawdziwej wojnie. Nie była pewna, czy
opuścić mostek czy czekać. Głowa rozbolała ją od hałasu. Nadal biła się z
myślami, kiedy za drzwiami zobaczyła Adama.
- Na co ty czekasz?! - spytał zszokowany,
widząc, że stoi jak kłoda. Dopiero wtedy zorientowała się, że drzwi się powoli
zamykają. W ostatniej chwili przecisnęła się przez nie, zanim mostek został
odcięty.
- Co to było, do cholery? - zirytowała się,
oddychając ciężko. Wiedziała, że nic by jej się nie stało, ale perspektywa
rozgniecenia drzwiami świadczyła o czymś innym.
- Strzelam, że za długo pozostawałaś
bezczynna i organizatorzy chcieli urozmaicić ci rozgrywkę.
- Co to, jakieś pieprzone igrzyska
śmierci?! I dlaczego nie ma z tobą Danny'ego?
- Dlaczego go nie ma z tobą? - spytał zdziwiony
Adam.
- Odkryliśmy, że artefakt jest w maszynowni
i poszedł ci o tym powiedzieć. - Monika sama nie wierzyła, że nazwała świecącą
kulkę mianem artefaktu, ale wszystko wskazywało na to, że wciągnęła się w
zabawę.
- A dlaczego ty tu zostałaś?
- Bronić centrum dowodzenia, nieważne.
Musimy znaleźć Danny'ego.
- Nie, nie. Musimy znaleźć artefakt. To
podwoi nasze punkty.
- Zero razy dwa to nadal zero, geniuszu -
prychnęła Monika, a Adam popchnął ją za róg, a sam schylił się i strzelił w
ciemność, gdzie czyjeś czujniki na kamizelce zapiszczały. Najwyraźniej trafił.
- Trochę więcej niż zero. Po drodze
zebrałem kilka punktów i jestem pewien, że reszta również - wyjaśnił Adam,
upewniając się, że jego pchnięcie nie było na tyle silne, by zrobić Monice
krzywdę. Kiedy się o tym przekonał, wychylił głowę zza zakrętu i jeszcze raz
strzelił dla pewności, ale napastnika z innej drużyny już nie było.
- Ktoś tu jest niepokojąco dobry w te
klocki - zauważyła rudowłosa, a jej były chłopak posłał jej promienny uśmiech i
złapał ją za rękę. Niestety nie miała siły się wyrwać, więc podążyła za nim,
czekając na rozwój wypadków.
- Przeszukałem cały poziom, artefaktu tu
nie ma. Musimy zejść niżej. Strzelam, że maszynownia jest na dole. Skąd
wiedzieliście o artefakcie?
- Na komputerze była podpowiedź.
- W porządku. Założę się, że inne drużyny
też jakieś dostały, więc będą deptać nam po piętach. Musimy się pospieszyć.
- Niepotrzebnie się rozdzieliliśmy -
wyraziła swoje niezadowolenie Monika.
- A mi się wydaje, że to dobra taktyka. Żółci
z Kelsey idą jedną kupą i jak na nich wpadłem, bez problemu trafiałem, bo nie
mieli się gdzie pochować.
Rudowłosa
postanowiła podtrzymywać rozmowę.
- Spotkałeś kogoś jeszcze?
- Widziałem kłótnię Karolci i Maxa, ale nie
strzelałem do nich, bo to byłby cios w plecy. Nie widzieli mnie, więc się
zmyłem.
- O co się kłócili?
- Nie podsłuchiwałem. Za kogo ty mnie masz?
Plusem
był brak niezręcznej ciszy i fakt, że Adam puścił jej rękę. Minusem… to, że
nadal był stanowczo zbyt blisko. Sytuacja się pogorszyła, gdy usłyszał coś po
drugiej stronie korytarza i ponownie jej dotknął, w okolicy talii, by ją
odsunąć. Sam stanął w gotowości z wyciągniętą bronią. Monika nie mogła się
oprzeć wrażeniu, że o ile to możliwe, w tej scenerii wyglądał jeszcze lepiej.
Szczególnie jeśli chwilę później wdał się w strzelaninę z połową drużyny Toma,
która uciekła w popłochu, kiedy zbyt celnie do nich strzelał.
- Monia, oberwałem… - zażartował zbolałym
tonem chwilę później, kiedy znowu zostali sami.
- Wybacz, zostawiłam wyimaginowaną apteczkę
na twoją wyimaginowaną ranę Danny'emu.
- Myślę, że możesz pomóc w inny sposób.
- W jaki? Ponieść cię? Nic z tego -
prychnęła Monika i chciała iść dalej korytarzem, ale Adam pchnął ją w ciemną
wnękę w ścianie, bo usłyszał ciche kroki.
Wstrzymała
oddech, kiedy przygniótł ją swoim ciężarem do ściany i nie miało to nic
wspólnego z utrudnionym dopływem tlenu. Serce zaczęło walić jej jak oszalałe,
bo był blisko. Zbyt blisko.
- Spokojnie, nie zauważą nas - szepnął jej
do ucha Adam. Uśmiech na jego twarzy świadczył jednak, że dobrze zna powód jej
zdenerwowania.
Tuż
obok właśnie przechodziła drużyna żółtych, Monika rozpoznała ich głosy.
- Może powinniśmy się rzeczywiście
rozdzielić? - zaproponował Niall. - Tak mogą nas wystrzelać jak kaczki.
- Też nie uśmiecha mi się przegrana. Siva
musi dbać o swoją fryzurę, a tego w namiocie nie zrobi - zachichotała Nareesha.
- Też wolałbym spać w pensjonacie -
przyznał Zayn.
- Przestańcie marudzić, panienki. Zaczynam
tęsknić za moim bratem - ucięła dyskusję Jess. - Też jest wrzodem na tyłku,
ale…
Dalszej
rozmowy Monika już nie słyszała i nie mogła skupić uwagi na czymś innym. Dla
bezpieczeństwa musieli jeszcze chwilę zostać w kryjówce. Adam wydawał się
rozbawiony sytuacją.
- To jak będzie? - spytał po cichu.
- Z czym?
- Pomożesz rannemu bohaterowi, który znowu
cię uratował? - spytał chłopak i spojrzał na Monikę w taki sposób, że była
pewna, że ją pocałuje. Kiedy zaczął się pochylać, spanikowała i go odepchnęła.
- Droga wolna! - oświadczyła rozgorączkowana i
zaczęła poprawiać ubranie.
Adam
złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. Objął w pasie w szczelnym, ale
delikatnym uścisku.
- Myślę, że dla pewności powinniśmy tu
zostać.
- Nie, nie. Chodźmy po artefakt. - Monika
wyszła z wnęki tak zaaferowana, że nie zauważyła Toma, który strzelił do niej i
roześmiał się złowrogo, nie zauważając, że nie trafił. - Taki z ciebie kozak? -
spytała dziewczyna i wycelowała w przyjaciela pistolet. Kilka razy wystrzeliła
i dźwięk sygnalizujący trafienie rozległ się w korytarzu. Tom zaklął pod nosem
i uciekł.
- I co, świetne uczucie, prawda? - spytał
Adam tuż nad uchem Moniki, która zebrała w sobie resztki sił, by nie odskoczyć
albo nie zemdleć.
- Yhm. Idziemy!
Trzymając
broń w gotowości Monika ruszyła korytarzem. Adam mówił coś o fakcie, że powinni
iść za pozostałymi drużynami, tymczasem ona kierowała się w odwrotnym kierunku.
Nie szukała maszynowni, chciała uciec. Nie od Adama, ale od swoich uczuć do
niego.
Godzina 15:15 - Drużyna Czerwonych
- Proponuję się rozdzielić - oznajmił Kuba,
chwilę po tym, jak natknęli się na oddział niebieskiej drużyny, który zaszedł
ich z dwóch stron i ostrzelał.
- Nie ma mowy, zostajemy razem. W kupie
siła - oznajmił Max.
- Wydaje mi się, że Kuba ma rację -
przytaknął Andy. - Właśnie wpadliśmy w zasadzkę przez nasz błąd, musimy zmienić
strategię.
- Dobrze, w takim razie ja i moja
dziewczyna spróbujemy odgadnąć, o co chodzi z tą mapą i poszukamy artefaktu. A
wy… wymyślcie coś, żebyśmy nie przegrali. - Max złapał Karolinę za łokieć i
chciał ją pociągnąć na bok, ale mu się wyrwała.
- Powinniśmy wspólnymi siłami rozgryźć mapę
- zaproponował Ryan.
- Tak… i oby artefakt był blisko, bo mnie
nogi bolą - wtrąciła Luiza.
- Po co ci były te szpilki?! - warknął Max.
- Spokojnie! Nie możemy się kłócić, jeśli
chcemy wygrać. - Karolina stanęła na środku. - Rozgryziemy mapę, podzielimy się
na dwie drużyny i znajdziemy to ustrojstwo przed innymi.
- Wreszcie ktoś sensownie mówi. Jesteście
dosyć kłótliwi, ale może to przychodzi z wiekiem… - zauważył Louis.
- Sugerujesz, że jestem stary, Tomlinson? -
syknął przez zęby Max.
- Sugeruję, że mieliśmy się bawić, a nie
prać brudy. Możemy pomyśleć o zadaniu?
Rozłożyli
mapę i stanęli nad nią. Była niedokładna. Oznaczono na niej miejsce
przechowania artefaktu, ale kiedy dotarli na miejsce w zastraszającym tempie,
pewni wygranej, okazało się, że wpadli w pułapkę.
- Nie rozumiem tego. Szliśmy dokładnie
według mapy. Chyba nie podłożyliby nam podpuchy? - spytała Luiza.
- Nie, to niemożliwe. To miała być
wskazówka, tylko źle ją odczytaliśmy - zastanawiał się na głos Ryan.
- A co tu źle odczytać? Skręt w lewo,
prawo, znowu prawo, korytarzem prosto i w trzecie drzwi po lewej, a potem…
- Przestań wyliczać naszą trasę, Max.
Wszyscy wiemy, jak szliśmy - przerwała chłopakowi Karolina.
- O, a więc się do mnie odzywasz?
- Nie przyzwyczajaj się. Myśl lepiej, co w
tej mapie jest nie tak.
- Może jest odbiciem lustrzanym? -
zaproponował Andy.
- Nie sądzę. Wtedy musielibyśmy zacząć od
skrętu w prawo, a przecież tam był tylko prosty korytarz do centrum dowodzenia.
Sprawdzaliśmy tę drogę - przypomniał Kuba.
- A więc co proponujesz, geniuszu? - spytał
opryskliwie Max.
- Nic nie przychodzi mi do głowy.
- Tak myślałem.
- Przestańcie! Znowu chcecie się kłócić? -
spytała poirytowana Karolina. - Skoro tak, to idę z Luizą sprawdzić, co jest na
dole, a wy się tutaj pozabijajcie nawzajem. Z takimi przyjaciółmi po co nam
wrogowie?
- Co ty powiedziałaś? - spytał Kuba.
- Słyszałeś.
- Tak, podsunęłaś mi pomysł. A jeśli mapa,
która wpadła nam w ręce jest mapą niższej kondygnacji?
- Tak, rozkład labiryntu może być inny
piętro pod nami - poparł Louis.
- W takim razie musimy to sprawdzić! -
ucieszyła się Karolina i podskoczyła kilka razy w górę.
Poskręcane
włosy wypadły jej z niedbałego koczka i opadły na twarz. Kuba bez skrępowania
założył jej je za ucho.
- Musisz widzieć wroga - usprawiedliwił
się, ale ona nie była zrażona. Uśmiechnęła się do niego.
Max
był mniej entuzjastycznie nastawiony do tego spontanicznego poufałego gestu,
ale nic nie powiedział, tylko warknął pod nosem.
- Według mapy schody są tutaj - Ryan
wskazał palcem na świstek papieru. - Logicznie rzecz biorąc, na naszym piętrze
będą w tym samym miejscu.
- Chyba, że są jak te z Hogwartu i
zmieniają położenie - zachichotała Luiza, a chłopak pocałował ją w usta.
- Zaraz zwymiotuję… Idziemy?
- Ten jeden raz się z tobą zgodzę, George -
westchnął Louis i ruszyli przodem z pistoletami w pogotowiu.
Do
schodów trafili łatwo. Kiedy znaleźli się piętro niżej, zauważyli, że jest tu
bardziej mrocznie. Kolorowe światła statku kosmicznego tutaj zostały zastąpione
przez czerwone żarówki świateł awaryjnych, ciemne alejki i złowieszcze odgłosy.
- Może lepiej się nie rozdzielajmy, co? -
zaproponowała Luiza. - Tu jest strasznie. Jak wyskoczy na mnie Tom z pistoletem
to zejdę na zawał.
- Spokojnie, obronię cię. - Ryan wypiął
pierś. - W końcu już raz uratowałem cię spod kół autobusu. Nic nie stoi na
przeszkodzie, bym znowu ocalił ci życie.
- Dobra, zanim rzygnę tęczą, rozdzielamy
się. Ja i Caroline idziemy zgodnie z mapą, a wy…
- Nie tak szybko, Max. To dość lekkomyślne
dawać ci mapę. Cały czas będziecie się kłócić i i tak nie znajdziecie artefaktu
- zauważył Kuba.
- O, bo ty poradzisz sobie lepiej,
kartografie?!
- Skąd ta wrogość w twoim głosie? To tylko
zabawa, a my jesteśmy w jednej drużynie.
- Właśnie, wyluzuj, stary - polecił Andy.
- Mam wyluzować, kiedy ten polaczek
ombacuje moją dziewczynę na moich oczach?! - krzyknął Max.
- Co ty wygadujesz? - zszokował się Kuba. -
Chodzi ci o to, że poprawiłem jej włosy. Przepraszam, jeśli cię to uraziło, ale
nie przesadzaj…
- Ja mam nie przesadzać?! Nie, no, czy
tylko ja dostrzegam, że ten palant zarywa do mojej dziewczyny?! - Max spojrzał
na towarzyszy, ale ci milczeli.
- Dość tego! - stwierdziła nagle Karolina.
- Idziemy na górę poważnie porozmawiać! A wy macie mapę i kontynuujcie bez nas.
Szatynka
podała Kubie zwitek papieru znaleziony na początku zabawy.
- Pewnie, daj mapę swojemu kochasiowi. Już
nie musicie się kryć, bo znam prawdę!
Zawstydzona
zachowaniem swojego chłopaka Karolina ruszyła po schodach na górę, a on podążył
za nią.
- Ma chłopak paranoję - podsumował Maxa
Louis. - To chyba przez ten brak włosów.
Kiedy
drużyna kontynuowała misję bez nich, Karolina uznała, że musi rozmówić się ze
swoim chłopakiem. Gromadziło się od dawna. Jego zazdrość, wspólne mieszkanie,
rola w amerykańskim serialu…
- Wstyd mi za ciebie - odezwała się
Karolina, gdy zostali sami.
- To mi wstyd za ciebie. Nie wierzę, że
pozwoliłaś, by obmacywał twoje ucho!
- O co ci chodzi? On poprawił mi włosy.
Może nie powinien, ale to mój przyjaciel i zadziałał spontanicznie. I to w
dobrej woli. Na pewno nie jest moim kochasiem i nie powinieneś się tak w
stosunku do niego zachowywać!
- Pewnie, broń go, a zwal winę na mnie.
Próbuję naprawić nasze relacje, a ty flirtujesz ze swoim ziomkiem tuż pod moim
nosem.
- Nie obarczaj mnie naszymi problemami.
Każdy kij ma dwa końce. Twoja rola w serialu i zrzucenie na mnie informacji o
przeprowadzce też nie pomaga.
- Myślałem, że chciałaś polecieć do USA! -
zaparł się Max.
- Tak! Na wakacje. A nie na kilka
przymusowych miesięcy. A jeśli dostaniesz kolejną rolę?
- To chyba dobrze, nie? Powinno cię cieszyć
moje szczęście.
- A ciebie powinno cieszyć moje, ale ty
zakładasz, że moja praca w teatrze nie jest tak ważna jak twoja kariera.
- Wcale tak nie uważam. Po prostu taka
okazja może się dla mnie już nie powtórzyć. "Glee" to popularny
serial, szansa, bym rozwijał się jako aktor…
- A praca inspicjentki to moje marzenie!
Dlaczego mam je porzucić, byś ty mógł ścigać swoje?
- Bo są tysiące teatrów! Możesz pracować w
każdym, nawet w Stanach. Dlaczego chcesz zostać akurat tu? Na złość mi? Żeby
być blisko tego Polaka?
- Ten Polak to mój przyjaciel. Chcę być
blisko przyjaciół! Monika jest dla mnie jak siostra, a kiedy wyjechała do
Londynu, przeżyłam najcięższe chwile. Nie chcę się z nią rozstawać na kilka
miesięcy, skoro nie muszę tego robić. - Głos Karoliny załamał się, kiedy
wypowiadała ostatnie słowa.
Dopiero
teraz docierało do niej, jakie jest jedyne wyjście z tej sytuacji. Ona i Max
musieli się rozstać, związek na odległość nie wchodził w rachubę. Ich relacja
była coraz słabsza kiedy mieszkali ze sobą, więc niemożliwe było, żeby miłość
przetrwała, gdy jedno z nich będzie za oceanem.
- Nie mogę tak żyć - wydusiła w końcu.
- Co takiego? - Max spojrzał zszokowany na
swoją dziewczynę.
- Nie zniosę tej zazdrości, kłótni,
wyrzutów, obrażania Kuby… Od dawna się między nami psuje i oboje próbowaliśmy
ratować ten związek, ale jeśli ceną za te nieudane próby ma być to, że się
znienawidzimy, to lepiej przestańmy próbować.
- Chcesz… zerwać?
- Myślę, że tak będzie najlepiej.
- Nie, Caro, posłuchaj, to głupie. - Max
spotulniał jak baranek i podszedł do swojej dziewczyny. Złapał jej twarz w
dłonie. - Nie musimy zrywać. Mamy problemy, głównie z mojej winy, ale to minie.
Nasza miłość zwycięży, zobaczysz. Jeśli nie chcesz się przeprowadzać do USA,
nie musisz. Ja pojadę na te kilka miesięcy, będę często wracał na weekendy, a
taka separacja nam się przyda. Ty będziesz mogła spełniać się w teatrze, nawet
jeśli będziesz miała styczność… z nim…
- Znowu to robisz! - Karolina wyrwała się
Maxowi. - Nawet nie możesz wymówić jego imienia, tak jesteś zazdrosny.
- Wiesz, to ta zazdrość uświadomiła mi, że
jestem w tobie zakochany…
- Właśnie o tym mówię. Tak naprawdę, gdyby
nie Kuba, nawet nie zwróciłbyś na mnie uwagi. Ta wspólnie spędzona sylwestrowa
noc była dla ciebie tylko przygodą, podczas gdy dla mnie była wszystkim. Nie
odwzajemniałeś moich uczuć, dopiero, gdy zainteresował się mną Kuba, coś
poczułeś. Wychodzi na to, że nasz związek nigdy nie był zbudowany na miłości.
Jego fundamentem od początku była zazdrość. Myślę, że żadna separacja tu nie
pomoże. - Karolina wyrzuciła z siebie ten potok informacji i westchnęła ciężko.
- Jak wrócimy z tej eskapady, zabiorę od ciebie swoje rzeczy i się wyprowadzę.
- Chcesz powiedzieć, że zabierzesz je od
nas - poprawił ją Max. - To nasze mieszkanie.
- Ty je kupiłeś.
- Ale kupiłem je dla nas. Zostań w nim, a
ja zatrzymam się u któregoś z chłopaków do czasu wyjazdu do USA. I tak będę je
opłacać, więc możesz w nim zostać. A kiedy wrócę…
- Nie, Max. Jeśli zostanę, to będziesz
myślał, że jest dla nas szansa.
- A nie ma? - spytał zdruzgotany, a ona
otarła łzę, która pojawiła jej się na policzku i pokręciła głową.
- Nie. Przykro mi, ale tak będzie lepiej,
jeśli jeszcze kiedyś mamy się przyjaźnić.
Max
spuścił głowę.
- Słabo mi… - powiedział. - Chyba wyjdę
stąd zaczerpnąć świeżego powietrza.
Jego
była dziewczyna nic nie powiedziała. Wzrokiem odprowadziła go do zakrętu, za
którym zniknął.
- Mam cię! - wrzasnął Tom za jej plecami,
strzelając z broni i trafiając, co obwieścił dźwięk.
- Wow, Tom - westchnęła Karolina. - Strzał
w plecy, jak rycersko - prychnęła i poszła w kierunku odwrotnym do Maxa.
Mimo
wszystko wiedziała, że postąpiła dobrze.
Godzina 15:15 - Drużyna Niebieskich
Niebiescy
wydawali się zgraną drużyną. Niemal od razu odnaleźli pikające urządzenie,
które na małym ekranie wskazywało im pozycje wrogich drużyn.
- Z tą zabawką możemy wygrać - tłumaczył
Tom, gdy kierowali się z dala od oddziału żółtych.
- Możemy, ale nie musimy. Pozostałe drużyny
mogą mieć taką samą pomoc - słusznie zauważył Tony.
- To by tłumaczyło, dlaczego żółci od
kilkunastu minut depczą nam po piętach - dodał Nath.
- No nie wiem. My znaleźliśmy źródło
pikania przypadkowo - powiedziała Madzia, znacząco spoglądając na Alex.
Rzeczywiście
to Alex rozzłościła się Irene, która przy dyskusji o rozdzieleniu się
zaproponowała, by jej przyjaciółka była w parze z Liamem. Zawstydzona i
zirytowana kopnęła pudło w magazynie, w którym zaczynali rozgrywkę i tak
odkryli nadajnik.
- Nie doceniasz żółtych. Jest u nich Kelsey
- zauważył Tom z dumą.
- Mam nadzieję, że nie będziesz sabotował
naszej drużyny po to tylko, by dać swojej dziewczynie wygrać. - Madzia
podejrzliwie spojrzała na przyjaciela, który uniósł ręce w geście poddania.
- Spokojnie, Gwiezdne Gromy górą!
Nastolatka
nadal nie wiedziała, czy może ufać kumplowi, szczególnie, kiedy decydowali o
podziale na mniejsze części nieparzystej drużyny, a on obwieścił, że najlepiej
działa solo. Możliwy był sabotaż.
- Po co się rozdzielać, skoro mamy jedno
urządzenie, dzięki któremu wiemy, gdzie jest przeciwnik? - spytała retorycznie
Irene. - Zostańmy razem, trzymajmy się z dala od większych grup i zasadzajmy
się na mniejsze.
- I to jest zawodnik, którego dobrze mieć w
drużynie. - Tony uśmiechnął się i objął Irene ramieniem, a ta spłonęła
rumieńcem i zachichotała.
- Chyba dobrze się dogadują, co? - szepnął
Nath swojej dziewczynie, a ta pokiwała głową.
- Pasują do siebie. Tworzyliby ładną parę.
- Ale chyba nie tak ładną jak my? - spytał
zaczepnie Nath i delikatnie pocałował swoją dziewczynę w usta.
- Proszę cię, Sykes. Litości dla tu
obecnych. Skup się na zadaniu. Tony i Irene jakoś się nie migdalą.
- A niby dlaczego mielibyśmy się migdalić?
- spytał zszokowany Tony.
- No właśnie. Przecież to… hehe… bez sensu…
no nie? - pytała podenerwowana Irene.
- Mniejsza o większe. Skupmy się na
wygranej to wam pozestawiam pojedyncze łóżka w pensjonacie, żebyście mogli
pofiglować.
- Tom… tobie naprawdę zależy na
zwycięstwie! - zorientowała się Madzia.
- Brawo, geniuszu! A wcześniej myślałaś, że
chcę przegrać, czy co?
- W końcu to nie byłby pierwszy raz…
- Do końca życia będziesz mi wypominać?
Tak, Kelsey to moja słabość. Ale teraz muszę z nią wygrać.
- Brzmi poważnie. Zakład? - spytał Liam, a
Tom spojrzał na niego podejrzliwie.
- Kto ci powiedział?!
- Nikt. Zgadywałem.
- Akurat trafiłeś. Założyłem się z Kelsey.
Jeśli moja drużyna będzie miała więcej punktów niż jej, zagra w "Drodze
Rozpaczy 4". - Tom poruszał znacząco brwiami.
- Wpisałeś ją do scenariusza? - zaciekawił
się Nath.
- Jeszcze nie. Porozmawiam o tym z
Brukselką, ale jeśli nadal będziemy się obijać, to nie będzie o czym. Idziemy?
- ponaglił Tom.
- Zaraz, zaraz - zatrzymała przyjaciela
Madzia. - A co Kelsey zyska w tym zakładzie.
- Ech, tu jest najgorsze. Przez rok nie
będę mógł zrobić ani zjeść chilli con carne.
- To straszne!
- Wiem, jak ona mogła? Myślałem, że mnie
kocha, ale zwątpiłem… - zasępił się Tom.
Nath
zachichotał.
- Jestem pewien, że robi to dla twojego
dobra.
- No a jak nasza drużyna wygra, to będziesz
mógł jeść tę pyszną potrawę do woli - zauważył Tony.
- O, zaczynam cię lubić, brachu. - Tom
objął Tony'ego ramieniem.
- Cieszę się. To może wreszcie ruszymy z
miejsca. Według naszego radaru, niemal wszyscy są już w terenie - zaproponował
Liam.
- Dobry pomysł. Chodźmy, póki nikogo nie ma
w pobliżu - poparła chłopaka zauroczona nim Alex.
Trzymali
się razem i nie napotykali na żadne przeszkody. Dość długo szli i nie
napotykali na członków innych drużyn.
- Ta strategia może nas pogrążyć - odezwała
się w końcu Madzia. - Nikogo nie ustrzeliliśmy, a i artefaktu możemy nie
znaleźć, bo nie wiemy, gdzie on jest. Tyle tylko że pośrodku areny, ale jak w
tym labiryncie to wyliczyć? - Dziewczyna spojrzała na Irene.
- Nie patrz na mnie, Maggie. Nie znam
odpowiedzi na wszystkie pytania.
- Nie ma jakiegoś wzoru, który mógłby
policzyć, gdzie będzie artefakt?
- A po co nam on, skoro nie mamy punktów,
które moglibyśmy podwoić? - prychnęła Alex.
- Słuszne. Zbliża się jakiś samotny wilk,
może zasadzimy się na niego? W tyle osób możemy sobie nabić sporo punktów -
zaproponował Liam.
- Jesteś okrutny. Siedem na jednego? -
obruszyła się Madzia.
- A na co mamy czekać? Zresztą, kto jest na
tyle głupi, by sam zapuszczać się w terytorium wroga? - spytał Tom i
przygotował broń. - Rozwalimy mu łeb.
Posłuchali
swojego lidera i stanęli w pozycji bojowej. Zielona kropka na nadajniku była
tuż za rogiem. Nagle wychylił się zza niego pogwizdujący Danny Jones.
- OGNIA! - krzyknął Tom i wszyscy zaczęli
strzelać do członka McFly.
- Litości! Pomocy! Ratunku! - krzyczał
Danny, uciekając przed laserowymi wiązkami, z których kilka go trafiło. - Co wy
robicie?!
Dopiero
po kilkunastu sekundach Danny zorientował się, że na ładne oczy nic tu nie
ugra, bo schował się za rogiem z bronią w gotowości.
- JONES, JUŻ NIE ŻYJESZ! - krzyknął na całe
gardło Tom.
- Ale co ja ci zrobiłem?!
- Urodziłeś się! - odkrzyknął dramatycznie
Parker, a Madzia spojrzała na niego rozbawiona.
- Ktoś tu się wczuł w rolę. Dajmy mu uciec,
jest taki bezbronny…
- Sam jest sobie winien. Tu panują prawa
dżungli. Wygrywa najsilniejszy. - Tom odchrząknął i zawołał w kierunku kolegi z
McFly. - WYJDŹ Z PODNIESIONYMI RĘKOMA, A POZWOLIMY CI ŻYĆ!
- I tak mnie nie zabijecie, bo to tylko
laserowa broń!
- Cholera, jest bystry - syknął do
towarzyszy Tom. - Co robimy?
- Na początek rączki w górę, skarbeńki -
usłyszeli z tyłu.
Zupełnie
zapomnieli o monitorowaniu radaru. Zwabieni hałasami i krzykami odnaleźli ich
Jay i Joel, którzy zaczęli do nich strzelać.
- Odwrót! - krzyknął Tom.
- Prosto w ich ręce? - spytał spanikowany
Liam.
Ośmielony
Danny wyskoczył zza rogu i zaczął naparzać z drugiej strony. Drużyna
niebieskich obrywała ostro na dwóch frontach. W końcu zdecydowali biec w stronę
Danny'ego, by był jeden. Minęli go i uciekli, a część drużyny zielonych ruszyła
za nimi.
- Cóż, nadajnik o dupę otrzaskać, skoro i
tak wiemy, że nas gonią - zawołała do Madzi Alex.
Nie
było czasu na pogawędki w biegu. Wbiegli do pomieszczenia, do którego
prowadziły otwierane na fotokomórkę drzwi.
- Co to? Hangar? - spytał zdziwiony Nath.
- Nie gadaj, tylko się chowaj! - polecił
Tom i wszyscy zgodnie pochowali się za paczkami porozstawianymi najwyraźniej w
celu strzelaniny.
Pozbawieni
przewagi strategicznej "Zieloni" oddalili się w końcu.
- Gonimy ich? - spytała Irene, a Nath
pokręcił głową.
- Nie wiem, jak wy, ale ja muszę odsapnąć.
Wszyscy
się roześmiali. Odpoczęli chwilkę i ruszyli dalej. Po drodze znaleźli schody,
co ich zaintrygowało. Zeszli na dół. Ekran nadajnika się zmienił, ukazując pięć
czerwonych kropek.
- Ruszamy na czerwonych - zakomenderował
Tom.
- Może na tym piętrze jest artefakt. Co
inaczej robiliby tutaj, skoro reszta jest na piętrze? - zasugerowała Irene.
- Możesz mieć rację. Musimy zrobić na nich
zasadzkę i przy okazji zgarnąć… zaraz… gdzie Tom? - spytał zdziwiony Nath.
- Och, pewnie nas zdradzi! - zirytowała się
Madzia.
- Może zorientował się, że jak da rolę
Kelsey, to będzie się musiała na ekranie migdalić z Kubą - zauważył Tony.
- Nieważne, kontynuujmy misję -
zaproponował Liam i wszyscy się z nim zgodzili.
Niebiescy
dotarli do drzwi opatrzonych napisem "maszynownia".
- Brzmi strasznie - wzdrygnęła się Irene.
- I chyba tak ma być. Stawiam kasę, że to
tutaj jest artefakt - stwierdził Tony.
Ostrożnie
pchnęli drzwi. Broń mieli w gotowości. Weszli do środka i zauważyli kilku
zawodników z drużyny czerwonych.
- No gdzie to cholerstwo? - pytała
Luiza. - Miało być na wierzchu.
- Może ktoś nas ubiegł? - spytał Ryan.
- Wątpię. Dość szybko odkryliśmy to
miejsce, mało prawdopodobne, by ktoś też rozgryzł zagadkę tak błyskawicznie -
stwierdził Andy.
- Ważne, że mamy pewność siebie - chichotał
Louis. - Już myślałem, że przez Maxa nie mamy co liczyć na zwycięstwo.
- Bardziej niż zwycięstwo martwi mnie, co z
nimi - zadumał się Kuba.
- Po prostu szukaj artefaktu, Kubuś.
Karolina sobie poradzi - rzuciła Luiza po polsku, a chłopak uśmiechnął się,
słysząc te słowa.
- Co ona powiedziała? - spytał Nath Madzię,
kiedy w ukryciu obserwowali poczynania czerwonych.
- Karolina i Max się odłączyli od reszty i
Kuba się martwi.
- Pewnie już polegli - rozległ się szept za
ich plecami.
Podskoczyli
ze strachu. Okazało się, że wrócił Tom.
- Gdzieś ty był? - zezłościła się
nastolatka.
- Spokojnie, Meggs. Robiłem rekonesans.
- I jak?
- Żółci kręcą się u góry bez celu, Karolcia
pokłóciła się z Maxem, a twoja siostra mnie postrzeliła.
- Dobrze ci tak. Po co się odłączasz od
drużyny i to bez słowa? - spytał poirytowany Nath.
- Jestem lepszy niż ten nadajnik, przyznaj
to. A co z artefaktem?
- Szukają go - wyjaśnił Liam, wskazując
"Czerwonych". - Czekamy aż znajdą i wtedy im go zabieramy?
- Nie wiem, ale musimy się szybko
decydować. Dwie zielone kropki właśnie się pojawiły na nadajniku -
poinformowała Irene.
- Musimy się rozdzielić - westchnął ciężko
Tony. - Ktoś może powstrzymać "Zielonych", a my ostrzelamy
"Czerwonych".
- Dobry pomysł. Jeśli dwie osoby pójdą
zatrzymać te dwie złowieszcze kropki zanim tu dotrą, pozostała piątka zajmie
się tym, co zostało z Czerwonych Karłów. - Tom zatarł ręce. - Ty idź, Liam.
Mówię to z bólem serca, ale jesteś z nas najsilniejszy i masz te oczka
szczeniaczka, a stawiam pieniądze, że w naszym kierunku zmierza wściekła
Brukselka, której podpadłem, więc…
- Dobra, pójdę.
- Idę z tobą! - podekscytowała się Alex, a
kiedy Madzia i Irene spojrzały na nią krzywo, powstrzymała entuzjazm. - Znaczy…
będę cię osłaniać.
- W porządku. A my atakujemy!!! - wrzasnął
Tom i wychylił się z kryjówki, by na oślep strzelać do szukających artefaktu
"Czerwonych".
- Nie spodziewałam się, że to będzie takie
mordercze starcie - zagadnęła Liama Alex, kiedy kierowali się w stronę
zielonych kropek na radarze.
- Tak, niektórzy biorą tę zabawę zbyt
poważnie. Ale ja też chcę wygrać. - Chłopak wzruszył ramionami i przycupnął za
beczką. Wycelował broń na koniec korytarza. Po chwili oczom jego i Alex ukazali
się Maja i Harry Styles, pogrążeni w rozmowie. Wpadli prosto w zasadzę.
- Zdrajczyni - syknęła Maja do Alex, zanim
przystąpili do wymiany ognia.
Strzały
były celne, czujniki na kamizelkach piszczały jak oszalałe. W pewnej chwili
Harry chciał wykonać jakąś akrobację, ale potknął się i uderzył bronią w głowę.
- To nie jest śmieszne! Broń wplątała mi
się w loki! - krzyczał. - To nie podstęp! Pomóżcie!
Liam
spojrzał na Alex i oboje stwierdzili, że mogą zaprzestać na chwilę strzelania.
Maja z trudem wyplątała włosy członka One Direction z karabinu i położyła się
na ziemi.
- Zmęczyłam się. Możecie strzelać.
- Ja też nie mam już siły. Mogłem wyłysieć!
Jak Max George! Wyobrażacie sobie, co to by znaczyło dla mojej czaszki? -
spytał Harry, ocierając łzę.
Alex
nie miała serca atakować przyjaciółki z zespołu, a i Liam był zbyt miękki, by
strzelać do płaczącego Harry'ego. Zawarli więc rozejm i postanowili zobaczyć,
jak radzi sobie reszta. Maszynownia okazała się jednak pusta, a kolorowe kropki
były już daleko. Na szczęście Alex miała nadajnik. Połączone drużyny ruszyły za
przyjaciółmi. Kiedy kropki zniknęły z radaru, domyślili się, że wszyscy weszli
po schodach na górę, zrobili więc to samo.
- "Czerwoni" mają artefakt -
zauważyła Maja.
- Skąd wiesz? - zaciekawiła się Alex.
- Taka biała świecąca kulka jest tuż koło
nich.
- Równie dobrze może należeć do
"Niebieskich"…
- Może się założymy?
- A o co?
- Nie wiem… zaczynam się nudzić. Która
godzina? - spytała Maja.
- Siedemnasta - odpowiedział Harry.
- To już dwie godziny? Czas w stresie
szybko mija - roześmiał się Liam.
- A oni szybko nam uciekają. Czy oni
biegną? - zaintrygowała się Alex, wskazując na kropki na nadajniku.
- Może jedni uciekają przed drugimi? Teraz
ta świecąca kulka jest u "Niebieskich"… - swoją teorię snuła Maja.
- Gonimy ich? Bo szczerze to wolę odpocząć.
Co wy na to? - zaproponował Liam, a Alex go poparła.
- Jak chcecie - ciężko westchnęła Maja,
znacząco spoglądając na Harry'ego. - My niestety musimy ukraść ten artefakt.
Kilka
błyskawicznych strzałów i już pozostałości drużyny niebieskich zostały same.
Plecy Mai i Harry'ego zmalały na końcu korytarza.
- I tak nie mają nadajnika - Liam zwrócił
się pokrzepiająco do Alex.
- Masz rację. A we dwójkę i tak nic nie
zdziałają.
- W piątkę - poprawił ją członek One
Direction i wskazał na ekran nadajnika. - Spotkali swoich.
Godzina 17:00 - Drużyna Żółtych
- Dobra, powiem to, co wszyscy chcą
powiedzieć od dawna - westchnęła Jess. - Jesteśmy w tym do bani.
- Co ty mówisz, dobrze sobie radzimy!
Niemal nikt nas nie atakował… - przekonywał Niall.
- Tak, mamy punkty ujemne. Raz nas
wystrzelali jak kaczki, a kiedy ty się oddzieliłeś od nas, żeby zrobić zwiad,
też oberwałeś.
- Też mam wrażenie, że przegramy z kretesem
- westchnęła Kelsey. - Przeklęty Tom wygra ten zakład.
- Czy to przystoi mówić, że twój chłopak
jest przeklęty?
- Tak, jeśli dzień w dzień torturuje twój
nos gazami po swojej ulubionej potrawie - wzdrygnęła się Kelsey, a widząc
obrzydzoną minę Zayna, dodała. - Miłość.
- Może nie jestem zbyt dobrym motywacyjnym
mówcą, ale stwierdzam, że musimy wziąć się w garść - dodał Siva.
- Najlepiej od razu - wtrąciła Kathy. -
Trzeci raz wracamy do punktu wyjścia.
- Dopiero teraz to mówisz?
- Myślałam, że macie lepszą orientację w
terenie.
- A skąd wiesz, że kręcimy się w kółko?
- Zaczynaliśmy tutaj. "Kwatery
sypialne" - przeczytała na głos tabliczkę na ścianie.
- Dosyć, ja idę spać. Skoro mam dziś
jeszcze maszerować przez las do namiotu, równie dobrze mogę wykorzystać
pozostały czas na drzemkę! - obwieścił Zayn i wszedł do jednej z sypialni,
gdzie rzucił się na łóżko. - Wygodne!
- To od razu mogliśmy się tu zdrzemnąć -
westchnął Niall i rzucił się obok kumpla.
Dziewczyny
były bardziej zawzięte.
- Dalej, nie możemy się poddać! Może inni
mają jeszcze mniej punktów? - pobudzała grupę do działania Nareesha.
- Niemożliwe. Zresztą, błądzimy bez celu.
To bez sensu. - Siva wzruszył ramionami.
- No to zadzwońcie sobie po obsługę
hotelową - prychnęła Kelsey.
Niall
chwycił słuchawkę i zaczął ze stolika nocnego i zaczął udawać, że zamawia
szampana i truskawki.
- I jeszcze czekoladowe fondue.
- Przykro mi, panie Horan, ale w kosmosie
nie ma truskawek - chichotała Jess, udając pracownicę Intergalaktycznego
Hotelu. - Jeśli ma pan ochotę na słoneczny owoc w zamian, proszę wcisnąć jeden.
- Ale w tym telefonie są tylko kolorowe
przyciski!
Jess
i Niall chichotali z tej zabawy, a Kathy wpadła na kolejny pomysł.
- Zaraz… Jakie kolory? - Dziewczyna zabrała
Niallowi rekwizyt, który miał trzy guziki, zielony, czerwony i niebieski. - Czy
to nie dziwne?
- Kolory jak nasze drużyny - dopowiedziała
Kelsey. - Ale brak żółtego, naszego. Wciśnij któryś. - Poleciła Niallowi.
Blondyn
przycisnął guzik i w głośniku usłyszeli rozmowę.
- Nieźle
ich załatwiliśmy! Dali się nabrać od początku do końca. Popis aktorski z naszej
strony mnie zadziwił.
- To Harry! - podekscytował się Zayn. -
Możemy ich podsłuchiwać.
- A
kiedy krzyczałeś, że boisz się stracić włosy, myślałam, że pęknę ze śmiechu - chichotała Maja.
- Wtedy jednak atak był zbyt ryzykowny,
spodziewali się go…
-
Możecie przestać gadać?! Gdzieś obok mogą być tabuny "Niebieskich" i
"Czerwonych" bijących się o artefakt, który musimy im ukraść! - wrzasnął Danny.
- Mają artefakt! - podekscytował się Niall.
- Dlaczego dopiero teraz znaleźliśmy ten telefon do podsłuchu?
- Bo dopiero teraz ja wziąłem sprawy w
swoje ręce. - Zayn dumnie wypiął pierś, ale go zignorowali.
- Wciśnij niebieski! - poleciła Kelsey.
Niall
usłuchał i po chwili dało się słyszeć sapanie.
- Biegną - stwierdził, a Jess go poprawiła.
- Uciekają. Niebiescy mają artefakt, a
czerwoni ich gonią.
- A zieloni są na ich tropie i tylko my
czekamy na oklaski - zezłościł się Siva. - Dalej, zbieramy się! Jest nadzieja,
że ich załatwimy. Dzięki podsłuchowi wiemy, gdzie będą.
Z
podsłuchanych słów zebrali skrawki informacji i zorientowali się, że trzy drużyny
ostrzeliwują się w mesie ("Zieloni" bowiem do nich dołączyli i wszyscy
chcieli walczyć o artefakt). "Żółci" zebrali się w sobie i odnaleźli
stołówkę, by zawalczyć o zwycięstwo. Ostatecznie "Czerwoni" skradli
artefakt, mimo iż działali w uszczuplonym składzie i uciekli, a
"Niebiescy", z Tomem na czele, który krzyczał coś w stylu "do
ataku" pobiegli za nimi. Znowu.
- Gonicie ich?! - krzyknął Joel do
"Żółtych".
- Nie, a wy? - odkrzyknął Siva do "Zielonych".
- Nie. Dosyć rozlewu krwi.
Wszyscy
się roześmiali. Obie drużyny wiedziały, że niebawem koniec rozgrywki. Wszystko
wskazywało na to, że wygra drużyna Toma lub ta, którą opuścili Max i Karolina.
Godzina 17:30 - Drużyna Zielonych:
Monika i Adam
Dotarli
do maszynowni, ale zastali tam tylko pobojowisko.
- Cóż, miejmy nadzieję, że to nasi zgarnęli
artefakt - westchnęła Monika.
- Tak bardzo nie chcesz przespacerować się
ze mną po lesie? - chichotał Adam.
- Tak bardzo nie chcę przegrać. Co robimy?
- Możemy iść na randkę, jeśli bardzo tego
chcesz.
Brunet
uśmiechnął się zalotnie, a Monika nic nie odpowiedziała, tylko szybkim krokiem
ruszyła w kierunku schodów. Były chłopak puścił się za nią biegiem.
- No co? Miałem czekać na lepszy moment,
żeby zapytać?
- Nie.
- Myślałem, że tego chcesz.
- Nie.
- Cóż, w moim towarzystwie serce wali ci
jak oszalałe, więc nie wiem, czy ci wierzyć.
- Rób, co chcesz, Adam. Najlepiej ze swoją
dziewczyną.
- A, więc o to chodzi. Jesteś zazdrosna.
- Nie jestem, nie o to chodzi. Uważam, że
nie powinieneś ze mną flirtować, to nie w porządku wobec niej - oznajmiła
Monika.
- Wobec Erin?
- Więc ma imię?
- Myślałaś, że nie ma?
- Nic nie myślałam. Nie myślę o niej. Ani
nie myślę o tobie.
Aby
pod żadnym pozorem Adam nie zorientował się, że kłamie, ruszyła dalej,
zostawiając go w tyle. Zbyt długo włóczyli się razem po korytarzach i zbyt
wiele słodkich słówek padło z jego ust. Potrafił uwodzić, ale i bez tego miał
ją w garści. Nie chciała jednak po raz kolejny wchodzić do tej samej rzeki, nie
mogła go wpuścić do swojego życia. Nie mogła pozwolić, by był kimś więcej niż
przyjacielem.
Szła
stanowczym krokiem, a Adam dreptał za nią. Sytuacja była komiczna, cała
sceneria, ekwipunek, który mieli ze sobą. Krzyki w oddali.
- Oj, Monia. Dałabyś już spokój. Dobrze
wiesz, że nie spotykam się z tą dziewczyną. To była jedna randka. Zależy mi
tylko na tobie. A tobie zależy na mnie. Już nie jesteś z Joelem, więc o co
chodzi? Czego się tak boisz? - wypytywał Adam. - Mam cię pocałować, żeby pomóc
ci podjąć decyzję?
Przez
krótką chwilę ucieszyła się, że nie spotyka się z tą całą Erin i chciała, żeby
ją pocałował, ale jednak jej mechanizm samoobronny okazał się silniejszy. Kiedy
brunet podszedł do niej, stanowczo zbyt blisko i pochylił się do pocałunku,
wymierzyła do niego ze swojej laserowej broni. Adam roześmiał się, jakby
przyjął to jako żart.
- Ja nie żartuję. Zbliż się jeszcze raz, to
strzelę.
- Nie bądź dziecinna…
- O, przed chwilą komplementy, a teraz
obelgi? Niezła taktyka, tak trzymaj, może coś ugrasz - prychnęła Monika.
- Dlaczego mnie od siebie odpychasz?
Przecież oboje wiemy, że tego chcesz… - oznajmił Adam aksamitnym głosem, po
czym zbliżył się do Moniki i delikatnie ją pocałował. Oddała pocałunek, ale po
chwili oprzytomniała i lekko go od siebie odsunęła.
- Ostrzegałam cię - powiedziała, z zaciętą
miną mierząc do niego.
- Nie strzelisz - stwierdził z
rozbawieniem. - Musiałabyś wtedy dwie godziny maszerować do miejsca noclegu.
- Przyjmuję wyzwanie. - Dziewczyna zmrużyła
oczy i nacisnęła spust. Czujniki na kamizelce Adama zapiszczały, zwiastując
trafienie.
- Tak chcesz to rozegrać? Proszę bardzo.
Strzelam lepiej od ciebie i nie dbam o zwycięstwo. - Adam roześmiał się i
strzelił w swoją byłą dziewczynę.
- Strzelasz jak baba.
- Ty jesteś babą.
- Nie powiedziałeś tego… - Monika, teraz
już poirytowana, zaczęła raz za razem strzelać do Adama, który odpłacał jej tym
samym.
- Nie chodziło mi, że jesteś babą… choć
jesteś… znaczy kobietą… - usprawiedliwiał się między jednym strzałem a drugim.
- Nie pogrążaj się, Rozer!
- Nie chciałem cię urazić! Jeśli chodzi ci
o Erin, to…
- Przestań o niej wspominać, bo przerzucę
się na prawdziwe naboje! - warknęła rudowłosa.
- A więc jednak jesteś zazdrosna. Jeśli
chcesz, oferta randki jest nadal aktualna.
- To, że czegoś chcę, nie znaczy, że tego
potrzebuję - oznajmiła dziewczyna.
Wymianie
ognia nie było końca. Kłócili się i strzelali do siebie. Krzyki w oddali
ustały, ale nie zwrócili na to uwagi, zajęci sobą. Dopiero głos Toma sprowadził
ich na ziemię.
- CO WY, U DIABŁA, WYRABIACIE?!
Monika
i Adam przerwali strzelanie i spojrzeli na przybyłego. Nie był sam. Tuż za nim
stała jego drużyna i "Czerwoni".
- Wiecie, że jesteście w jednej drużynie,
tak? - spytał Kuba, aby się upewnić, a Monika spłonęła rumieńcem i opuściła
broń. Adam nerwowo potarł kark i zaczął chichotać, ale nic nie tłumaczył.
- Kto wygrał? - spytał zamiast tego.
- Zabawa trwa, jeszcze nie wiadomo. Ale oni
mają artefakt - wyjaśniła Madzia. - Ale co wyście robili? Nie zrozumieliście
zasad, czy jak?
- Nieważne. - Monika machnęła ręką i w tej
chwili rozległ się dźwięk obwieszczający koniec rozgrywki.
Do
zebranych dotarli "Żółci" i reszta "Zielonych". Brakowało
tylko Karoliny i Maxa, którzy czekali na przyjaciół w przymierzalniach.
- I co, kto wygrał? - spytała Karolina,
kiedy wszyscy zjawili się, zmęczeni i spoceni w szatni.
- Płonąca Gwiazda - obwieściła z dumą
Luiza. - Mimo iż nas zostawiliście, to wygraliśmy.
Blondynka
szeptem spytała przyjaciółkę, co z nią, ale ta zobowiązała się, że później
wszystko opowie. Po ściągnięciu specjalnych ubrań i wymianie kilku uwag udali
się na ogłoszenie oficjalnych wyników, na arenie bowiem poznali tylko
zwycięzców. Monikę jednak nie interesowało, które miejsce zajęła. Nadal była
cała nabuzowana i kiedy Karolina do niej podeszła, prawie rozpłakała jej się w
ramię, ale tego nie zrobiła. Powstrzymała się, bo nie mogła przy wszystkich
okazać słabości.
Świetny rozdział :D 😂 ile jeszcze zostało do końca? Troche trudno będzie mi się pogodzić z końcem :c
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wróciłaś z nowym rozdziałem. Dużo się naśmiałam czytając go a w szczególności z Toma. Jego postać chyba na zawsze pozostanie moją ulubioną.
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Życzę ci weny i pozdrawiam. Do następnego.
Długo kazałaś czekać na ten rozdział, ale było warto. Karolina i Max musieli zerwać, zwłaszcza, że on zaczynał karierę aktorską za oceanem, a co za tym idzie, może dostać inną rolę w każdej chwili. Adam dość odważnie zaczął postępować wobec Moni, ale ja to lubię, tak ma być! Inne związki to są takie słodziusie, że nie można ich psuć. Mam nadzieję, że wkrótce Tony i Irene zdeklarują się ze swoimi uczuciami. Oni muszą być razem!
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następny (błagam niechaj pojawi się niebawem). Życzę weny i już płaczę z powodu niedalekiego końca opowiadania :(
Pozdrawiam,
Charlizell