niedziela, 5 lipca 2015

Rozdział 96 - "Bitwa o artefakt"

Moje drogie!

Przepraszam za tę długą przerwę! To nie koniec opowiadania, na pewno dobrnę do końca, jeśli jeszcze ktoś to będzie czytał. Obiecany odcinek - przygoda z laserowym paintballem. Oto co stworzył mój wymęczony upałem umysł.

Miłego czytania,
Jaycee.



         Życie toczyło się dalej, mimo iż sporo się w nim zmieniło. Singiel Wrednych Zalotek dobrze się sprzedawał, przez co zaczęły bywać w rozgłośniach radiowych i programach rozrywkowych. Odeszły ze szkoły i zdecydowały się na nauczanie domowe. Było im to na rękę nie tylko ze względu na brak czasu, ale i na Brooke, wredną dziewczynę, która po balu walentynkowym częściej dogryzała im na szkolnych korytarzach. Kiedy mogły skupić się tylko na karierze, ich życie stało się łatwiejsze. Dodatkowo Madzia miała więcej czasu na spotkania ze swoim chłopakiem, więc była podwójnie zadowolona. Swoboda w wyrażaniu uczuć była wyzwalająca. Nie było już menedżera, który kazałby trzymać jej związek w tajemnicy, więc mogła w pełni się cieszyć towarzystwem Natha. Randki na ziemi były równie przyjemne jak ta, podczas której skoczyli ze spadochronem. Po prostu byli szczęśliwi i każdą wolną chwilę spędzali w swoim towarzystwie. The Wanted oficjalnie ogłosiło koniec swojej działalności, więc mieli dla siebie więcej czasu, co zbawiennie działało na oboje. Madzi nie przeszkadzało, że cały czas była w biegu - między zobowiązaniami wobec swojego zespołu, chłopaka i nauką. Cieszyła się też, że jej przyjaciółki z zespołu również były szczęśliwe, a przynajmniej zadowolone. Co prawda ani Alex, ani Maja nie były zainteresowane chłopakami, z którymi spędziły walentynki, ale Kathy i Sam zostali parą, co niebywale Madzię cieszyło, bo polubiła byłego pianistę Buster Sharp. Irene też chodziła uśmiechnięta, a to dawało nadzieję, że i jej los się odmieni. Perspektywa nauczki, którą dostał Noel za swój wyczyn na balu (a było to wydalenie go ze szkoły) była niewątpliwie budująca dla wszystkich.
         Na mocy tantiem za napisanie piosenki dla Wrednych Zalotek oraz poprzedniego hitu "Wake Me Up" Monika nie musiała się martwić, że wyląduje pod mostem. Mimo wszystko miała jednak dość siedzenia w domu. Teraz, kiedy Madzia spełniała się zawodowo i często wychodziła ze swoim chłopakiem, mieszkanie wydawało się wyjątkowo puste. Żadne wydawnictwo się nie odezwało, więc dziewczyna w końcu dała sobie spokój z wysyłaniem powieści. Zaczęła dorabiać w kawiarni Audrey, przynajmniej na krótki okres. Towarzystwo Luizy było pokrzepiające i niewątpliwie zabawne, ale nadal nie mogła przestać myśleć o swoim byłym chłopaku. Fakt, że przez swoje nierozgarnięcie spóźniła się na rozmowę kwalifikacyjną, którą jej załatwił, był dołujący. Ale jeszcze gorsza była świadomość, że dzięki temu stanowisko trafiło do dziewczyny, z którą Adam chadzał na randki. A przynajmniej był na jednej w teatrze. Dalszych losów byłego chłopaka Monika nie znała, gdyż nie miała z nim kontaktu. Najwyraźniej był zajęty sprawami Wrednych Zalotek. Albo swoją nową dziewczyną.
         Max przez cały miesiąc starał się odbudować relacje ze swoją dziewczyną, której nie chciał stracić. Wydawało się, że kiedy zaczął słuchać, a nie mówić, było między nimi troszkę lepiej, ale nadal czuł, że nie jest tak samo jak dawniej. Oświadczyny odłożył bezterminowo. Po rozpadzie The Wanted zajął się doglądaniem renowacji domku nad jeziorem i swoją karierą. Jego nowy menedżer szukał dla niego odpowiednich projektów w dziedzinie aktorstwa, ale on czuł, że z Karoliną nie potrafi udawać. Nie mógł przykleić do twarzy uśmiechu i zachowywać się, jakby wszystko było w porządku. Zdystansowali się od siebie i było to niepodważalne. Szczególnie kiedy pod koniec marca dowiedział się, że dostał rolę w amerykańskim serialu "Glee". Teraz, kiedy Karolina realizowała się jako inspicjentka w teatrze, obwieścił jej, że przenoszą się do Ameryki na kilka miesięcy, kiedy on będzie kręcił serial. Myślał, że świeży początek pomoże naprawić ich relacje, ale pogorszył sytuację. Między nim a jego dziewczyną nastały ciche dni.
         31 marca, dzień zorganizowanej przez Toma eskapady był przez wielu wyczekiwany. Madzia i Nath chcieli wspólnie spędzić czas, podobnie jak inne szczęśliwe pary. Max liczył, że w towarzystwie przyjaciół Karolina zacznie się do niego odzywać, czego nie robiła od dwóch dni, odkąd powiedział jej o dostaniu roli. Monika chciała przestać myśleć o Adamie. Inni, kogokolwiek zdecydował się zaprosić Tom, na pewno liczyli po prostu na dobrą zabawę.
         Tego popołudnia Tom stał przed domem dziewczyn ze zwycięskim uśmiechem na twarzy. Kozaczył jak nigdy wcześniej, na nosie miał przeciwsłoneczne okulary, ręce złożył na klatce piersiowej i opierał się o czarnego busa z logo jakiejś firmy przewoźniczej.
- Wynająłeś transport? - spytała Madzia, witając się z kumplem.
- Tak. Nie chciałem, żeby ktoś się spóźnił, bo to zepsułoby całą zabawę - wyjaśnił Tom.
         Monika kiwnęła mu głową i chciała zająć miejsce w środku, ale zagrodził jej drogę.
- Przykro mi Brukselka, ale ty z nami nie jedziesz.
- Co? Oszalałeś, Tom? Cały miesiąc trąbisz o tym paintballu, a kiedy wreszcie zaczęłam się cieszyć wyjazdem cofasz zaproszenie?
- Po pierwsze, nie oszalałem. Po drugie, to laserowy paintball. Po trzecie, nic nie cofam. Po prostu to jest transport mojej drużyny.
- Acha, więc ja nie jestem w twojej drużynie?
- Oczywiście, że nie. Zbyt podejrzane byłoby, gdybyśmy w trójkę znaleźli się w jednej. Chyba to rozumiesz? - Tom spojrzał na przyjaciółkę, która wzruszyła ramionami.
- No dobra, to co mam robić?
- Czekać aż po ciebie przyjadą.
- A jeśli podjedzie jakaś grupa przestępcza i ją porwą? - wtrąciła Madzia z rozbawieniem, a widząc przerażenie na twarzy Toma, poklepała go po ramieniu. - Ja tylko żartowałam.
- No, mam nadzieję, że Brukselka przeżyje, bo w każdej drużynie jest siedem osób i nie chciałbym zepsuć tych proporcji.
- Dzięki za troskę o mnie - prychnęła Monika. - A kto będzie ze mną w drużynie?
         Tom zmieszał się na to pytanie i podrapał się po głowie.
- Eee… zaraz się dowiesz. My już musimy jechać, bo się spóźnimy.
- Przecież nie możecie zacząć bez nas… - zauważyła Monika.
- Przestań marudzić! - skarcił dziewczynę Tom. - Musimy jeszcze po wszystkich podjechać.
- Poczekasz chwilę? - zagadnęła siostrę Magda. - Na pewno za chwilę przyjadą.
- A mam inne wyjście?
- Nie - parsknął Tom i wpakował się do wynajętego busa. - Szybko, Meggs! - ponaglił przyjaciółkę, która wzruszyła ramionami i rzuciwszy pokrzepiające spojrzenie siostrze, zajęła miejsce w środku.
- Dlaczego tak ci się spieszyło? - spytała, kiedy odjechali spod budynku, zostawiając Monikę samą.
- Nieważne. Jak mnie później Brukselka będzie ochrzaniać, to się dowiesz.
         Madzia machnęła ręką. Wiedziała, że jeśli Tom chciał się czym chwalić, to robił to od razu. Jeśli miał ochotę, potrafił jednak milczeć jak grób. Tak też było w tej chwili. Nastolatka w ciszy oparła się więc o siedzenie i wsłuchiwała się w rozmowę Toma i kierowcy busa. Po drodze odebrali Natha, Irene, Alex, Tony'ego i Liama. Alex dostała palpitacji, kiedy członek One Direction jako ostatni wpakował się do busa.
- Nie mówiłaś, że on tu będzie - szepnęła do Madzi.
- Bo nie wiedziałam. Tom mi nic nie mówił, ale najwyraźniej jesteśmy jedną drużyną.
- Serio?
- Powinnaś mniej się ekscytować. W końcu nasz singiel zadebiutował jako numer jeden. Może będziemy tak sławne jak One Direction - zauważyła Irene.
- A ty dlaczego jesteś taka spokojna? Nie rusza cię to, że jedzie z nami Tony?
         Alex wskazała głową przyjaciela Madzi, który ucinał sobie pogawędkę z Tomem. Najwyraźniej próbował od niego wyciągnąć jakieś informacje, ale mu to nie wychodziło. Irene wzruszyła ramionami. To, że zdarzyło jej się zarejestrować szybsze bicie serca przy Tonym, nic nie znaczyło. Stresująca sytuacja i fakt, że ją uratował sprawiły, że zawładnęły nią mieszane uczucia, mimo iż do niedawna była przekonana, że zakochała się w Nathanie. Zdecydowała się skupić na zespole i odczuwała ulgę. Fakt, że miała być w jednej drużynie z Tonym i Nathem, którzy tak naprawdę bardziej związani byli z jej przyjaciółką, był przeszkodą na drodze do szczęścia, ale cieszyła się, że wybrała się na laserowy paintball.
- Widzę za nami czarną furgonetkę - zauważył Tony. - Albo ktoś nas śledzi, albo jadą za nami nasi znajomi.
         Tom wykręcił głowę do tyłu i wytężył wzrok, ale nie był w stanie dostrzec samochodu.
- Tak, to mogą być nasi - stwierdził zamiast tego.
- A ile nas będzie? - zaciekawił się Liam.
- Następne ciekawskie jajo. - Tom wywrócił teatralnie oczami. - Dowiesz się na miejscu.
- Podobno trzydziestka - wyjaśnił koledze Nath ku niezadowoleniu Parkera.
- Zdrajca!
- No co? Nic nam nie mówisz!
- Ty i tak wiedziałeś za dużo! Powiedz jeszcze, że technika losowania warstwowego do drużyn nie była sprawiedliwa, to odkopię topór wojenny!
- Jakiego losowania?
- Nieważne, wyjaśnię na miejscu. Patrz na drogę, Payne.
- Ale przecież nie on prowadzi - zauważył Tony, a Tom uderzył się otwartą dłonią w czoło.
- Dzieci, zaufajcie wujkowi Tomowi. Czy przeze mnie kiedyś stało się coś niedobrego?
- Naprawdę chcesz usłyszeć odpowiedź na to pytanie? - spytał Nath, a jego przyjaciel naburmuszył się i nie odzywał się do końca drogi.
         Wyjechali z Londynu i kierowali się w kierunku miejsca, w którym Max kupił domek nad jeziorem. Zajechali jednak kilkanaście kilometrów dalej. Celem ich podróży okazała się ogromna hala ozdobiona neonową nazwą "Star Command". Jak poinformował Tom swoich towarzyszy, kiedy wysiedli z busa, laserowy paintball odbywał się właśnie w tej hali, która miała ogromną powierzchnię i dwie kondygnacje. Wewnątrz znajdowało się kilka aren do wyboru, które miały konstrukcję labiryntu z wieloma pomieszczeniami - była sala luster, sala zombie, wysypisko z wrakami samochodów, poligon, stare cmentarzysko, szpital psychiatryczny i statek kosmiczny.
         Liam podekscytowany podniósł rękę.
- O! To ja głosuję za tymi samochodami!
- A my z Maggie jesteśmy za salą luster - oświadczył Nath.
- Tak, to może być ciekawe - przyznała Irene.
- Czy ja wiem? Samochody są chyba lepsze… - Alex ewidentnie zgadzała się ze słowami Liama, by mu się przypodobać. Madzia nie mogła oprzeć się wrażeniu, że jej przyjaciółka nadal pamięta, jak na początku ich znajomości wpadła członkowi One Direction w ramiona, przekonana, że to przeznaczenie. Zapewne dlatego pozostawała niechętna na zaloty Ricky'ego Marksa.
- Żartujecie, tak? Pozostałe opcje wydają się lepsze - zauważył Tony.
- Doceniam wasz entuzjazm, ale wasze głosy nie mają znaczenia, bo ja zapisałem nas na statek kosmiczny - wyjaśnił Tom.
         Rozległy się głosy niezadowolenia. Wszyscy członkowie drużyny twierdzili, że Tom wybrał najgorszą z możliwych aren i nie dawali mu dojść do słowa. Wrzawę przerwało dopiero pojawienie się drugiego busa, z którego wystrzeliła jak z procy Monika.
- Cześć wszystkim! - przywitała się, przez zaciśnięte zęby maskując złość. - Tom, można na słówko?
         Rudowłosa zignorowała odmowną odpowiedź przyjaciela i pociągnęła go za łokieć na bok. Kiedy znaleźli się poza zasięgiem słuchu reszty, uderzyła Parkera pięścią w ramię.
- Czyś ty do reszty zgłupiał?!
- O co ci tym razem chodzi?
- Zostawiliście mnie pod mieszkaniem i szybko się zmyliście, bo bałeś się, że cię ukatrupię za to, co zrobiłeś! Ale nic straconego, zrobię to teraz. Tu przynajmniej łatwiej będzie ukryć zwłoki!
         Monika krzyczała na Toma, który cofnął się o kilka kroków przestraszony.
- Los tak chciał… to nie moja sprawka… tak wyszło… Wyjaśnię ci tajniki losowania warstwowego, jeśli mi pozwolisz. Najlepiej przy wszystkich, bo to dość skomplikowane… - tłumaczył się Tom.
- Na jakim świecie możliwe jest to, byś wylosował taki skład drużyn, w którym ja trafiam do zespołu z trzema moimi byłymi chłopakami?!
- Maggie trafiła do drużyny z Nathem, Tonym i Liamem, jeśli cię to pocieszy.
- Tak, a Karolina zapewne z Maxem i Kubą, żeby było zabawniej! - prychnęła Monika, a widząc minę Toma, ukryła twarz w dłoniach. - Bo tak było, prawda? Trafiła z nimi do drużyny?
- Yhm. Ale, jak już mówiłem, TO NIE MOJA WINA!
- Tak, wiem. To wina losowania warstwowego. I mojego cholernego pecha!
- Nie wiem, czemu tak się wściekasz. Podobno z każdym z nich się przyjaźnisz.
         Monika machnęła ręką i wróciła do przyjaciół. Kolejne dwa busy już parkowały przed halą i można się było rozeznać w ilości gości, których zaprosił Tom. Zapanowało małe zamieszanie, każdy witał się z każdym. Niektórzy długo się nie widzieli, inni się nie znali, jeszcze inni byli niezadowoleni z przydziału drużyn.
- Więc ja mam być z Maxem w jednej grupie? - spytała poirytowana Karolina. - A co ja ci takiego zrobiłam, Tom?
- Myślałem, że się ucieszycie…
- I cieszymy się - zapewnił Max. - Prawda, kochanie?
- Nie kochaniuj mi tu. I lepiej na arenie pilnuj pleców! Nie tylko ja potrafię w nie wbijać nóż.
- O co poszło? - spytał Adam Moniki tuż nad uchem, a ta odskoczyła jak oparzona, wpadając na Joela, który co prawda posłał jej uśmiech, ale w tej chwili zdecydowała się uciec w bezpieczne miejsce. Stanęła koło Danny'ego Jonesa, który objął ją ramieniem.
- To będzie niezapomniane wydarzenie, no nie? - zagadnął. - Ze mną zawsze bawicie się lepiej.
- Nie wiem, czy lepiej, ale na pewno będzie niezapomniane - westchnęła ciężko dziewczyna.
         Tom właśnie stał pośrodku grupy liczącej niemal trzydzieści osób i wyjaśniał technikę losowania.
- Losowałem oddzielnie z każdej części, czyli z każdego zespołu, żeby uniknąć sytuacji, w której w jednej drużynie znalazłoby się całe Lawson, na przykład.
- A co się stało ze stwierdzeniem, że lepiej nie rozdzielać zespołów, żeby w razie śmierci jednej drużyny nie rozbić kilku naraz? - spytał Joel.
- Och, skoro już koniecznie chcesz zmienić zespół, to się z tobą zamienię.
- Ale ja nie chcę zmieniać zespołu.
- To po co głupio kwestionujesz moje metody?! - warknął Tom, więc Joel uniósł ręce w geście poddania i pozwolił organizatorowi wycieczki kontynuować. - Tak więc z każdej części, czyli warstwy, losowałem po kolei osoby do czterech drużyn.
- Ale my nie należymy do żadnego zespołu - słusznie zauważył Kuba.
- Wy jesteście z warstwy "polaczki" - wyjaśnił Tom, a po chwili dodał. - Bez obrazy.
- Przeżyję.
- No a ja? - wtrąciła Jessica.
- Ty, Kelsey, Nareesha, Tony i Danny jesteście z grupy "inni". Ciesz się, że trafiłaś do grupy z Niallem i nie marudź.
- Ale ja się cieszę. Tylko że coś mi tu śmierdzi.
         Niall poparł swoją dziewczynę w tym sceptycyzmie.
- Zgadzam się. Rozumiem już twoją metodę, ale jakim cudem wszystkie pary są razem?
- Nie wszystkie. Ja i Tom zostaliśmy brutalnie rozdzieleni przez los - westchnęła Kelsey.
         Wyglądało, jakby recytowała kwestię, którą kazał jej powiedzieć Tom, ale nikt już nie protestował. Większość z nich cieszyła się, że trafiła do grupy razem ze swoją drugą połówką. Bez względu na to, na ile sprawiedliwa była metoda losowania Toma.
- Tak więc Wredne Zalotki, Lawson, One Direction, byłe The Wanted, "polaczki" i "inni" zostali rozdzieleni między cztery drużyny po siedem osób - kontynuował Tom. - Za chwilę przekroczymy próg areny i staniemy do boju o główną nagrodę… tytuł Mistrzów Intergalaktycznych Zawodów w Laserowym Paintballu…
- Czego? - zszokował się Harry.
- Nie przerywaj mu, bo chyba jest znerwicowany przez rozpad The Wanted - szepnął przyjacielowi Louis.
- Słyszałem to, Tomlinson! Ta zniewaga krwi wymaga i zapłacisz za nią, kiedy tylko znajdziemy się na statku kosmicznym.
- Na czym? Jesteś coraz dziwniejszy, Tom. - Zayn pokręcił głową, bo nie ogarniał sytuacji. Zresztą, nie tylko on.
         Tom wyjaśnił, że wybrał arenę stylizowaną na statek kosmiczny. Rozległa się fala niezadowolenia. Liam wymienił, jakie jeszcze gry były do wyboru i każdy chciał się wypowiedzieć na ten temat, ale Parker uciął dyskusję.
- Zombie i lasery? Ludzie. Albo stary cmentarz? Bądźmy realistami - bronił swojego pomysłu. - Zresztą, wybrałem największą arenę. Jak tam wejdziemy, to jeszcze mi podziękujecie, bo wygląda czadowo.
- Na pewno nie tak czadowo jak szpital psychiatryczny - podsumował Danny.
- Tak, tam odnaleźlibyśmy się najlepiej - westchnęła pod nosem Monika.
         Byli już podzieleni na drużyny. Weszli do środka i po krótkiej rozmowie z właścicielem zostali zaprowadzeni do pomieszczenia, gdzie na wieszakach czekał na nich ekwipunek. Na drużynę niebieskich składali się Madzia, Nath, Tony, Tom, Irene, Alex i Liam. Zielony kolor (Tom poinformował, że to hołd dla Brukselki) otrzymała drużyna Moniki, Jaya, Joela, Adama, Danny'ego, Harry'ego i Mai. Na żółtych składali się Jessica, Niall, Nareesha, Siva, Kelsey, Zayn i Kathy. Pod czerwonym sztandarem mieli natomiast wystąpić Karolina, Max, Kuba, Luiza, Ryan, Andy i Louis. Kiedy wszyscy założyli specjalne kamizelki z czujnikami reagującymi na wiązki laserowe wysyłane z karabinów, Tom po raz ostatni przemówił.
- Jak widzicie, każda drużyna ma inny kolor kamizelek, żeby w trakcie gry się nie pomylić. Strzelacie do przeciwnych drużyn, nie do swoich. Czy jest wśród nas daltonista? - Tom rozejrzał się po zebranych, ale nikt się nie zgłaszał, więc ciągnął dalej. - Dobrze. Tak więc punkty dostajecie za trafianie w kamizelki przeciwników. Każda z drużyn wystartuje z innego miejsca na arenie. Dokładnie pośrodku znajduje się artefakt. Bonusowe punkty dostanie drużyna, która go znajdzie i uchroni przed konkurencją do końca zabawy czyli przez trzy godziny…
- Jaki znowu artefakt? - spytał Siva. - Czy ty się upaliłeś?
- To świecąca kulka, sztywniaku. Mniejsza z tym. Nie musicie się na niej skupiać, ale warto ją mieć, bo podwoi zdobyte przez was punkty i może przesądzić o zwycięstwie.
- A zwycięstwem jest tytuł jakiegoś Intergalaktycznego Mistrza? Dobra motywacja - prychnął Andy z Lawson, a Tom zmroził go spojrzeniem.
- Skoro już musisz wiedzieć, tytuł to tylko satysfakcjonujący dodatek do nagrody głównej.
- Którą jest… - ponaglił kolegę Andy.
- Nocleg i wyżywienie w pensjonacie! - Tom klasnął zadowolony w ręce, ale reszta jego towarzyszy wydawała się niewzruszona. Parker szybko zreflektował, że nie powiedział im wszystkiego. - Och, prawda. Zapomniałem wspomnieć, że jesteśmy wiele kilometrów od Londynu, a busy, którymi przyjechaliśmy już odjechały.
- CO?! - uniosła się Monika.
- Ty chyba żartujesz! Wygrani śpią w pensjonacie, a gdzie reszta? - irytowała się Nareesha. - Nic ze sobą nie wzięliśmy!
- Jak Siva i Zayn ułożą włosy? - pytał ze śmiechem Niall, który jako jeden z nielicznych bawił się zaistniałą sytuacją. Jessica chichotała przytulona do niego, a wokoło trwała wrzawa.
- CISZA! - zarządził Tom. - Chcecie, żeby nas stąd wyrzucili? I tak nie mamy jak wrócić, więc lepiej skorzystać, skoro już zapłaciłem za wszystko. Dacie mi skończyć zanim mnie zlinczujecie?
- W porządku, mów dalej - polecił Siva, a Tom odchrząknął i kontynuował.
- Więc nie znacie okolicy, nie jeżdżą tu autobusy złapanie stopa w tyle osób będzie co najmniej trudne, że już nie wspomnę o fakcie, że grupa celebrytów jest łatwym łupem…
- Jakim łupem? Zaczynam się bać… - zadrżał Harry.
- I słusznie, twoje włosy na czarnym rynku pójdą za fortunę. Mogą cię złapać, oskalpować i…
- Louis! Chcesz go wpędzić w zawał?! - skarciła przyjaciela Madzia.
- Przecież ja tylko żartowałem. On o tym wie.
- Zbladł tak, że nie jestem pewna, czy wie.
- Może to będzie dla niego odpowiednia motywacja do gry - stwierdził niezrażony Tom.
- No to powiedz lepiej, o co chodzi z tym noclegiem. Tylko zwycięzcy trafią do pensjonatu? - zainteresował się Nath, po czym przytulił swoją dziewczynę. - Bo nagle poczułem silną motywację.
- Zboczeńcy - skrzywiła się Alex. - Mam nadzieję, że nie wygramy, bo jak trafimy do pensjonatu, a wy za ścianą będziecie się zabawiać, to przysięgam, że przebiję sobie bębenki, by tego nie słyszeć.
- To dajmy wygrać zielonym - poleciła Karolina. - Tylko tam nie ma żadnej pary.
- Żadne dajmy wygrać! - zagrzmiał Tom. - Ma być uczciwie! Zresztą, o żadnych igraszkach nie ma mowy, bo w pokojach, które wynająłem są same pojedyncze łóżka.
- No a gdzie będzie spała reszta? - zainteresowała się Luiza. - Nie ukrywam, że spacer w tych szpilkach do miasta nie jest szczytem moich marzeń.
         Tom zmierzył buty na wysokim obcasie blondynki i przeniósł wzrok na Ryana.
- Będziesz musiał ją nieść.
- CO?!
- Och, żartuję. Za kogo wy mnie macie? Przecież nie zostawię was na pastwę losu, no nie? Zapominacie, że ja też mogę przegrać? O ile was mam w nosie, to ja nie zamierzam spędzić nocy na spacerze z powrotem do Londynu.
- Logiczne jest, że wygrasz. Ty wiesz, gdzie jest ten cały "artefakt". - Nath w powietrzu zakreślił cudzysłów.
- Zignoruję pogardę w twoim głosie i cię zadziwię. Nie wiem. To właściciel gdzieś schowa tę błyszczącą kulkę. Ja tu nigdy nie byłem, widziałem tylko zdjęcia.
- I mamy ci wierzyć? Lubisz nas wkręcać - zauważył Max.
- Jeśli on wygra, to co ze mną? - wtrąciła Kelsey. - Nie zapominaj o mnie, skarbie!
         Blondynka pogroziła swojemu chłopakowi palcem, a ten przełknął głośno ślinę.
- Dobra, za dużo was. Ten wypad był nie do końca przemyślany. Możecie na chwilę się zamknąć i dać mi skończyć? - Zapanowała cisza, więc Tom odetchnął. - Dziękuję. Na czym to ja skończyłem?
         Nikt nie odpowiedział, więc organizator wypadu się zirytował.
- Dlaczego milczycie?!
- Bo nam kazałeś - zauważył Joel.
- Och, no tak. Ale o czym mówiłem?
- Miałeś wyjaśnić, jak to będzie z noclegiem przegranych - podsunął przyjacielowi Jay.
- Dzięki, ptaszyno. Otóż dla waszej wiadomości, nie zostaniecie skazani na pastwę losu. Wszystkie drużyny zostaną ulokowane w namiotach wojskowych, które wypożyczyłem i które już czekają.
- To te, które było widać za ogrodzeniem? - zainteresował się Adam.
- Dokładnie, pięknisiu.
- Ale były tylko dwa… - stwierdził Kuba. - Zmieścimy się? W końcu przegranych będzie 21 osób.
- Umiesz liczyć, moja krew. - Tom udał, że w oku zakręciła mu się łza, kiedy poklepał aktora, który miał grać go w filmie po ramieniu. - Są tylko dwa i może i zmieszczą się w nich wszyscy, ale łóżek polowych jest tylko czternaście.
- Bo… - ponaglała Madzia.
- Bo drużyna, która otrzyma najmniejszą liczbę punktów będzie musiała się przespacerować na miejsce swojego kampingu.
- Taka kara? - spytała Maja.
- Dokładnie. Taka młoda, a taka bystra. Bierzcie z niej przykład, wszyscy!
- A gdzie mamy się przespacerować? - Irene zaczynała żałować, że zgodziła się na tę eskapadę i przerażenie, które widziała w oczach Kathy zwiastowała, że ona również.
- Do domku nad jeziorem.
- Ale to z dziesięć kilometrów! - uniósł się Max.
- Dokładnie osiem. Czyli dwie godzinki, więc niedużo. Mamy godzinę prawie piętnastą, do osiemnastej skończymy bitwę, więc do dwudziestej przegrani dotrą do domku Maxa - wyjaśnił uradowany swoim planem Tom.
         Wszyscy wydawali się nieco zaniepokojeni, nawet Kelsey. Tom sporo czasu poświęcił na planowanie wszystkiego, włożył w to też niewątpliwie sporo pieniędzy, ale jego pomysł był tak szalony, że mogło się coś stać.
- Jak niby mamy stąd trafić do domku nad jeziorem? Moja orientacja w terenie jest zerowa - stwierdziła Monika.
- Trochę wiary w siebie. Może to nie twoja drużyna przegra.
- Ale ktoś przegra. Jak tam trafimy?
- Mam dokładną mapę, spokojne wasze główki - zapewnił Tom. - Po skończeniu zabawy dostaniecie też plecaki z zaopatrzeniem, kosmetykami i innymi utensyliami.
- Mojej ulubionej piżamy pewnie nie wziął - westchnęła Luiza.
- A jeśli ktoś w drodze skręci nogę? Droga w części prowadzić będzie przez las. Zapomnieliście, jak Karolina wpadła do rowu? - wypytywała Madzia.
- Dostaniecie też apteczki. - Tom wywrócił teatralnie oczami. - Musicie psuć zabawę? Cieszyliście się na ten wypad, a teraz marudzicie…
- Bo za dużo jest niewiadomych - stwierdził Liam. - Na pewno wszystko przemyślałeś?
- Tak, na pewno. Nikomu nic się nie stanie. Wygrani śpią w pensjonacie kawałek drogi stąd, przegrani w namiotach tutaj, a wielcy przegrani robią sobie spacer.
- Skoro pensjonat jest niedaleko, to nie możemy wszyscy wynająć tam pokoi? - zaproponował Kuba.
- Doceniam twoją błyskotliwość, ale nie. Jest zbyt mało pokoi. Początkowo chciałem ulokować tam nas wszystkich, ale mają wakaty dla dziesięciu osób, a kilka już się tam zatrzymało, więc nic z tego. - Tom wzruszył ramionami. - Ale te namioty nie są takie złe, nie bójcie się. Jeszcze jakieś pytania?
         Ryan podniósł rękę do góry, więc Tom wspaniałomyślnie udzielił mu głosu.
- Dlaczego Adam nie został zaproszony?
- No przecież tu jest. - Parker palnął się dłonią w czoło.
- Nie, nie ten Adam. Nasz Adam. Z Lawson.
- Och. Na laserowy paintball wpuszczają od metra pięćdziesięciu wzrostu. Max załapał się rzutem na taśmę, ale z waszego Adama musiałem zrezygnować.
- Ty myślisz, że ile on ma wzrostu? - spytał z rozbawieniem Joel.
- Mniejsza z tym. Dwóch Adamów to za dużo, nawet jak na nas. Zresztą, potrzebna była mi określona liczba ludzi.
- Mogłeś zaprosić Adama oraz moich chłopaków z McFly. Wtedy byłyby cztery dodatkowe osoby i drużyny miałyby…
- Myślisz, że nie umiem liczyć, Danny?! - warknął Tom. - Po prostu co za dużo, to nie zdrowo. A łóżek w namiotach jest siedem i kropka. Po prostu zaufajcie mi.
- Właśnie tego się obawiamy - zachichotał Jay, po czym właściciel hali przyszedł poinformować ich, że już czas.
         Tom miał kryptonimy dla każdej drużyny. Niebiescy zostali Gwiezdnymi Gromami, Zieloni - Zorzą Polarną, Żółci - Mleczną Drogą, a Czerwoni - Płonącą Gwiazdą (choć początkowo Parker postulował nazwę Czerwony Karzeł, ale na to Max stanowczo się nie zgodził z sobie tylko znanych powodów). Tom był najbardziej podekscytowany ze wszystkich, kiedy rozdzielali się i ruszali za swoją drużyną. Efekty świetlne i ostra muzyka czyniły wyjątkowy klimat. Teraz byli wrogami i musieli się trzymać tylko ze swoimi. Jeśli nie chcieli spacerować kilku kilometrów do domku nad jeziorem, musieli dać z siebie wszystko. Czujniki z kamizelek miały przesłać wyniki do komputera, przez po co po skończonej walce mieli dowiedzieć się, która drużyna miała najwięcej punktów i trafiła najwięcej przeciwników. W skupieniu wyczekiwali dźwięku, który obwieszczał początek trzygodzinnej zabawy. Każda z drużyn obgadywała swoją strategię, kiedy nadeszła piętnasta. Rozpoczął się wyścig, a szanse były wyrównane. Tyle że zwycięzca mógł być tylko jeden, a nikt nie chciał iść dziesięciu kilometrów do miejsca noclegowego, więc motywacja była naprawdę duża.

Niebiescy:
Gwiezdne Gromy
Zieloni:
Zorza Polarna
Żółci:
Mleczna Droga
Czerwoni:
Płonąca Gwiazda
Madzia
Monika
Kelsey
Karolina
Nath
Adam
Siva
Kuba
Tony
Jay
Nareesha
Max
Tom
Joel
Jess
Luiza
Liam
Maja
Niall
Ryan
Alex
Harry
Zayn
Andy
Irene
Danny
Kathy
Louis
        
             Godzina 15:15 - Drużyna Zielonych

         Monika stanęła przed dylematem. Na pewno nie chciała spędzić dwóch dodatkowych godzin podczas leśnego spaceru z trzema swoimi byłymi chłopakami. Prawdą było, że się z nimi przyjaźniła, ale ostatnio miała coraz większy mętlik w głowie jeśli chodzi o Adama. W głowie na szybko ułożyła strategię, że nie chce zostać największym przegranym, ale nie była pewna, jak będzie wyglądać nocleg zwycięzców w pensjonacie. Całkiem prawdopodobne, że Adama będzie jej łatwiej unikać, kiedy Zorza Polarna zajmie drugie lub trzecie miejsce - wtedy miejsca noclegowe przypadną na dwa namioty polowe, więc będzie mogła ulokować się w innym niż jej były. Wtedy nie będzie mógł jej opowiadać o swojej nowej dziewczynie, zakładając, że rzeczywiście spotykał się z osobą, z którą był na randce w teatrze.
         Rudowłosa tak pogrążyła się w rozmyślaniach, że zupełnie zapomniała o trwającej rozgrywce. Zaczęła wyłączać się, kiedy dźwięk obwieścił początek zabawy, a Adam zaczął wszystkimi dyrygować, by ustalić priorytety i doprowadzić do wygranej. Wyłapała tylko, że lepiej będzie, jeśli się rozdzielą i że jedni zajmą się ostrzeliwaniem przeciwnych drużyn, drudzy poszukiwaniem artefaktu, a trzeci odwracaniem uwagi i osłanianiem pozostałych. Nie była pewna, jaka rola jej przypadła, ale kilka minut później, kiedy skryła się za czymś, co przypominało panel sterowania statku kosmicznego, zorientowała się, że została sama. Była na mostku, w centralnym punkcie kierowania statkiem kosmicznym. Właśnie stąd jej drużynie przyszło startować. To, że była sama, uznała za pomyślny omen i postanowiła przeczekać rozwój wypadków. Chwilę później usłyszała kroki, a następne dziwne dźwięki, którymi zapewne były strzały z broni, którą nadal miała przy sobie nieużywaną.
- A masz, frajerze! - chichotał głos, który rozpoznała jako Danny'ego. Nie miała pojęcia, do kogo strzelał, bo osoba ta uciekła i ponownie nastała cisza. Nie na długo.
- Dlaczego się chowasz? - spytał Danny, zaglądając pod blat.
- Nie chowam się. Po prostu nie chcę, by mnie ktoś zauważył.
- Czy nie o to chodzi w chowaniu się? Nie musisz się chować przed swoimi chłopakami, już poszli.
- Wcale się przed nimi nie chowam!
- Na pewno nie chowasz się przed wrogiem, bo nikogo tu nie ma… Ale mniejsza. Jesteśmy drużyną, więc nie będę ci dogryzał. Masz coś?
- Słucham? - spytała nieprzytomnie Monika.
- Proszę cię… Powiedziałem, że masz zobaczyć, czy możemy korzystać z tego panelu sterowania, bo może to być przewaga strategiczna, a sam poszedłem zlikwidować wroga. Niall oberwał, myślę, że nastrzelałem nam trochę punktów.
- Wybacz, nie słyszałam, kiedy wydawałeś mi polecania, kapitanie - prychnęła Monika i wstała, by otrzepać się z kurzu.
         Danny natychmiast pociągnął ją za rękę z powrotem w dół.
- Oszalałaś? Ten irlandzki krasnal może szukać wendetty!
- No a jak inaczej mam sprawdzić, czy te komputery działają?
- W porządku. Ale szybko. Musimy ruszyć za pozostałymi.
- A po co? Nie możemy zostać tu?
- A po co?
- Nie wiem.
- No właśnie. Idziemy za resztą. Bez nas nie dadzą rady. Maja i Harry odwracają uwagę innych drużyn, Jay i Joel są w ofensywie, a Adam szuka artefaktu.
- A my to co? Służby wywiadowcze? - prychnęła Monika, próbując coś zdziałać na komputerze, ale wszystko, co udało jej się zrobić, to włączyć monitory. - Nie działa. Cały czas tylko wyświetla się ta świecąca kulka w maszynowni.
- To artefakt! - ucieszył się Danny. - Wydaje mi się, że to wskazówka dla nas. Artefakt jest w maszynowni. Trzeba powiedzieć Adamowi.
- To idź, ja zostanę tutaj, bronić centrum dowodzenia.
- A po co?
         Monika się zmieszała. Nie chciała, żeby Danny wiedział, że unika Adama jak ognia. I tak zbyt oczywiste było, że coś jest na rzeczy. Szybko musiała wymyślić jakąś wymówkę.
- A jak ktoś zobaczy, gdzie jest artefakt?
- Jestem pewien, że inni też dostali wskazówki…
- Ale może ich poprawnie nie odczytali? Może mamy przewagę? Szkoda jej zmarnować. Ty idź, a ja będę bronić mostka.
- Niech będzie - westchnął Danny, po czym z całych sił przytulił Monikę do siebie. - To na wypadek, gdybyśmy się nie zobaczyli. Niech moc będzie z tobą.
- Eee… z tobą też, Danny. Ale pamiętaj, że to tylko zabawa - przestrzegła przyjaciela rudowłosa, ale coś jej mówiło, że bierze to zbyt poważnie. Szczególnie kiedy z bronią w gotowości wykonał jakiegoś karkołomnego fikołka, przez którego strzeliło mu w plecach.
         Kiedy Monika została sama, ponownie usadowiła się na posadzce i oparła plecami o panel sterowania. Spojrzała na zegarek.
- Jeszcze prawie trzy godziny i koniec - oznajmiła sama do siebie.
         Miała zamiar w spokoju przeczekać zabawę, która nagle wydała jej się wcale nie być zabawna, ale nagle włączył się ogłuszający alarm. Monitory zgasły, światło zaczęło migać, a ona nie wiedziała, co się dzieje. Wstała i zmarszczyła brwi. Broń miała w gotowości, jakby była na prawdziwej wojnie. Nie była pewna, czy opuścić mostek czy czekać. Głowa rozbolała ją od hałasu. Nadal biła się z myślami, kiedy za drzwiami zobaczyła Adama.
- Na co ty czekasz?! - spytał zszokowany, widząc, że stoi jak kłoda. Dopiero wtedy zorientowała się, że drzwi się powoli zamykają. W ostatniej chwili przecisnęła się przez nie, zanim mostek został odcięty.
- Co to było, do cholery? - zirytowała się, oddychając ciężko. Wiedziała, że nic by jej się nie stało, ale perspektywa rozgniecenia drzwiami świadczyła o czymś innym.
- Strzelam, że za długo pozostawałaś bezczynna i organizatorzy chcieli urozmaicić ci rozgrywkę.
- Co to, jakieś pieprzone igrzyska śmierci?! I dlaczego nie ma z tobą Danny'ego?
- Dlaczego go nie ma z tobą? - spytał zdziwiony Adam.
- Odkryliśmy, że artefakt jest w maszynowni i poszedł ci o tym powiedzieć. - Monika sama nie wierzyła, że nazwała świecącą kulkę mianem artefaktu, ale wszystko wskazywało na to, że wciągnęła się w zabawę.
- A dlaczego ty tu zostałaś?
- Bronić centrum dowodzenia, nieważne. Musimy znaleźć Danny'ego.
- Nie, nie. Musimy znaleźć artefakt. To podwoi nasze punkty.
- Zero razy dwa to nadal zero, geniuszu - prychnęła Monika, a Adam popchnął ją za róg, a sam schylił się i strzelił w ciemność, gdzie czyjeś czujniki na kamizelce zapiszczały. Najwyraźniej trafił.
- Trochę więcej niż zero. Po drodze zebrałem kilka punktów i jestem pewien, że reszta również - wyjaśnił Adam, upewniając się, że jego pchnięcie nie było na tyle silne, by zrobić Monice krzywdę. Kiedy się o tym przekonał, wychylił głowę zza zakrętu i jeszcze raz strzelił dla pewności, ale napastnika z innej drużyny już nie było.
- Ktoś tu jest niepokojąco dobry w te klocki - zauważyła rudowłosa, a jej były chłopak posłał jej promienny uśmiech i złapał ją za rękę. Niestety nie miała siły się wyrwać, więc podążyła za nim, czekając na rozwój wypadków.
- Przeszukałem cały poziom, artefaktu tu nie ma. Musimy zejść niżej. Strzelam, że maszynownia jest na dole. Skąd wiedzieliście o artefakcie?
- Na komputerze była podpowiedź.
- W porządku. Założę się, że inne drużyny też jakieś dostały, więc będą deptać nam po piętach. Musimy się pospieszyć.
- Niepotrzebnie się rozdzieliliśmy - wyraziła swoje niezadowolenie Monika.
- A mi się wydaje, że to dobra taktyka. Żółci z Kelsey idą jedną kupą i jak na nich wpadłem, bez problemu trafiałem, bo nie mieli się gdzie pochować.
         Rudowłosa postanowiła podtrzymywać rozmowę.
- Spotkałeś kogoś jeszcze?
- Widziałem kłótnię Karolci i Maxa, ale nie strzelałem do nich, bo to byłby cios w plecy. Nie widzieli mnie, więc się zmyłem.
- O co się kłócili?
- Nie podsłuchiwałem. Za kogo ty mnie masz?
         Plusem był brak niezręcznej ciszy i fakt, że Adam puścił jej rękę. Minusem… to, że nadal był stanowczo zbyt blisko. Sytuacja się pogorszyła, gdy usłyszał coś po drugiej stronie korytarza i ponownie jej dotknął, w okolicy talii, by ją odsunąć. Sam stanął w gotowości z wyciągniętą bronią. Monika nie mogła się oprzeć wrażeniu, że o ile to możliwe, w tej scenerii wyglądał jeszcze lepiej. Szczególnie jeśli chwilę później wdał się w strzelaninę z połową drużyny Toma, która uciekła w popłochu, kiedy zbyt celnie do nich strzelał.
- Monia, oberwałem… - zażartował zbolałym tonem chwilę później, kiedy znowu zostali sami.
- Wybacz, zostawiłam wyimaginowaną apteczkę na twoją wyimaginowaną ranę Danny'emu.
- Myślę, że możesz pomóc w inny sposób.
- W jaki? Ponieść cię? Nic z tego - prychnęła Monika i chciała iść dalej korytarzem, ale Adam pchnął ją w ciemną wnękę w ścianie, bo usłyszał ciche kroki.
         Wstrzymała oddech, kiedy przygniótł ją swoim ciężarem do ściany i nie miało to nic wspólnego z utrudnionym dopływem tlenu. Serce zaczęło walić jej jak oszalałe, bo był blisko. Zbyt blisko.
- Spokojnie, nie zauważą nas - szepnął jej do ucha Adam. Uśmiech na jego twarzy świadczył jednak, że dobrze zna powód jej zdenerwowania.
         Tuż obok właśnie przechodziła drużyna żółtych, Monika rozpoznała ich głosy.
- Może powinniśmy się rzeczywiście rozdzielić? - zaproponował Niall. - Tak mogą nas wystrzelać jak kaczki.
- Też nie uśmiecha mi się przegrana. Siva musi dbać o swoją fryzurę, a tego w namiocie nie zrobi - zachichotała Nareesha.
- Też wolałbym spać w pensjonacie - przyznał Zayn.
- Przestańcie marudzić, panienki. Zaczynam tęsknić za moim bratem - ucięła dyskusję Jess. - Też jest wrzodem na tyłku, ale…
         Dalszej rozmowy Monika już nie słyszała i nie mogła skupić uwagi na czymś innym. Dla bezpieczeństwa musieli jeszcze chwilę zostać w kryjówce. Adam wydawał się rozbawiony sytuacją.
- To jak będzie? - spytał po cichu.
- Z czym?
- Pomożesz rannemu bohaterowi, który znowu cię uratował? - spytał chłopak i spojrzał na Monikę w taki sposób, że była pewna, że ją pocałuje. Kiedy zaczął się pochylać, spanikowała i go odepchnęła.
- Droga wolna! - oświadczyła rozgorączkowana i zaczęła poprawiać ubranie.
         Adam złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. Objął w pasie w szczelnym, ale delikatnym uścisku.
- Myślę, że dla pewności powinniśmy tu zostać.
- Nie, nie. Chodźmy po artefakt. - Monika wyszła z wnęki tak zaaferowana, że nie zauważyła Toma, który strzelił do niej i roześmiał się złowrogo, nie zauważając, że nie trafił. - Taki z ciebie kozak? - spytała dziewczyna i wycelowała w przyjaciela pistolet. Kilka razy wystrzeliła i dźwięk sygnalizujący trafienie rozległ się w korytarzu. Tom zaklął pod nosem i uciekł.
- I co, świetne uczucie, prawda? - spytał Adam tuż nad uchem Moniki, która zebrała w sobie resztki sił, by nie odskoczyć albo nie zemdleć.
- Yhm. Idziemy!
         Trzymając broń w gotowości Monika ruszyła korytarzem. Adam mówił coś o fakcie, że powinni iść za pozostałymi drużynami, tymczasem ona kierowała się w odwrotnym kierunku. Nie szukała maszynowni, chciała uciec. Nie od Adama, ale od swoich uczuć do niego.

         Godzina 15:15 - Drużyna Czerwonych

- Proponuję się rozdzielić - oznajmił Kuba, chwilę po tym, jak natknęli się na oddział niebieskiej drużyny, który zaszedł ich z dwóch stron i ostrzelał.
- Nie ma mowy, zostajemy razem. W kupie siła - oznajmił Max.
- Wydaje mi się, że Kuba ma rację - przytaknął Andy. - Właśnie wpadliśmy w zasadzkę przez nasz błąd, musimy zmienić strategię.
- Dobrze, w takim razie ja i moja dziewczyna spróbujemy odgadnąć, o co chodzi z tą mapą i poszukamy artefaktu. A wy… wymyślcie coś, żebyśmy nie przegrali. - Max złapał Karolinę za łokieć i chciał ją pociągnąć na bok, ale mu się wyrwała.
- Powinniśmy wspólnymi siłami rozgryźć mapę - zaproponował Ryan.
- Tak… i oby artefakt był blisko, bo mnie nogi bolą - wtrąciła Luiza.
- Po co ci były te szpilki?! - warknął Max.
- Spokojnie! Nie możemy się kłócić, jeśli chcemy wygrać. - Karolina stanęła na środku. - Rozgryziemy mapę, podzielimy się na dwie drużyny i znajdziemy to ustrojstwo przed innymi.
- Wreszcie ktoś sensownie mówi. Jesteście dosyć kłótliwi, ale może to przychodzi z wiekiem… - zauważył Louis.
- Sugerujesz, że jestem stary, Tomlinson? - syknął przez zęby Max.
- Sugeruję, że mieliśmy się bawić, a nie prać brudy. Możemy pomyśleć o zadaniu?
         Rozłożyli mapę i stanęli nad nią. Była niedokładna. Oznaczono na niej miejsce przechowania artefaktu, ale kiedy dotarli na miejsce w zastraszającym tempie, pewni wygranej, okazało się, że wpadli w pułapkę.
- Nie rozumiem tego. Szliśmy dokładnie według mapy. Chyba nie podłożyliby nam podpuchy? - spytała Luiza.
- Nie, to niemożliwe. To miała być wskazówka, tylko źle ją odczytaliśmy - zastanawiał się na głos Ryan.
- A co tu źle odczytać? Skręt w lewo, prawo, znowu prawo, korytarzem prosto i w trzecie drzwi po lewej, a potem…
- Przestań wyliczać naszą trasę, Max. Wszyscy wiemy, jak szliśmy - przerwała chłopakowi Karolina.
- O, a więc się do mnie odzywasz?
- Nie przyzwyczajaj się. Myśl lepiej, co w tej mapie jest nie tak.
- Może jest odbiciem lustrzanym? - zaproponował Andy.
- Nie sądzę. Wtedy musielibyśmy zacząć od skrętu w prawo, a przecież tam był tylko prosty korytarz do centrum dowodzenia. Sprawdzaliśmy tę drogę - przypomniał Kuba.
- A więc co proponujesz, geniuszu? - spytał opryskliwie Max.
- Nic nie przychodzi mi do głowy.
- Tak myślałem.
- Przestańcie! Znowu chcecie się kłócić? - spytała poirytowana Karolina. - Skoro tak, to idę z Luizą sprawdzić, co jest na dole, a wy się tutaj pozabijajcie nawzajem. Z takimi przyjaciółmi po co nam wrogowie?
- Co ty powiedziałaś? - spytał Kuba.
- Słyszałeś.
- Tak, podsunęłaś mi pomysł. A jeśli mapa, która wpadła nam w ręce jest mapą niższej kondygnacji?
- Tak, rozkład labiryntu może być inny piętro pod nami - poparł Louis.
- W takim razie musimy to sprawdzić! - ucieszyła się Karolina i podskoczyła kilka razy w górę.
         Poskręcane włosy wypadły jej z niedbałego koczka i opadły na twarz. Kuba bez skrępowania założył jej je za ucho.
- Musisz widzieć wroga - usprawiedliwił się, ale ona nie była zrażona. Uśmiechnęła się do niego.
         Max był mniej entuzjastycznie nastawiony do tego spontanicznego poufałego gestu, ale nic nie powiedział, tylko warknął pod nosem.
- Według mapy schody są tutaj - Ryan wskazał palcem na świstek papieru. - Logicznie rzecz biorąc, na naszym piętrze będą w tym samym miejscu.
- Chyba, że są jak te z Hogwartu i zmieniają położenie - zachichotała Luiza, a chłopak pocałował ją w usta.
- Zaraz zwymiotuję… Idziemy?
- Ten jeden raz się z tobą zgodzę, George - westchnął Louis i ruszyli przodem z pistoletami w pogotowiu.
         Do schodów trafili łatwo. Kiedy znaleźli się piętro niżej, zauważyli, że jest tu bardziej mrocznie. Kolorowe światła statku kosmicznego tutaj zostały zastąpione przez czerwone żarówki świateł awaryjnych, ciemne alejki i złowieszcze odgłosy.
- Może lepiej się nie rozdzielajmy, co? - zaproponowała Luiza. - Tu jest strasznie. Jak wyskoczy na mnie Tom z pistoletem to zejdę na zawał.
- Spokojnie, obronię cię. - Ryan wypiął pierś. - W końcu już raz uratowałem cię spod kół autobusu. Nic nie stoi na przeszkodzie, bym znowu ocalił ci życie.
- Dobra, zanim rzygnę tęczą, rozdzielamy się. Ja i Caroline idziemy zgodnie z mapą, a wy…
- Nie tak szybko, Max. To dość lekkomyślne dawać ci mapę. Cały czas będziecie się kłócić i i tak nie znajdziecie artefaktu - zauważył Kuba.
- O, bo ty poradzisz sobie lepiej, kartografie?!
- Skąd ta wrogość w twoim głosie? To tylko zabawa, a my jesteśmy w jednej drużynie.
- Właśnie, wyluzuj, stary - polecił Andy.
- Mam wyluzować, kiedy ten polaczek ombacuje moją dziewczynę na moich oczach?! - krzyknął Max.
- Co ty wygadujesz? - zszokował się Kuba. - Chodzi ci o to, że poprawiłem jej włosy. Przepraszam, jeśli cię to uraziło, ale nie przesadzaj…
- Ja mam nie przesadzać?! Nie, no, czy tylko ja dostrzegam, że ten palant zarywa do mojej dziewczyny?! - Max spojrzał na towarzyszy, ale ci milczeli.
- Dość tego! - stwierdziła nagle Karolina. - Idziemy na górę poważnie porozmawiać! A wy macie mapę i kontynuujcie bez nas.
         Szatynka podała Kubie zwitek papieru znaleziony na początku zabawy.
- Pewnie, daj mapę swojemu kochasiowi. Już nie musicie się kryć, bo znam prawdę!
         Zawstydzona zachowaniem swojego chłopaka Karolina ruszyła po schodach na górę, a on podążył za nią.
- Ma chłopak paranoję - podsumował Maxa Louis. - To chyba przez ten brak włosów.
         Kiedy drużyna kontynuowała misję bez nich, Karolina uznała, że musi rozmówić się ze swoim chłopakiem. Gromadziło się od dawna. Jego zazdrość, wspólne mieszkanie, rola w amerykańskim serialu…
- Wstyd mi za ciebie - odezwała się Karolina, gdy zostali sami.
- To mi wstyd za ciebie. Nie wierzę, że pozwoliłaś, by obmacywał twoje ucho!
- O co ci chodzi? On poprawił mi włosy. Może nie powinien, ale to mój przyjaciel i zadziałał spontanicznie. I to w dobrej woli. Na pewno nie jest moim kochasiem i nie powinieneś się tak w stosunku do niego zachowywać!
- Pewnie, broń go, a zwal winę na mnie. Próbuję naprawić nasze relacje, a ty flirtujesz ze swoim ziomkiem tuż pod moim nosem.
- Nie obarczaj mnie naszymi problemami. Każdy kij ma dwa końce. Twoja rola w serialu i zrzucenie na mnie informacji o przeprowadzce też nie pomaga.
- Myślałem, że chciałaś polecieć do USA! - zaparł się Max.
- Tak! Na wakacje. A nie na kilka przymusowych miesięcy. A jeśli dostaniesz kolejną rolę?
- To chyba dobrze, nie? Powinno cię cieszyć moje szczęście.
- A ciebie powinno cieszyć moje, ale ty zakładasz, że moja praca w teatrze nie jest tak ważna jak twoja kariera.
- Wcale tak nie uważam. Po prostu taka okazja może się dla mnie już nie powtórzyć. "Glee" to popularny serial, szansa, bym rozwijał się jako aktor…
- A praca inspicjentki to moje marzenie! Dlaczego mam je porzucić, byś ty mógł ścigać swoje?
- Bo są tysiące teatrów! Możesz pracować w każdym, nawet w Stanach. Dlaczego chcesz zostać akurat tu? Na złość mi? Żeby być blisko tego Polaka?
- Ten Polak to mój przyjaciel. Chcę być blisko przyjaciół! Monika jest dla mnie jak siostra, a kiedy wyjechała do Londynu, przeżyłam najcięższe chwile. Nie chcę się z nią rozstawać na kilka miesięcy, skoro nie muszę tego robić. - Głos Karoliny załamał się, kiedy wypowiadała ostatnie słowa.
         Dopiero teraz docierało do niej, jakie jest jedyne wyjście z tej sytuacji. Ona i Max musieli się rozstać, związek na odległość nie wchodził w rachubę. Ich relacja była coraz słabsza kiedy mieszkali ze sobą, więc niemożliwe było, żeby miłość przetrwała, gdy jedno z nich będzie za oceanem.
- Nie mogę tak żyć - wydusiła w końcu.
- Co takiego? - Max spojrzał zszokowany na swoją dziewczynę.
- Nie zniosę tej zazdrości, kłótni, wyrzutów, obrażania Kuby… Od dawna się między nami psuje i oboje próbowaliśmy ratować ten związek, ale jeśli ceną za te nieudane próby ma być to, że się znienawidzimy, to lepiej przestańmy próbować.
- Chcesz… zerwać?
- Myślę, że tak będzie najlepiej.
- Nie, Caro, posłuchaj, to głupie. - Max spotulniał jak baranek i podszedł do swojej dziewczyny. Złapał jej twarz w dłonie. - Nie musimy zrywać. Mamy problemy, głównie z mojej winy, ale to minie. Nasza miłość zwycięży, zobaczysz. Jeśli nie chcesz się przeprowadzać do USA, nie musisz. Ja pojadę na te kilka miesięcy, będę często wracał na weekendy, a taka separacja nam się przyda. Ty będziesz mogła spełniać się w teatrze, nawet jeśli będziesz miała styczność… z nim…
- Znowu to robisz! - Karolina wyrwała się Maxowi. - Nawet nie możesz wymówić jego imienia, tak jesteś zazdrosny.
- Wiesz, to ta zazdrość uświadomiła mi, że jestem w tobie zakochany…
- Właśnie o tym mówię. Tak naprawdę, gdyby nie Kuba, nawet nie zwróciłbyś na mnie uwagi. Ta wspólnie spędzona sylwestrowa noc była dla ciebie tylko przygodą, podczas gdy dla mnie była wszystkim. Nie odwzajemniałeś moich uczuć, dopiero, gdy zainteresował się mną Kuba, coś poczułeś. Wychodzi na to, że nasz związek nigdy nie był zbudowany na miłości. Jego fundamentem od początku była zazdrość. Myślę, że żadna separacja tu nie pomoże. - Karolina wyrzuciła z siebie ten potok informacji i westchnęła ciężko. - Jak wrócimy z tej eskapady, zabiorę od ciebie swoje rzeczy i się wyprowadzę.
- Chcesz powiedzieć, że zabierzesz je od nas - poprawił ją Max. - To nasze mieszkanie.
- Ty je kupiłeś.
- Ale kupiłem je dla nas. Zostań w nim, a ja zatrzymam się u któregoś z chłopaków do czasu wyjazdu do USA. I tak będę je opłacać, więc możesz w nim zostać. A kiedy wrócę…
- Nie, Max. Jeśli zostanę, to będziesz myślał, że jest dla nas szansa.
- A nie ma? - spytał zdruzgotany, a ona otarła łzę, która pojawiła jej się na policzku i pokręciła głową.
- Nie. Przykro mi, ale tak będzie lepiej, jeśli jeszcze kiedyś mamy się przyjaźnić.
         Max spuścił głowę.
- Słabo mi… - powiedział. - Chyba wyjdę stąd zaczerpnąć świeżego powietrza.
         Jego była dziewczyna nic nie powiedziała. Wzrokiem odprowadziła go do zakrętu, za którym zniknął.
- Mam cię! - wrzasnął Tom za jej plecami, strzelając z broni i trafiając, co obwieścił dźwięk.
- Wow, Tom - westchnęła Karolina. - Strzał w plecy, jak rycersko - prychnęła i poszła w kierunku odwrotnym do Maxa.
         Mimo wszystko wiedziała, że postąpiła dobrze.  

         Godzina 15:15 - Drużyna Niebieskich

         Niebiescy wydawali się zgraną drużyną. Niemal od razu odnaleźli pikające urządzenie, które na małym ekranie wskazywało im pozycje wrogich drużyn.
- Z tą zabawką możemy wygrać - tłumaczył Tom, gdy kierowali się z dala od oddziału żółtych.
- Możemy, ale nie musimy. Pozostałe drużyny mogą mieć taką samą pomoc - słusznie zauważył Tony.
- To by tłumaczyło, dlaczego żółci od kilkunastu minut depczą nam po piętach - dodał Nath.
- No nie wiem. My znaleźliśmy źródło pikania przypadkowo - powiedziała Madzia, znacząco spoglądając na Alex.
         Rzeczywiście to Alex rozzłościła się Irene, która przy dyskusji o rozdzieleniu się zaproponowała, by jej przyjaciółka była w parze z Liamem. Zawstydzona i zirytowana kopnęła pudło w magazynie, w którym zaczynali rozgrywkę i tak odkryli nadajnik.
- Nie doceniasz żółtych. Jest u nich Kelsey - zauważył Tom z dumą.
- Mam nadzieję, że nie będziesz sabotował naszej drużyny po to tylko, by dać swojej dziewczynie wygrać. - Madzia podejrzliwie spojrzała na przyjaciela, który uniósł ręce w geście poddania.
- Spokojnie, Gwiezdne Gromy górą!
         Nastolatka nadal nie wiedziała, czy może ufać kumplowi, szczególnie, kiedy decydowali o podziale na mniejsze części nieparzystej drużyny, a on obwieścił, że najlepiej działa solo. Możliwy był sabotaż.
- Po co się rozdzielać, skoro mamy jedno urządzenie, dzięki któremu wiemy, gdzie jest przeciwnik? - spytała retorycznie Irene. - Zostańmy razem, trzymajmy się z dala od większych grup i zasadzajmy się na mniejsze.
- I to jest zawodnik, którego dobrze mieć w drużynie. - Tony uśmiechnął się i objął Irene ramieniem, a ta spłonęła rumieńcem i zachichotała.
- Chyba dobrze się dogadują, co? - szepnął Nath swojej dziewczynie, a ta pokiwała głową.
- Pasują do siebie. Tworzyliby ładną parę.
- Ale chyba nie tak ładną jak my? - spytał zaczepnie Nath i delikatnie pocałował swoją dziewczynę w usta.
- Proszę cię, Sykes. Litości dla tu obecnych. Skup się na zadaniu. Tony i Irene jakoś się nie migdalą.
- A niby dlaczego mielibyśmy się migdalić? - spytał zszokowany Tony.
- No właśnie. Przecież to… hehe… bez sensu… no nie? - pytała podenerwowana Irene.
- Mniejsza o większe. Skupmy się na wygranej to wam pozestawiam pojedyncze łóżka w pensjonacie, żebyście mogli pofiglować.
- Tom… tobie naprawdę zależy na zwycięstwie! - zorientowała się Madzia.
- Brawo, geniuszu! A wcześniej myślałaś, że chcę przegrać, czy co?
- W końcu to nie byłby pierwszy raz…
- Do końca życia będziesz mi wypominać? Tak, Kelsey to moja słabość. Ale teraz muszę z nią wygrać.
- Brzmi poważnie. Zakład? - spytał Liam, a Tom spojrzał na niego podejrzliwie.
- Kto ci powiedział?!
- Nikt. Zgadywałem.
- Akurat trafiłeś. Założyłem się z Kelsey. Jeśli moja drużyna będzie miała więcej punktów niż jej, zagra w "Drodze Rozpaczy 4". - Tom poruszał znacząco brwiami.
- Wpisałeś ją do scenariusza? - zaciekawił się Nath.
- Jeszcze nie. Porozmawiam o tym z Brukselką, ale jeśli nadal będziemy się obijać, to nie będzie o czym. Idziemy? - ponaglił Tom.
- Zaraz, zaraz - zatrzymała przyjaciela Madzia. - A co Kelsey zyska w tym zakładzie.
- Ech, tu jest najgorsze. Przez rok nie będę mógł zrobić ani zjeść chilli con carne.
- To straszne!
- Wiem, jak ona mogła? Myślałem, że mnie kocha, ale zwątpiłem… - zasępił się Tom.
         Nath zachichotał.
- Jestem pewien, że robi to dla twojego dobra.
- No a jak nasza drużyna wygra, to będziesz mógł jeść tę pyszną potrawę do woli - zauważył Tony.
- O, zaczynam cię lubić, brachu. - Tom objął Tony'ego ramieniem.
- Cieszę się. To może wreszcie ruszymy z miejsca. Według naszego radaru, niemal wszyscy są już w terenie - zaproponował Liam.
- Dobry pomysł. Chodźmy, póki nikogo nie ma w pobliżu - poparła chłopaka zauroczona nim Alex.
         Trzymali się razem i nie napotykali na żadne przeszkody. Dość długo szli i nie napotykali na członków innych drużyn.
- Ta strategia może nas pogrążyć - odezwała się w końcu Madzia. - Nikogo nie ustrzeliliśmy, a i artefaktu możemy nie znaleźć, bo nie wiemy, gdzie on jest. Tyle tylko że pośrodku areny, ale jak w tym labiryncie to wyliczyć? - Dziewczyna spojrzała na Irene.
- Nie patrz na mnie, Maggie. Nie znam odpowiedzi na wszystkie pytania.
- Nie ma jakiegoś wzoru, który mógłby policzyć, gdzie będzie artefakt?
- A po co nam on, skoro nie mamy punktów, które moglibyśmy podwoić? - prychnęła Alex.
- Słuszne. Zbliża się jakiś samotny wilk, może zasadzimy się na niego? W tyle osób możemy sobie nabić sporo punktów - zaproponował Liam.
- Jesteś okrutny. Siedem na jednego? - obruszyła się Madzia.
- A na co mamy czekać? Zresztą, kto jest na tyle głupi, by sam zapuszczać się w terytorium wroga? - spytał Tom i przygotował broń. - Rozwalimy mu łeb.
         Posłuchali swojego lidera i stanęli w pozycji bojowej. Zielona kropka na nadajniku była tuż za rogiem. Nagle wychylił się zza niego pogwizdujący Danny Jones.
- OGNIA! - krzyknął Tom i wszyscy zaczęli strzelać do członka McFly.
- Litości! Pomocy! Ratunku! - krzyczał Danny, uciekając przed laserowymi wiązkami, z których kilka go trafiło. - Co wy robicie?!
         Dopiero po kilkunastu sekundach Danny zorientował się, że na ładne oczy nic tu nie ugra, bo schował się za rogiem z bronią w gotowości.
- JONES, JUŻ NIE ŻYJESZ! - krzyknął na całe gardło Tom.
- Ale co ja ci zrobiłem?!
- Urodziłeś się! - odkrzyknął dramatycznie Parker, a Madzia spojrzała na niego rozbawiona.
- Ktoś tu się wczuł w rolę. Dajmy mu uciec, jest taki bezbronny…
- Sam jest sobie winien. Tu panują prawa dżungli. Wygrywa najsilniejszy. - Tom odchrząknął i zawołał w kierunku kolegi z McFly. - WYJDŹ Z PODNIESIONYMI RĘKOMA, A POZWOLIMY CI ŻYĆ!
- I tak mnie nie zabijecie, bo to tylko laserowa broń!
- Cholera, jest bystry - syknął do towarzyszy Tom. - Co robimy?
- Na początek rączki w górę, skarbeńki - usłyszeli z tyłu.
         Zupełnie zapomnieli o monitorowaniu radaru. Zwabieni hałasami i krzykami odnaleźli ich Jay i Joel, którzy zaczęli do nich strzelać.
- Odwrót! - krzyknął Tom.
- Prosto w ich ręce? - spytał spanikowany Liam.
         Ośmielony Danny wyskoczył zza rogu i zaczął naparzać z drugiej strony. Drużyna niebieskich obrywała ostro na dwóch frontach. W końcu zdecydowali biec w stronę Danny'ego, by był jeden. Minęli go i uciekli, a część drużyny zielonych ruszyła za nimi.
- Cóż, nadajnik o dupę otrzaskać, skoro i tak wiemy, że nas gonią - zawołała do Madzi Alex.
         Nie było czasu na pogawędki w biegu. Wbiegli do pomieszczenia, do którego prowadziły otwierane na fotokomórkę drzwi.
- Co to? Hangar? - spytał zdziwiony Nath.
- Nie gadaj, tylko się chowaj! - polecił Tom i wszyscy zgodnie pochowali się za paczkami porozstawianymi najwyraźniej w celu strzelaniny.
         Pozbawieni przewagi strategicznej "Zieloni" oddalili się w końcu.
- Gonimy ich? - spytała Irene, a Nath pokręcił głową.
- Nie wiem, jak wy, ale ja muszę odsapnąć.
         Wszyscy się roześmiali. Odpoczęli chwilkę i ruszyli dalej. Po drodze znaleźli schody, co ich zaintrygowało. Zeszli na dół. Ekran nadajnika się zmienił, ukazując pięć czerwonych kropek.
- Ruszamy na czerwonych - zakomenderował Tom.
- Może na tym piętrze jest artefakt. Co inaczej robiliby tutaj, skoro reszta jest na piętrze? - zasugerowała Irene.
- Możesz mieć rację. Musimy zrobić na nich zasadzkę i przy okazji zgarnąć… zaraz… gdzie Tom? - spytał zdziwiony Nath.
- Och, pewnie nas zdradzi! - zirytowała się Madzia.
- Może zorientował się, że jak da rolę Kelsey, to będzie się musiała na ekranie migdalić z Kubą - zauważył Tony.
- Nieważne, kontynuujmy misję - zaproponował Liam i wszyscy się z nim zgodzili.
         Niebiescy dotarli do drzwi opatrzonych napisem "maszynownia".
- Brzmi strasznie - wzdrygnęła się Irene.
- I chyba tak ma być. Stawiam kasę, że to tutaj jest artefakt - stwierdził Tony.
         Ostrożnie pchnęli drzwi. Broń mieli w gotowości. Weszli do środka i zauważyli kilku zawodników z drużyny czerwonych.
- No gdzie to cholerstwo? - pytała Luiza. - Miało być na wierzchu.
- Może ktoś nas ubiegł? - spytał Ryan.
- Wątpię. Dość szybko odkryliśmy to miejsce, mało prawdopodobne, by ktoś też rozgryzł zagadkę tak błyskawicznie - stwierdził Andy.
- Ważne, że mamy pewność siebie - chichotał Louis. - Już myślałem, że przez Maxa nie mamy co liczyć na zwycięstwo.
- Bardziej niż zwycięstwo martwi mnie, co z nimi - zadumał się Kuba.
- Po prostu szukaj artefaktu, Kubuś. Karolina sobie poradzi - rzuciła Luiza po polsku, a chłopak uśmiechnął się, słysząc te słowa.
- Co ona powiedziała? - spytał Nath Madzię, kiedy w ukryciu obserwowali poczynania czerwonych.
- Karolina i Max się odłączyli od reszty i Kuba się martwi.
- Pewnie już polegli - rozległ się szept za ich plecami.
         Podskoczyli ze strachu. Okazało się, że wrócił Tom.
- Gdzieś ty był? - zezłościła się nastolatka.
- Spokojnie, Meggs. Robiłem rekonesans.
- I jak?
- Żółci kręcą się u góry bez celu, Karolcia pokłóciła się z Maxem, a twoja siostra mnie postrzeliła.
- Dobrze ci tak. Po co się odłączasz od drużyny i to bez słowa? - spytał poirytowany Nath.
- Jestem lepszy niż ten nadajnik, przyznaj to. A co z artefaktem?
- Szukają go - wyjaśnił Liam, wskazując "Czerwonych". - Czekamy aż znajdą i wtedy im go zabieramy?
- Nie wiem, ale musimy się szybko decydować. Dwie zielone kropki właśnie się pojawiły na nadajniku - poinformowała Irene.
- Musimy się rozdzielić - westchnął ciężko Tony. - Ktoś może powstrzymać "Zielonych", a my ostrzelamy "Czerwonych".
- Dobry pomysł. Jeśli dwie osoby pójdą zatrzymać te dwie złowieszcze kropki zanim tu dotrą, pozostała piątka zajmie się tym, co zostało z Czerwonych Karłów. - Tom zatarł ręce. - Ty idź, Liam. Mówię to z bólem serca, ale jesteś z nas najsilniejszy i masz te oczka szczeniaczka, a stawiam pieniądze, że w naszym kierunku zmierza wściekła Brukselka, której podpadłem, więc…
- Dobra, pójdę.
- Idę z tobą! - podekscytowała się Alex, a kiedy Madzia i Irene spojrzały na nią krzywo, powstrzymała entuzjazm. - Znaczy… będę cię osłaniać.
- W porządku. A my atakujemy!!! - wrzasnął Tom i wychylił się z kryjówki, by na oślep strzelać do szukających artefaktu "Czerwonych".
- Nie spodziewałam się, że to będzie takie mordercze starcie - zagadnęła Liama Alex, kiedy kierowali się w stronę zielonych kropek na radarze.
- Tak, niektórzy biorą tę zabawę zbyt poważnie. Ale ja też chcę wygrać. - Chłopak wzruszył ramionami i przycupnął za beczką. Wycelował broń na koniec korytarza. Po chwili oczom jego i Alex ukazali się Maja i Harry Styles, pogrążeni w rozmowie. Wpadli prosto w zasadzę.
- Zdrajczyni - syknęła Maja do Alex, zanim przystąpili do wymiany ognia.
         Strzały były celne, czujniki na kamizelkach piszczały jak oszalałe. W pewnej chwili Harry chciał wykonać jakąś akrobację, ale potknął się i uderzył bronią w głowę.
- To nie jest śmieszne! Broń wplątała mi się w loki! - krzyczał. - To nie podstęp! Pomóżcie!
         Liam spojrzał na Alex i oboje stwierdzili, że mogą zaprzestać na chwilę strzelania. Maja z trudem wyplątała włosy członka One Direction z karabinu i położyła się na ziemi.
- Zmęczyłam się. Możecie strzelać.
- Ja też nie mam już siły. Mogłem wyłysieć! Jak Max George! Wyobrażacie sobie, co to by znaczyło dla mojej czaszki? - spytał Harry, ocierając łzę.
         Alex nie miała serca atakować przyjaciółki z zespołu, a i Liam był zbyt miękki, by strzelać do płaczącego Harry'ego. Zawarli więc rozejm i postanowili zobaczyć, jak radzi sobie reszta. Maszynownia okazała się jednak pusta, a kolorowe kropki były już daleko. Na szczęście Alex miała nadajnik. Połączone drużyny ruszyły za przyjaciółmi. Kiedy kropki zniknęły z radaru, domyślili się, że wszyscy weszli po schodach na górę, zrobili więc to samo.
- "Czerwoni" mają artefakt - zauważyła Maja.
- Skąd wiesz? - zaciekawiła się Alex.
- Taka biała świecąca kulka jest tuż koło nich.
- Równie dobrze może należeć do "Niebieskich"…
- Może się założymy?
- A o co?
- Nie wiem… zaczynam się nudzić. Która godzina? - spytała Maja.
- Siedemnasta - odpowiedział Harry.
- To już dwie godziny? Czas w stresie szybko mija - roześmiał się Liam.
- A oni szybko nam uciekają. Czy oni biegną? - zaintrygowała się Alex, wskazując na kropki na nadajniku.
- Może jedni uciekają przed drugimi? Teraz ta świecąca kulka jest u "Niebieskich"… - swoją teorię snuła Maja.
- Gonimy ich? Bo szczerze to wolę odpocząć. Co wy na to? - zaproponował Liam, a Alex go poparła.
- Jak chcecie - ciężko westchnęła Maja, znacząco spoglądając na Harry'ego. - My niestety musimy ukraść ten artefakt.
         Kilka błyskawicznych strzałów i już pozostałości drużyny niebieskich zostały same. Plecy Mai i Harry'ego zmalały na końcu korytarza.
- I tak nie mają nadajnika - Liam zwrócił się pokrzepiająco do Alex.
- Masz rację. A we dwójkę i tak nic nie zdziałają.
- W piątkę - poprawił ją członek One Direction i wskazał na ekran nadajnika. - Spotkali swoich.

         Godzina 17:00 - Drużyna Żółtych

- Dobra, powiem to, co wszyscy chcą powiedzieć od dawna - westchnęła Jess. - Jesteśmy w tym do bani.
- Co ty mówisz, dobrze sobie radzimy! Niemal nikt nas nie atakował… - przekonywał Niall.
- Tak, mamy punkty ujemne. Raz nas wystrzelali jak kaczki, a kiedy ty się oddzieliłeś od nas, żeby zrobić zwiad, też oberwałeś.
- Też mam wrażenie, że przegramy z kretesem - westchnęła Kelsey. - Przeklęty Tom wygra ten zakład.
- Czy to przystoi mówić, że twój chłopak jest przeklęty?
- Tak, jeśli dzień w dzień torturuje twój nos gazami po swojej ulubionej potrawie - wzdrygnęła się Kelsey, a widząc obrzydzoną minę Zayna, dodała. - Miłość.
- Może nie jestem zbyt dobrym motywacyjnym mówcą, ale stwierdzam, że musimy wziąć się w garść - dodał Siva.
- Najlepiej od razu - wtrąciła Kathy. - Trzeci raz wracamy do punktu wyjścia.
- Dopiero teraz to mówisz?
- Myślałam, że macie lepszą orientację w terenie.
- A skąd wiesz, że kręcimy się w kółko?
- Zaczynaliśmy tutaj. "Kwatery sypialne" - przeczytała na głos tabliczkę na ścianie.
- Dosyć, ja idę spać. Skoro mam dziś jeszcze maszerować przez las do namiotu, równie dobrze mogę wykorzystać pozostały czas na drzemkę! - obwieścił Zayn i wszedł do jednej z sypialni, gdzie rzucił się na łóżko. - Wygodne!
- To od razu mogliśmy się tu zdrzemnąć - westchnął Niall i rzucił się obok kumpla.
         Dziewczyny były bardziej zawzięte.
- Dalej, nie możemy się poddać! Może inni mają jeszcze mniej punktów? - pobudzała grupę do działania Nareesha.
- Niemożliwe. Zresztą, błądzimy bez celu. To bez sensu. - Siva wzruszył ramionami.
- No to zadzwońcie sobie po obsługę hotelową - prychnęła Kelsey.
         Niall chwycił słuchawkę i zaczął ze stolika nocnego i zaczął udawać, że zamawia szampana i truskawki.
- I jeszcze czekoladowe fondue.
- Przykro mi, panie Horan, ale w kosmosie nie ma truskawek - chichotała Jess, udając pracownicę Intergalaktycznego Hotelu. - Jeśli ma pan ochotę na słoneczny owoc w zamian, proszę wcisnąć jeden.
- Ale w tym telefonie są tylko kolorowe przyciski!
         Jess i Niall chichotali z tej zabawy, a Kathy wpadła na kolejny pomysł.
- Zaraz… Jakie kolory? - Dziewczyna zabrała Niallowi rekwizyt, który miał trzy guziki, zielony, czerwony i niebieski. - Czy to nie dziwne?
- Kolory jak nasze drużyny - dopowiedziała Kelsey. - Ale brak żółtego, naszego. Wciśnij któryś. - Poleciła Niallowi.
         Blondyn przycisnął guzik i w głośniku usłyszeli rozmowę.
- Nieźle ich załatwiliśmy! Dali się nabrać od początku do końca. Popis aktorski z naszej strony mnie zadziwił.
- To Harry! - podekscytował się Zayn. - Możemy ich podsłuchiwać.
- A kiedy krzyczałeś, że boisz się stracić włosy, myślałam, że pęknę ze śmiechu - chichotała Maja. - Wtedy jednak atak był zbyt ryzykowny, spodziewali się go…
- Możecie przestać gadać?! Gdzieś obok mogą być tabuny "Niebieskich" i "Czerwonych" bijących się o artefakt, który musimy im ukraść! - wrzasnął Danny.
- Mają artefakt! - podekscytował się Niall. - Dlaczego dopiero teraz znaleźliśmy ten telefon do podsłuchu?
- Bo dopiero teraz ja wziąłem sprawy w swoje ręce. - Zayn dumnie wypiął pierś, ale go zignorowali.
- Wciśnij niebieski! - poleciła Kelsey.
         Niall usłuchał i po chwili dało się słyszeć sapanie.
- Biegną - stwierdził, a Jess go poprawiła.
- Uciekają. Niebiescy mają artefakt, a czerwoni ich gonią.
- A zieloni są na ich tropie i tylko my czekamy na oklaski - zezłościł się Siva. - Dalej, zbieramy się! Jest nadzieja, że ich załatwimy. Dzięki podsłuchowi wiemy, gdzie będą.
         Z podsłuchanych słów zebrali skrawki informacji i zorientowali się, że trzy drużyny ostrzeliwują się w mesie ("Zieloni" bowiem do nich dołączyli i wszyscy chcieli walczyć o artefakt). "Żółci" zebrali się w sobie i odnaleźli stołówkę, by zawalczyć o zwycięstwo. Ostatecznie "Czerwoni" skradli artefakt, mimo iż działali w uszczuplonym składzie i uciekli, a "Niebiescy", z Tomem na czele, który krzyczał coś w stylu "do ataku" pobiegli za nimi. Znowu.
- Gonicie ich?! - krzyknął Joel do "Żółtych".
- Nie, a wy? - odkrzyknął Siva do "Zielonych".
- Nie. Dosyć rozlewu krwi.
         Wszyscy się roześmiali. Obie drużyny wiedziały, że niebawem koniec rozgrywki. Wszystko wskazywało na to, że wygra drużyna Toma lub ta, którą opuścili Max i Karolina.

         Godzina 17:30 - Drużyna Zielonych: Monika i Adam

         Dotarli do maszynowni, ale zastali tam tylko pobojowisko.
- Cóż, miejmy nadzieję, że to nasi zgarnęli artefakt - westchnęła Monika.
- Tak bardzo nie chcesz przespacerować się ze mną po lesie? - chichotał Adam.
- Tak bardzo nie chcę przegrać. Co robimy?
- Możemy iść na randkę, jeśli bardzo tego chcesz.
         Brunet uśmiechnął się zalotnie, a Monika nic nie odpowiedziała, tylko szybkim krokiem ruszyła w kierunku schodów. Były chłopak puścił się za nią biegiem.
- No co? Miałem czekać na lepszy moment, żeby zapytać?
- Nie.
- Myślałem, że tego chcesz.
- Nie.
- Cóż, w moim towarzystwie serce wali ci jak oszalałe, więc nie wiem, czy ci wierzyć.
- Rób, co chcesz, Adam. Najlepiej ze swoją dziewczyną.
- A, więc o to chodzi. Jesteś zazdrosna.
- Nie jestem, nie o to chodzi. Uważam, że nie powinieneś ze mną flirtować, to nie w porządku wobec niej - oznajmiła Monika.
- Wobec Erin?
- Więc ma imię?
- Myślałaś, że nie ma?
- Nic nie myślałam. Nie myślę o niej. Ani nie myślę o tobie.
         Aby pod żadnym pozorem Adam nie zorientował się, że kłamie, ruszyła dalej, zostawiając go w tyle. Zbyt długo włóczyli się razem po korytarzach i zbyt wiele słodkich słówek padło z jego ust. Potrafił uwodzić, ale i bez tego miał ją w garści. Nie chciała jednak po raz kolejny wchodzić do tej samej rzeki, nie mogła go wpuścić do swojego życia. Nie mogła pozwolić, by był kimś więcej niż przyjacielem.
         Szła stanowczym krokiem, a Adam dreptał za nią. Sytuacja była komiczna, cała sceneria, ekwipunek, który mieli ze sobą. Krzyki w oddali.
- Oj, Monia. Dałabyś już spokój. Dobrze wiesz, że nie spotykam się z tą dziewczyną. To była jedna randka. Zależy mi tylko na tobie. A tobie zależy na mnie. Już nie jesteś z Joelem, więc o co chodzi? Czego się tak boisz? - wypytywał Adam. - Mam cię pocałować, żeby pomóc ci podjąć decyzję?
         Przez krótką chwilę ucieszyła się, że nie spotyka się z tą całą Erin i chciała, żeby ją pocałował, ale jednak jej mechanizm samoobronny okazał się silniejszy. Kiedy brunet podszedł do niej, stanowczo zbyt blisko i pochylił się do pocałunku, wymierzyła do niego ze swojej laserowej broni. Adam roześmiał się, jakby przyjął to jako żart.
- Ja nie żartuję. Zbliż się jeszcze raz, to strzelę.
- Nie bądź dziecinna…
- O, przed chwilą komplementy, a teraz obelgi? Niezła taktyka, tak trzymaj, może coś ugrasz - prychnęła Monika.
- Dlaczego mnie od siebie odpychasz? Przecież oboje wiemy, że tego chcesz… - oznajmił Adam aksamitnym głosem, po czym zbliżył się do Moniki i delikatnie ją pocałował. Oddała pocałunek, ale po chwili oprzytomniała i lekko go od siebie odsunęła.
- Ostrzegałam cię - powiedziała, z zaciętą miną mierząc do niego.
- Nie strzelisz - stwierdził z rozbawieniem. - Musiałabyś wtedy dwie godziny maszerować do miejsca noclegu.
- Przyjmuję wyzwanie. - Dziewczyna zmrużyła oczy i nacisnęła spust. Czujniki na kamizelce Adama zapiszczały, zwiastując trafienie.
- Tak chcesz to rozegrać? Proszę bardzo. Strzelam lepiej od ciebie i nie dbam o zwycięstwo. - Adam roześmiał się i strzelił w swoją byłą dziewczynę.
- Strzelasz jak baba.
- Ty jesteś babą.
- Nie powiedziałeś tego… - Monika, teraz już poirytowana, zaczęła raz za razem strzelać do Adama, który odpłacał jej tym samym.
- Nie chodziło mi, że jesteś babą… choć jesteś… znaczy kobietą… - usprawiedliwiał się między jednym strzałem a drugim.
- Nie pogrążaj się, Rozer!
- Nie chciałem cię urazić! Jeśli chodzi ci o Erin, to…
- Przestań o niej wspominać, bo przerzucę się na prawdziwe naboje! - warknęła rudowłosa.
- A więc jednak jesteś zazdrosna. Jeśli chcesz, oferta randki jest nadal aktualna.
- To, że czegoś chcę, nie znaczy, że tego potrzebuję - oznajmiła dziewczyna.
         Wymianie ognia nie było końca. Kłócili się i strzelali do siebie. Krzyki w oddali ustały, ale nie zwrócili na to uwagi, zajęci sobą. Dopiero głos Toma sprowadził ich na ziemię.
- CO WY, U DIABŁA, WYRABIACIE?!        
         Monika i Adam przerwali strzelanie i spojrzeli na przybyłego. Nie był sam. Tuż za nim stała jego drużyna i "Czerwoni".
- Wiecie, że jesteście w jednej drużynie, tak? - spytał Kuba, aby się upewnić, a Monika spłonęła rumieńcem i opuściła broń. Adam nerwowo potarł kark i zaczął chichotać, ale nic nie tłumaczył.
- Kto wygrał? - spytał zamiast tego.
- Zabawa trwa, jeszcze nie wiadomo. Ale oni mają artefakt - wyjaśniła Madzia. - Ale co wyście robili? Nie zrozumieliście zasad, czy jak?
- Nieważne. - Monika machnęła ręką i w tej chwili rozległ się dźwięk obwieszczający koniec rozgrywki.
         Do zebranych dotarli "Żółci" i reszta "Zielonych". Brakowało tylko Karoliny i Maxa, którzy czekali na przyjaciół w przymierzalniach.
- I co, kto wygrał? - spytała Karolina, kiedy wszyscy zjawili się, zmęczeni i spoceni w szatni.
- Płonąca Gwiazda - obwieściła z dumą Luiza. - Mimo iż nas zostawiliście, to wygraliśmy.
         Blondynka szeptem spytała przyjaciółkę, co z nią, ale ta zobowiązała się, że później wszystko opowie. Po ściągnięciu specjalnych ubrań i wymianie kilku uwag udali się na ogłoszenie oficjalnych wyników, na arenie bowiem poznali tylko zwycięzców. Monikę jednak nie interesowało, które miejsce zajęła. Nadal była cała nabuzowana i kiedy Karolina do niej podeszła, prawie rozpłakała jej się w ramię, ale tego nie zrobiła. Powstrzymała się, bo nie mogła przy wszystkich okazać słabości.

3 komentarze:

  1. Świetny rozdział :D 😂 ile jeszcze zostało do końca? Troche trudno będzie mi się pogodzić z końcem :c

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że wróciłaś z nowym rozdziałem. Dużo się naśmiałam czytając go a w szczególności z Toma. Jego postać chyba na zawsze pozostanie moją ulubioną.
    Super rozdział. Życzę ci weny i pozdrawiam. Do następnego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Długo kazałaś czekać na ten rozdział, ale było warto. Karolina i Max musieli zerwać, zwłaszcza, że on zaczynał karierę aktorską za oceanem, a co za tym idzie, może dostać inną rolę w każdej chwili. Adam dość odważnie zaczął postępować wobec Moni, ale ja to lubię, tak ma być! Inne związki to są takie słodziusie, że nie można ich psuć. Mam nadzieję, że wkrótce Tony i Irene zdeklarują się ze swoimi uczuciami. Oni muszą być razem!
    Czekam z niecierpliwością na następny (błagam niechaj pojawi się niebawem). Życzę weny i już płaczę z powodu niedalekiego końca opowiadania :(
    Pozdrawiam,
    Charlizell

    OdpowiedzUsuń

Blog List