Przepraszam za długą nieobecność. Rzeczywiście, sesja mnie pochłonęła, potem musiałam odpocząć, a wena nie przychodziła. Wymęczyłam jednak kolejny rozdział, mam nadzieję, że nie jest totalnie beznadziejny.
Święta minęły, więc postanowiłam się nad nimi nie rozpisywać. Zauważyłam, że w walentynki było sporo wejść, być może spodziewałyście się specjalnego rozdziału. Nie wiem, czy opiszę sylwestra, ale na pewno będzie jakaś akcja walentynkowa, mimo iż z niewielkim opóźnieniem.
Nie mogę obiecać, że rozdziały będą pojawiać się częściej, gdyż brakuje mi czasu i weny. Postaram się jednak, byście nie czekały tyle, ile ostatnio.
Pozdrawiam :*
Gaśnica
nie była w stanie poradzić sobie z pożarem, który najpierw rozprzestrzenił się
na powieszone przy kominku skarpety, potem na dywan, firanki i ani się
obejrzeli, a cały salon stanął w płomieniach. Wśród lamentów, przekleństw i
krzyków, jedna osoba zdecydowała się myśleć trzeźwo i pobiec po gaśnicę. Był to
oczywiście Max, którego dobytek mógł zostać doszczętnie zniszczony. Widząc, że
gaśnica na nic się zda przy rozmiarach pożaru, większość wybiegła na zewnątrz,
by stamtąd łapać się za głowy i przeżywać. Kuba znalazł miejsce, w którym był
zasięg i zadzwonił po straż pożarną. Dziesięć minut później na podjazd przed
domkiem nad jeziorem wjeżdżał wóz strażacki. Płomienie udało się opanować,
zanim pożar rozprzestrzenił się na pozostałe części domu. Cały salon jednak, a
także część kuchni i schodów na piętro nie nadawały się już do niczego.
Przyjaciele
stali na zimnie, przyjmując od strażaków koce, które miały ich ogrzać w ten
chłodny, świąteczny wieczór. Przyjechali też funkcjonariusze policji, by poznać
przyczynę pożaru. Ciężko było jednak uzyskać sensowne informacje od tej
nietypowej grupy osób.
- To wszystko przez mutanty - stwierdził
Tom. - Ten dom jest przeklęty! Gdzie ja teraz zrealizuję sceny w domku?
Wszystko przez Maxa.
- Przeze mnie? - obruszył się George. -
Przed chwilą mówiłeś, że przez mutanty! Zresztą, to ja powinienem się denerwować,
to moja posiadłość została zniszczona
przez twoją głupią choinkę.
- Nazywasz tę ruderę
"posiadłością"? Proszę cię! To jak nazwać Brukselkę zrównoważoną!
- Hej!
- Bez obrazy. No i jak to "głupią
choinkę"? - Tom wskazał dwóch strażaków, którzy wynosili zwęglone drzewko.
- Była piękna.
- Być może, ale doszło do pieprzonego
zwarcia! Twoja choinka spaliła mój dom!
- Przestań, przecież mieszasz u mamusi, to
tylko wakacyjna chawira. - Tom machnął ręką, a do policjanta i strażaka, którzy
stali przy nich i próbowali uzyskać jakieś sensowne informacje szepnął. -
Proszę wybaczyć koledze ten wulgarny język.
Funkcjonariusze
niemal równo przewrócili oczami. Widząc, że kłótnia wisi na włosku, odezwał się
strażak.
- Izolacja była słaba. Najprawdopodobniej
przyczyną pożaru była jedna przypalona lampka, która przegrzała całą girlandę,
przez co choinka stanęła w płomieniach - wyjaśnił.
- A więc to przez choinkowe lampki? -
spytał Max, a do Toma zwrócił się z wyrzutem. - Gdzie ty je kupiłeś? Na
chińskim bazarze?!
- W TESCO, mniejsza z tym. Pójdę z
reklamacją. Albo lepiej, pozwę drani! Przez nich zdjęcia do mojego filmu
jeszcze bardziej się opóźnią.
- Opóźnią? I to o sporo, bo musisz szukać
nowej lokalizacji, by tę szmirę nakręcić!
Tom
i Max przerzucali się winą i epitetami. Pozostali goście szalonej wigilii stali
w ciszy. Policjant i strażak popatrzyli na siebie.
- Przepraszam, o jakiej szmirze mowa? -
spytał jeden z nich.
- Och, dom jest Maxa, ale Tom kręci tu
horror - wyjaśniła Kelsey.
- Co za towarzystwo… - westchnął pod nosem
mężczyzna i pokręcił głową z dezaprobatą. Na głos jednak zwrócił się do
wszystkich uprzejmie. - Proszę państwa o opuszczenie posesji i udanie się do
domów. Spisaliśmy wasze kontakty, więc w razie potrzeby będziemy dzwonić.
- Ale… co z moim domem? - spytał Max ze
ściśniętym gardłem. Karolina uwiesiła mu się na ramieniu, by dodać mu otuchy i
uniemożliwić skoczenie do gardła Tomowi.
- Straż pożarna sprawdzi, czy instalacja
elektryczna nie wymaga wymiany i czy istnieje jeszcze zagrożenie zwarcia.
- Zostanę tutaj. Muszę pilnować reszty
dobytku.
- Zapewniam, że nic panu nie ukradniemy.
- Wolę zostać i upilnować wszystkiego.
Max
nie chciał zdradzić, że tak naprawdę chce dostać się na górę i upewnić się, że
pierścionek zaręczynowy dla Karoliny jest cały. W myślach dziękował, że nie
włożył go do skarpety nad kominkiem, tak, jak miał to w planach. Może fakt, że
Siva oświadczył się Nareeshy był tak naprawdę szczęśliwym zrządzeniem losu?
- Oczywiście może pan zostać, ale nie w
domu. Wejście na górę uniemożliwiają spalone schody, które stanowią zagrożenie.
Na dole nie polecałbym spać ze względu na sadzę i pozostałości dymu - poradził
strażak.
- Będę spał w samochodzie.
- W takim razie ja też zostanę -
zaoferowała się Karolina.
- CO? Nie ma mowy!
- A to niby dlaczego?!
- Nie mogę ci pozwolić na nocleg na
rozkładanych siedzeniach, bez bieżącej wody…
- Nie jestem księżniczką, jakoś sobie
poradzę przez jedną noc - zapewniła dziewczyna Maxa, a on uśmiechnął się do
niej dość sztucznie i objął ją ramieniem.
- W takim razie ja też zostanę - rzucił
Tom, bohatersko wypinając pierś.
- A jak pozostali wrócą do domu, geniuszu?
Nie ma dość samochodów, by wszystkich zabrać - zauważył Jay.
- Bo mógłbyś sobie zrobić prawo jazdy i
kupić auto! - warknął Tom. - Dobra, więc wrócę z wami.
Nikt
nie był zadowolony z obrotu spraw. Wigilię spędzili bardzo miło, ale pożar
zrujnował im plany na Boże Narodzenie. Wracali do Londynu z nietęgimi minami.
Tom obmyślał plan, w jaki sposób nie rezygnować ze wspólnego świętowania
kolejnego dnia, ale do głowy nie przychodziło mu żadne miejsce, które
pomieściłoby wygodnie tyle osób. Wściekły zaciskał dłonie na kierownicy.
- Wybaczcie, ale zanim wrócimy do
mieszkania, zawitam do TESCO. Pożałują, że są otwarci całą dobę - oznajmił
Kelsey, Monice i Madzi, z którymi wracał do mieszkania.
- Chyba nie w wigilię - zauważyła Madzia.
- Cholera, przeklęte święta! Przeklęte
lampki! Taka fajna skarpeta mi się zjarała przez ten pożar. Że o planie
zdjęciowym nie wspomnę…
- Pomyśl lepiej, co czuje Max. To jego dom
się spalił.
- Niech się chłopak cieszy, że nie jest
Sivą. To w końcu dzień, w którym oświadczył się Nareeshy będziemy raczej
pamiętać jako pożar domku nad jeziorem.
W
milczeniu dziewczyny pokiwały głowami, a Tom odetchnął z ulgą, że nie wygadał
się na temat planów Maxa, który również zamierzał się oświadczyć. Żeby nie
palnąć nic głupiego, zmienił temat.
- Wiecie, co? Zadzwonię do Maksia, niech
zabierze z domku nad jeziorem żarcie, które się nie spaliło i niech wraca do
miasta. Zrobimy sobie wspólne Boże Narodzenie, skoro wigilia nam się nie udała.
Co wy na to?
- Cóż, dobry pomysł. Mieliśmy już imprezy,
w których na małym metrażu zjawiało się mnóstwo celebrytów, więc jakoś się
pomieścimy - stwierdziła Madzia.
- Nie wiem, czy mam ochotę na świętowanie -
westchnęła Monika.
- Nie żartuj, Brukselka. Musimy oblać
powrót Maggie.
- W takim razie trzeba też zaprosić Wredne
Zalotki oraz Tony'ego.
- Ha ha ha. Nie - rzucił lakonicznie Tom. -
Znaczy… nie mam nic do dziewczyn, ale po co Tony? Za dużo będzie chłopaków.
Jakiś istny festiwal parów…
- Tom! - obruszyła się Kelsey, ale szybko
zachichotała.
- Z Wrednymi Zalotkami muszę porozmawiać
sama - oznajmiła Madzia. - A Tony i Malcolm są zajęci. Kręcą już drugi teledysk
do swojego albumu…
- Masz z nimi kontakt? - zaciekawiła się
Monika.
- Twitter. Wiem niewiele. Jakoś nie
potrafię komunikować się z nikim sprawnie, mimo iż wszystko powinno wrócić do
normy.
- I w końcu wróci, na pewno.
- No nie wiem… Powstaje film Toma, który
opowiada o naszych przygodach.
- Jaki film? Wypraszam sobie! Szmira! -
wtrącił Parker zza kierownicy, a kiedy zdał sobie sprawę, że tym razem to on
obraził swoją produkcję, zamilkł.
Do
mieszkań dojechali spokojnie, bez żadnych przygód. Tom zadzwonił do Maxa, który
stwierdził, że zostanie nad jeziorem, by pilnować dobytku było złym pomysłem,
bo w aucie jest niewygodnie i zimno, mimo ogrzewania. Razem z Karoliną
postanowili więc wrócić do Londynu, by spędzić z przyjaciółmi Boże Narodzenie.
Tom
niewymownie ucieszył się, że jego inicjatywa wypaliła. Następnego dnia z rana
nakrył do stołu w swoim mieszkaniu, upewnił się, że lampki na choince są
zgaszone i ruszył do mieszkania dziewczyn.
- Jezu, Tom. Która to godzina? - spytała
zaspana Monika, która mu otworzyła.
- Ósma, wesołych świąt!
- Ósma? Wydaje mi się, że jest jeszcze
wczoraj. Po co przychodzisz tak wcześnie?
- Po krzesła. Albo stołki. Ja mam tylko
cztery.
- U nas też niewiele znajdziesz. Chyba
będziesz musiał iść do sąsiadów.
Do
pokoju weszła Magda, również w piżamie.
- Dzień dobry, Tom. Wesołych Świąt!
- No, wreszcie ktoś w formie! Wszyscy, do
których dzwonię są jacyś zaspani i niezbyt chętni, by przychodzić.
- Cóż, bliżej mają do swoich choinek.
- Rzeczywiście. I ekipa się wykruszyła.
- Wykruszyła? Kogo nie będzie? -
zaciekawiła się Madzia.
Monika
machnęła na to ręką i poszła do łazienki. Tom wziął się za zbieranie krzeseł i
układanie ich w stosik, który mógłby zabrać do swojego mieszkania. W tym samym
czasie wyliczał.
- Ten cały Payne spędzi Boże Narodzenie z
rodziną, a Olga namówiła Jaya, żeby spędził dzień z nią, jeśli wiesz, co mam na
myśli… - szepnął Tom Madzi.
- No cóż, szkoda, że ich nie będzie.
- Och, to nie wszystko! Siva i Nareesha,
zdrajcy, wybierają się na Barbados. Rozumiesz? Kupili bilety last minute i
kiedy my będziemy rozpakowywać prezenty, oni będą w samolocie do raju, by
świętować zaręczyny.
- I zapewne zapomnieć o wczorajszym pożarze
- zachichotała Madzia.
- Tak więc będę ja i Kelsey, Max i
Caroline, Ryan i Lou, Kuba i wy.
- Co?! - uniosła się Madzia. - A Nath?
Znaczy… Nath, Jess i Niall? Co z nimi? - Madzia poczerwieniała po koniuszki
uszu, kiedy zdała sobie sprawę, że najbardziej obszedł ją brak informacji o
byłym chłopaku.
- A skąd ten wybuch? - Brwi Toma zbiegły
się podejrzliwie w jednym miejscu. Porzucił układanie krzeseł i spojrzał na
przyjaciółkę. - Zabolało cię, że ich nie będzie, co?
- No… ekipa się kruszy… wiesz… im więcej
tym weselej…
- Na pewno nie ma to nic wspólnego z
faktem, że chciałabyś ten czas spędzić z Nathankiem?
- Och, Tom. Daj spokój, wiesz, że to nie
tak.
- Jasne, jasne. - Tom odchrząknął i
przybrał poważny wyraz twarzy, mimo iż wiedział swoje.
- Dlaczego ich nie będzie? - spytała Magda
po chwili, żeby nie wyjść na zbyt niecierpliwą.
- Och, normalnie bym ci dalej dopiekał, że
jesteś taka dociekliwa, ale muszę się na nich wyżyć. Wyobraź sobie, że Nath i
Niall postanowili się lepiej poznać. Rozumiesz? Nath i Niall. Z The Wanted i
One Direction. A wszystko oczywiście przez Jess. W końcu jak wszystko dobrze
pójdzie, zostaną szwagrami. - Tom wzruszył ramionami.
- Nie próbowałeś ich przekonać?
- Próbowałem, ale co ja mogę? Jay i Siva
też nie chcieli mnie słuchać. Nie mam posłuchu u ludzi, nie rozumiem, dlaczego…
No ale w każdym razie ja będę, Meggs. To ci nie wystarczy?
- Pewnie, że wystarczy.
Tom
uściskał przyjaciółkę.
- Zresztą, nie martw się. Odbijemy sobie w
sylwestra.
- Zobaczymy - roześmiała się nastolatka.
Obserwowała
jeszcze, jak Tom mozolnie szamota się z piramidką krzeseł, a w końcu pomogła mu
je zanieść na górę. Kelsey jeszcze spała, ale Tom zapowiedział, że zaprosił
wszystkich na dziesiątą, więc nie chciał jeszcze budzić swojej dziewczyny.
- O, a nas to musiałeś pobudzić?
- Potrzebowałem krzeseł.
- Tak, bo będą nas tłumy…
- Och, Maggie. Jestem pewien, że Nath też
wolałby spędzić te święta z tobą. - Tom położył przyjaciółce rękę na ramieniu.
- Co? Przecież nie o to mi chodziło…
- Ale wiem, dlaczego jesteś rozdrażniona.
- Bo mnie obudziłeś rano, tłukąc pięścią w
drzwi?
- Bo po co się zamykacie? Zawsze jest
otwarte…
- Zawsze było otwarte. Ale z tym już
koniec.
- A szkoda. Zawsze można było dowiedzieć
się czegoś ciekawego, wchodząc bez zapowiedzi.
Oboje
się roześmiali. Madzia wróciła do siebie się przygotować. Monika była już
ubrana i suszyła głowę w łazience. Madzia nie mogła oprzeć się wrażeniu, że Tom
miał rację. Rzeczywiście wiadomość o nieobecności Natha nie tylko ją
zdenerwowała, ale i bardzo zasmuciła. Nie potrafiła się cieszyć śniadaniem w
towarzystwie przyjaciół, mimo iż było bardzo przyjemnie. Nie było żadnych
pożarów, skandali, pierników z "wkładką"… Niestety, nie było też
Natha i do Madzi dotarło, że nie potrafi być w pełni szczęśliwa, kiedy nie ma
go obok siebie.
Super rozdział, tylko szkoda że taki krótki i że nie będzie Natha... Chyba że wróci z czerwonymi różami, o jejku jakie to by było piękne XD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Maja :*
Bardzo fajny rozdział! :)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać sylwestra.
Pozdrawiam :*
aceactor.blogspot.com
Super rozdział. Czekam na kolejny, oby jak najszybciej. Kocham to opowiadanie;)
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny czekam na kolejny i mam nadzieję, że wkrótce. Przepraszam że dawno mnie nie było.
OdpowiedzUsuńDodaj rozdziałek nowy baaardzo proszę.....
OdpowiedzUsuń