niedziela, 11 października 2015

Rozdział 99 - "Jak Żuraw i Czapla" cz. II

Dziękuję za komentarze! 

Ciąg dalszy rozdziału 99 wstawiam, póki mam czas. Dość długi, ale mam nadzieję, że przebrniecie. Nie wiem, czy czeka nas jeszcze jeden (setny) rozdział, czy pokuszę się też o epilog. Czas i wasze komentarze o tym zadecydują. 

Pozdrawiam :)



- Jutro macie pracowity dzień - oświadczył Adam, kiedy kolejnego dnia odwoził Wredne zalotki z ćwiczeń wokalnych z brytyjską Elą Zapendowską, której nazwiska Madzia nadal nie potrafiła wymówić.
- Ostatnio każdy jest pracowity - zwróciła uwagę menedżerowi, który pokiwał głową.
- Rzeczywiście. Niebawem premiera waszego albumu. Kto by pomyślał, że przejdziemy razem taką drogę?
- Właściwie to ja - zauważyła Alex. - Od początku wiedziałam, że będziemy wielkie. Myślałam tylko, że będziemy musiały wziąć udział w "X Factorze", by tego dokonać.
- Jeszcze nie jesteśmy wielkie. Co najwyżej duże - odezwała się ze śmiechem Kathy. - Oprócz Mai, bo ona jest taka niska…
- Hej! - obruszyła się wspomniana dziewczyna. - Irene i Maggie też do gigantów nie należą!
- Ale one czasami założą obcasy i wyglądasz przy nas… - zaczęła Alex, ale Maja rzuciła jej takie mordercze spojrzenie, że nie dokończyła.
- Zabrakło ci języka w gębie czy boisz się, że znowu będziemy ci docinać o Rickym?
- Hej! Bez takich! Miałyśmy honorowy zakład!
- Jaki zakład? - spytała cicha dotąd Irene, a Madzia niemal uderzyła się otwartą dłonią w czoło.
            Nie powiedziały przyjaciółce, że na after party po premierze filmu Toma założyły się, czy z niej i Tony'ego jeszcze będzie coś więcej niż tylko para dobrych przyjaciół. Alex obstawiała, że nie ma dla nich szans i w przypadku wygranej miała już nigdy nie usłyszeć docinków na temat Ricky'ego Marksa, który od długiego czasu robił do niej maślane oczy. Jeśli rację miałaby reszta dziewczyn, która nie stawiała pary "Irony" na straconej pozycji, Alex miała się z Rickym umówić na randkę. Zakład utknął w martwym punkcie, bo Wredne Zalotki i MKTO zajmowali się swoją karierą, a Irene i Tony nie spędzali ze sobą zbyt wiele czasu.
- Ona tak tylko mówi… - zaczęła tłumaczyć przyjaciółki Madzia. - Zresztą, pewnie źle usłyszałaś przez te ćwiczenia z kształcenia słuchu i…
- To źle usłyszałam czy Alex tak tylko palnęła? O co chodzi? - Irene zaczęła się rozglądać po przyjaciółkach, które straciły rezon i nie wiedziały, co powiedzieć.
            Uratował je Adam i to o dziwo, mówiąc prawdę.
- Wiesz, one po prostu nadal mają nadzieję, że z ciebie i Tony'ego coś będzie.
- Ale my jesteśmy przyjaciółmi…
- Powiedz to jemu.
            Madzia pacnęła menedżera, gdy ten zdradził, że Tony'emu od jakiegoś czasu zależy na Irene bardziej niż na przyjaciółce. Szatynka nie zdradziła jednak, czy ta wiadomość ją ucieszyła czy zasmuciła. Poprawiła tylko oprawki okularów, które zjechały jej po nosie.
            Maja wyglądała na zirytowaną.
- I co? Nic nie powiesz?
- A co mam powiedzieć?
- Daj jej spokój - stanęła w obronie przyjaciółki Alex. - Tony jej się nie podoba. Już nie. Dajcie sobie z tym spokój, bo pomyślę, że chcecie coś wymusić na Irene po to tylko, bym ja przegrała zakład i musiała iść na randkę z Rickym.
- Tak, a ciebie to boli najbardziej, bo bardziej niż o Irene martwisz się o to, że tak naprawdę spodobał ci się ten cały Marks, ale oszukujesz się, że masz szansę z Liamem i… - wymieniała Maja.
- Wcale mi się nie podoba!
            Alex i Maja zaczęły się przepychać słownie. Kathy i Madzia próbowały je uspokoić, ale szło im marnie. Adam zajęty zerkaniem do tyłu prawie stracił panowanie nad autem, ale udało mu się opanować pojazd, zanim doszło do wypadku. Zdając sobie sprawę, że Irene się nie odzywa, dziewczyny się uspokoiły i spojrzały na przyjaciółkę, która ciężko oddychała.
- Irene… wszystko dobrze? - zatroskała się Madzia.
- Strasznie mnie kłuje… tutaj… - wydyszała Irene, wskazując na serce.
- Jezu, ma zawał! Jadę do szpitala! - wrzasnął spanikowany Adam.
- Nie, nie… zaraz mi przejdzie… - zapewniła Irene.
- Skąd możesz to wiedzieć?! - uniosła się Maja.
- Bo to nie… pierwszy raz…
- CO?!
            Adam zjechał z drogi i zaparkował. Odwrócił się w stronę podopiecznej, która głęboko odetchnęła.
- Już w porządku - oświadczyła. - Mówiłam, że zaraz mi przejdzie.
- I mówisz to z takim spokojem?! To mogą być stany przedzawałowe albo jakieś inne badziewie! - krzyknęła Alex.
- Nie wrzeszcz na nią, bo znowu dostanie zawału! - nakazała Maja.
- Obie się zamknijcie! - wydzierała się Kathy.
            Madzia ukryła twarz w dłoniach, a kiedy jej przyjaciółki się uspokoiły, kiedy Adam zwrócił im uwagę, przeniosła wzrok na Irene, która pustym wzrokiem wpatrywała się przed siebie.
- To nie przelewki. Musisz iść z tym do lekarza, skoro to nie był pierwszy raz.
- Też myślisz, że miałam jakiś stan przedzawałowy?
- Nie, ale ze zdrowiem nie ma żartów.
- W porządku, pójdę do lekarza. Ale nie jutro. Mamy sesję zdjęciową od rana, a potem wywiad u Alana Carra. Przecież na taki przełom dla kariery długo czekałyśmy i… - Irene urwała, widząc spojrzenie przyjaciółek. Widziała, jak bardzo się o nią troszczą. Z całą pewnością zrezygnowałyby z sesji oraz wywiadu i występu w programie rozrywkowym znanego komika, żeby tylko nic się nie stało. Ona jednak nie chciała ich zawieźć. - Obiecuję, że pojutrze pójdę na badania.
- A ja tego dopilnuję - oświadczył Adam. - Przyjadę po ciebie z rana i w razie potrzeby wyciągnę cię siłą, bo inaczej odłożysz bezterminowo.
            Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Wróciła do domu, podobnie jak reszta Wrednych Zalotek. Spotkały się następnego dnia na planie sesji zdjęciowej do poczytnego magazynu. W studio musiały stawić się już o szóstej, mimo iż sesja zaczynała się o jedenastej. Do tego czasu dorwały się do nich stylistki i fryzjerzy.
- Twardy orzech do zgryzienia - stwierdził fryzjer, stereotypowy gej, który stanął nad Irene. - Zawsze włosy wywijają ci się we wszystkie strony?
- Od urodzenia - odpowiedziała z przekąsem dziewczyna.
- Myślałaś o jakimś zabiegu keratynowym?
- Bardziej o zgoleniu się na łyso, ale to by nie wyszło na dobre zespołowi.
- Coś poradzimy - oświadczył mężczyzna i odszedł dokonać oględzin reszty dziewczyn.
            Od początku kariery we Wrednych Zalotkach fryzjerzy, którym przyszło się zajmować Irene, zawsze główkowali, co takiego zrobić z jej włosami. Maja nie miała łatwiej.
- Jezu, co to jest?! - krzyknął fryzjer, kiedy młoda Polka ściągnęła czapkę, ukazując sterczące na cztery strony świata włosy, ni to proste, ni kręcone.
- Tak wygląda sauté - chichotała z siedzenia obok Alex.
- Ja ci zaraz dam…
            Dalsze słowa utonęły w morzu krzątaniny na planie zdjęciowym. Irene chciała pogrążyć się w rozmyślaniach, zanim fryzjer weźmie ją w obroty, ale dołączyła do niej Madzia.
- Czy każdy artysta to gej? - spytała ze śmiechem, a przyjaciółka jej zawtórowała.
- Na to wygląda.
- A jak się dzisiaj czujesz?
- Dobrze, tylko trochę mi niedobrze. Ale to wszystko przez perspektywę zabiegów, którym zaraz nas poddadzą.
- Ja tam lubię, jak mnie dopieszczają.
- Ale wolisz, gdy robi to Nath.
- To się rozumie… - nastolatka zachichotała na wspomnienie swojego chłopaka, ale zamilkła, kiedy zdała sobie sprawę, że Irene się w nim kiedyś podkochiwała. - Przepraszam, że o tym wspominam z taką beztroską. Teraz, kiedy stwierdziłaś, że Tony ci się nie podoba, czy…
- Wróciłam do wzdychania do twojego chłopaka? - dokończyła Irene. - Nie, spokojnie, nic z tych rzeczy. Jest naprawdę spoko.
- Na pewno? - Madzia zmrużyła oczy w małe szparki i przyjrzała się przyjaciółce, która przytaknęła.
- Tak, dobrze mi samej. Jestem zadowolona.
- Wolałabym, żebyś była szczęśliwa.
            Dalszą rozmowę przerwało pojawienie się fotografa, który obwieścił Madzi, że teraz musi tutaj trochę poczarować nad niesfornymi włosami jej przyjaciółki, więc odłożyły rozmowę.
            Sesja minęła bez większych niespodzianek, choć dziewczyny i Adam (który pilnował swoich podopiecznych) cały czas pytali Irene, czy dobrze się czuje. Kiedy po raz setny menedżer spytał, czy wszystko w porządku, dziewczyna się zirytowała.
- Poprawiam tylko dekolt, nie łapię się za serce, jeśli o to ci chodziło.
- Po prostu się martwię. - Adam wzruszył ramionami.
- A nie powinieneś być w agencji reklamowej? Ostatnio coraz więcej czasu spędzasz z nami i doceniamy to, ale nie zapominaj, że masz jeszcze pracę tam. I to na pełen etat.
            Brunet machnął ręką.
- On po prostu nie chce wpaść na moją siostrę - szepnęła Madzia Irene, ale Adam, mimo wysiłków, nie dosłyszał jej słów.
            W końcu westchnął zrezygnowany.
- W sumie powinienem pojawiać się w pracy częściej, mimo iż kończy mi się umowa. Po tym jak podwiozę was do studia na wywiad, pojadę tam trochę popracować.
- Powinieneś. I to nie tylko ze względu na kontrakt, ale ze względu na twoją dziewczynę - stwierdziła Madzia.
- Kogo? Erin? - roześmiał się Adam. - To nie jest moja dziewczyna, byliśmy tylko na jednej randce w teatrze, niemal wieki temu. Skąd pomysł, że się spotykamy?
- Tak tylko pytam… Na premierę filmu Toma też ją zabrałeś, więc wywnioskowałam… no wiesz.
- Nie chciałem iść sam.
- Och, w takim razie… w porządku. - Madzia się zadumała.
            Skoro były chłopak jej siostry nie spotykał się z wredną Erin, była jeszcze nadzieja. Z Nathem od dawna próbowali wymyślić sensowną okazję, by zrazić Adama do pracownicy agencji reklamowej, ale być może wcale nie musieli tego robić? Może nie spotykał się z nią, bo nadal czuł coś do Moniki? Nastolatka powstrzymała się, by nie chwycić od razu swojego telefonu i nie zatelefonować do siostry z dobrą winą. Teraz musiała skupić się na swoim zespole.
            Sesja zdjęciowa dobiegła końca. Adam zawiózł dziewczyny do studia telewizyjnego, gdzie miały udzielić wywiadu Alanowi Carrowi, a potem zaśpiewać swój pierwszy hitowy singiel. Menedżer wypytał jeszcze Wredne Zalotki, czy sobie poradzą, a kiedy zapewniły go, że tak, pojechał do agencji reklamowej.
            Madzia spojrzała na zegarek. Jej siostra również mogła być na miejscu! Postanowiła napisać jej w wiadomości, że Adam nie spotyka się Erin i zachęcić do działania. Nie zdążyła wstukać w telefon treści, bo przyszedł kierownik produkcji, który zaczął instruować Wredne Zalotki, jak będzie wyglądać ich telewizyjny występ. Sprawa siostry po raz kolejny musiała poczekać.
            Próba występu była udana i dziewczyny brzmiały dobrze. W przerwie przed wywiadem, kiedy Alan Carr omawiał z nimi w skrócie konspekt wywiadu, Madzi udało się wreszcie wysłać sms do siostry.
- I wtedy zapytam, jak tam sprawy w waszych serduszkach… - kontynuował mężczyzna. - Zapytam oczywiście o Nathana Sykesa i One Direction, ale też o MKTO…
            Alan nie zdążył dokończyć zdania, bo Irene grzmotnęła z hukiem o ziemię. Kathy jako pierwsza rzuciła się do przyjaciółki. Madzia, Maja i Alex dołączyły do niej po chwili. Komik wydawał się skonsternowany.
- Zemdlała jak wspomniałem o One Direction… Czy czasami nie jest z którymś z nich w ciąży?
            Nikt nie skomentował głupiej uwagi mężczyzny. Alex dzwoniła po pogotowie, Maja krzyczała, żeby ktoś im pomógł, a Madzia i Kathy próbowały ocucić przyjaciółkę. Wszystko wskazywało na to, że ignorowane problemy zdrowotne miały się teraz odbić na Irene.
            Piętnaście minut później bowiem dziewczyna się ocknęła, kiedy przyjechała karetka. Była jednak tak blada i słaba, że jedynym rozwiązaniem było natychmiastowe zabranie jej na badania. Wredne Zalotki nie mogły zabrać się z nią karetką, więc złapały taksówkę. Po drodze Madzia zadzwoniła do Natha, który przybył do szpitala najszybciej, jak to było możliwe.
            Po dwóch godzinach stresu, badań i niepewności, przyjaciółki wreszcie mogły zobaczyć się z Irene. Leżała na szpitalnym łóżku blada i słaba, ale na ich widok się uśmiechnęła. Nath trzymał się na uboczu, by dać im trochę prywatności.
- Twoi rodzice są poza miastem, dojadą dopiero późnym wieczorem… - poinformowała przyjaciółkę Alex.
- Mama pewnie dostanie zawału… - westchnęła Irene.
- Nie mów słowa "zawał"! - pouczyła Maja. - Nie zapeszaj!
- Nie miałam zawału, spokojnie - zapewniła rekonwalescentka. - Choć to wszystko przez moje serce. Znaczy nie, nie chodzi o żadne "uczucia wyższe". Po prostu od jakiegoś czasu coraz częściej miałam te uczcie kłucia w klatce piersiowej. I zdarzały mi się nudności. To prawda, że bagatelizowałam sprawę. No ale skoro już tu trafiłam przymusowo, zrobili mi EKG, zbadali ciśnienie i krew.
- I…? - ponagliła Madzia.
- Wasza przyjaciółka ma zbyt dużo obowiązków i zobowiązań na głowie - wyjaśnił lekarz, który właśnie wszedł na salę. - Stres i deprywacja snu powodowały bóle w klatce piersiowej, a także były bezpośrednią przyczyną omdlenia. Wiem, że miałyście mieć występ w telewizji, ale gorąco zalecam, żeby Irene zrobiła sobie co najmniej kilka dni wolnych, by odpocząć.
- Więc to wszystko ze zmęczenia? - spytała zszokowana Maja. - Myślałam, że ona umrze na zawał!
- Nie, spokojnie. To nic z tych rzeczy, choć stresu i natłoku zajęć też nie należy lekceważyć. Długotrwały może nie tylko prowadzić do chorób serca, ale i chorób wrzodowych i wielu innych.
- Myślałam, że nauczanie domowe będzie dla ciebie mniej stresujące - zauważyła Madzia, a Irene wzruszyła ramionami.
- Nauczanie może i domowe, ale ona i tak udziela się w szkole. Zagląda na kółko teatralne i pilnuje spraw samorządu uczniowskiego. Są też oprócz tego lekcje gry na instrumentach. Że już o jej zajęciach językowych nie wspomnę. Nie wiedziałam nawet o istnieniu tylu języków, ile ona się uczy. - Maja wywróciła oczami.
- Nie przesadzaj - poprosiła Irene.
- Ona nie przesadza. Wredne Zalotki to tylko wierzchołek góry lodowej. Wzięłaś na swoje barki stanowczo zbyt dużo - oznajmiła Madzia i położyła przyjaciółce rękę na ramieniu.
- Nie bądź dla niej taka miła! Nie zapominaj, że ta uparta koza nie chciała iść do lekarza! - warknęła Alex.
- Wiem, nie powinnam lekceważyć zdrowia. - Irene spotulniała. - To już się więcej nie powtórzy. Odpocznę i będę jak nowa. Tylko że przegapimy nasz występ…
- Przestań, twoje zdrowie jest najważniejsze - zapewniła Kathy. - I tak nie wiem, czy ten wywiad wyszedłby nam na dobre.
- Pewnie nie - westchnęła Maja. - Mieli w końcu pytać o sprawy sercowe, a ja i Irene nie mamy się czym pochwalić.
- A ja niby mam? - spytała Alex.
- Ty masz Ricky'ego.
- Przestań wspominać o tym matole!
            Lekarz odchrząknął, subtelnie przypominając o swojej obecności. Dziewczyny uspokoiły się i wysłuchały jeszcze jego zaleceń. Obiecał wypisać Irene do domu już następnego dnia, jeśli wszystko będzie w porządku, ale zapowiedział, że musi zrobić sobie przerwę od zespołu, jeśli nie chce zepsuć sobie zdrowia na dłużej. Recepty miał wręczyć rodzicom dziewczyny, gdy ci się pojawią. Rzucając pokrzepiający uśmiech swojej pacjentce, wyszedł, zostawiając Wredne Zalotki i Natha z Irene.
- Cóż, wypadałoby poinformować naszego menedżera o twoim stanie - stwierdziła Maja. - Zadzwonię do niego, bo nam nie daruje, jeśli nie damy mu znać.
            Madzia pokiwała głową. Wysłała do siostry wiadomość o tym, że Adam nie spotykał się z Erin, ale nie dostała żadnej odpowiedzi. Miała nadzieję, że to oznacza, że jej siostra poczyniła krok w stronę byłego chłopaka i że znowu się zejdą, a do szpitala przyjadą razem.
- W takim razie ja zadzwonię do wytwórni. Niech wiedzą od razu, że Wredne Zalotki idą na urlop. - Alex wyszła w towarzystwie Mai.
- Oby się nie pozabijały - westchnęła Kathy.
- Dopilnuję tego - zobowiązał się Nath. - Nie będę ci przeszkadzał, musisz wypoczywać.
- I jeść! - dodała Kathy. - Kupię ci w automacie czekoladowy baton, to na pewno postawi cię na nogi.
            Kathy z Nathem również opuścili szpitalną salę, w której została tylko Irene i Madzia. Zapanowała chwila ciszy.
- Irene… - odezwała się nieśmiało jej przyjaciółka.
- Tak?
- Czy ty zemdlałaś, bo Alan wspomniał o MKTO?
- Nie… - zaprzeczyła Irene, ale na jej pobladłą twarz wystąpił rumieniec.
- Wiesz, ja nie jestem z tych, co będą cię naciskać, ale jeśli jednak twoje zauroczenie Tonym nie przeminęło zupełnie, nie udawaj. Wykończysz się nie tylko natłokiem zajęć, ale i nieustannym wystrzeganiem się własnych uczuć. Chociaż wobec siebie powinnaś być szczera. Mam wrażenie, że serce boli cię nie tylko w sensie fizycznym. Nie zamieniaj się w moją siostrę i nie odgradzaj się grubym murem od miłości.
            Irene nic nie odpowiedziała, tylko pokiwała głową. Madzia nie wiedziała, czy przyznaje jej tym rację, czy informuje, że wzięła sobie radę do serca. W ciszy posiedziały, aż nie wrócili pozostali. W większym gronie zrobiło się weselej. Irene czuła, że napięcie powoli z niej uchodzi i rozluźniła się na tyle, by żartować z przyjaciółmi.
            Adam przybył do szpitala zaniepokojony jakieś pół godziny później.
- Następnym razem, jak nawet wspomnisz o bólu głowy, od razu zawiozę cię na oddział ratunkowy - obwieścił, całując podopieczną w czoło.
- Nie chciałam was zawieść… To miał być ważny krok dla zespołu i…
- Zespół ma się dobrze i bez występu u tego pajaca - zapewnił Adam. - Najważniejsze jest teraz twoje zdrowie.
- Najbardziej martwi mnie, że u tego "pajaca" zgubiłam kolczyk - oświadczyła. - A to był mój ulubiony.
            Wszyscy się roześmiali. W tym momencie do sali wpadł jak z procy Tony, który wyhamował z długim ślizgiem po szybkim sprincie przez korytarz. Odbił się od framugi, pisnął z bólu i przewrócił się na Natha, który odchrząknął znacząco.
- Stary… pochlebia mi, że na mnie lecisz, ale mam dziewczynę - obwieścił były piosenkarz The Wanted, a Tony spalił buraka i podniósł się do pionu.
- Cześć - przywitał się. - Ty żyjesz.
            Irene zmarszczyła brwi.
- Myślałeś, że umarłam?
- Cóż… nie… znaczy… miałem nadzieję, że nie…
            Zapanowała niezręczna atmosfera. Nath stwierdził, że napije się kawy, co podłapała Madzia. Kathy nagle wyraziła chęć zatelefonowania do swojego chłopaka, Sama, a Maja wyciągnęła Alex niemal za szmaty, żeby Irene została z Tonym sama. Najdłużej z wyjściem z sali ociągał się Adam. Madzia, orientując się, że menedżer Wrednych Zalotek nie załapał ich niezbyt subtelnych iluzji, ponownie wkroczyła do sali.
- Rozmawiałeś z moją siostrą? - spytała bruneta.
- Nie. Po co miałbym to robić? - zdziwił się i dopiero wtedy dotarło do niego, o co nastolatce chodzi.
            Przeprosił Irene i jej gościa i wyszedł na korytarz, odbierając cichą burę od swojej podopiecznej.
            Kiedy pacjentka została z Tonym sama, odchrząknęła.
- To skąd pomysł, że umarłam? - spytała, by rozładować napięcie.
- Och, zwykłe niedopowiedzenie. Przyjechałem do studia, żeby zobaczyć wasz pierwszy wielki występ w telewizji. Powiedzieli mi, że nie wystąpicie, bo jedna z was miała zawał i w stanie krytycznym została zabrana do szpitala. Kiedy spytałem, która, asystentka produkcji poinformowała mnie, że nie rozróżnia waszych imion, ale że ta, która zgubiła kolczyk. I podała mi to. - Tony zamachał w powietrzu kolczykiem, który Irene zgubiła, a po chwili położył go jej na ręce. Dziewczyna miała nadzieję, że szybko wypuści jej dłoń, ale chyba nie zamierzał tego robić. - A ja od razu rozpoznałem te kolczyki i spanikowałem. Biegłem tutaj ze studia, bo bałem się, że rozbiję się gdzieś autem, gdy do niego wsiądę.
- Biegłeś tutaj całą drogę? - spytała zszokowana Irene.
- Tak. Dlatego wyglądam jak przeżuty i wypluty.
- Wyglądasz dobrze. - Dziewczyna roześmiała się melodyjnie.
- Cóż, mam dobrą kondycję. Ale najwyraźniej kiepski wzrok, bo o tej godzinie jest już ciemno i dopiero trzy ulice za szpitalem zorientowałem się, że go minąłem. A stamtąd to już przyjechałem autobusem, bo myślałem, że płuca wypluję, jeśli zrobię jeszcze ze dwa kroki.
            Irene wpatrywała się w chłopaka z zaintrygowaniem i rozbawieniem.
- Dziękuję, że przyniosłeś mi kolczyk.
- Musiałem! To przecież twoje ulubione. Ale nie dlatego go przyniosłem. I tak bym przyszedł. I nie dlatego, że myślałem, że jesteś w ciężkim stanie. Bo nie jesteś, prawda? - Chłopak spojrzał wyczekująco na Irene, która pokręciła głową.
            Był taki uroczo nieporadny, że nawet przed sobą nie mogła dłużej udawać. Nadał była nim zauroczona, od momentu, w którym uratował ją na balu walentynkowym. Na wspólnej trasie koncertowej przekonała sama siebie, że uroiła sobie uczucie, ale było ono tak prawdziwe jak fakt, że bez okularów nie widziała na odległość dalszą niż trzydzieści centymetrów. Rzeczywiście zbudowała wokół siebie mur. Zawsze myślała, że potrzebuje kogoś, kto swym szaleństwem zrównoważy jej praktyczność, a Tony wydał się zbyt normalny, miły i dobry. Zbyt bezpieczny. Teraz zdała sobie sprawę, że nie mogła liczyć na bardziej szaloną deklarację uczuć niż bieg przez miasto, by dotrzeć do niej do szpitala.
            Tony nadal trzymał ją za rękę, w którą włożył jej znaleziony kolczyk. Czuła, jak krew pulsuje mu w nadgarstkach, albo nadal była wzburzona po przymusowym biegu, albo ona tak na niego działała. Uśmiechnęła się delikatnie, kiedy zdała sobie sprawę, że mur, którym ogrodziła swoje serce, właśnie runął. Tony puścił jej dłoń, wziął kolczyk i zmieniając oczy w małe szparki, założył go jej z delikatnym uśmiechem.
            Nie miała okularów, więc dopiero kiedy tak się nad nią pochylał, widziała go wyraźnie.
- Wolę, kiedy jesteś blisko - powiedziała i szybko pożałowała tych słów, bo zatkała sobie usta ręką. Tony się roześmiał, a ona zaczęła się tłumaczyć. - Znaczy wolę, bo lepiej widzę. Normalnie, gdy mam okulary, wolę cię daleko. Znaczy nie jakoś super daleko, tylko w granicach przyzwoitości. Jakiś metr ode mnie.
- Na szczęście teraz nie masz na sobie okularów, więc pozwolisz, że zostanę przez chwilę blisko ciebie - poprosił Tony. - Chciałbym czegoś spróbować i mam nadzieję, że nie roześmiejesz mi się w twarz, kiedy to zrobię.
            Irene nie zdążyła zapytać, o co takiego mu chodzi, bo przysunął się do niej i przycisnął swoje wargi do jej warg, a ona poczuła, jakby jej serce zaczęło stepować ze szczęścia. Oddała pocałunek, delikatnie i nieco niepewnie. Choć jednego była pewna, spodobało jej się to uczucie i chciała, by trwało jak najdłużej. Niestety, kiedy wargi Tony'ego zaczęły muskać jej wargi bardziej zdecydowanie, maszyna, do której nadal była podłączona, zaczęła niemiłosiernie pikać. Młodzi odskoczyli od siebie, do pomieszczenia zbiegli się lekarz i dwie pielęgniarki, a Tony odskoczył od łóżka pacjentki jak oparzony. Kiedy w progu stanęli zaniepokojeni Madzia i Nath, Irene próbowała nieudolnie tłumaczyć, że to nie choroba serca wywołała pikanie maszyny.
- Coś mi się wydaje, że ten sprzęt zarejestrował rodzące się uczucie - szepnął Madzi na ucho Nath, kiedy ta próbowała rozeznać się w sytuacji.
- Obyś miał rację. Po minie Tony'ego nie mogę rozeznać się, czy jest przeszczęśliwy, zażenowany czy przerażony, że mógł niechcący zdenerwować Irene.
- Wydaje mi się, że jego twarz wyraża teraz wszystkie z tych trzech rzeczy.
- Mam jednak nadzieję, że najwięcej jest tej pierwszej - oznajmiła Madzia, a Nath przytulił ją mocno do siebie.
- Jestem przekonany, że tak jest - zapewnił.
            Lekarz właśnie odwieszał sobie stetoskop na szyję i wydawało się, że wszyscy odetchnęli z ulgą. Po chwili Tony i Irene zaczęli się śmiać. Uspokojony personel medyczny wyszedł z sali, a członek MKTO ponownie przysiadł na brzegu łóżka pacjentki. Żadne z nich zdawało się nie dostrzegać, że na progu stoi para ich przyjaciół. Tym razem chłopak nie pocałował dziewczyny, w obawie, że znowu zleci się tu pół szpitala. Złapał ją za rękę i delikatnie ją gładził, zanim od wejścia nie rozległy się słowa Mai.
- Kuźwa, nareszcie! Alex! Dzwoń do Ricky'ego! Czeka cię randka!
            Polka pobiegła poinformować swoją przyjaciółkę, że najwyraźniej przegrała zakład. Tony i Irene oderwali od siebie wzrok i przenieśli go na Madzię i Natha, którzy stali w progu.
- Widzę, że odnalazł się twój kolczyk - zagadnęła przyjaciółkę Madzia.
- Tak, Tony go przyniósł.
- Więc zapewne teraz czujesz się lepiej?
- Mam dziwne przeczucie, że z moim sercem od teraz będzie wszystko w porządku - wyznała Irene i spojrzała na Tony'ego, który rzucił w jej stronę szeroki uśmiech.
- Już ja się o to postaram - zapewnił i wszyscy roześmiali się do taktu z wrzaskiem Alex, który dobiegał z korytarza.
            Zakład to zakład, a wszystko wskazywało na to, że ona przegrała go z kretesem. Nie należało bowiem skreślać pary "Irony". Mury wokół serca Irene bowiem runęły, zostawiając fundamenty pod nowe wspaniałe uczucie, które rozpierało jej serce i sprawiało, że nigdy nie czuła się szczęśliwsza jak w tej chwili, otoczona przyjaciółmi i Tonym, wpatrzonym w nią jak w obrazek.

*

- Wstawaj! No wstawaj! - ponagliła starszą siostrę Madzia.
            Monika uniosła jedną powiekę zaspana.
- Zlituj się. Wczoraj jak Adam zmył się z pracy, by pojechać do szpitala, Erin wpadła w szał i kazała mi segregować stare dokumenty. Wszystko mnie boli.
- Kiedy musisz wstać! W radiu puszczają twoją piosenkę! - ekscytowała się nastolatka.
- Wierz lub nie, znam ją na pamięć.
- Och, Monia! No wstawaj!
            Rudowłosa nie zamierzała się ruszać. W tej chwili nie interesowało jej nawet, że w drzwiach jej pokoju stał rozbawiony, oparty o framugę Nath.
- Idź, zrób chłopakowi śniadanie - poprosiła. - Bo nie będzie chciał więcej u ciebie spać.
- On nie spał tutaj ze względu na ewentualne śniadanie. - Madzia machnęła ręką, a Monika nakryła głowę poduszką.
- Nie chcę słuchać o szczegółach waszej nocy. Chcę spać.
            Tak naprawdę nie czuła się zmęczona, mimo iż rzeczywiście Erin dała jej poprzedniego dnia popalić. Z łóżka nie chciała wychodzić, bo nadal świeżo w pamięci miała wiadomość od siostry, w której ta informowała ją, że Adam nie spotyka się z jej szefową. Powinno dać jej to nadzieję, a jednak dawno nie czuła się bardziej beznadziejnie. Oznaczało to tylko jedno - to, że Adam nie chce ponownie do niej startować.
- Och, nie chcesz wstawać posłuchać piosenki, to nie, ale za godzinę musisz być w pracy - kontynuowała Madzia. - Idę na górę do Toma. Myślę, że chciałby usłyszeć premierę twojego nowego przeboju. - Nastolatka ruszyła do wyjścia. Nath odchrząknął, przypominając, że zostawia go samego. - Poradzisz sobie, czy idziesz ze mną do Toma?
            Nath nie za bardzo wiedział, z czym ma tu sobie poradzić. Nie uśmiechało mu się zostanie z Moniką, ale gdyby poszedł ze swoją dziewczyną do Toma, przyznałby się, że sobie nie poradzi. Uśmiechnął się w odpowiedzi, licząc, że resztę jego dziewczyna sama sobie dopowie. Nie był pewien, czy załapała, co miał na myśli, bo puściła w powietrze całusa i wybiegła.
            Z salonu słychać było jak Ellie Goulding wyśpiewuje przejście, więc Madzia miała mało czasu na dotarcie do Toma. Nath podrapał się po głowie, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić.
- Będziesz tak nade mną stał, czy zrobisz sobie śniadanie? - spytała spod poduszki Monika.
- Eee… wiesz… w sumie w nocy wstawaliśmy z twoją siostrą coś przekąsić, więc… nie jestem głodny.
- Po raz kolejny to powiem, ale nie chcę słuchać o szczegółach waszych upojnych nocy.
- Nie, nie, ona nie była upojna - zmieszał się Nath. - Znaczy była, ale nie chciałem ci o tym mówić. Znaczy… Jezu, dlaczego ty mnie tak onieśmielasz? Chyba się ciebie boję…
            Monika gwałtownie usiadła na łóżku i spojrzała na Natha zszokowana. Była poczochrana i zaspana, ale nagle odzyskała trzeźwość umysłu.
- Coś ty powiedział?!
- Co? Ja? Nic. Zupełnie nic. Ja tylko… zrobię sobie śniadanko. Chcesz też? - Nath próbował zmienić temat i sprytnie wymknąć się z pokoju, ale przyszła szwagierka złapała go za rękę i zatrzymała w swoim niewielkim pokoju.
- Dziękuję, Sykes! Nie wierzę, że to ty mi otworzyłeś oczy! - cmoknęła chłopaka w policzek i podbiegła do szafy, z której zaczęła wyciągać przypadkowe rzeczy.
            Nath był niewątpliwie więcej niż skonsternowany.
- Hę?
- Jestem straszna! - oświeciła go Monika, ale nadal wyglądał, jakby nie ogarniał sytuacji, więc na chwilę zostawiła swoją szafę i przeniosła wzrok na piosenkarza. - Odstraszam ludzi, na których mi zależy. Adam i Erin nie są parą, a mimo tego, on nadal traktuje mnie jak znajomą. Po prostu się boi. Że znowu, jak to ja, każę mu spadać na drzewo. Jesteśmy jak Żuraw i Czapla, jak jedno chce, to drugie nie chce. Teraz to wszystko ma sens!
- Sorry, ale dla mnie to nie ma sensu. - Nath ponownie podrapał się po głowie.
- Podrośniesz, to zrozumiesz. - Monika machnęła ręką i wygrzebała coś z szafy. Bez oporów ściągnęła bluzkę przez głowę, więc jej przyszły szwagier szybko zreflektował, że musi odwrócić się tyłem, by dać jej trochę prywatności. Nie wydawała się jednak speszona. Wciągnęła na siebie sukienkę i sweter, spod łóżka wygrzebała buty i pochwyciła szczotkę, by nieco ugładzić niesforne włosy.
- Eee… Brukselka… Znaczy Monika… - zaczął Nath, widząc, że Monika spryskuje się perfumami, a na szyję zarzuca jakiś wisiorek. - Czy ty się szykujesz do wyjścia?
- Tak! Dzięki tobie wezmę sprawy w swoje ręce! Idę do Adama i… sama nie wiem, po drodze coś wymyślę.
- Ale… jest zima, wiesz?
- No i?
- Założyłaś letnią sukienkę…
- Szkoda czasu. Dzięki, Sykes! Naraska! - rzuciła rudowłosa i zanim Nath zdążył ponownie otworzyć usta, poczuł powiew przeciągu i usłyszał trzask drzwi.
            Minutę dochodził do siebie, aż jego dziewczyna wróciła do mieszkania.
- Wyobrażasz sobie, że Tom się zezłościł, że go obudziłam? - spytała. - Powiedział, że jest ciemno, więc jest noc. Spytałam go więc, czy w te zimowe miesiące chodzi spać już o piętnastej, to mnie prawie wypchnął za drzwi. - Nastolatka westchnęła i rozeznała się, co ją ominęło. - O, udało ci się obudzić moją siostrę. Jest w łazience?
- Raczej w trasie. Otworzyłem jej oczy i pobiegła, chyba wyznać Adamowi, że go kocha. Nie nadążam za nią. Och, poszła w letniej kiecce.
- Cała Monia… Mam nadzieję, że rzeczywiście pojechała do niego. Ta dwójka jest jak Żuraw i Czapla…
- … jak jedno chce, to drugie nie chce, wiem - westchnął Nath. - Będziesz musiała mi wyjaśnić, o co w tym chodzi.
- A może skorzystamy z okazji, że mamy mieszkanie tylko dla siebie? - spytała zalotnie Madzia, a Nath musiał przyznać, że jej propozycja jest zdecydowanie bardziej kusząca.
            Monika tymczasem szybko przekonała się, że ubrała się zbyt lekko jak na spotkanie ze swoim przeznaczeniem. Słońce dopiero wstawało, kiedy wysiadła z autobusu pod mieszkaniem Adama, szczekając zębami. Było jej tak zimno, że nie przemyślała, co powie. Była przekonana, że po latach oczekiwania na tę chwilę doskonale wie, jak ma wyglądać ta rozmowa. Jej byłego chłopaka jednak nie było w mieszkaniu. Pukała dość długo i energicznie, aż jakiś dziadek z mieszkania obok wyjrzał na korytarz i poinformował ją, że po pierwsze - ma się przyzwoicie i odpowiednio przyodziać, a po drugie - Adam zawsze rano udaje się na pobliskie boisko, by pograć w koszykówkę. Rudowłosa podziękowała sąsiadowi i wyszła z budynku, przeklinając swój los. Szczękała zębami z zimna. Liczyła, że poważną rozmowę przeprowadzi w ciepłych czterech ścianach, a tak Adam gotowy był pomyśleć, że to drżenie to jej reakcja na jego bliskość. Nadęty dupek. Potrząsnęła głową, by oddalić tę myśl. Chciała wyznać byłemu chłopaki, że nadal jej na nim zależy, a nie jest aroganckim narcyzem, który… jej zmarznięte ciało nie ułatwiało umysłowi zadania. Jak w transie kierowała się instynktownie w stronę pobliskiego parku. Już z oddali zauważyła Adama, który rozgrywał mecz sam ze sobą. Ją też czekała ważna rozgrywka.
            Kiedy jednak zauważyła, jak chłopak trafia do kosza, zdała sobie sprawę, że nie jest gotowa. Nie wie, co powie, nie wie, jak się zachowa. Nie chciała, by deklaracja uczuć przebiegła na takim mrozie. A co najważniejsza - nie była, czy nie dostanie kosza. Dopiero kiedy rzut Adama okazał się celny, zdała sobie sprawę, że być może były chłopak wcale nie chce do niej wrócić. Za długo zwlekała, zniechęciła go i nawet jeśli nie spotyka się z Erin, na pewno ruszył już do przodu ze swoim życiem.
            Przez chwilę przyglądała się Adamowi, a w końcu zawróciła na pięcie i pognała na przystanek autobusowy, by jeszcze raz wszystko przemyśleć.
            Nie miała pojęcia, że były chłopak odprowadził ją zawiedzionym wzrokiem. Widział kątem oka, że przyszła na boisko, ale postanowił czekać na jej krok. Krok, którego nie wykonała.

*

            Ostatnie dni stażu były dla Moniki pracowite, bo firma przygotowywała ważną kampanię reklamową dla wielkiego potentata.
            Jako że Wredne Zalotki miały przymusowy urlop, by Irene mogła odpocząć od natłoku zajęć i nacieszyć się swoim nowym chłopakiem, Adam więcej czasu spędzał w agencji reklamowej. Monika nad tym ubolewała. Wcześniej udawało się jej go unikać, ale przez ostatnie dni stażowania, jak na złość, ciągle na niego wpadała. Był uprzejmy, jak zawsze, ale nic więcej. A ona czerwieniła się po koniuszki uszu, unikała jego wzroku i gdy tylko było to możliwe, uciekała do innego pomieszczenia, albo zagadywała Bena, który stał się jej największym sprzymierzeńcem w agencji reklamowej. Głównie dlatego, że nie lubił Erin.
            Monika nie miała pojęcia, że Adam widział, że tydzień wcześniej, gdy przyszła na boisko, gdy grał w kosza. Gdyby to wiedziała, prawdopodobnie wpełzłaby do jakiejś pieczary i już nigdy z niej nie wyszła. Na razie jednak, mimo mętliku w głowie i próbie zebrania odwagi, by porozmawiać z byłym chłopakiem, starała się żyć normalnie.
            Sukces agencji reklamowej był po części zasługą Moniki. To ona wpadła na pomysł kampanii, którą miał zrealizować Adam. Przy szefie od niechcenia rzuciła swoje przemyślenia, które wydawały się niedorzeczne, ale okazały się strzałem w dziesiątkę. Przez ostatnie dni stażu więc miała pełne ręce roboty, podobnie jak pozostali pracownicy agencji.
            W połowie stycznia, pod koniec dnia Monika zbierała swoje rzeczy z biurka, a trochę się tego zebrało. Jej zdjęcie z Karoliną i Luizą w wielkiej ramce, figurka, którą dostała od siostry, książki, magazyny, notatnik… Machinalnie pakowała się i próbowała sama przed sobą odkryć, dlaczego od półtorej tygodnia nie próbowała porozmawiać z Adamem. Z rozmyślań wyrwały ją słowa Erin.
- Zbierasz manatki?
- Tak, dziś mój ostatni dzień. Będę potrzebowała referencji, jeśli to dla ciebie nie problem.
            Erin podała swojej podopiecznej jakiś mały świstek papieru, opinię, którą jej wystawiła, mdłą i tak szablonową, że gówno wartą, ale i tak cudem było, że dobrze napisała jej imię. Monika uśmiechnęła się, udając wdzięczność. Na szczęście o referencje poprosiła też szefa, który bardziej się wysilił.
- Podpisałaś już papiery? - dopytywała Erin.
            No tak, przecież o to jej najbardziej chodziło. Chciała dowiedzieć się, czy Monika kończy staż i odchodzi z firmy, czy zostaje na stanowisku, które zwalnia Adam, którego umowa się kończy. Prawdą było, że rudowłosa nie wiedziała, czy jej były opuszcza agencję reklamową, by poświęcić się Wrednym Zalotkom. W tej niewiedzy była na równi z Erin.
- Nie, mam na siebie inne plany.
- Acha. Czyli nie będzie cię jutro na bankiecie? Wiesz, uroczysta prezentacja spotu reklamowego… My z Adamem się wybieramy i gdybyś chciała, możesz się dołączyć.
- Nie, dzięki. To by było dziwne.
- Masz rację. No ale może Ben cię weźmie? Byłaby to taka podwójna randka. Widziałam, że się dogadujecie. Oboje niewątpliwie lubicie jeść… - Erin roześmiała się, a Monika zapragnęła jej przywalić kartonem, który trzymała w objęciach. Zamiast tego posłała przełożonej krzywy uśmiech.
- Dzięki. Miłej pracy - pożegnała się i wyszła.
            Chciała powiedzieć "żegnaj" albo "krzyż na drogę", ale wolała nie zostawiać po sobie złego wrażenia. Starała się puścić w niepamięć słowa Erin o podwójnej randce. Złapała taksówkę i pojechała do domu.
            Przy drzwiach nagimnastykowała się, manewrując kluczem i kartonem, ale w końcu udało jej się dostać do środka. I wpadła w pułapkę. Na kanapie siedziały Madzia, Luiza i Karolina. Nath stał za swoją dziewczyną i trzymał jej ręce na ramionach. Dodatkowo w fotelu rozsiadł się Tom. Wszyscy milczeli i wpatrywali się w przybyłą. Brakowało im tylko transparentu "Interwencja".
- Eeee… cześć… Coś się stało? - spytała naiwnie. - Na kogo czekamy?
            Nath odchrząknął, z tylnej kieszeni wyciągnął pomięty list, który wyprostował i zaczął czytać.
- "Zebraliśmy się tutaj, bo się o ciebie martwimy. Od dawna masz problem z przyznawaniem się do swoich uczuć nawet przed samą sobą, ale dawaliśmy ci wolną rękę, gdyż to twoje życie. Teraz jednak nadszedł czas, w którym musimy zainterweniować…"
- Serio? Interwencja? Dla mnie? - przerwała Monika. Na stole postawiła karton ze swoimi rzeczami. - A czy ja wyskakuję z transparentem, kiedy Tom ciągle robi chilli con carne? Albo czy wyskakiwałam z nim, gdy Madzia uwikłała się w dziwaczny kwadrat i nie potrafiła określić swoich uczuć? Albo gdy Karolina nie chciała powiedzieć Maxowi, że jest w ciąży? Albo gdy Luiza udawała przed rodzicami zaginioną, aż zaczęli rozwieszać na słupach plakaty?
- Na mnie nic nie masz - zauważył Nath.
- Och, mam. I to najwięcej, że nie mam tutaj czasu ani ochoty wymieniać tej długiej listy.
- Po prostu się o ciebie martwimy - wtrąciła Karolina. - Sprawy zaszły za daleko. Nath powiedział nam, że w dzień premiery twojej piosenki pełna zapału pobiegłaś do Adama, by zdeklarować swoje uczucia, ale jakoś nic z tego nie wyszło.
- A potem przez ponad tydzień codziennie oglądała "Drogę Rozpaczy", łkając rzewnie i zajadając się lodami - podpowiedział młody piosenkarz, a Monika zmroziła go wzrokiem.
- Nie powinieneś był tego widzieć, ale ostatnio praktycznie u nas zamieszkałeś, więc wybacz, ale sam jesteś sobie winien.
- A dlaczego nikt mnie nie zaprosił na "Drogę Rozpaczy"? - obruszył się Tom. - Zawsze chętnie obejrzę dobry maraton.
            Wszyscy go zignorowali. Luiza odchrząknęła.
- Monia, chodzi o to, że tak dłużej być nie może. Musisz powiedzieć Adamowi, że chcesz z nim być, bo się wykończysz.
- A od kiedy to kobieta ma robić pierwszy krok? - prychnęła rudowłosa.
- Od kiedy jest tak uparta, że sto razy odrzuca zaloty, a potem wali focha, gdy nie nadchodzi ten sto pierwszy - zauważyła Madzia. - Nie możesz ciągle ryczeć nad maratonami horrorów i zajadać się lodami.
- Przytyjesz - dodał Tom, a Nath spojrzał na niego z dezaprobatą.
- Chodzi o to - przejął pałeczkę - że nie rozumiemy, co się stało. Wybiegłaś z mieszkania taka szczęśliwa i pełna zapału. A wróciłaś zrezygnowana i wypompowana. Nie powiedziałaś mu, że go kochasz, czy powiedziałaś, ale on dał ci kosza?
- To drugie jest niemożliwe. Przecież on ją kocha. - Luiza wywróciła oczami.
- Ale cierpliwość ma swoje granice. Nie zapominaj, że lata za nią od przyjazdu do Anglii, ale ona… - zaczął Nath, a Monika mu przerwała.
- Dziękuję wam za tę… troskę. Rzeczywiście poszłam do Adama, ale nie rozmawiałam z nim. Potrzebuję jeszcze trochę czasu.
- Litości! Miałaś go aż nadto! - uniósł się Tom.
- Najpierw chciałam zająć się sobą. Jutro mam spotkanie w wydawnictwie. Zapadnie decyzja, czy wydadzą moją powieść - wyznała.
            Zapanowało zamieszanie. Nie wszyscy wiedzieli o tej dobrej nowinie. Zaczęły się zarzuty, że Monika przemilczała sprawę, przemieszane z gratulacjami i uściskami.
- No, mam nadzieję, że książka ma odpowiednie szczęśliwe zakończenie - szepnęła przyjaciółce na ucho Luiza.
            Monika uśmiechnęła się.
- Przepraszam was za moje zachowanie ostatnimi czasy. Naprawdę jestem wdzięczna, że interweniujecie, kiedy trzeba. Tacy przyjaciele to skarb. Mimo iż bywacie niebywale upierdliwi…
            Nath roześmiał się i objął przyszłą szwagierkę ramieniem.
- My tylko chcemy, żebyś była szczęśliwa.
- Wiem. I dzięki. Mam nadzieję, że z czasem przestanę być taka straszna.
- Już prawie zupełnie się ciebie nie boję. W sumie to nawet cię lubię - wyznał Nathan.
            Monika uśmiechnęła się do niego.
- Cieszę się, bo ja ciebie w sumie też.

*

            Następnego dnia na godzinę dwunastą Monika była umówiona w wydawnictwie. Dopiero tam miała się dowiedzieć, czy rzeczywiście są zainteresowani wydaniem jej powieści, co chcą zmienić i jak to wszystko ma wyglądać. Była jednocześnie podekscytowana i podenerwowana. Ta dziwna mieszanka miała jedną zaletę - nie miała czasu myśleć o Adamie. Od rana krzątała się, żeby zajechać na miejsce na spokojnie i nieco wcześniej.
- Wszystko wzięłaś? - pytała Madzia, która wydawała się bardziej podniecona sprawą niż sama zainteresowana.
- A co niby miała wziąć? - prychnął Nath.
- Bo ja wiem? Nigdy nie wydawałam powieści, nie wiem! - odgryzła się chłopakowi nastolatka.
- Mam wszystko, choć niewiele potrzebuję. Rano dzwoniła do mnie kobieta z wydawnictwa, żebym zabrała wydruk powieści, bo mieli problem z serwerami i większość przesłanych materiałów im przepadła - wyjaśniła Monika i zaczęła do płóciennej torby upychać jakąś zadrukowaną ryzę papieru.
- Jezu… to ta epopeja? - spytała zaintrygowana Madzia.
- No, trochę się rozpisałam. Zobaczymy, co z tego przejdzie, jeśli w ogóle będą chcieli to wydać.
- Czuję się dziwnie, bo nawet nie wiem, o czym pisałaś.
- Dowiesz się, jak kupisz książkę.
- Ale to chyba nie autobiografia?
- Cóż… - Monika nerwowo poprawiła włosy. - Nie chcę mówić za dużo, żeby nie zapeszyć, ale inspirowałam się naszym życiem…
- Pięknie. Nie dość, że Tom stworzył na kanwie naszych losów swój horror, to jeszcze staniemy się bohaterami książki. - Nath przewrócił oczami, a Madzia się do niego przytuliła.
- Nie jest źle. Przeglądałam fora internetowe i mało osób dostrzegło analogie między bohaterami "Runa śmierci" a rzeczywistymi postaciami.
- Całe szczęście. Mam nadzieję, że jeśli wpisałaś nas do swojej książki, odpowiednio ukazałaś ogrom naszej miłości. - Nath pochylił się do swojej dziewczyny i pocałował ją w usta.
- Tak… nie wdawałam się w szczegóły. - Monika wywróciła oczami. - Opowiem wszystko, jak wrócę. Trzymajcie kciuki!
            Rudowłosa wybiegła, aby siostra i jej chłopak nie zatrzymywali jej dłużej. Na miejscu była już pół godziny przed czasem, ale uznała, że nie będzie wchodzić, bo byłoby to tak nieeleganckie jak spóźnienie. Przysiadła na schodach przed budynkiem i zaczęła przeglądać się w lusterku. Wyglądała dobrze, miała wszystko ze sobą… Pozostawało jej czekać.
            Szybko zaczęła żałować, że przyjechała tak wcześnie. Czas oczekiwania od razu w jej głowie wywołał natłok myśli o byłym chłopaku. Dlatego ucieszyła się, gdy zaraz potem rozdzwonił się jej telefon. Uśmiech zszedł jej z twarzy, gdy na wyświetlaczu ujrzała imię Erin.
- Czego ona może chcieć? - spytała sama siebie i odebrała.
- No nareszcie odebrałaś! - krzyknęła poirytowana kobieta w słuchawkę.
- Co się tak unosisz? Zrobiłam to już po pierwszym sygnale…
- Proszę, jaka arogancka! Ledwo skończyła staż, a już pokazuje prawdziwe oblicze - prychnęła Erin. - Ale nie mam czasu na uczenie cię manier. Musisz natychmiast przyjechać do hotelu Metropolitan. Tam, gdzie odbywało się after party po premierze tego kiepskiego horroru twojego znajomego.
            Monika odetchnęła ciężko.
- Przykro mi, ale jak sama zauważyłaś, skończyłam staż i nie tylko nie mogę przyjechać do Metropolitana. Ja po prostu nie chcę.
- Pięknie. Co Adam w tobie widział, pozostanie dla mnie zagadką na wieki. Musisz przyjechać, bo zapomniałaś wczoraj zgrać mi reklamy na przenośny dysk lub płytę. Potrzebuję też kilku kopii druków story boardów reklamowych, gdyby klienci chcieli coś zmienić. Przypominam ci, że firma Reebok jest…
- Nie mówiłaś, że mam ci zgrać reklamę, więc tego nie zrobiłam. Sama jesteś sobie winna, że się nie przygotowałaś.
- Ja jestem sobie winna? - prychnęła wyniośle Erin. - Być może. Ale za wszystko odpowie Adam. W końcu to kierował kampanią reklamową. To może go skreślić w branży. Nie wiem też, czy po takiej wpadce ktoś będzie brał go poważnie jako menedżera…
- Nie możesz się tym zająć? Jestem tak jakby… zajęta. - Monika głośno przełknęła ślinę.
- Och, uwierz, że ja zrobiłabym dla niego wszystko, ale nie mogę się stąd wyrwać. Jestem strasznie zajęta. Odpowiadam za wizerunek naszej agencji reklamowej i…. - Erin urwała jakby wyuczony monolog i nieco ciszej spytała najwyraźniej kelnera, czy przystawki, które serwuje zawierają orzechy, bo jest na nie uczulona.
            Monika zacisnęła pięści ze złości. Gdyby tylko nie chodziło o pomoc Adamowi, kazałaby Erin spadać na drzewo, ale w zaistniałej sytuacji, musiała wykonać jej polecenie.
- Ile chcesz tych kopii? - spytała oschło.
- Dziesięć, dla pewności - odpowiedziała słodko Erin. - I skoro jesteś zajęta, nie musisz wchodzić na bankiet. Zostaw materiały w recepcji, ja już się resztą zajmę.
            Tak, bo zrobisz wielką łaskę, prychnęła Monika. Rozłączyła się i zerknęła na zegarek. Niecałe pół godziny, tyle miała do spotkania w wydawnictwie. Agencja reklamowa była niedaleko, hotel kawałek dalej, ale jeśli się spręży, spóźni się tylko trochę na swoje umówione spotkanie.
            Biegiem puściła się na postój taksówek i prawie przewróciła parę staruszków, którzy próbowali wsiąść do jednego z samochodów.
- To sprawa życia i śmierci - wytłumaczyła się, a kierowcy podała adres agencji reklamowej.
            Spojrzał na nią podejrzliwie. Już chciała tłumaczyć, że musiała postąpić niegrzecznie, bo ma do załatwienia bardzo ważną sprawę, ale taksówkarz wyglądał na zainteresowanego raczej swoim odkryciem.
- Hej! Ja cię znam! To ty uciekłaś mi bez płacenia!
            Rudowłosa poczerwieniała po koniuszki uszu, przypominając sobie swoje pierwsze dni w Anglii. Co prawda jej dług został spłacony przez Joela, ale wstyd i poczucie winy pozostały.
- Proszę pana, przepraszam za tamto, ale czy możemy odłożyć osobiste urazy na bok? Dzisiaj ważą się moje losy, naprawdę nie mam czasu szukać innej taksówki - wyznała Monika.
- No nie wiem… - Taksówkarz pokręcił głową.
            Kiedy jednak dziewczyna z portfela wyciągnęła kilka banknotów o dużych nominałach i wcisnęła mu je z góry do ręki, oczy mu zaświeciły.
- Dla stałej klientki wszystko! - oświadczył z uśmiechem i wcisnął gaz do dechy.
            Nie wierzyła, że mężczyzna, przez którego już na samym początku swojej brytyjskiej przygody wpakowała się w tarapaty, teraz jej pomoże. Dobrze znał miasto i skróty, szybko dowiózł ją do budynku agencji reklamowej i zobowiązał się poczekać, aż załatwi sprawy.
- Nie wyłączam licznika! - zawołał za Moniką, gdy ta wbiegała do biura, by zgrać na pen drive'a reklamę i wydrukować materiały dla Erin.
            Dla Adama, poprawiła ją podświadomość. Robisz to dla niego. Myśli były pokrzepiające i dodały jej energii. Szybko uporała się z drukiem, film reklamowy był duży i stanowczo za długo się wgrywał, ale na szczęście i ten żmudny proces w końcu dobiegł końca, a Monika puściła się biegiem do taksówki. Czekała na nią, przez co odczuła ulgę. Kierowca ponownie wcisnął gaz do dechy i zawiózł ją do hotelu Metropolitan. Gdy wbiegała do recepcji, duży zegar wybijał dwunastą. Niemal rzuciła recepcjonistce materiały i przenośną pamięć. Jeśli taksówkarz jej nie wystawił, spóźni się maksymalnie piętnaście minut, co nie będzie zbyt dobrym pierwszym wrażeniem, ale da się zaakceptować. Zmachana i spocona wybiegła na ulicę. Z ulgą spostrzegła, że mężczyzna nadal parkuje przed wejściem do hotelu.
            W tej chwili nie liczył się fakt, że Erin przywłaszczy sobie zasługi za uratowanie sytuacji. Liczył się tylko czas. W tej chwili Monika goniła swoje marzenia i miała nadzieję, że wygra ten wyścig. Kierowcy taksówki rzuciła jeszcze na pożegnanie pięćdziesiąt dodatkowych funtów za pośpiech, podziękowała i wybiegła, taszcząc za sobą płócienną torbę.
            Do kobiety, z którą była umówiona dotarła w ostatniej chwili, zanim ta zrezygnowana opuściła swoje biuro. Całe szczęście, że hotel Metropolitan, w którym odbywał się bankiet agencji reklamowej był niezbyt daleko.
- To niewielkie spóźnienie mi nie przeszkadza, ale czy pani mi tu czasami nie zemdleje? - spytała pracownica wydawnictwa na widok rozczochranej Moniki, która zgięta w pół próbowała złapać oddech na progu jej biura.
- Dam radę. Czekam na tę chwilę… od lat - wydusiła rudowłosa.
- W takim razie zaczynajmy. Ma pani przy sobie wydruk powieści? Mam kilka uwag, które chciałabym z panią omówić…

            Tymczasem Erin z plikiem kartek i pendrivem w dłoni, które właśnie odebrała w recepcji, dobiegła do zdenerwowanego Adama, który chodził w tę i z powrotem przy barze.
- Mam wszystko! - obwieściła.
- Naprawdę?! Życie mi ratujesz! Jak ci się udało tego dokonać tak szybko? Zresztą, nieważne. Jesteś aniołem. - Brunet cmoknął swoją koleżankę z pracy w policzek.
- Nie takim znowu aniołem, bo będziesz musiał mi się za to odwdzięczyć. Może zapraszając mnie na randkę?
- Tak, pewnie. - Adam odetchnął z ulgą. Skoro Monika nie była nim zainteresowana, równie dobrze mógł dać szansę swojej koleżance z pracy, która ocaliła mu skórę.
            Ponownie podziękował Erin i przyspieszonym krokiem udał się do Bena, który obsługiwał zaplecze techniczne i miał się zająć projekcją reklamy.
- No nareszcie! - ucieszył się grubasek. - Ile można im stare reklamy puszczać?
- Wiem, przepraszam. Erin miała zadbać o zgranie naszego spotu, ale zapomniała. Na szczęście szybko pojechała do agencji i naprawiła błąd.
- Nie powiem do jakiej agencji by się lepiej nadawała, bo to by było nieeleganckie.
- Lepiej nie mów. W końcu uratowała mi skórę.
            Ben był bardziej podejrzliwy niż Adam.
- Piętnaście minut temu wcinała przystawki. Jak się dostała do naszego biura, wydrukowała to wszystko i zgrała ten plik? Teleportowała się? - prychnął złośliwie.
            Adam machnął ręką i wręczył kumplowi pen drive'a.
- Nieważne. Puść to na rzutniku, a ja zapowiem spot i rozdam… - Brunet zmarszczył brwi, kiedy złapał plik karter. - Co do…
            Ben zajrzał mu przez ramię.
- Na nasze story boardy reklamowe mi to nie wygląda - stwierdził. - Chyba ktoś inny uratował twój tyłek i coś mi mówi, że przez to nieźle wkopał sam siebie.
            Plik kartek, który trzymał Adam, był tym, który właśnie powinna wręczać w wydawnictwie Monika. Niestety przez pośpiech, w recepcji hotelu Metropolitan zostawiła wydruk swojej książki, a omyłkowo zabrała kilka wydrukowanych kopii reklamowych story boardów, przez co została odprawiona z kwitkiem. Adam wyciągnął z kieszeni telefon i próbował dodzwonić się do byłej dziewczyny, ale ta nie odbierała, więc wybrał numer jej siostry.
- Siksa? Gdzie Monika? - spytał spanikowany.
- Ma spotkanie w wydawnictwie, a co? Coś się stało? - zatroskała się nastolatka.
- Tak, omyłkowo trzymam w rękach wydruk jej powieści. Wyślesz mi adres wydawnictwa? Może zdążę jej go podrzucić.
- Ale w jaki sposób ten egzemplarz znalazł się u ciebie?
- Nieważne, nie mam czasu na tłumaczenia. Prześlesz mi adres.
- Tak, jasne. Ale Adam… - zaczęła Madzia, zanim jej menedżer się rozłączył. - Moja siostra jakiś czas temu poszła ci wyznać uczucia. Nie wiem, co się stało, że stchórzyła, ale… ona cię kocha.
- Dzięki, Siksa. - Brunet rozłączył się i spojrzał na Bena, który właśnie czytał ostatnią stronę powieści.
- "Melodia życia" - obwieścił kumplowi. - Niezły styl, ale urwane zakończenie. Chyba musisz jej pomóc je napisać.
            Adam pochwycił swoją torbę, wyrwał otyłemu kumplowi wydrukowany egzemplarz i wpakował go do środka.
- Teraz popędzisz do swojej rudej lisicy? - spytał Ben, zacierając ręce.
- Eee… no w sumie to tak. A ty musisz mnie zastąpić.
- Oszalałeś? Ja tu się zajmuję technologią, a nie rozmową z ludźmi. A już na pewno nie publicznymi przemówieniami.
- Dasz radę, Benny. W końcu to ty od dawna trzymasz firmę w kupie. - Adam pokrzepiająco poklepał przyjaciela po ramieniu, a ten, mile połechtany, dumnie wypiął pierś.
- W sumie masz rację. Zajmę się ty, a ty… - Sympatyczny grubasek musiał urwać, bo Adam już kierował się do wyjścia przyspieszonym krokiem, w nadziei, że uda mu się uratować skórę byłej dziewczynie.
            Wyjście z sali bankietowej zagrodziła mu Erin.
- A ty gdzie się wybierasz? Nie powinieneś zapowiadać reklamy? - spytała zdziwiona.
- Ben mnie wyręczy.
- Ben? On się do tego nie nadaje. Ty to zrobisz lepiej. Nie po to pędziłam do agencji, żeby…
- Ty pędziłaś, tak? - spytał podejrzliwie Adam, ściągając marynarkę i podając ją osłupiałej Erin. - I wszystko drukowałaś na miejscu?
- Oczywiście!
- Cóż, robiłaś to tak szybko, że dziwnym trafem zamiast story boardów wydrukowałaś powieść Moniki.
            Erin poczerwieniała i zaczęła się tłumaczyć.
- Co? Och, to na pewno jej wina, źle nazwała pliki, jest taka bezużyteczna…
- Daruj sobie. Dobrze wiem, że nigdzie stąd nie wychodziłaś. - Adam ściągnął krawat i przewiesił go Erin przez szyję. - Czy muszę wspominać, że nasz randka jest odwołana? - zapytał retorycznie i ruszył do wyjścia.
            Kobieta w złości krzyczała, że jest głupi i że on i Monika są siebie warci, ale już tego nie słyszał. Wyszedł na świeże powietrze i od razu poczuł się lepiej. Do hotelu przyjechał taksówką, a teraz jak na złość, nigdzie żadnej nie widział, ale jego wzrok padł na transport awaryjny. Kawałek dalej jakiś dziesięciolatek próbował przeskoczyć krawężnik na deskorolce.
- Niezły sprzęt - zagadnął Adam. - Ile za niego dałeś?
- Sto funtów - mruknął dzieciak.
- Kupię ją od ciebie za trzysta. Co ty na to?
- Pięćset.
- Wow, umiesz się targować.
- Widać, że jesteś zdesperowany. - Młodzian wzruszył ramionami, a Adam wzruszył ramionami i z portfela wygrzebał ostatnie banknoty, które mu podarował.
            Rozejrzał się jeszcze w poszukiwaniu taksówki, ale nadal żadna nie pojawiła się w zasięgu wzrok, więc ustawił sobie zakupiony od dzieciaka sprzęt, stanął na niego jedną nogą i zaczął podwijać rękawy białej koszuli.
- Umiesz w ogóle jeździć? - prychnął lekceważąco dziesięciolatek.
- Kiedyś byłem w tym niezły - pochwalił się Adam i sprawnie wskoczył na krawężnik, z czym dzieciak miał problemy, a następnie ruszył wzdłuż ulicy.
            Na deskorolce nie jechał od rozstania z Moniką, ale tego się nie zapominało. Zresztą miał motywację, musiał szybko zdążyć do wydawnictwa. Coś mu podpowiadało, że jego była dziewczyna przez roztargnienie pomyliła plik kartek z agencji z egzemplarzem swojej powieści i mogła przez to stracić szansę na jej wydanie. Przyspieszył, kiedy zerknął na elektroniczny zegar na sklepie elektronicznym i zorientował się, że nie ma czasu do stracenia.
            W głowie przewijał mu się natłok myśli. Magda powiedziała mu, w jakim celu Monika przyszła do niego w dzień premiery jej piosenki. Chciała wyznać mu uczucia. Więc dlaczego tego nie zrobiła? Zamierzał ją porządnie potrząsnąć, by się ogarnęła i wiedział już nawet, jakich słów użyje. Zeskoczył z deskorolki tuż przy wydawnictwie i zauważył swoją byłą dziewczynę na schodach.
- Kiedyś zostawisz gdzieś głowę. Po co dałaś się zmanipulować Erin i przybyłaś ratować agencję reklamową, w której już nie pracujesz?
            Wszystkie plany, które układał sobie w głowie, uleciały z wiatrem, kiedy Monika spojrzała na niego i zauważył, że płakała. W jednej chwili porzucił odkupiony od dzieciaka sprzęt i przysiadł na schodku koło niej.
- Przepraszam… ja… doceniam, że chciałaś ratować mi skórę i przywiozłaś ten filmik - spotulniał.
- Nie płaczę przez ciebie. - Monika wytarła łzy wierzchem dłoni. - Spóźniłam się i nie miałam ze sobą wydruku powieści, więc usłyszałam, że najwyraźniej nie biorę tego na serio i nici z wydania mojej powieści.
            Adam wyciągnął z torby plik kartek i podał go rudowłosej.
- Trochę późno, ale może to coś pomoże?
- Dziękuję, ale jest już za późno. Mogłeś zadzwonić. Opuściłeś przeze mnie swój ważny bankiet i to na marne.
- Nie, nie na marne. Zaraz tam pójdę i porozmawiam sobie z tym facetem, żeby dali ci jeszcze jedną szansę.
- To była kobieta.
- Tym lepiej! Roztoczę mój urok i jeszcze wydasz tę "Melodię życia".
            Monika się roześmiała i wydmuchała nos w chusteczkę.
- Beznadziejne, wiem. Co ja sobie myślałam? Że zostanę sławną pisarką? Nie nadaję się do tego.
            Drzwi do budynku się otworzyły i wyszła z niego elegancka kobieta w płaszczu, która minęła Monikę i Adama i przyspieszonym krokiem udała się do samochodu.
- To ta kobieta - westchnęła rudowłosa. - Sprowadziła mnie na ziemię.
            Brunet wystrzelił jak z procy. Pochwycił wydrukowany egzemplarz powieści i pobiegł za pracownicą wydawnictwa, którą dopadł, zanim wsiadła do swojego auta. Przerażona Monika pobiegła za nim.
- Proszę wybaczyć, ale wydaje mi się, że zbyt łatwo skreśla pani talenty - oświadczył na przywitanie.
- Słucham?
- To prawda, że Monika jest w gorącej wodzie kąpana, ale to czyni ją wyjątkową. Jest pełna pasji i poświęcenia dla przyjaciół. Spóźniła się na spotkanie z panią i przyniosła zły plik kartek, bo pomagała mi. Postawiła na szali swoje marzenia, żebym nie wpadł w tarapaty. I uratowała mnie, ale pogrążyła siebie. Nie powinna przez to stracić szansy. Ale nie proszę, żeby się pani nad nią zlitowała. Poświęcając chwilę czasu nie robi pani przysługi jej, ale sobie. Ta książka będzie bestsellerem, ręczę za to. - Adam wygłosił pochlebny monolog na cześć Moniki, która stała z tyłu, skulona w sobie.
            Kobieta wyglądała jednak na zaintrygowaną.
- Cóż, nie zaszkodzi dać młodej, pełnej pasji pisarce jeszcze jednej szansy - przyznała. - Dziś co prawda nie mogę zostać, bo jest sobota i moja córka ma występ w szkole baletowej, ale… zapoznam się z pani powieścią i umówimy się w przyszłym tygodniu na ponowne spotkanie. Co pani na to?
            Pracownica wydawnictwa spojrzała wyczekująco na Monikę, która pokiwała żywiołowo głową.
- Będę pani bardzo wdzięczna!
- Mam nadzieję, że to ja i wydawnictwo będziemy wdzięczni tobie, gdy już zarobisz dla nas krocie - roześmiała się kobieta i odebrała od Adama wydruk powieści Moniki. - Masz naprawdę dobrego menedżera - rzuciła, zanim wsiadła do samochodu.
            Monika roześmiała się przez łzy szczęścia i spojrzała na Adama.
- Tak, wiem.
            Kiedy auto pracownicy wydawnictwa zniknęło im z pola widzenia, Monika spojrzała na deskorolkę, która leżała porzucona przez Adama na schodach.
- Przyjechałeś tutaj tym? - spytała rozbawiona.
- Nie śmiej się! To nie lada wyczyn. Nie dość, że trudny i drogi, bo dzieciak zażądał za sprzęt pięćset funtów, to jeszcze romantyczny!
- Cóż, mój też do najłatwiejszych i najtańszych nie należał. Sporo zabuliłam za taksówkę.
- Czyli możemy uznać, że jesteśmy kwita? - zapytał ze śmiechem Adam. - A może chciałaś mi coś jeszcze powiedzieć?
- Ja? Nie…
- Nie? A myślałem, że podglądałaś mnie, kiedy grałem w kosza tydzień temu.
- Akurat przechodziłam obok, nic sobie nie wyobrażaj.
- W letniej sukience? Zimą? - spytał podejrzliwie Adam, zakładając ręce na piersiach.
- Yhm.
- A nie chciałaś czasami mi czegoś wyznać? Albo powiedzieć, że zainspirowałem cię do napisania kolejnego przeboju?
            Monika wywróciła oczami. Pociągnęła Adama za połacie koszuli, by wpić się w jego usta na dłuższą chwilę. Kiedy się od siebie oderwali, chłopak spojrzał na nią oczyma pełnymi miłości.
- Nie będzie w tym nic dziwnego, jeśli wydadzą twoją powieść. W końcu wreszcie nauczyłaś się pisać szczęśliwe zakończenia - oznajmił i ponownie ją pocałował, ignorując kuksańca, którego dała mu między żebra.
            Nie musiała mówić, że go kocha. Jej pocałunki mówiły same za siebie. Po latach wreszcie ponownie odnaleźli siebie.


13 komentarzy:

  1. W końcu! :D Romantycznie! :D Rozdział jest świetny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest świetny. Monia w końcu szczęśliwa; )

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana! Dałaś czadu. Monika i Adam w końcu razem! Ale po jakich przeżyciach, wypadkach losowych! No coś niesamowitego. I jeszcze Irene i Tony! Jejku dziewczyno, przez Ciebie dostanę zawrotów głowy od tych emocji! Niesamowicie zżera mnie ciekawość, kto stanie na ślubnym kobiercu?
    Twoje rozdziały nigdy nie będą za długie, mogą być i nawet po 100 stron w wordzie i tak przeczytam jednym tchem :)
    Życzę Ci weny na końcowy rozdział i epilog, który mam nadzieję się pojawi. Może być i nawet 200 stron w wordzie co mnie uszczęśliwi nawet :) Ale daj nam tyle ile zdołasz :)
    Pozdrawiam,
    Charlizell

    OdpowiedzUsuń
  4. NO W KOŃCU!!!
    Cudowny rozdział. I przepraszam, ze nie skomentowałam ostatniego. I chyba kilku poprzednich też...
    Świetnie to wymyśliłaś, zazdroszczę Ci takiego talentu. Jak ty wszyscy to robisz, że tak cudownie piszesz? To prawdziwe dzieło!
    Mam na dzieje, że w ostatnim rozdziale(epilogu) będzie ślub i ktoś się hajtnie! I BĘDĄ BACHORKI!! Znaczy się dzieci...
    Nie mogę się już doczekać.
    Do następnego!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    Jak nie będzie nowego, finałowego rozdziału w najbliższym czasie, to zrobisz nam prezent i postarasz się wstawić na 6 grudnia? :)
    Charlizell

    OdpowiedzUsuń
  6. kiedy w końcu dasz kolejny odcinek?

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej piękna tak się zastanawiam czy piszesz happy end? Bo już trochę nie było rozdziału, a ja naprawdę chce się dowiedzieć czy się ktoś hajtnie. XD
    Tak że tego daj jakiś znak czy coś. Bo nie dość,że się nie mogę doczekać to zaczynam się martwić czy wszystko jest okey. To już dwa miesiące, nie pamiętam takiej przerwy. :(

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej! Bardzo długo nie ma finałowego rozdziału. Czy się kiedyś pojawi? Odezwij się :)
    Pozdrawiam
    Charlizell

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeśli jeszcze chcecie to czytać, to się postaram i wstawię ostatni rozdział :)
    Ostatnio nie miałam czasu, usprawiedliwię się, dodając posta.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dawaj, dawaj :D Czekam na to bardziej, niż na premierę książki mojej ulubionej autorki :)

      Usuń
    2. omg tak, dodaj jak najszybciej:(

      Usuń
  10. To kiedy następny?

    OdpowiedzUsuń
  11. Jasne, słonko, że chcemy ten ostatni rozdział.
    Przecież nasze czekanie nie może pójść na marne :)
    Madeleine

    OdpowiedzUsuń

Blog List