Dziękuję za komentarze!
Ciąg dalszy rozdziału 99 wstawiam, póki mam czas. Dość długi, ale mam nadzieję, że przebrniecie. Nie wiem, czy czeka nas jeszcze jeden (setny) rozdział, czy pokuszę się też o epilog. Czas i wasze komentarze o tym zadecydują.
Pozdrawiam :)
- Jutro macie pracowity dzień -
oświadczył Adam, kiedy kolejnego dnia odwoził Wredne zalotki z ćwiczeń
wokalnych z brytyjską Elą Zapendowską, której nazwiska Madzia nadal nie
potrafiła wymówić.
- Ostatnio każdy jest pracowity -
zwróciła uwagę menedżerowi, który pokiwał głową.
- Rzeczywiście. Niebawem premiera
waszego albumu. Kto by pomyślał, że przejdziemy razem taką drogę?
- Właściwie to ja - zauważyła
Alex. - Od początku wiedziałam, że będziemy wielkie. Myślałam tylko, że
będziemy musiały wziąć udział w "X Factorze", by tego dokonać.
- Jeszcze nie jesteśmy wielkie.
Co najwyżej duże - odezwała się ze śmiechem Kathy. - Oprócz Mai, bo ona jest
taka niska…
- Hej! - obruszyła się wspomniana
dziewczyna. - Irene i Maggie też do gigantów nie należą!
- Ale one czasami założą obcasy i
wyglądasz przy nas… - zaczęła Alex, ale Maja rzuciła jej takie mordercze
spojrzenie, że nie dokończyła.
- Zabrakło ci języka w gębie czy
boisz się, że znowu będziemy ci docinać o Rickym?
- Hej! Bez takich! Miałyśmy
honorowy zakład!
- Jaki zakład? - spytała cicha
dotąd Irene, a Madzia niemal uderzyła się otwartą dłonią w czoło.
Nie
powiedziały przyjaciółce, że na after party po premierze filmu Toma założyły
się, czy z niej i Tony'ego jeszcze będzie coś więcej niż tylko para dobrych
przyjaciół. Alex obstawiała, że nie ma dla nich szans i w przypadku wygranej
miała już nigdy nie usłyszeć docinków na temat Ricky'ego Marksa, który od
długiego czasu robił do niej maślane oczy. Jeśli rację miałaby reszta
dziewczyn, która nie stawiała pary "Irony" na straconej pozycji, Alex
miała się z Rickym umówić na randkę. Zakład utknął w martwym punkcie, bo Wredne
Zalotki i MKTO zajmowali się swoją karierą, a Irene i Tony nie spędzali ze sobą
zbyt wiele czasu.
- Ona tak tylko mówi… - zaczęła
tłumaczyć przyjaciółki Madzia. - Zresztą, pewnie źle usłyszałaś przez te
ćwiczenia z kształcenia słuchu i…
- To źle usłyszałam czy Alex tak
tylko palnęła? O co chodzi? - Irene zaczęła się rozglądać po przyjaciółkach,
które straciły rezon i nie wiedziały, co powiedzieć.
Uratował
je Adam i to o dziwo, mówiąc prawdę.
- Wiesz, one po prostu nadal mają
nadzieję, że z ciebie i Tony'ego coś będzie.
- Ale my jesteśmy przyjaciółmi…
- Powiedz to jemu.
Madzia
pacnęła menedżera, gdy ten zdradził, że Tony'emu od jakiegoś czasu zależy na
Irene bardziej niż na przyjaciółce. Szatynka nie zdradziła jednak, czy ta
wiadomość ją ucieszyła czy zasmuciła. Poprawiła tylko oprawki okularów, które
zjechały jej po nosie.
Maja
wyglądała na zirytowaną.
- I co? Nic nie powiesz?
- A co mam powiedzieć?
- Daj jej spokój - stanęła w
obronie przyjaciółki Alex. - Tony jej się nie podoba. Już nie. Dajcie sobie z
tym spokój, bo pomyślę, że chcecie coś wymusić na Irene po to tylko, bym ja
przegrała zakład i musiała iść na randkę z Rickym.
- Tak, a ciebie to boli najbardziej,
bo bardziej niż o Irene martwisz się o to, że tak naprawdę spodobał ci się ten
cały Marks, ale oszukujesz się, że masz szansę z Liamem i… - wymieniała Maja.
- Wcale mi się nie podoba!
Alex
i Maja zaczęły się przepychać słownie. Kathy i Madzia próbowały je uspokoić,
ale szło im marnie. Adam zajęty zerkaniem do tyłu prawie stracił panowanie nad
autem, ale udało mu się opanować pojazd, zanim doszło do wypadku. Zdając sobie
sprawę, że Irene się nie odzywa, dziewczyny się uspokoiły i spojrzały na przyjaciółkę,
która ciężko oddychała.
- Irene… wszystko dobrze? -
zatroskała się Madzia.
- Strasznie mnie kłuje… tutaj… -
wydyszała Irene, wskazując na serce.
- Jezu, ma zawał! Jadę do
szpitala! - wrzasnął spanikowany Adam.
- Nie, nie… zaraz mi przejdzie… -
zapewniła Irene.
- Skąd możesz to wiedzieć?! -
uniosła się Maja.
- Bo to nie… pierwszy raz…
- CO?!
Adam
zjechał z drogi i zaparkował. Odwrócił się w stronę podopiecznej, która głęboko
odetchnęła.
- Już w porządku - oświadczyła. -
Mówiłam, że zaraz mi przejdzie.
- I mówisz to z takim spokojem?!
To mogą być stany przedzawałowe albo jakieś inne badziewie! - krzyknęła Alex.
- Nie wrzeszcz na nią, bo znowu
dostanie zawału! - nakazała Maja.
- Obie się zamknijcie! -
wydzierała się Kathy.
Madzia
ukryła twarz w dłoniach, a kiedy jej przyjaciółki się uspokoiły, kiedy Adam
zwrócił im uwagę, przeniosła wzrok na Irene, która pustym wzrokiem wpatrywała
się przed siebie.
- To nie przelewki. Musisz iść z
tym do lekarza, skoro to nie był pierwszy raz.
- Też myślisz, że miałam jakiś
stan przedzawałowy?
- Nie, ale ze zdrowiem nie ma
żartów.
- W porządku, pójdę do lekarza.
Ale nie jutro. Mamy sesję zdjęciową od rana, a potem wywiad u Alana Carra.
Przecież na taki przełom dla kariery długo czekałyśmy i… - Irene urwała, widząc
spojrzenie przyjaciółek. Widziała, jak bardzo się o nią troszczą. Z całą
pewnością zrezygnowałyby z sesji oraz wywiadu i występu w programie rozrywkowym
znanego komika, żeby tylko nic się nie stało. Ona jednak nie chciała ich
zawieźć. - Obiecuję, że pojutrze pójdę na badania.
- A ja tego dopilnuję -
oświadczył Adam. - Przyjadę po ciebie z rana i w razie potrzeby wyciągnę cię
siłą, bo inaczej odłożysz bezterminowo.
Dziewczyna
nic nie odpowiedziała. Wróciła do domu, podobnie jak reszta Wrednych Zalotek.
Spotkały się następnego dnia na planie sesji zdjęciowej do poczytnego magazynu.
W studio musiały stawić się już o szóstej, mimo iż sesja zaczynała się o
jedenastej. Do tego czasu dorwały się do nich stylistki i fryzjerzy.
- Twardy orzech do zgryzienia -
stwierdził fryzjer, stereotypowy gej, który stanął nad Irene. - Zawsze włosy
wywijają ci się we wszystkie strony?
- Od urodzenia - odpowiedziała z
przekąsem dziewczyna.
- Myślałaś o jakimś zabiegu
keratynowym?
- Bardziej o zgoleniu się na
łyso, ale to by nie wyszło na dobre zespołowi.
- Coś poradzimy - oświadczył
mężczyzna i odszedł dokonać oględzin reszty dziewczyn.
Od
początku kariery we Wrednych Zalotkach fryzjerzy, którym przyszło się zajmować
Irene, zawsze główkowali, co takiego zrobić z jej włosami. Maja nie miała
łatwiej.
- Jezu, co to jest?! - krzyknął
fryzjer, kiedy młoda Polka ściągnęła czapkę, ukazując sterczące na cztery
strony świata włosy, ni to proste, ni kręcone.
- Tak wygląda sauté - chichotała
z siedzenia obok Alex.
- Ja ci zaraz dam…
Dalsze
słowa utonęły w morzu krzątaniny na planie zdjęciowym. Irene chciała pogrążyć
się w rozmyślaniach, zanim fryzjer weźmie ją w obroty, ale dołączyła do niej
Madzia.
- Czy każdy artysta to gej? -
spytała ze śmiechem, a przyjaciółka jej zawtórowała.
- Na to wygląda.
- A jak się dzisiaj czujesz?
- Dobrze, tylko trochę mi
niedobrze. Ale to wszystko przez perspektywę zabiegów, którym zaraz nas
poddadzą.
- Ja tam lubię, jak mnie
dopieszczają.
- Ale wolisz, gdy robi to Nath.
- To się rozumie… - nastolatka
zachichotała na wspomnienie swojego chłopaka, ale zamilkła, kiedy zdała sobie
sprawę, że Irene się w nim kiedyś podkochiwała. - Przepraszam, że o tym
wspominam z taką beztroską. Teraz, kiedy stwierdziłaś, że Tony ci się nie podoba,
czy…
- Wróciłam do wzdychania do
twojego chłopaka? - dokończyła Irene. - Nie, spokojnie, nic z tych rzeczy. Jest
naprawdę spoko.
- Na pewno? - Madzia zmrużyła
oczy w małe szparki i przyjrzała się przyjaciółce, która przytaknęła.
- Tak, dobrze mi samej. Jestem
zadowolona.
- Wolałabym, żebyś była
szczęśliwa.
Dalszą
rozmowę przerwało pojawienie się fotografa, który obwieścił Madzi, że teraz
musi tutaj trochę poczarować nad niesfornymi włosami jej przyjaciółki, więc
odłożyły rozmowę.
Sesja
minęła bez większych niespodzianek, choć dziewczyny i Adam (który pilnował
swoich podopiecznych) cały czas pytali Irene, czy dobrze się czuje. Kiedy po
raz setny menedżer spytał, czy wszystko w porządku, dziewczyna się zirytowała.
- Poprawiam tylko dekolt, nie łapię
się za serce, jeśli o to ci chodziło.
- Po prostu się martwię. - Adam
wzruszył ramionami.
- A nie powinieneś być w agencji
reklamowej? Ostatnio coraz więcej czasu spędzasz z nami i doceniamy to, ale nie
zapominaj, że masz jeszcze pracę tam. I to na pełen etat.
Brunet
machnął ręką.
- On po prostu nie chce wpaść na
moją siostrę - szepnęła Madzia Irene, ale Adam, mimo wysiłków, nie dosłyszał
jej słów.
W
końcu westchnął zrezygnowany.
- W sumie powinienem pojawiać się
w pracy częściej, mimo iż kończy mi się umowa. Po tym jak podwiozę was do
studia na wywiad, pojadę tam trochę popracować.
- Powinieneś. I to nie tylko ze
względu na kontrakt, ale ze względu na twoją dziewczynę - stwierdziła Madzia.
- Kogo? Erin? - roześmiał się
Adam. - To nie jest moja dziewczyna, byliśmy tylko na jednej randce w teatrze,
niemal wieki temu. Skąd pomysł, że się spotykamy?
- Tak tylko pytam… Na premierę
filmu Toma też ją zabrałeś, więc wywnioskowałam… no wiesz.
- Nie chciałem iść sam.
- Och, w takim razie… w porządku.
- Madzia się zadumała.
Skoro
były chłopak jej siostry nie spotykał się z wredną Erin, była jeszcze nadzieja.
Z Nathem od dawna próbowali wymyślić sensowną okazję, by zrazić Adama do
pracownicy agencji reklamowej, ale być może wcale nie musieli tego robić? Może
nie spotykał się z nią, bo nadal czuł coś do Moniki? Nastolatka powstrzymała
się, by nie chwycić od razu swojego telefonu i nie zatelefonować do siostry z
dobrą winą. Teraz musiała skupić się na swoim zespole.
Sesja
zdjęciowa dobiegła końca. Adam zawiózł dziewczyny do studia telewizyjnego,
gdzie miały udzielić wywiadu Alanowi Carrowi, a potem zaśpiewać swój pierwszy
hitowy singiel. Menedżer wypytał jeszcze Wredne Zalotki, czy sobie poradzą, a
kiedy zapewniły go, że tak, pojechał do agencji reklamowej.
Madzia
spojrzała na zegarek. Jej siostra również mogła być na miejscu! Postanowiła
napisać jej w wiadomości, że Adam nie spotyka się Erin i zachęcić do działania.
Nie zdążyła wstukać w telefon treści, bo przyszedł kierownik produkcji, który
zaczął instruować Wredne Zalotki, jak będzie wyglądać ich telewizyjny występ.
Sprawa siostry po raz kolejny musiała poczekać.
Próba
występu była udana i dziewczyny brzmiały dobrze. W przerwie przed wywiadem,
kiedy Alan Carr omawiał z nimi w skrócie konspekt wywiadu, Madzi udało się
wreszcie wysłać sms do siostry.
- I wtedy zapytam, jak tam sprawy
w waszych serduszkach… - kontynuował mężczyzna. - Zapytam oczywiście o Nathana
Sykesa i One Direction, ale też o MKTO…
Alan
nie zdążył dokończyć zdania, bo Irene grzmotnęła z hukiem o ziemię. Kathy jako
pierwsza rzuciła się do przyjaciółki. Madzia, Maja i Alex dołączyły do niej po
chwili. Komik wydawał się skonsternowany.
- Zemdlała jak wspomniałem o One
Direction… Czy czasami nie jest z którymś z nich w ciąży?
Nikt
nie skomentował głupiej uwagi mężczyzny. Alex dzwoniła po pogotowie, Maja
krzyczała, żeby ktoś im pomógł, a Madzia i Kathy próbowały ocucić przyjaciółkę.
Wszystko wskazywało na to, że ignorowane problemy zdrowotne miały się teraz
odbić na Irene.
Piętnaście
minut później bowiem dziewczyna się ocknęła, kiedy przyjechała karetka. Była
jednak tak blada i słaba, że jedynym rozwiązaniem było natychmiastowe zabranie
jej na badania. Wredne Zalotki nie mogły zabrać się z nią karetką, więc złapały
taksówkę. Po drodze Madzia zadzwoniła do Natha, który przybył do szpitala
najszybciej, jak to było możliwe.
Po
dwóch godzinach stresu, badań i niepewności, przyjaciółki wreszcie mogły
zobaczyć się z Irene. Leżała na szpitalnym łóżku blada i słaba, ale na ich
widok się uśmiechnęła. Nath trzymał się na uboczu, by dać im trochę
prywatności.
- Twoi rodzice są poza miastem,
dojadą dopiero późnym wieczorem… - poinformowała przyjaciółkę Alex.
- Mama pewnie dostanie zawału… -
westchnęła Irene.
- Nie mów słowa
"zawał"! - pouczyła Maja. - Nie zapeszaj!
- Nie miałam zawału, spokojnie -
zapewniła rekonwalescentka. - Choć to wszystko przez moje serce. Znaczy nie,
nie chodzi o żadne "uczucia wyższe". Po prostu od jakiegoś czasu
coraz częściej miałam te uczcie kłucia w klatce piersiowej. I zdarzały mi się
nudności. To prawda, że bagatelizowałam sprawę. No ale skoro już tu trafiłam
przymusowo, zrobili mi EKG, zbadali ciśnienie i krew.
- I…? - ponagliła Madzia.
- Wasza przyjaciółka ma zbyt dużo
obowiązków i zobowiązań na głowie - wyjaśnił lekarz, który właśnie wszedł na
salę. - Stres i deprywacja snu powodowały bóle w klatce piersiowej, a także
były bezpośrednią przyczyną omdlenia. Wiem, że miałyście mieć występ w
telewizji, ale gorąco zalecam, żeby Irene zrobiła sobie co najmniej kilka dni
wolnych, by odpocząć.
- Więc to wszystko ze zmęczenia?
- spytała zszokowana Maja. - Myślałam, że ona umrze na zawał!
- Nie, spokojnie. To nic z tych
rzeczy, choć stresu i natłoku zajęć też nie należy lekceważyć. Długotrwały może
nie tylko prowadzić do chorób serca, ale i chorób wrzodowych i wielu innych.
- Myślałam, że nauczanie domowe
będzie dla ciebie mniej stresujące - zauważyła Madzia, a Irene wzruszyła
ramionami.
- Nauczanie może i domowe, ale
ona i tak udziela się w szkole. Zagląda na kółko teatralne i pilnuje spraw
samorządu uczniowskiego. Są też oprócz tego lekcje gry na instrumentach. Że już
o jej zajęciach językowych nie wspomnę. Nie wiedziałam nawet o istnieniu tylu
języków, ile ona się uczy. - Maja wywróciła oczami.
- Nie przesadzaj - poprosiła
Irene.
- Ona nie przesadza. Wredne
Zalotki to tylko wierzchołek góry lodowej. Wzięłaś na swoje barki stanowczo
zbyt dużo - oznajmiła Madzia i położyła przyjaciółce rękę na ramieniu.
- Nie bądź dla niej taka miła!
Nie zapominaj, że ta uparta koza nie chciała iść do lekarza! - warknęła Alex.
- Wiem, nie powinnam lekceważyć
zdrowia. - Irene spotulniała. - To już się więcej nie powtórzy. Odpocznę i będę
jak nowa. Tylko że przegapimy nasz występ…
- Przestań, twoje zdrowie jest
najważniejsze - zapewniła Kathy. - I tak nie wiem, czy ten wywiad wyszedłby nam
na dobre.
- Pewnie nie - westchnęła Maja. -
Mieli w końcu pytać o sprawy sercowe, a ja i Irene nie mamy się czym pochwalić.
- A ja niby mam? - spytała Alex.
- Ty masz Ricky'ego.
- Przestań wspominać o tym
matole!
Lekarz
odchrząknął, subtelnie przypominając o swojej obecności. Dziewczyny uspokoiły
się i wysłuchały jeszcze jego zaleceń. Obiecał wypisać Irene do domu już
następnego dnia, jeśli wszystko będzie w porządku, ale zapowiedział, że musi
zrobić sobie przerwę od zespołu, jeśli nie chce zepsuć sobie zdrowia na dłużej.
Recepty miał wręczyć rodzicom dziewczyny, gdy ci się pojawią. Rzucając
pokrzepiający uśmiech swojej pacjentce, wyszedł, zostawiając Wredne Zalotki i
Natha z Irene.
- Cóż, wypadałoby poinformować
naszego menedżera o twoim stanie - stwierdziła Maja. - Zadzwonię do niego, bo
nam nie daruje, jeśli nie damy mu znać.
Madzia
pokiwała głową. Wysłała do siostry wiadomość o tym, że Adam nie spotykał się z
Erin, ale nie dostała żadnej odpowiedzi. Miała nadzieję, że to oznacza, że jej
siostra poczyniła krok w stronę byłego chłopaka i że znowu się zejdą, a do
szpitala przyjadą razem.
- W takim razie ja zadzwonię do
wytwórni. Niech wiedzą od razu, że Wredne Zalotki idą na urlop. - Alex wyszła w
towarzystwie Mai.
- Oby się nie pozabijały -
westchnęła Kathy.
- Dopilnuję tego - zobowiązał się
Nath. - Nie będę ci przeszkadzał, musisz wypoczywać.
- I jeść! - dodała Kathy. - Kupię
ci w automacie czekoladowy baton, to na pewno postawi cię na nogi.
Kathy
z Nathem również opuścili szpitalną salę, w której została tylko Irene i
Madzia. Zapanowała chwila ciszy.
- Irene… - odezwała się nieśmiało
jej przyjaciółka.
- Tak?
- Czy ty zemdlałaś, bo Alan
wspomniał o MKTO?
- Nie… - zaprzeczyła Irene, ale
na jej pobladłą twarz wystąpił rumieniec.
- Wiesz, ja nie jestem z tych, co
będą cię naciskać, ale jeśli jednak twoje zauroczenie Tonym nie przeminęło
zupełnie, nie udawaj. Wykończysz się nie tylko natłokiem zajęć, ale i
nieustannym wystrzeganiem się własnych uczuć. Chociaż wobec siebie powinnaś być
szczera. Mam wrażenie, że serce boli cię nie tylko w sensie fizycznym. Nie
zamieniaj się w moją siostrę i nie odgradzaj się grubym murem od miłości.
Irene
nic nie odpowiedziała, tylko pokiwała głową. Madzia nie wiedziała, czy
przyznaje jej tym rację, czy informuje, że wzięła sobie radę do serca. W ciszy
posiedziały, aż nie wrócili pozostali. W większym gronie zrobiło się weselej.
Irene czuła, że napięcie powoli z niej uchodzi i rozluźniła się na tyle, by
żartować z przyjaciółmi.
Adam
przybył do szpitala zaniepokojony jakieś pół godziny później.
- Następnym razem, jak nawet
wspomnisz o bólu głowy, od razu zawiozę cię na oddział ratunkowy - obwieścił,
całując podopieczną w czoło.
- Nie chciałam was zawieść… To
miał być ważny krok dla zespołu i…
- Zespół ma się dobrze i bez
występu u tego pajaca - zapewnił Adam. - Najważniejsze jest teraz twoje
zdrowie.
- Najbardziej martwi mnie, że u
tego "pajaca" zgubiłam kolczyk - oświadczyła. - A to był mój
ulubiony.
Wszyscy
się roześmiali. W tym momencie do sali wpadł jak z procy Tony, który wyhamował
z długim ślizgiem po szybkim sprincie przez korytarz. Odbił się od framugi,
pisnął z bólu i przewrócił się na Natha, który odchrząknął znacząco.
- Stary… pochlebia mi, że na mnie
lecisz, ale mam dziewczynę - obwieścił były piosenkarz The Wanted, a Tony
spalił buraka i podniósł się do pionu.
- Cześć - przywitał się. - Ty
żyjesz.
Irene
zmarszczyła brwi.
- Myślałeś, że umarłam?
- Cóż… nie… znaczy… miałem
nadzieję, że nie…
Zapanowała
niezręczna atmosfera. Nath stwierdził, że napije się kawy, co podłapała Madzia.
Kathy nagle wyraziła chęć zatelefonowania do swojego chłopaka, Sama, a Maja
wyciągnęła Alex niemal za szmaty, żeby Irene została z Tonym sama. Najdłużej z
wyjściem z sali ociągał się Adam. Madzia, orientując się, że menedżer Wrednych
Zalotek nie załapał ich niezbyt subtelnych iluzji, ponownie wkroczyła do sali.
- Rozmawiałeś z moją siostrą? -
spytała bruneta.
- Nie. Po co miałbym to robić? -
zdziwił się i dopiero wtedy dotarło do niego, o co nastolatce chodzi.
Przeprosił
Irene i jej gościa i wyszedł na korytarz, odbierając cichą burę od swojej
podopiecznej.
Kiedy
pacjentka została z Tonym sama, odchrząknęła.
- To skąd pomysł, że umarłam? -
spytała, by rozładować napięcie.
- Och, zwykłe niedopowiedzenie.
Przyjechałem do studia, żeby zobaczyć wasz pierwszy wielki występ w telewizji.
Powiedzieli mi, że nie wystąpicie, bo jedna z was miała zawał i w stanie
krytycznym została zabrana do szpitala. Kiedy spytałem, która, asystentka
produkcji poinformowała mnie, że nie rozróżnia waszych imion, ale że ta, która
zgubiła kolczyk. I podała mi to. - Tony zamachał w powietrzu kolczykiem, który
Irene zgubiła, a po chwili położył go jej na ręce. Dziewczyna miała nadzieję,
że szybko wypuści jej dłoń, ale chyba nie zamierzał tego robić. - A ja od razu
rozpoznałem te kolczyki i spanikowałem. Biegłem tutaj ze studia, bo bałem się,
że rozbiję się gdzieś autem, gdy do niego wsiądę.
- Biegłeś tutaj całą drogę? -
spytała zszokowana Irene.
- Tak. Dlatego wyglądam jak
przeżuty i wypluty.
- Wyglądasz dobrze. - Dziewczyna
roześmiała się melodyjnie.
- Cóż, mam dobrą kondycję. Ale
najwyraźniej kiepski wzrok, bo o tej godzinie jest już ciemno i dopiero trzy
ulice za szpitalem zorientowałem się, że go minąłem. A stamtąd to już
przyjechałem autobusem, bo myślałem, że płuca wypluję, jeśli zrobię jeszcze ze
dwa kroki.
Irene
wpatrywała się w chłopaka z zaintrygowaniem i rozbawieniem.
- Dziękuję, że przyniosłeś mi
kolczyk.
- Musiałem! To przecież twoje
ulubione. Ale nie dlatego go przyniosłem. I tak bym przyszedł. I nie dlatego,
że myślałem, że jesteś w ciężkim stanie. Bo nie jesteś, prawda? - Chłopak
spojrzał wyczekująco na Irene, która pokręciła głową.
Był
taki uroczo nieporadny, że nawet przed sobą nie mogła dłużej udawać. Nadał była
nim zauroczona, od momentu, w którym uratował ją na balu walentynkowym. Na
wspólnej trasie koncertowej przekonała sama siebie, że uroiła sobie uczucie,
ale było ono tak prawdziwe jak fakt, że bez okularów nie widziała na odległość
dalszą niż trzydzieści centymetrów. Rzeczywiście zbudowała wokół siebie mur.
Zawsze myślała, że potrzebuje kogoś, kto swym szaleństwem zrównoważy jej
praktyczność, a Tony wydał się zbyt normalny, miły i dobry. Zbyt bezpieczny.
Teraz zdała sobie sprawę, że nie mogła liczyć na bardziej szaloną deklarację
uczuć niż bieg przez miasto, by dotrzeć do niej do szpitala.
Tony
nadal trzymał ją za rękę, w którą włożył jej znaleziony kolczyk. Czuła, jak
krew pulsuje mu w nadgarstkach, albo nadal była wzburzona po przymusowym biegu,
albo ona tak na niego działała. Uśmiechnęła się delikatnie, kiedy zdała sobie
sprawę, że mur, którym ogrodziła swoje serce, właśnie runął. Tony puścił jej
dłoń, wziął kolczyk i zmieniając oczy w małe szparki, założył go jej z
delikatnym uśmiechem.
Nie
miała okularów, więc dopiero kiedy tak się nad nią pochylał, widziała go
wyraźnie.
- Wolę, kiedy jesteś blisko -
powiedziała i szybko pożałowała tych słów, bo zatkała sobie usta ręką. Tony się
roześmiał, a ona zaczęła się tłumaczyć. - Znaczy wolę, bo lepiej widzę.
Normalnie, gdy mam okulary, wolę cię daleko. Znaczy nie jakoś super daleko,
tylko w granicach przyzwoitości. Jakiś metr ode mnie.
- Na szczęście teraz nie masz na
sobie okularów, więc pozwolisz, że zostanę przez chwilę blisko ciebie -
poprosił Tony. - Chciałbym czegoś spróbować i mam nadzieję, że nie roześmiejesz
mi się w twarz, kiedy to zrobię.
Irene
nie zdążyła zapytać, o co takiego mu chodzi, bo przysunął się do niej i
przycisnął swoje wargi do jej warg, a ona poczuła, jakby jej serce zaczęło
stepować ze szczęścia. Oddała pocałunek, delikatnie i nieco niepewnie. Choć
jednego była pewna, spodobało jej się to uczucie i chciała, by trwało jak
najdłużej. Niestety, kiedy wargi Tony'ego zaczęły muskać jej wargi bardziej
zdecydowanie, maszyna, do której nadal była podłączona, zaczęła niemiłosiernie
pikać. Młodzi odskoczyli od siebie, do pomieszczenia zbiegli się lekarz i dwie
pielęgniarki, a Tony odskoczył od łóżka pacjentki jak oparzony. Kiedy w progu
stanęli zaniepokojeni Madzia i Nath, Irene próbowała nieudolnie tłumaczyć, że
to nie choroba serca wywołała pikanie maszyny.
- Coś mi się wydaje, że ten
sprzęt zarejestrował rodzące się uczucie - szepnął Madzi na ucho Nath, kiedy ta
próbowała rozeznać się w sytuacji.
- Obyś miał rację. Po minie
Tony'ego nie mogę rozeznać się, czy jest przeszczęśliwy, zażenowany czy
przerażony, że mógł niechcący zdenerwować Irene.
- Wydaje mi się, że jego twarz
wyraża teraz wszystkie z tych trzech rzeczy.
- Mam jednak nadzieję, że
najwięcej jest tej pierwszej - oznajmiła Madzia, a Nath przytulił ją mocno do
siebie.
- Jestem przekonany, że tak jest
- zapewnił.
Lekarz
właśnie odwieszał sobie stetoskop na szyję i wydawało się, że wszyscy
odetchnęli z ulgą. Po chwili Tony i Irene zaczęli się śmiać. Uspokojony
personel medyczny wyszedł z sali, a członek MKTO ponownie przysiadł na brzegu
łóżka pacjentki. Żadne z nich zdawało się nie dostrzegać, że na progu stoi para
ich przyjaciół. Tym razem chłopak nie pocałował dziewczyny, w obawie, że znowu
zleci się tu pół szpitala. Złapał ją za rękę i delikatnie ją gładził, zanim od
wejścia nie rozległy się słowa Mai.
- Kuźwa, nareszcie! Alex! Dzwoń
do Ricky'ego! Czeka cię randka!
Polka
pobiegła poinformować swoją przyjaciółkę, że najwyraźniej przegrała zakład.
Tony i Irene oderwali od siebie wzrok i przenieśli go na Madzię i Natha, którzy
stali w progu.
- Widzę, że odnalazł się twój
kolczyk - zagadnęła przyjaciółkę Madzia.
- Tak, Tony go przyniósł.
- Więc zapewne teraz czujesz się
lepiej?
- Mam dziwne przeczucie, że z
moim sercem od teraz będzie wszystko w porządku - wyznała Irene i spojrzała na
Tony'ego, który rzucił w jej stronę szeroki uśmiech.
- Już ja się o to postaram -
zapewnił i wszyscy roześmiali się do taktu z wrzaskiem Alex, który dobiegał z
korytarza.
Zakład
to zakład, a wszystko wskazywało na to, że ona przegrała go z kretesem. Nie
należało bowiem skreślać pary "Irony". Mury wokół serca Irene bowiem
runęły, zostawiając fundamenty pod nowe wspaniałe uczucie, które rozpierało jej
serce i sprawiało, że nigdy nie czuła się szczęśliwsza jak w tej chwili,
otoczona przyjaciółmi i Tonym, wpatrzonym w nią jak w obrazek.
*
- Wstawaj! No wstawaj! -
ponagliła starszą siostrę Madzia.
Monika
uniosła jedną powiekę zaspana.
- Zlituj się. Wczoraj jak Adam
zmył się z pracy, by pojechać do szpitala, Erin wpadła w szał i kazała mi
segregować stare dokumenty. Wszystko mnie boli.
- Kiedy musisz wstać! W radiu
puszczają twoją piosenkę! - ekscytowała się nastolatka.
- Wierz lub nie, znam ją na
pamięć.
- Och, Monia! No wstawaj!
Rudowłosa
nie zamierzała się ruszać. W tej chwili nie interesowało jej nawet, że w
drzwiach jej pokoju stał rozbawiony, oparty o framugę Nath.
- Idź, zrób chłopakowi śniadanie
- poprosiła. - Bo nie będzie chciał więcej u ciebie spać.
- On nie spał tutaj ze względu na
ewentualne śniadanie. - Madzia machnęła ręką, a Monika nakryła głowę poduszką.
- Nie chcę słuchać o szczegółach
waszej nocy. Chcę spać.
Tak
naprawdę nie czuła się zmęczona, mimo iż rzeczywiście Erin dała jej
poprzedniego dnia popalić. Z łóżka nie chciała wychodzić, bo nadal świeżo w
pamięci miała wiadomość od siostry, w której ta informowała ją, że Adam nie
spotyka się z jej szefową. Powinno dać jej to nadzieję, a jednak dawno nie
czuła się bardziej beznadziejnie. Oznaczało to tylko jedno - to, że Adam nie chce
ponownie do niej startować.
- Och, nie chcesz wstawać
posłuchać piosenki, to nie, ale za godzinę musisz być w pracy - kontynuowała
Madzia. - Idę na górę do Toma. Myślę, że chciałby usłyszeć premierę twojego
nowego przeboju. - Nastolatka ruszyła do wyjścia. Nath odchrząknął,
przypominając, że zostawia go samego. - Poradzisz sobie, czy idziesz ze mną do
Toma?
Nath
nie za bardzo wiedział, z czym ma tu sobie poradzić. Nie uśmiechało mu się
zostanie z Moniką, ale gdyby poszedł ze swoją dziewczyną do Toma, przyznałby
się, że sobie nie poradzi. Uśmiechnął się w odpowiedzi, licząc, że resztę jego dziewczyna
sama sobie dopowie. Nie był pewien, czy załapała, co miał na myśli, bo puściła
w powietrze całusa i wybiegła.
Z
salonu słychać było jak Ellie Goulding wyśpiewuje przejście, więc Madzia miała
mało czasu na dotarcie do Toma. Nath podrapał się po głowie, nie bardzo
wiedząc, co ze sobą zrobić.
- Będziesz tak nade mną stał, czy
zrobisz sobie śniadanie? - spytała spod poduszki Monika.
- Eee… wiesz… w sumie w nocy
wstawaliśmy z twoją siostrą coś przekąsić, więc… nie jestem głodny.
- Po raz kolejny to powiem, ale
nie chcę słuchać o szczegółach waszych upojnych nocy.
- Nie, nie, ona nie była upojna -
zmieszał się Nath. - Znaczy była, ale nie chciałem ci o tym mówić. Znaczy…
Jezu, dlaczego ty mnie tak onieśmielasz? Chyba się ciebie boję…
Monika
gwałtownie usiadła na łóżku i spojrzała na Natha zszokowana. Była poczochrana i
zaspana, ale nagle odzyskała trzeźwość umysłu.
- Coś ty powiedział?!
- Co? Ja? Nic. Zupełnie nic. Ja
tylko… zrobię sobie śniadanko. Chcesz też? - Nath próbował zmienić temat i
sprytnie wymknąć się z pokoju, ale przyszła szwagierka złapała go za rękę i
zatrzymała w swoim niewielkim pokoju.
- Dziękuję, Sykes! Nie wierzę, że
to ty mi otworzyłeś oczy! - cmoknęła chłopaka w policzek i podbiegła do szafy,
z której zaczęła wyciągać przypadkowe rzeczy.
Nath
był niewątpliwie więcej niż skonsternowany.
- Hę?
- Jestem straszna! - oświeciła go
Monika, ale nadal wyglądał, jakby nie ogarniał sytuacji, więc na chwilę
zostawiła swoją szafę i przeniosła wzrok na piosenkarza. - Odstraszam ludzi, na
których mi zależy. Adam i Erin nie są parą, a mimo tego, on nadal traktuje mnie
jak znajomą. Po prostu się boi. Że znowu, jak to ja, każę mu spadać na drzewo.
Jesteśmy jak Żuraw i Czapla, jak jedno chce, to drugie nie chce. Teraz to
wszystko ma sens!
- Sorry, ale dla mnie to nie ma
sensu. - Nath ponownie podrapał się po głowie.
- Podrośniesz, to zrozumiesz. -
Monika machnęła ręką i wygrzebała coś z szafy. Bez oporów ściągnęła bluzkę
przez głowę, więc jej przyszły szwagier szybko zreflektował, że musi odwrócić
się tyłem, by dać jej trochę prywatności. Nie wydawała się jednak speszona.
Wciągnęła na siebie sukienkę i sweter, spod łóżka wygrzebała buty i pochwyciła
szczotkę, by nieco ugładzić niesforne włosy.
- Eee… Brukselka… Znaczy Monika…
- zaczął Nath, widząc, że Monika spryskuje się perfumami, a na szyję zarzuca
jakiś wisiorek. - Czy ty się szykujesz do wyjścia?
- Tak! Dzięki tobie wezmę sprawy
w swoje ręce! Idę do Adama i… sama nie wiem, po drodze coś wymyślę.
- Ale… jest zima, wiesz?
- No i?
- Założyłaś letnią sukienkę…
- Szkoda czasu. Dzięki, Sykes!
Naraska! - rzuciła rudowłosa i zanim Nath zdążył ponownie otworzyć usta, poczuł
powiew przeciągu i usłyszał trzask drzwi.
Minutę
dochodził do siebie, aż jego dziewczyna wróciła do mieszkania.
- Wyobrażasz sobie, że Tom się
zezłościł, że go obudziłam? - spytała. - Powiedział, że jest ciemno, więc jest
noc. Spytałam go więc, czy w te zimowe miesiące chodzi spać już o piętnastej,
to mnie prawie wypchnął za drzwi. - Nastolatka westchnęła i rozeznała się, co
ją ominęło. - O, udało ci się obudzić moją siostrę. Jest w łazience?
- Raczej w trasie. Otworzyłem jej
oczy i pobiegła, chyba wyznać Adamowi, że go kocha. Nie nadążam za nią. Och,
poszła w letniej kiecce.
- Cała Monia… Mam nadzieję, że
rzeczywiście pojechała do niego. Ta dwójka jest jak Żuraw i Czapla…
- … jak jedno chce, to drugie nie
chce, wiem - westchnął Nath. - Będziesz musiała mi wyjaśnić, o co w tym chodzi.
- A może skorzystamy z okazji, że
mamy mieszkanie tylko dla siebie? - spytała zalotnie Madzia, a Nath musiał
przyznać, że jej propozycja jest zdecydowanie bardziej kusząca.
Monika
tymczasem szybko przekonała się, że ubrała się zbyt lekko jak na spotkanie ze
swoim przeznaczeniem. Słońce dopiero wstawało, kiedy wysiadła z autobusu pod
mieszkaniem Adama, szczekając zębami. Było jej tak zimno, że nie przemyślała,
co powie. Była przekonana, że po latach oczekiwania na tę chwilę doskonale wie,
jak ma wyglądać ta rozmowa. Jej byłego chłopaka jednak nie było w mieszkaniu.
Pukała dość długo i energicznie, aż jakiś dziadek z mieszkania obok wyjrzał na
korytarz i poinformował ją, że po pierwsze - ma się przyzwoicie i odpowiednio
przyodziać, a po drugie - Adam zawsze rano udaje się na pobliskie boisko, by
pograć w koszykówkę. Rudowłosa podziękowała sąsiadowi i wyszła z budynku,
przeklinając swój los. Szczękała zębami z zimna. Liczyła, że poważną rozmowę
przeprowadzi w ciepłych czterech ścianach, a tak Adam gotowy był pomyśleć, że
to drżenie to jej reakcja na jego bliskość. Nadęty dupek. Potrząsnęła głową, by
oddalić tę myśl. Chciała wyznać byłemu chłopaki, że nadal jej na nim zależy, a
nie jest aroganckim narcyzem, który… jej zmarznięte ciało nie ułatwiało
umysłowi zadania. Jak w transie kierowała się instynktownie w stronę
pobliskiego parku. Już z oddali zauważyła Adama, który rozgrywał mecz sam ze
sobą. Ją też czekała ważna rozgrywka.
Kiedy
jednak zauważyła, jak chłopak trafia do kosza, zdała sobie sprawę, że nie jest
gotowa. Nie wie, co powie, nie wie, jak się zachowa. Nie chciała, by deklaracja
uczuć przebiegła na takim mrozie. A co najważniejsza - nie była, czy nie
dostanie kosza. Dopiero kiedy rzut Adama okazał się celny, zdała sobie sprawę,
że być może były chłopak wcale nie chce do niej wrócić. Za długo zwlekała,
zniechęciła go i nawet jeśli nie spotyka się z Erin, na pewno ruszył już do
przodu ze swoim życiem.
Przez
chwilę przyglądała się Adamowi, a w końcu zawróciła na pięcie i pognała na
przystanek autobusowy, by jeszcze raz wszystko przemyśleć.
Nie
miała pojęcia, że były chłopak odprowadził ją zawiedzionym wzrokiem. Widział
kątem oka, że przyszła na boisko, ale postanowił czekać na jej krok. Krok,
którego nie wykonała.
*
Ostatnie
dni stażu były dla Moniki pracowite, bo firma przygotowywała ważną kampanię
reklamową dla wielkiego potentata.
Jako
że Wredne Zalotki miały przymusowy urlop, by Irene mogła odpocząć od natłoku
zajęć i nacieszyć się swoim nowym chłopakiem, Adam więcej czasu spędzał w
agencji reklamowej. Monika nad tym ubolewała. Wcześniej udawało się jej go
unikać, ale przez ostatnie dni stażowania, jak na złość, ciągle na niego
wpadała. Był uprzejmy, jak zawsze, ale nic więcej. A ona czerwieniła się po
koniuszki uszu, unikała jego wzroku i gdy tylko było to możliwe, uciekała do
innego pomieszczenia, albo zagadywała Bena, który stał się jej największym
sprzymierzeńcem w agencji reklamowej. Głównie dlatego, że nie lubił Erin.
Monika
nie miała pojęcia, że Adam widział, że tydzień wcześniej, gdy przyszła na
boisko, gdy grał w kosza. Gdyby to wiedziała, prawdopodobnie wpełzłaby do
jakiejś pieczary i już nigdy z niej nie wyszła. Na razie jednak, mimo mętliku w
głowie i próbie zebrania odwagi, by porozmawiać z byłym chłopakiem, starała się
żyć normalnie.
Sukces
agencji reklamowej był po części zasługą Moniki. To ona wpadła na pomysł
kampanii, którą miał zrealizować Adam. Przy szefie od niechcenia rzuciła swoje
przemyślenia, które wydawały się niedorzeczne, ale okazały się strzałem w
dziesiątkę. Przez ostatnie dni stażu więc miała pełne ręce roboty, podobnie jak
pozostali pracownicy agencji.
W
połowie stycznia, pod koniec dnia Monika zbierała swoje rzeczy z biurka, a
trochę się tego zebrało. Jej zdjęcie z Karoliną i Luizą w wielkiej ramce,
figurka, którą dostała od siostry, książki, magazyny, notatnik… Machinalnie
pakowała się i próbowała sama przed sobą odkryć, dlaczego od półtorej tygodnia
nie próbowała porozmawiać z Adamem. Z rozmyślań wyrwały ją słowa Erin.
- Zbierasz manatki?
- Tak, dziś mój ostatni dzień.
Będę potrzebowała referencji, jeśli to dla ciebie nie problem.
Erin
podała swojej podopiecznej jakiś mały świstek papieru, opinię, którą jej
wystawiła, mdłą i tak szablonową, że gówno wartą, ale i tak cudem było, że
dobrze napisała jej imię. Monika uśmiechnęła się, udając wdzięczność. Na
szczęście o referencje poprosiła też szefa, który bardziej się wysilił.
- Podpisałaś już papiery? -
dopytywała Erin.
No
tak, przecież o to jej najbardziej chodziło. Chciała dowiedzieć się, czy Monika
kończy staż i odchodzi z firmy, czy zostaje na stanowisku, które zwalnia Adam,
którego umowa się kończy. Prawdą było, że rudowłosa nie wiedziała, czy jej były
opuszcza agencję reklamową, by poświęcić się Wrednym Zalotkom. W tej niewiedzy
była na równi z Erin.
- Nie, mam na siebie inne plany.
- Acha. Czyli nie będzie cię
jutro na bankiecie? Wiesz, uroczysta prezentacja spotu reklamowego… My z Adamem
się wybieramy i gdybyś chciała, możesz się dołączyć.
- Nie, dzięki. To by było dziwne.
- Masz rację. No ale może Ben cię
weźmie? Byłaby to taka podwójna randka. Widziałam, że się dogadujecie. Oboje
niewątpliwie lubicie jeść… - Erin roześmiała się, a Monika zapragnęła jej
przywalić kartonem, który trzymała w objęciach. Zamiast tego posłała
przełożonej krzywy uśmiech.
- Dzięki. Miłej pracy - pożegnała
się i wyszła.
Chciała
powiedzieć "żegnaj" albo "krzyż na drogę", ale wolała nie
zostawiać po sobie złego wrażenia. Starała się puścić w niepamięć słowa Erin o
podwójnej randce. Złapała taksówkę i pojechała do domu.
Przy
drzwiach nagimnastykowała się, manewrując kluczem i kartonem, ale w końcu udało
jej się dostać do środka. I wpadła w pułapkę. Na kanapie siedziały Madzia,
Luiza i Karolina. Nath stał za swoją dziewczyną i trzymał jej ręce na
ramionach. Dodatkowo w fotelu rozsiadł się Tom. Wszyscy milczeli i wpatrywali się
w przybyłą. Brakowało im tylko transparentu "Interwencja".
- Eeee… cześć… Coś się stało? -
spytała naiwnie. - Na kogo czekamy?
Nath
odchrząknął, z tylnej kieszeni wyciągnął pomięty list, który wyprostował i
zaczął czytać.
- "Zebraliśmy się tutaj, bo się
o ciebie martwimy. Od dawna masz problem z przyznawaniem się do swoich uczuć
nawet przed samą sobą, ale dawaliśmy ci wolną rękę, gdyż to twoje życie. Teraz
jednak nadszedł czas, w którym musimy zainterweniować…"
- Serio? Interwencja? Dla mnie? -
przerwała Monika. Na stole postawiła karton ze swoimi rzeczami. - A czy ja
wyskakuję z transparentem, kiedy Tom ciągle robi chilli con carne? Albo czy
wyskakiwałam z nim, gdy Madzia uwikłała się w dziwaczny kwadrat i nie potrafiła
określić swoich uczuć? Albo gdy Karolina nie chciała powiedzieć Maxowi, że jest
w ciąży? Albo gdy Luiza udawała przed rodzicami zaginioną, aż zaczęli
rozwieszać na słupach plakaty?
- Na mnie nic nie masz - zauważył
Nath.
- Och, mam. I to najwięcej, że
nie mam tutaj czasu ani ochoty wymieniać tej długiej listy.
- Po prostu się o ciebie martwimy
- wtrąciła Karolina. - Sprawy zaszły za daleko. Nath powiedział nam, że w dzień
premiery twojej piosenki pełna zapału pobiegłaś do Adama, by zdeklarować swoje
uczucia, ale jakoś nic z tego nie wyszło.
- A potem przez ponad tydzień
codziennie oglądała "Drogę Rozpaczy", łkając rzewnie i zajadając się
lodami - podpowiedział młody piosenkarz, a Monika zmroziła go wzrokiem.
- Nie powinieneś był tego
widzieć, ale ostatnio praktycznie u nas zamieszkałeś, więc wybacz, ale sam
jesteś sobie winien.
- A dlaczego nikt mnie nie
zaprosił na "Drogę Rozpaczy"? - obruszył się Tom. - Zawsze chętnie
obejrzę dobry maraton.
Wszyscy
go zignorowali. Luiza odchrząknęła.
- Monia, chodzi o to, że tak
dłużej być nie może. Musisz powiedzieć Adamowi, że chcesz z nim być, bo się
wykończysz.
- A od kiedy to kobieta ma robić
pierwszy krok? - prychnęła rudowłosa.
- Od kiedy jest tak uparta, że
sto razy odrzuca zaloty, a potem wali focha, gdy nie nadchodzi ten sto pierwszy
- zauważyła Madzia. - Nie możesz ciągle ryczeć nad maratonami horrorów i
zajadać się lodami.
- Przytyjesz - dodał Tom, a Nath
spojrzał na niego z dezaprobatą.
- Chodzi o to - przejął pałeczkę
- że nie rozumiemy, co się stało. Wybiegłaś z mieszkania taka szczęśliwa i
pełna zapału. A wróciłaś zrezygnowana i wypompowana. Nie powiedziałaś mu, że go
kochasz, czy powiedziałaś, ale on dał ci kosza?
- To drugie jest niemożliwe.
Przecież on ją kocha. - Luiza wywróciła oczami.
- Ale cierpliwość ma swoje
granice. Nie zapominaj, że lata za nią od przyjazdu do Anglii, ale ona… -
zaczął Nath, a Monika mu przerwała.
- Dziękuję wam za tę… troskę.
Rzeczywiście poszłam do Adama, ale nie rozmawiałam z nim. Potrzebuję jeszcze
trochę czasu.
- Litości! Miałaś go aż nadto! -
uniósł się Tom.
- Najpierw chciałam zająć się
sobą. Jutro mam spotkanie w wydawnictwie. Zapadnie decyzja, czy wydadzą moją
powieść - wyznała.
Zapanowało
zamieszanie. Nie wszyscy wiedzieli o tej dobrej nowinie. Zaczęły się zarzuty,
że Monika przemilczała sprawę, przemieszane z gratulacjami i uściskami.
- No, mam nadzieję, że książka ma
odpowiednie szczęśliwe zakończenie - szepnęła przyjaciółce na ucho Luiza.
Monika
uśmiechnęła się.
- Przepraszam was za moje
zachowanie ostatnimi czasy. Naprawdę jestem wdzięczna, że interweniujecie,
kiedy trzeba. Tacy przyjaciele to skarb. Mimo iż bywacie niebywale upierdliwi…
Nath
roześmiał się i objął przyszłą szwagierkę ramieniem.
- My tylko chcemy, żebyś była
szczęśliwa.
- Wiem. I dzięki. Mam nadzieję,
że z czasem przestanę być taka straszna.
- Już prawie zupełnie się ciebie
nie boję. W sumie to nawet cię lubię - wyznał Nathan.
Monika
uśmiechnęła się do niego.
- Cieszę się, bo ja ciebie w
sumie też.
*
Następnego
dnia na godzinę dwunastą Monika była umówiona w wydawnictwie. Dopiero tam miała
się dowiedzieć, czy rzeczywiście są zainteresowani wydaniem jej powieści, co
chcą zmienić i jak to wszystko ma wyglądać. Była jednocześnie podekscytowana i
podenerwowana. Ta dziwna mieszanka miała jedną zaletę - nie miała czasu myśleć
o Adamie. Od rana krzątała się, żeby zajechać na miejsce na spokojnie i nieco
wcześniej.
- Wszystko wzięłaś? - pytała
Madzia, która wydawała się bardziej podniecona sprawą niż sama zainteresowana.
- A co niby miała wziąć? -
prychnął Nath.
- Bo ja wiem? Nigdy nie wydawałam
powieści, nie wiem! - odgryzła się chłopakowi nastolatka.
- Mam wszystko, choć niewiele
potrzebuję. Rano dzwoniła do mnie kobieta z wydawnictwa, żebym zabrała wydruk
powieści, bo mieli problem z serwerami i większość przesłanych materiałów im przepadła
- wyjaśniła Monika i zaczęła do płóciennej torby upychać jakąś zadrukowaną ryzę
papieru.
- Jezu… to ta epopeja? - spytała
zaintrygowana Madzia.
- No, trochę się rozpisałam.
Zobaczymy, co z tego przejdzie, jeśli w ogóle będą chcieli to wydać.
- Czuję się dziwnie, bo nawet nie
wiem, o czym pisałaś.
- Dowiesz się, jak kupisz
książkę.
- Ale to chyba nie autobiografia?
- Cóż… - Monika nerwowo poprawiła
włosy. - Nie chcę mówić za dużo, żeby nie zapeszyć, ale inspirowałam się naszym
życiem…
- Pięknie. Nie dość, że Tom
stworzył na kanwie naszych losów swój horror, to jeszcze staniemy się
bohaterami książki. - Nath przewrócił oczami, a Madzia się do niego przytuliła.
- Nie jest źle. Przeglądałam fora
internetowe i mało osób dostrzegło analogie między bohaterami "Runa
śmierci" a rzeczywistymi postaciami.
- Całe szczęście. Mam nadzieję,
że jeśli wpisałaś nas do swojej książki, odpowiednio ukazałaś ogrom naszej
miłości. - Nath pochylił się do swojej dziewczyny i pocałował ją w usta.
- Tak… nie wdawałam się w
szczegóły. - Monika wywróciła oczami. - Opowiem wszystko, jak wrócę. Trzymajcie
kciuki!
Rudowłosa
wybiegła, aby siostra i jej chłopak nie zatrzymywali jej dłużej. Na miejscu
była już pół godziny przed czasem, ale uznała, że nie będzie wchodzić, bo byłoby
to tak nieeleganckie jak spóźnienie. Przysiadła na schodach przed budynkiem i
zaczęła przeglądać się w lusterku. Wyglądała dobrze, miała wszystko ze sobą…
Pozostawało jej czekać.
Szybko
zaczęła żałować, że przyjechała tak wcześnie. Czas oczekiwania od razu w jej
głowie wywołał natłok myśli o byłym chłopaku. Dlatego ucieszyła się, gdy zaraz
potem rozdzwonił się jej telefon. Uśmiech zszedł jej z twarzy, gdy na
wyświetlaczu ujrzała imię Erin.
- Czego ona może chcieć? -
spytała sama siebie i odebrała.
- No nareszcie odebrałaś! -
krzyknęła poirytowana kobieta w słuchawkę.
- Co się tak unosisz? Zrobiłam to
już po pierwszym sygnale…
- Proszę, jaka arogancka! Ledwo
skończyła staż, a już pokazuje prawdziwe oblicze - prychnęła Erin. - Ale nie
mam czasu na uczenie cię manier. Musisz natychmiast przyjechać do hotelu
Metropolitan. Tam, gdzie odbywało się after party po premierze tego kiepskiego
horroru twojego znajomego.
Monika
odetchnęła ciężko.
- Przykro mi, ale jak sama
zauważyłaś, skończyłam staż i nie tylko nie mogę przyjechać do Metropolitana.
Ja po prostu nie chcę.
- Pięknie. Co Adam w tobie
widział, pozostanie dla mnie zagadką na wieki. Musisz przyjechać, bo
zapomniałaś wczoraj zgrać mi reklamy na przenośny dysk lub płytę. Potrzebuję
też kilku kopii druków story boardów reklamowych, gdyby klienci chcieli coś
zmienić. Przypominam ci, że firma Reebok jest…
- Nie mówiłaś, że mam ci zgrać
reklamę, więc tego nie zrobiłam. Sama jesteś sobie winna, że się nie
przygotowałaś.
- Ja jestem sobie winna? -
prychnęła wyniośle Erin. - Być może. Ale za wszystko odpowie Adam. W końcu to kierował
kampanią reklamową. To może go skreślić w branży. Nie wiem też, czy po takiej
wpadce ktoś będzie brał go poważnie jako menedżera…
- Nie możesz się tym zająć?
Jestem tak jakby… zajęta. - Monika głośno przełknęła ślinę.
- Och, uwierz, że ja zrobiłabym
dla niego wszystko, ale nie mogę się stąd wyrwać. Jestem strasznie zajęta.
Odpowiadam za wizerunek naszej agencji reklamowej i…. - Erin urwała jakby
wyuczony monolog i nieco ciszej spytała najwyraźniej kelnera, czy przystawki,
które serwuje zawierają orzechy, bo jest na nie uczulona.
Monika
zacisnęła pięści ze złości. Gdyby tylko nie chodziło o pomoc Adamowi, kazałaby
Erin spadać na drzewo, ale w zaistniałej sytuacji, musiała wykonać jej
polecenie.
- Ile chcesz tych kopii? -
spytała oschło.
- Dziesięć, dla pewności -
odpowiedziała słodko Erin. - I skoro jesteś zajęta, nie musisz wchodzić na
bankiet. Zostaw materiały w recepcji, ja już się resztą zajmę.
Tak,
bo zrobisz wielką łaskę, prychnęła Monika. Rozłączyła się i zerknęła na
zegarek. Niecałe pół godziny, tyle miała do spotkania w wydawnictwie. Agencja
reklamowa była niedaleko, hotel kawałek dalej, ale jeśli się spręży, spóźni się
tylko trochę na swoje umówione spotkanie.
Biegiem
puściła się na postój taksówek i prawie przewróciła parę staruszków, którzy
próbowali wsiąść do jednego z samochodów.
- To sprawa życia i śmierci -
wytłumaczyła się, a kierowcy podała adres agencji reklamowej.
Spojrzał
na nią podejrzliwie. Już chciała tłumaczyć, że musiała postąpić niegrzecznie,
bo ma do załatwienia bardzo ważną sprawę, ale taksówkarz wyglądał na
zainteresowanego raczej swoim odkryciem.
- Hej! Ja cię znam! To ty
uciekłaś mi bez płacenia!
Rudowłosa
poczerwieniała po koniuszki uszu, przypominając sobie swoje pierwsze dni w
Anglii. Co prawda jej dług został spłacony przez Joela, ale wstyd i poczucie
winy pozostały.
- Proszę pana, przepraszam za
tamto, ale czy możemy odłożyć osobiste urazy na bok? Dzisiaj ważą się moje
losy, naprawdę nie mam czasu szukać innej taksówki - wyznała Monika.
- No nie wiem… - Taksówkarz
pokręcił głową.
Kiedy
jednak dziewczyna z portfela wyciągnęła kilka banknotów o dużych nominałach i
wcisnęła mu je z góry do ręki, oczy mu zaświeciły.
- Dla stałej klientki wszystko! -
oświadczył z uśmiechem i wcisnął gaz do dechy.
Nie
wierzyła, że mężczyzna, przez którego już na samym początku swojej brytyjskiej
przygody wpakowała się w tarapaty, teraz jej pomoże. Dobrze znał miasto i
skróty, szybko dowiózł ją do budynku agencji reklamowej i zobowiązał się
poczekać, aż załatwi sprawy.
- Nie wyłączam licznika! -
zawołał za Moniką, gdy ta wbiegała do biura, by zgrać na pen drive'a reklamę i
wydrukować materiały dla Erin.
Dla
Adama, poprawiła ją podświadomość. Robisz to dla niego. Myśli były
pokrzepiające i dodały jej energii. Szybko uporała się z drukiem, film
reklamowy był duży i stanowczo za długo się wgrywał, ale na szczęście i ten
żmudny proces w końcu dobiegł końca, a Monika puściła się biegiem do taksówki.
Czekała na nią, przez co odczuła ulgę. Kierowca ponownie wcisnął gaz do dechy i
zawiózł ją do hotelu Metropolitan. Gdy wbiegała do recepcji, duży zegar wybijał
dwunastą. Niemal rzuciła recepcjonistce materiały i przenośną pamięć. Jeśli
taksówkarz jej nie wystawił, spóźni się maksymalnie piętnaście minut, co nie
będzie zbyt dobrym pierwszym wrażeniem, ale da się zaakceptować. Zmachana i
spocona wybiegła na ulicę. Z ulgą spostrzegła, że mężczyzna nadal parkuje przed
wejściem do hotelu.
W
tej chwili nie liczył się fakt, że Erin przywłaszczy sobie zasługi za
uratowanie sytuacji. Liczył się tylko czas. W tej chwili Monika goniła swoje
marzenia i miała nadzieję, że wygra ten wyścig. Kierowcy taksówki rzuciła
jeszcze na pożegnanie pięćdziesiąt dodatkowych funtów za pośpiech, podziękowała
i wybiegła, taszcząc za sobą płócienną torbę.
Do
kobiety, z którą była umówiona dotarła w ostatniej chwili, zanim ta
zrezygnowana opuściła swoje biuro. Całe szczęście, że hotel Metropolitan, w
którym odbywał się bankiet agencji reklamowej był niezbyt daleko.
- To niewielkie spóźnienie mi nie
przeszkadza, ale czy pani mi tu czasami nie zemdleje? - spytała pracownica
wydawnictwa na widok rozczochranej Moniki, która zgięta w pół próbowała złapać
oddech na progu jej biura.
- Dam radę. Czekam na tę chwilę…
od lat - wydusiła rudowłosa.
- W takim razie zaczynajmy. Ma
pani przy sobie wydruk powieści? Mam kilka uwag, które chciałabym z panią
omówić…
Tymczasem
Erin z plikiem kartek i pendrivem w dłoni, które właśnie odebrała w recepcji,
dobiegła do zdenerwowanego Adama, który chodził w tę i z powrotem przy barze.
- Mam wszystko! - obwieściła.
- Naprawdę?! Życie mi ratujesz!
Jak ci się udało tego dokonać tak szybko? Zresztą, nieważne. Jesteś aniołem. -
Brunet cmoknął swoją koleżankę z pracy w policzek.
- Nie takim znowu aniołem, bo
będziesz musiał mi się za to odwdzięczyć. Może zapraszając mnie na randkę?
- Tak, pewnie. - Adam odetchnął z
ulgą. Skoro Monika nie była nim zainteresowana, równie dobrze mógł dać szansę
swojej koleżance z pracy, która ocaliła mu skórę.
Ponownie
podziękował Erin i przyspieszonym krokiem udał się do Bena, który obsługiwał
zaplecze techniczne i miał się zająć projekcją reklamy.
- No nareszcie! - ucieszył się
grubasek. - Ile można im stare reklamy puszczać?
- Wiem, przepraszam. Erin miała
zadbać o zgranie naszego spotu, ale zapomniała. Na szczęście szybko pojechała
do agencji i naprawiła błąd.
- Nie powiem do jakiej agencji by
się lepiej nadawała, bo to by było nieeleganckie.
- Lepiej nie mów. W końcu
uratowała mi skórę.
Ben
był bardziej podejrzliwy niż Adam.
- Piętnaście minut temu wcinała
przystawki. Jak się dostała do naszego biura, wydrukowała to wszystko i zgrała
ten plik? Teleportowała się? - prychnął złośliwie.
Adam
machnął ręką i wręczył kumplowi pen drive'a.
- Nieważne. Puść to na rzutniku,
a ja zapowiem spot i rozdam… - Brunet zmarszczył brwi, kiedy złapał plik
karter. - Co do…
Ben
zajrzał mu przez ramię.
- Na nasze story boardy reklamowe
mi to nie wygląda - stwierdził. - Chyba ktoś inny uratował twój tyłek i coś mi
mówi, że przez to nieźle wkopał sam siebie.
Plik
kartek, który trzymał Adam, był tym, który właśnie powinna wręczać w
wydawnictwie Monika. Niestety przez pośpiech, w recepcji hotelu Metropolitan
zostawiła wydruk swojej książki, a omyłkowo zabrała kilka wydrukowanych kopii
reklamowych story boardów, przez co została odprawiona z kwitkiem. Adam
wyciągnął z kieszeni telefon i próbował dodzwonić się do byłej dziewczyny, ale
ta nie odbierała, więc wybrał numer jej siostry.
- Siksa? Gdzie Monika? - spytał
spanikowany.
- Ma spotkanie w wydawnictwie, a
co? Coś się stało? - zatroskała się nastolatka.
- Tak, omyłkowo trzymam w rękach
wydruk jej powieści. Wyślesz mi adres wydawnictwa? Może zdążę jej go podrzucić.
- Ale w jaki sposób ten
egzemplarz znalazł się u ciebie?
- Nieważne, nie mam czasu na
tłumaczenia. Prześlesz mi adres.
- Tak, jasne. Ale Adam… - zaczęła
Madzia, zanim jej menedżer się rozłączył. - Moja siostra jakiś czas temu poszła
ci wyznać uczucia. Nie wiem, co się stało, że stchórzyła, ale… ona cię kocha.
- Dzięki, Siksa. - Brunet
rozłączył się i spojrzał na Bena, który właśnie czytał ostatnią stronę
powieści.
- "Melodia życia" -
obwieścił kumplowi. - Niezły styl, ale urwane zakończenie. Chyba musisz jej
pomóc je napisać.
Adam
pochwycił swoją torbę, wyrwał otyłemu kumplowi wydrukowany egzemplarz i
wpakował go do środka.
- Teraz popędzisz do swojej rudej
lisicy? - spytał Ben, zacierając ręce.
- Eee… no w sumie to tak. A ty
musisz mnie zastąpić.
- Oszalałeś? Ja tu się zajmuję
technologią, a nie rozmową z ludźmi. A już na pewno nie publicznymi
przemówieniami.
- Dasz radę, Benny. W końcu to ty
od dawna trzymasz firmę w kupie. - Adam pokrzepiająco poklepał przyjaciela po
ramieniu, a ten, mile połechtany, dumnie wypiął pierś.
- W sumie masz rację. Zajmę się
ty, a ty… - Sympatyczny grubasek musiał urwać, bo Adam już kierował się do
wyjścia przyspieszonym krokiem, w nadziei, że uda mu się uratować skórę byłej
dziewczynie.
Wyjście
z sali bankietowej zagrodziła mu Erin.
- A ty gdzie się wybierasz? Nie
powinieneś zapowiadać reklamy? - spytała zdziwiona.
- Ben mnie wyręczy.
- Ben? On się do tego nie nadaje.
Ty to zrobisz lepiej. Nie po to pędziłam do agencji, żeby…
- Ty pędziłaś, tak? - spytał
podejrzliwie Adam, ściągając marynarkę i podając ją osłupiałej Erin. - I
wszystko drukowałaś na miejscu?
- Oczywiście!
- Cóż, robiłaś to tak szybko, że
dziwnym trafem zamiast story boardów wydrukowałaś powieść Moniki.
Erin
poczerwieniała i zaczęła się tłumaczyć.
- Co? Och, to na pewno jej wina,
źle nazwała pliki, jest taka bezużyteczna…
- Daruj sobie. Dobrze wiem, że
nigdzie stąd nie wychodziłaś. - Adam ściągnął krawat i przewiesił go Erin przez
szyję. - Czy muszę wspominać, że nasz randka jest odwołana? - zapytał
retorycznie i ruszył do wyjścia.
Kobieta
w złości krzyczała, że jest głupi i że on i Monika są siebie warci, ale już tego
nie słyszał. Wyszedł na świeże powietrze i od razu poczuł się lepiej. Do hotelu
przyjechał taksówką, a teraz jak na złość, nigdzie żadnej nie widział, ale jego
wzrok padł na transport awaryjny. Kawałek dalej jakiś dziesięciolatek próbował
przeskoczyć krawężnik na deskorolce.
- Niezły sprzęt - zagadnął Adam.
- Ile za niego dałeś?
- Sto funtów - mruknął dzieciak.
- Kupię ją od ciebie za trzysta.
Co ty na to?
- Pięćset.
- Wow, umiesz się targować.
- Widać, że jesteś zdesperowany.
- Młodzian wzruszył ramionami, a Adam wzruszył ramionami i z portfela wygrzebał
ostatnie banknoty, które mu podarował.
Rozejrzał
się jeszcze w poszukiwaniu taksówki, ale nadal żadna nie pojawiła się w zasięgu
wzrok, więc ustawił sobie zakupiony od dzieciaka sprzęt, stanął na niego jedną
nogą i zaczął podwijać rękawy białej koszuli.
- Umiesz w ogóle jeździć? -
prychnął lekceważąco dziesięciolatek.
- Kiedyś byłem w tym niezły -
pochwalił się Adam i sprawnie wskoczył na krawężnik, z czym dzieciak miał
problemy, a następnie ruszył wzdłuż ulicy.
Na
deskorolce nie jechał od rozstania z Moniką, ale tego się nie zapominało.
Zresztą miał motywację, musiał szybko zdążyć do wydawnictwa. Coś mu
podpowiadało, że jego była dziewczyna przez roztargnienie pomyliła plik kartek
z agencji z egzemplarzem swojej powieści i mogła przez to stracić szansę na jej
wydanie. Przyspieszył, kiedy zerknął na elektroniczny zegar na sklepie
elektronicznym i zorientował się, że nie ma czasu do stracenia.
W
głowie przewijał mu się natłok myśli. Magda powiedziała mu, w jakim celu Monika
przyszła do niego w dzień premiery jej piosenki. Chciała wyznać mu uczucia.
Więc dlaczego tego nie zrobiła? Zamierzał ją porządnie potrząsnąć, by się
ogarnęła i wiedział już nawet, jakich słów użyje. Zeskoczył z deskorolki tuż
przy wydawnictwie i zauważył swoją byłą dziewczynę na schodach.
- Kiedyś zostawisz gdzieś głowę.
Po co dałaś się zmanipulować Erin i przybyłaś ratować agencję reklamową, w
której już nie pracujesz?
Wszystkie
plany, które układał sobie w głowie, uleciały z wiatrem, kiedy Monika spojrzała
na niego i zauważył, że płakała. W jednej chwili porzucił odkupiony od
dzieciaka sprzęt i przysiadł na schodku koło niej.
- Przepraszam… ja… doceniam, że
chciałaś ratować mi skórę i przywiozłaś ten filmik - spotulniał.
- Nie płaczę przez ciebie. -
Monika wytarła łzy wierzchem dłoni. - Spóźniłam się i nie miałam ze sobą
wydruku powieści, więc usłyszałam, że najwyraźniej nie biorę tego na serio i
nici z wydania mojej powieści.
Adam
wyciągnął z torby plik kartek i podał go rudowłosej.
- Trochę późno, ale może to coś
pomoże?
- Dziękuję, ale jest już za
późno. Mogłeś zadzwonić. Opuściłeś przeze mnie swój ważny bankiet i to na
marne.
- Nie, nie na marne. Zaraz tam
pójdę i porozmawiam sobie z tym facetem, żeby dali ci jeszcze jedną szansę.
- To była kobieta.
- Tym lepiej! Roztoczę mój urok i
jeszcze wydasz tę "Melodię życia".
Monika
się roześmiała i wydmuchała nos w chusteczkę.
- Beznadziejne, wiem. Co ja sobie
myślałam? Że zostanę sławną pisarką? Nie nadaję się do tego.
Drzwi
do budynku się otworzyły i wyszła z niego elegancka kobieta w płaszczu, która
minęła Monikę i Adama i przyspieszonym krokiem udała się do samochodu.
- To ta kobieta - westchnęła
rudowłosa. - Sprowadziła mnie na ziemię.
Brunet
wystrzelił jak z procy. Pochwycił wydrukowany egzemplarz powieści i pobiegł za
pracownicą wydawnictwa, którą dopadł, zanim wsiadła do swojego auta. Przerażona
Monika pobiegła za nim.
- Proszę wybaczyć, ale wydaje mi
się, że zbyt łatwo skreśla pani talenty - oświadczył na przywitanie.
- Słucham?
- To prawda, że Monika jest w
gorącej wodzie kąpana, ale to czyni ją wyjątkową. Jest pełna pasji i
poświęcenia dla przyjaciół. Spóźniła się na spotkanie z panią i przyniosła zły
plik kartek, bo pomagała mi. Postawiła na szali swoje marzenia, żebym nie wpadł
w tarapaty. I uratowała mnie, ale pogrążyła siebie. Nie powinna przez to
stracić szansy. Ale nie proszę, żeby się pani nad nią zlitowała. Poświęcając
chwilę czasu nie robi pani przysługi jej, ale sobie. Ta książka będzie
bestsellerem, ręczę za to. - Adam wygłosił pochlebny monolog na cześć Moniki,
która stała z tyłu, skulona w sobie.
Kobieta
wyglądała jednak na zaintrygowaną.
- Cóż, nie zaszkodzi dać młodej,
pełnej pasji pisarce jeszcze jednej szansy - przyznała. - Dziś co prawda nie
mogę zostać, bo jest sobota i moja córka ma występ w szkole baletowej, ale…
zapoznam się z pani powieścią i umówimy się w przyszłym tygodniu na ponowne
spotkanie. Co pani na to?
Pracownica
wydawnictwa spojrzała wyczekująco na Monikę, która pokiwała żywiołowo głową.
- Będę pani bardzo wdzięczna!
- Mam nadzieję, że to ja i
wydawnictwo będziemy wdzięczni tobie, gdy już zarobisz dla nas krocie -
roześmiała się kobieta i odebrała od Adama wydruk powieści Moniki. - Masz
naprawdę dobrego menedżera - rzuciła, zanim wsiadła do samochodu.
Monika
roześmiała się przez łzy szczęścia i spojrzała na Adama.
- Tak, wiem.
Kiedy
auto pracownicy wydawnictwa zniknęło im z pola widzenia, Monika spojrzała na
deskorolkę, która leżała porzucona przez Adama na schodach.
- Przyjechałeś tutaj tym? -
spytała rozbawiona.
- Nie śmiej się! To nie lada
wyczyn. Nie dość, że trudny i drogi, bo dzieciak zażądał za sprzęt pięćset
funtów, to jeszcze romantyczny!
- Cóż, mój też do najłatwiejszych
i najtańszych nie należał. Sporo zabuliłam za taksówkę.
- Czyli możemy uznać, że jesteśmy
kwita? - zapytał ze śmiechem Adam. - A może chciałaś mi coś jeszcze powiedzieć?
- Ja? Nie…
- Nie? A myślałem, że podglądałaś
mnie, kiedy grałem w kosza tydzień temu.
- Akurat przechodziłam obok, nic
sobie nie wyobrażaj.
- W letniej sukience? Zimą? -
spytał podejrzliwie Adam, zakładając ręce na piersiach.
- Yhm.
- A nie chciałaś czasami mi
czegoś wyznać? Albo powiedzieć, że zainspirowałem cię do napisania kolejnego
przeboju?
Monika
wywróciła oczami. Pociągnęła Adama za połacie koszuli, by wpić się w jego usta
na dłuższą chwilę. Kiedy się od siebie oderwali, chłopak spojrzał na nią oczyma
pełnymi miłości.
- Nie będzie w tym nic dziwnego,
jeśli wydadzą twoją powieść. W końcu wreszcie nauczyłaś się pisać szczęśliwe
zakończenia - oznajmił i ponownie ją pocałował, ignorując kuksańca, którego
dała mu między żebra.
Nie
musiała mówić, że go kocha. Jej pocałunki mówiły same za siebie. Po latach
wreszcie ponownie odnaleźli siebie.
W końcu! :D Romantycznie! :D Rozdział jest świetny.
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny. Monia w końcu szczęśliwa; )
OdpowiedzUsuńKochana! Dałaś czadu. Monika i Adam w końcu razem! Ale po jakich przeżyciach, wypadkach losowych! No coś niesamowitego. I jeszcze Irene i Tony! Jejku dziewczyno, przez Ciebie dostanę zawrotów głowy od tych emocji! Niesamowicie zżera mnie ciekawość, kto stanie na ślubnym kobiercu?
OdpowiedzUsuńTwoje rozdziały nigdy nie będą za długie, mogą być i nawet po 100 stron w wordzie i tak przeczytam jednym tchem :)
Życzę Ci weny na końcowy rozdział i epilog, który mam nadzieję się pojawi. Może być i nawet 200 stron w wordzie co mnie uszczęśliwi nawet :) Ale daj nam tyle ile zdołasz :)
Pozdrawiam,
Charlizell
NO W KOŃCU!!!
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział. I przepraszam, ze nie skomentowałam ostatniego. I chyba kilku poprzednich też...
Świetnie to wymyśliłaś, zazdroszczę Ci takiego talentu. Jak ty wszyscy to robisz, że tak cudownie piszesz? To prawdziwe dzieło!
Mam na dzieje, że w ostatnim rozdziale(epilogu) będzie ślub i ktoś się hajtnie! I BĘDĄ BACHORKI!! Znaczy się dzieci...
Nie mogę się już doczekać.
Do następnego!!
Hej,
OdpowiedzUsuńJak nie będzie nowego, finałowego rozdziału w najbliższym czasie, to zrobisz nam prezent i postarasz się wstawić na 6 grudnia? :)
Charlizell
kiedy w końcu dasz kolejny odcinek?
OdpowiedzUsuńHej piękna tak się zastanawiam czy piszesz happy end? Bo już trochę nie było rozdziału, a ja naprawdę chce się dowiedzieć czy się ktoś hajtnie. XD
OdpowiedzUsuńTak że tego daj jakiś znak czy coś. Bo nie dość,że się nie mogę doczekać to zaczynam się martwić czy wszystko jest okey. To już dwa miesiące, nie pamiętam takiej przerwy. :(
Hej! Bardzo długo nie ma finałowego rozdziału. Czy się kiedyś pojawi? Odezwij się :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Charlizell
Jeśli jeszcze chcecie to czytać, to się postaram i wstawię ostatni rozdział :)
OdpowiedzUsuńOstatnio nie miałam czasu, usprawiedliwię się, dodając posta.
Pozdrawiam.
Dawaj, dawaj :D Czekam na to bardziej, niż na premierę książki mojej ulubionej autorki :)
Usuńomg tak, dodaj jak najszybciej:(
UsuńTo kiedy następny?
OdpowiedzUsuńJasne, słonko, że chcemy ten ostatni rozdział.
OdpowiedzUsuńPrzecież nasze czekanie nie może pójść na marne :)
Madeleine