Dziewczęta!
Kolejna środa i następny rozdział. Za tydzień poczytacie co nieco z perspektywy chłopaków z Lawson, a za dwa akcja przeniesie się do Ameryki. Mam jednak nadzieję, że rozdział 5 przypadnie Wam do gustu.
Dziękuję za wszystkie komentarze :*
"Są takie wydarzenia, które - przeżyte
wspólnie - muszą się zakończyć przyjaźnią [...]."
Joanne Kathleen Rowling ("Harry
Potter i Kamień Filozoficzny")
Ten dzień Luiza
uznała za wyciśnięty do ostatniej kropli i postanowiła iść spać w swoim pustym
mieszkaniu. Na zakurzonym materacu podłożyła sobie pod głowę podartą sukienkę i
przykryła się jedną z obszernych koszul. W nocy nie spała, bo pierwszy raz
czuła, że jest zdana tylko na siebie. Teraz jednak zmęczenie ją
dopadało, a stokroć bardziej wolała sen niż roztkliwianie się nad
beznadziejnością swojego losu, koniecznością szukania pracy i braku poszlak w
szukaniu swojego wymarzonego chłopaka, który ją uratował.
Walenie w drzwi wyrwało ją jednak z
przyjemnych snów. Wstała dość gwałtownie i zakręciło jej się w głowie. Otworzyła
drzwi, by zbesztać przybysza. Na progu ujrzała chudą kobietę ze
spinkami w kształcie motyli we włosach. Na wyciągniętych dłoniach trzymała
paterę z ciastem.
- Witam nową
lokatorkę! - zaszczebiotała. - Jestem Audrey, mieszkam po drugiej stronie
korytarza.
- Lou.
Mieszkam... tutaj.
Dziewczyna ziewnęła. Na widok ciasta
poczuła burczenie w brzuchu, bo od dawna nie miała nic w ustach. Audrey
uśmiechnęła się szeroko.
- To prezent
powitalny dla ciebie. Ciasto czekoladowe z kremem cytrynowym.
- Dzięki...
- Ale prosiłabym o
zwrot patery. Niektórzy ich nie oddają.
Ostatnie zdanie kobieta wyszeptała,
jakby chciała Luizę przed czymś ostrzec, ale ta wzięła tylko przysmak i
oblizała wargi. Widziała jednak, że Audrey nadal stoi na progu i najwyraźniej
czeka na zaproszenie.
- Wiesz, nie mam
żadnych krzeseł, ani herbaty - wyjaśniła dziewczyna.
- Och, nie szkodzi!
- Audrey zaklaskała w ręce i już po chwili wróciła z dwoma krzesłami od siebie,
a w zębach niosła paczkę herbaty Earl Grey.
- Dobra, w takim
razie wejdź.
Luiza rozłożyła bezradnie ręce. W końcu
kobieta przyniosła jej deser, ratując ją od śmierci głodowej, więc należało jej
się trochę uprzejmości. Tym bardziej, że wyglądała na samotniczkę i dziwaczkę.
- Ładnie się tu
urządziłaś - odezwała się Audrey, kiedy czekały aż wrzątek zagotuje się w
starym czajniku.
Właścicielka mieszkania spojrzała na
nią jak na idiotkę. Poza materacem, bagażami i kaktusem na parapecie w
mieszkaniu nie było nic.
- Ty żartujesz,
tak? Tu nie było żadnych mebli, a ja nic ze sobą nie mam. Właściwie to szukam
pracy.
- Och. W tym akurat
mogę ci pomóc. - Audrey uśmiechnęła się szeroko i zaczęła kroić wielkie kawałki
ciasta, które nałożyła na dwa talerzyki, które znalazła w suszarce nad zlewem w
kuchni. - Tak się składa, że właśnie otworzyłam kawiarnię tuż za rogiem. Szukam
pracowniczek, bo sama sobie z wszystkim nie poradzę.
- A czym bym się
miała zajmować?
- Och, no wiesz. Obsługiwaniem
kasy, podawaniem ciast, herbat i kaw... Wystarczy tylko żebyś była otwarta do
ludzi i uprzejma.
- Cóż, będzie z tym
ciężko. Ludzie często działają mi na nerwy. - Dziewczyna znacząco spojrzała na
swoją przyszłą potencjalną szefową, ale ta nic sobie z tego nie robiła.
- Nie tylko tobie,
kochana!
- No dobra, w takim
razie myślę, że mogę spróbować. Kiedy miałabym się zgłosić?
- Możesz nawet
jutro. Otwieramy o ósmej, ja jestem już od siódmej, więc możesz wpaść
wcześniej, by przejrzeć umowę.
- Wcześniej? - dziewczyna
przełknęła głośno ślinę. Fakt, że praca sama do niej przyszła uważać mogła za
przejaw szczęścia, ale nie podobało jej się zwlekanie z łóżka tak z samego
rana.
- No z pół
godzinki. Ale wszystko jest do obgadania.
Audrey na pierwszy rzut oka wyglądała
na dziwaczkę, no ale przyniosła jej ciasto i herbatę oraz zatrudniła w swojej
kawiarni praktycznie nic o niej nie wiedząc. Trzeba było kuć żelazo póki
gorące.
- No to w takim
razie będę - westchnęła dziewczyna i spojrzała na wibrujący telefon.
Przestała sprawdzać kto dzwoni, bo
większość połączeń wykonywali zaniepokojeni rodzice. Niech się martwią. To w
końcu przez nich musiała sobie teraz radzić sama.
- Więc... jak to
jest z sąsiadami? - zagadnęła Luiza, wgryzając się w ciasto. - Cholera, ale to
dobre! Co za krem!
- Cieszę się, że ci
smakuje. Kapelusznik był testerem smaku i nie podchodził do niego tak
entuzjastycznie.
- Kapelusznik?
- Jeden z moich
kotów. Mam ich siedem. Kapelusznik, Czerwony Kapturek, Piękna, Bestia, Królewna
Śnieżka oraz Książę i Żebrak. Musisz do mnie wpaść i je poznać.
- Tak... ciekawe
imiona.
- Prawda? Odzwierciedlają
ich charaktery.
- Nie wiedziałam,
że zwierzęta mają charaktery.
- W takim razie
prawdopodobnie nigdy żadnego zwierzaka nie miałaś. Zarówno moje siedem skarbów,
jak i Piorun, twój sąsiad zza ściany, to naprawdę charakterne stworzenia.
Luizie zdawało się, jakby Audrey wolała
zwierzęta niż ludzi, no ale to w końcu w ich towarzystwie przebywała. Na usta
cisnęło jej się pytanie, czy klienci kawiarni nie skarżą się na kocie włosie w
ciastach, ale ugryzła się w język i kontynuowała napełnianie żołądka pysznym
ciastem.
- Ten Piorun to też
kot? - spytała, widząc, że tylko temat zwierząt jest w stanie zainteresować
Audrey.
- To pies. Ogromny!
Ale bardzo przyjazny. W stosunku do obcych jest nieco nieufny, ale szybko się z
nim zaprzyjaźnisz. On nawet koty uwielbia!
- No dobra, a jak
to jest z ludźmi?
- Cóż, różnie.
Zapewne poznałaś właściciela kamienicy, Nicka. Amerykanin, alkoholik,
rozwodnik. Zgorzkniały, ale w razie potrzeby pomoże. Wszyscy są sympatyczni,
jeśli oczywiście im nie podpadniesz.
Audrey roześmiała się gardłowo i to
musiało Luizie wystarczyć. Dokończyła ciasto i pożegnała się z nową znajomą.
Miała już mieszkanie i pracę. Teraz tylko musiała to oblać. Ale z kim, skoro
jej przyjaciółki wróciły do Polski? Miała koleżanki z uczelni, ale za nimi nie
przepadała. Patrzyły na nią krzywo, bo jej akcent nie był idealny, a one
uważały ją za intruza, który powinien wracać do swojego kraju.
Po bitwie z myślami chwyciła jednak
telefon i napisała do nich wiadomość. Zgodziły się bez wahania, więc dziewczyna
wybrała jedną ze swoich sukienek (króciutką kanarkową) i włożyła na nogi czarne
platformy. Żeby nie zamarznąć wzięła też czarny żakiet, a na to zarzuciła swoją
kurtkę.
To będzie ostatnia impreza, tak sobie
obiecywała. W końcu od następnego dnia zaczyna pracę, musi być poważna i
dorosła. Nie zabawi długo. O północy będzie już na swoim zakurzonym materacu. Z
rana podpisze umowę i poprosi Audrey o zaliczkę, żeby mogła kupić sobie jakąś
pościel.
Świat klubów rządził się jednak
własnymi prawami. Wypiła kilka drinków z koleżankami, które patrzyły na nią
litościwie, dziwnie wydymały usta i powtarzały "i co ty teraz ze sobą
zrobisz", przez co czuła się okropnie. Przed północą udała, że źle się
czuje i wymknęła się z baru, do którego przyszły jej koleżanki. Cały czas
rozmawiały o zajęciach, ciekawych wykładach, studenckim życiu... A ona chciała
czegoś innego.
Lubiła chodzić na samotne spacery i tak
też było teraz. Londyn tętnił życiem, a ona z wciśniętymi głęboko w kieszenie
dłońmi szła przed siebie, pozwalając nogom zadecydować, co się z nią stanie.
Przy odrobinie szczęścia omal nie wpadnie pod kolejny autobus (jakkolwiek
radykalnie to brzmiało), a uratować ją może wysoki blondyn, którego obraz na
stałe wyrył jej się w świadomości.
Spojrzała na wyświetlacz swojego
telefonu. Jej przyjaciółki już wróciły do Polski, a ją ogarnęła tęsknota i
samotność. Była zdana tylko na siebie. Mogła spakować rzeczy, pożegnać jakże wygodny
zakurzony materac i wrócić do rodziców, ale nie chciała. Mimo swojego lenistwa
była ambitna i czuła, że może w życiu do czegoś dojść, ale niekoniecznie drogą
studiów. W Polsce z wyższym wykształceniem mogłaby wylądować na kasie w
"Biedronce", a to dawało jej przekonanie, że nauka nic ci nie
załatwi. Najważniejszy był spryt i charyzma i liczyła, że z odrobiną dobrej
chęci uda jej się być szczęśliwą na własnych warunkach. I zamierzała zacząć od
pierwszego dnia pracy. Nie wiele jednak wypiła, a że się stresowała,
postanowiła udać się na jednego drinka do baru niedaleko swojego mieszkania.
- "Black
Velvet" - przeczytała na głos. Wzruszyła ramionami sama do siebie i weszła
dumnym krokiem do środka.
Od razu przy barze podszedł do niej
sponsor. Zmierzyła wzrokiem tego szerokiego w barach łysego faceta i się
skrzywiła. Czy naprawdę była zdana na takich? Nie odrzuciła jednak propozycji
zapłacenia za drinka, bo jej oszczędności były na wykończeniu. Wychyliła
zamówioną Krwawą Mary i chciała odejść, ale towarzysz zaproponował ją nowego
drinka wymyślonego przez barmana, więc przystała.
Potem wszystko zlało się w jedną plamę.
Twarz kolesia, który za punkt honoru obrał sobie jej zasponsorowanie odpływała
gdzieś na boki, a ona poczuła, że wszystkie mięśnie jej wiotczeją.
- Ty... dosypałeś
mi czegoś? - zapytała nieprzytomnie, dłonią zwalając resztę drinka, którą
oblała kolesiowi spodnie.
Zaklął i złapał ją za rękę, zanim
podszedł do nich barman, który mógł zauważyć, że coś jest nie tak.
- Nic ci nie
dosypałem, głupia. Upiłaś się - wyjaśnił ochrypłym głosem i oblizał wargi.
- Acha -
odpowiedziała skołowana dziewczyna. - Muszę do łazienki.
- Właśnie tam
idziemy.
- Acha.
Tylko na tyle było ją stać, bo nie
wiedziała, co się z nią dzieje. Nie potrafiła ocenić sytuacji, odległości ani
stanu swojej trzeźwości. Uśmiechała się, bo jej "nowy kolega" wydawał
się miły. Poczuła się słabo, a on zabrał ją do łazienki. Szybko jednak gdzieś
na obrzeżach świadomości orientowała się, że nie przyszli tu, by wytrzeźwiała.
Na piersi poczuła jego pożądliwą rękę,
druga sunęła po udzie coraz wyżej, przygarniając ją do siebie. Obie były
spocone i obrzydliwe. Czuła odór alkoholu z ust osobnika, którego określiła
jako swojego sponsora, kiedy ten dyszał jej w twarz i składał pocałunki na jej
szyi i dekolcie.
- Zostaw -
powiedziała, ale było to zbyt ciche, żeby mógł usłyszeć.
Nie miała siły go odepchnąć, ręce były
jak z galarety i robił z nią, co chciał. Była marionetką, z którą postanowił
się zabawić. Poczuła wybrzuszenie w okolicy jego krocza, które napierało na
powoli podwijaną sukienkę.
- Moja sukienka,
moja sukienka... - zawodziła cicho, coraz bardziej tracąc poczucie
rzeczywistości i tego, co się wydarzy.
Drzwi łazienki trzasnęły i usłyszała
damskie głosy, mimo iż mogła przysiąc, że potencjalny gwałciciel zaciągnął ją
do męskiej łazienki.
- Nie będę czekać w
kolejce, muszę siku - oświadczył dobitnie dziewczęcy melodyjny głos, który
jednakże zdradzał, że wypiła ona nieco za dużo alkoholu. - Jedna kabina? No
trudno. Poczekaj na mnie.
Dziewczyna szarpnęła drzwi, za którymi
obleśny facet obłapiał Luizę.
- Zajęte -
wychrapał, wściekły, że ktoś śmie mu przerywać, kiedy już zabierał się za
rozpinanie rozporka. - Babski kibel jest obok.
- Człowieku,
pęcherz mi zaraz eksploduje, muszę tutaj. - Monika rozejrzała się wokoło i
spostrzegła same pisuary. - A nie zamierzam lać do tego.
- Cholera, wynoście
się stąd! - zawołał rozwścieczony już mężczyzna, a one zmarszczyły brwi.
- Sukienka
zniszczona, sukienka zniszczona... - powtarzała w transie Luiza, a Karolina
zrobiła duże oczy i spojrzała na swoją przyjaciółkę.
- Czy ktoś tu
potrzebuje pomocy? - spytała.
- Nikt nie
potrzebuje pomocy, ciekawskie dziwki. Spadać mi stąd!
Przyjaciółki wymieniły porozumiewawcze
spojrzenie. Monika zaczęła walić w drzwi od kabiny, a Karolina pchnęła drzwi do
męskiej łazienki i popędziła po ochroniarza, któremu pokazywały dokumenty
tożsamości przy wejściu. Trzydzieści sekund później dotarła z nim do toalety, w
której drzwi od kabiny właśnie otworzyły się i stanął w nich spocony i zasapany
mężczyzna. W kącie kuliła się prawie nieprzytomna dziewczyna z podwiniętą
sukienką.
- Daj mi skończyć i
na ciebie przyjdzie pora! - zagrzmiał mężczyzna i wtedy zauważył ochroniarza.
Jego wzrok stał się nagle rozbiegany,
pchnął pracownika klubu i ruszył biegiem do wyjścia.
- Wszystko w
porządku? - spytała roztrzęsiona Monika, zerkając na Luizę.
- On ją czymś
naćpał - podpowiedziała Karolina.
- Weźmiemy ją do
szpitala?
- Szpital,
szpital... Nie - powtarzała Luiza jak w transie.
Jakiś chłopak chciał skorzystać z
łazienki, więc Karolina zmroziła go wzrokiem i kazała mu spadać na drzewo,
przez co uciekał w popłochu. Luiza natomiast oparła głowę o kafelki i odpływała
dalej.
Karolina podniosła klapę i dopadła do
niej w mgnieniu oka. Odgarnęła uratowanej dziewczynie włosy i wpakowała jej dwa
palce głęboko do przełyku tak, że już po chwili konwulsji wywołała odruch
wymiotny, dzięki któremu dziewczyna pozbyła się substancji z organizmu.
- Uciekł mi.
Dzwonić po policję albo pogotowie? - zapytał ochroniarz, który wrócił do
łazienki.
- Nie... trzeba -
wydusiła Luiza, ale jej słowa przerwał odruch wymiotny.
Poczuła się momentalnie lepiej, a
trzeźwość umysłu powróciła. Omal nie została zgwałcona, ale wszystko skończyło
się dobrze. Wstała i lekko słaniając się na nogach podeszła do umywalki, w
której wypłukała usta.
- Gumę? -
zaproponowała Monika, podsuwając dziewczynie pod nos opakowanie Orbit, z
którego ta wyciągnęła kilka drażetek i wpakowała do ust.
- Chcesz, żeby się
udławiła?
- Chcę, żeby jej z
ust nie śmierdziało!
Wybawicielki Luizy zaczęły chwilę się
sprzeczać. Karolina była trzeźwa, a jej przyjaciółka wstawiona. Żadna nie
zauważyła, że nowa znajoma wymknęła im się do baru, przy którym zamówiła sobie
whisky, żeby oddalić od siebie nieprzyjemne wspomnienie spoconych dłoni na
swoim ciele.
Przyjaciółki spojrzały na siebie i
zgodnie stwierdziły, że nie mogą jej tu zostawić.
- Gdzie mieszkasz?
- zagadnęła Karolina, odbierając dziewczynie drugą szklankę whisky, którą ta
zamierzała wychylić.
- Jestem bezdomna -
westchnęła dziewczyna, szybko jednak reflektując, że przecież znalazła
mieszkanie. - Nie, zaraz! U takiego pijaka w kamienicy!
Nagle smutek i melancholia po
dramatycznych przeżyciach odeszły w zapomnienie.
- Musicie iść ze
mną!
- Tak, zaprowadzimy
cię do domu - stwierdziła Karolina, ale zauważyła, że whisky, którą odebrała
jednej dziewczynie, wyżłopała jej przyjaciółka. - Monia!
Rudowłosa właśnie złapała jakąś
dziewczynę przy barze za ramiona i potrząsając nią opowiadała po polsku.
- I myśli, że co?
Że machnie tą swoją lokowaną grzywą, a ja mu padnę do stóp? O, nie ma mowy. Nie
będę dla nikogo na wezwanie. Jestem panią sama sobie.
- Monika! Zostaw
ją! - poleciła przyjaciółce Karolina, a ta machnęła tylko ręką.
- A widzisz moją
przyjaciółkę? Ona jest w ciąży z Maxem. I nie chce mu nic powiedzieć. A tamta z
tyłu, która właśnie wypija piwo temu kolesiowi... - Karolina z szybkością
błyskawicy spojrzała na Luizę, którą na chwilę spuściła z oczu, a która już
umoczyła dziób w czyimś piwie. - Prawie została zgwałcona. Uratowałyśmy ją.
Całe szczęście, że mówiła po polsku, bo Bogu ducha winna dziewczyna mogła popędzić do gazet i rozgłosić, że spotkała
nawaloną dziewczynę Jaya i ciężarną, którą zapłodnił jego kolega z zespołu. To
brzmiało jak scenariusz do kiepskiej czarnej komedii.
- Dobra, macie już
dosyć - oświadczyła znacząco Karolina i odciągnęła swoją przyjaciółkę za
łokieć. - Jak masz na imię? - zwróciła się do nowej znajomej.
- Luiza.
Dziewczyna słaniała się na nogach, ale usłyszała
piosenkę ulubionego DJ'a i już ciągnęła na parkiet.
- Avicii! -
powtarzała.
- Zostawmy ją i
cho... - zaczęła Karolina, ale nie skończyła, bo Monika już była na parkiecie i
wywijała w rytm jakiejś nieznanej im piosenki klubowej.
- Zatańczymy? -
zagaił jakiś podpity facet, ale ona pokręciła głową.
Miała dwie szalone dziewczyny do
upilnowania. Z żalem obserwowała ich beztroskę i instynktownie złapała się za
brzuch, w którym to biło dodatkowe serduszko. Wszystko wskazywało na to, że ona
już nigdy nie będzie mogła być taka szalona i wolna jak one w tej chwili.
Super!
OdpowiedzUsuńKarolina ma niezłe zadanie. :D
Dwie dziewczyny, pijane w dodatku.
Normalnie wspaniały rozdział, ale mam pytanie, czy przypadkiem to zdjęcie na początku nie przedstawia innej dziewczyny niż to z bohaterów?
I czemu nie ma Kalsey w bohaterach? :C
NIe bedzie jej?! Oby nie..
Czekam na następny!
Luiza nie ma zbytniego szczescia. Pasc ofiara prawie ofiara gwaltu to musialo byc straszne przezycie.. ale na ratunek przybyly Monia i Karoline!;D
OdpowiedzUsuńZastanawialam sie ostatnio kiedy sie poznaja i nareszcie do tego doszlo:)
Jeszcze tylko chlopaki z Lawson i bede w niebie xd
Nie no zartuje, uwielbiam wszystko co piszesz i ciesze sie, ze znalazlam uuu dawno temu, ale jednak twojego bloga, bo bylo warto;)
Wracajac do rozdzialu, bo zaczynam sie gubic w tym komentarzu... z komorki grrr;o
Wydawalo mi sie, ze Lou przesadza z alkoholem, tez czasem tak mam, ale to pewnie takie chwilowe. Juz wyobrazam sobie jakie Monika i Karo przezyja zdziwienie, gdy odkryja, ze Luiza rozumie po polsku i to calkiem dobrze:p
Takiego kolesia jak w tym lokalu popwinno sie wykastrowac xd
Takie wtracenie ode mnie;D
Dobra, wracam do ksiazek, bo niemiecki czeka i wola, zebym wkoncu sie czegos nauczyla... taaa napewno:D
Weny:)
Pozdrawiam<3
Dlugo nie dodawalas rozdzialu.Myslalam ze bedzie dluzszy.Ale coz i tak zajebisty.Monia i Kara superMen ! kiedy kolejny?/Molly
OdpowiedzUsuńNieziemski rozdział :) Bardzo mi się podobał, tylko szkoda, że taki krótki. Karolina to tak jakby ja, więc sobie poradzi, o nią się nie boję, ale co z Luizą i Moniką ? To dwie wariatki i to w dodatku pijane. Szkoda mi Karoli z opowiadania bo nie będzie już mogła się wyszaleć! Cholera, jak to ciąża potrafi wszystko skomplikować. Ja to co innego :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Luizie tego, że praca sama do niej przyszła. Niedługo wszystko się ułoży bo LAWSON! Jak na nich czekam! Ach...!
AAAAAAAAAAA super rozdział! Tylko szkoda, że krótki ale i tak fajny :D
OdpowiedzUsuńPojawiły się też Monia z Karolcią :D
OdpowiedzUsuńBiedna Luiza... Jak widac, nic poważnego się nie stało, skoro zaczęła upijac piwo jakiemuś facetowi. :)
Świetny rozdział :)
Jak można być taką (tu wybacz, ale trochę na przeklinam :D) świnią, cwelem, chamem, chujem i zjebem żęby chciec zgwałcić Bogu ducha winną dziewczynę!!!! -,- chamstwo w państwie -,-
OdpowiedzUsuńJaki obrót akcji :D Te pościgi, te wybuchy!!! xd
Luiza i Monika dwa pijaki :) heheheheheh....
Rozdział był cudowny z resztą jak zawsze :D
Czekam na nn ;3
Hah, takie zawrotne akcje to tylko u Luizy. Całe szczęście, że dziewczyny wybawiły ją od tej bestii w spodniach, mającej miano mężczyzny. Ugh, jak ja nienawidzę takich facetów. Niedobrze mi się robi na samą myśl o takim typie. Mniejsza o to.
OdpowiedzUsuńRozwaliło mnie na łopatki gadanie Moniki, żłopanie piwa od obcego faceta przez Luizę, ach i oczywiście ten popisowy taniec do piosenki Avicii'ego. Leżę ze śmiechu i nie wstaję:D
Choć tak z drugiej strony, smutno mi się zrobiło z powodu Karoliny. Samotna, w ciąży, pilnująca dwóch zwariowanych dziewczyn. W dodatku, to ostatnie zdanie, tak jakoś w melancholijny stan mnie wprowadziło. Cóż, jakby to ująć? Smutne, ale cholernie prawdziwe.
Czekam cierpliwie na następny:*
E.
MONIA I KAROLINA BOHATERKI! :D Dobrze, że przyszly w odpowiednim momencie, bo byłoby źle :c
OdpowiedzUsuńPijana Monika... Boże, ta dziewczyna jest nie do ogarniecia xD
Rozdział jak zawsze cudny i wogóle ^^
Czekam.na następny :)
ŁOOOO.. rozdział genialny ! Uwielbiam czytać z perspektywy Lou, Moni i Karoliny i wykreowałaś je tak wspaniale,że teraz mam mętlik w głowie, która z nich to moja ulubiona . Audrey wydaje się być trochę wścibska i wpraszalska, ale jednak to jest jakaś przesadnie miła kobieta, która jest starą panną z kotami ;) Jak Luiza idzie na impreze, to już wiesz że trzeba się bać. Jakiś łysol pewnie dosypał jej pigułki albo faktycznie sama przesadziła z alkoholem, ważne, że się do niej dobierał i chciał ją zgwałcić. Aż mnie ciarki obrzydzenia przeszły. W porę zjawiły się Monia i Karolina, bo inaczej to by było po sprawie , no i Monika oczywiście podłapała imprezowy nastrój, a Karolina teraz musi mieć obydwie na oku. Współczuję, że ona już nie zazna tej wolności, nawet jak na jej młody wiek :c
OdpowiedzUsuńPisz szybko rozdział 6 i jestem ciekawa kogo będzie to perspektywa. Stawiam na Monię, ale nie wiem ;*
Pozdrawiam ♥
Hej!
OdpowiedzUsuńNa początku przepraszam, że tak długo nie komentowałam, ale lepiej późno niż wcale, nie?
Przejdę do rzeczy:
Postać Audrey naprawdę mnie zaskoczyła. Pozytywnie. Spodziewałam się, że będzie bardziej... opryskliwa, bardziej niemiła? A tu taka trochę zdziwaczała kobietka. No i te jej kotki...
Jednak znowu ujawnia się pech Luizy. Dziewczyna chciała się tylko rozerwać, a tu jakiś napalony zboczeniec się za nią zabiera... Na szczęście Monia i Karolina niczym dwie superbohaterki (z czego jedna podpita, a druga w ciąży) uratowały niewinną prawie-kelnerkę.
Cóż mogę powiedzieć, żeby podsumować? Jeżeli tak szalenie wygląda życie Polek wyjeżdżających do Wielkiej Brytanii, to chcę do Wielkiej Brytanii. Tylko za kilka lat, kiedy będę miała prawo jazdy, bo taksówkami i autobusami nie opyla się tyle jeździć- zbankrutowałabym.
Pozdrawiam,
Madeleine
Świetny rozdział. Wybacz, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale mam 'małe' problemy z internetem. Sama już nie wyrabiam, bo co chwilę nie mam internetu i nic nie mogę z tym zrobić. Co do rozdziału to naprawdę podoba mi się postać Luizy. Pecha miała niesamowitego, no ale na szczęście Monika i Karolina znalazły się we właściwym miejscu i czasie. Czekam na dalsze przygody bohaterek. :)
OdpowiedzUsuń