środa, 12 czerwca 2013

Rozdział 5 - "Luiza"


Dziewczęta!
Kolejna środa i następny rozdział. Za tydzień poczytacie co nieco z perspektywy chłopaków z Lawson, a za dwa akcja przeniesie się do Ameryki. Mam jednak nadzieję, że rozdział 5 przypadnie Wam do gustu.
Dziękuję za wszystkie komentarze :*




"Są takie wydarzenia, które - przeżyte wspólnie - muszą się zakończyć przyjaźnią [...]."
Joanne Kathleen Rowling ("Harry Potter i Kamień Filozoficzny")


            Ten dzień Luiza uznała za wyciśnięty do ostatniej kropli i postanowiła iść spać w swoim pustym mieszkaniu. Na zakurzonym materacu podłożyła sobie pod głowę podartą sukienkę i przykryła się jedną z obszernych koszul. W nocy nie spała, bo pierwszy raz czuła, że jest zdana tylko na siebie. Teraz jednak zmęczenie ją dopadało, a stokroć bardziej wolała sen niż roztkliwianie się nad beznadziejnością swojego losu, koniecznością szukania pracy i braku poszlak w szukaniu swojego wymarzonego chłopaka, który ją uratował.

         Walenie w drzwi wyrwało ją jednak z przyjemnych snów. Wstała dość gwałtownie i zakręciło jej się w głowie. Otworzyła drzwi, by zbesztać przybysza. Na progu ujrzała chudą kobietę ze spinkami w kształcie motyli we włosach. Na wyciągniętych dłoniach trzymała paterę z ciastem.

- Witam nową lokatorkę! - zaszczebiotała. - Jestem Audrey, mieszkam po drugiej stronie korytarza.

- Lou. Mieszkam... tutaj.

         Dziewczyna ziewnęła. Na widok ciasta poczuła burczenie w brzuchu, bo od dawna nie miała nic w ustach. Audrey uśmiechnęła się szeroko.

- To prezent powitalny dla ciebie. Ciasto czekoladowe z kremem cytrynowym.

- Dzięki...

- Ale prosiłabym o zwrot patery. Niektórzy ich nie oddają.

         Ostatnie zdanie kobieta wyszeptała, jakby chciała Luizę przed czymś ostrzec, ale ta wzięła tylko przysmak i oblizała wargi. Widziała jednak, że Audrey nadal stoi na progu i najwyraźniej czeka na zaproszenie.

- Wiesz, nie mam żadnych krzeseł, ani herbaty - wyjaśniła dziewczyna.

- Och, nie szkodzi! - Audrey zaklaskała w ręce i już po chwili wróciła z dwoma krzesłami od siebie, a w zębach niosła paczkę herbaty Earl Grey.

- Dobra, w takim razie wejdź.

         Luiza rozłożyła bezradnie ręce. W końcu kobieta przyniosła jej deser, ratując ją od śmierci głodowej, więc należało jej się trochę uprzejmości. Tym bardziej, że wyglądała na samotniczkę i dziwaczkę.

- Ładnie się tu urządziłaś - odezwała się Audrey, kiedy czekały aż wrzątek zagotuje się w starym czajniku.

         Właścicielka mieszkania spojrzała na nią jak na idiotkę. Poza materacem, bagażami i kaktusem na parapecie w mieszkaniu nie było nic.

- Ty żartujesz, tak? Tu nie było żadnych mebli, a ja nic ze sobą nie mam. Właściwie to szukam pracy.

- Och. W tym akurat mogę ci pomóc. - Audrey uśmiechnęła się szeroko i zaczęła kroić wielkie kawałki ciasta, które nałożyła na dwa talerzyki, które znalazła w suszarce nad zlewem w kuchni. - Tak się składa, że właśnie otworzyłam kawiarnię tuż za rogiem. Szukam pracowniczek, bo sama sobie z wszystkim nie poradzę.

- A czym bym się miała zajmować?

- Och, no wiesz. Obsługiwaniem kasy, podawaniem ciast, herbat i kaw... Wystarczy tylko żebyś była otwarta do ludzi i uprzejma.

- Cóż, będzie z tym ciężko. Ludzie często działają mi na nerwy. - Dziewczyna znacząco spojrzała na swoją przyszłą potencjalną szefową, ale ta nic sobie z tego nie robiła.

- Nie tylko tobie, kochana!

- No dobra, w takim razie myślę, że mogę spróbować. Kiedy miałabym się zgłosić?

- Możesz nawet jutro. Otwieramy o ósmej, ja jestem już od siódmej, więc możesz wpaść wcześniej, by przejrzeć umowę.

- Wcześniej? - dziewczyna przełknęła głośno ślinę. Fakt, że praca sama do niej przyszła uważać mogła za przejaw szczęścia, ale nie podobało jej się zwlekanie z łóżka tak z samego rana.

- No z pół godzinki. Ale wszystko jest do obgadania.

         Audrey na pierwszy rzut oka wyglądała na dziwaczkę, no ale przyniosła jej ciasto i herbatę oraz zatrudniła w swojej kawiarni praktycznie nic o niej nie wiedząc. Trzeba było kuć żelazo póki gorące.

- No to w takim razie będę - westchnęła dziewczyna i spojrzała na wibrujący telefon.

         Przestała sprawdzać kto dzwoni, bo większość połączeń wykonywali zaniepokojeni rodzice. Niech się martwią. To w końcu przez nich musiała sobie teraz radzić sama.

- Więc... jak to jest z sąsiadami? - zagadnęła Luiza, wgryzając się w ciasto. - Cholera, ale to dobre! Co za krem!

- Cieszę się, że ci smakuje. Kapelusznik był testerem smaku i nie podchodził do niego tak entuzjastycznie.

- Kapelusznik?

- Jeden z moich kotów. Mam ich siedem. Kapelusznik, Czerwony Kapturek, Piękna, Bestia, Królewna Śnieżka oraz Książę i Żebrak. Musisz do mnie wpaść i je poznać.

- Tak... ciekawe imiona.

- Prawda? Odzwierciedlają ich charaktery.

- Nie wiedziałam, że zwierzęta mają charaktery.

- W takim razie prawdopodobnie nigdy żadnego zwierzaka nie miałaś. Zarówno moje siedem skarbów, jak i Piorun, twój sąsiad zza ściany, to naprawdę charakterne stworzenia.

         Luizie zdawało się, jakby Audrey wolała zwierzęta niż ludzi, no ale to w końcu w ich towarzystwie przebywała. Na usta cisnęło jej się pytanie, czy klienci kawiarni nie skarżą się na kocie włosie w ciastach, ale ugryzła się w język i kontynuowała napełnianie żołądka pysznym ciastem.

- Ten Piorun to też kot? - spytała, widząc, że tylko temat zwierząt jest w stanie zainteresować Audrey.

- To pies. Ogromny! Ale bardzo przyjazny. W stosunku do obcych jest nieco nieufny, ale szybko się z nim zaprzyjaźnisz. On nawet koty uwielbia!

- No dobra, a jak to jest z ludźmi?

- Cóż, różnie. Zapewne poznałaś właściciela kamienicy, Nicka. Amerykanin, alkoholik, rozwodnik. Zgorzkniały, ale w razie potrzeby pomoże. Wszyscy są sympatyczni, jeśli oczywiście im nie podpadniesz.

         Audrey roześmiała się gardłowo i to musiało Luizie wystarczyć. Dokończyła ciasto i pożegnała się z nową znajomą. Miała już mieszkanie i pracę. Teraz tylko musiała to oblać. Ale z kim, skoro jej przyjaciółki wróciły do Polski? Miała koleżanki z uczelni, ale za nimi nie przepadała. Patrzyły na nią krzywo, bo jej akcent nie był idealny, a one uważały ją za intruza, który powinien wracać do swojego kraju.

         Po bitwie z myślami chwyciła jednak telefon i napisała do nich wiadomość. Zgodziły się bez wahania, więc dziewczyna wybrała jedną ze swoich sukienek (króciutką kanarkową) i włożyła na nogi czarne platformy. Żeby nie zamarznąć wzięła też czarny żakiet, a na to zarzuciła swoją kurtkę.

         To będzie ostatnia impreza, tak sobie obiecywała. W końcu od następnego dnia zaczyna pracę, musi być poważna i dorosła. Nie zabawi długo. O północy będzie już na swoim zakurzonym materacu. Z rana podpisze umowę i poprosi Audrey o zaliczkę, żeby mogła kupić sobie jakąś pościel.

         Świat klubów rządził się jednak własnymi prawami. Wypiła kilka drinków z koleżankami, które patrzyły na nią litościwie, dziwnie wydymały usta i powtarzały "i co ty teraz ze sobą zrobisz", przez co czuła się okropnie. Przed północą udała, że źle się czuje i wymknęła się z baru, do którego przyszły jej koleżanki. Cały czas rozmawiały o zajęciach, ciekawych wykładach, studenckim życiu... A ona chciała czegoś innego.

         Lubiła chodzić na samotne spacery i tak też było teraz. Londyn tętnił życiem, a ona z wciśniętymi głęboko w kieszenie dłońmi szła przed siebie, pozwalając nogom zadecydować, co się z nią stanie. Przy odrobinie szczęścia omal nie wpadnie pod kolejny autobus (jakkolwiek radykalnie to brzmiało), a uratować ją może wysoki blondyn, którego obraz na stałe wyrył jej się w świadomości.

         Spojrzała na wyświetlacz swojego telefonu. Jej przyjaciółki już wróciły do Polski, a ją ogarnęła tęsknota i samotność. Była zdana tylko na siebie. Mogła spakować rzeczy, pożegnać jakże wygodny zakurzony materac i wrócić do rodziców, ale nie chciała. Mimo swojego lenistwa była ambitna i czuła, że może w życiu do czegoś dojść, ale niekoniecznie drogą studiów. W Polsce z wyższym wykształceniem mogłaby wylądować na kasie w "Biedronce", a to dawało jej przekonanie, że nauka nic ci nie załatwi. Najważniejszy był spryt i charyzma i liczyła, że z odrobiną dobrej chęci uda jej się być szczęśliwą na własnych warunkach. I zamierzała zacząć od pierwszego dnia pracy. Nie wiele jednak wypiła, a że się stresowała, postanowiła udać się na jednego drinka do baru niedaleko swojego mieszkania.

- "Black Velvet" - przeczytała na głos. Wzruszyła ramionami sama do siebie i weszła dumnym krokiem do środka.

         Od razu przy barze podszedł do niej sponsor. Zmierzyła wzrokiem tego szerokiego w barach łysego faceta i się skrzywiła. Czy naprawdę była zdana na takich? Nie odrzuciła jednak propozycji zapłacenia za drinka, bo jej oszczędności były na wykończeniu. Wychyliła zamówioną Krwawą Mary i chciała odejść, ale towarzysz zaproponował ją nowego drinka wymyślonego przez barmana, więc przystała.

         Potem wszystko zlało się w jedną plamę. Twarz kolesia, który za punkt honoru obrał sobie jej zasponsorowanie odpływała gdzieś na boki, a ona poczuła, że wszystkie mięśnie jej wiotczeją.

- Ty... dosypałeś mi czegoś? - zapytała nieprzytomnie, dłonią zwalając resztę drinka, którą oblała kolesiowi spodnie.

         Zaklął i złapał ją za rękę, zanim podszedł do nich barman, który mógł zauważyć, że coś jest nie tak.

- Nic ci nie dosypałem, głupia. Upiłaś się - wyjaśnił ochrypłym głosem i oblizał wargi.

- Acha - odpowiedziała skołowana dziewczyna. - Muszę do łazienki.

- Właśnie tam idziemy.

- Acha.

         Tylko na tyle było ją stać, bo nie wiedziała, co się z nią dzieje. Nie potrafiła ocenić sytuacji, odległości ani stanu swojej trzeźwości. Uśmiechała się, bo jej "nowy kolega" wydawał się miły. Poczuła się słabo, a on zabrał ją do łazienki. Szybko jednak gdzieś na obrzeżach świadomości orientowała się, że nie przyszli tu, by wytrzeźwiała.

         Na piersi poczuła jego pożądliwą rękę, druga sunęła po udzie coraz wyżej, przygarniając ją do siebie. Obie były spocone i obrzydliwe. Czuła odór alkoholu z ust osobnika, którego określiła jako swojego sponsora, kiedy ten dyszał jej w twarz i składał pocałunki na jej szyi i dekolcie.

- Zostaw - powiedziała, ale było to zbyt ciche, żeby mógł usłyszeć.

         Nie miała siły go odepchnąć, ręce były jak z galarety i robił z nią, co chciał. Była marionetką, z którą postanowił się zabawić. Poczuła wybrzuszenie w okolicy jego krocza, które napierało na powoli podwijaną sukienkę.

- Moja sukienka, moja sukienka... - zawodziła cicho, coraz bardziej tracąc poczucie rzeczywistości i tego, co się wydarzy.

         Drzwi łazienki trzasnęły i usłyszała damskie głosy, mimo iż mogła przysiąc, że potencjalny gwałciciel zaciągnął ją do męskiej łazienki.

- Nie będę czekać w kolejce, muszę siku - oświadczył dobitnie dziewczęcy melodyjny głos, który jednakże zdradzał, że wypiła ona nieco za dużo alkoholu. - Jedna kabina? No trudno. Poczekaj na mnie.

         Dziewczyna szarpnęła drzwi, za którymi obleśny facet obłapiał Luizę.

- Zajęte - wychrapał, wściekły, że ktoś śmie mu przerywać, kiedy już zabierał się za rozpinanie rozporka. - Babski kibel jest obok.

- Człowieku, pęcherz mi zaraz eksploduje, muszę tutaj. - Monika rozejrzała się wokoło i spostrzegła same pisuary. - A nie zamierzam lać do tego.

- Cholera, wynoście się stąd! - zawołał rozwścieczony już mężczyzna, a one zmarszczyły brwi.

- Sukienka zniszczona, sukienka zniszczona... - powtarzała w transie Luiza, a Karolina zrobiła duże oczy i spojrzała na swoją przyjaciółkę.

- Czy ktoś tu potrzebuje pomocy? - spytała.

- Nikt nie potrzebuje pomocy, ciekawskie dziwki. Spadać mi stąd!

         Przyjaciółki wymieniły porozumiewawcze spojrzenie. Monika zaczęła walić w drzwi od kabiny, a Karolina pchnęła drzwi do męskiej łazienki i popędziła po ochroniarza, któremu pokazywały dokumenty tożsamości przy wejściu. Trzydzieści sekund później dotarła z nim do toalety, w której drzwi od kabiny właśnie otworzyły się i stanął w nich spocony i zasapany mężczyzna. W kącie kuliła się prawie nieprzytomna dziewczyna z podwiniętą sukienką.

- Daj mi skończyć i na ciebie przyjdzie pora! - zagrzmiał mężczyzna i wtedy zauważył ochroniarza.

         Jego wzrok stał się nagle rozbiegany, pchnął pracownika klubu i ruszył biegiem do wyjścia.

- Wszystko w porządku? - spytała roztrzęsiona Monika, zerkając na Luizę.

- On ją czymś naćpał - podpowiedziała Karolina.

- Weźmiemy ją do szpitala?

- Szpital, szpital... Nie - powtarzała Luiza jak w transie.

         Jakiś chłopak chciał skorzystać z łazienki, więc Karolina zmroziła go wzrokiem i kazała mu spadać na drzewo, przez co uciekał w popłochu. Luiza natomiast oparła głowę o kafelki i odpływała dalej.

         Karolina podniosła klapę i dopadła do niej w mgnieniu oka. Odgarnęła uratowanej dziewczynie włosy i wpakowała jej dwa palce głęboko do przełyku tak, że już po chwili konwulsji wywołała odruch wymiotny, dzięki któremu dziewczyna pozbyła się substancji z organizmu.

- Uciekł mi. Dzwonić po policję albo pogotowie? - zapytał ochroniarz, który wrócił do łazienki.

- Nie... trzeba - wydusiła Luiza, ale jej słowa przerwał odruch wymiotny.

         Poczuła się momentalnie lepiej, a trzeźwość umysłu powróciła. Omal nie została zgwałcona, ale wszystko skończyło się dobrze. Wstała i lekko słaniając się na nogach podeszła do umywalki, w której wypłukała usta.

- Gumę? - zaproponowała Monika, podsuwając dziewczynie pod nos opakowanie Orbit, z którego ta wyciągnęła kilka drażetek i wpakowała do ust.

- Chcesz, żeby się udławiła?

- Chcę, żeby jej z ust nie śmierdziało!

         Wybawicielki Luizy zaczęły chwilę się sprzeczać. Karolina była trzeźwa, a jej przyjaciółka wstawiona. Żadna nie zauważyła, że nowa znajoma wymknęła im się do baru, przy którym zamówiła sobie whisky, żeby oddalić od siebie nieprzyjemne wspomnienie spoconych dłoni na swoim ciele.

         Przyjaciółki spojrzały na siebie i zgodnie stwierdziły, że nie mogą jej tu zostawić.

- Gdzie mieszkasz? - zagadnęła Karolina, odbierając dziewczynie drugą szklankę whisky, którą ta zamierzała wychylić.

- Jestem bezdomna - westchnęła dziewczyna, szybko jednak reflektując, że przecież znalazła mieszkanie. - Nie, zaraz! U takiego pijaka w kamienicy!

         Nagle smutek i melancholia po dramatycznych przeżyciach odeszły w zapomnienie.

- Musicie iść ze mną!

- Tak, zaprowadzimy cię do domu - stwierdziła Karolina, ale zauważyła, że whisky, którą odebrała jednej dziewczynie, wyżłopała jej przyjaciółka. - Monia!

         Rudowłosa właśnie złapała jakąś dziewczynę przy barze za ramiona i potrząsając nią opowiadała po polsku.

- I myśli, że co? Że machnie tą swoją lokowaną grzywą, a ja mu padnę do stóp? O, nie ma mowy. Nie będę dla nikogo na wezwanie. Jestem panią sama sobie.

- Monika! Zostaw ją! - poleciła przyjaciółce Karolina, a ta machnęła tylko ręką.

- A widzisz moją przyjaciółkę? Ona jest w ciąży z Maxem. I nie chce mu nic powiedzieć. A tamta z tyłu, która właśnie wypija piwo temu kolesiowi... - Karolina z szybkością błyskawicy spojrzała na Luizę, którą na chwilę spuściła z oczu, a która już umoczyła dziób w czyimś piwie. - Prawie została zgwałcona. Uratowałyśmy ją.

         Całe szczęście, że mówiła po polsku, bo Bogu ducha winna dziewczyna mogła popędzić do gazet i rozgłosić, że spotkała nawaloną dziewczynę Jaya i ciężarną, którą zapłodnił jego kolega z zespołu. To brzmiało jak scenariusz do kiepskiej czarnej komedii.

- Dobra, macie już dosyć - oświadczyła znacząco Karolina i odciągnęła swoją przyjaciółkę za łokieć. - Jak masz na imię? - zwróciła się do nowej znajomej.

- Luiza.

         Dziewczyna słaniała się na nogach, ale usłyszała piosenkę ulubionego DJ'a i już ciągnęła na parkiet.

- Avicii! - powtarzała.

- Zostawmy ją i cho... - zaczęła Karolina, ale nie skończyła, bo Monika już była na parkiecie i wywijała w rytm jakiejś nieznanej im piosenki klubowej.

- Zatańczymy? - zagaił jakiś podpity facet, ale ona pokręciła głową.

         Miała dwie szalone dziewczyny do upilnowania. Z żalem obserwowała ich beztroskę i instynktownie złapała się za brzuch, w którym to biło dodatkowe serduszko. Wszystko wskazywało na to, że ona już nigdy nie będzie mogła być taka szalona i wolna jak one w tej chwili.

12 komentarzy:

  1. Super!
    Karolina ma niezłe zadanie. :D
    Dwie dziewczyny, pijane w dodatku.
    Normalnie wspaniały rozdział, ale mam pytanie, czy przypadkiem to zdjęcie na początku nie przedstawia innej dziewczyny niż to z bohaterów?
    I czemu nie ma Kalsey w bohaterach? :C
    NIe bedzie jej?! Oby nie..

    Czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Luiza nie ma zbytniego szczescia. Pasc ofiara prawie ofiara gwaltu to musialo byc straszne przezycie.. ale na ratunek przybyly Monia i Karoline!;D
    Zastanawialam sie ostatnio kiedy sie poznaja i nareszcie do tego doszlo:)
    Jeszcze tylko chlopaki z Lawson i bede w niebie xd
    Nie no zartuje, uwielbiam wszystko co piszesz i ciesze sie, ze znalazlam uuu dawno temu, ale jednak twojego bloga, bo bylo warto;)
    Wracajac do rozdzialu, bo zaczynam sie gubic w tym komentarzu... z komorki grrr;o
    Wydawalo mi sie, ze Lou przesadza z alkoholem, tez czasem tak mam, ale to pewnie takie chwilowe. Juz wyobrazam sobie jakie Monika i Karo przezyja zdziwienie, gdy odkryja, ze Luiza rozumie po polsku i to calkiem dobrze:p
    Takiego kolesia jak w tym lokalu popwinno sie wykastrowac xd
    Takie wtracenie ode mnie;D
    Dobra, wracam do ksiazek, bo niemiecki czeka i wola, zebym wkoncu sie czegos nauczyla... taaa napewno:D
    Weny:)

    Pozdrawiam<3

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlugo nie dodawalas rozdzialu.Myslalam ze bedzie dluzszy.Ale coz i tak zajebisty.Monia i Kara superMen ! kiedy kolejny?/Molly

    OdpowiedzUsuń
  4. Nieziemski rozdział :) Bardzo mi się podobał, tylko szkoda, że taki krótki. Karolina to tak jakby ja, więc sobie poradzi, o nią się nie boję, ale co z Luizą i Moniką ? To dwie wariatki i to w dodatku pijane. Szkoda mi Karoli z opowiadania bo nie będzie już mogła się wyszaleć! Cholera, jak to ciąża potrafi wszystko skomplikować. Ja to co innego :)
    Zazdroszczę Luizie tego, że praca sama do niej przyszła. Niedługo wszystko się ułoży bo LAWSON! Jak na nich czekam! Ach...!

    OdpowiedzUsuń
  5. AAAAAAAAAAA super rozdział! Tylko szkoda, że krótki ale i tak fajny :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Pojawiły się też Monia z Karolcią :D
    Biedna Luiza... Jak widac, nic poważnego się nie stało, skoro zaczęła upijac piwo jakiemuś facetowi. :)
    Świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak można być taką (tu wybacz, ale trochę na przeklinam :D) świnią, cwelem, chamem, chujem i zjebem żęby chciec zgwałcić Bogu ducha winną dziewczynę!!!! -,- chamstwo w państwie -,-
    Jaki obrót akcji :D Te pościgi, te wybuchy!!! xd
    Luiza i Monika dwa pijaki :) heheheheheh....
    Rozdział był cudowny z resztą jak zawsze :D
    Czekam na nn ;3

    OdpowiedzUsuń
  8. Hah, takie zawrotne akcje to tylko u Luizy. Całe szczęście, że dziewczyny wybawiły ją od tej bestii w spodniach, mającej miano mężczyzny. Ugh, jak ja nienawidzę takich facetów. Niedobrze mi się robi na samą myśl o takim typie. Mniejsza o to.
    Rozwaliło mnie na łopatki gadanie Moniki, żłopanie piwa od obcego faceta przez Luizę, ach i oczywiście ten popisowy taniec do piosenki Avicii'ego. Leżę ze śmiechu i nie wstaję:D
    Choć tak z drugiej strony, smutno mi się zrobiło z powodu Karoliny. Samotna, w ciąży, pilnująca dwóch zwariowanych dziewczyn. W dodatku, to ostatnie zdanie, tak jakoś w melancholijny stan mnie wprowadziło. Cóż, jakby to ująć? Smutne, ale cholernie prawdziwe.
    Czekam cierpliwie na następny:*
    E.

    OdpowiedzUsuń
  9. MONIA I KAROLINA BOHATERKI! :D Dobrze, że przyszly w odpowiednim momencie, bo byłoby źle :c
    Pijana Monika... Boże, ta dziewczyna jest nie do ogarniecia xD
    Rozdział jak zawsze cudny i wogóle ^^
    Czekam.na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  10. ŁOOOO.. rozdział genialny ! Uwielbiam czytać z perspektywy Lou, Moni i Karoliny i wykreowałaś je tak wspaniale,że teraz mam mętlik w głowie, która z nich to moja ulubiona . Audrey wydaje się być trochę wścibska i wpraszalska, ale jednak to jest jakaś przesadnie miła kobieta, która jest starą panną z kotami ;) Jak Luiza idzie na impreze, to już wiesz że trzeba się bać. Jakiś łysol pewnie dosypał jej pigułki albo faktycznie sama przesadziła z alkoholem, ważne, że się do niej dobierał i chciał ją zgwałcić. Aż mnie ciarki obrzydzenia przeszły. W porę zjawiły się Monia i Karolina, bo inaczej to by było po sprawie , no i Monika oczywiście podłapała imprezowy nastrój, a Karolina teraz musi mieć obydwie na oku. Współczuję, że ona już nie zazna tej wolności, nawet jak na jej młody wiek :c
    Pisz szybko rozdział 6 i jestem ciekawa kogo będzie to perspektywa. Stawiam na Monię, ale nie wiem ;*
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej!
    Na początku przepraszam, że tak długo nie komentowałam, ale lepiej późno niż wcale, nie?
    Przejdę do rzeczy:
    Postać Audrey naprawdę mnie zaskoczyła. Pozytywnie. Spodziewałam się, że będzie bardziej... opryskliwa, bardziej niemiła? A tu taka trochę zdziwaczała kobietka. No i te jej kotki...
    Jednak znowu ujawnia się pech Luizy. Dziewczyna chciała się tylko rozerwać, a tu jakiś napalony zboczeniec się za nią zabiera... Na szczęście Monia i Karolina niczym dwie superbohaterki (z czego jedna podpita, a druga w ciąży) uratowały niewinną prawie-kelnerkę.
    Cóż mogę powiedzieć, żeby podsumować? Jeżeli tak szalenie wygląda życie Polek wyjeżdżających do Wielkiej Brytanii, to chcę do Wielkiej Brytanii. Tylko za kilka lat, kiedy będę miała prawo jazdy, bo taksówkami i autobusami nie opyla się tyle jeździć- zbankrutowałabym.
    Pozdrawiam,
    Madeleine

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny rozdział. Wybacz, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale mam 'małe' problemy z internetem. Sama już nie wyrabiam, bo co chwilę nie mam internetu i nic nie mogę z tym zrobić. Co do rozdziału to naprawdę podoba mi się postać Luizy. Pecha miała niesamowitego, no ale na szczęście Monika i Karolina znalazły się we właściwym miejscu i czasie. Czekam na dalsze przygody bohaterek. :)

    OdpowiedzUsuń

Blog List