Dziewczyny, przepraszam za opóźnienie w komentowaniu, ale dostałam udaru z tego gorąca i masz babo placek. Na szybko wklejam rozdział, ale nadrabiać zaległości będę dopiero jutro, jak odpocznę w domu, w jakimś ciemnym kącie.
Dziękuję Wam bardzo, że skomentowałyście rozdział 5, mimo iż ja nie dodałam nic u Was. Obiecuję poprawę. W tym rozdziale na osłodę chłopaki z Lawson, w kolejnym powraca The Wanted.
Pozdrawiam :*
„Ostatecznie żyjemy po to, aby
zapewniać rozrywkę sąsiadom i sami ich wyśmiewać.”
Jane Austen ("Duma i
uprzedzenie")
Drzwi niewielkiego mieszkania w starej
kamienicy otworzyły się lekko i do środka wszedł jej właściciel. Powoli
doczłapał do łóżka, po drodze rzucając na podłogę kurtkę. Ostatni rok był
zakręcony pod wieloma względami. Zespół, w którym grał po czterech latach
wreszcie wydał płytę i stawał się znany nie tylko w Anglii, ale i na świecie.
Niebawem miała się zacząć trasa koncertowa, a on czuł się szczęśliwy. Wracał
właśnie z sesji zdjęciowej, w której rozstawiano go po kątach, co wymęczyło go
do tego stopnia, że pragnął tylko spać. Zamierzał zadzwonić do swojej
dziewczyny, która mieszkała w Stanach, ale uwzględniając zmianę czasu musiał
zrezygnować z tych planów, gdyż jego dziewczyna była jeszcze w pracy. Westchnął
i opadł ciężko na łóżko, dociskając twarz do poduszki. Po chwili słychać było
tylko jego chrapanie.
Jakiś
czas później niepokojące odgłosy dobiegające zza okna brutalnie wyrwały go z
sennych fantazji, co najwyraźniej mu się nie spodobało. Zmarszczył brwi,
chwycił kij baseballowy, który ze względów bezpieczeństwa trzymał zawsze koło
łóżka, i starając się nie spłoszyć potencjalnego włamywacza, zaczaił się koło
okna. Odgłosy, które go zaniepokoiły były prawdopodobnie spowodowane czyimiś
krokami na schodach przeciwpożarowych.
- Cholerny
wynalazek! – zaklął pod nosem i spróbował się skupić na zadaniu.
Było
to trudne, bo był strasznie zmęczony, a oczy same mu się kleiły. Ile przespał?
Dwie godziny? Może trzy? Nie miał czasu spoglądać na zegarek, teraz liczyło się
tylko to, aby pozbyć się niechcianego gościa. Firana lekko się poruszyła i
wtedy przystąpił do ataku. Na oślep uderzył kijem intruza, który wpadł przez
okno do pokoju i skulił się na środku podłogi. Dopiero po chwili oprzytomniał i
przyjrzał się bliżej napastnikowi.
- Ryan? – spytał,
odkładając kij na bok i podając młodemu mężczyźnie rękę, aby pomóc mu wstać.
- Odbiło ci, Joel?!
– wrzasnął wysoki, szczupły blondyn z postawioną grzywką, który cały obolały z
trudem podniósł się do pozycji stojącej.
- Przepraszam,
wziąłem cię za włamywacza.
- Czy włamywacz
krzyczałby: „nie bij mnie Joel, to ja, twój przyjaciel, chciałem cię tylko
odwiedzić”?! – Ryan przespacerował przez pokój i usiadł w wytartym fotelu.
- Przepraszam,
jestem zmęczony. Nie każdy lubi pozować, tak jak ty.
- A ja myślę, że
tęsknota za Kathryn cię wykańcza - westchnął blondyn.
Szybko jednak zreflektował, że nie
szedł po schodach przeciwpożarowych sam, bo wyjrzał przez okno i ujrzał swojego
przyjaciela, który już po chwili wpadł do mieszkania i uniósł ręce, jakby
wygrał w jakimś wyścigu.
- Niespodzianka!
- Teraz już wiem,
dlaczego mówiłeś: „idź pierwszy, zrobisz lepsze wrażenie” - syknął Ryan. Na
pewno został wrobiony.
Adam, drugi z przybyłych gości,
spojrzał na kij baseballowy i szybko skojarzył fakty. Uśmiechnął się pod nosem,
ale szybko przybrał poważny wyraz twarzy i poklepał Ryana po ramieniu.
- Przepraszam,
podmucham. Gdzie boli?
- Lepiej pocałuj! –
zachichotał Joel, któremu nagle ochota na spanie przeszła jak ręką odjął.
Widział tych wariatów kilka godzin
wcześniej, ale zawsze jednakowo cieszył się, kiedy przebywali razem. Gdyby
jeszcze miał pod ręką swoją dziewczynę, byłby w pełni szczęśliwy. Związki na
odległość bywały męczące.
- No to plan jest
taki! Jako że obecny tutaj Ryan Fletcher stał się bohaterem ratując niewiastę
spod kół autobusu i nie biorąc od niej żadnego namiaru, powinniśmy to uczcić -
oświadczył nagle Adam.
- Acha. I dlatego
włamaliście się schodami przeciwpożarowymi?
- Nie, Andy uznał,
że to będzie zabawne.
- Dla kogo zabawne
dla tego zabawne - prychnął Ryan, rozmasowując bolące ramię. - Kto normalny
trzyma kij bejsbolowy w mieszkaniu?
- Ktoś, kto ma tak
nienormalnych przyjaciół, że włamują się zamiast kulturalnie zapukać. - Joel
rozbawiony założył ręce na piersiach.
- Twój dozorca mnie
przeraża. - Adam się wzdrygnął.
- No i kto normalny
mając pieniądze na porządniejsze mieszkanie wybiera taką ruderę?
Mieszkanie rudery nie przypominało, ale
budynkowi przydałby się niewątpliwie remont. Joel wybrał je, właścicielem
kamienicy był wujek jego dziewczyny.
- Zawsze możesz
wprowadzić się do mnie - zaproponował Ryan, szczerząc zęby. - Z bohaterem
będziesz bezpieczny.
- Nie, dzięki.
Tutaj jest mi dobrze.
- No to co? Idziemy
na imprezę? - Adam zatarł ręce.
- Na jaką imprezę?
- No... Na taką
imprezę z okazji dnia wolnego.
Joel spojrzał na swoich uśmiechniętych
przyjaciół. Jeden był wysoki, drugi niski. Rozbawił go ten kontrast. Chwycił
swoją kurtkę i spojrzał w kierunku drzwi.
- Chyba że wolicie
schody przeciwpożarowe.
Pokręcili głowami i chwilę później
witali się z Andym na dole.
- Dzisiaj będzie
kameralnie - oświadczył akcentem z Manchesteru, ale uśmiech, który błąkał się
po jego twarzy jasno dawał Joelowi do zrozumienia, że mimo iż chłopacy z The
Wanted byli w Stanach, ta impreza miała być suto zakrapiana alkoholem.
*
Nie wierzył, że po raz kolejny dał się
wyciągnąć chłopakom na imprezę w środku tygodnia. Telefon wył niemiłosiernie
tuż przy jego uchu, kiedy skacowany próbował sobie przypomnieć, o której
wrócił. Druga, tak, to musiała być druga. Ledwo wziął prysznic i zasypiał, zza
ściany nowa sąsiadka oznajmiała swoim towarzyszkom, że "czym chata
bogata" i mogą zostać, jak długo chcą, bo potrzebuje lokatorek. Druga,
jeszcze bardziej nieznośna, śpiewała na całe gardło jakąś piosenkę w obcym
języku, a potem wykrzykiwała, że faceci są do bani, a ci sławni przechodzą sami
siebie. Trzecia, najwyraźniej trzeźwa, uspokajała dwie pozostałe, ale szło jej
marnie, a przy tym zachowywała się jeszcze głośniej. W rezultacie przez hałasy
zza ściany zasnął dopiero o czwartej i nie miał pojęcia, która była teraz, ale
jego przyjaciel najwyraźniej uznał, że dobrym momentem będzie powieszenie ich
wspólnego zdjęcia, bo zaczął walić w ścianę młotkiem, by umieścić tam gwóźdź.
- Jest dziesiąta!!!
- krzyknął blondyn, a zaspany właściciel mieszkania przetarł oczy i spojrzał na
niego.
- Co ty robisz?
- Prowadzę
konwersację z twoją sąsiadką zza ściany.
- Chodziło mi
raczej, dlaczego najpierw wychodzisz z inicjatywą libacji alkoholowej, a teraz
nie dajesz mi odespać kaca. To jedyny wolny dzień od dawna, Ryan, na litość
boską.
- Wybacz.
Musieliśmy oblać to, że wczoraj uratowałem jakaś niewiastę od niechybnej
śmierci.
Ryan wyszczerzył zęby i zeskoczył ze
stołka, by przyjrzeć się swojemu dziełu. Na ścianie w antyramie dumnie
prezentowało się ich wspólne zdjęcie z dnia poprzedniego. Blondyn otulał
ramionami dwóch swoich kumpli, a gdzieś na dole zza kadru wychylał się ich
czwarty przyjaciel.
- Adam wygląda jak
krasnoludek - stwierdził zgodnie z prawdą Joel.
- Nie tylko na tym
zdjęciu - skwitował Ryan i zmieszany spojrzał na pobojowisko, które zostawili w
kuchni.
Właściciel mieszkania był jeszcze
zaspany i nic do niego nie docierało. Kiedy podszedł do ekspresu do kawy
stojącego na blacie w kuchni, zdał sobie jednak sprawę, że coś jest nie tak.
Wokoło porozlewany był olej, a reszta pomieszczenia nie wyglądała lepiej.
- Ryan, czy tu
wybuchła trzecia wojna światowa? - spytał, rozglądając się wokoło.
- Nie. Po prostu z
rana byliśmy głodni, a każdy z nas miał ochotę na coś innego i... Bum! Mały
nieporządek gotowy.
- Boję się myśleć,
jak twoim zdaniem wygląda duży.
Joel podrapał się po głowie. Pod
lodówką na ziemi leżała ugotowana paczka makaronu. Na krześle leżał zmiażdżony
pojemnik po jajkach, do patelni kleiło się coś nieokreślonego, a były to
dopiero wstępne oględziny.
- Który to
stwierdził, że zabawa w kucharza będzie odpowiednia?
- Hmm... W sumie to
Adam. Liczył, że masz coś gotowego w lodówce, bo tak świetnie gotujesz, ale że
wszystko było w czynnikach pierwszych, musieliśmy działać.
- I dlatego
smażycie kamienie? - Joel zerknął na patelnię, a Ryan pokręcił głową.
- Andy miał ochotę
na stek, ale o nim zapomniał, kiedy zauważył, że w telewizji leci transmisja
meczu. No i troszeczkę się przypalił.
- Troszeczkę? Mi to
wygląda na zwęglone na amen.
- Był gotowy do
jedzenia, ale niestety Adam go podpalił.
- Co zrobił? - Joel
zachłysnął się kawą, którą właśnie wziął do ust. - Niby po co miał podpalać
kotleta na patelni?
- Stek - wyjaśnił
Andy, który podniósł się z kanapy.
Dopiero teraz Joel zauważył, że nie są
sami.
- Dzień dobry,
Śpiąca Królewno. Może rzucisz nieco światła na to podpalanie, bo Fletcher jest
skrępowany.
- Cóż, chłopaki
patrzyli mi się na ręce, więc poszedłem oglądać mecz, ale wydaje mi się, że
stek zwęglił się, kiedy Ryan rzucił na niego podpalone papierowe ręczniki.
- O Boże... A jak
te się podpaliły?
- Adam krzyknął, że
rozlał olej, to rzuciłem mu ręczniki, ale ich nie złapał i wpadły na palnik,
więc chciałem ratować sytuację, to wrzuciłem ręczniki na patelnię. - Ryan
rozłożył bezradnie ręce.
- A dopiero ja
zreflektowałem, że trzeba odciąć płomieniom dopływ tlenu. Inaczej całą chatę by
ci spaliło. - Andy wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- No a ten makaron
na podłodze? - westchnął zrezygnowany Joel.
Jego pies, wielgachny mastif angielski,
właśnie dochodził do miski i stwierdziwszy, że nie ma w niej nic godnego uwagi,
zamierzał zabrać się za jedzenie makaronu. Chłopak odciągnął go od tego i
wysypał mu nieco suchej karmy.
- Adam stwierdził,
że skoro stek spalony, to można by ugotować makaron, ale nie byliśmy pewni, jak
długo czasu trzeba go dudlać, więc rzucaliśmy nim o lodówkę. Bo podobno jak się
przyklei, to jest aldente. - Fletcher dumnie wyprężył pierś, a Peat ukrył twarz
w dłoniach.
- Nie mogliście
sobie po prostu jajek usmażyć?
- Cóż, moglibyśmy,
gdyby nie fakt, że ten idiota na nich usiadł. - Andy roześmiał się i wskazał na
Ryana, który się naburmuszył.
- Trzeba było ich
nie kłaść na krześle!
- A gdzie miałem je
położyć, jak cały stół zastawiłeś całym badziewiem z lodówki, żeby wybrać
dodatki do omletów?
- Badziewiem? -
wtrącił Joel, ale zupełnie go zignorowali, więc się poddał. - To może chociaż
powiecie, gdzie jest Adam?
- Poszedł po pizzę.
- Czyli mimo
bałaganu nie udało się wyprodukować nic zjadliwego?
- Miło szczerych
chęci. - Andy spuścił głowę.
- No to bierzcie
się za sprzątanie, a ja pójdę z Piorunem na spacer.
- W gaciach? -
uniósł się Ryan. - Ja pójdę!
Zanim Joel zdążył zaprotestować, jego
przyjaciel już łapał za smycz i wybywał. Andy stał koło niego w ciasnych gatkach
i się rozciągał. Jego wzrok padł na powieszone na ścianie zdjęcie.
- Hej, Adam wygląda
tu jak krasnoludek!
- On zawsze tak
wygląda - westchnął Joel, cytując przyjaciela i powlókł się do łazienki, by wziąć
prysznic.
*
O
dziesiątej rano wredny i nieczuły sąsiad zza ściany najwyraźniej uznał, że do
odpowiednia pora na remont i zaczął uporczywie uderzać młotkiem w ścianę. Luiza
poderwała się do pozycji siedzącej. Tuż obok niej, przytulona do swojej torebki
spała rudowłosa dziewczyna, którą jak przez mgłę pamiętała z poprzedniej nocy,
ale nie mogła skojarzyć, dlaczego śpi w jej łóżku, bo odgłos młotka nie
pozwalał jej się skupić. Z wściekłością dobiegła do ściany, która oddzielała
ich mieszkanie i zaczęła walić w nią pięścią.
- Człowieku!
Mógłbym grzmocić tym sprzętem o ludzkiej godzinie?!
- Jest dziesiąta!!!
- odkrzyknął jej i już zamierzała rzucić w jego stronę siarczystą wiązankę
przekleństw, ale miała teraz inne zmartwienie.
Włączyła
napęd turbo. Jedną ręką myła zęby, drugą wkładała buta na obcasie. Była
spóźniona, nie było ku temu najmniejszych wątpliwości. Do późna balowała
z przyjaciółkami i w końcu zasnęła z nosem między popielniczką a niedopitym
drinkiem tak, że musiała być odholowana do domu.
Komórka
dzwoniła już od dobrych kilku minut, ale po prostu nie miała czasu jej odebrać.
Spojrzała w lustro w przedpokoju. Nie zdążyła wziąć prysznica, więc spryskała
się obficie perfumem o zapachu konwaliowym i związała przetłuszczone włosy w
kucyk. Wyglądała znośnie, czyste ubrania nie czyniły z niej bezdomnej, która
spała na lotnisku. Do małej torebeczki wrzuciła tylko telefon i portfel, i
zapominając, że zostawia w swoim mieszkaniu nieznajomą, w biegu ruszyła na pierwszy
dzień pracy w kawiarni.
Zanim
dobiegła do schodów zderzyła się z jakąś dziewczyną.
- Dzień dobry! Już
wstałaś! - rozpromieniła się na jej widok Karolina.
- Och... Wybacz,
ale niewiele pamiętam z wczoraj.
- Miałaś kłopoty w
klubie i ja i moja przyjaciółka przywiozłyśmy cię do domu. Powiedziałaś, że
możemy zostać.
- Tak... dzięki!
Nagle wszystko zaczęło klarować się w
głowie dziewczyny. Rzeczywiście jej wybawicielki przytargały ją tutaj, mimo iż
jedna z nich sama była pijana. Spojrzała na reklamówkę, którą trzymała w ręku
jej koleżanka. Najwyraźniej zrobiła zakupy.
- Wybacz, ale pędzę
do pracy, już jestem spóźniona. Czym chata bogata!
Luiza pobiegła schodami w dół, a Karolina
weszła do mieszkania, które właścicielka zostawiła otwarte.
W
drodze po schodach spóźnioną minął wielki pies, bardziej przypominający
niedźwiedzia. Straciła równowagę i upadła na kolana.
- Piorun, do
nogi!!! - słyszała z góry.
- Nie dość, że spać
nie dają, to jeszcze bydło w domu trzymają.
Nick wychylił się ze swojego kantorka i
spojrzał na nią zdziwiony.
- Sąsiedzi dają się
we znaki?
- Nie, jest super.
- Wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
Nie zamierzała się odwrócić, by
zobaczyć przyjaciela właściciela psa, który zbiegał po schodach, by okiełznać pupila.
Nie miała pojęcia, że jest to jej wybawca, którego zamierzała odnaleźć, a
którego miała pod nosem.
Wywróciła oczami i pchnęła ciężkie
drzwi od kamienicy, by wreszcie, po dwuipółgodzinnym spóźnieniu pojawić się w
kawiarni.
- I co ja mam z
tobą zrobić? - spytała Audrey, kiedy Luiza na szybko bez czytania podpisała
umowę i zabierała się za założenie fartucha roboczego.
- Być wyrozumiałą?
- podsunęła dziewczyna.
- Ja jestem za
bardzo wyrozumiała.
- Ale zrozum!
Jedynym meblem w moim mieszkaniu jest materac, który dzisiaj dzieliłam z dwoma
dziewczynami, których nawet nie znam i... - tłumaczyła się dziewczyna.
- Przystopuj z
wyznaniami. Nie będę oceniać twojej orientacji seksualnej ani liberalnego
podejścia do seksu, ale... oszczędź mi szczegółów.
- Ale to nie tak!
Wczoraj byłam na imprezie i wypiłam za dużo. Jakiś obleśny typek się do mnie
dobierał i dwie dziewczyny mi pomogły.
- Mam nadzieję, że
nie w stylu "Thelmy i Louise" - zachichotała Audrey, a Lou nie miała
siły pytać, o co chodzi, bo nie oglądała tego filmu.
Poprawiła kucyk i przejrzała się w
wiszącym na zapleczu lustrze. Wyglądała jak nie ona. Nie miała na sobie
makijażu, a strój był taki zwyczajny i mdły, że sama siebie by nie poznała,
gdyby nie wiedziała, na kogo patrzy.
- Po prostu moje
życie stoi teraz na głowie i muszę je przywrócić do normalności - wyjaśniła w
końcu dziewczyna.
- W porządku. Więc
zacznij od obsługi klientów, będę nad tobą stała i wszystkiego cię nauczę. Ale
nie będę tolerować spóźnień ani obijania się w pracy.
Zapowiedziała kobieta i klepnęła Luizę
w pupę tak, że ta zaczęła się obawiać, czy aby nie ma do czynienia z lesbijką.
Cóż, choć w sumie to jej zachowanie mogło określać jej orientację seksualną.
Dlaczego była taka głupia i lekkomyślna? Dlaczego poszła na tę imprezę i pozwoliła
sobie wypić za długo w towarzystwie koleżanek ze studiów, które najwyraźniej
nie lubiły jej na tyle, by zostać z nią do końca. Na garnuszku rodziców życie
wydawało się jej o wiele prostsze, ale nie mogła do nich wrócić. Miała ambicję,
by pokazać im, że jest coś warta. Ale w jaki sposób się do tego zabierała? Od
początku życia "na swoim" prawie wpadła pod rozpędzony autobus i
prawie została zgwałcona. W jej nowym mieszkaniu zostały dwie nieznajome, które
sprawiały pozytywne wrażenie, ale równie dobrze okazać się złodziejkami i
wynieść jej dobytek.
- Jezu, coś ty
wczoraj we mnie wlała? - spytała zachrypniętym głosem Monika, która wbrew
obawom Luizy, w ogóle nie miała ochoty ruszać się z jej mieszkania.
Karolina roześmiała się beztrosko i zdjęła
z głowy przyjaciółki poduszkę, którą ta przycisnęła sobie mocno do twarzy.
- Sama w siebie
wlewałaś. Hektolitrami - wyjaśniła rozbawiona.
- No... ktoś musiał
opijać to, że jesteśmy wolne i seksowne.
Dziewczyna usiadła na łóżku i z
wdzięcznością przyjęła od najlepszej przyjaciółki kubek z kawą, której łyk
pociągnęła, parząc sobie język.
- Fuj. I do tego
gorące.
Karolina wzruszyła ramionami i odebrała
kawę, a Monika wystrzeliła z łóżka w celu udania się do łazienki, ale zamiast
tego zatrzymała się jak kołek na środku pokoju i rozglądała się wokoło.
- Eee... gdzie my
jesteśmy?
- U Luizy. Tej
dziewczyny, którą wczoraj obłapiał ten łysol w "Black Velvet".
- To jeszcze
pamiętam, ale dlaczego spałyśmy u niej? I gdzie ona jest? I gdzie są meble?
- Cóż, pozwól, że
cię oświęcę. Schlałyście się tak, że nie mam pojęcia, w jaki sposób
trzymałyście się na nogach. Nie mogłyśmy zostawić jej samej sobie, a że podała
nam swój adres, wzięłyśmy taksówkę i przyjechałyśmy tutaj. Ledwo weszłyśmy po
schodach. Na całe gardło śpiewałaś, że "chciałabyś być supermenem",
że kobiety muszą wziąć sprawy w swoje ręce, że mają trzymać się razem. Potem
wspominałaś coś o związku macic. Luiza podłapała i zaproponowała, żebyśmy z nią
zamieszkały. Potem jeszcze chwaliłaś wystrój wnętrza, a w końcu ległyście na
materacu, a ja kimnęłam się w waszych nogach - wyrzuciła jednym tchem Karolina.
- A braku mebli ci nie wyjaśnię.
- O Boże...
- No, po
chrześcijańsku to się wczoraj nie zachowywałaś. Szczególnie jak chciałaś iść z
DJ'em do jego kantorka.
- Co?
Monika ukryła twarz w dłoniach.
- Z tym akurat
żartowałam, ale cały czas powtarzałaś, że to zrobisz, bo Jay nie będzie rządził
twoim życiem.
- Czy może być
jeszcze gorzej? Spotkałyśmy chociaż tę twoją miłość zapowiadaną przez wróżkę Enigmę?
- Ona nie
wspominała, że spotkamy tam jakąś miłość. To ty to dopowiedziałaś.
- Och. Czyli nic
się nie wydarzyło?
- Jak to nic? Przy
dobrych wiatrach mamy mieszkanie i trzecią współlokatorkę! - Karolina aż
klasnęła w dłonie.
- Wiesz, że ta
przepowiednia jest naciągana...
- Wiem. Ale skoro
każdy jest kowalem własnego losu, to musimy kuć żelazo póki gorące.
- Skoro mowa o
gorącym, potrzebuję prysznica, a ty mogłabyś zrobić mi coś do jedzenia? Zawsze
rano robię się głodna.
- Jest po
dziesiątej - poprawiła ją z przekąsem Karolina, ale ona nie słyszała, bo z
niepokojem udała się do łazienki.
Nie miała tu ręcznika, ale uznała, że Luiza
jej nie zabije jeśli użyje jej. Miała w planach wypranie jej własności i
zwrócenie, ale mieszkania z tą dziewczyną nie planowała. Przecież w ogóle się
nie znały! Czuła się okropnie, bo miała nie tylko dosłownego kaca, ale i kaca
moralnego. Zupełnie jakby przeżyła przygodę na jedną noc, tyle że zamiast seksu
z nieznajomym zaliczyła nocleg w domu obcej dziewczyny, którą wcześniej
uratowała od gwałtu.
Gorąca woda znacznie otrzeźwiła jej
umysł, a żel pod prysznic, który znalazła w kabinie pachniał przyjemnie
brzoskwiniowo. Brukselka szła w zapomnienie, tak jak zmywany przez dziewczynę
zapach potu, który spływał razem z pianą. Nagle jednak poczuła, że zamiast gorącej
wody jest zalewana przez lodowatą. Wrzasnęła i wyskoczyła z kabiny.
- Co u licha... -
powiedziała pod nosem, szczękając zębami.
Zakręciła wodę i odkręciła tę przy
umywalce. Zza ściany dobiegł ją przeciągły męski krzyk, a potem walenie w
ścianę.
- Sam się puknij!!!
- odkrzyknęła. - Ja tu prysznic biorę!!!
- Ja też!!!
Monika zacisnęła dłonie w pięści i
wskoczyła z powrotem pod prysznic. Ponownie puściła wodę, która była ciepła,
ale nie zdążyła dokładnie spłukać piany z włosów, bo zza ściany dobiegł ją głos
spłuczki i cała ciepła woda najwyraźniej poleciała zaszczycić swoją obecnością
sąsiada. Wyglądało na to, że mieszkania nie były przystosowane do równoległego korzystania z ciepłej wody. Wściekła dziewczyna dokończyła prysznic w zimnej wodzie i wyszła,szczękając zębami. Wytarła się ręcznikiem Luizy, który powiesiła do wyschnięcia
i ubrała wczorajsze ciuchy.
- A ty co taka zła?
- zapytała Karolina, która właśnie stawiała na blacie bułki posmarowane
marmoladą.
- Sąsiedzi są tu
wredni - warknęła Monika.
- No i? Na pewno
jak się lepiej poznamy...
- Czy ty naprawdę
rozważasz, żeby tu zostać?
- No... tak. U Jaya
zostać nie chcesz, a i ja potrzebuję dachu nad głową, jeśli mam tu szukać
przeznaczonego mi mężczyzny.
- Zdajesz sobie
sprawę, że ta cała... Luiza zaproponowała nam mieszkanie tylko dlatego, że była
pijana?
Karolina machnęła ręką i podsunęła przyjaciółce
bułkę.
- Jestem dobrej
myśli. Podobno pracuje w kawiarni na dole. Można iść jej zapytać. Myślę, że
naprawdę szuka współlokatorek.
- Myślę, że
powinniśmy się zbierać, zanim wróci z siekierą.
- Wczoraj z nią
tańcowałaś w najlepsze bez obaw, że nas zabije.
- Wczoraj byłam
pijana.
- A ja dzisiaj
jestem pijana. Życiem. Nie widzę lepszego rozwiązania niż chwycenie byka za
rogi i...
- Corrida bywa
niebezpieczna dla torreadora.
- Przestań z tymi
metaforami.
- Ty zaczęłaś z tym
byciem "pijaną życiem". Ja zatrzymam się u Ali i będę miała oko na
Madzię, a ty... niech pomyślę... powiesz ojcu swojego dziecka, co się kroi za
osiem miesięcy i wprowadzisz się do niego.
- Wróżka otworzyła
mi wczoraj oczy i myślę, że jestem przeznaczona do wyższych celów - stwierdziła
zadziornie Karolina. - Idę załatwić nam mieszkanie.
- Ale... kiedy...
przecież... siekiera...
Słowa Moniki nie były w stanie dotrzeć
do jej podekscytowanej przyjaciółki. Postanowiła wziąć sprawę w swoje ręce.
Nieświadome jeszcze ważnego czynnika, który je połączył, trzy dziewczyny każda
na swój sposób podjęły decyzję o zmianie swojego życia. Luiza po raz pierwszy
stawiała kroki na gruncie samodzielności. Monika na własne życzenie stała się
singielką nieznoszącą przedstawicieli płci przeciwnej. Karolina natomiast była
w ciąży i musiała po raz pierwszy w życiu nauczyć się dbać nie tylko o siebie.
Jejku nie mogłam się doczekać tego rozdziału. Zaciekawiły mnie postaci chłopaków z "Lawson", bo w sumie to nie znałam ich, a teraz przez Twojego bloga nawet polubiłam :D Niestety na razie wiem o nich niewiele, ale obiecuję nadrobić braki :)
OdpowiedzUsuńAle u dziewczyn również nie spodziewałam się takiego obrotu spraw! Mam nadzieję, że sie polubią i zostaną tymi współlokatorkami. Z drugiej strony rozumiem Luizę. Ja sama też mieszkam w czteropiętrowym bloku, gdzie sąsiedzi po lewej od ok. 8 lat mają remont..żyć nie umierać.
Teraz czekam tylko na akcję z chłopakami z The Wanted ^^ Mam nadzieję, że Jay nareszcie się zreflektuje i przybiegnie w podskokach do Moniki.
Życzę weny przy kolejnych rozdziałach oraz zdrowia! Zwłaszcza z udarem :)
P.S zapraszam na mojego nowego bloga o TW - http://ill-be-your-strength-tw.blogspot.com/
Do następnego! ♥
Chłopaki z Lawson są niegrzeczni, a poza tym to niezłe ciacha ^^
OdpowiedzUsuńNie no, musiałam to napisać;D
Ostatnio katuje się tylko ich muzyką i szukam weny, więc cieszę się, że wkońcu pojawili się w twoim opowiadaniu;)
Na pierwszy rzut oka widać, że Ryan to ten, z którego mają największą polewkę. Joel to ten cierpiący z miłości na odległość... nie dziwię się, Adam=krasnoludek, a Andy wieczne dziecko :D
Jeszcze nie spotkali dziewczyn twarzą w twarz, a tu już konflikty, ale to takie zabawne, że nie mogłam z tą wodą. Tak jak Z Audrey i tą gadką o orientacji Luizy;p
Genialny rozdział, że tak podsumuję<3
Pozdrawiam;*
Lawson! Ale to fajne chłopaki :) Już ich lubię. Dobrze by było gdyby dziewczyny zamieszkały razem bo potrzebują siebie nawzajem :) Czekam z niecierpliwością na kolejny i uważaj na słońce :)
OdpowiedzUsuńBoże ale dzieło dodałaś Nonono jestem pod wrażeniem :)
OdpowiedzUsuńDodawaj szybko nexta
A kiedy pojawi sie Nathan i całe The Wanted ? Mam nadzieję że niedługo :>
Dawno cię u mnie nie było więc zawitaj w moje skromne progi : tw-fanblog.blogspot.com
Zapraszam
Weny i do nexta :*
akcja z kijem.... fenomenalna.
OdpowiedzUsuńjaki słownik o.O
ale serio... bunt, kij, seks i Jaycee....
bijacz dys ys emajzing
nie serio.... za dużo tej coli lub słońca.
czekam na nexta, człeku i mam nadzieję że nam nie dostaniesz kolejnego udaru xD nie tu nie ma nic do śmiania. ja pisze na serio.
SUPER!
OdpowiedzUsuńMasakra. Co rozdział to lepszy. ;)
Wracaj do siebie! A komentowaniem się nie przejmuj. To tak wspaniały blog, ze komentuje w własnej, nie przymusowej woli. I w dodatku bardzobardzobaardzo chętnie tracę czas na tego bloga :D
pozdrawiam.!
Yeah wkońcu tak porządnie wprowadziłaś Lawson. Naprawdę byłam bardzo ciekawa jak to zrobisz. Wyszło Ci genialnie. Oni są tak świetni, ze po prostu nie da się ich nie lubić. Najlepszy fragment tego rozdziału to ten w którym, chłopacy opowiadali Joel`owi o ich próbach kucharskich. Nie wiem czemu, na myśl mi przyszło jak bardzo podobni pod względem zachowaniaa są do The Wanted. A właśnie, co do nich. Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział, aby szczegółowo poznać co tam u nich. Hahah stęskniłam się troche. Licze też, ze kiedyś dodasz rozdział o 1D. A dziewczyny, jak to dziewczyny..są genialne. Schlana Monika i Lou. Do tego biedna, tzreźwa Karolina która musiała ogarnać to towarzystwo. Ma racje musi pomóc szczęsciu. Licze, ze wprowadzą się do Luizy i się zaprzyjaźnią. Czekam na ciąg dalszy. Trzymaj sie.
OdpowiedzUsuńWeny :)
Pozdrowienia ;)
wszystkie komentarze takie długie a ja napisze krótko i na temat
OdpowiedzUsuńCUDO!!!!!!!
czekam na next :)
weny!!!
Szczerze?
OdpowiedzUsuńWolałam " Wanted Direction" było dużo fajniej napisane.
Nie podoba mi sie to, ze cały rozdzial napisany jest z perspektywy jednej osoby.
Poprzednia wersja była dużo, dużo, dużo lepsza.
#NoH8 to tylko moja opinia, a tak poza tym to uważam ze masz wielki talent do pisania i uwielbiam czytać to, co ty piszesz i z niecierpliwoscia czekam na wiecej :)
Uch, udar... No faktycznie masz ty, Jaycee, placek, ale żywię nadzieję, że wszystko już OK z twoim zdrowiem i wszystkim innym. :)
OdpowiedzUsuńRozdział pałający pozytywną energią, której nigdy nie za wiele.
Postaci Lawson rozłożyły mnie na łopatki w dobrym tego słowa znaczeniu. Padłam przy opowieści o zawierusze wojennej, która przeszła przez kuchnię. Najbardziej przypadł mi do gustu Joel, ale może to dlatego, że to właśnie jego perspektywa była tu ukazana.
A teraz nieco o dziewczynach:
fajnie by było, gdyby zamieszkały razem. Mogłyby się wspierać w zmianach wymienionych w ostatnim akapicie. W końcu każda rozpoczęła swój nowy rozdział w życiu. I wiem, że rozdział każdej z nich będzie szalony i niespodziewany.
Ale wiesz co podoba mi się w twoim opowiadaniu najbardziej?
To, że wszystko jest ukazane w sposób pozwalający czytelnikowi zobaczyć oczyma wyobraźni to, o czym piszesz. Poza tym nie boisz się nieszablonowych rozwiązań: przecież Jay i Monia mogliby być razem i spokojnie żyć bez zawirowań, nie? Tak zrobiłaby miażdżąca większość pisarek, ale nie ty. I to jest właśnie twoim największym atrybutem. Jeszcze powiem, że humor przebłyskujący przez linijki twojego tekstu oświetla moją nieco monotonną rzeczywistość.
Pozdrawiam,
Madeleine
Pewne głupia i bardzo perfidna burza pozbawiła mnie internetu, ale też możliwości czytania tego cudownego opowiadania!
OdpowiedzUsuńWyobraź sobie teraz mnie, czytającą kilka rozdziałów pod rząd. Wyobraziłaś sobie? Pewnie nie, bo tak się tym jaram, że to przechodzi ludzkie pojęcie.
Już nawet nie będę mówić o głównych bohaterkach, które uwielbiam. O Madzi, która jest maltretowana obecnością psychofanki Zayna; o Monice, która niestety pokłóciła się z Jamesem; o Karolinie, przyszłej i samotnej matce' no i oczywiście o Luizie, czyli dziewczynie cudownie uratowanej przed śmiercią. ;D
Chyba dokładnie wiesz, kto skradł moje serce... ZESPÓŁ LAWSON.
Chłopcy są genialni i cieszę się, że przedstawiłaś ich właśnie w taki lekki sposób. Mimo, że to całkiem stare byki, mają w sobie duuużo z dziecka i to właśnie uchwyciłaś.
Wszystko świetnie do siebie pasuje i dodając do tego Twój humor, wychodzi cudowny blog - Wanted Direction. Nic więcej nie mam do powiedzenia. Genialne.
O matulu, ten rozdział był tak szalony, że nie wiem czy zdołam wychwycić wszystko i ująć to w tym komentarzu. Ech, Jaycee, dzięki Tobie mam teraz trudny orzech do zgryzienia :p
OdpowiedzUsuńZacznę może od Joela i jego kija baseballow'ego. Haha a jednak powiedzenie:"przezorny zawsze ubezpieczony" w tym wypadku sprawdza się w stu procentach. Pomińmy fakt, że kij miał służyć w obezwładnieniu złodzieja, a nie biednego Ryan'a:D Adam miał dużo szczęścia, bo i jemu też by się oberwało :p
Smażenie steka, to mnie rozłożyło na łopatki jak nic! Hah i pomyśleć, że Ci wariaci są dorośli. Puścili by chaułpę z dymem, jak nic:D
Na koniec, jako wisienkę na torcie wspomnę o Monice i jej kąpieli. Raz zimna woda, raz ciepła woda. Jednym słowem złośliwy sąsiad:D Nie mogę się doczekać wspólnej konfrontacji oko w oko, ze zwariowanymi sąsiadami.
Wracaj bidulko do zdrowia i do następnego ;*
E.
Byłoby fajnie jakby dziewczyny zamieszkały razem ;D Czuję, że chłopcy z Lawson namieszają w ich życiu. Ciekawa jestem kiedy Luiza pozna swojego bohatera ^^ Ogólnie rozdział super. Cieszę się, że Lawson w końcu się pojawiło. :D Czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że nie komentowałam ostatnich rozdziałów, ale jestem zabiegana i nie bardzo mam czas. Oczywiście cały czas czekam i czytam twoje rozdziały. Monika dalej jest moją ulubioną postacią, ale Karolinie nie dużo brakuje, by wbić na jej miejsce. Luiza jest sympatyczna,ale jeszcze do końca się do niej nie przekonałam.
OdpowiedzUsuńZespół Lawson zrobił na mnie tutaj ogromne pozytywne wrażenie. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału. Buziaki i szybkiego powrotu do zdrowia.