Witajcie, moje kochane czytelniczki!
Cały czas piszę "Wanted Direction 2". Tom już planuje "Drogę Rozpaczy 4" o ciekawym podtytule, zbliża się osiemnastka Madzi i aż dwa wieczory panieńskie. Także The Wanted będzie jeszcze o wiele, wiele więcej. Mam nadzieję, że doczekacie :)
Tymczasem proszę Was o opinie i głosy w ankiecie.
Pozdrawiam i miłej końcówki wakacji życzę :*
Pozdrawiam i miłej końcówki wakacji życzę :*
"Życie
jest jak pudełko czekoladek - nigdy nie wiesz, co ci się trafi."
Winston
Groom ("Forrest Gump")
Spotkanie z Jayne po takim długim
czasie było dla Moniki miłym przeżyciem. Szczególnie, że okazało się, że
kobieta już oficjalnie spotyka się z Bobem, kierowcą autobusu The Wanted, z którym kiedyś
dobrze się dziewczynie rozmawiało, kiedy wszyscy sprzysięgli się przeciwko
niej. Dziewczyna cieszyła się, że jej była szefowa jest szczęśliwa z porządnym facetem,
który rzeczywiście miał coś z Simona Cowella, który zawsze się kobiecie
podobał. Na szczęście żadne ze szczęśliwie zakochanych nie wspomniało o Jayu,
dzięki czemu dzień Moniki zleciał w miłej atmosferze. Na pożegnanie jednak
kierowca Bob wytoczył ciężkie działo.
-
Wspominałem kiedyś twojej siostrze o moim siostrzeńcu, nie wiem, czy coś z tego
pamięta… - zagadnął, kiedy wychodzili z kawiarni i otulali się szalikami, by
przygotować się na mróz.
-
Maggie ma chłopaka, z którym jest szczęśliwa, więc jeśli liczyłeś na swatanie,
to nici z tego.
-
O, nie, nie! Chodziło mi raczej o ciebie, bo mój siostrzeniec jest w twoim
wieku. Ale nie o swatanie, nie jestem taki podstępny i złośliwy. Po prostu
jeśli będziesz potrzebowała towarzystwa… No wiesz, nowa znajomość nie
zaszkodzi. - Bob zaczął się nieco gmatwać w zeznaniach, przez co dziewczyna
była przekonana, że mimo wszystko chodzi mu jednak o jej wyswatanie.
-
Dam ci znać, dobrze? Ta cała sprawa z zerwaniem jest jeszcze dość świeża. I
nieoficjalnie potwierdzona - wyznała.
Zdawała sobie sprawę, że prędzej czy
później będzie musiała porozmawiać z Jayem, ale wolała, żeby nastąpiło to jak
najpóźniej, żeby mogła się psychicznie przygotować.
Całą noc rozmyślała o propozycji Boba i
uznała, że w gruncie rzeczy poznanie kogoś nowego to nic złego. Kolejnego dnia
nie miała nic do roboty, co powoli wchodziło w zwyczaj, więc była skłonna
zaryzykować.
Kiedy dziewczyny wyszły do pracy, a ona
została sama i wzięła się za przygotowywanie tostów, do mieszkania weszła jej
młodsza siostra.
-
Siema! - przywitała się z nietęgą miną.
-
Po pierwsze: zawsze narzekałaś, że Danny z McFly zjawiał się u nas znienacka, a
sama robisz to samo, a po drugie: skąd taki wisielczy nastrój? - spytała
gospodyni.
Gestem ręki wskazała na tosty, a Madzia
pokiwała głową twierdząco, bo wyszła z domu bez śniadania.
-
Trzeba zamykać drzwi - odpowiedziała lakonicznie na pierwszy zarzut. - A mój
nastrój wynika z faktu, że macie dziwnego ciecia.
-
To właściciel kamienicy.
-
Cóż, jeden pies. - Madzia wgryzła się w tost i zaczęła snuć opowieść. - Mam
dzisiaj zajęcia na późniejszą godzinę, więc postanowiłam cię odwiedzić i
wyżalić się przed walentynkami. Na dole dobiegły mnie odgłosy rodem z porno i
krzyki "nie kiedy Bestia patrzy!". Właściciel kamienicy poczynał
sobie z jakąś kobietą, a co gorsza, kazał jej nazywać swój sprzęt mianem
Bestii.
-
Źle to zrozumiałaś. Zapewne była z nim Audrey, nasza sąsiadka. Ma mnóstwo kotów
i nazywa je jak postacie z bajek. Zapewne jeden z nich miał byś świadkiem tego
samego miłosnego uniesienia, co ty - zachichotała Monika. - Ale nadal nie wiem,
skąd ten humor.
-
Bo nie wisi żadne ostrzeżenie, że macie remont! Grzebałam w torbie i otworzyłam
drzwi wejściowe biodrem i sama popatrz!
Nastolatka wstała z krzesła i pokazała
siostrze ubrudzone zieloną farbą dżinsy.
-
Cóż, możemy sprawdzić w Internecie, czym to wywabić - zaproponowała Monia.
-
O, nie. Nie powierzę tobie ulubionych dżinsów.
-
Wolisz mieć brudne?
-
Jak będę wracać, to oprę się drugą stroną dla równowagi.
-
Nick będzie wściekły, że na świeżo malowanym będą ślady - zauważyła Monika.
-
Jest wściekły. Wyszedł z kantorka, gdy go mijałam i złorzeczył, że po co płaci
za remont, skoro nikt nie szanuje jego pracy. Miał rozpięty rozporek.
-
Fajnie, że spiknął się z Audrey. Zbliżają się walentynki, wszyscy powinni być
szczęśliwi - wtrąciła Monika.
Dość smętnie zaczęła smarować masłem
orzechowym po swoim toście, co nie uszło uwadze jej młodszej siostry.
-
A jak ty się trzymasz?
-
Lepiej. Naprawdę. Wczoraj spotkałam się z Jayne i Bobem. Wspominał, że kiedyś
chciał mnie zapoznać ze swoim siostrzeńcem i zamierzam z tego skorzystać.
-
Swatanie? Nigdy nie wychodziło nam najlepiej.
-
Cóż, muszę zająć się czymkolwiek, bo zwariuję.
-
I ja właśnie przychodzę w tej sprawie. Chodź jak teraz o tym myślę, to dość
głupia prośba. A nawet bardzo głupia. Ale nie mogłam sprzeciwić się Ali. -
Madzia wywróciła oczami, a Monika spojrzała na nią zaintrygowana.
-
O co chodzi?
-
Po wczorajszym obiedzie, kiedy się z Karoliną zmyłyście, trochę popiliśmy i Ala
zaczęła smęcić, że strasznie przytyła, bo ze stresu się objada. A dziś ma
przymiarkę sukni ślubnej…
Monika zrobiła duże oczy.
-
Co? O, nie! Nie ma mowy! I nie chodzi wcale o fakt, że jestem świeżo po
zerwaniu. Jaką wymówkę ci wcisnęła?
-
Że się wstydzi rozmiaru, bo kobieta, u której zamówiła suknię może pomyśleć, że
jest w ciąży i wychodzi za mąż z rozsądku.
-
To najgłupsza rzecz, jaką ostatnio słyszałam. A czemu ja mam być tą szczęściarą,
która dokona przymiarki?
-
Bo jesteście podobne wzrostem i figurą. Cóż, zanim Alicja przytyła…
Starsza z sióstr uderzyła się otwartą
dłonią w czoło.
-
I nie mogę odmówić, bo inaczej wywali cię na bruk, czyż nie?
-
Coś takiego - roześmiała się Madzia. - Pójdziesz? Bo jeśli nie, to coś wymyślę.
Powiem, że leżysz w rozpaczy i depresji, a takie zadanie może spowodować twoją
śmierć z żalu za utraconą miłością.
-
Co ty pleciesz? Pójdę! - Monika prychnęła i poszła zalać sobie i siostrze
herbatę, bo czajnik podskakiwał od jakiegoś czasu na palniku.
Madzia doskonale zdawała sobie sprawę,
że zrobienie ze starszej siostry ofiary to doskonały sposób, by nakłonić ją do
wykonania tej przysługi dla ich wspólnej koleżanki. Uśmiech zwycięstwa zszedł
jej z twarzy, gdy Monika spytała o Natha.
-
To skomplikowane - odpowiedziała lakonicznie.
-
Liczę na dłuższą relację. Wczoraj nie było jak porozmawiać.
-
Co chcesz wiedzieć? Niedługo The Wanted jadą do Ameryki na ponad miesiąc, a on ciągle musi odwoływać nasze spotkania. Wszystko
przez jego menedżera. Gdyby dziennikarze zobaczyli mnie z Nathem, pomyśleliby,
że chłopak gra na dwa fronty, ze mną i Dionne. A to by było "katastrofalne
dla jego wizerunku romantyka poszukującego miłości". - Madzia zaczęła
przedrzeźniać mężczyznę, którego nie znosiła.
-
Kawał dupka z tego faceta.
-
A żebyś wiedziała! No ale co ja mogę zrobić? Dziewczyny z zespołu mnie
przyciskają, żeby poznać moich "licznych przyjaciół", a ja nie widuję
żadnych z nich - westchnęła nastolatka.
-
Ciężki kawałek chleba. A jak ci idzie w szkole?
-
Co? To moje najmniejsze zmartwienie. - Madzia machnęła ręką. - Zaadoptowałam
się już i gdyby nie ta dziwna psychofanka Zayna, przez którą czuję się
obserwowana, byłoby dobrze. Dostałam nawet piątkę z testu.
-
Gratuluję. - Monika uśmiechnęła się do siostry. - Ale czy ty czasem nie musisz
już wychodzić, żeby zdążyć?
-
Muszę. Ale chcę najpierw wiedzieć, czy na pewno dasz sobie radę.
-
Tak, na pewno. Napisz mi tylko adres tego salonu sukni ślubnych. Kiedy mam tam
być?
Madzia wzięła kartkę z notesiku
leżącego na stole i coś na niej nabazgrała.
-
O dwunastej. Ale wiesz, że nie o to mi chodziło - odezwała się, podając
siostrze karteczkę.
-
Wiem.
I tyle musiało nastolatce wystarczyć.
Wyszła, by zdążyć na autobus na zajęcia, a jej siostra została sama.
Postanowiła upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i wziąć się w garść.
Zadzwoniła do Jayne, by ta podała jej numer Boba. Chwilę później już rozmawiała
z sympatycznym kierowcą, z którym umówiła się na lunch. Tak się składało, że
jego siostrzeniec właśnie wrócił do miasta i mieli się spotkać.
-
Możemy we czwórkę! - ekscytował się mężczyzna.
Tak, podwójna randka to to, czego jej
było trzeba. Uśmiechnęła się gorzko i dziękowała w duchu, że Bob nie widzi jej
miny. Pożegnała się i zobowiązała, że przyjdzie, a on zapowiedział, że wyśle
jej smsem adres restauracji. Dziewczyna tymczasem wzięła szybki prysznic. Tym
razem nic nie zakłóciło jej rytuału higieny. Odkąd poprzedniego dnia sąsiadem
zza ściany okazał się wybawca Luizy, panował spokój. Tylko szczekanie psa pod
wieczór go zburzyło, ale trwało względnie krótko, więc dała sobie spokój z tą
wojną. Blondyn, z którym Luiza najwyraźniej poszła w tango lub chociażby w
ślinę (o czym świadczył jej uśmiech nieschodzący z twarzy i podśpiewywanie pod
nosem blondynki) wydawał się Monice znajomy, ale nie mogła się teraz zastanawiać ani nad
tym, ani nad faktem, że Karolina uznała, że Max był zazdrosny o Kubę, więc
ciągnięcie dalej tej szarady wydawało jej się jak najbardziej w porządku.
Monika ułożyła włosy, ubrała marynarkę,
by wypaść dość poważnie i pomalowała się, by zakryć bladą cerę i worki pod
oczami. Wyglądała dość dobrze, by pokazać się ludziom, więc spakowała torebkę i
wyszła z mieszkania, ostrożnie, by nie dotknąć do niczego, co mogło być świeżo
malowane i nieoznaczone.
Na dole zastała Nicka, który na nowo
malował drzwi wejściowe.
-
Dzień dobry! - przywitała się. - Sam robisz remont?
-
Będzie ekipa, ale od jutra. Zaczynają od waszego piętra. Trzeba trochę
odświeżyć tę ruderę.
-
W takim razie… miłego dnia!
Nie była pewna, czy coś jej
odpowiedział, ale sam fakt, że wyszła z inicjatywą konwersacji, była miła i
uzyskała pożyteczne informacje był na plus. Mogło to świadczyć, że wychodzi ze
świata zombie i wkracza do normalności. Wydawało jej się też, że Nick był
trzeźwy, więc może posiadanie Audrey u boku dobrze mu robiło? Byli dziwaczną,
ale sympatyczną parą i zdała sobie sprawę, że życzy im jak najlepiej.
Dobry humor nieco minął jej, kiedy
trafiła punktualnie do salonu sukni ślubnych. Sprzedawczyni najwyraźniej była w
zastępstwie za koleżankę i nie dawała sobie wytłumaczyć, że to nie Monika
bierze ślub, a jedynie robi komuś przysługę. Była to jakaś Hinduska, która
słabo mówiła po angielsku, co utrudniało komunikację.
-
Szampan! - zawołała nagle kobieta i zaklaskała, by zniknąć i zostawić Monikę
samą w przymierzalni.
Dziewczyna nie miała pojęcia, w którą
dziurę wsadzić głowę, więc postanowiła poczekać na sprzedawczynię. Skorzystała
z chwili spokoju i sprawdziła telefon, ale adres podany jej w wiadomości przez
Boba nic jej nie mówił, więc zadzwoniła do niego, by poprosić o pomoc.
-
Mówisz dość chaotycznie - westchnęła w słuchawkę. - To jest to blisko od…
butiku, w którym jestem, czy nie? - Nie chciała przyznać się, że przymierza
suknię za swoją koleżankę. Również przed samą sobą, bo podobno przynosiło to
pecha. Nie była tylko pewna, czy chodziło o pecha dla panny młodej czy
dziewczyny, która wbiła się w jej suknię. Bob rzucał jej jeszcze nazwami ulic,
które nic jej nie mówiły. - To wyjdź po mnie, skoro to jest tak blisko -
prychnęła, ale po chwili wróciła do grzecznego tonu. - Dobra znajdę, a w razie
czego będę dzwonić.
Rozłączyła się szybko, bo do
pomieszczenia wróciła Hinduska z kieliszkiem szampana, którego Monika wychyliła
duszkiem, żeby zapomnieć o stresie. Pomogło. Już po chwili się wyluzowała i
wbijała się w suknię, bez obaw o jakiegokolwiek pecha. Bawiło ją nawet to, że
sprzedawczyni była bardzo podniecona i wychwalała, jak to cudownie w tej sukni
wygląda.
-
Serio? - spytała Monika po polsku. - Przestała się wysilać na angielski, bo
Hinduska i tak ni joty nie rozumiała. - Może masz rację. O ile nie jesteś
przekonana, że "pięknie" znaczy "obleśnie". W końcu obie
zgodzimy się, że twoje zdolności językowe są na dość niskim poziomie, oględnie
mówiąc.
Hinduska przytakiwała i uśmiechała się
cały czas.
-
Zostawię samą! - powiedziała w końcu, kiedy w głębi sklepu usłyszała dźwięk
telefonu.
Dopiero teraz Monika mogła przyjrzeć
się swojemu odbiciu w lustrze. Znajdowała się w półokrągłej sali z wysokim,
zdobionym arabeskami sufitem, które nadawały klasycznego uroku. Nowoczesnym
akcentem były wielkie okna, który zajmowały obszerny kawał ściany od podłogi aż
do sufitu, wpuszczając mnóstwo światła do wnętrza. Wyposażenie meblowe pomieszczenia
stanowiło kilka foteli obitych aksamitem i stoliczek z broszurkami.
Mniej więcej na środku natomiast
znajdował się podest otoczony rozsuwaną zasłoną na kolistym karniszu,
usytuowany na wprost wielkiego lustra również w kształcie półkola, które umożliwiało
zobaczenie się z każdej strony. Monika skorzystała z tej możliwości. Wygładziła
dłońmi sukienkę i westchnęła ciężko. Czy kiedykolwiek jej przyjdzie przywdziać
biel? Dziwacznie wyglądał tak jasny kolor sukienki z jej odcieniem skóry, ale
krój leżał niemal idealnie. Gorset z wyciętymi miseczkami doskonale eksponował
biust i modelował sylwetkę. Wplecione w koronki subtelne kryształki
Svarovsky'ego dodawały sukni uroku, a rozkloszowany dół czynił z każdej
dziewczyny, która włoży tę suknię niemal księżniczkę. Dla zgrywy Monika zebrała
długie, lekko falowane włosy nad karkiem i uniosła je, by zobaczyć, jak
wyglądałaby w upiętych.
Przeceniła swoje umiejętności
równowagi. Szampan dał się we znaki i zatoczyła się, machając w powietrzu
rękoma, ale na próżno. Nie udało jej się pozostać na podeście. Z cichym
westchnieniem oczekiwała bólu w kości ogonowej, który jednak nie nadszedł. Po
krótkiej sekundzie spadania, poczuła, że spadła dość miękko, a po otworzeniu
zaciśniętych w panice oczu zorientowała się, że prosto w męskie ramiona. Minęło
dobrych kilka sekund, a nieznajomy nadal trzymał ją na rękach do akompaniamentu
oklasków ze strony Hinduski, która skończyła rozmawiać przez telefon.
-
Piękna para, piękna! - powtarzała.
-
Nie jesteśmy parą - odezwał się chłopak, stawiając skołowaną Monikę na ziemi. -
Ja tylko złapałem ją, kiedy straciła równowagę i spadała z podestu. Tylko kogoś
szukam.
-
To nic nie da. Nie za dobrze zna angielski - westchnęła Monika. - I wydaje mi
się, że szukasz właśnie mnie.
-
Panny młodej? No nie wiem…
-
Jeśli jesteś siostrzeńcem Boba, to dobrze trafiłeś - roześmiała się Monika, a
chłopak jej zawtórował.
-
A jednak. Nie mogłaś trafić do restauracji, więc wuj mnie przysłał do tego…
"butiku" jako przewodnika.
-
Dzięki. Zaraz ściągam z siebie ten abażur i możemy iść.
Wyglądał na sympatycznego. Kiedy
uśmiechnął się i wyszedł z półokrągłego pomieszczenia, by mogła się przebrać,
zaczęła się zastanawiać, czy pomysł z tym swataniem wcale nie jest taki zły. W
pośpiechu ściągnęła z siebie sukienkę Ali, podczas gdy Hinduska notowała na
kartce jakieś cyferki, najprawdopodobniej rozmiar.
-
Piękna para! - obwieściła na pożegnanie.
-
Tak, tak, do widzenia! - odpowiedziała jej Monika, kiedy ramię w ramię z nowym
znajomym wychodziła z salonu sukni ślubnych.
-
Dziwny początek znajomości - zagadnął chłopak.
-
To prawda. Muszę ci podziękować za uchronienie mojego tyłka od upadku.
-
Cała przyjemność po mojej stronie - roześmiał się, ale na chwilę spoważniał,
kiedy szli w stronę restauracji, w której Monika umówiła się z Bobem i Jayne. -
Zanim jednak tam wejdziemy, chciałbym coś sprostować. Mam dziewczynę, ale mój
wuj nie jest jej fanem, stąd pomysł tej podwójnej randki.
Monika pokiwała głową ze zrozumieniem.
No tak, to było zbyt piękne, by było prawdziwe. Pierwszy sympatyczny chłopak,
który wpada jej w oko po Jayu i już zawód. Nie poczuła się jednak, jakby
dostała kosza. Przecież sama nie nastawiała się zbyt entuzjastycznie na to
swatanie, bo wiedziała, jakie mogą z tego wyniknąć konsekwencje.
-
W porządku, rozumiem - odpowiedziała w końcu, by nie wyjść na jakąś desperatkę.
- Sama też nie jestem pewna, jak to jest z moim statusem na facebooku, ale
poznanie nowych ludzi to nic złego.
-
Masz rację. - Chłopak zatrzymał się przed wejściem do restauracji, która rzeczywiście
była o rzut beretem od salonu sukni ślubnych. - Nic nie stoi na przeszkodzie,
żebyśmy się zaprzyjaźnili. Jestem Joel.
Wyciągnięta w stronę Moniki dłoń była
początkiem udanego lunchu i popołudnia. Choć na kilka godzin zapomniała o
złamanym sercu i o fakcie, że przymierzanie cudzych sukni ślubnych przynosi
pecha.