czwartek, 17 października 2013

Rozdział 28 - "Podchody"

Dziewczyny!
Wklejam na szybko kolejny rozdział. Oby Wam się spodobało.
Liczę na Wasze komentarze.
Pozdrawiam :*



„[…] Gdy kobieta odchodzi od mężczyzny, jakakolwiek próba kontaktu z jej strony może być odczytana jako zachęta. Nawet gdyby podeszła do niego na ulicy i kopnęła go w jaja.”
Anne Lamott ("Joe Jones")


Puścił się pędem w zarośla lasku, który otaczał polanę. Za nic nie chciał zgubić Karoliny, bo to pokrzyżowałoby mu plany. Siva z Nareeshą i Adamem z Lawson już odjechali, reszta ruszyła w trasę, więc miał mało czasu, zanim zorientują się, że kogoś brakuje w ich drużynach. Musiał działać teraz. Był tak podekscytowany perspektywą rozmowy w cztery oczy, że nie pomyślał, w jakim celu Karolina mogła oddalić się od swojej grupy i zniknąć w lesie. Na szczęście dotarł do niej w momencie w którym dziewczyna zapinała swoje krótkie dżinsy rybaczki. Kiedy zorientowała się, że nie jest w lesie sama, zrobiła duże oczy.

- Czy ty… Cały czas tu byłeś? - spytała zszokowana, a do Maxa dopiero w tym momencie doszło, co robiła w lesie.

- Nie, nie… ja… dopiero przyszedłem… - zaczął się tłumaczyć.

- Nie wierzę! Zboczeniec!

         Dziewczyna czerwona z wściekłości zapięła spodnie i ruszyła jak najdalej z miejsca, w którym została tak upokorzona. Max natomiast cały czerwony ze wstydu, pobiegł za nią, by się kajać.

- Przepraszam! Naprawdę nic nie widziałem, przysięgam.

- Gdybyś widział i tak byś się nie przyznał, więc nie mam podstaw, by ci wierzyć.

         Karolina wyszła z leśnych gąszczy na polanę. Przy jeziorze, gdzie niedawno obozowali znalazła przygniecioną kamykiem swoją niebieską bandankę, podniosła ją z ziemi i zaczęła zawiązywać ją na nadgarstku. Szło jej jednak opornie. Ręce trzęsły jej się ze zdenerwowania i za każdym razem gubiła koniec.

- Daj, pomogę! - zaoferował się Max, ale zmroziła go spojrzeniem i sama z pomocą zębów przeciągnęła pętelkę.

- Już - oświadczyła zwycięsko, machając w powietrzu ręką. - Radzę tobie założyć swoją, ułatwi identyfikację zwłok.

         Dziewczyna ruszyła brzegiem jeziora, kierując się do lasu, w którym zniknęła jej drużyna pod wodzą Toma. Wiedziała, że tak naprawdę Max nie widział, co robiła w lesie. Był zawstydzony, ale nie samym faktem, że coś widział, ale tym, że ona była o tym przekonana. Nie zmieniało to faktu, że nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Ze zdumieniem spostrzegła, że idzie za nią.

- Twoja drużyna poszła tam - zapowiedziała, wskazując przeciwległy brzeg jeziora.

- Wiem. Ale nie mogę zostawić cię samej. Co jeśli ich nie dogonisz?

- Szlachetne, ale jestem pewna, że na mnie zaczekają. Powiedziałam, że wrócę po bandankę i coś załatwię i ich dogonię. - Karolina wzruszyła ramionami i uchyliła się przed konarem, który prawie uderzył ją w twarz.

         Max wysunął się na prowadzenie i zaczął odganiać gałęzie sprzed jej twarzy.

- Nie potrzebuję twojej pomocy. Kiedy byłam w ciąży sobie radziłam, więc i teraz poradzę.

- Nigdy nie byłaś w ciąży.

- Wow, bardzo delikatne. Myślałam, że jestem, więc to tak jakbym była.

         Napięcie sięgnęło jeszcze wyżej, o ile w ogóle było to możliwe. Szli w milczeniu, kierując się w głąb lasu i z przerażeniem stwierdzając, że mimo iż zagłębiają się coraz dalej, nikt nie czeka na Karolinę.

- Co do… - zaczęła dziewczyna, a Max westchnął.

- Chciałem z tobą porozmawiać na osobności i tak jakby… Jay zaoferował się, że to załatwi - przyznał się skruszony.

- Myślisz, że to robota tego głąba? Jezu, Monika jest z nim w drużynie. Mam nadzieję, że nie zrobi nic jeszcze głupszego niż to zostawienie nas na pastwę losu. I… siebie - dodała, mierząc towarzysza.

         Ze wszystkich członków grupy musiała utknąć akurat z nim. Zapewne Jay porozmawiał z Tomem i powiedział, żeby na nią nie czekał, bo Max chce z nią porozmawiać. Ta konspiracyjna akcja mogła się skończyć źle albo jeszcze gorzej. Innej opcji Karolina nie przewidywała.

- Uważam, że powinniśmy współpracować - odezwał się nagle Max, wyrywając ją z rozmyślań.

- Mówisz, jakbyśmy byli w sytuacji bez wyjścia, a tymczasem wystarczy, że przyspieszymy i ich dogonimy.

         Chłopak zatrzymał się i założył ręce na piersiach.

- Dobra, pani mądralo. A w którą stronę musimy iść?

         Przed sobą dostrzegli bowiem drogę, która rozchodzi się na trzy leśne ścieżki. Karolina przez chwilę była zmieszana, ale szybko opanowała emocje.

- Na pewno poszli wzdłuż jeziora - oznajmiła pewna siebie.

- Skąd taki pomysł?

- Malownicza ścieżka.

- Może być niebezpieczna, śliska i pełna komarów.

- W lesie też są komary.

- Ale nie istnieje ryzyko, że ktoś wpadnie do jeziora w te pałki wodne i trzciny - roześmiał się Max. Szybko pohamował rozbawienie, widząc, że irytuje towarzyszkę, z którą przecież miał współpracować.

- Rozumiem, że znasz Toma lepiej niż ja i wydaje mi się, że…

- … droga nad wodą to najgłupsza z możliwych wyjść?

- Nie!

- Eeee… przepraszam. - Max spuścił głowę. - Chodźmy nad jeziorem, może zobaczymy po drugiej stronie drużynę Kelsey. Tom mówił, że trasy są podobne.

- To nie jest taki głupi pomysł.

         Karolina pokiwała głową i dała się przepuścić towarzyszowi, by znaleźć się na ścieżce, którą na początku uważała za słuszną, ale teraz już nie była tego taka pewna. Szczególnie kiedy już po kilku metrach poślizgnęła się i prawie wpadła do zamulonej wody. Na szczęście Max złapał ją w ostatniej chwili.

- O mały włos - odetchnął z ulgą, stawiając ją do pionu.

         Był tak zaaferowany faktem, że udało mu się wyjść na bohatera, że trzymał swoją lubą w objęciach nieco zbyt długo, przez co musiała mu się wyrwać. Cała zarumieniła się na twarzy, a żeby to ukryć, zawróciła na pięcie i skierowała się do rozwidlenia, by wybrać inną trasę.

- Nie szli tędy, nie ma żadnych śladów - oznajmiła, odchrząkując.

         Nic nie mogła poradzić na to, że mimo iż postanowiła dać sobie z Maxem spokój nadal tak na nią działał jego dotyk. Nie mogła się wyzbyć wrażenia, że nagle i on był nią zainteresowany, więc cokolwiek zrobiła, albo cokolwiek zrobiła Monika, by ich wyswatać, skutkowało. Tylko że teraz wcale nie była pewna, czy chce być z Maxem. Zainteresował się nią dopiero, kiedy okazało się, że nie jest w ciąży. Jego przywiązanie, fascynacja czy uczucie było chwilowe. Nie mogła sobie pozwolić na bycie jego zabawką, więc postanowiła, że mu nie ulegnie, niezależnie od tego jak wielka będzie pokusa.

- No to… Cofamy się, tak?

- Tak.

- A może od razu udamy się do domku w lesie?

- A po co, baranie? - prychnęła Karolina, ale widząc, że zamienia się w swoją najlepszą przyjaciółkę, odchrząknęła. - To znaczy… w jakim celu, Max?

- Powiedziałbym, że rozmowy, bo to jest mój cel, ale w tej chwili chyba bardziej adekwatną odpowiedzią będzie przeżycie.

- Jest dopiero po trzeciej. Pójdziemy drugą ścieżką i zobaczymy, czy są jakieś ślady po wykonywanych zadaniach. Jeśli nie będzie, wrócimy na polanę i będziesz mógł robić za przewodnika do domku nad jeziorem. Może być?

- Tak - przyznał dość ochoczo. Nie był to szczyt jego marzeń, ale najwyraźniej wynegocjował najbardziej korzystną z możliwych dróg porozumienia.

         W ciszy i oczekiwaniu kierował się za Karoliną drugą ścieżką od rozwidlenia, ale i ona nie wydawała się mieć na sobie żadnych znamion zabawy w podchody, więc zrezygnowani zdecydowali się wrócić na polanę.

- Przynajmniej sobie porozmawiamy - oznajmił Max, zacierając ręce i unosząc ciężki konar drzewa, by ukazać Karolinie jakąś leśną ścieżkę.

- Serio? Kolejna droga w lesie? - spytała dziewczyna, łapiąc się pod boki.

         Chłopak stracił rezon, wypuścił konar z rąk, a ten złośliwie uderzył go prosto w twarz, zostawiając czerwony ślad, jakby oberwał od kogoś "z liścia". Karolina początkowo się zatroskała, ale widząc, że żadne oko nie zostało wybite, a jej towarzyszowi podoba  się ta chwila adoracji, odstąpiła od oględzin szkód.

- Uważam, że powinniśmy iść wzdłuż szosy, żeby trafić na zjazd do domku - oświadczyła.

- Cóż, ja znam tę okolicę. Doszlibyśmy twoim sposobem, ale zajęłoby to nam znacznie więcej czasu. Ta dróżka w lesie to dobry i wygodny skrót. I nikt nie będzie nam przeszkadzał w rozmowie. - Max wyszczerzył zęby, a Karolina wywróciła teatralnie oczami.

- A może na szosie złapiemy stopa?

- Nie ma mowy! Ty oglądałaś kiedyś "Drogę Rozpaczy"?! - zapytał chłopak z paniką w głosie, a widząc rozbawienie dziewczyny, jeszcze raz wskazał ścieżkę. - Co ci szkodzi ze mną porozmawiać?

- W porządku, ale robię to tylko dlatego, że zależy mi na czasie. A ty lepiej skupiaj się na drodze, zamiast mnie zagadywać.

         Max skinął głową twierdząco i ruszył pierwszy, wydeptaną leśną drogą, która coraz bardziej oddalała ich od jeziora. Wbrew własnemu zdrowemu rozsądkowi chłopak nie chciał przyznać się, że nie wie dokładnie, jak wygląda skrót do domku. Mogło mieć to poważne konsekwencje, ale wolał się do tego nie przyznawać. Był z Karoliną sam na sam i w tej chwili tylko to się dla niego liczyło.


***

         Kiedy zaniepokojone Luiza i Madzia zauważyły, że Karolina mimo zapewnień nie dołączyła do nich, Tom wyjaśnił towarzystwu, że nie mają się czego bać.

- Miłość, moi drodzy, tak już działa - oświadczył enigmatycznie.

- Co ty chrzanisz? - westchnął Nath, odganiając od siebie jakąś upartą muchę, która za punkt honoru obrała sobie krążenie wokół jego głowy.

- Miała to być tajemnica, ale wam powiem. Caroline jest teraz z Maxem. I albo trzymają się za rączki i robią mniej odpowiednie dla dzieci rzeczy, albo dołączyli do drugiej grupy, żeby rozżalona dziewczyna mogła się wyżalić Monice, a ten łysy idiota za nią pobiegł.

- Czyli to było ukartowane w porozumieniu z tobą? - zapytała Madzia, zakładając ręce na piersiach i spoglądając podejrzliwie na przyjaciela.

- Zaraz ukartowane. Ci idioci wpadli na to spontanicznie, żeby nie rozdzielać się ze swoimi lubymi.

- Dlatego Jay trafił do grupy z Monicą? - Luiza zaczynała rozumieć podstęp. - A Max i Karolina wylosowali przeciwne drużyny, dlatego powiedział, że musi "się odlać".

- I dlatego my musimy się cofnąć - oświadczyła twardo nastolatka.

- Co? Nie ma mowy! Prowadzimy, nie możemy się teraz wycofać! - uniósł się Tom.

         Ryan wydawał się skonfundowany.

- Skąd wiesz, że prowadzimy?

- Śledzę telefon Kelsey.

- Ta wyprawa miała nas zintegrować, a tymczasem dzieli od samego początku. - Nath przysiadł zrezygnowany na jakimś kamieniu. Szli dopiero od pół godziny i nie czuł się zmęczony, ale nie mógł prowadzić tak poważnej konwersacji w drodze. - Czekamy na nich - oświadczył.

- Na Kelsey?! Po co?! - wrzasnął Tom.

- Nie na Kelsey, idioto. Na Karolinę i Maxa - wyjaśniła Luiza, spoglądając na Ryana, żeby ten ją poparł.

- Dziewczyny mają rację - odezwał się blondyn. - Nie możemy tak po prostu mieć nadziei, że dołączyli do drugiej grupy albo zażywają rozkoszy na łące.

         Luiza spojrzał na swojego chłopaka z rozbawieniem, a ten rozłożył bezradnie ręce. W gruncie rzeczy miał rację.

- Ale… no… przecież… - zaczął tłumaczyć się Tom. - No dobra, sami tego chcieliście - westchnął. - Zadzwonię do Maxa i się dowiem.

- Przecież tu nie ma zasięgu - zauważył Nath.

- Mogę śledzić Kelsey przez GPS, więc spokojna twoja śliczna główka. - Tom zaczął się gimnastykować, by trafić na dwie kreski zasięgu, by zatelefonować do przyjaciela.

         Skończyło się na tym, że musiał dosłownie zawisnąć na gałęzi, ale udało mu się połączyć z Maxem, który zapewniał, że nic im nie jest i idą do domku nad jeziorem, gdzie spotkają się wieczorem.

- Uważajcie na mutanty - szepnął Tom w słuchawkę, a Madzia i Nath spojrzeli na siebie i wybuchli gromkim śmiechem.

        Kiedy Tom żegnał się z przyjacielem przez telefon i zeskakiwał na ziemię, młodzi tłumaczyli drugiej parze, jak wszystkim wzburzyła krew w żyłach historia o mutantach z lasu, którzy zabili wszystkich z domku nad jeziorem.

- No ale my się uratowaliśmy - oznajmił Nath na koniec.

- Jak zawsze - uśmiechnęła się Magda i pocałowali się przy dźwięku chrząkania, wydobywającego się z gardła Toma, który próbował zaznaczyć swoją obecność.

- No więc jakkolwiek uroczy jest ten widok, muszę wam przerwać czułości, by obwieścić wszem i wobec, że wasza koleżanka i Max są cali, zdrowi, nieskłonni do morderstw w obrębie własnego duetu i kierują się na skróty w stronę domku nad jeziorem - wyrzucił z siebie jednym tchem. - Możemy już iść?!

- Max idący na skróty? On w ogóle zna te tereny? - spytał podejrzliwie Nath.

- Przyjechał ze mną i Kelsey na polanę, gdy wybieraliśmy ścieżki. Ale nie chciał łazić, tylko puszczał te głupie kaczki…

- Pocieszające. - Madzia wywróciła oczami.

- Ale widział, gdzie jest droga na skróty. Stamtąd droga idzie po łuku i nie ma żadnych rozwidleń, jak tutaj.

- W takim razie w porządku - przyznała Luiza. - Zresztą, gdyby ktoś miał kogoś zabić, martwiłabym się raczej o losy Jaya.

- Masz rację - zachichotała Madzia.

- To może ruszajmy? Nie ukrywam, że też marzy mi się wygrana - wtrącił Ryan i wszyscy podłapali, że to dobry pomysł.

         Szli niecałą godzinę, a jeszcze nie dotarli do pierwszego punktu strategicznego, w którym trzeba było wykonać zadanie. Zgodnie uznali, że zwycięstwo jest dla nich ważne, więc zdecydowali się ruszyć z postoju, by pokonać konkurencyjną drużynę, która wysuwała się na prowadzenie.

- Przeklęta Kelsey! - zaklął Tom, kiedy spojrzał na ekran swojej komórki, na której tajemniczo migotała czerwona strzałka.

- Co ty gadasz, wariacie? - chichotała Madzia.

- Pęd do zwycięstwa uderzył mu do głowy - wyjaśnił Nath. - Ale ma rację, przydepnijmy trochę, bo nie lubię przegrywać.

- No to przyspieszamy - westchnęła Luiza.

         Żałowała, że wybrała buty baleriny, które całe ubrudzone były błotem, bo weszli właśnie na mokrą powierzchnię. Ryan zorientował się, co jest na rzeczy, bez ostrzeżenia pochylił się i podniósł swoją dziewczynę na ręce. Zaczęła chichotać jak oszalała, kiedy przenosił ją przez kałużę. Nath również próbował być bohaterem, ale Madzia zabroniła mu brać się na ręce w obawie, że coś sobie naciągnie (choć twardo obstawał przy fakcie, że wcale nie jest wątły i da radę).

- Tyle słodkości, że pozbycie się kogoś z was będzie jak bułka z masłem - powiedział pod nosem Tom.

- Co takiego? - zaintrygowała się Madzia.

         Wszyscy zatrzymali się i orientowali w sytuacji. Ścieżka zbliżyła się do brzegu jeziora, łącząc się z tą, która cały czas biegła tuż przy linii wody.

- To drugie zadanie - wyjaśnił przewodnik. - Pierwszym było rozwikłanie zagadki w celu wybrania ścieżki. Wybraliście słusznie środkową, która nie zawierała trudnego zadania jak trzecia i nie była śliska i niebezpieczna jak ta przy wodzie. Teraz jednak czeka nas kolejna próba.

         Tom wskazał miejsce, w którym ukryta była koperta z zadaniem. Pary jak na komendę rzuciły się w zarośla, by znaleźć wskazówki co do następnego zadania.

- Mam! - zakrzyknęła w końcu Luiza, wychodząc z wysokiej trawy. Jej źdźbła przyczepiły się do jej obłoconych butów, przez co wyglądała komicznie.

- Słoma ci z butów wystaje - roześmiał się Ryan.

- Cicho, bo zaraz wylądujesz w jeziorze - syknęła w odpowiedzi, ale uczyniła to z uśmiechem.

         Szybko okazało się, że jej słowa mogą być prorocze. Na kartce wydrukowane bowiem były dość dziwaczne wskazówki.

- Czytaj na głos - poleciła Madzia.

- To konieczne? - westchnęła Luiza. - Moim zdaniem to zadanie jest głupie.

         Nastolatka wyrwała jej kartkę i szybko zorientowała się, o co chodzi. Mieli szczęście, że nie zostali rozdzieleni ze swoimi drugimi połówkami, ale teraz miało się to zmienić. Kartka głosiła bowiem, że mają wybrać spośród siebie jedną osobę, którą wymienią na członka drużyny przeciwnej. Zadanie zostało przeczytane na głos.

- To chyba żart. Albo jakiś test, tak? - spytał Nath, przytulając swoją dziewczynę.

- Przykro mi, zakochańce, ale to święta prawda. - Tom rozwiał wątpliwości.

- A co jeśli czerwoni wybrali inną ścieżkę niż my? Nie będzie ich na brzegu i nie odnajdą tej koperty z zadaniem - zauważył Ryan.

- Wszystkie ścieżki kończą się w tym samym punkcie. Więc proponuję ciągnąć losy.

- Ale… na czym to ma polegać? Ta osoba zostanie członkiem ich drużyny, a do nas dołączy ktoś inny? To będzie sabotażysta czy pełnoprawny członek? - panikowała Madzia.

- Wiemy już, kto nie popłynie. - Tom wywrócił oczami, widząc panikę nastolatki. - Zadanie nie jest konkretne, interpretacja zależy od was.

- Więc ciągniemy losy? - spytał Ryan. - Muszę przyznać, że chętnie rozprostowałbym kości w wodzie. Jest gorąco, a ja uwielbiam pływać.

- Ryan! - Luiza skarciła swojego chłopaka.

- No co? Maggie jest zbyt zdenerwowana, a Nath za słaby, więc…

- Za słaby? - zakrztusił się wspomniany chłopak. - Ja popłynę.

         Tym razem to Madzia była w szoku.

- Oszalałeś?!

- Nie, nie oszalałem. Umiem pływać. Żaden ze mnie olimpijczyk, ale te dwieście metrów dam radę.

         Zapanowało zamieszanie. Ryan i Nath przerzucali się argumentami, dlaczego to oni byliby lepszymi kandydatami. Luiza i Madzia popatrzyły na siebie znacząco.

- A może Tom? - zaproponowała w końcu nastolatka.

         Pomysłodawca wyprawy zrobił duże oczy.

- C-c-co? - wydusił.

- Nie możemy tego zrobić. Jeśli czerwoni nie zdecydują, żeby wysłać nam Kelsey, będą mieli dwóch przewodników, a my żadnego - oświadczył Ryan, całując swoją dziewczynę. - Popłynę.

         Nath jeszcze trochę protestował, ale w ostateczności zgodził się, że blondyn jest silniejszy i ma lepsze szansę na wyście z tego cało. W gruncie rzeczy nie chciał też rozstawać się z Maggie. Luiza była za to niepocieszona.

- A niech cię, Fletcher! - powiedziała ze złością.

         Tom uśmiechnął się, wyciągnął zza krzaka worek na śmieci i podał go blondynowi.

- Wsadź tu swoje buty i rzeczy, które nie mogą być zamoczone. Potem zablokuj o tak - zademonstrował mechanizm zamykający. - A my ruszamy dalej.

- Już?!

- Tak, nie możemy czekać aż nas wyprzedzą. Prowadzimy, nie widać ich na drugim brzegu, więc mamy szansę to wygrać.

- A jak Ryan zacznie się topić? Musimy poczekać aż przepłynie! - zapiszczała Lou.

- Nie widziałaś mnie w wodzie. Jestem jak ryba - roześmiał się Ryan. - Ruszajcie bez obaw, a jak wygracie, ktoś tu będzie moim dłużnikiem.

         Chłopak spojrzał znacząco na Toma, a ten uniósł ręce w geście poddania.

- Nagrodę zafunduje ci twoja dziewczyna - wzdrygnął się Parker. - A teraz sajonara!

- Zaraz… - Madzia złapała kumpla za ramię i pociągnęła go do tyłu. - O co tutaj chodzi? Skoro drużyna Kelsey jest w tyle, to oznacza, że powinniśmy poczekać na wymianę tutaj. Inaczej osoba, która do nas dołączy będzie musiała nas gonić, albo… zostaniemy zdyskwalifikowani za rozdzielenie się.

- Maggie ma rację.  - Nath podchwycił oskarżenie. - I chyba wiem, dlaczego tak jest. Chcesz, żeby Kelsey wygrała, bo ukatrupi cię, jeśli będzie musiała iść spać w namiocie bez prysznica.

- Ty przeklęty sabotażysto! - uniosła się Lou. - To prawda?

         Tom poczuł się pod ostrzałem i przyznał, że rzeczywiście jego pośpiech był tylko zmyłką. Obiecał jednak, że nie będzie już przedkładał swojego związku nad solidarność grupową, co poddali w wątpliwość, ale zdecydowali się mu częściowo zaufać, ale mieć go na oku.

- Więc czekamy? - zapytał Ryan.

- Czekamy - odpowiedział mu Tom i rozsiedli się na trawie w miejscu małej dzikiej plaży, gdzie przy brzegu nie rosły pałki wodne i inna roślinność, a woda wydawała się dość przejrzysta i miła do kąpieli.

         Drugi brzeg pozostawał na razie pusty.

11 komentarzy:

  1. Ejj no czytam, czytam i tu koniec ;/
    Świetny rozdział, ale nadal mnie zastanawia jaką strategię obrała Kelsey :PP

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejciu, jejciu, jejciu... ♥
    KOCHAM CIĘ !!!!!!!!!!
    Uwielbiam tego bloga. ♥ Normalnie.... Awwwwwwwwwwww....
    Rozdział wspaniały, boski, genialny itd,itp.
    Tom tak bardzo słodki.
    Max tak bardzo ... kurcze. zabrakło mi określenia. :C
    O! Już wiem! Tak bardzo szczęśliwy! ;3

    Normalnie brak mi słów!
    Chcę kolejny. :D

    I zadam ci to pytanie kolejny raz. [zadawałam wcześniej! pamiętam!]
    Dlaczego w bohaterach nie ma Kelsey?!?!?!


    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział
    Normalnie rozpływam się jak to czytam <3
    Genialne
    I to takie słodkie te ich przekomarzania kto pójdzie
    Nath chciał pokazać ,że nie jest chuchrem ale przeciez każdy wie że jest :P
    Ale Max wdepnął ,Karolina go zabije jak nie wyjdą z tego lasu :D
    Zyczę weny i do nn :*

    Wpadnij do mnie jutr powinien pojawic sie next ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja Cię po prostu ubóstwiam!
    Wiem, że "nie będziesz miał Bogów cudzych.." i tak dalej, ale ty jesteś moim bogiem.
    Ja po prostu kocham twoje rozdziały, no nie mogę. Jestem zmęczona, ale po prostu skakałabym na łóżku.
    Czekam na następny, mam nadzieje, że niedługo.
    Przepraszam, za brak komentarzy w poprzednich rozdziałach (brak internetu) oraz za to, że te komentarz jest krótki, brak czasu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialne. Ja to chyba nie wymyśliłabym własnej wersji podchodów.
    Mam nadzieję, że sprawy między Karoliną, a Maxem się wyjaśnią.
    Drużyna Toma jest ciekawa, ale czekam na wiadomości z przeciwnej drużyny. Jestem ciekawa jak Monika sobie radzi.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wydaję mi się, że opowiadanie robi się zbyt długie i na siłę zagmatwane. Przy pierwszej części nie mogłam oderwać wzroku od tekstu, nie tylko zasługa śmiesznych i ciekawych sytuacji, których teraz jest garstka, ale także bardzo wyrazistych postaci, które zrobiły się mdłe jak chociażby Monika,. Oczywiście dalej wielkim atutem jest twój styl pisania i nawet teraz twoje opowiadanie jest lepsze od trzech czwartych zamieszczanych w internecie.
    Taka jest moja opinia, ale życzę dalszego rozwijania się w pisaniu :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam to opowiadanie! <3

    Rozdział super, jak zawsze :) Cieszę się, że wróciłaś do starego stylu pisania.:)
    Czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  9. Najwiekszemu watiatowi Tomowi przybadly dwie teoretycznie najspokojniejsze pary. Ale czy ktokolwiek jest normalny z tej paczki trzeby sie zastanowic. Jestem ciekawa ktora druzyna wygra i czuje ze bedzie sie dzialo to bedzie kolejna niezapomniana przygoda siostr.Maja

    OdpowiedzUsuń

Blog List