czwartek, 24 października 2013

Rozdział 30 - "Burza uczuć"

Dziękuję za wszystkie komentarze!
Pozdrawiam :*



           
"Nasze wspólne chwile są niczym burza, niczym gwałtowna wichura i deszcz, coś zbyt wielkiego, by tym kierować, a zarazem zbyt silnego, by przed tym uciec."
Ally Condie ("Dobrani")



         Ekipy poszukiwawcze się rozdrobniły. Jak obwieściła czerwonym Ree, wszyscy oprócz jej i Adama ruszyli na wschód, gdzie rozdzielili się na trzy dostępne ścieżki. Z telefonu, który Tom wykonał do Maxa wynikało, że "zagubieni" poszli drogą na skróty do domku, ale nie wchodziło to w grę, gdyż była ona prosta i bez żadnych problemów. Ich przyjaciel musiał się pomylić, dlatego konieczne było przeszukanie lasu na wschód od jeziora. Tom i Jay ruszyli najtrudniejszą ścieżką, Madzia i Nath tą samą, którą szli w drugą stronę, a Lou i Siva inną, krótszą, biegnącą w las za domkiem w tym samym miejscu, w którym kiedyś zniknęła Monika, kiedy nie chciała rozmawiać z Jayem.

- W takim razie my pójdziemy wzdłuż jeziora - zobowiązała się Monika, wysłuchawszy opowieści przyjaciółki.

- To nie jest dobry pomysł.

- Bo co? I tak jestem cała od błota.

- Gdyby szli przy brzegu jeziora, widzielibyśmy ich z drugiej strony - wtrącił Joel.

- To co mamy robić? - W oczach Moniki zalśniły łzy. Tak bardzo martwiła się o swoją przyjaciółkę. - Siedzieć bezczynnie i czekać?

- Zaraz ma być ulewa, a kto wie, może i burza - wyjaśniła Ree. - Nie mam zamiaru zadręczać się i o was.

- Nie możemy siedzieć z założonymi rękoma - stwierdził Ryan. - Lou też tam jest, nie zostawię jej na pastwę żywiołu.

- Kelsey, zostaniesz z Ree i Adamem. Ja zmienię buty i założę kurtkę i możemy ruszać - oświadczyła zdecydowanie Monika.

- Ale…

- Uwierz, Kels, bardziej przydasz się Tomowi tutaj. W razie czego przez odbiornik radiowy zawiadomicie pomoc, jeśli nie złapiecie zasięgu, a jeśli my nie wrócimy za dwie godziny.

- Nie umiem się tym obsługiwać - zasępiła się Ree. - Kelsey pewnie też nie.

- Zostanę z nimi - zobowiązał się Andy. - Bawiłem się kiedyś w coś podobnego.

- W porządku. Znajdźcie jakieś latarki, bo jak się ściemni, to nic nie znajdziemy! - zawołała Monika, puszczając się pędem do domu.

         W biegu zrzuciła ubłoconą bluzę Joela i dopadła do swojego plecaka, który Nareesha zostawiła przy kominku razem z resztą bagaży i wyciągnęła z niego suche adidasy i kurtkę przeciwdeszczową. Wciągnęła je w pośpiechu, dołączając do Ryana i Joela, którzy stali już na podjeździe, gotowi do drogi i zaopatrzeni w linę i latarki.

- Gdzie pójdziecie? - spytała Nareesha, zakrywając sobie usta dłońmi.

- Pojedziemy - wtrącił Joel, zanim Monika zdołała coś z siebie wydusić. - Weźmiemy auto i dotrzemy na polanę, z której wyruszaliśmy. Zaczniemy szukać stamtąd.

- Dobry pomysł! - podłapał Ryan, a dziewczyna Sivy pobiegła do domku po kluczyki, które rzuciła pomysłodawcy.

- Szybko! - ponagliła Monika. - Może zdążymy przed deszczem.

- To raczej niemożliwe, ale… uważajcie na siebie! - zawołała za nimi Ree i wróciła do wnętrza.

- Znaleźli się? - zapytał Adam, który przebudzony wrzawą zszedł na dół z sypialni, w której drzemał.

- Niestety nie. Musimy czekać.

*

         Już po godzinnej wędrówce Max musiał przyznać się do błędnego ocenienia swoich umiejętności orientacji w terenie. Oddalali się od jeziora, co nie wróżyło nic dobrego i Karolina nie raz zwracała mu na to uwagę, ale twardo obstawiał przy fakcie, że kierują się skrótem i jest tego pewien.

- Nadal jesteś tego pewien? - spytała dziewczyna, spoglądając na swojego przewodnika spode łba, kiedy dalsza droga została im odcięta przez głęboki, zabłocony wąwóz.

- No… tego w planach nie było.

- Podobnie jak naszej wspólnej wyprawy, a jednak udało ci się wpieprzyć do planu obie te rzeczy - westchnęła i odezwała się po polsku, przez co spojrzał na nią zdziwiony, ale nie zamierzał pytać, czy był to stek wyzwisk, czy stwierdzenie faktów, bo zajął się szukaniem miejsca, w którym mógłby złapać zasięg.

         Jakiś czas wcześniej zapewnił Toma przez telefon, że wszystko jest w porządku, ale najwyraźniej wybrał złą ścieżkę. Trafili też do ślepej strefy, w której żaden z telefonów nie był aktywny.

- Piękne. Jesteśmy na siebie skazani, tak? Bez wody, jedzenia, odrobiny sympatii…

- To ostatnie chyba tylko z twojej strony - prychnął Max w stronę towarzyszki, która już usadowiła się na pniu zwalonego drzewa i wytrzepywała piasek z butów.

- Nogi mnie bolą. Skończmy tę parodię wycieczki krajoznawczej i wracajmy, póki pamiętamy trasę.

- Dopiero teraz zauważam, że zrzędzisz jak twoja przyjaciółka.

- Dopiero teraz zauważam, że po zepchnięciu cię do tego wąwozu nie będę miała żadnych wyrzutów sumienia. - Karolina ze złością założyła ręce na piersiach.

         Rzeczywiście jej zachowanie ostatnimi czasy po fałszywym ciążowym alarmie przypominało zachowanie Moniki, ale nie w złym aspekcie. Nie zrzędziła, potrafiła walczyć o swoje i twardo obstawiać przy swoim zdaniu. Jeśli i ona chciała być panią własnego losu i kontrolować to, co dla niej zgotował, musiała wziąć sprawy w swoje ręce. Zamierzała zacząć od postawieniu się Maxowi. Nigdy więcej nie nabierze się na te jego uwodzicielskie spojrzenie wielkich niebieskich oczu, które przewiercało ją niemal na wylot, a on wydawał się nie zdawać sprawy z tego, w jaki sposób na nią działa.

- Dobra, zepchnij mnie - powiedział nagle, wyrywając ją z rozmyślań.

- Co? - spytała zszokowana.

- Zepchnij mnie i miejmy już te fochy za sobą. Ja się upaprzę w błocie, tobie zejdzie napięcie i będziemy mogli porozmawiać jak dorośli.

- Na to chyba za późno… - odezwała się pod nosem. Jak dorośli mogli porozmawiać po wspólnie spędzonej nocy w sylwestra, kiedy to on zdecydował się zupełnie ignorować sprawę, jakby spontaniczny seks z nowopoznaną osobą był dla niego na porządku dziennym. Nie powiedziała tego na głos, choć rozważała wygarnięcie mu tego, co leżało jej na sercu. Nie chciała jednak okazywać słabości, więc czekała na jego ripostę.

- Dlaczego? Chciałabyś żebym oświadczał się każdej lasce, z którą pójdę do łóżka? I to po pijaku?

- Przeginasz z każdym słowem, więc lepiej zachowaj milczenie. - Pogroziła mu palcem, ale głos jej zadrżał, więc cieszyła się, że siedzi, bo inaczej i nogi by się pod nią ugięły.

- Nie rozumiem. Skoro zależało ci na mnie, dlaczego nic nie powiedziałaś?

- Nie zależało mi na tobie! Chciałam tylko, żebyś odpowiedzialnie podszedł do sprawy - skłamała. Zależało jej na nim od samego początku, inaczej nawet po pijaku nie wylądowałaby z nim w jednym łóżku. Miała swoje zasady, które ostatnimi czasy dość elastycznie naginała w zależności od sytuacji, ale nadal istniały.

- Przecież nie wiedziałem, że "jesteś w ciąży" - w powietrzu zakreślił cudzysłów, by zaznaczyć, że nic takiego w rzeczywistości nie istniało. - Gdybym wiedział…

- … uznałbyś dziecko, bla bla bla. Idziemy? - Karolina wstała i otrzepała się od piasku, który zebrał się na złamanym pniu drzewa. Nie miała ochoty na prowadzenie tej konwersacji, bo była przekonana, że to jej zależy bardziej. A komu zależało bardziej, ten bardziej obrywał po dupie.

         Max stanął z nią twarzą w twarz i położył jej rękę na ramieniu.

- Wiesz, jak nakombinowałem się, żeby zostać z tobą sam na sam?

- Cóż, jeśli zginiemy, twoje starania pójdą na marne.

- Ja mówię poważnie. Chciałem z tobą porozmawiać, a wiedziałem, że tylko jeśli nie będzie innego wyjścia mnie wysłuchasz. Czy ta intryga nie pokazuje choć w części, że mi na tobie zależy? Nie było tak od początku, nie doszukujmy się tutaj scenariuszy rodem z komedii romantycznych. Oboje byliśmy pijani i pod wpływem chwili stało się. Ale zazdrość o Kubę uświadomiła mi, że nie byłaś tylko przygodą na jedną noc. Jesteś przygodą, którą mam ochotę nadal przeżywać.

         Jego dość ckliwe i romantyczne słowa ją poruszyły do tego stopnia, że razem z dotykiem jego ciepłej dłoni na nagim ramieniu, ugięły się pod nią kolana i straciła równowagę. Nawierzchnia była śliska, więc przewróciła się i zaczęła zjeżdżać w dół wąwozu. Ruszył, żeby jej pomóc, ale nieco za późno i już straciła grunt pod nogami. Spadała z cztery metry, kiedy opadła nierówno na ziemię i poczuła przeszywający ból w kostce. Z góry dobiegł ją przerażony krzyk Maxa.

- Jesteś cała?!

- NIE! - odkrzyknęła. - Ale żyję…

- Uff, żartujesz, więc nie jest nagorzej. JUŻ DO CIEBIE SCHODZĘ!

         Jak powiedział, tak zrobił. Opuścił się po gałęzi i sprawnie zeskoczył tuż koło niej, ale poślizgnął się i wylądował tyłkiem w błocie.

- Pięknie, supermanie, ale trzeba było mnie wciągnąć zamiast tu złazić. Teraz oboje jesteśmy uziemieni - westchnęła Karolina i spróbowała wstać. Kiedy stąpnęła na nogę z urazem, zacisnęła zęby z bólu.

- W porządku?

- Nie do końca. Skręciłam kostkę. Albo pękła mi kość.

         Max zatroskał się i spojrzał na nogę swojej towarzyszki.

- Pokaż - polecił, ale ona stanowczo się zaparła.

- Nie!

- Daj spokój, może trzeba coś z tym zrobić.

- A co ty z tym zrobisz, panie doktorze?

- Unieruchomię.

- Unieruchom swoją szczękę, bo z tego wszystkiego rozbolała mnie głowa - odpowiedziała gniewnie dziewczyna, a widząc, że piosenkarz naprawdę się troszczy, przysiadła na kamieniu w wąwozie i wystawiła nogę w jego stronę.

         Przyklęknął koło niej i ściągnął jej trampka. Uniósł lekko stopę z krwiakiem i dokonał jej oględzin.

- Skręcona - obwieścił pewnym tonem. - Już raz taką widziałem.

- To super.

- Super, że skręcona?

- Super, że nie pęknięta albo złamana. Zakładając, że to dobra diagnoza.

- Dobra. Ale dla pewności powinien zobaczyć cię lekarz.

         Karolina rozejrzała się i wzruszyła ramionami.

- Problem. W wąwozie żadnego nie znajdziemy.

         Chłopak roześmiał się, widząc, że jego towarzyszce wrócił humor. Oznaczało to, że uraz nie był aż tak poważny. Podrapał się po łysej głowie i zaczął zastanawiać się, co zrobił w zaistniałej sytuacji. Przez gęste korony drzew nie dostrzegał zbierających się ciemnych chmur, które za kilka godzin miały zwiastować ulewę.

- Może mnie zaniesiesz? - spytała Karolina, co podłapał.

- Dobry pomysł!

- Kiedy żartowałam! Miałoby to sens tylko wówczas, jeśli wiedziałbyś, gdzie iść.

- Ech, masz rację. To co robimy? Czekamy na ratunek? - Chłopak przysiadł na kamieniu koło swojej towarzyszki.

- Ty jesteś cały. Wygramolisz się stąd, znajdziesz drogę na polanę, wyjdziesz na szosę i albo złapiesz stopa, albo na pieszo prosto drogą dojdziesz do domku - poleciła Karolina.

- Równie dobrze mogę cię zanieść tą samą drogą.

- Głupi pomysł. Ja tu zaczekam.

- Po prostu nie chcesz ze mną przebywać, zgadłem? - zapytał Max, a Karolina z lekkim rozbawieniem pokiwała głową. - Nie zostawię cię samej. Co jeśli przyjdzie jakieś dzikie zwierzę?

- Albo spadnie ulewny deszcz i mnie zaleje w tym wąwozie? Spokojnie, to bardzo mało prawdopodobne.

         Po dłuższych namowach Karolinie udało się przekonać Maxa, by wysłuchał jej wskazówek i poszedł po pomoc.

- Ale nie ruszaj się stąd - zapowiedział na pożegnanie.

- Nie ruszę się.

- Siedź spokojnie.

- Bez ruchu.

- Gdy pojawi się jakieś zwierzę…

- Uderzę je tym kijem. - Dziewczyna zamachała w powietrzu obszernym konarem, który dostała do obrody.

- I nie obciążaj nogi. Pobiegnę i niedługo będę z powrotem.

- Będę czekać. - Zasalutowała. Bawiła ją jego powaga i troska, ale i robiło jej się miło z tego powodu.

- Ale będziesz mi winna poważną rozmowę - odezwał się jeszcze i podskoczył, by chwycić zwisający konar drzewa, na którym chciał się podciągnąć na górę.

         Jedna myśl przebiegła jednak przez jego głowę i zeskoczył. Przeszedł kilka kroków, które dzieliły go od kamienia, na którym siedziała Karolina, złapał jej twarz w dłonie i pocałował, osłupiałą i bezbronną. Przez te kilka cudownych sekund oddawała mu każde muśnięcie warg, przez co był przekonany, że działa na nią tak samo jak ona na niego, mimo iż stanowczo się tego zapierała.

         Uśmiechnął się pod nosem i z większą niż wcześniej wprawą podskoczył, podciągnął się na gałęzi i znalazł się u góry. Nie obejrzał się na Karolinę, mimo iż bardzo go korciło, by to zrobić. Chciał zostawić ją, czekającą na więcej. Kiedy po raz kolejny się spotkają, nie tylko będzie skłonna z nim porozmawiać. Liczył na o wiele więcej.


*


         Ekipy poszukiwawcze minęły się z Maxem, który kierował się tą samą drogą, którą poleciła mu Karolina. Lou i Siva wrócili z pustymi rękami dość szybko, akurat by natrafić na Maxa, który w pośpiechu wsiada do drugiego z busów, by jechać na polanę.

- Całe szczęście, znaleźliście się! - zawołała Luiza.

- Caroline skręciła kostkę i zostawiłem ją w wąwozie w lesie. Jadę po nią, by zdążyć przed deszczem.

- Jadę z tobą! - zapowiedział Siva. W przelocie cmoknął swoją dziewczynę na pożegnanie i wpakował się do wozu na siedzenie przyjaciela.

         Luiza rzuciła mu jeszcze swoją latarkę, a Ree podała linę, która mogła być pomocna w wyciągnięciu Karoliny z wąwozu.

- Uważajcie na siebie! - wołała dziewczyna Sivy, zagryzając wargi. Była pewna, że domek nad jeziorem przynosił pecha.

         Obserwowała jak bus prowadzony przez Maxa odjeżdżał sprzed posesji, zostawiając ją, Kelsey, Adama i Lou, pełnych napięcia i zestresowanych o losy przyjaciół. Kilka kropli deszczu spadło jej na głowę. Były to wyjątkowo duże i ciężkie krople, zwiastujące wielką ulewę.

- Kto to był? - spytali równo Madzia i Nath, którzy właśnie wyłonili się z lasu w miejscu, z którego wyszli też Siva i Luiza. Ta ostatnia wyjaśniła sytuację.

- Max. Karolina skręciła kostkę i wpadła do wąwozu. Pojechali po nią z Sivą.

- Całe szczęście, że się znaleźli - westchnął Nath. - Przeszukaliśmy całą trasę i zboczyliśmy między drzewa, ale nie natrafiliśmy na żaden ślad, więc wróciliśmy tutaj.

- Dobrze, że macie lepszą orientację w terenie niż oni. Chodźcie do środka, zanim się wszyscy przemoczymy. Stąd i tak nie możemy im pomóc - zarządziła Nareesha i wszyscy jej posłuchali.

         Po dwudziestej drugiej wróciła Monika i chłopaki z Lawson, również z pustymi rękoma.

- Nic nie znaleźliśmy - wysapała rudowłosa, która drogę z samochodu przebiegła. - Widzieliśmy ślady, ale jak rozpadał się deszcz, wszystko zmył.

- Kto wziął drugie auto? - spytał przemoczony Ryan, przytulając na powitanie swoją zaniepokojoną dziewczynę.

- Max i Siva pojechali na ratunek Caroline. Skręciła kostkę i wpadła do wąwozu - wyjaśniła Kelsey.

- Dawno to było? - zatroskał się Joel.

- Z godzinę temu - odpowiedział Adam, zerkając na zegarek.

         Zdenerwowana Monika spojrzała przez okno. Padało coraz mocniej, widoczność była niewielka. Na ramieniu poczuła rękę Madzi, równie zatroskanej jak ona.

- Max wie, gdzie szukać. Niebawem przywiezie Karolinę całą i zdrową - pokrzepiła starszą siostrę, która pociągnęła nosem, by pohamować płacz.

- Tom i Jay też już wrócili? - zapytała, ogarniając wzrokiem zaniepokojone towarzystwo.

         Madzia pokręciła głową, a Monika objęła się rękoma i wróciła do obserwacji oświetlonej przez światło z werandy polany przed domkiem.

         Nareesha próbowała wszystkich uspokoić i parzyła herbatę, mimo iż również była zmartwiona. Kelsey rozdawała przemoczonym uczestnikom wyprawy ręczniki, a reszta siedziała jak na szpilkach i obserwowała zegarek lub drzwi, w nadziei, że zaraz staną w nich ich przyjaciele. Nikt nie był skory do żartów, bo było to nie na miejscu.

         Nagle Monika poderwała się i wybiegła na zewnątrz, zanim do uszu zebranych dobiegł warkot silnika. Dziewczyna rzuciła się w stronę busa, otworzyła tylne drzwi i ujrzała swoją przemoczoną i ubłoconą przyjaciółkę.

- Całe szczęście, tak się martwiłam! - krzyknęła po polsku i dosłownie rzuciła się na szyję Karoliny.

         Max nakazał jej się przesunąć i wyciągnął poszkodowaną z samochodu. Ostrożnie, uważając, żeby się nie poślizgnąć, ruszył z nią do domku. Wszyscy zrobili przejście.

- Nie na kanapę, ubrudzę ją! - wołała Karolina, kiedy piosenkarz sadzał ją na sofie przy kominku.

         Monika zaczęła śmiać się przez płacz, kiedy zdała sobie sprawę, że jej przyjaciółka jest skora do żartów.

- Lina się przydała - opowiadał gdzieś z tyłu Siva, ale zupełnie go nie słuchała. Niemal odepchnęła Maxa od Karoliny i zaczęła wokoło niej skakać.

         Przyniosła wodę w misce i zwilżoną szmatką zaczęła wycierać przyjaciółce błoto z twarzy. Ree w tym czasie zajęła się wyciąganiem kostek lodu, z których zrobiła okład na skręconą kostkę.

- Dzięki, ale najlepiej zrobi mi prysznic - zachichotała Karolina i wszyscy jej zawtórowali.

         Pół godziny później atmosfera się nieco uspokoiła. Poszkodowana szatynka poczuła się znacznie lepiej po prysznicu. Otrzymała też najwygodniejszą sypialnię, a Max sam zaniósł ją na górę.

         Czuła się dość skrępowana, ale i bezpieczna. Kiedy kładł ją w czystej pościeli i odgarnął pasmo mokrych włosów za ucho, poczuła jak wzdłuż kręgosłupa przebiega jej dreszcz.

- Obiecałaś mi rozmowę, pamiętasz?

- Nie pamiętam obietnicy.

- Ale ja pamiętam.

- Szkoda, że nie masz takiej pamięci do map - zachichotała dziewczyna, a chłopak spojrzał na nią z czułością.

- Ale pamiętam wszystko, co powiedziałem. I nie było to wywołane stresem czy niepokojem o nasz los. Naprawdę mi na tobie zależy.

         Karolina uśmiechnęła się. Już otwierała usta, by coś powiedzieć, kiedy zamknął je jej pocałunkiem. Było jej dość niewygodnie w tej dziwacznej półleżącej pozycji. Czuła się jak śpiąca królewna, całkowicie zdana na jego łaskę, ale jednocześnie bardzo zadowolona z panującego stanu rzeczy.

- Wiem - wyszeptał Max, kiedy w końcu się od niej oderwał.

- Jeśli myślisz, że chciałam odwzajemnić to romantyczne wyznanie, to się mylisz. Chciałam poprosić o poduszkę pod nogę - powiedziała Karolina z powagą, a kiedy z twarzy Maxa znikła cała pewność siebie, roześmiała się.

         Dopiero wtedy się rozluźnił i ponownie ją pocałował. Bardziej namiętnie i zachłannie. Pocałunek przywołał wspomnienie ich pierwszej i jedynej wspólnie spędzonej nocy. Karolina Żałowała, że ma skręconą i bolącą kostkę. W przeciwnym wypadku już rzucałaby się na niego, by obdarzyć go zachowanymi na później pocałunkami. Była pewna, że nie kłamał, naprawdę mu na niej zależało. Widziała troskę w jego oczach, kiedy po nią wrócił, widziała pożądanie, kiedy ją całował.

         Chrząknięcie ze strony drzwi przerwało im czułości.

- Przepraszam, ale przyniosłam okład - westchnęła od progu Monika, a Max po raz pierwszy chyba od czasu, od kiedy go znała poczerwieniał na twarzy.

- Och, tak, jasne! - poderwał się z miejsce i ruszył do wyjścia.

         Monika złapała go za łokieć.

- Dzięki, że ją przyprowadziłeś. Prawie całą i zdrową.

         W odpowiedzi uśmiechnął się i zostawił przyjaciółki same. Monika zaczęła krzątać się po pokoju. Podłożyła poduszkę pod nogę Karoliny, przyłożyła lód na skręcone i opuchnięte miejsce i podała jej kubek z ciepłym kakao.

- Jay i Tom już wrócili? - spytała szatynka, widząc, że jej przyjaciółkę coś trapi. Za wszelką cenę próbowała zająć czymś ręce.

- Jeszcze nie. Pewnie ci idioci poszli się kąpać w jeziorze.

- I martwisz się o jednego z tych idiotów, tak?

- Martwię się o obu - odpowiedziała rudowłosa i przysiadła na brzegu łóżka.

- Spokojnie, to tylko ulewa. Nie ma takiej burzy, o jakiej mi opowiadałaś - uspokajała przyjaciółkę Karolina.

- Tak, wiem. Na pewno wszystko jest w porządku. Po prostu nie chciałabym, żeby ostatnie słowa, które mu powiedziałam były takie ostre. - Monika wzruszyła ramionami i pociągnęła nosem. Szybko postanowiła zmienić temat. - Ale opowiedz mi raczej, jak doszło do tego, że ty i Max…

- Uratował mnie. No i dokonał deklaracji uczuć, więc czego mogę chcieć więcej? - zachichotała dziewczyna, ale czując ból w kostce, uspokoiła się.

- Będziesz musiała mi to opowiedzieć, ale jutro. Dziś masz odpocząć. Sporo przeżyłaś. Chyba nikt w historii nie miał ekipy poszukiwawczej złożonej z takiej liczby celebrytów.

         Obie uśmiechnęły się do siebie.

- Rzeczywiście, zaczynam powoli układać swoją zwariowaną brytyjską przygodę.

- Mam nadzieję, że z happy endem.

- Dla nas obu - dopowiedziała Karolina, a Monika pocałowała ją w czoło.

- Poczekam na chłopaków na dole. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, wołaj - poleciła szatynce, a ta pokiwała głową twierdząco. - Miałam dziś spać z tobą, ale jeśli mam przysłać Maxa…

- Co? Nie żartuj! - Karolina dla zgrywy szturchnęła swoją przyjaciółkę, a ta uśmiechnęła się szeroko.

- Dobrze. A więc wypocznij. Dobranoc.

- Dobranoc. I dzięki.

         Monika odwróciła się na pięcie i spojrzała na przyjaciółkę zdziwiona.

- Dziękujesz mi? Za co?

- Gdybyś mnie tu nie zabrała w sylwestra… Nic by się nie wydarzyło. Moje życie byłoby nadal nudne jak flaki z olejem.

- Ile ja bym dała, żeby moje było znowu takie - westchnęła Monika i posławszy w powietrze całusa, zeszła po schodach na dół akurat po to, by zauważyć jak przemoczeni do suchej nitki Tom i Jay wchodzą do salonu.

         Podczas gdy Tom witał się namiętnym pocałunkiem z Kelsey, Jay nie baczył na fakt, że moczy podłogę w domku. Podszedł do stojącej na dole schodów Moniki i spojrzał na nią z rozbawieniem.

- Maggie mówi, że się o mnie martwiłaś - powiedział zawadiacko, a rudowłosa zerknęła w stronę siostry, która uniosła ręce w geście poddania. - Uważam, że to urocze.

- Nie bywam urocza.

- Jak się złościsz, to bywasz - oświadczył pewnie. Podobną konwersację już kiedyś prowadzili, więc udało mu się przywołać uśmiech na jej twarzy. - Myślisz, że skoro martwiłaś się o mój los, to może ci jeszcze choć odrobinkę na mnie zależeć?

- Może - wzruszyła ramionami i założyła ręce na piersiach. Krępowało ją, że wszyscy w pomieszczeniu wpatrują się w nią wyczekująco.

- Może mi wystarczy - roześmiał się McGuiness i cmoknął ją w policzek, zostawiając mokrą smugę.

         Radości nie było końca. Oprócz skręconej kostki Karoliny wszyscy byli cali i zdrowi. Początkowo Tom próbował się wykłócać, że przegrana drużyna powinna spać w namiotach, ale kiedy Jay posłał mu mordercze spojrzenie, odstąpił od tego postulatu.

- Ale żądam rewanżu w najbliższym czasie! - zawołał donośnie chłopak, ale wszyscy go zignorowali.

         Zdecydowano, że dziewczyny zajmą sypialnie, Adam, jako najniższy, rozkładany fotel, Nath, jako najmłodszy kanapę, a reszta chłopaków prześpi się w śpiworach na ziemi. Nikt nie protestował.

         Kiedy zmęczeni przygodami tego dnia układali się spać po północy, Monika pomagała Ree w myciu kubków po herbacie i kakao.

- Dlaczego się tak uśmiechasz? - spytała szeptem rudowłosa, widząc, że jej kumpela pali się, by coś powiedzieć. - Wyduś to z siebie.

- Widzę, że ty i Jay jesteście na dobrej drodze do pojednania, to wszystko - zachichotała dziewczyna Sivy.

- Może…

- "Może" mu wystarczy. - Ree zaczęła przedrzeźniać Loczka, a Monika dla zgrywy uderzyła ją ścierką w pośladki. Ciemnoskóra dziewczyna zachichotała i poleciła. - Idź, ja dokończę. Ktoś na ciebie czeka na schodach.

- Nawet wiem kto - odpowiedziała Monika i puściwszy oko w stronę przyjaciółki, ruszyła w stronę ukrytego w półcieniu lampki Jaya, który przypatrywał się jej z przymrużonymi oczami.

- O czym rozmawiałyście? - spytał szeptem, by nie obudzić śpiących chłopaków.

- Och, zamknij się i mnie pocałuj - nakazała dziewczyna, a chłopak z rozbawieniem spełnił polecenie. Kiedy na chwilę ich wargi oderwały się od siebie, spojrzał jej w oczy i założył kosmyk włosów za ucho.

- "Może" chyba komuś tu nie wystarcza - powiedział z rozbawieniem.

- Mnie zadowoli tylko "na pewno" - zapowiedziała. - I lepiej tego nie spapraj.

         Szybko wstał i przygarnął ją mocno do siebie, zanim się rozmyśli. Dawno nie był tak szczęśliwy, ale i dawno nie czuł tak wielkich wyrzutów sumienia. Było bowiem coś, co mogło zburzyć ich odnalezioną sielankę. Na razie jednak zamierzał to zachować dla siebie. Oboje zasłużyli na trochę szczęścia i nie zamierzał sobie tego odbierać.

9 komentarzy:

  1. Oooooo jak słodko. Ale jak znam Jay'a coś spieprzy... Ale na razie jest kolorowo, więc się cieszę!
    No i Karolina i Max.
    Ogólnie ten rozdział jest taki różowy i słodki. Nie lubię obu tych rzeczy, ale twoje opowiadanie jest takie, że tu czekam na jakiś słodki moment i jest!
    Także tyle z mojej strony.
    Mam nadzieje, że nikt niczego nie zepsuje w następnym rozdziale, na który już niecierpliwie czekam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Długo mnie tutaj nie było, ale na nic nie ma czasu ostatnio. No ale już jestem i mam nadzieję, że nic mnie już nie będzie przeszkadzać w czytaniu. :)
    Ogółem rozdział świetny. Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam z tego, że między Maxem i Karoliną oraz Jayem i Moniką się poukładało. Wiem też, znając Twoje pomysły z poprzedniego bloga, jak i z tego również, że ta sielanka nie potrwa zbyt długo. Tak poza tym to wystraszyłam się jak Tom z Jayem nie wracali do domku. W głowie krążyła mi tylko jedna myśl "Gdzie jest Tom i Jay?" i mało by brakowało, żebym to wykrzyczała, serio. Naprawdę myślałam, że coś im się stało.
    Mam do Ciebie jedno małe pytanie. Już od dłuuugiego czasu ciekawi mnie skąd bierzesz te wszystkie cytaty na początku rozdziałów? Jakim cudem znajdujesz takie, które pasują do danego rozdziału?

    OdpowiedzUsuń
  3. Normalnie rzygam tęczą. ♥,♥
    Taki soł słit rozdział! *_______*
    Max i Karolina.
    Jay i Monia.
    I wgl... Tak bardzo szczęśliwi wszyscy...
    Powinnam się uczyć na fizykę, ale wolę czytać WD. No cóż... Tak bywa. :D
    Przykro mi fizyko. x3

    Czekam na kolejny. ;*
    Lubię Knedle.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajny ten rozdzial. Pokazalas jak Monika martwi sie o swoja przyjaciolke ale takze o swojego ukochanego. Bardzo sie ciezze ze do siebie erocili i ze sa szczesliwi tylko dlaczego Jay ma cos na sumieniu o co chodzi? mam nadzieje ze to jakos Moni wytlumaczy i bedzie wszystko miedzy nimi dobrze. No i kolejna para oj nie spodziewalam sie ze juz teraz ich polaczysz ale to super ze sa razem pasuja do siebie no i Max jak bohater ratuje ukochana. Oby teraz nic nie zaklocilo ich szczesciu. Rozdzial bardzo fajny pokazal jak cala paczka razem z chlopakami z Lawson sa zgrani i sobie pomagaja. Ten domek jest naprawde dziwny i niesie ze soba dziwne przygody. Brakuje mi wiecej o Madzi I Nathanie bo tak naprawde to odpoczatku praktycznie wogole o nich nie bylo i mam nadzieje ze kolejny rozdzial juz o nich i juz jutro. Czekam i juz sie nie moge doczekac:-) Maja:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaa swietny ten rozdzial i mamy dwie pary jedna calkiem nowa i powrot zwariowanej pary. Ciesze ich szczesciem oby trwalo jak najdluzej. :-) Mam nadzieje ze w sobote kolejny rozdzial.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytając już tytuł rozdziału wiedziałam, że będzie się działo.

    Tak się cieszę, że Karolina i Max przeprowadzili krótką rozmowę wstępną. Monika i Jay się pogodzili, przed następną burzą (i nie mówię tu o warunkach atmosferycznych). Znając Ciebie to ta sielanka nie potrwa długo, a dziewczyny będą musiały stawić czoła losowi, który im kłody pod nogi rzuca.

    Czekam więc na następny rozdział z niecierpliwością :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. TAK! POGODZILI SIĘ!! I TO WSZYSCY!
    Mam nadzieję, że tak zostanie przez dłuższy czas.. ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Czekłam ne ten moment kiedy Jay i Monia sie pogodza a tu jeszcze niespodzianek i Max i Karolina tez sa razem. Super ciesze sie ze wszystko sie uklada. A domek moze i jest pechowy ale szczesliwy tez. Do nastepnego rozdzialu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Na ten moment czekałam. Max i Karolina oraz Jay i Monika, aww :3 Mam nadzieję, że będzie im się układać. I niech chłopcy tego nie spaprają! ;)
    Chciałabym cię znów przeprosić za niekomentowanie. Nie mam czasu na czytanie blogów itp. Dopiero dziś nadrobiłam wszystko. Mam nadzieję, że mi wybaczysz ;)
    Weny!

    OdpowiedzUsuń

Blog List