Dziękuję za cierpliwość tym, którzy jeszcze wytrwali w oczekiwaniu na ten rozdział. Dalsze losy opowiadania zależą od tego, czy ktoś jeszcze będzie chciał je czytać.
Historia przybiera nieco nieoczekiwany obrót, ale mam nadzieję, że mimo wszystko się spodoba.
Pozdrawiam :)
Godzina wizyt się skończyła i Madzia nie
była pewna, ilu z jej przyjaciół mogło zostać i czuwać na korytarzu. Czy
wyprosili wszystkich? A może mimo iż nie mogli wchodzić do niej na salę, nikt
nie mógł im zabronić siedzenia w poczekalni?
Nie
miała ze sobą telefonu ani żadnych rzeczy osobistych poza szczoteczką do zębów,
pastą i grzebieniem, które Alicja kupiła jej w szpitalnym sklepiku. Nie były
jej wcześniej potrzebne, zakazano jej się ruszać. Cały czas podawano jej tlen i
dopiero teraz poczuła, że jest w stanie oddychać samodzielnie bez śmiesznych
wąsów tlenowych, które łaskotały ją pod nosem.
Szpitalne
łóżko było wygodne, ale Madzia nie mogła w nim zasnąć. Zdawało jej się, że
drzemie przez piętnaście minut, by znowu się obudzić i szukać dogodnej pozycji.
Spokojnego zapadnięcia w sen nie ułatwiał fakt, że nie wiedziała, co z jej
siostrą. Z wszystkich, którzy ją odwiedzili, tylko Nath wspomniał, że również
się zatruła. Spytała o to lekarza, który przyszedł na wieczorny obchód, ale
wszystko wskazywało na to, że coś przed nią ukrywają, by jej nie martwić. Zła,
sfrustrowana i zaniepokojona, co stanowiło dziwaczną mieszankę, zasnęła w końcu
w okolicy godziny trzeciej.
Kiedy
się obudziła, poczuła, że mimo iż oddycha jej się ciężko, jest znacznie lepiej
niż dnia poprzedniego. Skutki zatrucia powoli przemijały i wracała do żywych.
Przez okno, które pielęgniarka zostawiła odsłonięte, do sali wpadało światło
słońca, które z trudem przebijało się przez szare chmury. Zegar na ścianie
wskazywał godzinę dziesiątą. Najwyraźniej przespała wizytę lekarza, bo wąsy
tlenowe gdzieś zniknęły. Przegapiła też śniadanie, które leżało na tacce tuż
przy jej łóżku. Była to jakaś sałatka w plastikowym opakowaniu i sok owocowy w
kartonie, a także smakowicie wyglądające jabłko. Nastolatka, mimo głodu, nie mogła
się nim nacieszyć. Na korytarzu bowiem dały się słyszeć krzyki i piski oraz
tupot wielu kopyt. Stóp, podpowiedział Madzi powoli budzący się do życia umysł.
Zapewne fanki wdarły się na piętro i nagabywały któregoś z jej znanych
przyjaciół. Być może Natha? Nastolatkę ciekawiło, czy siedział w szpitalu całą
noc, czy dopiero przyjechał.
Ciekawość
była silniejsza niż zmęczenie, które nadal jej towarzyszyło. Odkryła kołdrę i
zestawiła bose stopy na chłodną posadzkę. Powoli podeszła do drzwi, które
otworzyła i wyjrzała na korytarz. Niezrażony hałasem, w karkołomnej pozycji, na
krzesłach spał Tom Parker. Ale to nie on był źródłem pisków fanek, które
dobiegały z końca korytarza.
Pielęgniarki
i ochrona starały się uspokoić grono napalonych nastolatek, które otoczyły
swojego idola. Z miejsca, w którym stała, Madzia nie mogła zweryfikować, kto
padł ich ofiarą. Powolnym krokiem skierowała się w stronę zbiorowiska,
wytężając wzrok.
- Maggie! - usłyszała głos Liama, który
odepchnął na bok jakąś otyłą dziewczynę i starał się opuścić wianuszek
molestujących go fanek. - Jesteś cała?
- Jeszcze tu One Direction brakowało -
prychnął zaspanym głosem Tom Parker, który wyrósł nagle koło nastolatki. -
Dobrze, że już z tobą lepiej, Meggs - oświadczył i chciał przytulić swoją przyjaciółkę,
ale tabun fanek, jak na zawołanie, ruszył na niego, orientując się, że ma przed
sobą szansę na molestowanie kolejnego idola.
Dwóch
ochroniarzy i trzy pielęgniarki byli bezradni wobec grupy kilkunastu dziewczyn.
Otyła nastolatka odtrącona przez Liama wrzasnęła coś niezrozumiale i rzuciła
się w stronę Parkera. Madzia poczuła jak z wielką siłą zostaje odepchnięta od
piosenkarza na bok. Poczuła jak traci równowagę. Wszystko jakby zamarło, ziemia
odpłynęła jej spod stóp, a ona zaczęła powoli opadać. Wydawało jej się, że
wszystko odbywa się w zwolnionym tempie. Wydawało jej się, że w oddali słyszy
głos Natha, ale nie była pewna, na ile to jej wyobraźnia płata jej figle. Potem
coś łupnęło, w ułamku sekundy poczuła ból w tyle głowy i film jej się urwał.
*
Monika
nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała od wróżki Enigmy, a raczej od swojej
podświadomości, która w dziwaczny sposób przybrała postać zdziwaczałej kobiety
o rzekomych ezoterycznych umiejętnościach.
- Zapadłam w śpiączkę? - spytała w końcu,
gdy odzyskała głos. - Czy to gadka Toma mnie tak uśpiła?
- Fakt, że zachowujesz poczucie humoru w
tak poważnej sytuacji świadczy, że może uda ci się z tego wyjść - westchnęła
Enigma. Machnęła ręką i nagle znalazły się z powrotem w zakurzonym salonie
ezoterycznym.
Rudowłosa
kichnęła, ale nie zaszczyciła "ducha" odpowiedzią. Była zajęta
rozmyślaniem. Jak to "może uda jej się z tego wyjść"? To istniało
zagrożenie, że się nie obudzi?
Enigma,
zupełnie jakby czytała jej w myślach, odpowiedziała.
- Wszystko zależy od ciebie, moja droga.
- Gdyby zależało ode mnie, już bym się
obudziła.
- Nie sądzę. Obie się chyba zgodzimy, że
istnieją sprawy, które musisz sobie wyjaśnić. No i nadal pozostaje wizja
przyszłości, której musisz uświadczyć, żeby doznać katharsis.
- Nie potrzebuję żadnego oczyszczenia tylko
wyjaśnienia. W jaki sposób niby zapadłam w śpiączkę?
- Wiem tyle co ty, w końcu jestem wytworem
twojego pogrążonego we śnie umysłu. - Enigma wzruszyła ramionami i beztrosko
zapytała. - Nie będzie ci przeszkadzało, jeśli sobie zapalę? - Z kieszeni
rozkloszowanej spódnicy kobieta wyciągnęła papierośnicę.
- Oczywiście, że będzie mi przeszkadzało! -
zaoponowała Monika, a nagle się zamyśliła. - Zaraz… pożar? Wybuchł jakiś pożar
i zatrułam się dymem, kiedy spałam?
- Zatrucie to dobry trop, ale nie szarżuj z
tym pożarem - westchnęła Enigma, wsadzając między zęby papierosa, ale
rezygnując z jego zapalenia.
Monika
wyglądała jak rażona piorunem, gdy zorientowała się w sytuacji.
- Zepsuty piekarnik… Czy to możliwe, że…?
- Pytasz mnie? Bo wydaje mi się, że już
znasz odpowiedź.
- Ale… czy jestem w szpitalu? Czy nadal tam
leżę i się duszę?
- Nie wiem, kochanieńka. My jesteśmy tutaj,
prawdziwy świat jest tam. - Enigma machnęła ręką w jakimś niezidentyfikowanym
kierunku, co odebrało Monice nadzieję, że uda jej się o własnych siłach stąd
wyrwać.
Opadła
ciężko na zakurzone krzesło i zaczęła przypatrywać się swoim paznokciom. Nagle
coś ją tknęło.
- Obudzę się, jeśli pokażesz mi przyszłość!
Tak jak Scrooge w "Opowieści wigilijnej"! - Rudowłosa aż klasnęła z
zadowolenia, kiedy zwerbalizowała swój błyskotliwy pomysł. - Dobra, zabieraj
mnie w przyszłość i miejmy to z głowy. Rozwiążę swoje problemy i się obudzę,
zanim zaczadzę się na śmierć.
Enigma
wywróciła teatralnie oczami.
- No co? - zdziwiła się Monika.
- Już jesteśmy w twojej przyszłości.
Rudowłosa
poderwała się z miejsca i podbiegła do lustra. Żadnych siwych włosów i
zmarszczek. Skonsternowana spojrzała na Enigmę.
- Nie jesteśmy w aż tak dalekiej
przyszłości.
- Więc ile mam lat?
- Niecałe trzydzieści.
- Cóż, nie jest źle. Spodziewałam się, że
przez tą Anglię osiwieję do tego czasu. I ominęły mnie kurze łapki!
- Ominęło cię o wiele więcej niż siwe włosy
i kurze łapki - oświadczyła gorzko Enigma. - Szansa na wydanie książki, na
przykład.
- W alternatywnej teraźniejszości wydałam
książkę, a w przyszłości mnie to ominęło? - zdziwiła się Monika. - To się ze
mną działo? Przeżyłam zatrucie gazem, a to już plus.
Enigma
roześmiała się gardłowo i równie szybko przybrała poważny wyraz twarzy.
- Przeżyłaś, a jakże. Nie porozmawiałaś z
Joelem o tym, że ci nie uwierzył na słowo i musiał usłyszeć prawdę o tej
felernej wiadomości z ust Kathryn, sprawczyni zamieszania. Postanowiłaś, że
lepiej nie prowadzić do kolejnej kłótni i była to dobra decyzja. Joel naprawdę
cię kocha, mimo twoich oczywistych dziwactw. - Wróżka zmierzyła Monikę, która z
zapamiętaniem nawijała długie pasmo włosów na palec. - Pojechałaś w trasę po
świecie z Lawson i przegapiłaś szansę na wydanie powieści.
- Nie rozumiem w jaki sposób jedno wyklucza
drugie.
- Pozornie nie. Ale pisałaś w autokarze, będąc
z nimi w trasie. Stworzyłaś coś naprawdę wyjątkowego, ale nie zrobiłaś kopii
zapasowej. Sprzęt uległ zniszczeniu przez kumpli z zespołu Joela, a danych nie
udało się odzyskać. Nigdy nie wybaczyłaś chłopakom, że urządzili imprezę i
pozbawili cię szansy na spełnienie marzeń. Wróciłaś do Londynu, do siostry.
Joel wrócił z trasy, ale zaczęło się między wami psuć, bo nie znosiłaś jego
przyjaciół. Stałaś się złośliwa i sfrustrowana, zupełnie straciłaś wenę.
Pokłóciłaś się z Luizą, bo obwiniałaś Ryana za swoje niepowodzenia, a ona
stanęła po stronie chłopaka…
Monika
próbowała przerwać kobiecie, ale ta pokręciła głową, by dała jej dokończyć.
- Twojej siostrze i Wrednym Zalotkom się
udało. Nagrały płytę i miały jechać w trasę jako support Little Mix. Musiałaś
wyprowadzić się z mieszkania, bo nie było cię na nie stać. Wprowadziłaś się do
taniej kawalerki tuż nad tym sklepem ezoterycznym i zaczęłaś tu pracować. Miała
to być praca tymczasowa, ale lata mijały, a ty nadal nie miałaś weny, by pisać
cokolwiek ani odwagi, by ostatecznie wrócić do Polski.
- Chcesz powiedzieć, że zostałam wróżką?!
Teraz to już sobie ze mnie jaja robisz - prychnęła rudowłosa, składając ręce na
piersiach.
- Ekspedientką w sklepie ezoterycznym.
Sprzedawałaś kadzidełka, podejrzane mazidła, karty tarota i szklane kule. Cóż,
a raczej będziesz sprzedawać, bo rozmawiamy o twojej przyszłości.
- Więc wszystkim się udało, tylko ja jestem
nieudacznicą, do tego zmierzasz? - spytała gorzko Monika. - I wszystko dlatego,
że nie porozmawiałam szczerze z Joelem? Mój umysł chce mi dać do zrozumienia,
że to będzie mój największy błąd, czy tak?
- To wszystko są twoje przemyślenia, moja
droga. Tom powiedział ci prawdę, dlaczego Joel był taki skory, żeby ci
wybaczyć. Załamało cię to. Następnym razem może nie być kogoś, kto poświadczy
prawdę na twoją korzyść, a wtedy znowu będziesz cierpieć. I to cię przeraża.
- Przeraża mnie fakt, że po raz drugi w
życiu zależy mi na kimś sławnym. Na kimś, kto nigdy w stu procentach nie będzie
tylko mój. I być może prawdą jest, że gdzieś w podświadomości obawiam się, że
będę musiała zrezygnować ze swoich marzeń, gdyż marzenia Joela były pierwsze.
Właśnie przez kłótnię o podobną sprawę moja siostra rozstała się z Nathem. Nie
chcę, by którekolwiek z nas musiało wybierać.
Monika
poczuła ulgę, kiedy wyraziła te myśli na głos, mimo iż Enigma wyglądała, jakby
doskonale zdawała sobie ze wszystkiego sprawę. Była w końcu w jej głowie, więc
nic w tym dziwnego.
- Oczyściłam atmosferę, a nadal się nie
budzę - westchnęła nagle Monika. - Może zostanę w tym stanie próżni na zawsze?
Przesiąknięta zapachem kadzidełek, ze swetrem pokrytym duszącym kurzem, przez
który ciągle… ciągle… - Słowa dziewczyny przerwał atak kilku kichnięć z rzędu.
Kiedy doszła do siebie, pociągnęła nosem i dokończyła myśl. - Ciągle kicham.
Żałosna
stara panna, pachnąca kurzem i lawendowymi kadzidełkami, które przywodziły na
myśl zapach środki do czyszczenia toalet. Nieustannie kichająca, więc zapewne z
przekrwionymi oczami i zaczerwienionym nosem. W takim stanie nie byłaby w
stanie zwalić z nóg księcia z bajki, choćby i wszedł teraz do sklepu
ezoterycznego. Jeśli miała do końca życia znajdować się w śpiączce i to w
takiej smutnej rzeczywistości, wolałaby zatruć się gazem na śmierć. Była pewna,
że nawet w piekle będzie jej znacznie lepiej niż tutaj, w sklepie Enigmy.
Z
bezsilności opadła na sofę, zakurzoną jeszcze bardziej niż krzesło, które
upodobała sobie wcześniej. Wielki tuman kurzu wzniósł się w górę, przez co
najpierw zaczęła kasłać, a po chwili kichać bez opamiętania. Czuła, jakby głowa
miała jej zaraz eksplodować.
- Nie mogę tu pracować… - wydusiła między
jednym kichnięciem, a drugim. - Ten kurz mnie wykończy…
Monika
poderwała się z miejsca i ruszyła w stronę drzwi, które pchnęła, by wybiec na
ulicę. Nie ujrzała jednak znajomych kamienic, ale gładką, białą ścianę.
Dodatkowo, nic nie wskazywało na to, by znajdowała się na świeżym powietrzu.
Spojrzała w górę. Okrągłe jarzeniówki raziły ją w oczy, szara gładka posadzka
hipnotyzowała nudą i sterylnością.
Dziewczyna
nie mogła dojść do siebie i zorientować się w sytuacji. Kręciło jej się w
głowie, gdy starała się połączyć elementy układanki. Dopiero po chwili poczuła
czyjś ciepły dotyk na swojej dłoni. Z niepokojem spojrzała na rękę, która ją
trzymała. Zero tatuaży. Powoli podniosła wzrok do góry i natrafiła na osłupiałą
twarz Adama.
- Witamy w śród żywych, Monia - oświadczył
jej były chłopak i bezceremonialnie uścisnął ją z całych sił tak, że zabrakło
jej tchu.
- Nie mogę… oddychać… - powiedziała cicho, a
brunet odskoczył od niej jak poparzony. Wstał z miejsca siedzącego, które zajął
przy szpitalnym łóżku byłej dziewczyny i wyjrzał na korytarz, by zawołać
siostrę dyżurną.
Już
po kilku sekundach krągła kobieta pochylała się z troską nad pacjentką,
poprawiając jej wąsy tlenowe.
- Jak ci się oddycha? - spytała. - Mogę
podłączyć cię do aparatu.
- Nie trzeba, jest dobrze.
Przy
każdym wdechu czuła kłucie w płucach, ale podobno było to zupełnie normalne.
Nienormalne za to było, że przy jej łóżku czuwał jej były, a nie obecny
chłopak. Monika nadal miała w pamięci dziwaczny sen, ale starała się nie
skupiać na nim swojej uwagi. Do sali, w której leżała wszedł lekarz. Wyjaśnił,
że zatruła się tlenkiem węgla z zepsutego piekarnika, a stężenie było tak duże,
że zapadła w śpiączkę na dwie doby. Musieli umieścić ją w komorze
hiperbarycznej, żeby dotlenić tkanki, a także wykonać transfuzję krwi, by
pozbyć się tej zatrutej. Po wstępnych badaniach doktor uznał, że organizm
dziewczyny jest w jak najlepszym porządku, ale zalecił dalsze dotlenianie z
pomocą aparatu tlenowego.
- Wypocznij teraz, a ja przyjdę za dwie
godziny zbadać cię jeszcze raz. W razie czego wciskaj ten guzik - polecił
lekarz, wskazując dziewczynie przyrząd przy łóżku do przywoływania personelu
szpitalnego.
Skinęła
głową w milczeniu. Głos miała tak zachrypnięty, że wolała, aby nikt go nie
usłyszał. Adam gdzieś zniknął na czas badania lekarskiego i nie wracał, więc
nie była w stanie zweryfikować, dlaczego akurat on czuwał nad jej łóżkiem. Nie
mogła też dowiedzieć się, co z jej siostrą. W końcu również była w mieszkaniu.
Co prawda wyszła, ale mogła się zatruć.
Przez
chwilę Monika zastanawiała się, czy wezwać pielęgniarkę i ją podpytać, ale
uznała, że fatygowanie kobiety po to tylko, by uzyskać informację było
samolubne. Lekarz kazał jej odpoczywać, więc oparła głowę o poduszkę i
przymknęła oczy. Zza drzwi dobiegły ją podniesione głosy, kobiety i mężczyzny, których
nie potrafiła rozpoznać.
- Żartujesz?! W jaki sposób one się tu
dostały?
- Większość w odwiedziny do krewnych. Dwie
powiedziały, że są wolontariuszkami.
- Nikt nie zwrócił uwagi, że kilkanaście
nastoletnich dziewczyn, które nagle odwiedzają chorych krewnych jest nieco
podejrzanych?
- Przecież nie mogli ich wyrzucić.
- Pewnie teraz podwoją ochronę. Dobrze, że
zatrzymały się piętro niżej i nie dotarły na OIOM. Nigdy nie mieliśmy tutaj
takiego skupiska celebrytów. Te dwie dziewczyny mają pecha, ale nie można im
odmówić ciekawego życia…
Dwie
dziewczyny. Monika zdała sobie sprawę, że personel szpitala za drzwiami musiał
rozmawiać o niej i o jej siostrze. Nie miała pojęcia, co się stało, więc postanowiła
poddać się i zapytać. Wcisnęła guzik alarmowy i czekała na pojawienie się
pielęgniarki. Już po chwili krągła kobieta przydreptała do jej sali. W
drzwiach, które zostawiła otwarte Monika ujrzała lekarza i inną pielęgniarkę,
którzy rozmawiali przed chwilą o incydencie w szpitalu.
- Co się stało? - spytała z troską i
profesjonalizmem pielęgniarka.
- Moja siostra… też przywieziono ją do
szpitala - odezwała się słabo Monika. Nie było to pytanie, ale mimo tego
kobieta potwierdziła skinieniem głowy i wyjaśniła.
- Byłaś w gorszym stanie. Zasnęłaś, kiedy
natężenie tlenku węgla było największe. Twoja siostra w porę wyszła z
mieszkania i na szczęście nie oddalała się zbyt daleko, także sanitariusze ją
znaleźli na klatce i przywieźli was obie.
Monika
czuła, że jest coś, czego kobieta jej nie mówi. Głową wskazała korytarz.
- Słyszałam ich rozmowę o jakiejś grupie
nastolatek. Co się stało?
- Och.
Jedno
westchnienie wyprowadziło Monikę z równowagi. Zmęczenie i ciekawość ustąpiły
miejsca zdenerwowaniu.
- Co "och"? Co się stało? -
spytała, siadając na łóżku. Nagle zabrakło jej tchu i pielęgniarka podjechała
do niej z szafką z aparatem tlenowym. Wyciągnęła dziewczynie z nosa wąsy,
wcisnęła kilka przycisków na maszynie i zakręciła pokrętłem, a następnie
przystawiła do ust i nosa Moniki plastikową maseczkę. Natężenie tlenu było
większe, Monika poczuła się znacznie lepiej i mogła zapytać o to, co ją
nurtowało. - Coś nie tak z moją siostrą?
- Cóż, nie powinnam cię martwić, nadal
dochodzisz do siebie, ale powinnaś znać prawdę. Kilkanaście fanek wtargnęło
podstępem na teren szpitala, bo widziały członka One Direction. Na miejscu
zorientowały się, że jest tu więcej znanych osób, zapanowało zamieszanie i
jedna z dziewczyn przewróciła twoją siostrę.
Monika
odłożyła na bok maskę tlenową i spojrzała ponaglająco na pielęgniarkę.
- Ale chyba nic się nie stało?
- Nie wiemy. Twoja siostra straciła
przytomność pół godziny temu. Roztrzaskała sobie głowę i… dokąd pani idzie?!
Pielęgniarka
spojrzała zszokowana na Monikę, która sprawnym ruchem przerzuciła nogi przez
łóżko i podreptała po chłodnej posadzce w stronę drzwi.
- Proszę zaczekać! Aparat tlenowy! Płuca…
zatrucie…
Słowa
kobiety ginęły we wnętrzu sali. Monika przyspieszyła kroku w stronę windy. Nie
miała pojęcia, gdzie leżała jej siostra, ale z rozmowy lekarza z pielęgniarką
wywnioskowała, że incydent miał miejsce piętro niżej. Zorientowała się, na
którym jest poziomie i wcisnęła przycisk z numerem dwa.
Winda
już się zamykała, gdy ktoś zablokował drzwi jeżdżącym stolikiem na kółkach z
aparatem tlenowym. Monika rozpoznała pielęgniarkę, którą wezwała.
- Nie możesz iść do siostry bez aparatu
tlenowego - wytłumaczyła się kobieta, która wbrew sobie postanowiła pomóc w tej
konspiracyjnej krucjacie.
Monika
rzuciła jej uśmiech wdzięczności. Już po chwili znalazła się na piętrze, gdzie
wydarzyło się zamieszanie. Na widok plamy krwi na posadzce, którą wycierała
jakaś kobieta, dziewczyna wciągnęła powietrze ze świstem. Pielęgniarka chciała
podać jej aparat tlenowy, ale rudowłosa pokręciła głową przecząco. Chciała
zapytać, gdzie leży jej siostra, ale ujrzała Toma i Liama w towarzystwie
ochroniarzy i kilka innych osób dalej na korytarzu, więc przyspieszyła kroku w
ich stronę.
- Jezu, Brukselka! Uciekłaś z OIOM-u?! -
spytał zszokowany Parker, mierząc bladą i zasapaną przyjaciółkę w szpitalnej
piżamie.
- Tak, ale… mam obstawę… - wyjaśniła,
wskazując na pielęgniarkę, gotową do ewentualnej interwencji. - Co z moją…? Co…?
- Ocknęła się, ale bada ją lekarz -
wyjaśnił lakonicznie Liam i jak na zawołanie z sali, w której położono Madzię
wyszedł mężczyzna w kitlu.
- Jest problem - oświadczył, poprawiając
stetoskop na szyi, który czynił z niego stereotypowego doktorka, ale Monika nie
miała czasu się nad tym zastanawiać. - Po wstępnych badaniach nie jestem
pewien, czy to przez zatrucie gazem, które spowodowało powikłania w układzie
nerwowym, czy przez silne uderzenie przy upadku…
- No niechże pan w końcu to z siebie
wykrztusi!!! - zawołała Monika po polsku, a mężczyzna odetchnął i wyjaśnił.
- Ma amnezję. Nie pamięta niczego, co
wydarzyło się przez ostatnie półtora roku.
Aaa rozdzial jest swietny i chce nastepny juz teraz. Boze oby Madzia odzyskala pamiec i zaczely sie jakies przyjembiejsze rozdzialy. Ciesze sie ze z Monika wporzadku.
OdpowiedzUsuńświetny....duzo weny życzę...
OdpowiedzUsuńtylko martwi mnie stan Madzi...tylko, żeby sobie przypomniała wszystko...
Jest nowy rozdział, jestem i ja! Cieszy mnie, że z Moniką coraz lepiej. Madzia dojdzie do siebie i wiem, że odzyska pamięć, ale jestem ciekawa wydarzeń, które nastąpią podczas trwającej amnezji. Proszę o następny rozdział. Uradowana jestem, że wróciłaś :)
OdpowiedzUsuńCudowny <3
OdpowiedzUsuńŚwietny ! Naprawdę. Ja nadal jestem <333 Nie zostawię Cię ;) xdd mimo że zaczęłam czytać niedawno :* <3 Zapraszam do Się xdd :*
OdpowiedzUsuń